Egzorcysta (30.01.15)

 

CZWARTEK, 29 STYCZEŃ 2015

BLOG MIGALSKIEGO: Zasada „coś za coś”. Fragment nowej książki o współczesnej polityce

Sejm

Noszę się z myślą napisania książki o mechanizmach rządzących polityką. Ma ona pokazywać czym jest współczesna polityka, jakie panują w niej reguły, według jakich zasad działa. Dzisiejszy tekst jest fragmentem tej książki i traktuje o długotrwałości zobowiązań.

W polityce obowiązuje zasada „coś za coś”. Jeśli czegoś chcemy od naszego politycznego partnera lub przeciwnika, to musimy oczekiwać, że zapyta się on nas o to, co on lub jego otoczenia będą z tego mieli. I nie można w takiej sytuacji zrobić wielkich oczu i dziwić się, że nasz interlokutor nie jest gotów poprzeć naszego pomysłu tylko dlatego, że jest on po prostu dobry. Powinniśmy więc mieć przygotowaną odpowiedź na pytanie o to, jakie korzyści odniesie nasz rozmówca i co my możemy mu dać za jego poparcie. Dlatego nikt w polityce nie oburza się, gdy pytany jest o to, w jaki sposób może odwdzięczyć się za przychylność w załatwieniu jego sprawy. Jest to norma i elementarz. Zachowanie inne tratowane jest jako podejrzane i nieetyczne. Pełna zgoda, bez wynegocjowania dla siebie własnych korzyści, budzi nieufność i podejrzliwość. Bowiem nie zakłada ekwiwalentności.

To ekwiwalentność powoduje, że obie strony czują się zobowiązane do dotrzymania umowy – jeśli i ja i ty mamy interes w tym, by dochować obietnicy, wówczas zwiększa się szansa na to, że naprawdę obie strony dotrzymają danego słowa. Jeśli bowiem deal był zawarty tylko dlatego, że jedna strona poprosiła drugą, to maleje prawdopodobieństwo, że umowa zostanie dotrzymana, bowiem owa druga strona nie ma w tym żadnego interesu. A w polityce interesy wiążą bardziej i skuteczniej, niż moralny przymus.

Dlatego zawsze, chcąc coś osiągnąć, należy być przygotowanym, że druga strona zażąda czegoś dla siebie. Czegoś, co będzie akceptowalne przez oba układające się podmioty. „Coś za coś” jest więc oczywistą i zalecaną zasadą politycznego dilowania. Ale czasem zdarza się, że ten, kto ma na coś się zgodzić, nie ma akurat niczego w danej chwili, czego mógłby od strony proszącej chcieć. Wówczas daje tak zwany „żeton”. Żeton nie jest czymś konkretnym i wymiernym – jest jedynie poczuciem strony proszącej, że ma wobec strony zgadzającej się pewne polityczne zobowiązanie. Nic zwerbalizowanego i dookreślonego, ale jednak istniejącego. I musi wiedzieć, że strona zgadzająca się może po pewnym czasie przyjść i poprosić o oddanie żetonu – oznacza to, że chce rekompensaty za wcześniejszą zgodę.

I tu rządzi żelazna zasada – im później chcemy odzyskać nasz żeton, tym mniej za niego dostaniemy. Jeśli pomogliśmy komuś wczoraj i za tydzień przychodzimy do niego po nasz żeton i chcemy, by coś dla nas zrobił, czymś się odwdzięczył, możemy zażądać za to o wiele więcej, niż gdyby przyjdziemy za dwa tygodnie lub za miesiąc. Z każdym dniem wartość naszego żetonu słabnie i ci, którzy są nam coś winni, coraz mnie poczuwają się do oddania długu wdzięczności. Należy więc żądać zwrotu żetonu jak najszybciej, bo wówczas możemy za niego dostać najwięcej.

Powstaje pytanie, kiedy żeton przestaje już zupełnie cokolwiek znaczyć? Odpowiedź nie jest prosta – prócz podkreślenia zasady, że im dalej od wcześniej zawartego dealu, tym wartość żetonu mniejsza. W polskich warunkach żeton traci wartość po około 3-4 miesiącach. Nie jest to jasna granica i nie zawsze obowiązuje (zależne to jest od rodzaju przysługi oraz od osobowości danego polityka), ale można pokusić się o stwierdzenie, że po mniej więcej kwartale każdy polski żeton staje się bezwartościowy. Ktoś, kto wówczas powołuje się na niego, może zostać odprawiony z kwitkiem i potraktowany jak natręt chcący czegoś, co do niego nie należy. Sytuacja bowiem była przez te kilka miesięcy dynamiczna, uległa zmianie i dziś już nie sposób oddać żetonu. Rozumieją to prawie wszyscy i ktoś, kto natarczywie domaga się oddania mu po tym okresie żetonu uważany jest za osobę niekulturalną i awanturującą się, z którą lepiej na przyszłość nie zawierać żadnych interesów.

300polityka.pl

Piwo pomoże w leczeniu chorób Alzheimera i Parkinsona?

miskub, 30.01.2015
Piwo to najstarszy i najczęściej spożywany napój alkoholowy na świecie.

Piwo to najstarszy i najczęściej spożywany napój alkoholowy na świecie. (Fot. 123RF)

Zespół naukowców dowodzi, że jasnozłoty, najstarszy i najczęściej spożywany napój alkoholowy na świecie może być zdrowszy, niż nam się do tej pory wydawało.
Czy piwo, które przez lata skrywało się w cieniu wina, ma szansę zaistnieć?

Jednym ze związków, który daje taką nadzieję, jest ksantohumol zawarty w chmielu. Substancja ta już wcześniej przykuła uwagę naukowców ze względu na swoje właściwości antyoksydacyjne, antynowotworowe i ochronne w chorobach układu sercowo-naczyniowego.

Teraz w testach laboratoryjnych naukowcy dowiedli, że związek ten może także chronić neurony przed uszkodzeniami i prawdopodobnie spowalnia przebieg procesów prowadzących do chorób mózgu, takich jak Parkinson czy Alzheimer. Tak wynika z badań opublikowanych w „Journal of Agricultural and Food Chemistry” przez zespół Jianguo Fanga.

Zobacz także

wyborcza.pl

PIĄTEK, 30 STYCZEŃ 2015

Millward Brown: Duża przewaga PBK nad Dudą, Ogórek 8%

Bronisław Komorowski – 62 proc., Andrzej Duda – 18, Magdalena Ogórek – 8, Janusz Korwin-Mikke – 3, Janusz Palikot – 2, Kandydat PSL – 1.

Tak prezentują się wyniki badania Millward Brown, na które powołały się dzisiaj „Wiadomości” TVP1. Na sondaż powołuje się dzisiaj wieczorem także TVP Info.

Badanie przeprowadzono 25 stycznia na próbie 734 Polaków.

300polityka.pl

Piechociński: PSL wystawi swojego kandydata na prezydenta. To nie będę ja

mil, PAP, 30.01.2015
Janusz Piechociński podczas wieczoru wyborczego PSL

Janusz Piechociński podczas wieczoru wyborczego PSL (Fot. Franciszek Mazur/ Agencja Gazeta)

PSL wystawi własnego kandydata w wyborach na prezydenta – poinformował prezes partii Janusz Piechociński. Dodał, że on sam nie będzie kandydował.
Według informacji PAP Naczelny Komitet Wykonawczy PSL rekomendował jako kandydata ludowców wiceszefa partii Adama Jarubasa. W piątek Komitet podjął wstępną decyzję dot. wyborów prezydenckich. Ostateczną, w sobotę, ma podjąć Rada Naczelna Stronnictwa.Ludowcy byli podzieleni, czy wystawiać własnego kandydata, czy poprzeć urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Część działaczy stawiała na Jarubasa; inni w roli kandydata PSL na prezydenta widzieli Piechocińskiego.

Zobacz także

TOK FM

Jest śledztwo w sprawie płodów w słoikach. Zatrzymana 31-latka przesłuchana jako świadek

Jest śledztwo w sprawie płodów w słoikach.<br /><br />
Zatrzymana 31-latka przesłuchana jako świadek
Foto: TVN24 | Video: TVN24 PoznańPłody w słoikach znalezno w mieszkaniu, w którym przebywali 31 latka i jej konkubent
30.01.2015

 

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie słoików z ludzkimi płodami, znalezionych przez policję w jednym z mieszkań w Rawiczu (Wielkopolska). Zatrzymana 31-letnia kobieta została już przesłuchana w charakterze świadka. W toku jest też drugie śledztwo, w którym zeznawała ona jako podejrzana. Dotyczy jednak posiadania narkotyków.

Jak poinformowała w rozmowie z portalem tvn24.pl Magdalena Mazur-Prus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, prokuratorzy badający sprawę nie mają wątpliwości, że w słoikach znajdują się płody ludzkie. Ostatecznie potwierdzi to jednak badanie w zakładzie medycyny sądowej.

Rzecznika prokuratury podała, że w poniedziałek odbędą się oględziny oraz sekcja płodów z udziałem biegłych. Biegli będą się starali określić ich wiek, to, jak długo były przechowywane i czy przychodząc na świat, były żywe. Ze wstępnych ustaleń wynika, że płody były w różnym wieku.

Kobieta przesłuchana

– W sprawie wszczęte zostało oddzielne śledztwo z artykułu 152, dotyczącego przestępstwa przeciwko zdrowiu i życiu. Kobieta zatrzymana w mieszkaniu, w którym znaleziono słoiki z płodami, została przesłuchana w charakterze świadka – powiedziała Mazur-Prus.

Przypomnijmy, że 31-latkę zatrzymano w związku z posiadaniem niewielkiej ilości narkotyków.

– W tej sprawie kobieta zeznawała już jako podejrzana – dodała prokurator.

Oprócz kobiety, zatrzymano również jej konkubenta, który podobnie jak ona, podejrzany jest o posiadanie „środków odurzających i psychotropowych”.

 

Mieszkańcy Rawicza są wstrząśnięci
Wideo: tvn24Mieszkańcy Rawicza są wstrząśnięci

 

 

Słoiki schowane w szafie i sejfie

Do makabrycznego odkrycia doszło w czwartek, podczas przeszukania jednego z mieszkań w Rawiczu.

– Przeszukanie tego lokalu było częścią działań policji w związku ze sprawą narkotykową. Policjanci, oprócz niewielkiej ilości narkotyków (31-letnia kobieta, wynajmująca mieszkanie, miała przy sobie 4 g marihuany i śladowe ilości amfetaminy – przyp. red.), znaleźli trzy słoiki, w których – według wstępnej opinii biegłych – były płody ludzkie – mówiła w piątek rano na antenie TVN24 Beata Jarczewska, oficer prasowy policji w Rawiczu.

– Najpierw funkcjonariusze znaleźli jeden słoik z płodem w szafie, potem jeszcze dwa w przenośnym sejfie. Na razie trudno powiedzieć, w jakim wieku były i czy urodziły się żywe – opisywał prokurator rejonowy Michał Kordek.

Jak dodała Magdalena Mazur-Prus, zatrzymana kobieta została poddana badaniu.

– Badanie lekarskie ma wykazać, czy w nieodległej przeszłości ewentualnie była ona w ciąży i w jakich okolicznościach odbył się poród. Wyniki badania poznamy jeszcze w piątek – powiedziała prokurator.

TVN24.pl

Piechociński: Jarubas bardziej rozpoznawalny niż Duda. A Ogórek? Kojarzymy ją z blondynką po studiach [WYWIAD]

karslo, PAP, 30.01.2015
Adam Jarubas

Adam Jarubas (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

– Jarubas ma większą rozpoznawalność niż kandydat PiS na początku swojej kampanii – mówił szef PSL Janusz Piechociński. Z kolei o kandydatce SLD powiedział: – Pół Polski zaczyna kojarzyć słowo Ogórek nie z felietonistą „Gazety Wyborczej”, a z młodą blondynką po studiach.
Grzegorz Łakomski, PAP: – Dlaczego PSL hamletyzuje i przeciąga podejmowanie decyzji ws. kandydata na prezydenta?Janusz Piechociński: – Leszek Miller w dniu śmierci Józefa Oleksego ogłosił kandydaturę Magdaleny Ogórek – są i takie scenariusze w polityce. Cenię sobie w polityce poważne rozmowy i analizy. Na ostatnich dwóch posiedzeniach władz PSL politycy wypowiadali się jak zawodowi analitycy.Wielu z tych partyjnych analityków przekonuje – wbrew pana deklaracjom o tym, że nie startuje – że to prezes partii powinien być kandydatem. Robią panu na złość?

– Nie. W sytuacji zgłaszania kandydata partyjnego naturalnie w pierwszej kolejności patrzy się na lidera. Zwracam jednak uwagę, że jestem liderem innego typu. I przygotowałem do tego partię. Mamy z kogo wybierać. Wybory do europarlamentu i samorządowe pokazały rosnącą siłę PSL-u. Bierze się ona m.in z odmłodzenia kadr, nowych nazwisk.

Wystawienie Adama Jarubasa jako kandydata ludowców to jeden z głównych scenariuszy. Nie byłoby to ryzykowne posunięcie – biorąc pod uwagę słabą rozpoznawalność szefa świętokrzyskiego PSL?

– Adam Jarubas ma swój dorobek: drugą kadencję jest świetnym marszałkiem województwa świętokrzyskiego, a w ostatnich wyborach samorządowych znacząco poprawił swój wynik. Mogę się założyć, że ma większą rozpoznawalność niż np. kandydat PiS na początku swojej kampanii. Pół Polski zaczyna kojarzyć słowo Ogórek nie z felietonistą „Gazety Wyborczej”, a młodą blondynką po studiach znaną dotąd z tego, że ma dużo do powiedzenia na temat Kościoła.

Chce pan, by Jarubas szedł drogą budzącej emocje kandydatki SLD?

– Nie. Pokazuję tylko pewien mechanizm. Kampania prezydencka zaczyna się z chwilą ogłoszenia terminu wyborów i zebrania 100 tys. podpisów pod kandydaturą. Gwarantuję, że jeśli PSL wystawi kandydata partyjnego, to zdobędziemy 500 tys. podpisów. To jest najlepsza metoda, by przy niskich kosztach poinformować każdego obywatela w Polsce, kim jest X, który wystartuje, jako kandydat PSL. Poza tym wystarczy popatrzeć na wynik wyborów samorządowych, by mieć świadomość siły PSL.

W wyborach prezydenckich wyborcy kierują się innymi kryteriami. W sondażu dla TVP Jarubas miał 1 proc. poparcia.

– W piątek, tuż przed ciszą wyborczą w wyborach samorządowych TVP opublikowała sondaż pokazujący, że PSL w wyborach parlamentarnych miałoby 5 proc. Jeśli tym razem w przeddzień wyborów prezydenckich zapytają, jak wyborcy chcą głosować w wyborach europejskich za 4 lata, to będzie oznaczało, że uważają odbiorców polityki za idiotów. My Polacy – wbrew pozorom – nie jesteśmy idiotami.

Ocenia pan, że wybory samorządowe pokazały rosnącą siłę PSL. Według dr Jarosława Flisa pańska partia otrzymała 700 tys. głosów więcej w wyborach samorządowych tylko dzięki temu, że jej kandydaci byli na pierwszej stronie karty do głosowania w formie książeczki.

– A były wzięte pod uwagę głosy oddane na PiS?

Tak, w powiatach, gdzie na pierwszej stronie byli kandydaci PiS ta partia – według analizy Flisa – uzyskała wynik o 10 proc. wyższy niż w skali całej Polski.

– Polecam panu Flisowi spis powiatów, które odwiedziłem ja, Marek Sawicki czy Władysław Kosiniak-Kamysz. Mieliśmy około tysiąca spotkań tylko w tym roku. Wystarczy porównać wynik PSL w tych powiatach, które odwiedziliśmy kilka razy i te, w których nas nie było. PSL zniknęło z tej przegadanej, konferencyjnej, bijącej pianę polityki dyskutującej np. o tym, jak rezygnacja Iwony Sulik wpłynie na wynik wyborów parlamentarnych. Zamiast tego spotykamy się z ludźmi od gminy do gminy. Ludzie się zapisują do PSL. Do wyborów parlamentarnych do PSL przyjmiemy 2,5 tys. ludzi.

Ludzi przybywa, ale może zabraknąć subwencji po tym, jak PKW odrzuciła sprawozdania finansowe PSL za zbieranie środków na partię na prywatnym koncie. Czuje się pan za to odpowiedzialny?

– Ta sprawa się zaczęła w 2010 roku.

Konto istniało od 2010 roku do 2013, a prokuratura zajęła się sprawą w 2014 roku.

– Nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Błąd nie został popełniony na poziomie władz PSL, ale przez dwóch już byłych członków PSL. Sąd koleżeński pozbawił ich członkostwa.

O ostatecznym odrzuceniu sprawozdania PSL zdecyduje Sąd Najwyższy. Pana zdaniem jest szansa na decyzję korzystną dla PSL?

– Ta sprawa pokazała, że jest łatwy sposób na rozbicie konkurencyjnej partii. Wystarczy się do niej zapisać i przed kolejnymi wyborami złamać ustawę o partiach politycznych, przetrzymując jedną fakturę. W konsekwencji partia straci subwencję. Mam nadzieję, że sąd uwzględni to w swoim orzeczeniu, które powinno też zawierać zalecenie do wprowadzenia zmian w obecnych przepisach.

Chce pan budować polityczne centrum, a ostatnie transfery do PSL sięgają skrajnie na lewo i prawo. Jak chce pan pogodzić Godsona z byłymi palikotowcami?

– To sygnał do Polaków, że ludzie mają dość kłótni na prawicy i destrukcji na lewicy. To jest to szukanie czegoś wspólnego, czegoś większego, takiego centrum politycznego, które mogłoby zjednoczyć różne środowiska polityczne.

gazeta.pl

Komorowski straci ponad 10 proc. poparcia. Sporo zyskają Duda i Ogórek. Prognoza „Polityki Insight” przed wyborami prezydenckimi

Krzysztof Lepczyński, 30.01.2015
Prezydent Bronislaw Komorowski i pierwsza dama Anna Komorowska

Prezydent Bronislaw Komorowski i pierwsza dama Anna Komorowska (Fot. Sławomir Kamiński/ AG)

Zwycięstwo Bronisława Komorowskiego w pierwszej turze wcale nie jest pewne – wynika z prognozy „Polityki Insight” przed wyborami prezydenckimi. Andrzej Duda jest niedoszacowany i może zebrać nawet 30 proc. głosów. Zyska też Magdalena Ogórek.
„Polityka Insight” przygotowała prognozę wyników wyborów prezydenckich na cztery miesiące przed wyborami. Dość mocno różni się ona od sondaży, które dają przytłaczające zwycięstwo Bronisławowi Komorowskiemu. Jak wypadają poszczególni kandydaci?Komorowski słabiej, Duda i Ogórek lepiejBronisław Komorowski. Urzędujący prezydent może liczyć na 51 proc. głosów, choć styczniowe sondaże dają mu aż 64 proc. Co więcej, jak podkreśla Wojciech Szacki z „Polityki Insight”, jeśli PSL nie poprze Komorowskiego, dostanie on 1-2 proc. mniej. Zwycięstwo w pierwszej turze nie jest więc już takie pewne.

Andrzej Duda. Według „Polityki Insight” kandydat PiS jest w sondażach niedoszacowany. Dlatego może liczyć nie na 21 proc., ale nawet na 30 proc. Szacki zwraca uwagę, że Duda ma niższe poparcie niż jego partia, jest więc spory potencjał wzrostu notowań.

Magdalena Ogórek. Zdaniem „Polityki Insight” kandydatka SLD, dzięki temu, że jest nową twarzą w polityce, przyciągnie część niezdecydowanych wyborców. Dlatego może liczyć nie na 7 proc., jak wskazują sondaże, ale raczej na 10 proc. głosów.

Janusz Korwin-Mikke. „Polityka Insight” wskazuje, że Korwin-Mikke ma już stały elektorat wypracowany w poprzednich wyborach (wszystkich, w których startował od 1995 roku) i zbierze ok. 4 proc. głosów.

I inni. Pozostali kandydaci będą raczej pełnić rolę planktonu. Janusz Palikot – 1 proc., a Marian Kowalski, kandydat narodowców, nie może liczyć nawet i na to.

Prognoza została wykonana na podstawie regresji liniowej z użyciem danych z sondaży na pięć miesięcy przed wyborami z lat 1995-2015 oraz wyników wyborów. Według „Polityki Insight” model przewiduje wynik kandydata z 90-proc. prawdopodobieństwem.

Zobacz także

TOK FM

Radnego walka z mediami. Kukiz oburza się na zaglądanie do portfela, ale jest osobą publiczną. Powinien się przyzwyczaić

Paweł Kukiz jest przekonany, że dziennikarzami steruje system.
Paweł Kukiz jest przekonany, że dziennikarzami steruje system. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Publikacja dotycząca zarobków Pawła Kukiza zirytowała muzyka i polityka, a ujście swoim emocjom dał na Facebooku i nazwał dziennikarzy „ścierwojadami”. Kukiz widocznie nie zdawał sobie sprawy, że objęcie funkcji publicznej będzie się wiązało z takimi artykułami. Czy walka z mediami może mu pomóc w karierze politycznej?

Kukiz w rozmowie ze mną zaznacza, żeby nie przypisywać mu nadmiernych emocji.

– Nie bardzo rozumiem, jak na podstawie wypowiedzi w formie pisemnej na FB można oceniać stan emocjonalny aż ta tak precyzyjnie, by nazwać go stanem „wściekłości”. Nie ukrywam, że jakieś emocje mi towarzyszyły, ale do „wściekłości” było bardzo daleko. Nie musiałem ujawniać swoich zarobków, zrobiłem to z własnej nieprzymuszonej woli. Jednak to, co mnie zirytowało, to ton w jakim media podchwyciły wiadomość o moim stanie posiadania – mówi o swoim doświadczeniu z dziennikarką Malwiną Gadawą Paweł Kukiz.
kukizPolityka
Chociaż ton wypowiedzi, nazwanie dziennikarzy ścierwojadami i sugestie, że polityk będzie kogoś dopadał, mogą świadczyć o czymś zupełnie innym. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że Kukiz wszelkie ewentualne akty zemsty zamierza wymierzać w granicach prawa.W rozmowie jest szczery i bardzo otwarty. Może nawet za bardzo, biorąc pod uwagę złe doświadczenia z dziennikarzami, o których wspomina. Z pewnością mówi szczerze i ma niezłomną wiarę w swoje słowa. Kiedy pytam o to czy capslocki i wykrzykniki zawarte w jego tekście nie są wyrazem wściekłości, tłumaczy, że w podobny sposób pisze większość swoich statusów. Sprawdzam, rzeczywiście tak jest.Winny system
Czy osoba, która przeniosła się ze świata popkultury do polityki może być zdziwiona, że media interesują się jej stanem posiadania? Nie Kukiz pierwszy i nie ostatni. Ostatnio Katarzyna Bujakiewicz, która została wybrana radną i zrezygnowała z pełnienia funkcji właśnie dlatego, że nie mogła ujawnić swoich zarobków. Jej kontrakty są tajne, a sama aktorka najprawdopodobniej zdawała sobie sprawę, że kiedy media dostaną możliwość zajrzenia do jej portfela, chętnie skorzystają.Jak można się było spodziewać, temat zarobków Kukiza od razu podchwyciły „Fakt” i „Super Ekspress”. Bulwarówki oczywiście wykorzystały niezawodną poetykę sensacji: „Ile zarabia Paweł Kukiz? Więcej niż prezydent! Opłaca mu się kandydować?”, „Wiemy, ile Kukiz ma na koncie. Dom samochód i co jeszcze?”.

– Jeśli chodzi o moje zarobki to ujawniłem je sam. Znacznie wcześniej niż podały to gazety. Niczego się nie wstydzę. Rzeczywiście zarabiam więcej od prezydenta, z czego każdy myślący człowiek wyciągnie prosty wniosek, że nawet gdybym zechciał kandydować na ten urząd – to nie dla pieniędzy – śmieje się Kukiz.

Nic tak nie emocjonuje Polaków, jak możliwość zajrzenia innemu politykowi w intymne sprawy. Zwłaszcza takiemu, który jest znany z działalności scenicznej.

Pytanie, czy są to rzeczywiście sprawy intymne. Kukiz chce walczyć o społeczeństwo obywatelskie, a transparentność, w tym zarobków polityków, jest ważnym aspektem. Nikt nie zagląda mu przecież do łóżka, jak jest to w przypadku np. Anny Grodzkiej, nikt nie szpieguje jego dzieci – z tym musiał się zmierzyć Donald Tusk.

Pawłowi Kukizowi nie wystarcza jednak tłumaczenie, że jego zarobki są tematem, który po prostu może zainteresować czytelników. Wszystkiemu winny jest system.

– Uważam, że jest to nieprzypadkowe. I robienie sensacji z mojego majątku to działanie aparatczyków systemu, który robi wszystko, by zniszczyć swojego oponenta. Bez względu na jego nazwisko czy światopogląd. Nigdzie w swojej wypowiedzi nie użyłem określenia „dziennikarz”. Rozróżniam dziennikarzy i aparatczyków, podobnie jak odróżniam artystów od chałturników. I nigdy nie przyszło mi do głowy, by z powodu nazwania mnie chałturnikiem robić jakieś afery. Bo jestem ponad tym. Uważam, że sumienni publicyści są i po lewej, i po prawej stronie światopoglądów. Aparatczycy służący systemowi, który światopoglądów używa jako „marketingu” i piszący teksty na zamówienie również działają wszędzie – podkreśla polityk. Jego zdaniem ataki dziennikarzy są po prostu sterowane z góry.

PAWEŁ KUKIZ

Od dawna atakuję system i zauważyłem prawidłowość, że im bardziej zaciekłe są moje ataki, tym mocniejszy jest odzew ze strony aparatczyków systemu. Dziennikarze albo rzetelnie moje wypowiedzi analizują albo nie zabierają głosu. W całej tej nagonce chodzi tylko o zdyskredytowanie mojej osoby jako tej niosącej idee obywatelskie. W tym rzetelnego dziennikarstwa. Ja walczę o państwo obywatelskie, kraj przyjazny obywatelom i w tej misji jestem w stanie stanąć ponad podziałami światopoglądowymi. Jednak media nie są tym zainteresowane, wybija się sensacja. A ludzie bardzo często czytają tylko tytuły.

Ingerowanie w życie osób publicznych, nie tylko polityków, jest starą praktyką. Czasami nosi to znamiona prawdziwej patologii, jak miało to miejsce w przypadku afery z „News of the World”, gdzie dziennikarze podsłuchiwali rozmowy m.in. członków brytyjskiej rodziny królewskiej i czytali ich SMS-y. Kukiz uważa jednak, że największa patologia ma miejsce w Polsce.

Współpraca z mediami
Bardzo niesprawiedliwe jest przedstawianie człowieka jako oszołoma, a Kukiz nim nie jest. Do polityki poszedł z konkretną misją i szczerą wolą zmian. W tym momencie walczy m.in. o jednomandatowe okręgi wyborcze.

Zastanawiające jest tylko, czy obrazu polityki nie przeniósł z poprzedniego systemu, z którym aktywnie walczył. Czy po prostu nie jest dla niego pociągające wyciągnięcie dawnego munduru z szafy i po raz kolejny stanięcie w obronie ojczyzny. Kto jest tym razem wrogiem? Mityczni przedstawiciele systemu, ci inni, którzy pociągają za sznurki.

Ponieważ mechanizmy demokracji pozwoliły mu dostać się do władzy musi być ktoś, kto działa przeciwko. I tym razem to media są tymi złymi.

O obiektywizmie mediów można dyskutować, jednak stwierdzenie, że powstał ogólnopolski plan zdyskredytowania Kukiza jest chyba na wyrost. Na razie muzyk jest radnym w sejmiku dolnośląskim. Kukiz narzeka, że media nie słuchają go i same tworzą z niego oszołoma.

– To nie ja stworzyłem swoją legendę medialną, tylko system przypiął mi łatkę. Od dłuższego czasu muszę udowadniać, że nie jestem PiS-owcem. Co mam zrobić, żeby tak o mnie nie mówiono? Obrazić prezesa? Stawiam Nowaka na równi z Hofmanem. Starczy? – tłumaczy.

Czy buntownik może zyskać duży elektorat?
Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że Kukiz daje dziennikarzom amunicję, swoim barwnym językiem, czy kwiecistymi wpisami na Facebooku. Czy nie obawia się, że taka strategia medialna może sprawić, że wyborcy nie będą na niego patrzyli poważnie?

– Jeśli artysta wchodzi na scenę polityczną, to z reguły robi wszystko, by stać się bardziej poważnym – mówi dr Olgierd Annusewicz dyrektor Ośrodka Analiz Politologicznych UW.

– Tak było np. z Reaganem, choć to dosyć karkołomne porównanie, tak też było np. z Krzysztofem Cugowskim. Czy chociażby z Andrzejem Lepperem, który może nie był artystą, ale z pewnością nowinką w świecie polityki. Kukiz natomiast idzie w poprzek tym trendom. Z jednej strony ma wierne grono swoich fanów i wyborców, którzy cenią go właśnie za tę wyrazistość, jednak jeśli w taki sposób będzie chciał zawalczyć o szerszy elektorat, to nie wróżę sukcesu.

Annusewicz dodaje, że nierozsądna jest też otwarta wojna z mediami. – Politycy i dziennikarze żyją w symbiozie, jedni nie istnieją bez drugich. Oczywiście, można mieć zastrzeżenia do pracy ludzi mediów, ale można je wyrażać w mniej kwiecisty sposób.

Czyli taka agresywna strategia nie może przynieść rezultatów?

DR OLGIERD ANNUSEWICZ

Strategia na buntownika sprawdza się, gdy kraj jest w głębokim kryzysie. Przykładem może być Grecja. W Polsce mamy jednak „ciepłą wodę w kranie”, a i buntowników u nas nie brakuje. Wystarczy spojrzeć chociażby na Korwina -Mikkego czy Ruch Narodowy.

– Czy nie boję się, że prowadząc walkę z mediami systemu przegram? Nie, bo jeśli walczę, to nigdy nie będę przegranym. Mogę nie osiągnąć celu, ale mam czyste sumienie. A to jest dla mnie priorytetem. I tego również pracownikom mediów szczerze życzę.

Czyste sumienie z pewnością jest ważne. Jako artysta może w bezprecedensowy sposób rozprawiać się ze swoimi oponentami. Jednak jako osoba pełniąca funkcje publiczną, której obywatele zaufali, powinien się też starać realizować swój program. Skoro rozumie, w jaki sposób funkcjonują środki przekazu, to powinien skorzystać z tej wiedzy. Bo inaczej nikt nie będzie słuchał, co Kukiz ma do przekazania, tylko skupiał się nad tym jak to zostało ujęte. I ile osób przy tym obrażono.

naTemat.pl

John Godson, czyli dzień świstaka

Poseł PO już nie chce zaostrzać ustawy antyaborcyjnej – informuje Wyborcza.pl. Poseł Godson (Łódź), który kilka dni temu zagłosował za pracami nad ustawą odbierającą kobiecie prawo do przerwania ciąży gdy płód jest ciężko uszkodzony, teraz wycofuje się ze swojego stanowiska. Taki sam manewr poseł Godson wykonał w 2011 roku, gdy zagłosował za pracami nad całkowitą delegalizacją aborcji. Wtedy również po kilku dniach „zmienił zdanie”.Od kilku dni pracuję nad prostą stronąwww.wiemkogowybieram.blogspot.com, by wyborczynie i wyborcy liberalni światopoglądowo mogli odświeżyć sobie pamięć przed wyborami.Jej zadaniem jest odnotowanie kluczowych głosowań posłów i posłanek w kwestiach takich jak prawa człowieka, w tym prawa kobiet i mniejszości seksualnych.Pan poseł Godson jest tu szczególnym przypadkiem – rok po roku głosował za pracami nad zaostrzeniem jednej z najbardziej skrajnych ustaw antyaborcyjnych (2011 – całkowita delegalizacja, czyli także w przypadku gwałtu i zagrożenia dla życia i zdrowia kobiety; 2012 – zmuszenie kobiet do kontynuowania ciąży, gdy płód jest ciężko uszkodzony), a następnie dwukrotnie się z tego wycofywał.Oto fragmenty jego oświadczeń w tej sprawie:

13.07.2011 (po głosowaniu 01.07.2011):

(…) Dyskusja otworzyła mi oczy na to, jak bardzo jest podzielone społeczeństwo. Tak jak już wcześniej napisałem, nie miałem nigdy takich wątpliwości i dylematów moralnych podczas głosowań, jak w tym przypadku. Po analizie oraz po wysłuchaniu wszystkich argumentów, podjąłem decyzję. Moje stanowisko brzmi, jak następuje: Jestem za utrzymaniem obecnego kompromisu ustawowego! (…) Jeżeli kogoś zawiodłem, to najmocniej przepraszam (źródło).

14.10.2012 (po głosowaniu 10.10.2012):

Zapoznałem się uważnie z każdym komentarzem i opinią, na tej podstawie dochodzę do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem jest pozostawienie obecnych zapisów bez zmian (Wyborcza.pl).

Nie wiem, czy pan poseł Godson ma kłopoty z pamięcią, czy po prostu jest tak cyniczny (być za, a nawet przeciw). Może istnieje jeszcze inna odpowiedź na pytanie dlaczego dwa lata z rzędu poseł głosuje, a potem się wycofuje w tej samej, ważnej dla praw kobiet sprawie. Nie interesuje mnie to. Liczą się czyny, a nie słowa.

Wiem, że takie głosowania i „wycofania” trzeba udokumentować, nawet na tak prostej technicznie stronie jak moja. Jest to ważne tym bardziej, że media informujące dziś o „zmianie zdania” przez posła, nie umieszczają informacji w kontekście tego, co działo się zaledwie rok temu!

Mam serdecznie dość tego, że niektórzy posłowie i posłanki uważają nas za przypadkowe społeczeństwo idiotów.

naTemat.pl

„Godson marnotrawny. Powinien przyznać, że dołączył do PSL tylko dlatego, że dadzą mu jedynkę”

opr. dżek, 30.01.2015
John Godson

John Godson (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Przejście Johna Godsona do klubu PSL to dość brzydki interes polityczny, więc zamieszani w tę sprawę robią wszystko, by go ładnie opakować – pisze na blogu Anna Dąbrowska, dziennikarka „Polityki”.
Poseł John Godson od 1 lutego będzie członkiem klubu parlamentarnego PSL. Godson mówił podczas czwartkowej konferencji w Sejmie, że na jego decyzji zaważył brak dyscypliny u ludowców w głosowaniach dot. spraw światopoglądowych. Dodał, że na razie nie wstępuje do partii.- Przejście Johna Godsona do klubu PSL to dość brzydki interes polityczny, więc zamieszani w tę sprawę robią wszystko, by go ładnie opakować. Powiedzmy wprost: John Godson dołączył do klubu PSL, bo dostanie pierwsze miejsce na liście PSL do parlamentu. I powinien uczciwie to przyznać – komentuje Anna Dąbrowska na blogu.

Transakcja wiązana

Dziennikarka tygodnika „Polityka” uważa, że obie strony na transferze zyskają – Godson ma gwarancję, że wejdzie do Sejmu następnej kadencji. Z kolei PSL może liczyć na to, że nie odwróci się od niego konserwatywny, wiejski elektorat, który może pamiętać jeszcze przyjęcie w szeregi partii posłów Twojego Ruchu, którzy .

Przypomnijmy. Godson odszedł z Platformy w 2013 roku, bo w głosowaniach światopoglądowych została tam wprowadzona dyscyplina. A Janusz Piechociński zadeklarował, że dyscypliny w „sprawach sumienia” w Stronnictwie nie będzie.

Godson i czyste ręce

– Niczym syn marnotrawny, wraca na koalicyjne łono. W PSL w sprawach sumienia nie ma dyscypliny – argumentuje swoją decyzję. Więc poseł Godson we wszystkich sprawach światopoglądowych (nie czeka nas w tej kadencji zbyt wiele takich rozstrzygnięć) będzie sobie głosował jak zechce. Ale jak się zachowa, jeśli rządząca koalicja przegłosuje coś nie po jego myśli? Choć Godson woli o tym nie mówić, to jako poseł koalicji będzie za te decyzje współodpowiedzialny. Tylko jako poseł niezależny mógłby umywać od nich ręce – pisze Dąbrowska.

John Godson był radnym w Łodzi, potem został posłem z list Platformy. Po opuszczeniu PO był w ugrupowaniu Jarosława Gowina Polska Razem. Został z tej partii usunięty po tym, jak poparł rząd w głosowaniu nad wotum zaufania. Po przejściu Godsona klub PSL będzie liczył 39 posłów.

Cały wpis dziennikarki na jej blogu>>

Zobacz także

TOK FM

Palikot nadużywa wizerunku Kopacz? Charakteryzuje ją na ofiarę przemocy. „Chcemy wpłynąć na Pani bezduszność”

karslo, PAP, 30.01.2015
Ewa Kopacz na plakacie kampanii Twojego Ruchu

Ewa Kopacz na plakacie kampanii Twojego Ruchu (http://twojruch.eu/)

Twarz premier Ewy Kopacz – częściowo ucharakteryzowana na ofiarę przemocy – pojawiła się na plakacie Twojego Ruchu. Ma promować kampanię nawołującą do uchwalenia konwencji o przeciwdziałaniu przemocy. „Tylko tak jesteśmy w stanie wpłynąć na Pani bezduszność wobec ofiar przemocy!” – tłumaczy Janusz Palikot.
„Pani Premier! Wiemy, że to szokująca akcja i może wielu urazić, ale chyba tylko tak jesteśmy w stanie wpłynąć na Pani bezczynność i bezduszność wobec ofiar przemocy! Czy okaże się Pani tak samo fałszywa jak w przypadku związków partnerskich?” – tłumaczy Janusz Palikot użycie wizerunku Ewy Kopacz na swoim Facebooku.

– Jedna połowa to twarz znana z kolorowych pism i telewizji, a druga to twarz pobitej kobiety – ofiary przemocy domowej. Ta twarz z całą obłudą zawartą w swej podwójności będzie przez nas pokazana w całości jako twarz pobitej kobiety razem z ogromną kampanią społeczną, którą rozpoczniemy, jeśli Sejm nie wprowadzi w przyszłym tygodniu konwencji o przeciwdziałaniu przemocy – mówił Palikot na konferencji prasowej w Łodzi przed Specjalistycznym Ośrodkiem Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie.

„Dwa miliony Polaków oczekują na tę ustawę”

Lider TR podkreślił, że głosowanie nad ratyfikowaniem konwencji było już dwukrotnie za rządów Kopacz przekładane. – Wczoraj zbulwersowała nas decyzja PO o odłożeniu sprawy związków partnerskich na następną kadencję. To kolejne oszustwo, z którym mamy do czynienia. Dwa miliony Polaków oczekują na tę ustawę, która w 90 proc. dotyczy osób heteroseksualnych i obejmuje podstawowe prawa człowieka – dodał.

Przewodnicząca Ruchu Kobiet w TR Małgorzata Prokop-Paczkowska podkreśliła, że problem przemocy dotyczy w 80 proc. kobiet i dzieci. – Rocznie ginie w Polsce 150 kobiet. UE przygotowała nam doskonały instrument – konwencję przeciw przemocy, ale prawica w Sejmie robi wszystko, aby jej nie ratyfikować. Ta konwencja zmusi nasze państwo do konkretnych działań, które będą służyły ofiarom przemocy, a nie agresorom – dodała.

Przeciwko konwencji Episkopat Polski

Polska podpisała konwencję o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej w grudniu 2012 r., a w kwietniu ub.r. rząd podjął uchwałę ws. przedłożenia jej do ratyfikacji i przyjął projekt odpowiedniej ustawy. Pod koniec sierpnia 2014 r. odbyło się pierwsze czytanie projektu w Sejmie; podczas drugiego czytania, 25 września, zgłoszono poprawki, co spowodowało, że projekt został ponownie skierowany do komisji.

Posiedzenie, na którym komisje miały je rozpatrzyć, było kilkakrotnie odwoływane. Na ostatnim, które odbyło się 21 października, posłowie uznali, że projekt wymaga jeszcze opinii konstytucjonalistów.

Konwencja jest krytykowana przez m.in. organizacje prawicowe i prezydium Episkopatu Polski, które uważa, że dokument wprowadza redefiniowanie pojęcia płci, małżeństwa, rodziny, w sposób niemożliwy do zaakceptowania przez Kościół, promując – zdaniem biskupów – „ideologię gender”.

TOK FM

 

Rodzina odprawiała egzorcyzmy? „Zły duch z nieba nie spada”

30.01.2015

Rodzina odprawiała egzorcyzmy?

Foto: tvn24 | Video: tvn24Ksiądz podkreślił, że jeżeli ktoś zgłasza się z prośbą o odprawienie egzorcyzmów, musi najpierw przejść konsultację psychologiczną

 

– Z naszego punktu widzenia, egzorcyzmy to są modlitwy odprawiane przez kapłana delegowanego przez biskupa. Wszystkie inne osoby, które usiłują podejmować egzorcyzmy, mogą podejmować akcje przeciwko złemu duchowi, ale nie mają szans (wygrać – red.) – powiedział we „Wstajesz i wiesz” egzorcysta w diecezji warszawsko-praskiej, ksiądz Andrzej Grefkowicz.

W ubiegły weekend czteroosobowa rodzina z Lublina trafiła do szpitala. Zdaniem sąsiadów stało się tak na skutek domowych egzorcyzmów. Świadkowie twierdzili, że w mieszkaniu „dzieją się dziwne rzeczy”. Według nich było słychać krzyki i tłuczenie przedmiotów.

Sprawą zajęła się już prokuratura.

– Pierwsze pytanie, które bym tutaj stawiał, czy tam były potrzebne egzorcyzmy, czy to nie był objaw choroby psychicznej? – zaznaczył ksiądz Andrzej Grefkowicz.

„Świat duchów jest potężniejszy od naszych ludzkich możliwości”

Podkreślił, że jeżeli ktoś zgłasza się z prośbą o odprawienie egzorcyzmów, musi najpierw przejść konsultację psychologiczną. – Zanim ktokolwiek z nas (księży – red.) podejmuje egzorcyzm, próbuje zorientować się w sytuacji, co jest przyczyną. Trochę może żartobliwie powiem, ale zły duch z nieba nie spada. Jeżeli jakieś objawy, zachowania człowieka są spowodowane przez złego ducha, to musi być jakaś konkretna tego przyczyna – tłumaczył.

Dodał, że każdy egzorcysta współpracuje z psychologiem z poradni. – Przygotowaliśmy specjalny kwestionariusz, dopiero po wstępnej opinii psychologicznej osoba jest kierowana do nas – mówił egzorcysta w diecezji warszawsko-praskiej.

Ksiądz zaznaczył, że nie powinno się wykonywać egzorcyzmów „na własną rękę”. – Nie ma takiego człowieka, który by mógł przeciwstawić się złemu duchowi. Świat duchów jest potężniejszy od naszych ludzkich możliwości – podkreślił.

TVN24.pl

Dodaj komentarz