Szczerski (10.06.2015)

 

Radio ZET: Kopie akt afery taśmowej zrobili aplikanci obrońcy Marka Falenty

ks, 10.06.2015
Zbigniew Stonoga. Zdjęcie z 2006 roku

Zbigniew Stonoga. Zdjęcie z 2006 roku (Fot. Radosław Junak/ Agencja Gazeta)

Zdjęcia akt śledztwa afery taśmowej, które udostępnił Zbigniew Stonoga, zostały wykonane przez aplikantów adwokata Grzegorza Radwańskiego – obrońcy Marka Falenty. Kancelaria Marka Małeckiego potwierdziła te informacje reporterom Radia ZET.

 

W I tomie akt sprawy taśmowej, które udostępnił Zbigniew Stonoga, znajduje się trop wskazujący, kto mógł wykonać zdjęcia tych dokumentów. Na 59. zdjęciu widoczny jest fragment pisma adwokatów do Prokuratury Warszawa-Praga z pieczątką Kancelarii Marka Małeckiego oraz nazwisko mec. Grzegorza Radwańskiego – obrońcy Marka Falenty, podejrzanego o zlecenie nielegalnego nagrywania.

– Zauważyliśmy ten dokument, będziemy to badać – potwierdził Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie na antenie TVN 24. Radio ZET podaje, że kancelaria potwierdziła, że kopie zostały wykonane przez aplikantów. W rozmowie z TVN 24 podkreślili jednak, że „nikt z pracowników bądź współpracowników kancelarii nie przyczynił się w najmniejszym stopniu do udostępnienia akt jakiejkolwiek sprawy nieuprawnionym osobom”.

 

15 osób miało dostęp do akt śledztwa

Wcześniej prokurator generalny Andrzej Seremet mówił, że dostęp do akt afery podsłuchowej miało 15 osób: obrońców, pełnomocników oraz podejrzanych. Dodał, że „wszelkie tropy wskazują na to, że to od strony pełnomocników pokrzywdzonych i obrońców oskarżonych, którym prokuratura zgodnie z prawem udostępniła akta, nastąpiło przekazanie informacji do osoby, która je upubliczniła”. Podkreślał, że publikacja akt śledztwa ws. afery podsłuchowej przez Zbigniewa Stonogę „to nie wyciek”.

– To nie jest kwestia zaniedbania prokuratury, mamy do czynienia z naruszeniem prawa przez kogoś, komu przekazano informacje zgodnie z prawem. Prokuratura była zobowiązana do ujawnienia tych informacji określonym osobom, i na tym poprzestała – mówił Seremet.

Powrót afery podsłuchowej

Afera podsłuchowa powróciła za sprawą Zbigniewa Stonogi, który opublikował w sieci akta śledztwa z zeznaniami świadków, w tym m.in. Jana Kulczyka czy szefa CBA Pawła Wojtunika. W aktach nie ukryto danych osobowych, adresowych czy numerów PESEL, pojawiły się w nich też wątki obyczajowe.

Prokuratura potwierdziła autentyczność akt i zapowiedziała śledztwo w sprawie ich wycieku, a BOR poinformował o dodatkowej ochronie osób, których nazwiska pojawiły się w opublikowanych dokumentach.

gazeta.pl

Bartłomiej Sienkiewicz wycofuje się z życia publicznego. „Jestem od dziś osobą prywatną”

mkd, 10.06.2015
Bartłomiej Sienkiewicz

Bartłomiej Sienkiewicz (PATRYK OGORZAŁEK / Agencja Gazeta)

Były minister spraw wewnętrznych, bohater afery taśmowej, wycofał się z życia publicznego. – Jestem osobą prywatną – powiedział portalowi Gazeta.pl.

 

Informację o odejściu Bartłomieja Sienkiewicza z polityki podał serwis 300polityka.pl. Potwierdziliśmy to u samego zainteresowanego. – Dziękuję, jestem od dziś osobą prywatną, nie rozmawiam z mediami – powiedział Sienkiewicz.

Według serwisu 300polityka.pl Bartłomiej Sienkiewicz złożył dziś rezygnację z funkcji szefa Instytutu Obywatelskiego, think-tanku Platformy Obywatelskiej. Decyzję swą miał motywować m.in. zbyt wysokimi kosztami osobistymi dalszego pozostawania w życiu publicznym, zwłaszcza w świetle upublicznienia akt afery podsłuchowej. W internecie opublikowano akta wraz z danymi osobowymi – takimi jak adresy i numery telefonów. Sienkiewicz miał powiedzieć, że w związku z publikacją tych danych złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

 

Doradca dwóch premierów

Bartłomiej Sienkiewicz to polityk, publicysta, były funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa. Był ministrem spraw wewnętrznych w gabinecie Donalda Tuska w latach 2013-2014. Złożył dymisję we wrześniu 2014 r. po opublikowaniu przez tygodnik „Wprost” stenogramów nielegalnie nagranych rozmów Sienkiewicza z Markiem Belką i Sławomirem Cytryckim.

Rozmowa Sienkiewicza z Belką została opublikowana jako jedna z pierwszych. Słynne stały się określenia, które padły wówczas z ust ministra spraw wewnętrznych: „Państwo polskie istnieje teoretycznie”, „C**j, d**a i kamieni kupa” czy „tłuste misie”. W rozmowie wspominał nie tylko o kondycji państwa polskiego, ale także o stworzonym przez siebie systemie współpracy między służbami mającym na celu ściganie przestępczości gospodarczej.

Sienkiewicz współpracował blisko zarówno z Donaldem Tuskiem, jak i z Ewą Kopacz. To właśnie obecna premier mianowała go w lutym 2015 r. na szefa think-tanku Platformy, Instytutu Obywatelskiego.

Wcześniej Bartłomiej Sienkiewicz pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, współtworzył Ośrodek Studiów Wschodnich, był współpracownikiem dwóch ministrów spraw wewnętrznych – Krzysztofa Kozłowskiego i Andrzeja Milczanowskiego. Nazywany jest jednym z reformatorów polskich służb specjalnych po 1989 r.

 

gazeta.pl

Duda może zatrudnić Michała Królikowskiego – „katolickiego” wiceministra z rządu PO

Prezydent elekt Andrzej Duda ma być zainteresowany zatrudnieniem w swojej kancelarii prof. Michała Królikowskiego
Prezydent elekt Andrzej Duda ma być zainteresowany zatrudnieniem w swojej kancelarii prof. Michała Królikowskiego Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta

Prof. Michał Królikowski nigdy nie krył, że jest silnie związany z katolicyzmem. To właśnie przywiązanie do nauczania Kościoła wystawiało go na krytykę lewicowych polityków, gdy w rządzie Donalda Tuska sprawował funkcję wiceministra sprawiedliwości. Zatrudnieniem Królikowskiego, który nie pracuje już w ministerstwie, ma być zainteresowany Andrzej Duda.

– Żadna wiążąca propozycja nie padła – powiedział były wiceminister „Gościowi Niedzielnemu”. W plotkach, które przekonują, że Królikowski będzie zajmować się w Kancelarii Prezydenta sprawami prawnymi, coś może być jednak na rzeczy.

 

O Andrzeju Dudzie Królikowski wypowiada się bowiem bardzo ciepło. – Ujął mnie. Jest skromny, widać u niego prawdziwą odpowiedzialność wobec zwykłych ludzi – podkreślił były wiceminister, dodając, że nigdy nie był członkiem PO, a jako prawnik współpracował także z politykami lewicy i PiS.

Królikowski, który jest oblatem benedyktyńskim oraz członkiem Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski ds. Bioetycznych, budził spore emocje za sprawą swojego przywiązania do katolicyzmu. Przed odejściem z Ministerstwa Sprawiedliwości za przesadne sprzyjanie Kościołowi krytykowała go m.in. wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka.

– Przykro mi to mówić panu w twarz, ale uważam, że jest pan szkodnikiem prawnym, uważam, że pan sabotuje prawo – oznajmiła Nowicka, gdy przed rokiem gościła wraz z ówczesnym wiceministrem sprawiedliwości w studiu stacji TVN24..

Królikowski odszedł z resortu sprawiedliwości na początku listopada 2014 roku, niedługo po tym, jak ministrem został Cezary Grabarczyk. Grabarczyk, który również nie pracuje już w resorcie sprawiedliwości, zapewnił wówczas, że dymisja Królikowskiego nie miała związku z jego poglądami i była wynikiem podjęcia obopólnej decyzji.

źródło: Gosc.pl

 

jakPischce

Szczerski: Zapalimy polską latarnię

Paweł Wroński, 10.06.2015
Poseł PiS Krzysztof Szczerski

Poseł PiS Krzysztof Szczerski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Potrzebujemy samodzielnej polityki zagranicznej. Samodzielność to znaczy dojrzałość, a nie samotność.
PAWEŁ WROŃSKI: Jesienią odbędzie się posiedzenie Rady Europejskiej. Czy prezydent Andrzej Duda na nie pojedzie jako reprezentant państwa polskiego?KRZYSZTOF SZCZERSKI: To będzie zależało od ustaleń między rządem a prezydentem. W polityce europejskiej najistotniejsza jest realna współpraca i uzgodnienie stanowisk między najważniejszymi organami władzy wykonawczej w Polsce. Tak abyśmy wychodzili z sytuacji dwugłowej dyplomacji silniejsi, a nie słabsi. Jeśli taka współpraca będzie, to kwestia reprezentacji ma charakter wtórny.Nie będzie sporu o krzesło? Jak za czasów kohabitacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego z premierem Donaldem Tuskiem.

– Z naszej strony nie ma nastroju konfrontacji, tak jak i wówczas nie było. Stroną walczącą był ośrodek rządowy. Apeluję więc i dziś do rządu o porozumienie w kwestii polityki zagranicznej jako poseł i polityk. Wierzę, że ta współpraca będzie układać się dobrze. Choć muszę przyznać, że z niepokojem przyjąłem wypowiedź ministra Rafała Trzaskowskiego, który stwierdził, że nie będzie słuchał porad z Pałacu Prezydenckiego w sprawach polityki europejskiej. To niedobry sygnał. Rozumiem, że tego rodzaju wypowiedź to próba wzmacniania pozycji samego ministra w ramach PO. Polska polityka zagraniczna jest jedna, choć kształtowana przez dwa ośrodki. Bardzo chciałbym, żeby to była także polityka pełna – nie tylko ugrupowania rządzącego, ale po prostu władz polskich. To powinno dać efekt zwiększenia naszej siły. W przeszłości spór rządu z prezydentem Kaczyńskim spowodował same straty, a zysku dla Polski z tego nie było.

Podczas ostatniego exposé ministra Grzegorza Schetyny mówił pan o konieczności zerwania z dotychczasową polityką zagraniczną. Określił pan ministra jako symbol starej polityki i „ostatni nietrafiony numer w lotto”.

– Polityka zagraniczna nie lubi nagłych zwrotów akcji i takich nie będzie. Ale przewiduję korekty, czasami głębokie. Dotyczyć one będą wektorów działań i tego, co nazywalibyśmy poziomem aktywności Polski. Prezydent elekt mówi, że Polska powinna być częściej inicjatorem niż obserwatorem polityki międzynarodowej.

Ale co to znaczy, że „Polska nie powinna płynąć w głównym nurcie, tylko znaleźć sobie własny”, jak mówił prezydent Duda? To przecież główny nurt kształtuje politykę.

– To znaczy, że powinna przejawiać inicjatywę. Widać na przykład, że wytworzyła się pustka wokół polityki wschodniej. Partnerstwo Wschodnie przestało funkcjonować jako projekt wspólny Unii Europejskiej. Każde z państw aspirujących do Unii szuka sobie indywidualnych dróg partnerstwa. W kwestiach stabilizacji i pokoju polityka Zachodu skręciła w kierunku formatu normandzkiego, w którym decydującą rolę odgrywają Niemcy i Francja, co nie jest korzystne. Nie ma tu bowiem miejsca ani na Stany Zjednoczone, ani na NATO, ani w końcu na Unię Europejską. Konieczne są więc nowe inicjatywy zapraszające do współdziałania nie tylko partnerów normandzkich, ale też organizacje międzynarodowe, kraje naszego regionu czy wspólnotę transatlantycką. Ktoś musi wytyczyć nowy kierunek, bo ten stary znalazł się w ślepym zaułku.

Powtarzam jednak: politykę kształtuje główny nurt, a nie nurty poboczne.

– To nie główny nurt jest największym problem, ale „płynięcie”, czyli ruch pozbawiony inicjatywy. A nie ocenimy wagi naszej potencjalnej inicjatywy, dopóki tego nie przetestujemy w praktyce. Możemy, owszem, być jak milenaryści i nie robić nic: czekać na koniec świata i gniew boży. Tylko że to bez sensu. Trzeba mieć inicjatywę i wychodzić z propozycjami. W ostatnim czasie wielu polityków środkowoeuropejskich pyta mnie, czy Polska będzie miała jakiś pomysł na politykę wschodnią dla całego regionu, bo czekają na sygnał.

To przypomina politykę Lecha Kaczyńskiego, który chciał tworzyć „koalicję słabych”. Tylko jakoś nikt nie chciał być tym słabym.

– Sens wówczas był inny, ale nie to jest teraz najważniejsze. Ważne jest, że sytuacja jest dziś odmienna. Dziś wszyscy rozumieją, że wobec tego, co się dzieje na Ukrainie, spór dotyczy kwestii podstawowych: wojny i pokoju, tego, czy będzie przestrzegane prawo międzynarodowe i suwerenność terytorialna. Mamy do czynienia z bezpośrednim zagrożeniem – podważaniem stabilności drugiego państwa. Ale jest też inne zagrożenie równie realne: że ponad naszymi głowami dojdzie do porozumienia niektórych państw Zachodu z Rosją bez uwzględnienia podmiotowości Europy Środkowej i Wschodniej. Nasz region wymaga naszej inicjatywy po to, by nie stał się tylko funkcją relacji innych. Polska powinna być rzecznikiem regionu właśnie po to.

Ale to nie główny nurt, lecz państwa naszego regionu rozchodzą się po bokach. Czechy tworzą koalicję z Austrią. Węgry uzależniają się od Rosji. Premier Słowacji jeździ po prośbie do Moskwy. Minister Sikorski chciał pobudzić Grupę Wyszehradzką, a to okazało się iluzją.

– Przy braku polskiej aktywności państwa regionu szukały innych partnerów. Sikorski próbował „czworokąt wyszehradzki” zaprowadzić pod niemiecko-francuski dach. To nie był najlepszy pomysł, bo wykluczał samodzielność i dojrzałość polityczną regionu. Polska zgasiła latarnię morską, którą była na tym obszarze, i teraz każdy płynie do portu, do którego mu najbardziej pasuje. Jeśli chcemy coś załatwić, to musimy coś zaproponować, a nie liczyć tylko na to, że sąsiedzi czy kraje bałtyckie nas lubią i dlatego będą nas wspierać. Patrzmy realnie – trzeba znowu zapalić naszą latarnię.

Traktat lizboński podpisany przez Lecha Kaczyńskiego sprawia, że przewagę mają głosy Niemiec i Francji, a prezydent Duda mówi o konieczności ustawienia się obok, szczególnie w stosunku do Niemiec.

– Przede wszystkim nie żyjemy w unii polizbońskiej. Żyjemy w Unii pokryzysowej albo raczej ciągle jeszcze kryzysowej. Pojawiają się nowe standardy prowadzenia polityki. Szwy puszczają i trzeba supełki wiązać na nowo. Trójkąt Weimarski miał być naszym politycznym wehikułem w Europie. Konia z rzędem temu, kto pokaże mi ważny dokument Trójkąta dotyczący przyszłości strefy euro albo polityki bezpieczeństwa na Wschodzie. Trójkąt w chwili próby okazał się bezużytecznym bibelotem. W polityce zagranicznej nie wolno mylić formy z treścią. A co do Niemiec, to wbrew stereotypowemu myśleniu w prezydencie Dudzie nie ma śladu uprzedzeń do naszych zachodnich sąsiadów. Wprost przeciwnie. Przecież jego żona Agata Duda jest germanistką, koordynatorką wymiany młodzieży z Niemcami w swoim liceum. Państwo Dudowie często spędzali wakacje w Niemczech i znają ten kraj. Tyle że w polityce to nie sentymenty są ważne, ale realna ocena stanu rzeczy. A ta mówi, że z Niemcami jak z każdym państwem mamy wspólne interesy, z czego się trzeba cieszyć, ale i rozbieżne, o których trzeba rozmawiać. Tu chodzi o bardzo konkretne sprawy takie jak prawa Polaków w Niemczech, kwestie klimatu czy polityki w NATO. Przypomnę ostatnie przemówienie przygotowane przez Władysława Bartoszewskiego na polsko-niemieckie konsultacje międzyrządowe, którego już nie wygłosił. Miał wówczas przekazać słowa między innymi o tym, że dyplomacja nie jest po to, by potakiwać, ale by załatwiać sprawy trudne. W pełni się z tym zdaniem zgadzam.

Wielka Brytania chce rozpisać referendum w 2017 r. w sprawie członkostwa w Unii Europejskiej. Jednym z jej warunków pozostania jest ograniczenie przepływu ludzi, w tym pracowników z Polski. Co ma premierowi Wielkiej Brytanii do powiedzenia prezydent Duda?

– W tej sprawie oczekujemy na rozmowę ze stroną rządową. Jasne są dwie rzeczy: Polska nie może milczeć, ale nie może też mówić wyłącznie nie. Nie możemy odgrywać roli czempiona antybrytyjskiego, gdy kanclerz Merkel mówi, że dyskusja o traktacie jest możliwa, i gdy dochodzą głosy z instytucji brukselskich, że przygotowują się do debaty traktatowej, bo to oznacza, że ona nadejdzie. Mówienie nie bo nie, jak robi to dziś rząd, wyklucza nas z dyskusji. Dla nas najważniejsze jest, by zmiany nie osłabiły polskiego państwa, praw Polaków i nie stawiały nowych barier na wspólnym rynku. O wszystkim innym możemy dyskutować.

Andrzej Duda w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” powiedział, że „nikt się z Polską obecnie nie liczy”. Podziela pan tę diagnozę?

– Trudno się odnosić do pojedynczego zdania bez kontekstu. Sens naszego spojrzenia jest następujący: Polska jest poważnym europejskim krajem, ma duży potencjał i ważne geopolityczne posadowienie. Mamy Polonię na świecie i interesy biznesowe w wielu krajach. Pytanie jest, czy nasza obecna rola odpowiada temu potencjałowi samodzielnej polityki. Zdaniem prezydenta Dudy nie wykorzystujemy odpowiednio naszych szans. Problemem jest brak woli. I na tym polu potrzebna jest owa głęboka korekta. Potrzebujemy samodzielnej polityki zagranicznej. Samodzielność to znaczy dojrzałość, a nie samotność.

Jakie pierwsze symboliczne wizyty planuje prezydent po zaprzysiężeniu?– Mamy kilka wariantów. Niektóre propozycje wynikają ze sztywnego kalendarza zaplanowanych z góry wizyt. Decyzję i tak podejmie prezydent. Na stole leżą trzy zasadnicze pakiety: globalny, czyli jako pierwszy wyjazd to np. wrześniowa sesja ONZ, regionalny – w naszej części Europy lub stołecznoeuropejski. Prezydent wybierze, my wykonamy.Watykan?

– Spotkania z Ojcem Świętym mają dziś osobny rytm wynikający z przygotowań do przyszłorocznej wizyty papieża Franciszka na Światowych Dniach Młodzieży.

W trakcie wyborów prezydenckich Magdalena Ogórek chciała zadzwonić do Putina. Zostało to przyjęte ogólnym rozbawieniem przez większość obserwatorów. Poza PiS.

– Widocznie mamy inne poczucie humoru. Dla prezydenta RP ważne jest realizowanie polskiego interesu na poważnie. Z prezydentem Putinem doszło już do wymiany listów kurtuazyjnych związanych z naszymi wygranymi wyborami. Oczywiste jest, że żadne państwo nie może celowo dążyć do złych relacji z Rosją. Polska też nie dąży, bo działałoby to przeciwko naszemu bezpieczeństwu. Jednak powrót do normalnego dialogu jest niemożliwy w obecnym stanie rzeczy. Tak jak nie był już możliwy w 2014 r., kiedy to minister Sikorski podpisywał z ministrem Siergiejem Ławrowem program o współpracy do 2020 r., który zakłada szerokie współdziałanie na wielu polach m.in. poprzez konsultacje stanowisk na forum ONZ. Ten dokument wyraźnie mijał się z czasem. Dzisiaj cały wolny świat musi konsekwentnie bronić podstawowych zasad ładu międzynarodowego.

Jak PiS zamierza odzyskać wrak Tu-154? Bo nieskuteczność w tej sprawie od lat wyrzuca PO.

– Kwestia śledztwa smoleńskiego zależy od jego umiędzynarodowienia. Klucz nie jest w Moskwie, bo tam panuje pełna blokada, ale w Waszyngtonie, Brukseli i Berlinie. Jeśli tam uzyskamy wsparcie, to może ono ruszyć z miejsca. Tylko tak można wyjść z obecnego zakleszczenia polsko-rosyjskiego. Bo brak dowodów po naszej stronie powinien się stać problemem międzynarodowym, a nie dwustronnym.

Czy PiS stawia sobie jakiś termin sprowadzenia wraku?

– Aby można było mówić o perspektywie czasowej, potrzebna jest pełna i lojalna współpraca rządu, prezydenta i innych organów państwa. Proszę sobie samemu odpowiedzieć, czy możemy obecnie na nią liczyć tu w Polsce.

Na zaproszenie prezydenta Komorowskiego w 2016 r. odbędzie się szczyt NATO w Warszawie. Andrzej Duda jako kandydat mówił o konieczności tworzenia Newport Plus. O co chodzi?

– O to, by nie był to szczyt przeglądowy, podsumowujący, co udało się w Newport, tylko by był to szczyt wyznaczający kierunek na przyszłość. O tym zresztą zaczyna też mówić szef MON wicepremier Siemoniak, wierzę więc, że istnieje szansa na współpracę. Potrzebna jest bowiem kolejna faza reorganizacji strategicznej Sojuszu: abyśmy nie tylko ucieszyli się szpicą NATO, ale poszli krok dalej. Realną potrzebą są bazy i infrastruktura NATO w Polsce.

Przecież w 2016 r. Amerykanie rozpoczną budowę bazy z Redzikowie, zapowiadają bazy logistyczne. W Polsce przebywają już oddziały Sojuszu w ramach „stałej rotacyjnej obecności”.

– Chodzi o to, by nie szukać formuł zastępczych jak „stała rotacyjna obecność”, tylko podjąć polityczną decyzję, po prostu, o stałej obecności i o tworzeniu realnej infrastruktury obronnej. Trzeba wyjść poza ograniczenia deklaracji politycznych z końca lat 90. w ramach Rady NATO-Rosja. Po to byśmy mieli przekonanie o wadze polskiego bezpieczeństwa dla całego Sojuszu.

PiS zapowiadał, że zamierza przejrzeć obsadę ambasadorską i na przykład odwołać ambasadora w Hiszpanii Tomasza Arabskiego.

– Sprawy personalne nie są pierwszoplanowe i proszę wybaczyć, ale nie ma zwyczaju, by o nich rozmawiać na łamach gazet. Natomiast prawdą jest, że sprawa ambasadorów może stanowić kolejny test na kohabitację. Będziemy się przyglądać, czy przed sierpniem, miesiącem zaprzysiężenia nowego prezydenta, rytm nominacji ambasadorskich nagle radykalnie nie przyspieszy (śmiech). Pomimo różnic partyjnych można wspólnie pracować dla silniejszej polskiej reprezentacji za granicą.

W trakcie kampanii Andrzej Duda używał retoryki godnościowej. Mówił, że Polska musi odzyskać godność, musi być traktowana z szacunkiem, wstać z kolan. Kiedy ogłosicie sukces, że Polska wstała z kolan?

– Każdego dnia będziemy dbali, by Polska była traktowana z szacunkiem, a sukces odczują Polacy, którzy będą dzięki polityce prezydenta żyli w bezpiecznym kraju. Tylko proszę pamiętać, że politykę głowy państwa ocenia się po całej kadencji. To nie jest odpalanie sztucznych ogni, tylko uprawa trawnika.

Krzysztof Maria Szczerski – Ur. w 1973 r., krakowianin. Poseł Prawa i Sprawiedliwości, redaktor naczelny „Arcanów”. Typowany na ministra odpowiedzialnego za kontakty międzynarodowe w przyszłej kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy.

Zaczynał od pisania opowiadań fantastycznych. W Sejmie słynie z barokowych wypowiedzi. Radosława Sikorskiego upominał, że myli laskę marszałkowską z kijem bejsbolowym, Grzegorzowi Schetynie, radził, by wyobraził sobie, że Putin „to taki Jacek Protasiewicz” (polityk, który pozbawił Schetynę stanowiska szefa dolnośląskiej PO), Donaldowi Tuskowi zarzucał, że kierunek jego polityki to nieustanna redukcja państwa i że tylnymi drzwiami wprowadza Polskę do strefy euro.

Równocześnie jest cenionym politologiem i europeistą – pracownikiem Instytutu Nauk Politycznych i Spraw Międzynarodowych UJ. Laureat nagrody przyznanej przez premiera Donalda Tuska za rozprawę habilitacyjną „Dynamika systemu europejskiego”.

W rządzie PiS w latach 2007-08 pełnił funkcję wiceministra spraw zagranicznych. Potem w 2009 roku bez powodzenia startował w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

wyborcza.pl

Dodaj komentarz