RM (21.09.2015)

 

Duda: Obniżymy wiek emerytalny, bo starzy zabierają pracę młodym

Piotr Miączyński, Leszek Kostrzewski, 21.09.2015
prezydent Andrzej Duda

prezydent Andrzej Duda (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Kobiety będą mogły iść na emeryturę w wieku 60 lat, mężczyźni w wieku 65 lat. Koszt zmian? Według Kancelarii Prezydenta 40 mld zł w cztery lata.
Prezydent przemawiał w poniedziałek krótko, około czterech minut. Jeszcze przed konferencją prasową zapowiedziano dziennikarzom, że Andrzej Duda na żadne pytania nie odpowie. Prezydent bał się pytań czy może bał się odpowiedzi?

Kiedy prezydent wyszedł do dziennikarzy, zaznaczył, że „wreszcie nadszedł czas na to, aby ludzie wybrani w wyborach realizowali swoje zobowiązania”.

On zaś zawarł umowę ze społeczeństwem, że złoży projekt ustawy o obniżeniu wieku emerytalnego. Tutaj nastąpił gest wobec byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego: – Jestem przekonany, że to także realizacja oczekiwań tych, którzy głosowali na mojego kontrkandydata, i tych, którzy na wybory w ogóle nie poszli – mówił Duda.

W swoim projekcie przywraca wiek emerytalny 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn.

Dalej Duda wyjaśnił, że to tylko możliwość. „Jeśli ktoś osiągnie wiek emerytalny, ma prawo zacząć pobierać emeryturę, ale może też, jeżeli ma taką wolę, jeżeli czuje w sobie siłę, jeżeli ma takie możliwości, pracować dalej”. – Po to, by mieć wyższą emeryturę, po to, żeby się realizować zawodowo – tłumaczył.

Tyle prezydent. Bo też niewiele więcej mogło się zmieścić w relacjach dzienników telewizyjnych. Dużo więcej przeczytać można w uzasadnieniu projektu.

Bo mniej wykształceni żyją krócej

„Projektowane rozwiązania, których istotą jest skrócenie wieku emerytalnego, będą miały korzystny wpływ na sytuację na polskim rynku pracy. Pozwolą bowiem złagodzić skutki wejścia na rynek pracy w najbliższych latach osób kończących edukację oraz obniżyć wysokie bezrobocie wśród osób młodych” – pisze w uzasadnieniu Kancelaria Prezydenta.

Czytamy też, że przez wydłużenie wieku emerytalnego ludzie emigrują, ponieważ nie mogą znaleźć pracy w Polsce.

„Co więcej, wprowadzone z dniem 1 stycznia 2013 r. rozwiązania negatywnie oddziałują na poziom dzietności, ponieważ zniechęcają ludzi młodych do zakładania rodziny – wobec braku stabilności zatrudnienia i zmniejszenia wsparcia ze strony osób starszych, które pozostają zawodowo czynne w wyniku wydłużenia wieku emerytalnego”.

Decyzja ma też pomóc osobom po 60. roku życia. Stopa bezrobocia wśród tych osób wzrosła o 8,5 proc. w 2015 r. w porównaniu z 2014 r., a w 2014 r. aż o 15 proc. w porównaniu z 2013 r. – dane GUS. Projektowane rozwiązania mają ograniczyć bezrobocie w tej grupie.

Kancelaria w uzasadnieniu projektu zwraca również uwagę na różnice zdrowotne pomiędzy osobami w wieku 45-65 lat.

„Zróżnicowanie w wykształceniu i wykonywanej pracy znacząco wpływa na przeciętne trwanie życia, np. przeciętne dalsze trwanie życia trzydziestolatka legitymującego się wykształceniem wyższym jest o 12 lat dłuższe niż jego rówieśnika posiadającego wykształcenie zawodowe (przeciętne dalsze trwanie życia wyniesie odpowiednio 37,3 i 49,3 lat). Mężczyźni posiadający wykształcenie podstawowe i zawodowe przeciętnie wcześniej niż mężczyźni, którzy kontynuowali naukę na studiach wyższych, weszli na rynek pracy i wykonywali zazwyczaj cięższą fizycznie pracę. W konsekwencji ich stan zdrowia często uniemożliwia kontynuowanie pracy zawodowej po 60. roku życia, podczas gdy ich lepiej wykształceni rówieśnicy nadal pozostają aktywni”.

To wsparcie w wyborach PiS

Deklarację prezydenta w takim momencie oceniać można na kilka sposobów.

Politycznie to wsparcie dla swojego partyjnego matecznika PiS. To pokazanie: My w przeciwieństwie do tamtych dotrzymujemy obietnic! Głosujcie na nas.

I z tego punktu widzenia prawdopodobnie gest Dudy odniesie sukces. Podniesienie wieku emerytalnego nigdy nie cieszyło się specjalną popularnością w społeczeństwie.

Z sondażu przeprowadzonego przez TNS OBOP na zlecenie „Gazety Wyborczej” w roku 2011, czyli kiedy trwały prace nad ustawą, wynikało, że aż 80 proc. Polaków było przeciwnych decyzji rządu Donalda Tuska. Zaledwie 16 proc. badanych opowiadało się za tym pomysłem.

Te proporcje się nie zmieniły.

Prawda: wyższy wiek emerytalny, lepiej dla młodych

Społeczeństwo jest przeciw niezależnie od tego, jak racjonalne argumenty padną w sprawie emerytur.

To stwarza, rzecz jasna, duże pole do popisu dla populistów szukających taniego poklasku, za który zapłacimy wszyscy. Niższymi emeryturami lub podniesieniem podatków, bo pieniądze na ich wypłatę trzeba skądś wziąć.

Młodzi nie zajmują miejsc pracy starym, bo jedni i drudzy zajmują inne stanowiska – i tak wychodzi ze wszystkich badań.

Ba, duża liczba emerytów szkodzi młodym ludziom. Bo żeby wypłacić im emerytury, trzeba podnieść podatki od pracy.

Im wyższe zaś są podatki od pracy, tym mniej chętnie zatrudnia się ludzi młodych.

Koszty przywrócenia wieku emerytalnego byłyby dla budżetu zabójcze. Według niedawnych wypowiedzi wiceminister finansów Izabeli Leszczyny koszt cofnięcia reformy dla sektora finansów publicznych do 2023 roku wyniósłby 100 mld zł, a do 2060 – prawie 1,5 bln zł.

Te wydatki są przesadzone (nieco), bo zakładają, że z opcji wcześniejszego przejścia na emeryturę skorzystają wszyscy uprawnieni.

To mało prawdopodobne, ale możemy z całą pewnością założyć, że skorzysta większość.

Choćby dlatego, że zwyczajnie – jak wynika z badań – nie lubimy swojej pracy.

Kobiety wylądują w nędzy?

Nasza wiedza o życiu na emeryturze jest też niewielka. Nie doceniamy tego, ile czasu na niej spędzimy. Wydaje nam się, że nawet jak emerytura będzie niska, to dołożymy sobie do niej z odłożonych oszczędności albo dorobimy. Tyle że jak ktoś już dożyje do tej emerytury (a dożywamy coraz częściej, bo bardziej dbamy o siebie), to będzie na niej 16 lat.

Dorabianie, owszem, jest możliwe do 70. roku życia, a czasami dłużej. Ale starość składa się z etapów. Po etapie sprawności fizycznej i psychicznej przychodzi czas, kiedy dorabiać już nie można. A później kolejny – gdy ktoś musi się nami zajmować (i ten czas jest najdroższy, bo opieka, leki, dieta kosztują).

Osoby, które wcześniej zrezygnują z pracy, wylądują więc w nędzy. Większy problem mają przy tym kobiety niż mężczyźni.

Mężczyźni, jeśli skorzystają z pomysłu Dudy i przejdą wcześniej na emerytury, stracą 20 proc. wysokości świadczenia. Kobiety w skrajnym przypadku nawet 70 proc.

Leszczyna podawała przykład kobiety urodzonej w 1974 r. i objętej reformą podwyższającą wiek emerytalny, która może liczyć na emeryturę 3504 zł, a w przypadku powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego będzie to o 1500 zł mniej. To właśnie ostatnie lata przepracowane lub spędzone na emeryturze mają największy wpływ na jej wysokość – podwyższają ją lub obniżają.

Wreszcie prezydencki pomysł zniechęca obywateli do płacenia składek. System emerytalny powinien być stabilny, a poprawki w nim wprowadzane niezwykle ostrożnie. Jeśli co chwila proponuje się rewolucje, ludzie przestają wierzyć w jakąkolwiek emeryturę, a co za tym idzie, przestają płacić składki i wybierają szarą strefę.

Koszt? 40 mld zł w cztery lata. Potem więcej

A ile będzie kosztowało obniżenie wieku według Kancelarii Prezydenta? W uzasadnieniu urzędnicy przekonują, że „możliwe do oszacowania łączne skutki dotyczące budżetu państwa, wynikające ze skłócenia wieku emerytalnego, wyniosą w latach 2016-19 około 30 mld zł”.

Do tego dochodzą inne czynniki zwiększające oraz zmniejszające wydatki emerytalne – mniej więcej 10 mld zł.

„Podsumowując, łączny koszt zmian dla sektora finansów publicznych wprowadzonych projektowaną ustawą wyniesie za lata 2016-19 około 40 mld zł” – można przeczytać w uzasadnieniu.

Kancelaria dostrzega, że obniżenie wieku emerytalnego może przełożyć się na dalsze zwiększenie wydatków na świadczenia emerytalne.

Aby tego uniknąć, trzeba podjąć działania legislacyjne. Jakie? „Należy zmierzać do wyeliminowania takich nieprawidłowości występujących na rynku pracy, jak: 1) stosowanie umów cywilnoprawnych oraz samozatrudnienia zamiast umów o pracę w celu wyłączenia lub zmniejszenia kosztów ubezpieczenia społecznego, 2) ukrywanie części wynagrodzenia wypłaconego pracownikowi w celu uniknięcia obowiązku podatkowego i składkowego, 3) praca w szarej strefie. Do zwiększenia przychodów funduszu emerytalnego powinna przyczynić się poprawa warunków pracy i wynagradzania pracowników (np. wskutek podwyższenia wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę)”.

A reszta kosztów? Za to ma zapłacić budżet.

Co będzie dalej z projektem Dudy?

Prezydent przekazuje teraz ustawę do parlamentu. Ten, nawet gdyby chciał (a nie chce), ustawy na pewno nie uchwali.

Zwyczajnie nie zdąży, w tej kadencji zostały już tylko dwa posiedzenia. Ustawa zostanie więc zgłoszona jeszcze raz, gdy prawdopodobnie rządzić będzie samodzielnie albo w koalicji PiS.

Jeśli decyzja w tej sprawie należałaby do ministra finansów, obniżka wieku emerytalnego na pewno nie weszłaby w życie.

W przeciwieństwie do polityków, szefowie tego resortu zazwyczaj potrafią liczyć.

Decyzja w tej sprawie jest jednak polityczna.

Zobacz także

wyborcza.biz

Bugaj rozczarowany projektem emerytalnym Dudy. „Góra urodziła mysz”

klep, PAP, 21.09.2015

Ryszard Bugaj

Ryszard Bugaj (PRZEMEK WIERZCHOWSKI)

– Nasuwa się takie powiedzenie, że ta góra urodziła mysz – ocenił prof. Ryszard Bugaj, ekonomista, nową ustawę emerytalną, którą Andrzej Duda skierował do Sejmu. Prezydent chce obniżyć wiek emerytalny. Zdaniem Bugaja to za mało, by mówić o sensownej zmianie. Z projektu niezadowolone jest też Forum Związków Zawodowych.

 

Prezydent podpisał projekt ustawy, który zakłada niższy wiek emerytalny – 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Chętni będą mogli pracować dłużej. Ustawa z 2012 r. wydłuża wiek emerytalny do 67 lat i stopniowo zrównuje go dla obu płci.

Bugaj niezadowolony

Duda wyraził nadzieję, że ustawa zostanie uchwalona jeszcze w tej kadencji Sejmu, bo – jak mówił – koalicja rządząca pokazała, że potrafi uchwalać ustawy w sposób bardzo szybki. Dodał jednak, że jeżeli tak się nie stanie, po wyborach ponownie wniesie projekt ustawy.

– Niepomiernie dziwi mnie, że pan prezydent podpisuje się pod projektem, który de facto oznacza niższe emerytury dla nas wszystkich – stwierdził w audycji EKG na antenie Radia TOK FM Janusz Jankowiak z Polskiej Rady Biznesu.

Prof. Ryszard Bugaj powiedział natomiast, że ma mieszane uczucia co do prezydenckiej propozycji. Zwrócił uwagę, że nowy ruch w kwestiach emerytalnych jest potrzebny, ale propozycja prezydenta, oprócz wcześniejszego wieku przechodzenia na emeryturę, nie dotyka wielu innych, ważnych z punktu widzenia wypłat emerytur spraw. Wymienił m.in. kwestie dotyczące wypłat emerytur dla samozatrudnionych, rolników, czy limitu oskładkowania.

„Emerytury będą bardzo niskie”

– Jeżeli dobrze rozumiem ten projekt, to nie jest usunięta zasada, że wielkość świadczenia jest proporcjonalna do zgromadzonego kapitału emerytalnego. To by oznaczało, że ci którzy będą przechodzić na wcześniejsze emerytury, mieliby bardzo niskie emerytury – wskazał profesor.

– Jakieś świadczenia we wcześniejszym wieku powinny być niższe, albo powinien istnieć jakiś mechanizm, który przeciwdziałałby takiej sytuacji, która jest możliwa szczególnie wśród samozatrudnionych. Przechodzi na wcześniejszą emeryturę, ona jest niska, ale interes dalej prowadzi. Z punktu widzenia rynku pracy to jest okoliczność korzystna, nie ma ubytku siły roboczej. Ale taka sytuacja z punktu widzenia funduszy ubezpieczeniowych jest niebezpieczna. Dziwię się, że prezydent nie podjął żadnych szerszych zmian – podkreślił Bugaj.

 

„Zamożni są dotowani przez uboższych”

Ekonomista zwrócił uwagę na – jego zdaniem kluczową sprawę – jaką jest proporcjonalność świadczeń do zgromadzonego kapitału. – Jeżeli ma się świadczenie proporcjonalne do kapitału, to ludzie zamożniejsi są de facto dotowani przez uboższych, dlatego że ludzie zamożniejsi statystycznie dłużej żyją. Wyjmują oni z systemu w proporcji do swojego kapitału znacznie więcej, niż ludzie z dołu. Koniecznie trzeba by było wprowadzić jakąś delikatną degresję wysokości świadczeń względem kapitału. To by dało pewien luz w funduszach ubezpieczeniowych – ocenił ekspert.

Bugaj zwrócił też uwagę, że propozycja prezydenta nie dotyka kwestii świadczeń emerytalnych dla rolników. – Ogromna rzesza rolników rzeczywiście nie jest w stanie płacić za siebie składki i ich emerytura w zasadzie jest zasiłkiem socjalnym, no ale są też rekiny, którym fundujemy emerytury – zaznaczył.

Według profesora problem dotyczy także samozatrudnionych, którzy płacą składkę od podstawy 60 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia. Jego zdaniem ten poziom powinien być obniżony do 50 proc., a składka liczona od rzeczywistego dochodu.

„Góra urodziła mysz”

– Propozycja prezydenta nie dotyka też limitu oskładkowania. Jest on w Polsce bardzo niski, bo maksymalna wysokość oskładkowanej płacy wynosi tylko 2,5-krotność średniego wynagrodzenia. Nie brakuje menedżerów, którzy już w lutym przestają płacić składkę i dostają podwyżkę do końca roku w wysokości kilkunastu tysięcy miesięcznie – zauważył.

– Trochę niestety nasuwa się takie powiedzenie, że ta góra urodziła mysz – ocenił Bugaj.

Za absurdalny uznał pomysł, aby jeszcze ten parlament zajął się propozycją prezydenta. – Nie dlatego, że to jest technicznie niemożliwe, tylko dlatego, że jest to niecelowe – zaznaczył. Uchwalanie ustaw w kilka dni przez Sejm i Senat uznał za „złe precedensy, których nie należy kontynuować”.

– Na szczęście prezydent powiedział, że tę ustawę ponowi po wyborach. Chciałoby się, żeby do kwestii emerytalnej wrócić bardzo generalnie, a nie czysto formalnie – podkreślił profesor.

Związkowcy niezadowoleni

W podobnym duchu prezydencki projekt ocenia Anna Grabowska, doradczyni Forum Związków Zawodowych. – Potrzebna jest reforma systemu, nie wystarczy prosty powrót do wieku emerytalnego na poziomie 60-65 lat – mówi. Według niej przy ustalaniu prawa do emerytury należałoby uwzględniać staż pracy.

Grabowska powiedziała, że zdaniem FZZ system emerytalny wymaga reformy, a nie prostego powrotu do wieku 60-65 lat. – Powrót do 60-65 to nie jest reforma systemu. Reforma, to zastanowienie się nad stażem, nad emeryturami pomostowymi, sposobem przechodzenia na emeryturę, relacjami z ZUS. To analiza Funduszu Rezerwy Demograficznej, a przede wszystkim zastanowienie się nad zabezpieczeniem Funduszu Ubezpieczeń Społecznych na przyszłość – w jaki sposób płacić składki, jak zmienić rynek pracy, by składki były odprowadzane od wszystkich, czy jak największej liczby umów – powiedziała.

Staż pracy liczony do emerytury?

W ocenie Grabowskiej rozwiązanie, które pozwalałoby przejść na emeryturę po przepracowaniu odpowiedniego stażu pracy byłoby zasadne. – Dyskusyjny jest okres – czy po 35 czy 40 latach, ale taki zapis dawałby możliwość przejścia na emeryturę osobom, które pracowały długo, w relatywnie trudnych warunkach, albo przynajmniej długo – mówiła.

Podkreśliła, że nie chodzi o sam staż pracy, tylko staż składkowy, czyli opłacania składek na emeryturę. – Wszelkie wyliczenia pokazywały, że nawet przy minimalnym wynagrodzeniu, mając te 40 lat okresów składkowych, odłoży się przynajmniej na minimalną emeryturę – powiedziała. – Naszym zdaniem to byłoby zasadne rozwiązanie i warto o nim rozmawiać – dodała.

Przypomniała, że Trybunał Konstytucyjny orzekł już raz, że różny wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn jest niezgodny z konstytucją. Zaznaczyła, że mimo tego wyroku zastrzeżenia Trybunału nie są ostre – że w żadnym przypadku nie można zróżnicować sytuacji kobiet i mężczyzn. Przypomniała, że są też wątpliwości, jak traktować ludzi, którzy zaczęli pracować i płacić składki emerytalne w poprzednim systemie, a potem utracili swe prawa – wydłużono im wiek emerytalny do 67 lat w obecnym rozwiązaniu.

– Zakładam, że jest to temat do rozmowy, ale do tego momentu z nami w tej sprawie nie było konsultacji projektu – powiedziała Grabowska.

Zobacz także

bugajostro

TOK FM

Wiek emerytalny: 60 lat dla kobiet, 65 dla mężczyzn. Duda spełnia obietnicę i kieruje ustawę do Sejmu

Michał Gostkiewicz, 21.09.2015
Andrzej Duda podpisał projekt ustawy mający przywrócić poprzedni wiek emerytalny – 65 lat dla mężczyzn, 60 lat dla kobiet. – Jeżeli obecny parlament nie zdąży jej uchwalić, złożę ją również w następnej kadencji, gdy będzie już inna koalicja rządowa – zapowiedział prezydent.
http://www.gazeta.tv/plej/19,114871,18861632,video.html?embed=0&autoplay=1

 

– Zawarłem umowę ze społeczeństwem, że złożę projekt ustawy o obniżeniu wieku emerytalnego. Dziś jest dzień, gdy składam tę inicjatywę ustawodawczą. Jestem przekonany, że to także realizacja oczekiwań tych, którzy głosowali na mojego kontrkandydata, i tych, którzy na wybory w ogóle nie poszli – powiedział Duda.

Projekt Dudy „przywraca wiek emerytalny 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn”

Jak stwierdził prezydent, „wreszcie nadszedł czas na to, aby ludzie wybrani w wyborach realizowali swoje zobowiązania”. – To, mam nadzieję, moment początku zmian Rzeczypospolitej: że ten, kto został wybrany, realizuje swoje zobowiązania. Chciałbym, żeby to się stało regułą na przyszłość – zaznaczył.

Duda wyjaśnił, że jego projekt „przywraca wiek emerytalny 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn”. Wyjaśnił, że proponowana przez niego ustawa stanowi, „że jeśli ktoś osiągnie wiek emerytalny, ma prawo zacząć pobierać emeryturę, ale może też, jeżeli ma taką wolę, jeżeli czuje w sobie siłę, jeżeli ma takie możliwości, pracować dalej”. – Po to, by mieć wyższą emeryturę, po to, żeby się realizować zawodowo – tłumaczył.

„Duda liczy, że jeszcze ten Sejm zatwierdzi jego projekt

Prezydent zaznaczył, że „ma nadzieję”, iż ta ustawa „zostanie uchwalona jeszcze w tej kadencji Sejmu”. – Koalicja rządząca pokazała wielokrotnie przez ostatnie osiem lat, że potrafi uchwalać ustawy w sposób bardzo szybki. Mam nadzieję, że tak samo rzetelnie może zająć się tą ustawą – powiedział Duda. I zapowiedział, co zrobi, jeśli tak się nie stanie.

– Jeżeli [koalicja] tego nie zrobi, ja nie rezygnuję, projekt ustawy zostanie złożony w następnej kadencji Sejmu, kiedy będzie nowa koalicja rządząca. Wierzę w to, że wiek emerytalny w Polsce zostanie z inicjatywy prezydenta Rzeczypospolitej obniżony – zakończył.

Komentarze na Twitterze: „Nieodpowiedzialność”, „Angażuje się w kampanię”

Komentarze pojawiły się już na Twitterze. Wiele jest krytycznych. „Prezydent Andrzej Duda naprawdę chce obniżyć wiek emerytalny – nie może uwierzyć Tomasz Lis. „Chyba wolę cynizm niż skrajną nieodpowiedzialność” – dodaje:

Ryszard Petru, lider Nowoczesnej, napisał z kolei:

Dariusz Joński zaś przypomniał, że Sejm, nawet gdyby zajął się ustawą, z głosowaniem może nie zdążyć ze względów proceduralnych:

Komentarze ekspertów

Niepomiernie dziwi mnie, że prezydent – głowa państwa – podpisuje się pod projektem, który de facto oznacza niższe emerytury dla wszystkich bądź wyższe podatki dla wszystkich – powiedział w audycji „EKG” w TOK FM ekonomista Janusz Jankowiak.

A prezes Prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, prof. Elżbieta Mączyńska, mocno krytykuje propozycję prezydenta:

– Obniżenie wieku emerytalnego to działanie niezgodne z trendem demograficznym oraz z przemianami w życiu społeczno-gospodarczym. Jesteśmy coraz bardziej odciążeni od pracy fizycznej, coraz dłużej możemy pracować intelektualnie. Wyższy wiek emerytalny przeciwdziała też temu, że ludzie będą „wypychani” na emerytury. Uważam, że wiek emerytalny nie powinien być obniżany, ale przepisy powinny być bardziej elastyczne, jeśli chodzi o wcześniejsze przechodzenie na emeryturę.

 

prezydentSkładaProjekt

gazeta.pl

Słowa nic nie kosztują

Krystyna Naszkowska, 21.09.2015

Prezydent Duda na dożynkach w Spale. O rolnictwie łatwo jest mówić i jeździć na rolnicze wydarzenia. Realne zmiany są głównie w sferze obietnic

Prezydent Duda na dożynkach w Spale. O rolnictwie łatwo jest mówić i jeździć na rolnicze wydarzenia. Realne zmiany są głównie w sferze obietnic (MARCIN STĘPIEŃ)

Prezydent Andrzej Duda nie ma wątpliwości: rolnictwo polskie znajduje się w kryzysowej sytuacji. Powiedział to rolnikom na spotkaniu w jednej z mazowieckich wsi. Powołał się na słowa papieża Jana Pawła II sprzed 30 lat – że nasze rolnictwo potrzebuje wszechstronnej pomocy państwa. Zdaniem prezydenta słowa te są aktualne, bo „niewiele się od tamtej pory zmieniło”.

Spójrzmy na fakty. W 1995 r. na wieś szło rocznie z budżetu kilkadziesiąt milionów złotych. Dziś też idą – już nie miliony, lecz miliardy. I to jest skala zmian.

Przed 30 laty Polska była importerem netto żywności, dziś jest eksporterem netto. Eksport wzrósł w tym czasie ośmiokrotnie. Staliśmy się potęgą w produkcji żywności, mamy piąte-szóste miejsce w Europie. Jesteśmy największym producentem drobiu, pieczarek, jabłek, porzeczek, wiśni, soków owocowych; drugim – cebuli, marchwi i kapusty; trzecim – cukru; czwartym – zbóż i mleka itd.

>> Nakręć się na wybory! Odbierz głos politykom!

Zdobyliśmy tę pozycję właśnie dzięki miliardowemu wsparciu, jakie co roku idzie na inwestycje w rolnictwie i przetwórstwie, na stabilizowanie rynków i dochodów rolniczych. Dochody te rosną od kilku lat najszybciej ze wszystkich sektorów gospodarczych i najszybciej w Unii. Nadal są niższe niż dochody farmerów we Francji czy w Niemczech. Ale startowaliśmy z bardzo niskiego poziomu po latach komunizmu. W innych zawodach też zarabia się w Polsce mniej niż we Francji czy w Niemczech.

30 lat temu na wsi był zwykle jeden telefon – u sołtysa. Dziś trudno znaleźć rolnika, który by go nie miał. A kto wtedy widział na wsi wodociąg? Teraz to rzecz powszechna. Na polach nie ma już starych ursusów, tylko zachodni sprzęt rolniczy.

Prezydent twierdzi, że sprawy wsi leżą mu na sercu, stale odbywa konsultacje, więc już nieźle problemy rolników zna. Dlatego uważa, że system ubezpieczeń upraw, w którym państwo pokrywa rolnikom połowę składki dla firm ubezpieczeniowych, nie działa dobrze i trzeba go zmienić. Tak by „państwo w większym stopniu przyczyniało się do zabezpieczenia” dochodów rolniczych. O ile większym – nie wyjaśnił.

Nasi rolnicy płacą kary za przekroczenie w zeszłym roku limitów produkcji mleka? – Sprawa jest prosta. Brukseli trzeba powiedzieć, że nie mogą zapłacić kar i należy ich zwolnić – mówił prezydent. Rzeczywiście, proste.

Prezydent jest „zdruzgotany” sumą, jaką Unia dała nam w tym roku na wsparcie producentów mleka. Nie tyle chyba sumą (29 mln euro), ile tym, że niemieccy rolnicy dostali aż 70 mln euro. – Jak walczono o polskie sprawy? – pyta wzburzony.

Otóż dostaliśmy tyle, bo sumę ok. 420 mln euro Bruksela podzieliła między kraje zgodnie z wielkością ich produkcji. Niemcy wytwarzają dwa i pół razy więcej mleka niż my, więc odpowiednio więcej dostali. Znowu prosta matematyka.

Czy prezydent wie, dlaczego Niemcy dostali więcej? Czy zasady podziału pieniędzy w ogóle go interesują? Chodzi raczej o rozbudzanie poczucia krzywdy wśród rolników, bo to sprawdzone paliwo wyborcze, na którym PiS od lat buduje swój sukces na wsi. Gdyby rząd wynegocjował 100 mln euro, PiS też wmawiałby rolnikom, że zostali zostawieni sami sobie, że PO z PSL o nich nie dba.

Tak właśnie mówi Beata Szydło. Ostrzegła rolników, by nie wierzyli PO i PSL, bo politycy tych partii składają tylko „puste obietnice”. Ona zaś obiecuje, że kiedy wreszcie PiS przejmie władzę, to uczyni z rolnictwa jeden z priorytetów.

Rozgrywa się to na tle potakujących głów rolników. Podobają im się słowa prezydenta Dudy i pani Szydło. Nic to, że padają w kampanii wyborczej; rolnicy chcą wierzyć, że obietnice zostaną spełnione. Bo nie ma chyba sektora gospodarki, który nie chciałby wsparcia z budżetu – zwykle nasze potrzeby są większe niż możliwości.

Wszystko to można sobie opowiadać jako zabawne anegdotki u cioci na imieninach. Nie będzie nam jednak do śmiechu, kiedy za rok czy dwa rolnicy wystawią rachunek za rozbudzane teraz apetyty. Wyjdą na drogi żądać spełnienia obietnic, które są nie do spełnienia. Ciekawe, co wtedy powie im prezydent Duda.

Zobacz także

dlaczegoAndrzejDuda

wyborcza.pl

„Newsweek”: Po 10 kwietnia 2010 r. prezes PiS zrobił, co mógł, by jego mama nie dowiedziała się o śmierci brata. Wydał nawet gazetę

MIG, 21.09.2015
Jarosław Kaczyński udawał Lecha, mówił, że przez islandzki wulkan prezydent wraca z Brazylii statkiem. I „wydał” dla mamy trzy numery gazety, która wyglądała jak prawdziwa „Rzeczpospolita”. Bez informacji o katastrofie – opisuje w książce o szefie PiS dziennikarz „Newsweeka” Michał Krzymowski.

Okładka książki o Jarosławie Kaczyńskim

Okładka książki o Jarosławie Kaczyńskim (fot. materiały wydawnictwa)

 

Na oko wygląda jak najprawdziwsza „Rzeczpospolita”, numery z dni 8-9 maja i 14-15 maja 2010 r. Zgadza się papier, format, czcionka, nazwiska dziennikarzy, logo i większość tekstów. Ale są też takie, których w oryginalnej gazecie nie było. Bo być nie mogło.

To artykuły o tym, że prezydent Lech Kaczyński wraca z podróży służbowej do Brazylii… statkiem. A podróż się przeciąga. Powód? Wulkan Eyjafjallajökull, który rzeczywiście wiosną 2010 r. na wiele dni zakłócił loty samolotów nad Europą. Dlatego też statek, na który wsiadł prezydent i jego świta, musi nadkładać drogi. Czyli będzie w Polsce za dwa tygodnie.

Specjalny numer „Rzeczpospolitej” bez informacji o Smoleńsku…

„Zbierając materiały do książki, do portretu Jarosława Kaczyńskiego, dotarłem do trzech wydań, które przygotowano specjalnie dla mamy Jarosława Kaczyńskiego, są to trzy wydania ”Rzeczpospolitej”, z których wycięto artykuły dotyczące katastrofy smoleńskiej i w ich miejsce stworzono teksty, relacjonujące rzekomą podróż Lecha Kaczyńskiego statkiem przez ocean – wyjaśnia dziennikarz „Newsweeka”, Michał Krzymowski, autor najgorętszej chyba książki ostatnich dni – biografii Jarosława Kaczyńskiego. Najnowszy „Newsweek” opublikował fragment książki, na stronie tygodnika dostępne jest też więcej skanów wydanej przez PiS nieprawdziwej „Rzeczpospolitej”.

…by uchronić chorą mamę

Po co ta mistyfikacja? Gdy Lech Kaczyński ginie w katastrofie smoleńskiej, Jadwiga Kaczyńska leży w śpiączce farmakologicznej w szpitalu. Jarosław obawia się, że straszna wiadomość o śmierci syna i synowej może zabić matkę. Dlatego decyduje się na mistyfikację. W szpitalu, w którym jest codziennie, ma zapasowy garnitur, by nie wchodzić do pokoju mamy ubrany w żałobę, którą nosi. Gdy chora Jadwiga Kaczyńska myli go z bratem, wchodzi w rolę i udaje Lecha. I pyta członka PiS, który w książce Krzymowskiego występuje pod inicjałem „R.”, czy dałoby się stworzyć i wydać gazetę bez informacji o Smoleńsku.

Przy stworzeniu fałszywego numeru „Rzeczpospolitej” pracują R., zaprzyjaźniona z PiS drukarnia, i redaktor, który pisze teksty – Marek Krukowski, niegdyś dziennikarz, autor wystąpień Kaczyńskiego i tekstów programowych PiS. Z

Pod tekstami podpisana jest dziennikarka ”Rzeczpospolitej” Eliza Olczyk. Same artykuły wpisują się doskonale w legendę, którą stworzył Jarosław – o podróży z Brazylii statkiem, z fikcyjnymi komentarzami polityków do działań prezydenta.

Wychodzą jeszcze dwa fikcyjne numery „Rzeczpospolitej”, które kupują Jarosławowi jeszcze trochę czasu. Prezes PiS w wywiadzie w „Super Expressie” wyznaje, jak trudno mu wytrzymać psychicznie wszystko, co się dzieje – żałobę po bracie, okłamywanie w dobrej wierze chorej mamy i kampanię wyborczą. Prawdę wyznaje 25 maja.

newsweekPrezes

gazeta.pl

Spojrzałem szatanowi prosto w oczy

Radio Maryja
20.09.2015

Wybierając się 19 września do Berlina na Marsz dla Życia miałem świadomość co tam będzie się działo, a zachęcając do udziału innych organizatorów Marszów dla Życia z Polski jak i młodzież ze Szczecina nie ukrywałem tego czego mogą być światkami w Berlinie.

Jak co roku z inicjatywy Civitas Christiana i Fundacji Małych Stópek wyruszyliśmy wcześnie rano dwoma autokarami, a dwie grupy młodzieży pociągiem, tak aby o godz. 13.00 spotkać się obok urzędu kanclerskiego naprzeciw Reichstagu, gdzie corocznie wyrusza Marsch fur das Leben – Marsz dla Życia. Było nas ze Szczecina blisko 150 osób. Idąc w to miejsce mijaliśmy kilkusetosobową manifestację proaborcyjną, w której można wyło zauważyć hasła aborcyjne, antykościelne i homoseksualne.Od razu pomyślałem, że nieprzypadkowo zbieżny jest termin tych dwóch wydarzeń pro i antyaborcyjnych, a to co mnie bardzo uderzyło w tej manifestacji to praktyczny brak policji. Była ona po prostu nie potrzebna, gdyż ci od których można byłoby się spodziewać agresji …szli w tym marszu. Po dojściu na miejsce rozpoczęcia Marszu dla Życia zdziwiła mnie nieobecność środowisk dewiacyjno lewackich corocznie zakłócająca te wydarzenie. Ewidentnie mniej też było policji.

Po godzinnym wstępie pochód obrońców życia wyruszył z tradycyjnymi białymi metrowej wielkości krzyżami i tablicami z wizerunkami narodzonych dzieci oraz hasłami wyrażającymi szacunek dla każdego poczętego człowieka. Można powiedzieć, że na początku był normalny, to znaczy miał charakter zamierzony przez organizatorów. Któraś z młodych towarzyszących mi osób powiedziała, że tu jest smutno, pogrzebowo, bo nie ma tego co u nas w Polsce, entuzjastycznych okrzyków śpiewów, głośno skandowanych haseł.

Tak jest, gdyż berliński Marsz dla Życia kładzie akcent nie na radość życia ale na smutek aborcji dokonywanej tak powszechnie w tym kraju. Towarzysząca nam położna zaczęła opowiadać jak mało rodzi się rdzennie niemieckich dzieci, tylko jedno, dwoje na kilkanaścioro, które są z rodzin przybyłych do Niemiec w przeciągu ostatnich czterdziestu lat. Niemcy swoje dzieci zabijają, inne nacje szanują życie stąd poczucie słabości u Niemców i coraz więcej obaw przed emigrantami licznie przybywających do ich kraju. Ciężko mi określić ile było osób na tym marszu, ale na pewno więcej niż rok temu, czyli około cztery, pięć tysięcy.

Spotkałem Niemców, którzy specjalnie jechali 800 kilometrów aby uczestniczyć w tej manifestacji, to świadczy o ich determinacji w walce o życia człowieka. Wokół marszu początkowo panował spokój, przerywany sporadycznymi okrzykami i gwizdami, jednakże w połowie drogi marsz zatrzymał się. Zaniepokojony długim wyczekiwaniem poszedłem na czoło marszu, aby zobaczyć powód tego postoju. Okazało się, że zostaliśmy zablokowani przez kontrmanifestację młodych wulgarnych osób w bardzo dużej ilości.

Nastąpiła agresywna kontrreakcja na pokój, ciszę, modlitwę, pokorę, niesione krzyże. Ten atakujący nas tłum był charakterystyczny co do ubioru i zachowania, a nade wszystko co do wyrazu twarzy pełnych nienawiści. Jeden z fotoreporterów będący bardzo blisko szarpaniny między nimi, a Policją powiedział: spojrzałem szatanowi prosto w oczy. Niestety nie tylko on tego doświadczył, ale i ja i wielu innych uczestników Marszu dla Życia.

Po półtora godzinnym oczekiwaniu ruszyliśmy dalej przechodząc między szpalerem wrogich osób wylewających na nas z wrzaskiem bluzgi i w pogardzie pokazujących obraźliwe gesty. To było doświadczenie zła, które najpierw rodziło w nas wściekłość na te osoby, przeradzające się po przytuleniu niesionego krzyża we współczucie dla nich. Po dojściu do protestanckiej katedry gdzie marsz kończył się ekumenicznym spotkaniem zobaczyliśmy rozwieszone na jej kopule ogromne płachty materiału z napisem ,,dzięki bogu mogę dokonać aborcji”.

Była to kolejna prowokacja obrażająca uczestników Marszu dla Życia, a pokazująca siłę cywilizacji śmierci w tym kraju. Blokada marszu, wyzwiska, obelgi, obraźliwe i obsceniczne gesty to wszystko było wokół nas atmosferą wokół krzyża, który był niesiony przez obrońców życia. To była atmosfera wokół krzyża, na którym umierał Jezus Chrystus. Po raz kolejny ten marsz stał się dla mnie wydarzeniem mistycznym czyniąc też takim działanie dla ratowania nienarodzonych, które podejmuję w Fundacji Małych Stópek.

radiomaryja.pl