Newsweek (11.10.2015)

 

Proboszcz agitował wiernych, by głosowali na PiS. I zakazał słuchania tych mediów

Parafia pw. Miłosierdzia Bożego w Lublinie.
Parafia pw. Miłosierdzia Bożego w Lublinie. Fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta

Proboszcz parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Lublinie agituje wiernych z ambony. Mówi im, że powinni głosować na Prawo i Sprawiedliwość, a także apeluje o to by oglądali tylko Telewizję Trwam i słuchali Radia Maryja. Część parafian jest oburzona.

Proboszcz-agitator to ks. Eugeniusz Szymański z lubelskiej parafii pw. Miłosierdzia Bożego. Według „Gazety Wyborczej” kapłan wielokrotnie namawiał wprost z ambony do głosowania na PiS, bo jego zdaniem tylko partia Kaczyńskiego „broni wartości chrześcijańskich” i jest „jedynym słusznym katolickim ugrupowaniem”.

Proboszcz sugerował także jakich mediów wierni powinni słuchać. Wśród nich znalazły się Radio Maryja, Telewizja Trwam, „Gość Niedzielny”, „Niedziela” a także „Nasz Dziennik”. – Tam są przedstawiane prawdziwe informacje. TVN, Polsat, TVP i TVP Info są podporządkowane obecnie rządzącym. Nic nie mówi się o tym, ile ludzi z Polski wyjechało – mówił ks. Szymański.

Część wiernych jest oburzona zachowaniem proboszcza. Wielu z nich nie czeka do końca mszy tylko opuszcza ją zanim ksiądz ją zakończy. Niektórzy przestają także chodzić na msze do kościoła Miłosierdzia Bożego. Nie mogą znieść agitacji w świątyni.

Jak podaje „Wyborcza” to nie pierwszy przypadek zaangażowania politycznego ks. Szymańskiego. W marcu pozwolił on na zbieranie podpisów poparcia pod kandydaturą Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich, a także w 2011 roku nawoływał do głosowania na PiS w ówczesnych wyborach parlamentarnych. Twierdził także, że winę za katastrofę smoleńską ponosi Donald Tusk i Radosław Sikorski.

Źródło: Gazeta Wyborcza

proboszczAgitował

naTemat.pl

Kłamcy będą płonąć w piekle

Marcin Król, 10.10.2015

Prof. Marcin Król

Prof. Marcin Król (fot. Adam Kozak/Newspix)

Jeżeli sądzimy, że „prawda nas wyzwoli”, to kłamstwo nas zabije.

Porzućmy partie polityczne i beznadziejne spekulacje, kto wygra i jaki będzie rząd. Pomyślmy o obecnej sytuacji Polski w świecie, w domu i o zagrożeniach, z którymi musi poradzić sobie nowy rząd. Z tego – zostawiam już czytelnikom to zadanie – można wywnioskować, na kogo głosować.

Najważniejsze zadania to rozwiązać zbliżające się problemy i przetrwać kryzys polityczny (wojna), wiszący nad nami w całym zachodnim świecie kryzys gospodarczy oraz kryzys demokracji takiej, jaką znamy i jaka jest przedmiotem – słusznych skądinąd – ataków. Poza tym musimy przerwać spiralę kłamstwa (to już polska sprawa), która schodzi w dół i niszczy nie tylko politykę, ale także stosunki międzyludzkie na wszystkich poziomach, łącznie z towarzyskim. W równie dramatycznym momencie nie znajdowaliśmy się bardzo dawno.

Polityka w ruinie

***

Wojna – ani trochę nie histeryzuję – jest na wyciągnięcie ręki. Naturalnie, będą trwały rozmowy i ataki samolotowe na razie daleko od nas, ale to się może zmienić w każdej chwili, tym bardziej że świat nie bardzo wie, na czym skupić uwagę: na Ukrainie czy na Bliskim Wschodzie, co może spowodować, że nastąpi kompletne pomieszanie porządków. Wojna powoduje wszędzie migrację, z którą – jak już wiemy i dowiemy się jeszcze znacznie bardziej dotkliwie – nikt nie wie, jak sobie poradzić. Dotychczasowe, a tak w Polsce krytykowane, pomysły Unii Europejskiej to drobiazg w porównaniu z tym, co nas czeka. Wreszcie nie tylko odwykliśmy od wojny, ale także nie umiemy nawet myśleć w kategoriach wojny. Na Zachodzie robią to tylko Stany Zjednoczone, i to nie zawsze udatnie.

W naszym rozkosznym, cywilizowanym świecie idea wojny, zabijania wroga i śmierci na wojnie mają charakter czysto teoretyczny. To zapewne dobrze, ale okaże się, czy nie fatalnie. Bez względu na stopień napięcia i charakter toczącej się wojny polski nowy rząd będzie musiał niesłychanie roztropnie poruszać się w tej niewiarygodnie zawiłej sytuacji. Nie ma prostych rozwiązań, a rola Polski i jej dyplomacji będzie bardzo istotna. Nie schowamy głowy w piasek, bo piasku nie ma.

***

Ponadto tylko zidiociali optymiści mogą sądzić, że jesteśmy już po kryzysie gospodarczym i społecznym. Przecież nic nie jest stabilne. Nie tylko Grecja, ale też wiele innych państw, łącznie z Polską, gdyby ruszyła lawina. A jak doskonale wiemy, do tego wystarczy czasem jeden krok, jeden kamyk. Musimy czuwać nad gospodarką, chuchać i dmuchać, żeby się rozwijała, i zarazem dbać o rezerwy na ewentualne ciężkie czasy. A to oznacza, że nie pora na wielkie zmiany systemu społecznego, gospodarczego, emerytalnego i wielu innych dziedzin. Rozważne trzymanie się tego, co jest, i przygotowywanie zmian – to jest dowód rozsądku. Wiemy, że wiele trzeba zmienić, ale nie robi się remontu, kiedy zbliża się – być może – huragan.

Stawką w tych wyborach będzie zatem nie tylko umiejętność znalezienia się w sytuacji wojny, ale także rozsądne inwestowanie pieniędzy, tak by ich nie stracić i nie zabrać przyszłym pokoleniom. To, że Polska, także dzięki politykom, względnie dobrze przeszła przez niewielki w istocie kryzys lat 2008-11, nie znaczy, że równie łatwo uda się dać sobie radę z dużo większym kryzysem, który jest po prostu nie do uniknięcia. Podobnie jak odwykliśmy od wojny, odwykliśmy od nędzy, hiperinflacji i innych konsekwencji kryzysu. Żaden rząd z takiego kryzysu nie wyjdzie całkowicie obronną ręką, ale można minimalizować jego skutki, jeżeli się ma pieniądze w budżecie. Obietnice przedwyborcze niektórych partii są zatem nie tylko iluzoryczne, ale także niebezpieczne, bo partie te nie myślą w ogóle o ewentualności kryzysu. Ich politycy zachowują się jak ślepe i głuche dzieci we mgle i w nocy.

***

Wreszcie – zagrożona jest demokracja, i to podwójnie. Stawką w tych wyborach będzie jej utrzymanie i wzmocnienie, a nie osłabienie. Demokracja w całym świecie demokratycznym przeżywa poważny kryzys. Nie pora go analizować, robię to w innym miejscu („Pora na demokrację”, Znak, 2015). Wszystko się chwieje: idea wyborów powszechnych, idea reprezentacji, idea obywatelskiej siły i bezsilności, idea równości, idea sprawiedliwości oraz idea polityczności, bo politycy wszędzie w zachodnim świecie nie cieszą się ani szacunkiem, ani zaufaniem.

Dlatego pewną moją sympatię budzą nowe partie na polskiej scenie politycznej, jak Partia Razem czy ugrupowanie Ryszarda Petru, a fenomen Kukiza rozumiem, chociaż go nie popieram. Polacy są niewiarygodnie znudzeni całą dotychczasową polityką i nie ma to prawie żadnego związku z osiągnięciami czy sensownymi programami istniejących od dawna partii. Wszyscy jesteśmy znudzeni, a nuda w polityce jest niesłychanie niebezpieczna, z nudy w historii wynikały różne straszne rzeczy (jak I wojna światowa).

Słonko wyżej, Kukiz bliżej

Ponieważ jednak nie przyjedzie do nas cyrk i nas nie rozbawi, musimy mimo nudy wybierać te ugrupowania, które nie chcą podważać demokracji ustrojowej. Trzeba będzie ją zmienić, ale z czasem zrobi to lud, a na pewno nie politycy. Drobiazgiem są idiotyczne spory o sześciolatki, wielka groźba wisi nad państwem, w którym jedno ugrupowanie chciałoby zmienić konstytucję.

Dlatego stawką jest na razie podtrzymanie istniejącej demokracji. I z tego punktu widzenia za nieodpowiedzialne uważam wystąpienia, które tego nie uwzględniają (także kilka dni temu w „Wyborczej” tekst Jarosława Kurskiego, który napisał wprawdzie o niebezpieczeństwach zmian konstytucyjnych, ale dał też PiS-owi wolną rękę: niech pokaże, co potrafi).

Nie wolno pozwolić na legalne zmiany w podstawie prawa, którą jest konstytucja, tym bardziej że nie jest najgorsza, chociaż wspiera nieudolną demokrację. Ale to jest – powtarzam – fenomen światowy. Stawką jest zatem istniejąca demokracja i gwarancja, że nikt nie będzie chciał jej zmieniać, a co najwyżej nastąpią drobne poprawki. Na zasadniczą rozmowę o demokracji przyjdzie pora w czasach spokojnych i bezpiecznych.

***

A teraz spróbujmy opisać zupełnie inną sprawę, która stanowi także o wysokiej stawce tych wyborów. Chodzi o kłamstwo. Nie mam na myśli naszego codziennego kłamstwa politycznego. Zapewne, chociaż nie ma się z czego cieszyć, kłamania, zatajania, upraszczania do granic rozsądku rozmaitych spraw nie da się uniknąć i kłamstwo w polityce w niewielkiej dawce – w tym rozumieniu – jest stare jak świat. Przywykliśmy do tego, jak przywykliśmy do przesadnych obietnic przedwyborczych i tego, że potem nie da się ich dotrzymać. To jest pewna norma, chociaż podła norma.

Jednak zupełnie czym innym jest kłamstwo polegające na zaprzeczaniu oczywistym i uznanym faktom. Na przykład na stole leżą trzy jabłka, widzimy je obaj ze znajomym. Wychodzimy z pokoju, a on mówi, że tam było pięć jabłek albo jedno.

Takie kłamstwo niszczy wszystko. Od przyjaźni, porozumienia, możliwości debaty, po tkankę społeczną i wreszcie po styl, treść i skutki rządzenia. Jeżeli kłamać można nawet wtedy, kiedy dotyczy to spraw, które są do policzenia, jak te jabłka na stole, to kłamać można zawsze i przy każdej okazji. Politycy, którzy tak kłamią – a już czytelnikom zostawiam ocenę, kto tak kłamie – są gorsi od internetowych nienawistników, czyli hejterów. O niebo gorsi, bo prywatny podlec, który mówi ohydne rzeczy, to pestka w porównaniu z publicznym kłamcą.

Nie mam nadziei na wyeliminowanie z polskiego życia publicznego wzajemnej nienawiści, chociaż nienawistnik jest także człowiekiem złym. Ale ten, kto „mówi fałszywe świadectwo”, będzie płonął w piekle po wsze czasy. Jednak to nie zmieni tego, że obyczaj kłamstwa bezwzględnego się upowszechnia. Oto na zebraniu akademickim osoba, z którą coś ustaliłem, mówi potem, że nie ustaliłem. Amerykanie nazywają ten rodzaj sporu „he said, she said”. Docieramy w ten sposób do granic ludzkiej przyzwoitości, a po ich przekroczeniu czyha na nas pustka aspołecznych zachowań. Człowiek człowiekowi staje się wilkiem. Wychodzimy, innymi słowy, jak pisał Tomasz Hobbes, ze stanu społecznego, który polega na dotrzymywaniu umów, do stanu wojny wszystkich ze wszystkimi.

Kolejnym krokiem jest zdeprecjonowanie kłamstwa politycznego. Przecież to już się stało. Ludzie publiczni mówiący sobie w telewizji „pan/pani kłamie” w ogóle się ani swoimi słowami, ani reakcją oskarżonego o kłamstwo nie przejmują. Ponieważ ja się przejmuję, to bym dał w mordę – ale czy można stale wszystkich bić po mordzie? Czy to jest nasze idealne społeczeństwo?

Za zdeprecjonowaniem idzie przywyknięcie, przyzwyczajenie do kłamstwa. I tak, że „wszyscy kłamią”, uważa kolosalna część polskiego społeczeństwa i nie widzi w tym niczego zdrożnego. Więc kiedy wszyscy kłamią, to dlaczego ja mam nie kłamać? – coraz częściej myślą ludzie. Po tej równi pochyłej szybko zdążamy ku przepaści.

Stawką zatem w tych wyborach jest poważne zmniejszenie roli kłamstwa radykalnego i bezwzględnego w polityce. Jedno takie kłamstwo powinno w naszych oczach sprawiać, że dany kandydat polityczny przestaje dla nas istnieć, przestaje się liczyć. Kandydat czy partia polityczna.

Musimy więc roztropnie zagłosować. Albowiem, jeżeli sądzimy, że „prawda nas wyzwoli”, to kłamstwo nas zabije.

Marcin Król
Ur. w 1944 r., filozof, historyk idei, działacz opozycji w PRL-u. W tym roku wydał książki

 

„Byliśmy głupi” i – w ostatnich tygodniach – „Pora na demokrację”.

Świat się chwieje – debata

Zapraszamy na debatę „Magazynu Świątecznego Gazety Wyborczej” „Czy świat się chwieje?”.

Skąd w ludziach tak silne poczucie niepewności? Przecież – jak śpiewał Kaczmarski – czasy zawsze są przejściowe i niepewne. Dlaczego Europejczycy w badaniach mówią, że przyszłość ich dzieci będzie gorsza niż ich własna? Czy to tylko kwestia kryzysu? A co zmienia kryzys migracyjny, jak wpływa na poczucie zagrożenia i jakie wartości podaje w wątpliwość? Jaka idea powinna wyprowadzić Europę z kryzysu?

W dyskusji udział wezmą: Marcin Król, Andrzej Leder, Elżbieta Mączyńska, Karol Modzelewski. Prowadzenie: Grzegorz Sroczyński.

Środa 14 października o godz. 19 w siedzibie Agory przy ul. Czerskiej 8/10 (wejście od ul. Czerniakowskiej).Wstęp wolny.

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W ”Magazynie Świątecznym czytaj też:

Carl Honoré: Spokojnie, pali się
Cierpimy na „targetozę” – wszędzie musi być jakiś „target”. Cel, który trzeba koniecznie zrealizować, najlepiej „na wczoraj”. Z Carlem Honoré rozmawia Agnieszka Jucewicz

Lista przebojów Antoniego Macierewicza
Wiceprezes PiS w mowie i czynie

Balcerowicz: PiS musi odejść
PiS to skrzep PRL-u, w dodatku nie ma zahamowań moralnych. Z tym trzeba walczyć, bić się. Mobilizować rozsądnych, ośmieszać populistów. Autorzy żenującego hasła „Polska w ruinie” mają objąć władzę w Polsce? By niszczyć i kompromitować mój kraj? Z Leszkiem Balcerowiczem rozmawia Aleksandra Klich

Zapominamy, w jak bardzo nierównym świecie żyjemy
Jesteśmy wierzchołkiem góry lodowej, szczęśliwą elitą. Zapłacisz 50 proc. podatku, by reszta świata mogła dzielić nasz dostatek i naszą demokrację? Z Salvatore Babonesem rozmawia Katarzyna Wężyk

Co się dzieje z naszymi chłopcami
Oskarżają nas o gwałty, o zbrodnie na ludności cywilnej. Nas, którzy z własnej woli wzięliśmy do rąk broń, by bronić ojczystej ziemi i w razie potrzeby oddać życie za nasze kobiety i dzieci

Olga Tokarczuk: Ludzie, nie bójcie się!
– Brakuje mi na ratuszu w moim mieście wielkiego banera: „Wrocławianie, wszyscy jesteście dziećmi i wnukami uchodźców”. Z Olgą Tokarczuk rozmawia Dorota Wodecka

Kłamcy będą płonąć w piekle
Jeżeli sądzimy, że „prawda nas wyzwoli”, to kłamstwo nas zabije

Widmo intifady krąży nad Jerozolimą
Pierwszą intifadę nazwano powstaniem kamieni. Podczas drugiej izraelskie ulice terroryzowali samobójcy – szahidzi. Teraz najpopularniejszy jest nóż

Kiedy obraz sprzedaje się za milion dolarów
W 2008 roku w londyńskim domu aukcyjnym Phillips de Pury tryptyk „Palące dziewczyny” Wilhelma Sasnala został sprzedany za 457 tys. dol. Tym samym stał się najdroższym obrazem polskiego artysty sprzedanym poza granicami naszego kraju

wielkaGroźba

wyborcza.pl

Tomasz Lis: Fatalna zmiana, trudna kontynuacja czy impas?

11-10-2015 

ZOBACZ ZDJĘCIA »Tomasz Lis redaktor naczelny

 fot. Marcin Kaliński

Petru i PSL, Lewica i PO razem? Łatwe? Nie. Ale stokrotnie lepsze niż jedynowładztwo żądnego zemsty Kaczyńskiego.

Zwykle bystrzy, bardzo eksponowani komentatorzy „Gazety Wyborczej”, a także doświadczeni politycy, w tym Włodzimierz Cimoszewicz, zaczęli lansować solidnie perwersyjną tezę – lepsze niż cokolwiek egzotyczna tęczowa koalicja „wszyscy kontra PiS” byłyby rządy PiS. Skoro już tak bardzo chcą, to niech porządzą – pisze w najnowszym „Newsweeku” Tomasz Lis.

Ile lat potrzebować będzie społeczeństwo, by – odczuwszy skutki rządów – zmądrzeć i zapragnąć powrotu do normalności? Może cztery, a może osiem lat – prognozuje Tomasz Lis. „PiS może po prostu zdobyć większość i władzę. Publicystom pozostanie wtedy wyłącznie analizowanie rozmachu tsunami, a potem szacowanie strat. Może się jednak zdarzyć, że PiS większości nie zdobędzie, nawet, dajmy na to, z pomocą kukizowców. Co wtedy?” – zastanawia redaktor naczelny „Newsweeka”. Lis stawia na trudną koalicję, bo „każdy tydzień, miesiąc i rok normalności jest lepszy niż każdy tydzień, miesiąc i rok mroku oraz, przepraszam, rozpierduchy.”

Jednocześnie podkreśla, że dostrzega racjonalne argumenty za oddaniem PiS władzy: „Lewica i Nowoczesna potrzebują czasu, by okrzepnąć, a Platforma jest ewidentnie zmęczona swymi rządami, podobnie zresztą jak elektorat, podobnie jak PSL, choć rozstanie się ludowców ze stołkami jest niezgodne z ich agrarnym DNA.” Rządy rozczłonkowanej koalicji mogą zakończyć się równie tragicznie – wyborami, w których PiS weźmie w swoje ręce całą władzę. „A wtedy zmienia konstytucję i mamy putinadę w wersji polskiej. Cóż, może tak, może nie. Pewność złej władzy PiS to jednak coś innego niż potencjalność złych rządów nie-PiS.”

Jaki związek łączy PiS i wybuch afery taśmowej? Zobacz wideo:

0:18 / 1:38

Bardzo prawdopodobne, że PiS najbliższe wybory wygra. Alternatywą dla partii Kaczyńskiego byłaby zdaniem Tomasza Lisa koalicja Petru i PSL, Lewicy i PO. Koalicja być może trudna, ale i tak „stokrotnie lepsza niż jedynowładztwo żądnego zemsty Kaczyńskiego.” Nawet, jeśli w Sejmie znajdzie się sześć partii, to tak naprawdę będą dwie: „Partia, która liberalną demokrację chce zniszczyć, i partia, która chce jej bronić. Wszelkie różnice w łonie tej drugiej partii są nieistotne w zestawieniu z tym, co stanowi jej wyróżnik” – podkreśla redaktor naczelny „Newsweeka”.

PiS zapowiada dobrą zmianę. Zdaniem Tomasza Lisa będzie to jednak albo zmiana fatalna, albo wybitnie trudna kontynuacja, albo impas. „Impas nie może być dzieckiem pięknym, ale jedyną alternatywą dla niego jest potworek. Trudno o łatwiejszy wybór” – podkreśla.

Okładka nowego wydania

MM, Newsweek.pl
Okładka nowego wydania „Newsweek

Newsweek.pl

PiS otwiera restaurację „Ewa i Przyjaciele”. „To symbol tych rządów”

AB, 11.10.2015

Beata Szydło

Beata Szydło (Fot. Łukasz Krajewski/ Agencja Gazeta)

Po słynnym „Bronkomarkecie” w kampanii Andrzeja Dudy PiS stawia na sprawdzony format i podsumowuje rządy koalicji PO-PSL. Jak? Nawiązując do afer, o których było głośno przez ostatnie 8 lat.

 

– Gdy wpiszecie w wyszukiwarkę internetową hasło „afery PO”, to otrzymacie długą listę wydarzeń, które miały miejsce przez ostatnie 8 lat, a których ostatnio zapominamy. Zaczęło się od afery hazardowej, później była afera stoczniowa, infoafera, afera NIK, afera PSL – o tym wszystkim będziemy państwo w tej restauracji przypominać. Jedna aferę goniła drugą, obecna władza, bohaterowie tych wydarzeń robili wszystko, by zamieść afery pod dywan. Mówili, że nic się nie stało – mówiła podczas otwarcia lokalu „Ewa i Przyjaciele” Beata Szydło.

Nazwa lokalu nawiązuje do restauracji „Sowa&Przyjaciele”, w której dochodziło do nielegalnego podsłuchiwania rozmów polityków – w tym ministrów – i biznesmenów.

eksponaty

– To wszystko pokazuje patologię rządów PO-PSL. To jest symbol tych rządów. Uczestniczyli w tych aferach politycy związani z obecnym układem władzy. To był skok na kasę, było kręcenie lodów. Po to, by w szemrany sposób dorobić się kosztem państwa. I mówię bardzo wyraźnie: czas z tym skończyć – apelowała kandydatka PiS.

naMiodowej

U „Ewy i Przyjaciół” można m.in. zajrzeć do sejfu Amber Gold w poszukiwaniu zaginionego złota, zobaczyć „rachunki płacone przez podatników za horrendalnie drogie obiady ludzi PO” czy automat do gry. Przypomniane są także słynne cytaty, taki jak byłego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza: „Polskie państwo istnieje tylko teoretycznie”.

wEwa

– Jedna afera goniła drugą aferę, a obecna władza, bohaterowie tych wydarzeń robili wszystko, by Polacy o nich nie pamiętali. Zamiatali pod dywan, starali się, by media nie rozpisywały się o tych wydarzeniach – mówiła Szydło

Na Twitterze pojawiły się jednak komentarze, że Ewy Kopacz szefowej rządu nie można winić za aferę podsłuchową. „PO ma za co przegrać wybory.PEK jest za co rozliczać. Wpadek też ma wiele. Ale żeby wciskać PEK Sowę i Przyjaciół i afery? Po co PiS ściemnia?” – napisał dziennikarz „Rzeczpospolitej” Jacek Nizinkiewicz

Niektórzy internauci pytają też, czy „gwoli uczciwości” w zaaranżowanej restauracji znajdą się również symbole afer łączonych z PiS – np. sprawa kilometrówek czy posła Adama Hofmana.

PomaZaCo

Kopacz: Dlaczego święci są tylko w jednej partii?

Podczas wizyty w Gorzowie Wielkopolskim do inicjatywy PiS odniosła się sama Ewa Kopacz. – Jeżeli pani Beata Szydło przypomina sobie tamte czasy (afery podsłuchowej – przyp. red.), chciałabym spytać: dlaczego święci są tylko w jednej partii: w PiS? Oni nigdy nie chodzili do restauracji?! – pytała szefowa rządu.

– Może po prostu mieli szczęście, albo tam gdzie chodzili, nikt nikogo nie podsłuchiwał? Nie mają nic do powiedzenia, dlatego przypominają tamte sprawy. Ale co najważniejsze, nikomu z osób, której dotyczyły podsłuchy, prokuratura nie postawiła żadnych zarzutów. A w PiS kandyduje człowiek, na którym ciążą bardzo konkretne zarzuty. To podwójne standardy – podkreśliła premier.

PiSOtwiera

 

TOK FM

 

Kulisy afery podsłuchowej

11-10-2015

ZOBACZ ZDJĘCIA »okładka afera taśmowa

 fot. MM  /  źródło: Newsweek.pl

Kto stał za aferą podsłuchową, która rozpoczęła agonię rządu PO? Wiele tropów wskazuje, że mogła być to operacja przeprowadzona przez ludzi związanych z PiS-em.

Do Prokuratora Generalnego i szefa ABW trafił w ubiegłym tygodniu poufny raport na temat śledztwa w sprawie afery podsłuchowej. Znamy treść tego dokumentu, który zawiera analizę zeznań świadków. Wynika z niej, że większość tropów prowadzi do ludzi związanych z PiS-em, ale prokuratura nie zajmuje się tym w śledztwie.

Nie bada ewentualnego politycznego motywu przestępstwa. Nie sprawdza, czy Marek Falenta i kelnerzy mogli nagrywać ludzi PO na polityczne zlecenie. Choć jeden z kelnerów zeznaje, że po ujawnieniu pierwszych taśm usłyszał od drugiego: „Łukasz mi mówił, że celem tej akcji jest obalenie rządu i że musimy to przeczekać”.

Czy PiS może być zamieszany w aferę taśmową? Zobacz, co mówi na ten temat Aleksandra Pawlicka:

0:29 / 2:07

„Falenta powiedział mi – zeznał w śledztwie kelner Łukasz N., – że jest blisko z PiS-em, że może zorganizować spotkanie z prezesem Kaczyńskim i że te nagrania mogą pomóc PiS-owi”. Falenta miał zapewniać kelnera, że jak PiS przejmie władzę, to dostanie „jaką tekę z tymi informacjami, które mam. Czyli mogę dostać stanowisko w rządzie PiS”.

Raport stawia hipotezę o współudziale „osób ze środowiska partii opozycyjnych” i/lub „osób ze środowiska służb, zwłaszcza ABW i CBA”. – Wątek polityczny wynikający z zeznań kelnerów wydaje się bardzo czytelny. W USA afera Watergate polegała na tym, że rząd nagrał opozycję. U nas opozycja poprzez zaprzyjaźnionych ludzi i służby nielegalnie nagrywała przedstawicieli rządu i udało jej się wymienić znaczną część rady ministrów – mówi Radosław Sikorski, jeden z podsłuchanych ministrów, były szef MSZ.

Prokuratura nie sprawdza, na jakiej podstawie podejrzany Marek Falenta składa kelnerom polityczne obietnice. „Śledztwo zostało albo poprzez nieudolność, albo świadomie ograniczone wyłącznie do motywacji ekonomicznych, a nie tych, które były wskazane w wyjaśnieniach podejrzanych kelnerów” – czytamy w raporcie.

Zobacz także: Tomasz Lis o aferze taśmowej

Sprawę bada Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, ta sama, która w 2009 roku badała sprawę przecieku do mediów nagrań CBA z afer hazardowej i stoczniowej (jedne nagrania opublikowała „Rzeczpospolita” drugie „Wprost” – oba śledztwa po latach umorzono). Obie afery, podobnie jak podsłuchowa z 2014 r. uderzyły w rząd PO i spowodowały dymisje.

Ta sama prokuratura prowadziła też kontrowersyjne śledztwo dotyczące szantażowania senatora Piesiewicza, którego odpryski trafiają i do afery podsłuchowej. Dziwi wybór tych samych śledczych i fakt, że nie mówi się w śledztwie dotyczącym afery podsłuchowej o możliwości działania zorganizowanej grupy przestępczej – co zmieniałoby kwalifikację prawną czynu i wysokość ewentualnej kary. – Gdyby przenieść logikę tego śledztwa do innych spraw, to w przypadku mafii pruszkowskiej też moglibyśmy mówić o jednym szefie, który tylko zleca innym zadania – mówi podsłuchany były wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski.
– Prokuratura w sposób manifestacyjny nie chce wyjaśnienia tej sprawy – dodaje kolejny podsłuchany członek rządu, były szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz.

Okładka nowego wydania

MM, Newsweek.pl
Okładka nowego wydania „Newsweeka”.

 

Newsweek.pl