Kuczyński

 

Jak można by skończyć wojnę polsko-polską

Waldemar Kuczyński publicysta, ekonomista 2014-12-23

  • Jarosław Kaczyński Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta

To opowieść wigilijna o wojnie, która męczy. Ale choć napisałem ten tekst, to nie wierzę, by zawarta w nim wizja miała szansę. Przedstawiam go jako punkt wyjścia do ewentualnej dyskusji z chętnymi po drugiej stronie

Zacznę osobiście, ale w podobnej sytuacji jest w Polsce wielu. Słyszę często, że pałam irracjonalną nienawiścią do Jarosława Kaczyńskiego. To nie jest dokładne. Oczywiście, nie czuję do niego sympatii, ale moje uczucie nie jest skierowane na niego jako człowieka, lecz na jego polityczne zamiary, na jego polityczny projekt nazywany IV RP.

Moje emocje wobec Kaczyńskiego są wyłącznie pochodną tego projektu, którego nienawidzę – i tego nie ukrywałem i nie ukrywam. Dlaczego? Ano dlatego, że ten projekt jest w istocie formą dyktatury, władzy osobistej prezesa PiS w państwie, kosztem wolności obywateli i wizerunku oraz pozycji Polski w Unii Europejskiej i w świecie.

Jestem przekonany, że trafnie odczytuję jego polityczny zamiar, na podstawie bardzo wielu wypowiedzi i praktyki w latach 2005-07. Napisałem o tym grubo ponad setkę artykułów tłumaczących logikę i dynamikę autorytarnej z istoty IV RP. Członkostwo Polski w UE, jak o tym świadczy przykład Węgier, nie chroni przed pojawieniem się zagrożeń dla demokracji, a ja 50 lat przeżyłem w reżimach autorytarnych i nie chcę kończyć życia w kolejnym. Stąd moje emocje, nieodosobnione.

W każdej jednak chwili jestem gotów zmienić swoje nastawienie do PiS, a także do jej szefa. W nienawiściach jestem nietrwały, wiem to na przykładzie mych emocji do generała Jaruzelskiego. Część mej wrażliwości jest ponadto prawicowa.

Najważniejsze jednak, że za PiS stoi wielu Polaków – takich samych obywateli jak ja, którzy mają takie same jak ja prawa do wspólnej ojczyzny i wspólnego państwa. I właśnie chodzi o stosunek do tego państwa, do III Rzeczpospolitej niepodległej i demokratycznej. Nie jest idealna, wiele w niej do zmiany i poprawienia. To wszystko jest do dyskusji i do normalnego sporu.

Ale aby to było możliwe, musi istnieć płaszczyzna uznawana, respektowana przez wszystkie strony. Tą płaszczyzną musi być uznanie istniejącego państwa polskiego, jego pełnej prawomocności. Otóż tej płaszczyzny zabrakło, odkąd bracia Kaczyńscy, posługując się stworzoną przez nich partią, odrzucili III RP, zapowiadając jej likwidację, a ponadto usunięcie z życia publicznego ludzi i środowisk uznanych przez tę partię za twórców i obrońców obecnego państwa.

Od tego momentu rozpoczęło się to, co nazywamy wojną polsko-polską. To nie jest konflikt personalny! Odszedł z polityki krajowej Donald Tusk, a konflikt się nawet rozpalił.

To jest fundamentalny spór o kształt państwa. Takie spory są naturalne i możliwe, pod warunkiem że toczą się wokół konkretnych problemów ustrojowych. Kiedy natomiast dochodzi do całkowitego zakwestionowania państwa istniejącego, z odmawianiem mu wręcz niepodległości i postulatu budowy nowego państwa, to wtedy spór nie może być rozstrzygnięty i nie będzie rozstrzygnięty przez debatę i kompromis. Toczy się i będzie się toczył w oparciu o wojenną zasadę „kto kogo” przy użyciu – z obu stron, bo napaść napotyka obronę – wszystkich metod i emocji wojny, miejmy nadzieję jedynie słownych.

Aby doszło do jej końca, musi być przywrócona wspólna płaszczyzna. Może być przywrócona tylko przez stronę, która ją porzuciła, przez Prawo i Sprawiedliwość. Przywrócenie płaszczyzny debaty demokratycznej w miejsce wojny politycznej wymaga:

1. Odejścia od zamiaru burzenia III Rzeczpospolitej i budowania na jej miejscu innego państwa. Gdyby to się stało, wszystkie tematy dotyczące naprawy obecnego państwa są do dyskusji, włącznie z korektami ustroju. Powinno oczywiście także ustać bojkotowanie władz państwa: prezydenta i premiera.

2. Odejścia od zamiarów odsuwania z życia publicznego przy użyciu narzędzi władzy tzw. elit, czyli dowolnie wybranych ludzi i środowisk uważanych za twórców i obrońców owej III RP. W demokratycznym państwie nie ma miejsca dla rozpraw i czystek, jest normalna cyrkulacja elit, o której decyduje wyborca i odbiorca.

3. Porzucenia sugestii o rzekomym udziale władz polskich w mającym mieć miejsce zamachu na samolot prezydencki 10 kwietnia 2010 r. W tym kontekście kwestia, czy był zamach, czy go nie było, ma znaczenie drugorzędne. Nie może jednak być porozumienia przy utrzymywaniu tego strasznego i całkowicie bezzasadnego oskarżenia władz Rzeczpospolitej.

Nie są potrzebne spektakularne akty publiczne, które by zaświadczały o takiej zmianie. Nie chodzi o gesty, byleby codzienna praktyka sposobu uprawiania opozycji i jej retoryka pozwalały widzieć, że to się dzieje, choćby stopniowo. Jeśli tak by się stało wiarygodnie, a nie dla pozoru, wojna polsko-polska ścichnie i ustanie.

Wrócimy lepiej lub gorzej do normalnej debaty i sporu politycznego na gruncie uznania i szacunku dla niepodległej i demokratycznej III RP. Po pewnym czasie zarosną okopy tej wojny, odbudują się pozrywane więzi środowiskowe, ucichną nazbyt ostre konflikty polityczne w rodzinach. Poszerzy się też swoboda działania większości rządzących – także gdy chodzi o reformowanie kraju, zawsze trudne – bo nie będą paraliżowani wizją dojścia do wroga władzy. Wzrośnie też autentyzm wyborów, bo nie będzie się głosować z konieczności na puklerz chroniący przed dojściem do władzy wrogiej siły, lecz na partię o dobrym programie dla kraju.

Bardzo chciałbym, aby to się stało, także dlatego, że sam mógłbym zejść z linii frontu. Wojna męczy. Ale choć napisałem ten tekst, to nie wierzę, by zawarta w nim wizja miała szansę. Przedstawiam go jako punkt wyjścia do ewentualnej dyskusji z chętnymi po drugiej stronie. Czy jesteśmy w stanie odnaleźć wspólną płaszczyznę i jak ona powinna wyglądać od ich strony? Moją przedstawiłem. Życie przecież sprawia niespodzianki i toruje sobie często koleiny tam, gdzie nikt ich nie przewidywał, gdzie wydawały się zupełnie nieprawdopodobne. Jesteśmy coraz bliżej czasu wigilijnych opowieści, w których nieoczekiwane staje się spełnionym, więc niech i ten tekst zanurzy się w ten klimat, i może…?

Gazeta.pl

Dodaj komentarz