Smoleńsk (18.01.15)

 

Profiler, który typował mordercę 18-letniej Dominiki: Tworzę sito na przestępcę

Izabela Żbikowska, Tygodnik Wrocław, 18.01.2015
Jan Gołębiewski, profiler kryminalny

Jan Gołębiewski, profiler kryminalny (ARCHIWUM PRYWATNE)

– Tworzę sito do odsiewu informacji, czasem z mniejszymi, czasem z grubszymi oczkami, by skupić się na najważniejszych kwestiach. Profilowanie jest przydatne, gdy na przykład trzeba złapać przestępcę, a na liście podejrzanych jest 650 tys. mieszkańców Wrocławia. Na podstawie profilu można znacznie zawęzić krąg podejrzanych – mówi policyjny konsultant i profiler Jan Gołębiowski. Ma na koncie m.in. wytypowanie głośnego „Wampira Mike’a”
W listopadzie Wrocławiem i okolicą wstrząsnął brutalny mord na 18-letniej Dominice, uczennicy technikum w Środzie Śląskiej. Gdy widziano ją ostatni raz wychodziła wcześniej z popołudniowych zajęć, by zdążyć na autobus. Do domu jednak nie dotarła. Następnego dnia sąsiad znalazł jej ciało. Jechał na rowerze i w rowie przy głównej ulicy dostrzegł rękę. Pomyślał, że coś mu się przewidziało, więc pojechał dalej. Po powrocie do domu żona powiedziała mu, że zaginęła córka sąsiadów. Wtedy zadzwonił na policję.

Okazało się, że napastnik zadał dziewczynie wiele ciosów nożem. Policjanci ze specjalnej grupy operacyjnej, która od początku zajmowała się tą sprawą, po kilku tygodniach śledztwa wytypowali mężczyznę podejrzanego o przestępstwo. Zatrzymany 45-letni mieszkaniec powiatu średzkiego przyznał się. Prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, sąd pod koniec roku nałożył na niego areszt

Rozmowa z profilerem pracującym przy sprawie

Izabela Żbikowska: Policja prosiła pana o pomoc przy rozwiązaniu sprawy ze Środy Śląskiej, gdzie pod koniec ub. roku brutalnie zamordowano 18-letnią Dominikę.

Jan Gołębiowski*, profiler kryminalnym, wspomagającym policyjną grupę prowadzącą śledztwo ws. zabójstwa Dominiki: – To prawda. Nie mogę mówić o szczegółach tej sprawy, mogę jedynie potwierdzić, że czasem występuję również w roli – nazwijmy to – konsultanta policji. Nie zawsze więc jestem powoływany na biegłego w danej sprawie, aby sporządzić opinię procesową, czasami konsultacja odbywa się w ramach działań operacyjnych policji.

Tak właśnie było przy tej sprawie?

– Podobnie. Ta sprawa stała się trudna między innymi przez szum informacyjny, który wokół niej powstał. Do policji spływało wiele informacji, tak dużo, że ich odsiew był bardzo pracochłonny. Przy nowych i zmiennych informacjach nie jest łatwo zbudować profil. Odczuwało się także wyraźnie presję czasu i oczekiwań dotyczących jak najszybszego ujęcia sprawcy. Przy tej sprawie pracowało kilka osób zajmujących się profilowaniem, w tym profilowaniem geograficznym, czyli odnoszeniem śladów i zachowania sprawcy do mapy miasta i okolicy.

Niemniej ta sprawa ze Środy Śląskiej dobrze pokazuje, że profilowanie jest tylko jednym z elementów śledztwa. Podobnie jak zabezpieczanie odcisków palców czy pobranie próbki DNA. I czasem, tak jak przy pracy techników policyjnych, okazuje się, że nawet jeśli sprawca zostawił ślady, to nie można go zidentyfikować, bo próbki były za słabe albo sprawcy nie ma w bazie.

Z portretem psychologicznym jest podobnie. To drobiazgowa analiza, w której bierze się pod uwagę właściwie wszystko: kim była ofiara, jak wyglądało miejsce zbrodni, jak działał sprawca, kiedy to się stało, co wykazała sekcja zwłok. I tak dalej. Muszę przyznać, że teraz okazuje się, że pierwsze wnioski były najbardziej trafne, ponieważ powstawały na analizie suchych danych kryminalistycznych.

W Polsce nie ma oficjalnie funkcji profilera.

– Są psychologowie policyjni, którzy wśród licznych obowiązków zajmują się również profilowaniem, albo biegli sądowi. Choć słowo „sądowy” może być mylące, bo z ich usług korzysta nie tylko sąd, ale też policja lub prokuratura jeszcze na etapie śledztwa. Sam doświadczyłem pracy w obu tych formach. Przed kilku laty pracowałem w policji, byłem członkiem sekcji psychologów policyjnych. Teraz zaś jestem biegłym sądowym i właśnie przygotowuję dwa profile na zlecenie prokuratury. Jeden dotyczy starej zbrodni, sprawy sprzed 16 lat, czyli tzw. Archiwum X.

Opowie pan?

– To zabójstwo 17-letniej dziewczyny dokonane na tle seksualnym. Do tej pory nie udało się nikogo doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości, ale jak widać, policja i prokuratura cały czas pracują nad tym. Teraz po tylu latach warto na nowo przeanalizować dane i ślady, korzystając z nowych technik kryminalistycznych, jak ulepszona wersja badań DNA, ale i innych narzędzi śledczych, np. właśnie profilowania kryminalnego.

Profilowania, czyli czego konkretnie?

– Tworzenia portretów psychologicznych nieznanych sprawców przestępstwa. Choć wolę określenie „analiza psychologiczno-kryminalna”, to bardziej pojemne określenie. Czasem bowiem uda mi się nie tylko sporządzić profil psychologiczny, ale też wskazać nowe tropy co do osoby sprawcy i zdarzenia w ogóle (np. w czasie analizy akt zwracam uwagę na pominięcie jednej osoby w badaniach genetyczno-porównawczych). Głównie jednak tworzę obraz psychologiczny, wyłuskując pewne cechy potencjalnego sprawcy, wskazując na – moim zdaniem – ważne wątki. Stawiam hipotezy, buduję możliwe scenariusze, czyli wersje śledcze zdarzenia. Czasem niektóre policja już zbadała, inne są dla niej nowością i tropem pozwalającym ruszyć z miejsca.

Innymi słowy, tworzę sito do odsiewu informacji, czasem z mniejszymi, czasem z grubszymi oczkami, by skupić się na najważniejszych kwestiach. Profilowanie jest więc przydatne, gdy na przykład trzeba złapać przestępcę, a na liście podejrzanych jest 650 tys. mieszkańców Wrocławia. Na podstawie profilu można znacznie zawęzić krąg podejrzanych – do kilkuset lub kilkudziesięciu osób.

Nie czuje pan presji czy rozczarowania innych, gdy uświadamiają sobie, że profilowanie to nie magia, tylko weryfikowanie hipotez i wyciąganie odpowiednich wniosków?

– Raczej rzadko i głównie wtedy, gdy proszący mnie o pomoc mieli hipernierealistyczne oczekiwania. Czasem zaś spotykam się ze sceptycyzmem czy wręcz traktowaniem mojej pracy jak wróżenia z fusów. Niestety, wiele stereotypów i mitów na temat profilowania narosło przez seriale kryminalne. Dobrze, że ludzie wiedzą o naszej pracy, szkoda, że jest ona pokazana w tak mało realistyczny sposób. Rozumiem jednak, że żmudna praca i detektyw odbierający dziecko o szesnastej z przedszkola jest mniej pociągający niż geniusz-dziwak. Najlepiej więc pracuje mi się z tymi, którzy już zetknęli się z profilowaniem. Tacy policjanci wiedzą, czego mogą się spodziewać, potrafią docenić naszą pracę.

Ale zdarzają się spektakularne sprawy. Na przykład „Wampira Mike’a”

– Ta sprawa rzeczywiście była dość nietypowa. Sprawca – pojedyncza osoba, choć listy podpisywane były w imieniu zorganizowanej grupy – groził znanej sieci marketów terroryzmem kryminalnym, zresztą zainspirował się sprawą opisywaną przez Paula Brittona, jednego z pionierów profilowania. „Wampir Mike”, bo tak kazał się nazywać, domagał się ćwierć miliona euro w zamian za odstąpienie od swoich roszczeń.

Analizując jego żądania, uznałem, że to nie pieniądze są głównym motywem jego działania. Chodziło raczej o poczucie kontroli i sprawczości, o dopieszczenie niedowartościowanego ego.

Podzieliłem się swoją opinią z negocjatorem policyjnym, który miał rozmawiać ze sprawcą i ustalić szczegóły przekazu okupu. Ten umiejętnie wykorzystał informacje z profilu i zagadał „Wampira Mike’a”. To było dość znamienne, bowiem wcześniej podczas rozmów, gdy negocjator mówił o konkretach, „Wampir” szybko się rozłączał. Gdy negocjator zaczął łechtać jego ego, kontakt trwał dłużej i w końcu udało się go namierzyć dzięki technice operacyjnej.

Nie mogę jednak powiedzieć, że profil był decydujący. Był dobrą wskazówką, to prawda, ale doskonale ze swojego zadania wywiązał się również negocjator i pomogła nam technika. To była praca zespołowa. Tak to właśnie wygląda.

Co jeszcze pan wspomina?

– Pamiętam serię napadów na banki i placówki bankowe. Policjanci wytypowali kilka osób i na każdą z nich nakładali mój profil. W jednym przypadku zgodność była więcej niż wysoka. Nawet wytypowany obszar miejsca zamieszkania zgadzał się do kilkunastu kilometrów (nie były to tereny wielkomiejskie). Tego właśnie mężczyznę policja zaczęła obserwować. Ujęto go, gdy szykował się do kolejnego skoku.

Udało mi się również pomóc przy rozwiązywaniu zabójstwa dokonanego w Sokółce w 2009 roku. Sprawa została zamknięta i trafiła do „Archiwum X”, bo policji urwały się początkowe tropy. W 2013 roku zajął się nią nowy zespół, który poprosił o pomoc mnie i moją koleżankę. Przeanalizowaliśmy akta, pojechaliśmy obejrzeć miejsce zdarzenia, porozmawialiśmy ze świadkami i osobami, które przed laty były podejrzanymi. Oprócz sporządzenia profilu sprawcy wskazaliśmy też na jeden wątek, który podczas pierwotnego śledztwa został porzucony jako wersja obrony przyjęta przez podejrzanych. Ci mówili, że w pobliżu miejsca zdarzenia widzieli mężczyznę z papierosem i w czapce.

Nowa ekipa wróciła do tego wątku. I bingo! Okazało się, że idąc tym śladem, namierzono sprawcę. Profil ukierunkował więc śledztwo, ale zasługą policjantów było to, że namierzyli mężczyznę, o którym na początku wiadomo było jedynie, że palił i był w czapce.

To wszystko brzmi fascynująco.

– I takie jest. Przynajmniej dla mnie, a mnie od najmłodszych lat pociągała ludzka natura, a zwłaszcza jej ciemna strona. Pamiętam, gdy pierwszy raz czytałem „Czerwonego smoka” Thomasa Harrisa, w którym pojawia się postać dr. Hannibala Lectera. Kupiłem ten kryminał za 25 tysięcy złotych, bo to było jeszcze przed denominacją (kończyłem wtedy podstawówkę), a po jego lekturze wymyśliłem sobie, że też będę zajmował się profilowaniem nieznanych sprawców przestępstw, i założenie zrealizowałem. I wie pani co? Od lat już nie sięgam po kryminały, nie czytam ich ani nie oglądam, bo mnie nużą. Prawdziwe sprawy, z którymi się stykam, są tak absorbujące, a czasem wręcz nie do uwierzenia, że żadna zmyślona historia nie może się z tym równać.

To brzmi również przerażająco. Sama jako sprawozdawca sądowy czasem mam kłopot, by uporać się z tym, co widzę na sali sądowej. Brutalne zabójstwo dla pary butów czy spalenie żywcem człowieka za zegarek. Trudno zaakceptować taką rzeczywistość. A ja przecież tylko obserwuję proces. Nie zanurzam się w świat ofiary ani sprawcy jak pan.

– Każdy policjant czy osoba związana z tropieniem sprawców przestępstw musi nauczyć się radzić sobie ze swoimi emocjami. Zwłaszcza gdy okazuje się, że sprawca dokonał brutalnej napaści, bo mu się np. wcześniej zupa w domu rozlała i tak go to sfrustrowało, że postanowił wyjść na miasto i zabić. Niestety, to prawdziwa historia.

Sam, by zachować zdrowie psychiczne, już przed laty nauczyłem się dystansować od pracy. Daję sobie również prawo do odpoczynku, a gdy spotykam się ze znajomymi, którzy w dużej części nie są z mojej branży, nie opowiadam im wyłącznie o mojej pracy, ale dużo słucham o ich życiu. Jest oczywiście wyjątek. Z kolegą Dariuszem Piotrowiczem (również były psycholog policyjny i profiler) rozmawiamy właściwie tylko o profilowaniu. Nawet gdy umawiamy się na piwo, zabieramy notatki, by rozmawiać o konkretnych sprawach, wymieniać się doświadczeniem. Zawsze musimy wybrać odpowiedni stolik, by nikt nam nie zaglądał przez ramię.

„Kiedy go złapiecie, będzie miał na sobie dwurzędowy garnitur” – przepowiedział James Brussel, pionier profilowania, przygotowujący dla amerykańskiej policji profil terroryzującego Nowy Jork „Szalonego Bombowca”. Nie pomylił się. Intrygujące jest, jak Brussel wpadł na ten dwurzędowy garnitur.

– Wiem, to robi wrażenie. Zwracam jednak uwagę, że nie było to żadne jasnowidzenie, choć czasem praca profilerów jest tak odbierana. Kluczem była tu analiza ładunków wybuchowych jego produkcji, a przede wszystkim jego listów zawierających manifest poglądów. Na podstawie analizy językowej wytypowano grupę społeczną – imigrant z centralnej Europy, a na podstawie budowy ładunków – cechy osobowości, np. umiłowanie do porządku. Wypadkowa tych dwóch wskazówek zasugerowała typowy dla tej grupy ubiór i stąd wniosek o dwurzędowym garniturze. Oto cała tajemnica.

* Jan Gołębiowski – psycholog kryminalny, biegły sądowy, wykładowca Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, prowadzi zajęcia również we wrocławskim oddziale uczelni. Autor publikacji na temat profilowania nieznanych sprawców przestępstw.

Zobacz także

 

wroclaw.gazeta.pl

 

Wkrótce ruszają zdjęcia do filmu „Smoleńsk” Antoniego Krauzego. Premiera już w październiku?

mf, 18.01.2015
Antoni Krauze

Antoni Krauze ($Fot. Stefan Romanik / Agencja Gazeta)

„Zbiórka przynosi efekty” – triumfuje portal wPolityce.pl, zapowiadając, że już za miesiąc mają rozpocząć się zdjęcia do fabuły Antoniego Krauzego pt. „Smoleńsk”. Jak dotąd twórcy mieli duże problemy ze zgromadzeniem wystarczających funduszy.
Portal wPolityce.pl informuje, że zbiórka środków na fabularny film o katastrofie w Smoleńsku została wznowiona w grudniu. „W ciągu kilku tygodni zebranych zostało ok. pół miliona złotych” – pisze portal.Środki to zarówno darowizny, jak i pieniądze wniesione w formie inwestycji „z prawem zwrotu (…) z wpływów za rozpowszechnianie filmu oraz udziału w ew. zysku”.

Finansowy zastrzyk ma sprawić, że produkcja ruszy już w przyszłym miesiącu.

Film „o poszukiwaniu prawdy”

„Smoleńsk to opowieść o poszukiwaniu prawdy, co stało się z prezydentem Rzeczypospolitej Lechem Kaczyńskim i polską elitą państwową udającą się na rocznicę obchodów mordu dokonanego przez Sowietów na oficerach polskich w Katyniu w roku 1940” – czytamy na stronie filmu reżyserowanego przez Antoniego Krauzego.

Jego bohaterką ma być „młoda dziennikarka Dorota, która widząc lawinę kłamstw, jaka od pierwszych chwil zasypuje wszystkie okoliczności tragicznej śmierci prezydenta i 95-osobowej polskiej delegacji”, rozpoczyna swoje prywatne śledztwo w sprawie prawdy o katastrofie.

Twórcy filmu zapewniają, że będzie on „uwzględniał wszystkie nowe ustalenia i fakty wydobywane na światło dzienne przez naukowców”, a jego „głównym celem jest zachowanie dumy i honoru każdego z nas z osobna”.

„Klapa smoleńska”?

Twórcy obrazu już raz ogłaszali rozpoczęcie zdjęć. Było to w kwietniu 2013 roku.

Później jednak pojawiało się coraz więcej informacji o finansowych problemach filmu. Bianka Mikołajewska z „Gazety Wyborczej „, podsumowując doniesienia o środkach zgromadzonych na realizację produkcji, pisała o „klapie smoleńskiej”.

W lutym 2014 roku ogłoszono, że „Smoleńsk” Antoniego Krauzego nie otrzymał dofinansowania od Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. „Scenariusz ma wiele warsztatowych wad. Przez cały czas jest to fabularyzowana publicystyka, która tonie w dialogach i monologach. (…) Rażą patetyczne dialogi i deklaratywne monologi wygłaszane ex cathedra” – napisała komisja ekspercka w uzasadnieniu swojej decyzji.

Zobacz także

TOK FM

 

Komentarze

Dodaj komentarz