Miodek (28.04.15)

 

Ziobro: Stawianie mnie przed TS ma związek z kampanią. Komorowski chce pokazać, jak to zgoda buduje

28 kwietnia 2015

„Wszystkie sprawy, które są przedmiotem stawianych mi zarzutów, były badane. Toczyło się ponad 60 śledztw, wszystkie zostały umorzone. Stwierdzono, że działałem zgodnie z prawem, ale skoro chcą mnie stawiać przed Trybunał, to będzie, co będzie” – mówi w Kontrwywiadzie RMF FM były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, szef Solidarnej Polski. Dodaje, że stawianie go przed Trybunałem „ma ścisły związek z kampanią wyborczą”. „Mamy 2 tygodnie do wyborów prezydenckich i Bronisław Komorowski chce pokazać, jak to zgoda buduje” – ocenia były minister sprawiedliwości. „Chciałbym, żeby w Polsce było przestrzegane prawo, żeby przed Trybunałem Stanu stawali ludzie, którzy zasłużyli na to” – mówi Ziobro. Trybunał Stanu dla Millera? „W przypadku Millera miałem podstawy sądzić, że są zarzuty i dowody, iż mógł dopuścić się przestępstwa” – odpowiada polityk.

ZIOBRO: STAWIANIE MNIE PRZED TS MA ZWIĄZEK Z KAMPANIĄ. KOMOROWSKI CHCE POKAZAĆ, JAK TO ZGODA BUDUJE

„STAWIANIE MNIE PRZED TRYBUNAŁEM STANU MA ZWIĄZEK Z KAMPANIĄ WYBORCZĄ”

Konrad Piasecki: Przyklaskuje pan rządzącym w ich obławie na Nocne Wilki?

Zbigniew Ziobro:Oczekuję skutecznego działania państwa.

To, które jest, jest skuteczne i to postawienie szlabanu tym nieszczęsnym motocyklistom?

Tego nie wiem, bo to się okaże. Jeżeli rzeczywiste działania będą skuteczne, to znaczy że odniosły swój efekt, a jeżeli będą tylko i wyłącznie obnażeniem tego, że państwo działa tylko teoretycznie, w wymiarze międzynarodowym jeszcze, bo cały świat na to patrzy, to będzie to kompromitacja…

Ale tu widać zadziałało praktycznie, bo oni nie wjeżdżają do Polski, a jeśli, to się pojedynczy przemykają.

Są różne informacje. Czas to rozstrzygnie. Chciałbym, by polskie państwo w tym wypadku działało profesjonalnie.

Ale uważa pan: „Zero tolerancji dla takich rajdów jak ten”. Czy lepiej byłoby po prostu machnąć ręką: „Niech wjadą, niech wyjadą, niech przejadą i niech pies z kulawą nogą się tym nie interesuje”?

Skoro Borusewicz nie został wpuszczony do Rosji, to również Polska ma prawo podejmować stanowcze działanie i mówić: „Nie zgadzamy się na taką propagandową akcję”

Były dwa scenariusze możliwe do realizacji, ale sprawa ta nabrała przecież z ogromną pompą takiego wymiaru propagandy kremlowskiej. Była też inspirowana właśnie do takich celów przez środowisko kremlowskie. Putin prowadzi niezwykle agresywną politykę. Mówiono o tym, że sprzeciwiają się obecności tych ludzi w Polsce jakoby polscy potomkowie oprawców z obozów koncentracyjnych. To była przecież jawna prowokacja. Skoro Borusewicz nie został wpuszczony do Rosji, to również Polska ma prawo podejmować stanowcze działanie i mówić: „Nie zgadzamy się na taką propagandową akcję”.

Zbigniew Ziobro /Magdalena Jednacz /RMF FM
Zbigniew Ziobro
/Magdalena Jednacz /RMF FM

Czyli brawo dla rządu i za te decyzje, o ile oczywiście zostaną one wcielone w życie, tak?

Zaczekajmy. Jeżeli będą praktycznie i sprawnie wprowadzone w życie, to dobrze, że tak się stało.

Zrobi pan wszystko, by jakoś się wywikłać z tego Trybunału Stanu, czy wręcz przeciwnie?

Wie pan, jako minister sprawiedliwości doprowadziłem do znaczącego spadku przestępczości kryminalnej w Polsce. Po dwóch latach mojego urzędowania było 1000 przestępstw kryminalnych każdego dnia mniej, więc ludzie czuli się bezpiecznie. Spadła korupcja, otwierając prawnicze…

Każdego dnia? Czyli po roku było 365 tysięcy przestępstw kryminalnych mniej?

Proszę sprawdzić statystyki policyjne…

…ja sprawdzam statystyki policyjne i dziwi mnie to pańskie zapewnienie…

Otóż doszło do radykalnego spadku przestępczości…

365 tysięcy mniej przestępstw kryminalnych w roku za pańskiego urzędowania?

Kilkadziesiąt tysięcy przestępstw mniej na pewno. Według danych, które przywołuję, rzeczywiście była to zasadnicza różnica. Jeśli pan porównuje liczbę przestępstw, jakie były popełniane w Polsce kryminalnych w czasach, gdy obejmowałem swój urząd, i w czasach kiedy odchodziłem to była różnica tysiąca przestępstw mniej, który przekładał się na każdy dzień.

A wie pan np. w 2014, o ile było mniej przestępstw kryminalnych niż w 2013?

Nie było tak zasadniczego spadku przestępczości już później.

To ile było mniej w 2014 przestępstw kryminalnych?

Nie śledziłem aż tak precyzyjnie.

To ja panu powiem. 77 tysięcy 734. A np. w 2013 69 tysięcy mniej, czyli co roku jest mniej przestępstw kryminalnych. Nie wiem, czy to jest najlepszy argument, bo teraz musiałby pan wychwalać np. Grabarczyka. Proszę jaki skuteczny minister – mniej przestępstw kryminalnych.

Bardzo ważną informacją na temat realnego spadku przestępczości, są nie tyle statystyki policyjne, ale również badania wiktymizacyjne…

Ale nie odpowiada pan na pytanie: chce pan stanąć przed tym Trybunałem Stanu i tego wszystkiego dowieść, że pan niewinny, że przestępczość pan ograniczył, i dzielny szeryf Zbigniew Ziobro?

Wszystkie te sprawy, które są przedmiotem zarzutów stawianych mi były badane przez ministerstwo i prokuratury za rządów Platformy Obywatelskiej, toczyło się ponad 60 śledztw, wszystkie zostały umorzone i stwierdzono, że działałem zgodnie z prawem. Ale skoro chcą mnie stawiać, to będzie co będzie

Wszystkie te sprawy, które są przedmiotem zarzutów stawianych mi były badane przez ministerstwo i prokuratury za rządów Platformy Obywatelskiej, toczyło się ponad 60 śledztw, wszystkie zostały umorzone i stwierdzono, że działałem zgodnie z prawem. Ale skoro chcą mnie stawiać, to będzie co będzie. Będzie decydować większość polityczna.

Ale pan może do tej większości apelować: postawcie mnie przed Trybunałem Stanu, pokażę jak byłem niewinny. „Niewinni ludzie nie mają się czego bać” – to pańskie powiedzenie.

Widzi pan, niewinnych ludzi nie stawia się przed trybunałami przede wszystkim. Jeżeli stawia się to tych, co do których są podejrzenia, że popełnili przestępstwa.

Jeżeli są podejrzenia sejmowe, poselskie, komisji odpowiedzialności konstytucyjnej…

A wie pan, że przedstawiciel PSL-u, czyli koalicji rządzącej, pan marszałek Józef Zych nie poparł tego wniosku, dlatego, że uznał, że doszło do złamania standardów państwa prawa poprzez brak przesłuchania świadków obrony. Czy uważa pan, że w procesie ujawniania ewentualnych nieprawidłowości nie należy przesłuchiwać świadków obrony?

Dlatego ja pana pytam, czy chce pan stanąć, czy nie. Prosta odpowiedź.

Chciałbym, żeby przed Trybunałem Stanu stawali ludzie, którzy rzeczywiście zasłużyli na to, żeby stanąć przed Trybunałem Stanu

Ja chciałbym, żeby w Polsce było przestrzegane prawo. I chciałbym, żeby przed Trybunałem Stanu stawali ludzie, którzy rzeczywiście zasłużyli na to, żeby stanąć przed Trybunałem Stanu.

A pan nie zasłużył?

Zbigniew Ziobro /Magdalena Jednacz /RMF FM
Zbigniew Ziobro
/Magdalena Jednacz /RMF FM

Działałem zgodnie z prawem i ograniczałem przestępczość. Możemy porównać te dane co do przestępczości, bo w tej chwili nie mam ich przed sobą.

Porównywaliśmy sobie.

Tzn. nie porównaliśmy. To pan tutaj widać, że propagandowo przygotowany.

Nie przygotowany, ale pan ciągle mówi o tym spadku przestępczości kryminalnej, to sprawdziłem, jak to jest z tą przestępczością kryminalną.

Otóż można sprawdzić. To się nie wzięło znikąd, że doszło do gwałtownego spadku przestępczości kryminalnej wtedy, kiedy byłem prokuratorem generalnym.

Ale niech pan nie mówi, że jako rzecznik Platformy Obywatelskiej, bo to że dziennikarz sprawdza fakty, to chyba należy go za to cenić, a nie mówić że jest rzecznikiem Platformy Obywatelskiej.

Pan powie wnet, że za czasów kiedy myśmy rządzili nie walczono z przestępczością, bo może….

A ja tak powiedziałem?

Natomiast…

Ale powiedziałem tak czy nie?

Na szczęście pan tak nie powiedział.

No to skoro tak nie powiedziałem, to po co pan taki argument stawia?

Kiedy byłem prokuratorem generalnym, nie było afery w SKOK-ach, gdzie wyprowadzono ponad dwa miliardy złoty pod okiem organów ścigania. Nie było afer wielkich z budową dróg i autostrad, gdzie wyprowadzono miliardy pod okiem organów ścigania. Już nie mówiąc o Amber Goldach

Natomiast wtedy, kiedy byłem prokuratorem generalnym, nie było afery w SKOK-ach, gdzie wyprowadzono ponad dwa miliardy złoty pod okiem organów ścigania. Nie było afer wielkich z budową dróg i autostrad, gdzie wyprowadzono miliardy pod okiem organów ścigania. Już nie mówiąc o Amber Goldach i innych tego rodzaju historiach, bo myśmy ścigali przestępczość. Ścigaliśmy  korupcję. W Polsce realnie spadła korupcja i Polak czuje się bezpiecznie.

Wypytuje o ten Trybunał Stanu, bo pan kiedyś w tym studiu mówił, że „jestem zainteresowany, żeby Trybunał Stanu rzeczywiście zaczął działać, bo pokazałby skalę uwikłań korupcyjnych Millera i całej szajki z SLD”. Więc czy chce pan to udowadniać przed Trybunałem, czy nie?

W przypadku Millera miałem podstawy sądzić, że są zarzuty i dowody, iż mógł dopuścić się przestępstwa. Natomiast w mojej sprawie wszystkie organy ścigania pod rządami Platformy, badające ewentualne zarzuty stwierdziły, że działałem zgodnie z prawem. Natomiast jest jedno pewne. Mamy 3 tygodnie do wyborów prezydenckich i zgoda buduje.

Dwa.

Nawet dwa. Jak ten czas pędzi. Pan prezydent Bronisław Komorowski chce pokazać ,jaka to zgoda stawiając swoich oponentów, oczywiście przez formację polityczną, z którą jest związany, bo to nie on osobiście tylko formacja, która go wspiera, to robi.

I uważa pan, że pańskie stawianie przed Trybunałem ma z tym jakiś związek?

Oczywiście, ma to ścisły związek z kampanią wyborczą i odsuwaniem…

Czyli oni to zaplanowali dwa lata temu, żeby pana postawić na…

Osiem lat temu jak pan widzi. Szybko działają, prawda?

Osiem? A dwa lata temu złożyli wniosek po to, żeby dzisiaj rozumiem pana postawić…

Od ośmiu lat zapowiadają i podejmują działania i nagle trzy tygodnie przed wyborami, uważa pan, że to jest przypadkowy zbieg terminu.

Dwa.(tygodnie – red.)

Trzy, przecież złożyli ten wniosek prawda? Przegłosowali. Więc krótko mówiąc bądźmy poważni, idzie o politykę.

To dlaczego, skoro idzie o politykę dzisiaj i wybory prezydenckie, Duda się wciąż nie może zbliżyć do Komorowskiego?

Duda idzie coraz bardziej do góry i Duda będzie prezydentem Rzeczypospolitej

Duda idzie coraz bardziej do góry i Duda będzie prezydentem Rzeczypospolitej i jestem przekonany, że wygra z Bronisławem Komorowskim.

Ale to przekonanie pan na czymś opiera?

Opieram choćby na tym, że pamiętam, iż w tych czasach kiedy byłem szefem kampanii świętej pamięci profesora Lecha Kaczyńskiego, różnica pomiędzy nim a Donaldem Tuskiem była jeszcze większa w niektórych sondażach niż dziś między Andrzejem Dudą a Komorowskim i…

…ale w pierwszej turze była pięcioprocentowa, a tutaj mamy co najmniej dwunastoprocentowy rozziew…

…i do pierwszej tury, jak pan zauważył, jest jeszcze kilka dobrych dni…

…pan twierdzi, że trzy tygodnie, ja twierdzę, że dwa.

Bronisław Komorowski mam nadzieję, że wytłumaczy się, że jego kolega z rządu pan Grabarczyk (…) mógł dopuścić się przestępstwa kryminalnego posiadania nielegalnie broni

…natomiast Bronisław Komorowski mam nadzieję, że wytłumaczy się, że jego kolega z rządu pan Grabarczyk, jak podało radio RMF FM, mógł dopuścić się przestępstwa kryminalnego posiadania nielegalnie broni. Dlaczego milczy w tej sprawie pan prezydent Bronisław Komorowski? Czy są równi i równiejsi? Czy on jest prezydentem, czy on jest…

…ale uważa pan, że prezydent powinien się wypowiadać w sprawie pozwolenia na broń ministra sprawiedliwości?

Czy uważa pan, że prezydent powinien milczeć, kiedy jego kolega z rządu, minister sprawiedliwości może zamiast być przykładem jak żona Cezara, stać ponad prawem i pokazywać, że są równi i równiejsi…

A pan uważa, że powinien go zdymisjonować?

Niech prezydent Bronisław Komorowski zabierze głos w tej sprawie. Niech nie milczy, bo każdy dzień milczenia będzie oskarżeniem pod jego adresem

…w sprawie, w której może grozić mu kara 8 lat pozbawienia wolności? Czy gdyby to dotyczyło zwykłego Kowalskiego… Tam jest państwo bezwzględne… Niech prezydent Bronisław Komorowski zabierze głos w tej sprawie. Niech nie milczy, bo każdy dzień milczenia będzie oskarżeniem pod jego adresem.

Panie ministrze, czy pan – jako człowiek wprowadzający Dudę do polityki – wiedział, że był kiedyś w Unii Wolności? Tak z ciekawości zapytam czy on się panu przyznał do tego, pochwalił?

Nie pamiętam w tej chwili, ale nie wykluczam, że rzeczywiście informował. Jest bardzo prawdopodobne… Jeżeli Andrzej twierdzi, że tak było, to na pewno tak było. To nie było dla mnie w tym momencie istotne.

A pan uważa go za człowieka lojalnego?

Ja uważam go za człowieka wiarygodnego, za człowieka kompetentnego, za człowieka, który nie będzie mówił o Polakach i o narodzie polskim, że jest współodpowiedzialny za zbrodnię Holocaustu… Nie będzie tego sugerował, tak jak to sugerował w piśmie pan prezydent Bronisław Komorowski…

Nie sugerował tak, ale ma pan kłopot z faktami i cytatami.

Apeluję do pana prezydenta Bronisława Komorowskiego, by przeprosił przy okazji, bo jest okazja, by przeprosił Polaków, bo później dyrektor FBI wykorzystuje takie fakty

Apeluję do pana prezydenta Bronisława Komorowskiego, by przeprosił przy okazji, bo jest okazja, by przeprosił Polaków, bo później dyrektor FBI wykorzystuje takie fakty… Czy wie pan, że dlatego prezydent Bronisław Komorowski stchórzył i nie zadzwonił do prezydenta Obamy, bo bał się, że ten mu przedstawi jego cytat, kiedy mówił o…

…panie pośle, naprawdę uważa pan, że nie można powiedzieć, że naród ofiar bywał też narodem sprawców?

Narodem sprawców? Ale na jakiej zasadzie? Czy wie pan o tym, że w Polsce około 1000 zabójstw jest popełnianych? I czy w związku z tym Polacy są narodem zabójców, czy można generalizować, że były przypadki…

…bardzo mi przykro to mówić, ale były sytuacje, w których ten naród nie zachowywał się wyłącznie heroicznie…

…nie naród, tylko konkretne jednostki…

…czy członkowie tego narodu, czy przedstawiciele tego narodu, więc jeśli chwalimy się heroizmem przedstawicieli tego narodu, to też musimy posypać głowę za grzechy członków czy przedstawicieli tego narodu…

…nie można generalizować…

…nie, nie można. Tak jak nie można powiedzieć, że to był naród heroiczny, tak nie można powiedzieć, że to był naród sprawców, ale bywał i taki, i taki…

Czy pozwoli pan, że wreszcie odpowiem? Czy była policja żydowska w gettach, która współpracowała z Gestapo i kolaborowała? Czy można z tego wyciągać wnioski co do narodu żydowskiego? Nie można, bo to były indywidualne przypadki w specyficznej sytuacji, kiedy Polska była okupowanym krajem i najeźdźca był brutalny i bezwzględny. Panie prezydencie, proszę przeprosić, proszę zachować się tak jak przystało na historyka i odpowiedzialnego człowieka, bo będą nas oskarżać jak dyrektor FBI.

RMF FM

 

Naród ofiar. Naród herosów…

28.04.2015

Szef FBI powiedział rzecz niesprawiedliwą. I syntetyzującą historię w sposób niedopuszczalny. To oczywiste. Ale po każdej takiej dyskusji, jaka i tym razem towarzyszyła zawiłościom stosunków polsko-żydowskich, mam wrażenie, że jej ubocznym efektem jest staranne wymazywanie z masowej świadomości, mniej chwalebnych elementów polskiej rzeczywistości okupacyjnej. I czynienie z narodu ofiar – jakim byliśmy – narodu składającego się wyłącznie z herosów.

Chcę być obywatelem kraju umiejącego odważnie zmierzyć się z własną historią. Chcę, byśmy byli zdolni nie tylko do wbijania się w dumę i celebrowania chwalebnych kart polskiej historii, ale i do narodowego posypywania głowy popiołem za czyny, których dopuszczali się nasi dziadowie.

Nie rozumiem, dlaczego bohaterskie czyny jednostek i grup mają świadczyć o wielkości narodu, a zachowania haniebne obciążać tylko ich sprawców i – w pewien sposób – automatycznie eliminować ich ze wspólnoty etnicznej. A takie tony słyszę w wielu, bardzo wielu, zbyt wielu głosach, jakie odezwały się przy okazji nieszczęsnej wypowiedzi pana Comey’a.

Polacy byli pierwszym narodem, który stanął do wojny z III Rzeszą i wycierpiał z tego powodu bardzo wiele. Pośród Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata najwięcej jest Polaków. Za pomoc Żydom w okupowanej Polsce groziły najsurowsze kary. Polskie służby policyjne nie uczestniczyły bezpośrednio w Zagładzie (choć bywały wykorzystywane, jako pomoc np. w transporcie Żydów do miejsc koncentracji przed wywiezieniem do komór gazowych).

To wszystko jest prawdą. Można i należy ją powtarzać. Ale obok tej prawdy jest też inna prawda o tym, jak wielu Polaków zachowywało się wobec Holocaustu. I to jest prawda mniej chwalebna.

„Stosunek ich (Polaków) do Żydów jest przeważnie bezwzględny, często bezlitosny. Korzystają w dużej części z uprawnień, jakie nowa sytuacja im daje. Wykorzystują wielokroć te uprawnienia, często nadużywają ich nawet” – tak pisał w jednej z wersji swego raportu Jan Karski. Dając tyleż ponury, co trudny do zlekceważenia, obraz tego, że Holocaustowi na ziemiach polskich towarzyszyła w dużej mierze obojętność, a często – pewna dawka akceptacji, ze strony Polaków.

Opisy wozów czekających aż Niemcy „rozprawią się” z Żydami, by móc rozszabrować należący do nich majątek, wspomnienia tych nielicznych, którym udało się przeżyć, o tym, jak bezwzględnie ich ścigano i donoszono na nich Niemcom (i nie zajmowali się tym tylko szmalcownicy), świadectwa tego, z jakim znieczuleniem rozmawiano i przyglądano się tragedii żydowskich sąsiadów, są niestety zbyt częste, by można było zbyć je machnięciem ręki.

A mające sporo z cech pogromów (dokonywane z przyzwoleniem, a nawet za inspiracją niemiecką) tragedie takich miasteczek, jak Jedwabne, Radziłów, Wąsosz czy Szczuczyn, winny być powodem do wstydu i przeprosin, a nie dyskusji i dowodzenia, że mordów dopuszczały się „jednostki”, za które nikt, a już na pewno nie wspólnota narodowa czy kraj nie powinien poczuwać się do odpowiedzialności.

Oczekujemy od innych żalu za zbrodnie, jakich ich przodkowie dopuszczali się w czasach totalitaryzmów i wojen? Dlaczego sami nie mamy mieć odwagi, by zrobić to samo, gdy haniebnych czynów dopuszczali się nasi współobywatele? I czynili to także z pobudek narodowościowych, a w każdym razie – nie były one w przypadku tych tragedii nieistotne czy nieznaczące.

Warto pamiętać, że cechą mądrych narodów i wolnych krajów jest umiejętność rozważnego zmierzenia się z własnymi dziejami, czynienie z nich powodu do dumy, ale też zdolność do wskazania i opisania tego, co na dumę nie zasługuje. I myślę sobie, że naprawdę nie stanie się nic strasznego, gdy pamiętając o narodowych powstaniach, bitewnych szturmach, chwalebnych obronach i chuchaniu w narodowy kaganek, obejrzymy czasem film taki jak „Ida” albo przeczytamy książkę taką jak „Sąsiedzi”.

Bo naprawdę nie jest tak, że nasze narodowe dzieje są wyłącznie pasmem martyrologii i heroizmu. I nie ma w nich miejsca na światłocienie. I szarości. Albo nawet czernie.

Konrad Piasecki

fakty.interia.pl

 

Smutek redaktora i wstyd narodu

red. 12-07-2011

źródło: Fotorzepa
autor: Wojciech Sadurski

„Zły wybór” jako określenie spalenia 300 ludzi żywcem w stodole to eufemizm stulecia – z Piotrem Zarembą o sprawie Jedwabnego polemizuje publicysta

Pan redaktor Piotr Zaremba się zasmucił. „To smutne wydarzenie” – napisał o liście prezydenta Bronisława Komorowskiego w 70. rocznicę zbrodni w Jedwabnem („Polacy nie są współsprawcami Holokaustu”, „Rz”, 11.07.2011 r.). Dlaczego list prezydenta zasmuca redaktora? Bo prezydent, „składając hołd ofiarom z Jedwabnego”, nie „wyznaczył granic polskiego samooskarżania się”. Nie powiedział, smuci się redaktor Zaremba, że „nie jesteśmy narodem zbrodniarzy”.

Czy rzeczywiście? Jeśli przeczytać list prezydencki, trudno sobie wyobrazić apologię, która mogłaby być bardziej inkrustowana zastrzeżeniami, najwyraźniej napisanymi w intencji, by ktoś nie przypisał prezydentowi jakiegoś narodowego „samooskarżania się”. List przypomina, że wielu Polaków w czasie wojny niosło pomoc Żydom, często płacąc za to życiem. List podkreśla, że zbrodniarze z Jedwabnego „sprzeniewierzyli się Rzeczypospolitej”. List zapewnia, że „przyznanie się do tej winy nie przekreśla polskiej martyrologii i polskiego bohaterstwa w walce z niemieckim i sowieckim okupantem”. List przestrzega przed „relatywizacją win i wywróceniem proporcji w ocenie historycznych zasług i grzechów”. Doprawdy, trudno wyobrazić sobie, co jeszcze mógłby prezydent napisać, by nie zasmucić redaktora Zaremby, który w swym żalu nieutulony, przypomina słusznie, choć bez związku, że „Polacy nie są współsprawcami Holokaustu”.

Powszechne przepraszanie

Zostawmy jednak skłonnego do teatralnego zasmucania się redaktora Zarembę – i cały zastęp internetowej gawiedzi oburzonej w przewidywalny sposób na list prezydenta Komorowskiego – i zastanówmy się przez chwilę, czy rzeczywiście takie przeprosiny są nie na miejscu.

Bo nie są one czymś odosobnionym ani osobliwym we współczesnym świecie. Japończycy w ostatnich latach zostali skłonieni do wielu oficjalnych przeprosin za II wojnę światową – np. cesarz Akihito w czasie oficjalnej wizyty państwowej w Wielkiej Brytanii wyraził „głęboki żal i ból z powodu cierpień wojennych”. Kongres Stanów Zjednoczonych przyjął kilka lat temu uchwałę przepraszającą mniejszość japońskiego pochodzenia w USA za to, że w czasie II wojny światowej w zachodnich stanach (zwłaszcza w Kalifornii) Amerykanów japońskiego pochodzenia internowano tylko dlatego, iż obawiano się ich nielojalności wobec państwa.

Lęk przed rzekomą japońską „piątą kolumną” spowodował, że sama przynależność etniczna decydowała o internowaniu – a Sąd Najwyższy w haniebnych wyrokach „Hirabayashi” i „Korematsu” te decyzje o internowaniu zatwierdził jako konstytucyjne.

Laburzystowski rząd w Australii przeprosił Aborygenów za prowadzoną przez całe dziesięciolecia praktykę odbierania im dzieci, by przekazać je na wychowanie białym rodzinom albo umieścić w sierocińcach prowadzonych przez instytucje religijne. Jeszcze wcześniej, w roku 1999, australijski parlament przyjął rezolucję wyrażającą „głęboki i szczery żal” z powodu niegodziwości popełnionych wobec Aborygenów…

A przecież wszyscy ci, których owe polityczne deklaracje reprezentowały: dzisiejsi Amerykanie, Japończycy czy Australijczycy, mogliby powiedzieć: „Nie w moim imieniu! Ja Japończyków nie internowałem, Aborygenów nie prześladowałem, jeńców wojennych nie katowałem”. Mogliby wraz z redaktorem Zarembą zasmucić się, że ich władze przepraszają w imieniu „całego narodu”.

Nie chodzi o winę

Ale zarzut odpowiedzialności zbiorowej, rzekomo implikowanej przez takie oficjalne przeprosiny, jest nietrafny. Nie o odpowiedzialność tu bowiem chodzi, nie o winę – ale o wstyd. Jeśli mamy prawo czuć dumę ze wspaniałych wydarzeń z naszej przeszłości, choć przecież osobiście do nich się nie przyczyniliśmy, to musimy również czuć wstyd z powodu działań haniebnych naszych rodaków. Ojczyzna jest bowiem całością niepodzielną. Nie da jej się wypatroszyć, tak by zostały z niej tylko smaczne kąski. Jest wszystkim: także tym, co nas zawstydza – choć nie mamy powodu czuć się za to odpowiedzialni.

Przeciwieństwem winy jest zasługa; przeciwieństwem dumy jest wstyd. Nie musimy odżegnywać się od dumy z tego, co w naszej historii wielkie: nawet redaktor Zaremba w swym krótkim tekście wspomina ciepło „o dobrych stronach naszej historii, mężnych czynach, aktach sprzeciwu”. Ale jeśli chce mieć prawo do dumy z tych faktów, do których przecież nie przyczynił się osobiście jakimś własnym heroizmem, to może także przyjąć na siebie odrobinę wstydu. Nie musi – ale może; czy to uczyni, zależy tylko od jego moralnej wrażliwości.

W czyim imieniu

Wielkie stęknięcie, jakie przeszło przez polski Internet na wieść o liście prezydenta Komorowskiego, jest niczym w porównaniu z reakcjami polskiej prawicy na pierwsze polskie prezydenckie przeprosiny w Jedwabnem: te wypowiedziane przez prezydenta Kwaśniewskiego w 2001 roku. A przecież Kwaśniewski był wówczas jeszcze ostrożniejszy niż dziś prezydent Komorowski. Powiedział wtedy, że czyni to „w imieniu swoim i tych Polaków, których sumienie jest poruszone tamtą zbrodnią”. Ten przemyślny chwyt retoryczny powinien był uspokoić tych wszystkich, których sumienie nie było tym poruszone albo którzy – jak ktoś złośliwie wówczas napisał – byli tym wydarzeniem ukontentowani. Ale nie uspokoił.

Dziś obecny prezydent wybrał inną formułę: przy wszystkich patriotycznych zastrzeżeniach, wyżej zacytowanych, Bronisław Komorowski wypowiedział to jedno zdanie, którego nie podaruje mu prawica: „Naród ofiar musiał uznać tę niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą”. Jakim sprawcą? – zatrząsł się z oburzenia Internet. A zasmucony redaktor Zaremba przypomina, że „jako naród” Polacy nie są współsprawcami Holokaustu (to prawda), „nawet jeśli jako jednostki czy grupy dokonywali złych wyborów”. „Zły wybór” jako określenie spalenia 300 ludzi żywcem w stodole to eufemizm stulecia, choć przecież można by to nazwać jeszcze delikatniej, np. jako „niefortunna decyzja”. Ale sednem sprawy jest przypisanie owego „złego wyboru” całemu narodowi, a nie „jednostkom czy grupom”.

No oczywiście: cały naród nie mordował. Ale cały naród nie morduje nigdy. Naród jest abstrakcją: jest wyrazem miłości do naszej historii i wspólnoty. Podłych czynów zawsze dokonują jednostki, nigdy naród. Ale jeśli nie mamy w sobie tyle poczucia grupowej tożsamości, by z powodu zbrodni popełnionych przez naszych współplemieńców odczuwać wstyd – i upoważniać naszych demokratycznych reprezentantów, by wyrażali za nie przeprosiny – jak możemy czuć dumę z jego wielkości, osiągnięć i cnót? Jak można szczycić się Janem Pawłem II, jeśli nie jesteśmy w stanie wstydzić się z powodu Laudańskiego czy Karolaka – morderców z Jedwabnego?

Autor jest profesorem filozofii prawa Uniwersytetu Sydnejskiego, a także profesorem Akademii Leona Koźmińskiego i Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego

 

Mrużą oczy i tulą się do siebie. Przeurocze białe tygrysy urodziły się pod Łodzią [WIDEO]

past, pap, 28.04.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,103085,17827511,video.html?embed=0&autoplay=1
Dwa białe tygrysy bengalskie urodziły się kilka dni temu w Zoo Safari w Borysewie pod Łodzią. Maluchy – samiec i samica – ważą po blisko 1,5 kg i są karmione butelką przez pracowników ogrodu.

Młode tygrysy piją mleko z butelki, bo ich matka, dla której był to pierwszy poród, nie podjęła karmienia. Cała trójka jest jednak zdrowa. Wkrótce maluchy będzie można obserwować za pośrednictwem kamery internetowej, która ma być zainstalowana w ich boksie.

– Będzie ogłoszony konkurs, w którym wybierzemy imiona dla naszych maluchów – powiedział właściciel Zoo Safari w Borysewie Andrzej Pabich.

Zwierzęta o białym umaszczeniu stały się już znakiem rozpoznawczym Borysewa, gdzie przed przyjściem na świat białych tygrysów świętowano też m.in. narodziny białych lwów.

Białe zwierzaki bardzo trudno pozyskać, ale jak już się uda, to satysfakcja jest ogromna. A gdy później doczeka się takich zwierząt z własnego chowu, to radość jest podwójna – wyjaśnił Pabich.

Zobacz zdjęcia białych tygrysów>>>

Białe tygrysy w ZOO pod Łodzią

W zoo pod Łodzią także m.in. alpaki, tapiry i białe lwy

W kwietniu w Borysewie oprócz białych tygrysów na świat przyszły również maluchy kuca i podlegającego ochronie węgierskiego bydła szarego.

Zoo Safari w Borysewie ma powierzchnię ok. 22 hektarów. Można w nim oglądać zwierzęta z sześciu kontynentów. Oprócz białych lwów i tygrysów są wśród nich również m.in. wilki polarne, alpaki, mandryle, żyrafy siatkowane, pumy, serwale, dingo, kilka gatunków antylop i małp, bawoły indyjskie, tapiry, zebry, kangury, kajmany, wielbłądy jednogarbne, ptactwo wodne, żółwie, a także foka.

Zobacz także

TOK FM

48 dni urlopu, 4 dni chorobowego i 30,5 tys. zł nagród – tak wyglądało 2,5 roku Andrzeja Dudy w Kancelarii Prezydenta

Andrzej Duda podczas pracy w Kancelarii Prezydenta chorował tylko przez 4 dni.
Andrzej Duda podczas pracy w Kancelarii Prezydenta chorował tylko przez 4 dni. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Przez 2,5 roku Andrzej Duda był „prezydenckim prawnikiem”, jak często określa się w tej kampanii. Doskonale wiadomo czym zajmował się w tym czasie. My dotarliśmy do mniej znanych informacji na temat pracy Dudy w Pałacu. Wiemy ile wziął urlopu, jak dużo chorował i jak wysokie nagrody dostał on i inni ministrowie.

Andrzej Duda pracował w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego od 16 stycznia 2008 roku do 31 sierpnia 2010 roku. Od stycznia 2009 r. działał w Biurze Prawa i Ustroju oraz Biurze Obywatelstw i Prawa Łaski. Zajmował się inicjatywami ustawodawczymi prezydenta, udziałem głowy państwa w procesie legislacyjnym oraz podpisywaniu ustaw, ratyfikacji i wypowiadaniu umów międzynarodowych czy występowaniem z wnioskami do Trybunału Konstytucyjnego i Trybunału Stanu. Poza tym odpowiadał za obywatelstwa i prawo łaski.

Duda w tym czasie przygotowywał ratyfikację Traktatu lizbońskiego, nowe prawo spółdzielcze (ustawa dotyczyła m.in. SKOK-ów), nowelizację ustawy o sądach, o orderach i odznaczeniach czy o Narodowym Dniu Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

W czasie swojej pracy dla prezydenta Duda wziął 48 dni urlopu, do tego przez 4 dni chorował. „Średnia roczna kwota wypłaconych nagród dla Sekretarzy i Podsekretarzy Stanu w Kancelarii Prezydenta RP w okresie zatrudnienia Pana Andrzeja Dudy wyniosła 30 466,67 zł” – informuje nas Kancelaria Prezydenta.

naTemat.pl

Brunatny głos w telewizji publicznej

Maciej Stasiński, 28.04.2015
Grzegorz Braun w programie

Grzegorz Braun w programie „Polityka przy kawie” w TVP (Fot. TVP)

Kandydat na prezydenta Grzegorz Braun wylał z siebie kolejną porcję bredni w poniedziałkowej „Polityce przy kawie” w TVP. Gdyby to były tylko brednie, można by wystąpienie nadać jako skecz – byłaby to zwykła błazenada.
Przykład: system edukacji publicznej jest do wyrzucenia, bo stworzyła go masoneria w XVIII wieku, a zmodyfikował Józef Stalin. Edukacja ma należeć do rodziców.Jeśli tak miałaby wyglądać edukacja, to biada tylko dzieciom Brauna.

Jednak bełkot kandydata jest zanurzony w słowotoku oszczerstw i nienawiści wobec wszystkich, którzy nie są z Braunem. Dopiero mieszanina bredni i szczucia czyni z błazna politycznego chuligana.

Małgorzata Serafin z TVP jest kolejną dziennikarką, która poległa w starciu z Braunem. Odebrał jej mowę już na starcie – stwierdzeniem, że telewizja publiczna jest taka tylko z nazwy, bo jako reżimowa stale kłamie, mówiąc, że z Polski wyjechało za pracą 2 mln, a nie 8 mln ludzi.

Dziennikarka bez skutku próbowała przerwać potok słów Brauna, gdy tokował o miliardowych „bezczelnych roszczeniach żydowskich” i roszczeniach „państwa żydowskiego położonego w Palestynie” pogrążających Polskę, ale nie kontrowała lawiny kłamstw i obelg.

Braun powtarzał, że prezydent Bronisław Komorowski jest „prezydentem-rezydentem obcych interesów”, który „zamierzał sprzedać Lasy Państwowe, żeby spłacić roszczenia żydowskie” i „zdemontował polskie wojsko”. Oraz że prezydent, a także „Kopacz, Tusk, Sikorski i inni zdrajcy stanu” muszą pójść do więzienia i należy im zrobić „pokazowe procesy”.

Dzisiejsza Polska to „postpeerelowski trup” kładący na plecy Polaków „garb wyzysku fiskalnego i talmudycznej biurokracji”, rządzony przez „władzę ludową, którą należy obalić”. A Unia Europejska to eurokołchoz utrzymywany z polskich „hałd pieniędzy”. Pani Małgorzata Serafin grzecznie milczała.

Jeśli telewizja publiczna wpadła w pułapkę prawnego obowiązku bycia trybuną wszystkich kandydatów w wyborach, nie zwalnia jej to z zawodowego obowiązku przeciwstawiania się łgarstwom i obelgom, które kandydaci rzucają w kampanii. Wywiad to nie wykupiony spot reklamowy, a dziennikarz to nie bezradny pomagier.

Braun to człowiek niebezpieczny, od którego obywatele mają prawo stronić, a nawet się przed nim bronić. Media nie mogą mu służyć za pudło rezonansowe, a dziennikarze – puszczać płazem wszystkiego, cokolwiek mu ślina na język przyniesie. Jeśli media nie bronią prawdy, nie chronią tolerancji, szacunku dla innego i przyzwoitości, to same godzą się szerzyć podłość i oswajają ją jako dopuszczalny obyczaj.

Jeśli nikczemny język zyskuje prawo obywatelstwa w mediach, to publiczna mowa nikczemnieje. Zasłaniać się literą prawa nie ma sensu. Trzeba ją zmienić.

Prawo głoszenia nienawiści nie może zależeć od liczby głosów lub podpisów pod kandydaturą. Przemoc słowna i obmowa zachęcające do przemocy fizycznej nie przestają nimi być, gdy stają się hasłem tysięcy. Hitlera trzeba było powstrzymywać, kiedy ryczał w piwiarni Bürgerbräukeller w Monachium do garstki zwolenników, bo kiedy zyskał ich miliony, było za późno.

Niech Braun sączy brunatny jad w TV Republika, gdzie go hołubią, ale roztropnie jest i higienicznie nie dawać mu szczuć Żydów, masonów i zdrajców, zanim taki prezydent albo inny wyrosły na podobnym nawozie spali TVP, TVN, TOK FM oraz rozstrzela, jak obiecywał, dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i TVN.

Zobacz także

wyborcza.pl

Walne zgromadzenie udziałowców Pożyczki Gotówkowej w areszcie?

Krzysztof Katka, 28.04.2015
Zatrzymani szefowie parabanków w Gdańsku

Zatrzymani szefowie parabanków w Gdańsku (Renata Dąbrowska)

Aresztowani udziałowcy Pożyczki Gotówkowej chcą zwołać walne zgromadzenie udziałowców w… areszcie.
Przez 12 lat policjanci, prokuratorzy i sędziowie nie mogli zakończyć działalności spółki Pożyczka Gotówkowa z Gdańska, która w tym czasie – jak twierdzą śledczy – oszukała 68 tys. osób na łączną kwotę blisko 180 mln zł. Dopiero decyzja prokuratury ze stycznia o postawieniu zarzutów właścicielom i szefom spółki spowodowała nieformalne wygaszenie jej działalności. Od stycznia obaj prezesi – 44-letni Tomasz R. i 38-letni Rafał G. – przebywają w areszcie z zarzutami oszustwa wielkich rozmiarów. Od prokuratorów dowiedzieli się, że postępowanie w ich sprawie będzie trwało tak długo, jak długo będzie przybywało poszkodowanych.W pierwszych dniach po zatrzymaniu kluczowych osób spółka działała jak dawniej. Oferowała „atrakcyjne” pożyczki, także osobom bez zdolności kredytowej. Pobierała opłatę za przyznanie pożyczki, a następnie często jej nie udzielała. W ten sposób przez lata zbiła fortunę, która sukcesywnie była wypłacana udziałowcom w formie dywidendy. Tomasz R. i Rafał G. zarobili na niej po mniej więcej 20 mln zł.Banki paraliżują Pożyczkę

Wkrótce po aresztowaniu spółka przestała prowadzić działalność pożyczkową. Jak do tego doszło?

– Tak jak informowaliśmy wcześniej, prokuratura nie ma możliwości prawnych pozwalających mu zakończenie działalność spółki handlowej – mówi Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. – Poinformowaliśmy jednak sąd rejestrowy o działaniach podjętych wobec prezesów Pożyczki Gotówkowej i po takiej sygnalizacji od nas sąd mógłby podjąć działania dotyczące działalności spółki – dodaje.

Jednak wymiar sprawiedliwości nie zakończył działania spółki. Zrobiły to inne instytucje. Okazuje się bowiem, że Pożyczkę Gotówkową sparaliżowały… banki, które po aresztowaniu prezesów uznały firmę za ryzykownego klienta. Uniemożliwienie prowadzenia rozliczeń skutecznie ograniczyło działania spółki. Podobny manewr banki wykonały w sierpniu 2012 r. wobec Amber Gold.

– Od ponad trzech lat zabiegałem o zamknięcie Pożyczki Gotówkowej. Pisałem wielokrotnie do wszelkich władz w tym kraju, do całego wymiaru sprawiedliwości i prosiłem, żeby przerwali działalność tej spółki. Wszystko bez skutku – mówi Bogusław Dylewski, emerytowany wojskowy, który kiedyś skorzystał z tej firmy pożyczkowej. Zapłacił prowizję, ale pożyczki nie dostał. Gdy wygrał proces i odzyskał prowizję, zaczął społecznie ostrzegać przed spółką. – I wreszcie się udało, ale kto do tego doprowadził – otóż nie były to organy państwa – podkreśla Dylewski.

W poszukiwaniu spółki

Spółka pożyczkowa działała od roku 2002. Wielokrotnie karał ją Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, postępowania w sprawie spółki prowadziły prokuratury niemal w całym kraju. Bez efektów. Duże śledztwo rozpoczęło się dopiero po wybuchu afery Amber Gold.

To wtedy prokuratura sprawdziła 146 śledztw dotyczących parabanków. Podczas analizy prokurator Zdzisław Brodzisz wykrył, że śledztwa umarzano bezzasadnie, prowadzono je w odrębnych jednostkach, nie łącząc w jedną dużą sprawę. W raporcie zwrócił uwagę na działalność Polskiej Korporacji Finansowej „Skarbiec” z Gdańska. W pierwszych latach Pożyczka Gotówkowa działała właśnie pod szyldem PKF „Skarbiec”. Następnie zmieniła nazwę na Pomocna Pożyczka. Dopiero w ostatnich miesiącach udziałowcy przenieśli ją z Gdańska do Warszawy i przemianowali na Pożyczkę Gotówkową. Adresy zmieniali jeszcze dwa razy, by ostatecznie przenieść firmę do Tarnowa. W czasie czterech miesięcy akta rejestrowe wędrowały między trzema sądami, a ustalenie adresu do doręczeń było trudne.

Raty, a konta zablokowane

Po sparaliżowaniu działalności spółki nie przybywa już poszkodowanych, ale przez zablokowane konta kłopoty mają wierzyciele z wyrokami sądowymi nakazującymi zwrócenie im prowizji i nieliczna grupa, która pożyczki dostała.

– Reprezentujemy osoby, które wygrały sprawy o zwrot prowizji. Komornik nie zdołał ściągnąć tych środków, ponieważ spółka zmieniała numery kont, a ostatecznie te rachunki zostały zablokowane – mówi Aneta Pasiut, doradca prawny z Katowic. – Wiem też o osobach, które spłacają pożyczki zaciągnięte w tej firmie, ale pieniądze wracają na ich konta.

Spłacający pożyczki obawiają się, że od nieprzyjętych rat naliczone zostaną im wysokie odsetki, o które ktoś upomni się za kilka lat. – Jeśli ktoś wysyła przelew, ale nie dochodzi on z winy wierzyciela, to przed sądem będzie można udowodnić, że klient chciał wywiązać się z umowy. Warto zachować potwierdzenia przelewów oraz wysłać pismo do spółki z prośbą o informację, jak można jej przekazać pieniądze – mówi nam jeden z prawników. – Najskuteczniejszym sposobem, ale równocześnie wymagającym wniesienia opłaty sądowej i założenia sprawy w sądzie byłoby wpłacenie rat do depozytu sądowego.

– Pieniądze od spłacających należałoby zbierać na jedno konto, z którego można by zwracać prowizje osobom oszukanym – uważa Bogusław Dylewski. Przepisy nie pozwalają jednak na takie rozwiązanie.

Walne w areszcie

Formalnie Pożyczka Gotówkowa sp. z o.o. nadal prowadzi działalność, zatrudnia pracowników, musi wywiązać się z obowiązku złożenia sprawozdania finansowego. Mecenas Paweł Zieliński reprezentujący prezesów spółki mówi, że złożyli oni wniosek do prokuratury o zgodę na zwołanie w areszcie walnego zgromadzenia i spotkanie z głównym księgowym (też aresztowanym), ale nie otrzymali pozytywnej odpowiedzi. – Problem jest taki, że oni nie wiedzą, co się dzieje w spółce, i dlatego nie mogą podjąć decyzji o dalszym istnieniu spółki. Są izolowani, lecz jeśli uzyskają pełną informację, to podejmą racjonalną decyzję i zapewne zakończą działalność spółki – mówi Paweł Zieliński.

Jeśli w areszcie zostanie zwołane walne zgromadzenie, to prezesi właściciele mogą zdecydować o likwidacji lub upadłości spółki. Ale nie można wykluczyć, że jeśli były zyski, to podejmą uchwałę o wypłaceniu sobie kolejnej dywidendy. Być może dlatego prokuratura wystąpiła o uszczegółowienie wniosku.

Czy konieczne jest zorganizowanie walnego w areszcie? Teoretycznie nie. Kodeks spółek handlowych przewiduje możliwość udziału w walnym zgromadzeniu korespondencyjnie lub online. Z tej pierwszej formy mogą korzystać spółki publiczne (ich akcje są w obrocie publicznym). Druga i tak wymagałaby zwołania walnego np. w kancelarii prawnej i dołączenia się do niego wspólników, co byłoby trudne, biorąc pod uwagę infrastrukturę dostępną w areszcie.

Jest też prostsze wyjście – udziałowcy mogą przeprowadzić walne poprzez swoich pełnomocników.

W ubiegłym tygodniu sąd przedłużył o kolejne trzy miesiące areszt dla Tomasza R. i Rafała G. Grozi im do 15 lat pozbawienia wolności. – Mając na uwadze liczbę obecnie przesłuchanych klientów i oczekujących na tę czynność kolejnych ok. 30 tys. osób, to sam tryb postępowania przed prokuraturą może potrwać od dwóch do pięciu lat – mówi prawnik związany ze sprawą.

– Nie mówimy zatem o areszcie na trzy miesiące, ale na jakieś trzy lata – dodaje nasz rozmówca.

Jeśli dojdzie do procesu, to potrwa on kolejne lata. Na sali sądowej obrona będzie chciała podważyć raport Ernst & Young na temat działalności spółki sporządzony na zlecenie prokuratury za ok. połowę miliona złotych. Zamierza też dowodzić, że spółka korzystała z usług firm szkolących polskie banki, a prezesi nie udzielali podwładnym porad ani wskazówek dotyczących pobierania prowizji bez udzielania pożyczek.

Na polecenie prokuratury zajęty został cały ujawniony majątek Tomasza R. i Rafała G., ale nie wiemy, co dokładnie zostało zabezpieczone i jaką przedstawia wartość.

Zapowiada się zatem na długą i kosztowną dla podatników batalię prawną. Sprawę mogłoby skrócić przyznanie się prezesów do winy, ale oni utrzymują, iż są niewinni.

Zobacz także

wyborcza.biz

 

Polscy księża „obmyślają kazania przy goleniu”? Prof. Miodek wymienia błędy: Czytanie z kartki, tani moralizm, dominacja ideologii gender

WB, KAI, 28.04.2015
Prof. Jan Miodek

Prof. Jan Miodek (Fot. Łukasz Giza / Agencja Gazeta)

Monotonny styl kazań, korzystanie z tzw. gotowców i tani moralizm – to tylko kilka błędów, które wytknął polskim księżom prof. Jan Miodek. Skrytykował też dominację w polskich kazaniach tematyki gender, zapłodnienia in vitro czy antykoncepcji. Językoznawca był jednym z uczestników ogólnopolskiego sympozjum „Kościół – Komunikacja – Wizerunek”.
Abp Józef Kupny przywołał nauczanie papieża Franciszka, podkreślając, że niedopuszczalne jest zatrzymanie wiary tylko dla siebie. – Logika jest prosta: przyjmuję, by przekazać dalej – mówił metropolita wrocławski. Cytując dzieło św. Augustyna „De doctrina christiana”, hierarcha zaznaczył, że nie można dopuścić do sytuacji, w której głosiciele kłamstwa potrafiliby przedstawić je w formie atrakcyjnej i pociągającej dla słuchaczy, podczas gdy głosiciele prawdy prezentowaliby ją w sposób usypiający i nudny.Prelegenci zastanawiali się nad kłopotami Kościoła z wizerunkiem, tabloidyzacją życia Kościoła w mediach oraz analizowali, w jaki sposób Kościół był i jest ukazywany w telewizyjnych serwisach informacyjnych. – Prawdziwy wizerunek Kościoła jest z natury rzeczy pociągający – mówił ks. prof. Andrzej Draguła z Zielonej Góry. Jego zdaniem Kościół ma być uobecnieniem Chrystusa w świecie i problemem w tym kontekście jest niewiara dzieci Kościoła. – Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, wiarygodność mówiącego z tego, co się widzi – stwierdził prelegent. Podkreślił konieczność spójności pomiędzy głoszoną nauką a działaniami członków Kościoła.

Gender, in vitro, antykoncepcja…

W wykładzie „Nie obmyślać kazań przy goleniu. O języku współczesnego kaznodziejstwa” prof. Jan Miodek mówił o błędach polskiego duchowieństwa, wśród których wymienił: nieodmienianie nazwisk, hiperpoprawność, monotonny styl głoszonych kazań oraz korzystanie z tzw. gotowców. – Nawet gdyby człowiek się kłuł szpilką, to po dwóch minutach jego myśli są nad Odrą, Bugiem i Wisłą, ale nie w kościele – mówił, krytykując księży czytających z kartki „na jednym tonie” swoje kazania.

Tym, co najbardziej jednak razi dziś w odbiorze kazań w polskim Kościele, zdaniem prelegenta, jest dominacja taniego moralizmu. Prof. Miodek skrytykował pojawiające się jako główne tematy kazań ideologię gender, zapłodnienie in vitro czy antykoncepcję.

– Zostawcie coś sumieniu katolika i katoliczki – apelował do duchownych, dopowiadając, że tego rodzaju eksponowanie jednej tematyki może prowadzić do kompletnego ośmieszenia nauczania Kościoła. – Chrześcijanie są odpowiedzialni za poziom nadziei w świecie – mówił profesor.

– Chrześcijaństwo to zaufanie drugiemu człowiekowi – wskazywał znany językoznawca. Stawiał przy tym pytania: co zrobić i jak zakopać te dzielące Polaków rowy nienawiści, przy których to, co było przed 1989 r., wydaje się niewiele znaczące, i co zrobić, żeby ludzie zaczęli sobie nawzajem ufać.

– Chciałbym, by w sferze treści wygłaszający kazanie dawał mi wiarę w drugiego człowieka, ufność wobec drugiego człowieka i chrześcijańską nadzieję – spuentował prof. Miodek.

Zobacz także

TOK FM

Prawica wyklęta żegna Profesora Bartoszewskiego

Prawicowych publicystów wyklętych, nie na tyle wyklętych jednak, by pozbawieni byli pieniędzy ze SKOK-ów, profesor Bartoszewski swym życiem zawiódł, szczególnie na odcinku patriotyzmu. Nie da się ukryć, że w sumie bardzo ich rozczarował, czemu teraz dają wyraz, odrzucając lewacki przesąd „De mortuis…”..

Publicysta Piotr Zaremba co prawda trochę chwali, ale w końcu nie może ukryć swojego zdegustowania: wyznaje w pośmiertnym wspomnieniu, jak to w zwyczaju polskim, że nigdy za profesorem „nie przepadał”. Domyślam się, jak bardzo to musiało być bolesne dla Władysława Bartoszewskiego. W Profesorze, Zarembę raziły zwłaszcza „wykwity politycznej poprawności”. Poza tym Zaremba lustruje, pewno naczytawszy się o resortowych dzieciach: Bartoszewski był „ściśle sprzymierzony z dziećmi dawnych KPP-owców” już od lat 50-tych. To ustalenie dodatkowo zniechęca Zarembę do zmarłego. Jeszcze bardziej Profesor zawiódł swym życiem publicystę Łukasza Warzechę, który dostrzegł celnym oczkiem tabloidowego analityka, że Bartoszewski swój autorytet „rozmieniał na drobne”. Natomiast najważniejszy z Wyklętych, bo mający chyba bezpośredni dostęp do linii kredytowej SKOK-ów (w każdym razie do tej resztki kasy, która jeszcze nie poszła do Luksemburga), Michał Karnowski, ubolewa, że „środowiska patriotyczne” nie mogły na Bartoszewskiego liczyć.

Zastanówmy się nad tym ostatnim, ale tylko przez chwilę, bo dłużej nie warto. Mamy tu powiedziane, że są w Polsce z jednej strony „środowiska patriotyczne” i są po drugiej stronie inni, a wiec nie-patrioci plus w najlepszym wypadku patriotycznie obojętni. Bartoszewski do tych nie-patriotów musiał należeć, skoro tak zawiódł „środowiska patriotyczne”, z Karnowskim, Warzechą i Zarembą na czele. Muszą mieć publicyści niepokorni bardzo wyśrubowane standardy patriotyczne, skoro Bartoszewski do nich nie dorósł.

No i co teraz można na to wszystko powiedzieć? Moim zdaniem – absolutnie nic. Należy tylko zatkać nos. A potem w ciszy pożegnać jednego z ostatnich Bohaterów, nie zważając na krzykaczy, którzy dla Polski nie zrobili absolutnie nic, poza wyciąganiem rąk po pieniądze od przekrętasów.

Ale z cmentarza w dniu pogrzebu ich oczywiście przegonić, niech buczą na swoim portalu.

naTemat.pl

Dodaj komentarz