Szydło (17.06.2015)

 

Lekarz pedofil. Gdy trwał jego proces, molestował kolejne dzieci

Grzegorz Szaro, 18.06.2015
Podejrzany ginekolog został zatrzymany przed swoim gabinetem w Gdańsku. Czeka go kolejny proces

Podejrzany ginekolog został zatrzymany przed swoim gabinetem w Gdańsku. Czeka go kolejny proces (Policja)

Ginekolog z Trójmiasta odpowie przed sądem za wykorzystywanie seksualne sześciu chłopców w wieku 13 i 14 lat. Grozi mu 12 lat więzienia. Pół roku temu Piotr B. został już skazany za podobne przestępstwa.
Akt oskarżenia przygotowała Prokuratura Rejonowa w Chojnicach. W tym tygodniu został wysłany do Sądu Okręgowego w Słupsku.

Na 59-letnim Piotrze B. ciąży aż 11 zarzutów, w większości dotyczą one tzw. przestępstw pedofilskich, czyli popełnionych wobec osób poniżej 15. roku życia. Najpoważniejsze z nich to bezpośrednie obcowanie płciowe z dwoma chłopcami oraz doprowadzenie – za pośrednictwem internetu – czterech innych nastolatków do „wykonania innych czynności seksualnych”. Śledczy ustalili, że nie stosował wobec swoich ofiar gróźb i przemocy fizycznej. Chłopcy godzili się na wszystko, a w „nagrodę” dostawali drobne upominki.

Dawał chłopcom nagrody

Ginekolog odpowie również za posiadanie treści pornograficznych z udziałem osób nieletnich.

– Wszystkich zarzucanych w akcie oskarżenia czynów podejrzany dopuścił się w latach 2013-2014. Jego ofiary to 13- i 14-latkowie z różnych regionów Polski, ale żadnych szczegółów na ten temat nie podam z uwagi na dobro pokrzywdzonych – mówi „Wyborczej” prokurator Joanna Kapłońska, autorka aktu oskarżenia.

W tym samym akcie oskarżenia zarzuciła ona ginekologowi nielegalne dokonanie dwóch aborcji oraz pomoc przy dwóch innych aborcjach. – Pomoc ta polegała na przepisaniu kobietom w ciąży leków, które doprowadziły do poronienia – tłumaczy prok. Kapłońska i dodaje, że podczas przesłuchania Piotr B. przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów, ale skorzystał z przysługującego mu prawa do odmowy składania wyjaśnień.

59-latek przebywa w areszcie od października ub. roku. Policjanci zatrzymali go wtedy przed jego gdańskim gabinetem i przewieźli do prokuratury w Chojnicach, która prowadziła śledztwo w sprawie wykorzystywania seksualnego nastolatków.

Gdyby areszt wcześniej

Dwa miesiące później Piotr B. został skazany przez Sąd Rejonowy w Sopocie na dwa lata i osiem miesięcy więzienia za wykorzystanie seksualne, ale dwóch innych nieletnich. Do przestępstw, za które odpowiadał, dochodziło w latach 2005-2007 w Gdańsku i Sopocie. Ustalono, że jednemu z chłopców mężczyzna płacił za seks od 100 do 150 zł, a drugą ofiarą był uczeń szkoły specjalnej i pedofil wykorzystał jego bezradność.

Sprawy te wyszły na jaw przy okazji prowadzonego przez krakowską prokuraturę większego śledztwa w sprawie ogólnopolskiego gangu pedofilów. Gdy w 2007 roku na jednym z portali społecznościowych pojawiło się zdjęcie nagiego dziecka z podpisem „Jeśli lubisz takie, wyślij mejla”, policjanci rozbili grupę i zatrzymali m.in. Piotra B. W jego komputerze i na twardych dyskach zabezpieczono aż 3,5 tys. pedofilskich zdjęć i filmów. Proces w tej sprawie toczył się przed sopockim sądem od 2011 roku. Odbyło się w sumie kilkanaście rozpraw. W tym czasie oskarżony przez cały czas był na wolności, bo krakowski sąd odrzucił wniosek prokuratury o areszt i zastosował wobec podejrzanego jedynie poręczenie majątkowe oraz dozór policyjny. Niestety, nie przeszkodziło mu to w wykorzystywaniu seksualnym kolejnych chłopców.

Wyrok, który zapadł w grudniu, jest nieprawomocny, bo obrońca Piotra B. złożył apelację do Sądu Okręgowego w Gdańsku.

Zobacz także

trojmiasto.gazeta.pl

List do cwaniaka (zatrudnionego obecnie w T-Mobile) [SROCZYŃSKI]

Grzegorz Sroczyński, 17.06.2015
Grzegorz Sroczyński

Grzegorz Sroczyński (Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta)

Szanowna cwana mendo! Każdy milion twojego zysku to sto milionów strat dla gospodarki. Wszystko to przy indolencji państwa, słodkim śnie urzędów, bezczynności uokików, kaenefów, prokuratur i polityków.
Szanowny cwaniaku,

w ciągu 25 lat wolnej Polski wcisnąłeś mi już chyba wszystko, czego nie chciałem: trzy zbędne modemy, darmowy abonament w cenie 500 złotych, kanał wędkarski zamiast HBO, ubezpieczenie autocasco, które znakomicie działało aż do stłuczki, oraz „miniratkę” na 130 procent w skali miesiąca. Dzwonisz codziennie z nowymi ofertami, zmieniasz firmy jak rękawiczki, żadna branża nie jest ci obca. Czasem twoja inwencja zapiera dech w piersiach. „Polisolokaty” – klękajcie narody! Dzięki tym śmieciom wydoiłeś z Polaków 50 mld zł, co powinno zostać uhonorowane jakimś cwaniackim Noblem. Zwykle jednak masz pomysły skromniejsze, pszenno-buraczane, jak wtedy, gdy zstąpiłeś do mojej babci pod postacią dwóch zdesperowanych majstrów montujących drzwi antywłamaniowe z bardzo solidnej tektury. Wciąż cię widuję w nowych miejscach, żadną pracą nie gardzisz, zaludniasz ciasne kantorki Adameksów, Szwagreksów i Stefbudów, ale też zarządy korporacji w błyszczących biurowcach. Niezmienny jest tylko deszczowy polski pejzaż z wierzbą płaczącą w tle i płaczącym na końcu klientem.

Cwany przyjacielu, wierna mendo, obecnie zatrudniłeś się w firmie T-Mobile. Skąd to wiem? Moja mama nieopatrznie wykupiła u ciebie abonament i teraz za każdym razem, gdy do niej dzwonię, zamiast zwykłego sygnału oczekiwania na połączenie słyszę upiorną melodyjkę o natężeniu wręcz biblijnym. Nauczyłem się odsuwać telefon metr od ucha, aż ów kretyński brzdęk wybrzmi, i pewnie robiłbym tak nadal, nie naprzykrzając ci się tym listem, ale ubogaciłeś też resztę mojej rodziny. Brzdęk zaczął pobrzmiewać przed rozmowami z jedną ciotką, potem drugą, a ostatnio zaanektował połączenia z wujem. Liczni znajomi tych osób na kolanach błagają, aby to „coś” wyłączyć, żeby owo donośne „Hallelujah” zmiksowane z grą w kręgle, występem orkiestry strażackiej oraz zburzeniem murów Jerycha wreszcie zamilkło.

Mordo ty moja! Szybko się domyśliłem, że ów brzdęk w słuchawce to kolejna wesoła zagwozdka z niewyczerpanego arsenału twoich pomysłów na zarobek. Moja mama, dwie ciotki oraz wuj (wszyscy w T-Mobile) płacą ci co miesiąc od 2 do 5 złotych za to przepyszne urozmaicenie ich monotonnego życia (o nazwie „granie na czekanie”). Oczywiście nie mają o tym pojęcia, gdyż złoty deszcz „usług dodatkowych” spuszczasz na swe ofiary znienacka, w trakcie przedłużania umów i bez pytania o zgodę. Poza upiornym brzdękiem są to jeszcze SMS-y o pogodzie oraz MMS-y o treści nieustalonej, za to w ustalonej cenie. Zastanawia mnie, co na to twój główny udziałowiec Deutsche Telekom? Czy bardzo jest kontent z tych innowacyjnych pomysłów? Czy prezes Timotheus Höttges już ci winszował? Bo gdybyś spróbował w podobny sposób ubogacić klientów niemieckich, firma musiałaby zapłacić milionowe kary, a członkowie zarządu szukaliby już nowej pracy.

Cwaniaku! Wciskając nam rozmaite pierdoły, stworzyłeś kraj ludzi nieufnych, którzy nieustannie boją się zostać oszukani. Przez ciebie nie mamy społeczeństwa, lecz zbieraninę wkurzonych osamotnionych jednostek, którym wyrządziłeś mniejsze lub większe świństwa. Zdesperowany rój obywateli krąży obecnie po sądach, próbując odzyskać pieniądze z polisolokat, anulować „pomyłkowe” faktury z e-sądu (trzysta tysięcy przypadków – polecam tekst Solskiej w poprzedniej „Polityce”), uwolnić się od komornika, który omyłkowo zajął emeryturę, rozwiązać pełną kruczków umowę z bankiem, kablówką, telefonią. A także – to przypadki najgorsze – ochronić siebie i swoją rodzinę przed czyścicielami kamienic, które sądy zwracają wyspecjalizowanym grupom cwaniaków. Wszystko to przy indolencji państwa, słodkim śnie urzędów, bezczynności uokików, kaenefów, prokuratur i polityków.

Szanowna cwana mendo! Każdy milion twojego zysku to sto milionów strat dla gospodarki. Z powodu twojej bezkarności przedsiębiorcy boją się współpracować i łączyć siły, a każda transakcja musi być potwierdzona siedmioma pieczątkami, podpisami pięciu księgowych i trzech prawników, co kosztuje.

Nie jestem naiwny, nie liczę na poprawę. Wiem, że będziesz z nami już zawsze, bo gdzie byś się czuł tak swobodnie jak w Polsce? Mam tylko małą prośbę. Maleńką. Chodzi o ów nieznośny brzdęk w telefonie mamy. Nie śmiem prosić, żebyś go wyłączył i zwrócił wydębione pieniądze, ale błagam chociaż o ściszenie. A jeśli masz dodatkową usługę – np. „ściszanie grania na czekanie dla rodzin abonentów, którym to gówno wrzepiliśmy” – to mogę nawet uiścić.

Winszuję udanego 25-lecia!

Twój wierny klient i ofiara

Wideo „Dużego Formatu”, czyli prawdziwi bohaterowie i prawdziwe historie, Polska i świat bez fikcji. Wejdź w intrygującą materię reportażu, poznaj niezwykłe opowieści ludzi – takich jak Ty i zupełnie innych.

W ”Dużym Formacie” czytaj też:

Oddaj dziecko, matko nieletnia
Chciałam biec po córeczkę, ale byli szybsi, złapali mnie i zamknęli drzwi. Podetkali mi pod nos postanowienie sądu

Na wyspie szczęśliwych dzieci
Obiecałem sobie, że gdy będę miał dzieci, to zrobię wszystko, by mieć dla nich czas. Z Nel, Noem i Kazimierzem Ludwińskimi, którzy opłynęli Ziemię katamaranem, rozmawia Krzysztof Boczek

Jadą Grecy do nas w tajemnicy
Tuż po wojnie biedna i zniszczona Polska przyjęła 14 tysięcy uchodźców z Grecji. Do dziś są wdzięczni

Reporter, który umarł ze smutku
Najbardziej się boję oporu bohatera, by nie okazało się, że nie może on unieść własnego losu

Dron polski
W Singapurze wypierają kelnerów, bo same obsługują gości. W Indiach same rozpędzają zamieszki. W Szwajcarii roznoszą przesyłki. W Polsce liczą jelenie. Deweloperzy powinni się zastanowić nad wysuwaną platformą w parapecie – wielkości deski do wyrabiania ciasta. Na niej przyjmowalibyśmy drony z przesyłkami kurierskimi

Tu mieszkamy. Obcokrajowcy w Polsce [FOTOREPORTAŻ]
Dlaczego w Polsce? Bo tu znałem ludzi, którzy pomogli mi na starcie. Bo moja babcia była Żydówką. Bo nie ma tu wszechobecnej korupcji

Obce ciało. Marokańczyk w Polsce
Abdel miał w Polsce rodzinę i pracę. Został pobity przez rasistów. Stracił zdrowie, wylądował na ulicy. Państwo polskie mu nie pomoże, bo nie ma obywatelstwa

Zobacz także

Wyborcza.pl

Prezydent Polski czy pisowskiego getta

Wojciech Maziarski, 18.06.2015
Jarosław Kaczyński i Andrzej Duda

Jarosław Kaczyński i Andrzej Duda (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Pisałem w felietonie dwa tygodnie temu, że przyszły prezydent Andrzej Duda nie musi być skazany na tkwienie w PiS-owskim getcie. Podałem przykład Aleksandra Kwaśniewskiego, który startował w barwach SLD, lecz stopniowo rozluźniał więzi partyjne i zyskał uznanie w znacznie szerszym kręgu obywateli.
Mamy już pierwsze sygnały, jaki charakter może mieć nadciągająca prezydentura. Nie są to sygnały optymistyczne. Wychodzi na to, że 14 dni temu napisałem utwór z gatunku political fiction.

Przy okazji skandalu z publikacją „akt Stonogi” Andrzej Duda uznał za stosowne wygłosić przemówienie do narodu, w którym namawiał do głosowania w jesiennych wyborach przeciw obozowi dziś rządzącemu. Aż się prosi, by użyć dosadnego sformułowania Jacques’a Chiraca: Andrzej Duda stracił dobrą okazję, by siedzieć cicho. Wstąpił w szeregi partyjnych agitatorów.

Także jego czołowy współpracownik Krzysztof Szczerski udzielił „Rzeczpospolitej” wywiadu przywołującego najgorsze wspomnienia PiS-owskiej dyplomacji, która specjalizowała się w bezsensownym pobrzękiwaniu szabelką i antagonizowaniu tych, którzy dobrze Polsce życzą i są jej sojusznikami w Europie. Szczerski zasugerował wprawdzie, że z pierwszą europejską wizytą zagraniczną prezydent Duda pojedzie do Berlina, ale zarazem w sposób konfrontacyjny postawił Niemcom cztery warunki. Bardzo słusznie wytknął mu mój redakcyjny kolega Bartosz T. Wieliński niedopowiedzenie: a jeśli Niemcy ich nie spełnią, to co?

Oczywiście całkiem możliwe, że te warunki były potrzebne tylko jako „dudokrytka”. Skoro Duda jedzie najpierw do Berlina, to trzeba się jakoś usprawiedliwić i wytłumaczyć wyborcom specjalnej troski, traktującym Niemcy jak odwiecznego wroga, że to nie kapitulacja, lecz ofensywa. Prezydent pojedzie do Berlina, by walnąć pięścią w stół.

Tyle że takie wywiady czytają nie tylko wyborcy specjalnej troski, lecz także eksperci naszych zagranicznych partnerów, którzy dobrze pamiętają dyplomatyczne błazeństwa z czasów Anny Fotygi. Przestrogą niech będą słowa zawarte w jeszcze ciepłym czerwcowym raporcie na temat rosyjskiego zagrożenia w regionie bałtyckim autorstwa Edwarda Lucasa, wicedyrektora waszyngtońskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych. „Kraje nordyckie i bałtyckie boją się polskiej nieprzewidywalności – pisze Lucas. – Na rządzie Tuska można było polegać. A jaki będzie nadchodzący polski rząd? Wspomnienia chaosu i nieprzewidywalności epoki Lecha Kaczyńskiego i jego brata Jarosława są wciąż żywe”.

Dodajmy – bo tego już Lucas nie pisze – że w latach 2006-07, gdy dyplomacją kierowała Anna Fotyga, nie mieliśmy jeszcze do czynienia z otwartą rosyjską agresją i ekspansją. Było to przed inwazją na Gruzję, anszlusem Krymu i okupacją Donbasu. Polska mogła sobie więc pozwolić na luksus pewnej niefrasobliwości, nawet w polityce zagranicznej.

Tamta epoka już się skończyła. Dziś nie pora na błazeństwa. To czas wymagający rozwagi i odpowiedzialności.

Zobacz także

wyborcza.pl

Ślepnące staruszki

Jan Rokita, 16.06.2015j
Premier Ewa Kopacz i ministrowie w ławach rządowych w Sejmie

Premier Ewa Kopacz i ministrowie w ławach rządowych w Sejmie (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

W demokracji termin wyborów parlamentarnych jest zawsze kwestią najwyższego politycznego znaczenia. A tegoroczne wybory mają się odbyć parę miesięcy po porażce prezydenckiej Platformy i ledwie kilka tygodni po referendum nad projektem rewolucyjnych zmian w systemie politycznym.
Wiemy już, jaki trend wyznaczyło majowe głosowanie prezydenckie. W jego wyniku oczywistym faworytem jesiennych wyborów jest PiS, zaś w roli czarnego konia, po którym można się spodziewać wszystkiego, występuje dziś Paweł Kukiz. Rządząca PO została powszechnie (tak w kraju, jak w Europie) z góry skazana na porażkę.Kwestią otwartą pozostaje wpływ, jaki na wynik wyborów wywrze referendum. Obie stare partie winny być zaniepokojone wypadającą koincydencją terminów. Z perspektywy PiS sprawa jest dość oczywista, skoro wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż partia postulująca głosowanie 2xNIE nie tylko referendum przegra, ale przegra je zdecydowanie.

Nawet jeśli frekwencja nie przekroczyłaby 50 proc. i nowy Sejm miałby pretekst do zlekceważenia „woli ludu”, to i tak imponujący trend, w którym partia właśnie się znalazła, musi zostać wyhamowany. W interesie PiS leżą zatem wybory szybkie. Najlepiej tak szybkie, aby mogły być połączone z referendum albo nawet odbyć się tuż przed nim. Tę oczywistość dostrzegł prezydent Andrzej Duda, zaś jego doradca oznajmił ją na Twitterze, ubierając zręcznie w atrakcyjną retorykę, iż „prezydent elekt jest dziś jedynym ośrodkiem stabilności w państwie”.

Nie inaczej wygląda interes Platformy. Jak najszybsze wybory opłacają się jej nie tylko dlatego, że brak dziś realistycznych poszlak, by sądzić, iż partii rządzącej uda się przełamać trwający trend spadkowy. Jest jasne, że cała kampania referendalna będzie zbudowana na ewokowaniu kolejnej fali namiętności przeciw rządzącemu establishmentowi. Efekt nie może być zatem jakoś istotnie inny niźli w kampanii prezydenckiej – to PO i rząd Ewy Kopacz wystąpią po raz drugi w roli ośmieszanego i znienawidzonego czarnego luda. Trudno więc o bardziej błędną ocenę niźli ta wyrażona ostatnio przez marszałka Senatu: „Jest to nasze referendum i nie pozwolimy, by je przejął Kukiz”. Od „pozwolenia” Platformy doprawdy niewiele będzie już zależeć.

Obie stare partie mają wyraźny kłopot w zdefiniowaniu własnych interesów. Prezydent Komorowski i rzeczniczka rządu zgodnie odżegnują się od „niemających sensu” pomysłów na szybsze wybory, a PO chce dalej – na przekór realiom – udawać obrońcę stabilizacji.

Posłom PiS natomiast rozesłano SMS z przestrogą przed solidaryzowaniem się z pochopną inicjatywą doradcy Dudy. Prezes Kaczyński gotów byłby ewentualnie zgodzić się na wcześniejsze wybory, gdyby premier Kopacz podała się do dymisji. Czyli szuka okazji do całkowitego upokorzenia Platformy. Tak PO, jak PiS nadal zawzięcie walczą przeciwko sobie, nie dostrzegając, że pojawił się im nowy, dynamiczny, bardzo dla nich obu niebezpieczny przeciwnik. Trwając we wzajemnym uścisku, obie stare partie tracą powoli zdolność rozpoznawania politycznych realiów.

Jan Rokita – polityk UW i PO, w 2007 r. wycofał się z życia politycznego

Wyborcza.pl

Joachim Brudziński: Jak Bóg da, to Jarosław Kaczyński będzie ojcem przyszłego rządu

Jeśli wszystko pójdzie po myśli polityków PiS, to Jarosław Kaczyński będzie "ojcem przyszłego rządu"
Jeśli wszystko pójdzie po myśli polityków PiS, to Jarosław Kaczyński będzie „ojcem przyszłego rządu” Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

PiS wciąż nie wskazało swojego kandydata na urząd premiera. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeśli partia Jarosława Kaczyńskiego wygra wybory, to jej prezes odegra kluczową rolę przy tworzeniu nowego gabinetu, nawet jeśli sam do niego nie wejdzie. Przypomniał o tym Joachim Brudziński.

Goszcząc w studiu radia RMF FM, poseł przypomniał słuchaczom, że Jarosław Kaczyński „wypromował trzech prezydentów”: Lecha Wałęsę, Lecha Kaczyńskiego oraz Andrzeja Dudę. O ile pierwsze nazwisko budzi aktualnie wśród sympatyków PiS co najmniej niechęć, to pozostałe dwa kojarzą się im nad wyraz dobrze.

Ponadto Kaczyński miał swój udział przy tworzeniu kilku polskich rządów. – Więc jestem przekonany, że jak Bóg da, a Polacy pomogą, a my sobie na to ciężko zapracujemy, to jesienią Jarosław Kaczyński również będzie, że tak powiem, ojcem przyszłego rządu – oznajmił Brudziński.

Poseł nie chciał jednak doprecyzować, czy potencjalny ojciec rządu mógłby być jednocześnie jego szefem. – Premierem będzie reprezentant tej partii, która sobie zasłuży na głosy Polaków i te wybory wygra, bo jeszcze jedno nam towarzyszy: pokora. My nie dzielimy skóry na niedźwiedziu – zaznaczył Brudziński.

Konkretniejsza była redakcja „Naszego Dziennika”. Z jej ustaleń wynika, że podczas sobotniej konwencji PiS oficjalnym kandydatem tej partii na urząd premiera zostanie Beata Szydło.

Weekendowa wycieczka prezesa PiS
W miniony weekend poseł pokazał internautom zdjęcia, jakie wykonano podczas zachodniopomorskiej wycieczki prezesa PiS. Jednym z jej uczestników był właśnie Brudziński, przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS.


źródło: RMF FM

naTemat.pl

Znikająca Dudapomoc. Sprawdziliśmy, gdzie prezydent udziela porad prawnych

Jakub Wątor, 17.06.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,100896,18134677,video.html?embed=0&autoplay=0
Jednym z mocniejszych momentów kampanii wyborczej Andrzeja Dudy było otworzenie biura pomocy prawnej. Obiecał on, że niezależnie od wyniku wyborów biuro będzie działało dalej.
Te obrazki przewinęły się przez większość mediów relacjonujących kampanię wyborczą: jest połowa maja, Andrzej Duda z pompą otwiera pierwsze biuro prawne Dudapomoc przy ulicy Pięknej 24 w Warszawie. Osób mających prawny problem jest mnóstwo, rozmawiają z nimi prawnicy i europoseł PiS Janusz Wojciechowski. A Duda obiecuje: biuro będzie działało niezależnie od tego, jaki będzie wynik wyborów prezydenckich.Jest połowa czerwca, na stronie internetowej Andrzeja Dudy wciąż można znaleźć informację, że biuro znajduje się przy Pięknej. Postanowiliśmy sprawdzić, czy zwykłemu obywatelowi łatwo będzie dotrzeć do biura. Jedziemy na Piękną.Na miejscu po prezydencie elekcie ani śladu. – Było biuro, ale już nie ma. Teraz w tym lokalu będzie monopolowy – mówi nam dozorca w budynku. Rzeczywiście, w miejscu biura pomocy prawnej Andrzeja Dudy od soboty będzie można kupić czystą i inne trunki. W internecie czytamy, że prezydent elekt tymczasowo urzęduje przy Foksal 6 – w Pałacu Przeździeckich. Jedziemy.Ochroniarz nie chce nas wpuścić do środka, bo nie jesteśmy umówieni. Przez domofon informuje zresztą, że biura Dudapomocy i tak tu nie ma. Odsyła nas na Nowogrodzką 84/86, czyli do… siedziby Prawa i Sprawiedliwości, byłej partii prezydenta elekta. Tego ze strony internetowej Dudy dowiedzieć się nie można. Po szybkim przeszukaniu sieci okazuje się, że polityk przeniósł się tam 2 czerwca, czyli tydzień po tym, jak złożył partyjną legitymację. Jedziemy.W środku około 20 osób, większość w wieku emerytalnym. Siedzą, rozmawiają (głównie o Stefanie Niesiołowskim i jego ciemnej stronie mocy), każdy na coś czeka. Wygląda na to, że to tutaj można skorzystać z tak promowanej w czasie kampanii Dudapomocy. Nic z tego. – We wtorek biuro zakończyło przyjmowanie. Proszę próbować jutro, ale nie wiem, czy się panom uda – mówi nieco zdenerwowana kobieta przyjmująca interesantów. – Jutro nie możemy – tłumaczymy. – Nie wiem, czy się w ogóle uda, biuro kończy działalność. Nie wiadomo, gdzie będzie się mieściło i nie wiadomo kiedy. Przykro mi, ja nie jestem biurem Dudapomoc. Na razie żadnych informacji więcej nie mam.

W środę rano europoseł Janusz Wojciechowski, który odpowiada za prowadzenie biura pomocy prawnej, napisał na Twitterze, że biuro cały czas działa. Przyznał jednak, że cały czas są kłopoty organizacyjne.

Próbowaliśmy skontaktować się z biurami poselskimi Janusza Wojciechowskiego, jednak nikt nie odebrał telefonów. Jednak w środowe popołudnie w imieniu Andrzeja Dudy wypowiedziało się na Twitterze Prawo i Sprawiedliwość. Przypomina, że Duda 2 czerwca ogłaszał na Facebooku przenosiny biura na Nowogrodzką.
Na jego stronie internetowej ciężko jednak taką informację znaleźć. Jest za to cały czas news o otwarciu biura przy Pięknej.

Zobacz także

wyborcza.biz

 

 

Za tydzień inauguracja nowej lewicy. Rozenek: „Socjaldemokracja na wzór skandynawski”

Nowa lewica zostanie oficjalnie przedstawiona w przyszłym tygodniu
Nowa lewica zostanie oficjalnie przedstawiona w przyszłym tygodniu Fot. Przemek Wierzchowski, Jakub Ociepa / Agencja Gazeta

O utworzeniu nowej partii lewicowej Grzegorz Napieralski mówił już w kwietniu. Teraz projekt zaczyna nabierać konkretnych kształtów. Andrzej Rozenek poinformował bowiem, że nowy ruch zostanie oficjalnie przedstawiony najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu.

– To ma być socjaldemokracja na wzór skandynawski – zaznaczył Rozenek na antenie Polskiego Radia RDC. Nowa partia ma być „formacją spokoju”, wzorowaną na ugrupowaniach niemieckich i skandynawskich. – Robię to z Grzegorzem Napieralskim i innymi politykami młodej generacji – dodał były rzecznik Twojego Ruchu.

Nowa socjaldemokracja ma między innymi dążyć do ograniczenia nadmiernie rozbudowanej biurokracji oraz poprawienia warunków, w jakich działają drobni i średni przedsiębiorcy.

– Najważniejsze jest, żeby Polacy mogli sobie zaplanować przyszłość, ale nie na miesiąc, tylko na lata. Musimy tak zmienić kraj, żeby to było możliwie i żeby ludzie nie żyli w lęku, że za chwilę przyjdzie jakiś oszołom i to zmieni – powiedział Rozenek.

Podczas audycji poseł mówił nie tylko o „oszołomie”, ale i „obłąkanych siłach”. Zaliczył do nich PiS oraz Pawła Kukiza. – Mówię to z żalem, bo znam go od 25 lat, ale rzeczy, które opowiada ostatnio, i ludzie, którymi się otacza, wskazują na to, że niespecjalnie w dobrym kierunku się wybiera – zaznaczył Rozenek.

Poseł nie wykluczył możliwości wejścia w koalicję z Partią Razem. Plotki łączą z nową partią m.in. Piotra Guziała, Annę Grodzką i Wandę Nowicką.

źródło: Polskie Radio RDC

naTemat.pl

Trumienny portret platformy – prawicowe media po zmianach w rządzie Ewy Kopacz

Wojciech Czuchnowski, 17.06.2015
Ewa Kopacz wita się przed posiedzeniem rządu z nowym ministrem skarbu Andrzejem Czerwińskim

Ewa Kopacz wita się przed posiedzeniem rządu z nowym ministrem skarbu Andrzejem Czerwińskim (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

Po zmianach w rządzie prawicowi publicyści prześcigają się w metaforach ukazujących upadek PO. Jedyna nadzieja to prezydent elekt i jego rodzina.
Najnowszy „przekaz dnia” zostawił im dużo inwencji w zakresie zobrazowania beznadziejnej sytuacji gabinetu Ewy Kopacz oraz koalicji PO-PSL. Do niepokornych dołączył nawet Michał Szułdrzyński z „Rzeczpospolitej”, ogłaszając, że „nowe nominacje pomogą [Platformie] tyle, co umarłemu kadzidło”.Inni publicyści na łamach wpolityce.pl i niezalezna.pl też krążą wokół motywu śmierci, końca i upadku: „To niezgrabny makijaż trupa. Pozostałe cztery miesiące będą kompromitacją rządu” – twierdzi politolog Wojciech Jabłoński. „Nawet niezła wizerunkowo zmiana ministrów w rządzie Ewy Kopacz nie jest w stanie odmienić swoistego śmiertelnego korkociągu rządzących. Mówiąc Szekspirem, ta czaszka się już nie uśmiechnie” – diagnozuje europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk. A Stanisław Janecki, okresowo doradca PiS, stwierdza, że „nowi ministrowie nie zmieniają faktu, że rząd Kopacz funkcjonuje niczym bunkier Hitlera w kwietniu 1945 r., gdzie wszystko było na niby i trwał swoisty dance macabre”. Janecki bardzo rozbudowuje to historyczne porównanie: „kadrowe zmiany Ewy Kopacz przypominają dekorowanie dzieci broniących Berlina w kwietniu 1945 r. Wszyscy udawali, że te dzieci to prawdziwi, dorośli żołnierze. Ale nawet udekorowanie ich krzyżami nie czyniło z nich siły zdolnej odwrócić los wojny”. Potem Janecki przechodzi do metaforyki motoryzacyjnej: „chodzi o to, że ktoś ten samochód pokiereszowany po zderzeniu z kilkoma dębami musi doprowadzić do mety, czyli na polityczne złomowisko”.Dużo prościej swoją myśl wyraża ekonomista Krzysztof Rybiński. Dla niego „PO kona, tak jak kiedyś UW”, zaś ” przyszłość polskiej polityki leży w rękach PiS i ruchu Kukiza”. Dr Jabłoński w kolejnym wywiadzie diagnozuje, że „nie ma już nikogo, kto zgodziłby się uczestniczyć w politycznym pogrzebie PO”. A Janusz Szewczak, „główny ekonomista SKOK”, dodaje, że „nowi ministrowie to syndycy masy upadłościowej”.Na tym tle najbardziej banalne wydają się porównania do tonącego Titanica. Jest więc: „Tusktanic”, który „dementuje plotki o uderzeniu w krę i ogłasza nazwiska nowych członków załogi” (Krzysztof Feussette). Jest Adam Bielan piszący o „walce na mostku kapitańskim Titanica” no i Aleksander Majewski ogłaszający po prostu: „Fakt, że Platforma Obywatelska jest tonącym Titanikiem, nie budzi już żadnych wątpliwości”.Żeby nastroje nie były tylko pogrzebowe, niepokorni wskazują światło, a nawet światłość, w tunelu dogorywającej III RP. To prezydent elekt Andrzej Duda i jego rodzina. Strzelisty akt pod adresem Rodziców Elekta wykonuje Dorota Łosiewicz. Jak pisze, „do tej pory rodzice prezydenta nie funkcjonowali jako stały element przestrzeni publicznej. Teraz obok pierwszej damy i pierwszej córki mamy i pierwszych rodziców. I to jakich! Dumny może być nie tylko prezydent elekt, ale i my wszyscy”. Łosiewicz chwali rodziców Dudy, bo „nie boją się stwierdzeń, że to Pan Bóg wskazał ich syna, bo zwyczajnie nie wstydzą się tego, kim są i co ich kształtuje”. Na koniec publicystka deklaruje: „dla mnie po prostu budujący jest fakt, że tacy ludzie ukształtowali człowieka, który będzie pełnił najważniejszą funkcję w państwie. To pozwala mieć nadzieję, że nie zapomni o tym, co mu wpojono w procesie wychowania i pozostanie po prostu dobrym, mądrym i wrażliwym człowiekiem. Tylko tyle i aż tyle”.

Zobacz także

wyborcza.pl

„Jeb Bush chwali Polskę. Duda zapomniał mu powiedzieć, że Polska w ruinie?”

Anna Siek, 17.06.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,18135447,video.html?embed=0&autoplay=1
Najnowszy kandydat na prezydenta USA z klanu Bushów chwali w filmiku reklamowym Polskę. Według Jeba Busha nasz kraj to przykład udanych reform i transformacji. – To co, Andrzej Duda zapomniał mu powiedzieć, że Polska jest w ruinie? To jakieś nieporozumienie! – pokpiwała Dominika Wielowieyska w rozmowie z posłem PiS Jackiem Sasinem.

 

Uśmiechnięty poseł PiS zapewniał, że o żadnym nieporozumieniu nie ma mowy. Bo „rzeczywiście Polska to kraj, który jako pierwszy wystąpił przeciwko komunizmowi”, a słynne stwierdzenie Andrzeja Dudy o Polsce w ruinie „wprost nie padło”.

– To było odniesienie się do naszej historii, do tych pokoleń, które podnosiły Polskę z ruin. A dzisiaj mamy zadanie wykorzystania wielkiej szansy, która przed nami stoi – tłumaczył Jacek Sasin.

 

Prezydent elekt Duda spotkał się z Jebem Bushem w Warszawie w miniony czwartek. Amerykański polityk poza Polską odwiedził Niemcy i Estonię.
Zobacz także

TOK FM

„Nasz Dziennik”: Szydło kandydatem na premiera już w sobotę?

17.06.2015

Do tej pory tylko spekulowano o przyszłej roli wiceprezes PiS Beaty Szydło, ale już wkrótce część z tych domniemywań może się potwierdzić. Według nieoficjalnych informacji „Naszego Dziennika”, Beata Szydło już w sobotę ma zostać zaprezentowana jako kandydatka swojej partii na premiera po jesiennych wyborach parlamentarnych.

 

Beata Szydło

Foto: Żaneta Gotowalska / Onet Beata Szydło

Jak czytamy w środowym wydaniu dziennika, taki scenariusz jest poważnie rozważany wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości. Przedstawienie Beaty Szydło w roli kandydata do fotela szefa rządu przyćmiłoby sobotnią konwencję Platformy Obywatelskiej i utrzymało inicjatywę w kampanii wyborczej.

„Nasz Dziennik” wskazuje, że pozycja Beaty Szydło wewnątrz partii znacznie wzrosła po wygranych wyborach prezydenckich. Wiceprezes PiS była szefową sztabu Andrzeja Dudy. Według gazety, wielu polityków jej partii było zaskoczonych jej umiejętnościami organizacyjnymi i przywódczymi.

Wczoraj na ten temat mówił Jacek Sasin z PiS. – To wysoce prawdopodobna decyzja. Mocno rozważaną kandydaturą na premiera w projektowanym rządzie PiS jest wiceprezes partii, Beata Szydło – mówił w „Jedynce” Jacek Sasin.

– To osoba niezwykle sprawna, co pokazała, kierując kampanią wyborczą. To nasz ekspert w zakresie gospodarki. Byłoby to zamanifestowanie, co jest dla nas priorytetem – podkreślił gość „Sygnałów dnia”. Poseł PiS dodał, że w jego partii dokonuje się zmiana pokoleniowa, a dowodem jest m.in. sukces wyborczy prezydenta elekta Andrzeja Dudy. Jacek Sasin poinformował, że w sobotę będzie konwencja partii, a na lipcowym kongresie w Katowicach PiS przedstawi program i proponowaną ekipę rządową.

Polityk stwierdził, że PiS czeka na prezentację programu Pawła Kukiza, bo na razie przedstawia on tylko pojedyncze hasła, dotyczące jednomandatowych okręgów wyborczych czy niefinansowania partii z budżetu. Jego ugrupowanie, jak mówił, „ma nadzieję na samodzielne rządy, ale o tym zdecydują wyborcy”. Paweł Kukiz wydaje się mu dobrym partnerem do koalicji z tego względu, że również dąży do zmian. Sposób osiągnięcia tego celu, zdaniem Jacka Sasina, jest polem do kompromisu.

Onet.pl

„Wyobrażam sobie, że PiS bierze władzę… Merkel na Wawelu składa hołd Dudzie, który złapał Pana Boga za nogi”

Anna Siek, 17.06.2015
Stanisław Tym, satyryk i publicysta

Stanisław Tym, satyryk i publicysta (Fot. Krzysztof Szatkowski/AG)

„Jeśli premier Kopcza marzy, by w jesiennych wyborach wygrać tak, jak wygrała polska drużyna z Gruzją, to trudno jej się dziwić. Pięknie jest marzyć, że w ostatniej chwili wbija się gałę za gałą do bramki przeciwnika. Tymczasem bezpardonowy mecz na naszym politycznym boisku już trwa, a dzielna drużyna PO wbija sobie coraz bardziej efektowne samobóje” – ocenił Stanisław Tym w „Polityce”.

 

Jak wylicza felietonista, pierwszy gol samobójczy widzieliśmy w wyborach prezydenckich, które skończyły się porażką Bronisława Komorowskiego. „Nawet Jarosławowi Kaczyńskiemu ze zdumienia opadła szczęka” – podsumowuje Tym.

Kolejnym samobójem był „mocno spóźniona” ubiegłotygodniowa dymisja ministrów i wiceministrów. Ale odsunięcie od władzy wcale nie oznacza, że zdymisjonowani stali się mniej niebezpieczni. Jak ocenił Stanisław Tym. „strzelają do własnej bramki już bez ograniczeń”. Czego przykładem są – według satyryka i felietonisty „Polityki” były minister zdrowia.

 

Bartosz Arłukowicz „wciąż dumny z reform, które przeprowadził w służbie zdrowia, zapowiadał już swój udział w jesiennych wyborach”. „Bo gdy wychodzi na ulice Szczecina, ludzie mu się kłaniają, a on im odpowiada dzień dobry” – napisał Stanisław Tym.Taki scenariusz realizowany konsekwentnie przez polityków PO może się skończyć przegraną w jesiennych wyborach parlamentarnych.”Wyobrażam sobie, a ciężko mi to idzie, że PiS bierze władzę. I co wtedy? Na początek Krzysztof Szczerski pouczy Angelę Merkel, jakie ma wobec nas obowiązki, byśmy mogli dalej utrzymywać partnerskie kontakty. Już dziś stawia Niemcom warunki. Czy nie lepiej byłoby po prostu zażądać, by kanclerz Merkel złożyła na Wawelu dobrosąsiedzki hołd prezydentowi Dudzie, człowiekowi, który Pana Boga za nogi złapał…? Więc bardzo chciałbym się dowiedzieć, co Platforma ma nam dziś do zaproponowania” – podsumował Stanisław Tym w najnowszym wydaniu tygodnika „Polityka”.
Zobacz także

TOK FM

 

Dodaj komentarz