Duda 2 (10.09.2015)

 

„Fronda”: zmarły 30 lat temu ksiądz-zielarz z Elbląga przepowiedział inwazję uchodźców na Europę

Czesław Klimuszko przewidział inwazję uchodźców?
Czesław Klimuszko przewidział inwazję uchodźców? HipnozaSwiadomosc Wolnosc/YT

Coraz więcej uchodźców przybywa do Europy, a przy okazji głosy mówiące o inwazji muzułmanów stają się silniejsze i częstsze. Czyżby pewien ksiądz, który zmarł przed ponad trzydziestu laty, tę inwazję przewidział?

Portal Fronda.pl przypomniał dziś tekst sprzed kilku miesięcy, mówiący o ojcu Czesławie Klimuszce – polskim franciszkaninie, zielarzu i jasnowidzu. Ojciec Klimuszko miał przewidzieć wybór Karola Wojtyły na papieża, oraz datę śmierci prymasa polski, kard. Augusta Hlonda.

Jednak dziś nie o przepowiednie dotyczące przeszłości chodzi, a o te, dotyczące teraźniejszości. Jedna z wizji o. Klimuszki rzekomo traktowała bowiem o obecnym kryzysie z uchodźcami, jaki dotyka Europę.

Tak mówił przed ponad trzydziestoma laty o swojej wizji, franciszkanin o. Czesław Klimuszko:

O. CZESŁAW KLIMUSZKO

Widziałem żołnierzy przeprawiających się przez morze na takich małych, okrągłych stateczkach, ale po twarzach widać było, że to nie Europejczycy. Widziałem domy walące się i dzieci włoskie, które płakały. To wyglądało jak atak niewiernych na Europę. Wydaje mi się, że jakaś wielka tragedia spotka Włochy. Część buta włoskiego znajdzie się pod wodą. Wulkan albo trzęsienie ziemi? Widziałem sceny jak po wielkim kataklizmie. To było straszne.

O tym, czy powyższe słowa się ziszczą, będziemy mogli przekonać się już w niedalekiej przyszłości…

Źródło: Fronda.pl

frondaZmarły

naTemat.pl

Homo naledi. Jak odkryto nowy gatunek człowieka. „Trasa tak trudna, że wyznaczono zespół szczupłych kobiet”

Wojciech Moskal, 10.09.2015

Czaszka homo naledi

Czaszka homo naledi (THEMBA HADEBE/AP)

Był zadziwiającą mozaiką cech prymitywnych i tych charakterystycznych dla naszych bezpośrednich protoplastów. Mierzył około 150 cm wzrostu i ważył nie więcej niż 50 kg. Niewielki był też jego mózg, rozmiarami nie przekraczał dojrzałej pomarańczy – co wcale nie oznacza, że niewiele się w nim działo.

Ponad 1550 kości, w tym 140 zębów, należących do co najmniej 15 osobników – w jednym miejscu, w jaskini Wschodząca Gwiazda w Republice Południowej Afryki. To największe odkrycie tego typu spośród dokonanych na kontynencie afrykańskim – kolebce nas wszystkich. I rekord w historii badań nad pochodzeniem człowieka – piszą w najnowszym wydaniu magazynu „eLife” naukowcy z południowoafrykańskiego Uniwersytetu Witwatersrand w Johannesburgu.

Dotąd paleontolodzy byli w siódmym niebie, jeżeli udało im się znaleźć w jednym miejscu kilka fragmentów kości twarzy czy zębów. Teraz nie dość, że liczba odkrytych kości poszła w setki, to jeszcze należą one do nieznanego wcześniej przedstawiciela naszego rodzaju – Homo.

– Mamy praktycznie każdą kość ciała, w dodatku w setkach egzemplarzy gotowych do badań. Dlatego już dziś można uznać Homo naledi za najlepiej przebadanego skamieniałego członka naszej linii gatunkowej – przekonuje dr Lee Berger, główny autor pracy.

Zadziwiająca mozaika cech

Homo naledi zyskał nazwę dzięki jaskini, w której go znaleziono („naledi” w lokalnym języku sotho to gwiazda). Jak piszą jego odkrywcy, stanowi on zadziwiającą mozaikę cech charakterystycznych zarówno dla bardzo prymitywnych przedstawicieli rodzaju Homo, jak i dla naszych bezpośrednich protoplastów w dużym stopniu przypominających człowieka.

Jego zęby są podobne do uzębienia Homo habilis, czyli człowieka zręcznego, ale kości barku są ewidentnie małpie. Budowa ręki sugeruje, że mógł się posługiwać prymitywnymi narzędziami, jednak same palce – silnie zakręcone, jak u małp – dowodzą, że doskonale wspinał się na drzewa. „Stopy z kolei są praktycznie nie do odróżnienia od naszych, ludzkich. W połączeniu ze stosunkowo długimi nogami i smukłą budową ciała sugeruje to, że Homo naledi był świetnie przystosowany do pieszych wędrówek” – pisze dr William Harcourt-Smith z Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku, jeden z członków ponad 50-osobowej grupy badaczy z całego świata, którzy kawałek po kawałku analizowali znalezisko.

Tak niezwykłej kombinacji cech nie widzieliśmy nigdy wcześniej w historii badań nad pochodzeniem człowieka – dodaje Harcourt-Smith.

Homo naledi mierzył około 150 cm wzrostu i ważył nie więcej niż 50 kg. Niewielki był też jego mózg, miał zaledwie 500 cm sześc. i rozmiarami nie przekraczał dojrzałej pomarańczy – co wcale nie oznacza, że niewiele się w nim działo.

Naukowców od początku najbardziej intrygowało, jak to się stało, że aż tyle świetnie zachowanych kości – zarówno mężczyzn, jak i kobiet, osobników dorosłych i dzieci – znalazło się w jednym, kompletnie odizolowanym i trudno dostępnym miejscu.

„Przeanalizowaliśmy wszystkie możliwe scenariusze i doszliśmy do wniosku, że taki pochówek musiał być zamierzony. A to sugeruje, że żyjący najprawdopodobniej 2-2,5 mln lat temu Homo naledi przejawiał zachowania rytualne i myślenie symboliczne. Tyle że te cechy do tej pory wiązano ze znacznie późniejszymi etapami naszej ewolucji mającymi miejsce w okresie ostatnich 200 tys. lat” – piszą autorzy odkrycia.

Czy Homo naledi jest tak długo poszukiwanym brakującym ogniwem naszej ewolucji? Podobnie jak większość paleontologów, badacze z RPA oraz współpracujące z nimi zespoły jak ognia unikają tego określenia. Ich zdaniem trafniejsze jest uznanie Homo naledi za pomost między pierwotnymi dwunożnymi naczelnymi a bezpośrednimi przodkami współczesnego człowieka.

Pierwsze odkrycie

Pierwszego odkrycia w jaskini Wschodząca Gwiazda (tak samo zresztą nazywała się cała ekspedycja), położonej około 50 km od Johannesburga, dokonano w listopadzie 2013 roku. Prof. Lee Berger znalazł wtedy zaledwie kilka fragmentów kości, jednak od razu stało się dla niego jasne, że to dopiero początek. Właściwa ekspedycja, zorganizowana przez Uniwersytet Witwatersrand, Południowoafrykańską Narodową Fundację Badań i magazyn „National Geographic”, miała miejsce w marcu 2014 roku. To właśnie w jej trakcie, w okresie zaledwie 21 dni, wydobyto setki kości naszego nowego przodka.

Jak już wspomniano, Homo naledi został tak nazwany na cześć jaskini, w której go znaleziono („naledi” w lokalnym języku sotho, należącym do grupy języków bantu, oznacza „gwiazdę”). Droga do niego nie była jednak usłana różami – 90 metrów w bardzo wąskim, w niektórych miejscach schodzącym pionowo w dół, skalnym korytarzu. Trasa była tak trudna, że do jej początkowej eksploracji wyznaczono niezwykły sześcioosobowy zespół składający się wyłącznie z bardzo szczupłych kobiet, które były w stanie przecisnąć się przez otwór wejściowy.

Jedną z „podziemnych astronautek”, bo tak nazwano badaczki, była Marina Elliott. – To była bez wątpienia jedna z najtrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych wypraw w historii paleontologii. Z drugiej strony, gdy po raz pierwszy dotarłam do komory Dinaledi (patrz: grafika) i zobaczyłam, co się tam znajduje, poczułam się jak Howard Carter tuż po otwarciu grobowca Tutanchamona – mówi dziś Elliott.

W zasadzie każdy aspekt odkrycia wprawiał naukowców w zdumienie. „Tak duża liczba kości oraz ich specyficzna lokalizacja – w jaskini – wskazują na to, że pochowano je tam absolutnie celowo. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy jednak czegoś takiego u naszych przodków będących na tak prymitywnym etapie rozwoju. To może mieć ogromne znaczenie dla zrozumienia tego, jak kształtowały się zachowania współczesnych ludzi” – piszą badacze.

Jak większość ich kolegów unikają raczej używania określenia „brakujące ogniwo”. Zdaniem Lee Bergera raczej możemy tu mówić o „moście” pomiędzy pierwotnymi dwunożnymi naczelnymi a bezpośrednimi przodkami współczesnego człowieka.

– To absolutny unikat – komentuje w rozmowie z BBC prof. Fred Spoor z University College London.

Naukowcom na razie nie udało się dokładnie określić, jak dawno temu żyli osobnicy z gatunku Homo naledi, których szczątki odnaleziono w południowoafrykańskiej jaskini. Wstępne badania, które przeprowadził prof. Lee Berger, sugerują, że może to być okres około 2-2,5 mln lat temu. Dokładne określenie wieku znaleziska utrudnia przemieszanie warstw osadów znajdujących się w jaskini.

Zamierzony pochówek

Jak wynika z tych wstępnych opracowań, Homo naledi miał malutki mózg (wielkości mózgu goryla) i dość prymitywnie rozwinięty (również przypominający małpi), niewielki układ kostny w okolicy miednicy i barków. Stopy oraz dłonie były „ludzkie”, ale palce u rąk już zdecydowanie bardziej małpie. Bardziej współczesne były z kolei też kości żuchwy i szczęki.

Wszystko to sprawiło, że niektórzy badacze już przedstawiają wątpliwości, że mamy tu do czynienia nie z jednym gatunkiem, ale z różnymi, a wysuwanie tezy o „nowym przodku” jest przedwczesne.

Sam Lee Berger nie ma jednak żadnych wątpliwości, że właśnie z czymś (lub raczej kimś) takim mamy do czynienia.

„Pomieszczenie, w którym znajdowały się szczątki, a więc tzw. komora Dinaledi, było zawsze całkowicie odizolowane od innych komór i nigdy nie było bezpośrednio otwarte na zewnątrz” – pisze dr Paul Dirks z Uniwersytetu w Queensland (Australia), jeden z autorów pracy w „eLife”. Co więcej, bardzo znamienny jest też praktycznie całkowity brak kości innych zwierząt – wśród setek kości Homo naledi znaleziono zaledwie kilkanaście kości ptaków i myszy – co już samo w sobie jest ewenementem w historii odkryć paleontologicznych.

Znalezione kości nie mają też żadnych śladów po padlinożercach czy drapieżnikach, a także procesach naturalnych – typu prądy wodne – które mogłyby sprawić, że szczątki znalazły się w tym miejscu. Zdaniem Dirksa, Bergera i innych autorów pracy dowodzi to bezspornie, że Homo naledi, choć znajdował się na tak prymitywnym etapie rozwoju, pochował swoich pobratymców w sposób całkowicie zamierzony i uporządkowany. Sugeruje to więc, że nawet na tak wczesnym etapie gatunek ten przejawiał zachowania rytualne i myślenie symboliczne, a więc cechy, które do tej pory wiązano ze znacznie późniejszymi etapami naszej ewolucji mającymi miejsce w okresie ostatnich 200 tysięcy lat.

Jakie jest wyjaśnienie tej zagadki? Na razie nie wiadomo. – Wszystko, co odkryliśmy (na razie, gdyż już wiadomo, że w jaskini znajdują się setki kolejnych artefaktów) do tej pory, dowodzi, że natura przez długi czas eksperymentowała z ewolucją człowieka i dawała początek różnym, odmiennym formom przypominającym człowieka stworzeń. – Ostatecznie przetrwała tylko jedna linia, nasza – podsumowuje Lee Berger.

Zobacz także

jakOdkryto

wyborcza.pl

Przyjmijmy uchodźców. Nie ma czasu na czekanie. Czas na działanie [LIST DO PREMIER KOPACZ]

Ewa Kuryluk, 10.09.2015

Uchodźcy z Syrii

Uchodźcy z Syrii (ALEXANDROS AVRAMIDIS/REUTERS)

Sprawa uchodźców jest dziś w całej Europie probierzem moralności indywidualnej i zbiorowej. Jesień 2015 to moment egzaminu. Jeśli ten egzamin oblejemy, będzie wstyd przez wieki. 
Szanowna Pani Premier,
Zbliża się zima, na drogach z Syrii przybywa uchodźców. Spora ich część, może połowa nawet, to matki z małymi dziećmi, które pragną ocalić. Czy się to uda, zależy od wielu rzeczy, w tym od tego, ile krajów zechce przyjąć niewinne ofiary tej strasznej wojny. Ilu obywateli Europy zechce im podać rękę – teraz, zaraz, niezwłocznie. Polska ma w tej kwestii też coś do zrobienia. Jest pani premier nie tylko szefem rządu. Jest pani także lekarką – pediatrą i matką młodej lekarki. Zna pani kruchość ludzkiego życia. Wie pani, jak szybko trzeba działać, by ratunek był skuteczny. Pani Ewo, proszę dłużej nie czekać! Wierzę, że jest w naszym kraju dość ludzi dobrej woli, by móc zadeklarować w ich imieniu, że przyjmiemy z otwartymi ramionami wszystkich uchodźców z Syrii, w pierwszej kolejności rodziny z małymi dziećmi, jeśli tylko zdecydują się na wybór azylu w Polsce.Nie ma już czasu, by o tym dyskutować. Trzeba jak najszybciej działać. Jestem pewna, że pragnie tego wiele osób w naszym kraju. A zapragnie jeszcze więcej, jeśli zaapeluje pani premier do tego, co w każdym z nas najlepsze: do odruchu współczucia i altruizmu, do poczucia sprawiedliwości i międzyludzkiej solidarności.Proszę przypomnieć obywatelom Polski i rozsianej po całym świecie wielomilionowej Polonii, ile zawdzięczają pomocy obcych – krajów, narodów, jednostek.

Jest pani odpowiednią osobą, by powiedzieć, że warto żyć na tym świecie, póki lekarka walczy o życie swoich małych pacjentów, jakby była ich matką. A także, że instynkt niesienia pomocy obcym w potrzebie to uniwersalny znak człowieczeństwa. Sprawa uchodźców jest dziś w całej Europie probierzem moralności indywidualnej i zbiorowej. Jesień 2015 to moment egzaminu. Jeśli ten egzamin oblejemy, będzie wstyd przez wieki.
Łączę wyrazy głębokiego szacunku i serdeczne pozdrowienia.

wyborcza.pl

Ustawa o całkowitym zakazie aborcji to barbarzyństwo! Będę ją bojkotować!

Proponowany projekt ustawy o całkowitym zakazie aborcji to barbarzyństwo. Autorzy projektu za nic mają życie kobiet zmuszając je do rodzenia dzieci bez względu nawet na najbardziej tragiczne okoliczności. Mam nadzieję, że posłanki i posłowie odrzucą ten haniebny projekt.

Ten projekt nie daje kobietom wyboru. Kobiety muszą urodzić dziecko nawet wtedy, gdy wiadomo, że płód jest uszkodzony i nie przeżyje końca ciąży. Wyboru nie będą miały kobiety, które padły ofiarą gwałtu czy kazirodztwa.

Projekt bierze się wyłącznie z ideologicznego i fanatycznego podejścia do kwestii aborcji. Podejście jego autorów do tzw. ochrony życia jest wyidealizowane, wręcz zmitologizowane, nie ma nic wspólnego z realiami życia i ze smutną rzeczywistością rodzin dotkniętych upośledzeniem. Zwolennicy represji wobec aborcji patrzą gdzieś w górę. Niby kierują się wzniosłymi wartościami, ale tak naprawdę zachowują się okrutnie i niemoralnie, bo chcą zmusić innych ludzi do życia w niewyobrażalnym nieszczęściu.

W mojej opinii, zaostrzenie już i tak restrykcyjnej ustawy to forma „totalitaryzmu”. Kiedyś ograniczano prawa obywatelskie, a ludzie nie mogli demonstrować i wyrażać swoich opinii. Teraz chce się nas zmusić do życia w cierpieniu i nieszczęściu. Przeraża mnie taki fanatyzm religijny – całkowity odjazd od realiów życia społecznego. Życie sobie, a ideologia sobie. Zmuszanie kobiet do heroizmu w postaci urodzenia i wychowywania głęboko upośledzonych dzieci jest nieludzkie! Zmuszanie nastolatki do urodzenia dziecka pochodzącego z gwałtu to okrucieństwo!

Poza tym całkowity zakaz aborcji nie spowoduje tego, że kobiety przestaną przerywać ciąże. Restrykcyjne prawo nie będzie miało żadnej mocy sprawczej. Nie powstrzyma ani jednej aborcji!

ustawaOcałkowitym

naTemat.pl

Kaczyński upomina posłów PiS: Nie zachowujcie się, jakbyście mieli zwycięstwo w kieszeni!

Agata Kondzińska, 10.09.2015

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

„Choć sondaże są bardzo dobre, to musimy zacząć kampanię, jakbyśmy zaczynali z poziomu 20 procent – mówił po południu Jarosław Kaczyński na spotkaniu z klubem PiS.

Na spotkaniu z klubem był jedynym mówcą. Zagrzewał posłów i senatorów przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Według naszych rozmówców prezes PiS mówił: „Wchodzimy w drugi etap kampanii. Z kampanii swego rodzaju prezydenckiej teraz czeka nas ciężka praca w 41 okręgach”.

Jak wyjaśniają nasi rozmówcy, Kaczyński, mówiąc o „swego rodzaju kampanii prezydenckiej”, miał na myśli to, że do tej pory PiS grał na swoją kandydatkę na premiera Beatę Szydło. Ona była główną aktorką. – Teraz Beata nadal będzie robić kampanię, ale ma uzyskać poparcie w 41 okręgach – mówi jeden z posłów.

Kaczyński studził nastroje podbudowane wysokimi sondażami poparcia: „Choć sondaże są bardzo dobre, to musimy zacząć kampanię, jakbyśmy zaczynali z poziomu 20 procent.” Jego zdaniem „podtrzymanie wyniku będzie zależało od prowadzenia kampanii w okręgach wyborczych. – Mamy 41 kampanii – mówił prezes PiS.

Zapowiedział, że sobotnia konwencja partii w Warszawie będzie początkiem nowego etapu kampanii. Mają paść konkretne propozycje, a gotowe projekty ustaw ma przedstawić Beata Szydło.

Kaczyński przestrzegał, by posłowie nie zachowywali się tak, jakby mieli zwycięstwo w kieszeni. Miał też mówić, że roszczenia koalicjantów – Gowina i Ziobry – były ogromne, bo chcieli bardzo dużo miejsc w pierwszej dziesiątce miejsc na listach. Choć – jak zauważył prezes PiS – ich poparcie społeczne nie jest przecież wielkie.

Kaczyński mówił też, że „są próby korupcji” i „jeśli ktoś ulegnie, nie będziemy go bronić”.

Apelował: – Ruszamy pełną parą!

Zobacz także

zakUlisamiKlubuPiS

wyborcza.pl

PiS już wygrał wybory. Pójście do urny będzie czystą formalnością, bo w głowach Polaków rządzi już PiS

PiS już wygrał wybory. Pójście do urny będzie czystą formalnością, bo w naszych głowach rządzi już PiS
PiS już wygrał wybory. Pójście do urny będzie czystą formalnością, bo w naszych głowach rządzi już PiS Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta

To klasyczna samospełniająca się przepowiednia. Platforma Obywatelska nie ma szans na odbudowanie poparcia, bo w głowach jej dawnych zwolenników jest partią przegraną. Nawet najwięksi przeciwnicy PiS-u patrzą dziś na Beatę Szydło jak na przyszłą premier pisowskiego rządu. Chcieliby, żeby było inaczej, ale nie wierzą w cuda.

Wybory można wygrać wyciągając „dziadka z Wehrmachtu” na kilka dni przed głosowaniem. Także i w najbliższych wyborach teoretycznie wszystko jest jeszcze możliwe. Ale Platforma musiałaby dokonać cudu, żeby odzyskać zaufanie wyborców. Na swoją porażkę ciężko pracowała przez całe lata.

Okręt jest dziurawy
Mało mnie interesuje co mówią politycy. Nie wierzę w ani jedno słowo wypowiedziane przez klasę rządzącą, bo z ust polityków padają jedynie frazesy i PR-owe, okrągłe formułki. Wierzę natomiast w ludzi i nastroje społeczne, które obserwuję. A z moich obserwacji wynika, że – mówiąc kolokwialnie – jest już pozamiatane. Nawet najbardziej zagorzali zwolennicy Platformy Obywatelskiej nie chcą na nią głosować. PiS ma przewagę nad PO, a społeczeństwo się z tym już pogodziło.

Część osób wciąż jeszcze mamrocze pod nosem wyświechtany slogan, że trzeba głosować na PO, bo wróci PiS. Jednak większość z nich mówi to już chyba z przyzwyczajenia, bo platformersi sami nie wierzą, że uratują partię. Równie często obserwuję westchnienia typu „na jesieni to dopiero się zacznie”. W głowach Polaków sprawa jest już jasna.

Ale nie tylko dawni zwolennicy PO postawili już na nich krzyżyk. W zwycięstwo nie wierzą już sami członkowie partii. Prawicowa niezależna.pl próbuje przypisać utratę wiary nawet Ewie Kopacz, która powiedziała, że PiS mocno kroczy do zwycięstwa. To oczywiście typowe dla tego portalu nadużycie, ale są członkowie PO, którzy nawet podczas oficjalnego spotkania Rady Regionu wieszczą porażkę partii.

– Po co nam eksperci na liście, skoro i tak przegramy wybory? – pytała Bożenna Bukiewicz przewodnicząca regionu lubuskiego PO. Takie słowa z ust ważnego dla partii polityka są oczywiście wielkim, politycznym błędem. Tak naprawdę jednak Bukiewicz oddała nastroje dużej części członków Platformy.

Sprawiedliwość dziejowa
W zwycięstwo PO oczywiście nie wierzą politycy PiS. Beata Szydło zachowuje się już tak, jakby była mianowanym premierem. Jest pewna siebie, pełna buty, zupełnie niepodobna do znającej się na ekonomii posłanki sprzed kilkunastu miesięcy. Jest pewna siebie, a więc i silna. Musi się jednak pilnować, bo już byli tacy, którzy nie mają z kim przegrać.

Zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości nie muszą wierzyć, oni już wiedzą, że PiS wygra. Czas do „wyborów” jest dla nich wyłącznie okresem do końca kadencji tego rządu. Mogliby śmiało powtórzyć za Jarosławem Kaczyński ogłoszonym w Krynicy człowiekiem roku, że kończy się „coś niedobrego w naszej historii”. Oni także mówią mi, że „wracamy do normalności”. Do Polski, w której rządzi prawica. A w tej Polsce historie miłosne jak ta na poniższym filmie będą na porządku dziennym.

Pytam 31-letnią Paulinę z Warszawy, gorącą zwolenniczkę PiS i prezydenta Andrzeja Dudy, czy i ona uważa, że nic nie zatrzyma już Jarosława Kaczyńskiego. Czy widzi w Ewie Kopacz byłą panią premier? – Na Kopacz patrzę nie jak na ustępującą premier, ale jak na irytującą premier – mówi nieco złośliwie.

– Myślę, że przepowiednia jest samospełniająca się, ponieważ PO nie ma pomysłu na jakiekolwiek działanie – plącze się, jest niespójna, przygarnia dziwnych, przypadkowych ludzi, którzy kompletnie nie wpisują się w ich wizerunek – mówi z satysfakcją. I ma do niej prawo – to prezent od Platformy, której lista politycznych i moralnych błędów nie ma końca.

Jest już pozamiatane
Pytam kolejnego pisowca – 23-letniego przedsiębiorcę z Warszawy. – Wszyscy wiedzą że wygra PiS. Boją się tego lub cieszą. Ale raczej nie poddają w wątpliwość. Media powoli przestawiają się na prawo i podlizują PiS-owi. Pan, który prowadził galę Forum Ekonomicznego w Krynicy ma swój program w TVP. Ukłonił się nisko prezesowi, bo czuje, że musi, jeśli chcę dalej pracować – mówi warszawiak. Podobnych intencji wielu doszukiwało się w TVN. Niektórzy snuli nawet opowieści, że odejście Jarosława Kuźniara z TVN24 to ukłon w stronę PiS-u.

Gdy pytam go, czy dopuszcza choćby niewielką możliwość wygranej wyborów przez PO, odpowiada mi śmiechem. – Byłbym naprawdę bardzo zdziwiony – mówi zwolennik PiS. – Skończmy tą rozmowę, PiS już wygrał wybory – rzuca na odchodne.

Po dość długich poszukiwaniach wśród znajomych trafiłem na osobę która powiedziała: Platforma ma jeszcze szanse. – Może ludzie się wkurzą i pójdą. Wyboru podejmuj się nad kartką do głosowania, wszystko jest możliwe – mówi. Jednak większość byłych czy obecnych zwolenników Platformy powiedziało mi, że są tym razem skłonni zaryzykować i oddać głos na Nowoczesną Ryszarda Petru czy Zjednoczoną Lewicę, do której przyciągają prof. Monika Płatek i Barbara Nowacka. Mają jednak świadomość, że oddają w ten sposób zwycięstwo PiS-owi.

Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości odnośnie zwycięzcy jesiennych wyborów, zostały one pogrzebane w poprzednią niedzielę. Frekwencja na poziomie 7,8 procent to porażka Bronisława Komorowskiego, którzy walcząc o głosy wydał nasze 100 mln złotych. – Czuję się potraktowana jak idiotka – mówi mi dawna zwolenniczka PO. Przypomnijmy, że w czasie tegorocznej akcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zebrano około 53 mln złotych. Dwa razy tyle poszło w polityczne błoto. Ale Polacy nie podziękują za to byłemu prezydentowi, który zapadł się pod ziemię. Podziękują Platformie, jeśli przepowiednia się spełni.

piSJużWygrał

NaTemat.pl

 

 

„SZ”: Putin chce powrócić do grona światowych przywódców. Ale może mieć też całkiem inny plan

luna, pap, 10.09.2015

Władimir Putin

Władimir Putin (RIA NOVOSTI / REUTERS / REUTERS)

Niemiecki dziennik „Sueddeutsche Zeitung” uważa, że przedłużające się zawieszenie broni na Ukrainie przy jednoczesnym zaangażowaniu Rosji w Syrii może zostać uznane za zaproszenie Zachodu przez Władimira Putina do współpracy i świadczyć o jego woli powrotu do grona przywódców najważniejszych państw świata. Ale jest też inna wersja: Rosja chce jedynie zademonstrować swoją siłę.

Szef działu zagranicznego „Sueddeutsche Zeitung” Stefan Kornelius zauważa, że ciągle naruszane przedtem zawieszenie broni między prorosyjskimi separatystami a ukraińskimi siłami rządowymi w Donbasie od 1 września jest przestrzegane. Analitycy w krajach zachodnich „przecierają ze zdumienia oczy” i szukają wyjaśnienia, zadając pytanie: „Dlaczego właśnie teraz?” – pisze Kornelius.

Dzwonił Obama, teraz dzwoni Putin

Jak dodaje, elementy puzzli ułożyły się w całość, gdy 4 września w Białym Domu w Waszyngtonie zadzwonił telefon. Zdaniem publicysty „SZ” Putin miał poprosić Obamę o poparcie propozycji Moskwy w sprawie koalicji przeciwko Państwu Islamskiemu oraz o spotkanie w Nowym Jorku, przy okazji rozpoczynającej się 28 września sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku. Kornelius przypomina, że sześć tygodni wcześniej na Kreml dzwonił Obama. Miał dziękować Putinowi za wkład w porozumienie z Iranem.

Putin idzie na kompromis, bo chce odzyskać swoją pozycję?

W Waszyngtonie i w stolicach sojuszników zadawane jest pytanie, dokąd zmierza Putin – pisze Kornelius. Jego zdaniem istnieje związek pomiędzy zawieszeniem broni na Ukrainie a inicjatywą w sprawie Syrii. – Wpływ Rosji na separatystów (by przestrzegali rozejmu) można odebrać jako demonstrację siły, ale można też uznać za krok w stronę kompromisu – czytamy w „SZ”. Być może Putin sugeruje w ten sposób: „My jesteśmy gotowi do kooperacji, czy wy też?”.

Kornelius rozważa dwa scenariusze dot. motywów, jakimi się kieruje rosyjski przywódca, angażując się w konflikt w Syrii. Najprostszy – to chęć powrotu do grona przywódców najważniejszych państw świata. „Izolacja nie służy Rosji” – ocenia publicysta. Jego zdaniem Putin chce, aby USA traktowały go jak równego partnera, co tłumaczy propozycję spotkania na neutralnym terenie, w ONZ.

W podobny sposób skomentował rosyjską aktywność w Syrii publicysta „Nowej Gaziety” Kiriłł Martynow. Napisał, że „uczestniczenie Rosji w konflikcie na Bliskim Wschodzie oznacza, że Rosja jest gotowa wyjść do swoich zachodnich partnerów z nową inicjatywą. Moskwa, która w odróżnieniu od Waszyngtonu nie będzie miała sprzeciwu w postaci opinii publicznej i Kongresu, weźmie na siebie unicestwienie Państwa Islamskiego”.

A może chodzi o demonstrację siły?

Niemiecki komentator dodaje jednak, że możliwa jest także inna interpretacja działań Rosji: być może Kreml „zaniedbuje teatr wojny na Ukrainie, ponieważ chce otworzyć nowe pole konfrontacji, gdzie będzie mógł pokazać swoją siłę – w Syrii”.

„Podczas gdy Zachód zastanawia się, co odpowiedzieć Putinowi, ten nie ogranicza się do rozmów telefonicznych. Rosja przerzuca sprzęt wojskowy do Syrii, spiera się z Zachodem o prawa do przelotów, a szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow telefonuje do sekretarza stanu USA Johna Kerry’ego – wylicza Kornelius i ocenia, że „presja rośnie”.

Kornelius podkreśla, że prawdziwe motywy Putina do końca nie są jasne, a w świecie przywódców obecnie wysoko ceniona jest „putinologia”, czyli umiejętność rozumienia motywów rosyjskiego przywódcy. Obecnie za specjalistkę w tej dziedzinie uważana jest Angela Merkel. – Nic dziwnego, że to do niej wielu przywódców wydzwaniało, pytając: „Co robić?” – pisze publicysta „SZ”.

Zobacz także

jAKIpLANmAPutin

wyborcza.pl

Andrzej Duda: To, co mówiłem w kampanii, to nie były obietnice wyborcze

kospa, pap, 10.09.2015

Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Prezydent Andrzej Duda zapewnił podczas spotkania z mieszkańcami Sokółki, że to, o czym mówił w kampanii prezydenckiej, to nie były obietnice wyborcze, tylko „umowa” z polskim społeczeństwem, którą będzie się starał zrealizować.

– To nie były tylko obietnice. To była moja umowa zawarta z polskim społeczeństwem, z moimi rodakami, z moimi współobywatelami Rzeczypospolitej. Jeżeli zostałem wybrany, to znaczy, że treść tej umowy odpowiadała oczekiwaniu większości polskiego społeczeństwa, a moim obowiązkiem jest tę umowę zrealizować. Jestem prezydentem Rzeczypospolitej i zrobię wszystko, żeby ta umowa została zrealizowana – zadeklarował w województwie podlaskim Andrzej Duda.

„Odbudowa wspólnoty” i „przywracanie godności”

W czasie kampanii urzędujący prezydent zadeklarował przygotowanie ustaw dotyczących obniżenia wieku emerytalnego, podwyższenia kwoty wolnej od podatku oraz przyznającej rodzicom 500 zł na każde dziecko począwszy od drugiego (a w przypadku najbiedniejszych już od pierwszego). Jednak już po zaprzysiężeniu stwierdził, że projekt ostatniej ustawy powinien przygotować rząd.

Podczas dzisiejszego spotkania z mieszkańcami Sokółki mówiąc o „obietnicach” i „umowie”, prezydent zaznaczył, że dotyczy to również kwestii „odbudowywania wspólnoty” i „przywracania godności” tym, którzy są w trudnej sytuacji, bo uważają, że władza poprzez brak zainteresowania odebrała im tę godność.

– Chciałbym, żeby ta sytuacja się zmieniła. Wierzę, że te pięć lat mojej prezydentury do tego się przyczyni – podkreślił.

„Będę brał udział w przygotowaniu odpowiednich przepisów…”

Jak mówił Andrzej Duda, na „większą opiekę” i „adekwatną” pomoc ze strony państwa zasługują polscy rolnicy i hodowcy, którzy ponieśli straty m.in. z powodu suszy. Jego zdaniem adekwatna pomoc oznacza wyrównanie strat.

– Państwo powinno być na tę okoliczność zabezpieczone, mieć odpowiednie rezerwy. Nie może być takiej sytuacji, że susza powoduje miliardowe straty, a pokrycie szkód jest zaledwie w kilkunastu czy kilkudziesięciu procentach. Szkody powinny być wyrównane w całości. To kwestia także tego, czy państwo jest państwem silnym, czy dba o swoich obywateli, czy nie. I to jest wyzwanie na przyszłość – ocenił prezydent.

Dodał, że państwo powinno mieć gotowe rozwiązania ustawowe na takie sytuacje, by straty były szacowane szybko i sprawiedliwie, a pieniądze jak najszybciej trafiały do poszkodowanych. – To jest zadanie, które stoi przed nami. Będę jako prezydent brał udział w przygotowaniu odpowiednich przepisów, bo wiem, że dzisiaj ich brakuje, a te, które są, muszą być udoskonalone – zapowiedział Andrzej Duda.

Zobacz także

prezydentDudaToCo

wyborcza.pl