Fiszer (28.03.15)
Michnik o Putinie: To człowiek o charyzmie liliputa, a nie Stalina
Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” (%Fot. Tomasz Staczak / Agencja Gazeta)
Opowiadając o pozycji prezydenta Rosji, redaktor naczelny „Wyborczej” przypomniał, że w Moskwie ma on pseudonim „LiliPutin”. – To człowiek o charyzmie liliputa, a nie Stalina. Ma pieniądze, potęgę, ale zobaczmy, co stało się z zamordowaniem Niemcowa. Jemu ktoś pokazał – Władimirze Władimirowiczu, my go zabijamy na twoich oczach. Ty już tu nie jesteś gospodarzem – mówił Michnik. Jego zdaniem zabójstwo opozycjonisty nie było pomysłem prezydenta Rosji.
– Gdyby to był jego palec, to byłoby nie pod murami Kremla i nie przed kamerami. Widziałbym tu analogię ze sprawą Gongadzego w Kijowie i z księdzem Popiełuszko. Jak zamordowano księdza Jerzego, byłem przekonany, że była to robota Kiszczaka. Ale okazało się w procesie, że zostało to zrobione, by wymusić bardziej radykalną politykę – mówił Adam Michnik.
PO: Niech Duda wytłumaczy się ze SKOK-ów
Prokuratura powinna z urzędu zająć się sprawami opisanymi w „Wyborczej”, a jeśli nie, to odpowiednie wnioski złoży PO – zapowiedział szef klubu PO Rafał Grupiński. (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)
Grzegorz Bierecki nie odpowiedział na nasze pytania dotyczące kontaktów z kancelarią Lecha Kaczyńskiego.
W piątek udzielił za to wywiadu portalowi wPolityce.pl kontrolowanemu przez SKOK-i.
Mówi w nim: „Jest znacznie ciekawiej, niż napisała » Wyborcza «, ponieważ spotykałem się także z urzędnikami obecnego prezydenta, i także w sprawie ustawy o SKOK-ach. I także z identycznym skutkiem: prezydent Komorowski w czerwcu 2013 roku zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego nowelizację ustawy o SKOK-ach”.
Senator nie dopowiada, że prezydent Kaczyński zaskarżył ustawę o SKOK-ach bez jej podpisywania w ramach tzw. kontroli prewencyjnej. Komorowski zaś skierował do Trybunału podpisaną już nowelizację ustawy w ramach tzw. kontroli następczej. Poprosił o zbadanie, czy przepis, na podstawie którego bank mógłby przejąć SKOK będący w tarapatach finansowych, jest zgodny z prawem.
Poseł PO Mariusz Witczak uznał, że Duda powinien zawiesić swoje członkostwo w PiS do czasu wyjaśnienia sprawy. Europoseł Adam Szejnfeld wezwał Dudę, by zawiesił kampanię wyborczą.
Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS, mówi o „politycznej hucpie PO”. – Widać, że są bardzo zdesperowani, brakuje im pozytywnego przekazu, brakuje im w kampanii pozytywnych pomysłów.
Duda był wczoraj na Słowacji, gdzie robił zakupy, żeby udowodnić, jakie są różnice w cenach produktów w euro i złotych. Jak podała 300polityka, na konferencji Dudy „jedynym tematem pytań dziennikarzy była kwestia spotkań w Pałacu Prezydenckim dotyczących SKOK”. Cytujemy za portalem: „Duda nie chciał bezpośrednio komentować tej sprawy, odniósł się jedynie ogólnie do przekazu PO i prezydenta: »Prezydent mówi o zgodzie i bezpieczeństwie, ja słyszę pomówienia; wojna cieni. Nawet nie będę tego komentować «”.
Wrobić syna prezydenta
Posłowie PiS usiłują dowodzić związków prezydenta Komorowskiego i jego rodziny z WSI i aferą SKOK-u Wołomin, skąd wyłudzono blisko 1 mld zł. Na zdjęciu: w Warszawie wciąż wiszą plakaty reklamujące upadły SKOK(WLODZIMIERZ WASYLUK)
„Wyborcza” sprawdziła zarzuty PiS wobec Tadeusza Komorowskiego.
Żadne z dzieci prezydenta (ma ich pięcioro, wszystkie dorosłe) nie prowadzi działalności publicznej, nie występuje w mediach. Od lat żyją w cieniu polityki. Bronisław Komorowski, szanując ich życzenie, niewiele o nich mówi. Na oficjalnej stronie głowy państwa można tylko przeczytać, że z żoną Anną z domu Dembowską „mają pięcioro dorosłych już dzieci: Zofię, Tadeusza, Marię, Piotra i Elżbietę”.
Tadeusz Komorowski, 35 lat, z wykształcenia prawnik, pracuje w warszawskiej kancelarii. Mimo że jest jednym z jej partnerów, w nazwie kancelarii nie ma jego nazwiska, bo sam tego nie chciał. Specjalizuje się w prawie administracyjnym, a kancelaria pracuje dla spółek zarządzających nieruchomościami. W ich imieniu syn prezydenta załatwia pozwolenia na budowę, zgody na przyłączenie mediów, wpisy do ksiąg wieczystych itp.
Były oficer WSI w Ursusie
W 2012 r. Tadeusz Komorowski podjął pracę dla spółki Maddy Investments należącej do zagranicznej firmy z siedzibą na Cyprze. Spółka powstała z przekształcenia jednej ze spółek powiązanych z firmą deweloperską notowaną dziś na warszawskiej giełdzie – Celtic Property Developments. Należy ona z kolei m.in. do zagranicznych funduszy inwestycyjnych. Buduje głównie biura, ale jej sztandarowym projektem jest budowa miasteczka na terenach byłej fabryki ciągników w warszawskim Ursusie.
W 2006 r. Celtic za ponad 200 mln zł kupił spółkę Challenge Eighteen, której głównym wianem było ponad 50 hektarów byłej fabryki Ursus. Firma kupiła hektary na przetargu rozpisanym przez syndyka Ursusa. Zapuszczone tereny poszły dopiero w piątym przetargu, bo nikt wcześniej nie godził się na cenę syndyka. Przetarg badała prokuratura, ale umorzyła sprawę.
W byłej fabryce ciągników Celtic kupił jeszcze halę od spółki Kwant. Dla prawicowych oskarżycieli to ta spółka rzucać ma cień na syna prezydenta. Bo wspólnikiem był tu m.in. ów słynny Piotr P. – Nie poznałam go. Kim jest, dowiedziałam się niedawno. Transakcję finalizowaliśmy z prezesem spółki Zbigniewem Boguszem, który nam zaproponował sprzedaż hali – mówi „Wyborczej” Michalina Wiczkowska, prezes Celtic Property Developments.
Ani w Celticu, ani w Maddy Investments Piotra P. nie było. Skąd więc twierdzenie, że syn prezydenta pracuje dla spółki aferzysty z WSI?
– Jeżeli była jakaś historia Piotra P. na terenie Ursusa, to skończyła się w roku 2005-06. A historia Tadeusza Komorowskiego na tym samym terenie zaczyna się w 2012 r. Spółka, w której udziałowcem był P., nigdy nie miała nic wspólnego z firmą, dla której pracuje Komorowski – zapewnia „Wyborczą” warszawski prawnik, który zna syna prezydenta. – Moja kancelaria znajduje się w miejscu, gdzie kiedyś była fabryka. Czy to znaczy, że ja mam związek z produkcją przemysłową? Taki sam związek z P. ma syn prezydenta – ironizuje adwokat.
Co robi w Ursusie Komorowski junior…
…i o co chodzi z „przeganianiem urzędnika” Inspekcji Ochrony Środowiska?
Inspektor chciał skontrolować instalacje na terenie byłej fabryki. Jest ich tu dużo: rury z ciepłem, wodą, ściekami, gazem, bo fabryka kiedyś zaopatrywała w media dzielnicę. Ale obecnie rury biegną po prywatnym terenie, więc by je obejrzeć, trzeba zgody właściciela działki. Na to nałożył się wieloletni spór o to, kto będzie dostarczał w Ursusie ciepło. Czy elektrociepłownia Ursus (w upadłości) leżąca na pofabrycznym terenie przyszłego miasteczka Ursus? Czy PGNiG Termika (ma w stolicy elektrociepłownie)? Czy francuska Veolia, do której należą rury z ciepłem w mieście?
Filmik z „Gazety Polskiej” może więc być wyrwany z kontekstu. A Tadeusz Komorowski, pełnomocnik Maddy Investments, nie tyle „przeganiał urzędnika”, ile spierał się z nim o termin inspekcji działki należącej do firmy, której jest prokurentem.
Maddy nie ma już związku z Celtikiem, ma zagranicznego udziałowca. Skąd się wzięła w Ursusie? – Sprzedaliśmy jedną ze swoich spółek w 2012 r. Wraz ze spółką sprzedaliśmy dwie działki, na których stała oczyszczalnia ścieków. Maddy chciała prowadzić tę oczyszczalnię, ale nie uzyskała pozwolenia. Oczyszczalnia stoi nieczynna, a jedna z działek wróciła do nas – wyjaśnia prezes Wiczkowska.
Zapewnia, że syna prezydenta nie zna; nie współpracuje on też z Celtikiem i podległymi mu spółkami.
Prezes Celticu Michalina Wiczkowska zapowiada: – Będziemy występować na drogę prawną przeciwko wszystkim, którzy będą próbowali nas łączyć z WSI i Piotrem P.
SKOK Wołomin – perła w koronie
SKOK Wołomin zatrudniał 360 osób, miał około 100 placówek. Blisko 80 tys. osób ulokowało tu ponad 2,5 mld zł, podobna była suma kredytów. Na razie prokuratura zakwestionowała kilkaset. W lutym sąd ogłosił upadłość Kasy z opcją zawarcia układu naprawczego.
Ludzie, którzy na fałszywe dokumenty o zatrudnieniu i wysokich zarobkach brali kredyty od kilkuset tysięcy do 3 mln zł („słupy”), natychmiast oddawali pieniądze organizatorom przestępstwa. Według prokuratury pomysłodawcą był Piotr P. W areszcie jest pięć osób z zarządu lub rady nadzorczej tego SKOK-u.
Nadużycia badają CBŚ i grupa w ABW śledząca przerzucanie pieniędzy za granicę. Zaczęło się od wywiadu skarbowego, który w październiku 2012 r. dostał informacje o lewych kredytach i praniu pieniędzy. Poinformował też KNF, która wszczęła postępowanie i skierowała własne zawiadomienie do prokuratury, a do SKOK-u Wołomin posłała w ubiegłym roku zarządcę komisarycznego.
Od Wołomina odcina się Kasa Krajowa SKOK, centrala wszystkich Kas (jest ich ponad 50).
Ale do niedawna Kasa Krajowa traktowała Wołomin jak perłę w koronie. W 2011 r. prezesowi Mariuszowi G. przyznała Feniksa, nagrodę menedżera roku. Feniksa dostał w 2011 r. „promotor ruchu SKOK” Tomasz Sakiewicz, naczelny „Gazety Polskiej”, a wcześniej kilku polityków PiS – „sympatyków ruchu SKOK” – Przemysław Gosiewski, Jerzy Polaczek, Artur Zawisza.
Siedzącym dziś w areszcie Piotrowi P., Mariuszowi G. i wiceprezesowi Mateuszowi G. postawiono zarzut „udziału w latach 2009-14 w zorganizowanej grupie przestępczej, której celem było uzyskiwanie pożyczek i kredytów z tej kasy na podstawione osoby”.
W poniedziałkowej „Wyborczej” o związkach SKOK Wołomin z lokalnym PiS-em
Wybory prezydenckie 2015. Komorowski pozywa Hofmana. B. rzecznik PiS: „To próba zamknięcia ust”
Jak Hofman zareagował na informację o pozwie? – Chodzi o to, by nie tylko nie można było krytykować, ale by nie można było nawet pytać(…) obecnego prezydenta ani o jego związki ze SKOK-iem Wołomin, z WSI, z poprzednim systemem – skomentował dla „wPolityce.pl”. Dodał, że jego zdaniem to „próba zakneblowania ust, (…) ograniczenia wolności słowa”.
gazeta.pl
Nic nie napisał, gardził pracą, wszyscy go słuchali. Oto pierwszy hipster Warszawy… zwany Sokratesem
Franc Fiszer, stały bywalec warszawskich kawiarni, mógłby dziś niejednego onieśmielić swoją błyskotliwą ripostą czy dygresją. W swoim stylu, z właściwą sobie erudycją i klasą. Tak, jak przed wojną „zabawiał” warszawiaków, którzy wymyślali o nim anegdoty. Człowiek, który przyszedł na świat 155 lat temu, niczego w życiu nie napisał, a mimo to, był wielkim myślicielem.
– Nigdy nie poniżyłbym się do tego, by brudzić atramentem piękną białą kartkę papieru – mawiał Fiszer, którego wypowiedzi powtarzali później jego znajomi. Podobnie jak słowa Sokratesa ocalił od zapomnienia Platon, który uwiecznił swojego mistrza w „Dialogach”. Sam filozof nie spisywał swoich przemyśleń, a mimo to do dziś jest jednym z największych myślicieli w dziejach. Co zawdzięczamy jego warszawskiemu odpowiednikowi?
– I ja brałem udział w ruchu niepodległościowym, wprawdzie w sposób raczej bierny niż czynny. Zaproszony byłem do znajomych na kolację. Kiedy przyszedłem okazało się, że policja wszystkich gości zabrała do cyrkułu. Musiałem zjeść dwadzieścia cztery zrazy – zwykł mawiać Fiszer, król ironii i sarkazmu, który z dystansem patrzył na siebie i otaczającą go rzeczywistość.
Franc Fiszer w czasie kawiarnianej dyskusji.•Profil użytkownika Franciszek Fiszer na Facebooku
Wyróżniał się na tle ogółu swą „wielkością”, także fizyczną – otyła sylwetka, bujna czarna broda, okulary na nosie. Lubił pojeść, całe dnie spędzał na dysputach kawiarnianych. Zanim jednak zasłynął w nazywanej „Paryżem Północy” Warszawie, dorastał na prowincji. Przyszedł na świat w majątku Ławy pod Ostrołęką, 25 marca 1860 roku, czyli 155 lat temu. Ziemianin w pełnej krasie.
Był samozwańczym, wędrownym filozofem – nigdy bowiem nie ukończył studiów filozoficznych, a takowe podjął swego czasu w Lipsku. A mistrzostwa w myśli i wypowiedzi dowiódł już po przenosinach do Warszawy. Były lata 80. XIX stulecia. W sercu Królestwa Polskiego rządzonego przez cara, Fiszer pozwalał sobie na naprawdę wielką dawkę humoru.
Franc Fiszer, stały bywalec warszawskich kawiarni, myśliciel.•Profil użytkownika Franciszek Fiszer na Facebooku
Bywał tu i tam, spotykał się z wieloma „znanymi”, aż sam stał się częścią śmietanki. Przyjaźnił się z Janem Lechoniem, znał Władysława Reymonta, Stefana Żeromskiego, Juliana Tuwima czy Antoniego Słonimskiego. Inny wielki tamtych czasów, pianista Artur Rubinstein, mówił o Fiszerze jako jednej z najbarwniejszych postaci, które kiedykolwiek spotkał na swej drodze. – Kiedy go poznałem, był już po pięćdziesiątce, ale mnie wydał się człowiekiem bez wieku – wspominał wybitny muzyk.
Gnał go wielki niedosyt i bezgraniczność pragnień, fantastyczność pożądań poznawczych niemożliwych, nieosiągalnych nigdy. Fiszer prowadził tryb życia duchowego zanadto, rzekłbym, wielkopański, twórczo-artystyczny, za mało naukowy. (…) On – metafizyk czysty z najczystszych – był bez granic; więc każdy twór mu ginął; rozpraszał się w bezkresie nieobjętych pragnień.
„Skamander”, 1939
Wskazał też na doniosły głos myśliciela, którego po prostu nie dało się przegadać. Gdy ktoś w teatrze zwrócił mu kiedyś uwagę, że komentuje sztukę – a wystawiano właśnie „Wesele” Wyspiańskiego – zbyt głośno, Fiszer nie był urażony. Po prostu odparł: „Tego się nie słucha, to się zna”.
Franciszek Fiszer zasłynął ze swych gawęd i umiejętności trafnej oceny sytuacji.•Profil użytkownika Franciszek Fiszer na Facebooku
Gdyby tylko płacono mu za gawędy, byłby bogaczem. Ponieważ Fiszer stronił od wszelkiej pracy fizycznej, nie miał stałych dochodów. Ale gest miał za to niemały. Pewnego razu, w jednej z warszawskich restauracji, do której zaprosił swoich znajomych, zdziwił się na widok wysokiego rachunku. Postanowił jednak zmierzyć się z sytuacją, poprosił właściciela do swojego stolika, a następnie gorąco go uściskał. – Chciałem się z panem serdecznie pożegnać, bo już nigdy w życiu się nie zobaczymy! – miał krzyknąć myśliciel i opuścić lokal bez płącenia.
Franc Fiszer, większy filozof, niż myśleli ci, którzy znali go tylko z jego niebotycznych powiedzeń, często mówił o sobie, że jest Bogiem, co było tylko paradoksalnym wykładem właśnie jego filozofii. Kiedyś na wsi w Chełmicy u Pauliny Kleszczyńskiej uskarżał się na reumatyzm, na co Paulina docięła mu: „Ładny Bóg – co ma reumatyzm”. A Franc nigdy nie stropiony: „Reumatyzm – to jest właśnie arka przymierza między mną a ludzkością”.
Aby wdać się w nim z dyskusję, trzeba było liczyć się z możliwością… ośmieszenia. Bo jak tu odpowiedzieć na pytanie Fiszera: „Czy abrakadabryczne elukubracje immanentnej negacji transcendentują nicość samą w sobie?”. Warszawski myśliciel dobrze wiedział jak pozbyć się natrętów. Takich bowiem mógł, z właściwą sobie uprzejmością, zapytać: „No dobrze, proszę pana, ale czy chaotyczne kombinacje efemerycznych pryncypów są w stanie zdeterminować neutralną cywitatywę absolutu dobrego i złego, czy nie są w stanie? Bo od tego ostatecznie wszystko zależy”.
Gdyby nie Fiszer, Warszawa nie miałaby „swojego” Sokratesa.•Profil użytkownika Franciszek Fiszer na Facebooku
Cóż, doprawdy trudno było „zagiąć” filozofa. Człowieka, który ręczył honorem za to, że Boga nie ma, dzielił kobiety na damy i nie-damy i zachwalał prostą kuchnię. – Weźcie na przykład taki kawior, czy może być coś prostszego, a jakie to pyszne – mawiał Franciszek zwany Francem. Nie miał racji?
Sokrates Warszawy zmarł w mieście, którego był częścią, na dwa lata przed wybuchem wojny. Wcześniej podupadł na zdrowiu, wielokrotnie bowiem cierpiał głód, ale taki już był, że jak miał pieniądze, to wydawał, nie zastanawiając się, co będzie dalej. I takiego go zapamiętano. Jako człowieka z sercem na dłoni, który kochał komentować rzeczywistość, kpiarza, mistrza dowcipu i ciętej riposty.
Grób Franca Fiszera na warszawskich Powązkach Wojskowych. Wyryto na nim inskrypcję „myśliciel”.•Fot. Cezary Piwowarski, Wikipedia, na lic. Creative Commons
Porównywano go do niemałych gabarytowo szlachciców – szekspirowskiego Falstaffa oraz sienkiewiczowskiego Zagłoby. Dziś widzi się w nim pierwowzór tytułowego bohatera opowieści Jana Brzechwy – Pana Kleksa, czarodzieja, który prowadził dziecięcą Akademię. Fiszer czarodziejem był, ale słowa.
Anna Gielewska – OdSKOKi Dudy
Kandydat PiS na prezydenta miał przynajmniej dwie okazje, żeby je dzisiaj wyjaśnić.Wzorem swoich poprzedników z windy wolał jednak robić dziwne uniki. Pod sklepem na Słowacji zapowiedział, że na pytania odpowie już po zakupach w polskiej Biedronce. Ale kiedy tam dziennikarze ponowili pytania o spotkania w Pałacu, Duda odpowiedział starym politycznym zwyczajem – nie ma czego wyjaśniać, bo to atak. Po czym dał się szczelnie otoczyć swoim zwolennikom, głośno skandującym „Andrzej Duda, to się uda” i skutecznie oddalił od mikrofonów. Zastąpił go szybko rzecznik partii Marcin Mastalerek nerwowo pohukując na dziennikarzy i przekonując, że dziś ważny jest tylko koszyk. Pytania o SKOKI odbijał niczym piłeczki kauczukowe.
Ta nerwowość sztabu wyraźnie pokazuje, że sprawa SKOK-ów staje się najpoważniejszym problemem w kampanii Dudy. Tym bardziej, że dotyczy zarówno byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, do którego dorobku odwołuje się kandydat PIS na prezydenta, jak i coraz bardziej – jego samego. Winda, którą Duda wjeżdżał coraz wyżej, chyba właśnie się zacina.