Ka (09.04.15)

 

A jednak słabsza płeć?

Margit Kossobudzka, 09.04.2015

123RF

To odkrycie przeczy wszystkiemu, co do tej pory było wiadomo na temat przeżywalności płodów określonej płci podczas ciąży. Sami naukowcy mają kłopoty z przyjęciem tego do wiadomości. Ale to prawda.
Do tej pory powszechnie uważano, że męskie płody są znacznie bardziej wrażliwe i, niestety, częściej ulegają samoistnej aborcji, szczególnie w pierwszych miesiącach ciąży. Jeśli u kobiety dochodzi do poronienia, to częściej zdarza się to w przypadku ciąży męskiej niż żeńskiej.

Sama słyszałam od wytrawnych położników takie stwierdzenia, szczególnie w sytuacji kiedy mama spodziewała się dziewczynki, a ciąża była zagrożona. Zawsze padało to samo zdanie: dobrze, że to dziewczynka, ma większe szanse, że wszystko się ułoży.

Dziewczynki miały być silniejsze, miały lepiej radzić sobie w nie do końca idealnym środowisku i skuteczniej walczyć.

Ale czy tak jest naprawdę? Zespół uczonych z Fresh Pond Research Institute w Cambridge, z uniwersytetu oksfordzkiego oraz ze Szkoły Medycznej Harvardu twierdzi, że dokonał największej jak dotychczas analizy proporcji płci płodów od momentu poczęcia do narodzin. Wyniki publikuje pismo „Proceedings of the National Academy of Sciences”.

Jak układa się ona przez cały okres trwania ciąży?

W książce napisali…

Hipoteza „wrażliwych chłopców” zakłada, że dziewczynki znacznie rzadziej cierpią z powodu kłopotów ze zdrowiem w okresie płodowym, rzadziej też mają genetyczne zaburzenia i nieprawidłowości rozwoju. Słabsza płeć jest w gruncie rzeczy silniejsza.

– Teza ta jest doskonałym przykładem, jak dana informacja – powtarzana – staje się powszechna w środowisku naukowym, a z czasem zostaje uznana za pewnik. Cóż z tego, że tak naprawdę nikt nigdy nie wykonał wystarczająco przekonujących badań, które by potwierdzały, że tak rzeczywiście jest. Skoro taka informacja znalazła się w książkach, to znaczy, że jest prawdziwa. Tak było i w tym wypadku. Sami się na to nabraliśmy – wyjaśniał w wywiadzie dla „The Guardian” Steven Orzack, biolog z Fresh Pond Research Institute, główny autor badań.

Uczeni postanowili zweryfikować powszechną wiedzę faktami, choć prowadzili badania raczej w celu potwierdzenia hipotezy wrażliwych chłopców. Jakież było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że wyniki jej przeczą.

W normalnych warunkach (bez wspomagania zapłodnienia) proporcja dziewczynek do rodzących się chłopców jest prawie równa, nieznacznie tylko przechyla się na stronę męską. Na każde 100 kobiet mających dzieci rodzą się statystycznie 103 dziewczynki i 105 chłopców.

Tę małą nadwyżkę uczeni tłumaczyli dotychczas tym, że podczas zapłodnienia poczyna się więcej chłopców niż dziewczynek. Najbardziej popularna z hipotez, która to tłumaczy, zakłada, że plemniki z Y (czyli określające płeć męską) są nieco lżejsze, a zatem szybsze w wyścigu do jajeczka. Kobiety częściej mają ochotę na seks podczas owulacji, kiedy uwolniona z jajnika komórka jajowa jest już w drodze do macicy lub czeka w jajowodzie na nadciągające plemniki. W takiej sytuacji igreki mają większą szansę. Kiedy zaś plemniki muszą czekać na jajeczko, rośnie szansa iksów. Są powolniejsze, docierają na miejsce nieco później, kiedy pierwsze igreki już odpadają z gry. Rośnie więc szansa na córkę.

Sądzono również, że w trakcie ciąży umiera więcej chłopców niż dziewczynek. Stąd ta różnica na korzyść chłopców nie jest aż tak znacząca.

Skąd taki pomysł? Opierał się on głównie na obserwacji, że poronienia (w czasie kiedy już naocznie można było określić płeć dziecka) częściej dotyczyły płodów męskich. Statystycznie więcej chłopców jest także wśród przedwcześnie urodzonych dzieci. Nauka ma też inne spostrzeżenia, np. więcej dziewczynek rodzi się w okresie głodu, a z kolei więcej chłopców w czasie wojny. Ale to są dane epidemiologiczne, niepoparte genetyką – tłumaczą naukowcy.

Równowaga iksów

By sprawdzić, jak jest naprawdę, uczeni przebadali pod kątem płci 14 tys. płodów. Badano zarodki z pierwszego tygodnia od poczęcia (dane pochodziły z zapłodnienia in vitro, gdzie czasem sprawdza się płeć dziecka na samym początku), zebrano też dostępne informacje dotyczące płci płodów poddanych aborcji. Naukowcy posiłkowali się również danymi o płci pochodzącymi z biopsji kosmówki oraz amniopunkcji – dwóch medycznych procedur sprawdzania zdrowia płodu, ale też pozwalających stwierdzić, czy kobieta spodziewa się dziewczynki czy chłopca – oraz spisem narodzin żywych i martwych dzieci pochodzącym z amerykańskich rejestrów.

Wszystko to pozwoliło nakreślić obraz proporcji dziewczynek do chłopców na każdym etapie ciąży.

Okazało się, że na samym początku, w tydzień lub dwa od zapłodnienia, rzeczywiście samoistnie ginie więcej płodów męskich. Mają one częściej zaburzenia genetyczne niepozwalające rozwijać się dalej zarodkowi. Jednak potem – między 10. a 15. tygodniem ciąży – umiera znacznie więcej płodów żeńskich. W trzecim trymestrze samoistne poronienia dotyczą znów częściej chłopców, ale w sumie płodów żeńskich na przestrzeni całej ciąży ginie więcej. Dlaczego?

Na to pytanie nie da się na razie jednoznacznie odpowiedzieć. Możliwe, że żeńskie płody mają większe ryzyko śmierci z powodu błędów w pracy jednego z chromosomów X.

Kobiety mają dwa chromosomy X (jeden od mamy, drugi od taty). Co ciekawe, jeden z nich jest w dużej mierze wyłączony na stałe (75 proc. genów). 15 proc. genów nigdy nie traci swej aktywności, a pozostałe 10 proc. czasem pracuje, a czasem nie. Wyłączanie jednego z iksów odbywa się na bardzo wczesnym etapie rozwoju żeńskiego zarodka. To, który z chromosomów ulegnie uśpieniu, jest całkowicie losowe – w jednych komórkach X jest wyłączany od jednego, w innych od drugiego z rodziców. W efekcie organizm kobiety jest mozaiką dwóch rodzajów komórek korzystających z jednego lub drugiego iksa.

Możliwe jednak, że czasem w wyniku błędu „kodowania” jeden z iksów przejmuje rolę dominującą i staje się aktywny w większości komórek rozwijającej się dziewczynki. Równowaga aktywnych iksów od mamy i taty zostaje zachwiana, co (nie wiadomo jeszcze dlaczego) prowadzi do problemów zdrowotnych i płód obumiera.

Po co jednak w ogóle robić takie badania? Czy ta wiedza komukolwiek przyniesie jakieś korzyści?

Uczeni podkreślają, że ma ona swoją wartość – pokazuje bowiem wyraźnie, że istnieją osobne „okienka” wrażliwości dla płodów różnej płci. A ich dalsze badanie być może pozwoli w przyszłości na zrozumienie (i może uniknięcie) poronienia, a także wyjaśni więcej czynników prowadzących do przedwczesnego porodu.

Dlaczego ciąża trwa 9 miesięcy?

Do tej pory sądzono, że zależy to od wielkości mózgu (główki) noworodka oraz wielkości miednicy i kanału rodnego matki, przez który dziecko przeciska się podczas porodu. Postawa dwunożna wymusiła na Homo sapiens taką, a nie inną budowę miednicy i kobieta nie może być w ciąży dłużej. Dziecko z większym mózgiem nie wyszłoby z maminego brzucha.

Badania (również opublikowane w PNAS) antropolożki Holly Dunsworth z uniwersytetu Rhode Island dowodzą jednak, że to wcale nie wielkość miednicy matki określa, że dziecko nie może być już większe, ale… jej metabolizm. – To kwestia wydolności organizmu matki. Dziecko rodzi się wtedy, kiedy wydolność metaboliczna matki osiąga krytyczny moment. Dłużej jej ciało nie jest już w stanie być domem dla dwojga ludzi – tłumaczy Dunsworth.

Ludzkie dziecko rodzi się niedorozwinięte w porównaniu z innymi naczelnymi. Jego mózg stanowi 30 proc. wielkości dorosłego mózgu. Szympansiątka mają wielkość mózgu równą 40 proc. tej docelowej. By ludzki noworodek mógł osiągnąć taki wynik, ciąża u kobiety musiałaby trwać 18-21 miesięcy! Po szóstym miesiącu ciąży kobiety wydatkują dwa razy więcej energii niż zazwyczaj tylko po to, by utrzymać na odpowiednim poziomie podstawowe procesy metaboliczne. Okazuje się, że maksymalny poziom metabolizmu człowieka (np. u zawodowych kolarzy) można zwiększyć maksymalnie właśnie dwuipółkrotnie. Więcej się nie da ze względu na naszą fizjologię i budowę. Ciąża kobiety trwa więc dziewięć miesięcy, bo przedłużanie jej jest z metabolicznego punktu widzenia niemożliwe.

wyborcza.pl

 

Katastrofa smoleńska. NPW przecina spekulacje.Ujawnia wszystko… oprócz wniosków

Wojciech Czuchnowski, 09.04.2015

 

Rejstrator rozmów w kokpicie Tu-154m

Rejstrator rozmów w kokpicie Tu-154m (Georgiy Kurolesin / RIA Novosti/EAST NEWS)

Prokuratura upubliczniła najnowszy stenogram i opinię ekspercką dotyczącą nagrań z kokpitu tupolewa. Według stenogramu gen. Andrzej Błasik do końca był w kabinie. Według opinii nie ma stuprocentowej pewności co do wszystkich fraz przypisanych generałowi.
Pełen zapis stenogramów ujawnionych przez NPW >>>RMF FM ujawniło we wtorek stenogramy rozmów z ostatnich minut lotu prezydenckiego tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r. Dokonanie nowego odczytu rozmów, za pomocą bardzo precyzyjnej aparatury, zleciła Naczelna Prokuratura Wojskowa. W efekcie powstał zapis dokładniejszy i dłuższy niż znane dotąd stenogramy.

Ale już w środę Prokurator Generalny Andrzej Seremet publicznie stwierdził, że nowy odczyt nie jest pewny, bo w dyspozycji prokuratury są „dwa stenogramy”, czym wywołał ogromne zamieszanie i falę spekulacji.

Prokuratura Generalna szybko sprostowała wypowiedź Seremeta uściślając, że nie ma „dwóch stenogramów”, lecz do zapisu dialogów w kokpicie z ostatnich chwil tragicznego lotu dołączona jest opinia, która ” mniej kategorycznie” identyfikuje głosy osób spoza załogi Tu-154, które były w kokpicie.

Czy gen. Błasik był w kokpicie? NPW ucina spekulacje

Spór o stenogramy dotyczył przede wszystkim tego, czy w kabinie przebywał gen. Błasik i czy zachęcał do lądowania. Z pierwszych odczytów, zaraz po katastrofie, wynikało, że był w kokpicie, podpowiadał pilotom i wywierał na nich presję.

W 2011 r. eksperci z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych orzekli jednak, że nie można z pewnością stwierdzić, do kogo należał „trzeci głos” w kabinie pilotów.

Najnowszy zapis stenogramów na 100 proc. identyfikuje generała, przypisując mu też nowo odczytane słowa. Żeby przerwać zamieszanie i spekulacje, czym różni się stenogram od opinii, dziś po południu prokuratura ujawniła oba dokumenty: stenogram zespołu ekspertów pracujących pod kierownictwem Andrzeja Artymowicza oraz opinię prof. Grażyny Demenko, szefowej Zakładu Fonetyki w Instytucie Językoznawstwa UAM i przewodniczącej Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Fonetycznego.

– Pod wpływem pewnych wypowiedzi publicznych okazało się, że jedyną formułą, która pozwoli przeciąć spekulacje i wyjaśnić te niedopowiedzenia, stało się zamieszczenie tych dokumentów na stronie internetowej prokuratury. Była to decyzja prokuratora referenta – powiedział PAP w czwartek ppłk Janusz Wójcik z NPW.

Zespół Artymowicza: gen. Błasik był w kokpicie od 8.22 do końca

Pod stenogramem, który odczytywało sześcioro ekspertów, podpisany jest inż. Andrzej Artymowicz, biegły od „akustycznych zespołów zapisu sygnału dźwiękowego”. Według tej ekspertyzy gen. Błasik wszedł do kokpitu o godz. 8.22, na 19 minut przed katastrofą, i już stamtąd nie wychodził. Do kokpitu przychodził też Mariusz Kazana, szef protokołu dyplomatycznego MSZ, oraz szefowa personelu pokładowego Barbara Maciejczyk.

Błasikowi, oznaczonemu w stenogramie jako DSP (Dowódca Sił Powietrznych), przypisane są na pewno następujące słowa: „na przykład””pod skrzydłami”, „nie ruszaj”(godz. 8.39) „zmieścisz się śmiało” oraz „100 metrów” – te ostatnie słowa zostały wypowiedziane na 22 s. przed urwaniem zapisu.

Ze znakiem zapytania przy skrócie DSP Artymowicz zaznacza takie zdania jak: „mówisz po angielsku” (godz. 8.22) „tu jest pięknie z tej strony”(8.31) „zarządziłem” (8.33) „faktem jest, że my musimy to robić aż do skutku” (8.35)

Prof. Demenko nie jest pewna fraz dotyczących wysokości

Mniej stanowcza jest prof. Grażyna Demenko. W marcu 2014 r. razem z Artymowiczem i dwoma innymi biegłymi osobiście przegrywała w Moskwie czarne skrzynki tupolewa, a potem odsłuchiwała ich zawartość.

Na wstępie swojej opinii, wśród osób zidentyfikowanych na nagraniu, prof. Demenko wymienia członków załogi, a spoza niej gen. Błasika i dyr. Kazanę. Ich głosy zostały rozpoznane na podstawie materiału porównawczego – dostępnych nagrań ich wypowiedzi.

Wątpliwości prof. Demenko sygnalizuje przy frazach podających kolejne wysokości: 100, 200 i 300 m. „Nie można potwierdzić, że frazę tę wypowiadał gen. Błasik” – pisze prof. Demenko. W podsumowaniu stwierdza: „W kabinie samolotu niewątpliwie przebywały inne osoby. Z pewnością można przyjąć, że niektóre frazy należały do dyr. Mariusza Kazany. Nie można wykluczyć, że niezidentyfikowany głos wypowiadający pod koniec lotu frazę 100, 200, 300 m mógł należeć do gen. Andrzeja Błasika lub innej osoby o podobnym głosie. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że te frazy nie były wypowiedziane przez członków załogi”.

40 minut lotu i 5 faz, aż do skrajnego napięcia

Prof. Demenko rozpisuje też na pięć faz ostatnie 40 minut lotu, w których załoga przechodzi od prywatnych rozmów do skrajnego napięcia i zdenerwowania.

Moment krytyczny następuje o godz. 8.26, gdy po „formalnym meldunku dowódcy o braku możliwości lądowania” następuje „czytelne potwierdzenie ryzyka i oczekiwanie na decyzje”.

Profesor zwraca uwagę, że po zdaniu: „A jak nie wylądujemy to co? To odejdziemy”, jeden z pilotów mówi: „Afera będzie”.

Główna część ujawnionych dokumentów to techniczne opisy przyjętej przez ekspertów metody odsłuchu i krytyczna ocena poprzednich odczytów, które robiono w zbyt niskiej jakości.

W materiałach eksperci nie wypowiadają się, jakie znaczenie mają nowo odczytane frazy dla wiedzy o przyczynach katastrofy.

Już po opublikowaniu przez Prokuraturę wojskową dwóch dokumentów: ekspertyzy biegłych (wraz ze stenogramem) oraz opinii prof. Demenko, Roman Giertych oznajmił w TVN24, że jest rzekomo jeszcze trzecia, kompleksowa opinia nie upubliczniona przez prokuraturę. Zapewne nie idzie o żadną trzecią opinię, ale o wnioski wynikające ze wszystkich poczynionych ustaleń, których istotnie prokuratura nie opublikowała.

Opinia zespołu biegłych pod kierownictwem Andrzeja Artymowicza >>>

Opinia fonoskopijna prof. Grażyny Demenko >>>

Zobacz także

wyborcza.pl

 

Andrzej Duda: smoleński bliźniak Macierewicza

09-04-2015
Andrzej Duda i Antoni Macierewicz

Andrzej Duda i Antoni Macierewicz  /  fot. Marcin Obara/Tomasz Gzell  /  źródło: PAP

Kreujący się na zrównoważonego centrowca i spadkobiercę POPiS-u Andrzej Duda jest w rzeczywistości prawicowym radykałem i wyznawcą spiskowych teorii zamachu Antoniego Macierewicza.

Tuż przed piątą rocznicą katastrofy smoleńskiej, gdy Jarosław Kaczyński otwarcie mówi: „Jest mnóstwo dowodów, że był wybuch, a nawet trzy i to prowadzi do zamachu”, jego kandydat na prezydenta stara się unikać tematu. Stenogramy rozmów w kokpicie ujawnione w ostatnich dniach przez RMF komentuje więcej niż asekuracyjnie: „Mam nieodparte wrażenie, że ktoś gra Smoleńskiem”.

Myli się jednak ten, kto uważa, że kandydat Duda jest głosem rozsądku w sprawie smoleńskiej. Wystarczy przypomnieć, co mówił o zespole Macieja Laska powołanym przez rząd do wyjaśnienia przyczyn katastrofy: „To będzie taka Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Będzie bronić kłamstwa smoleńskiego stworzonego przez Rosjan, a przenoszonego do świadomości Polaków przez komisję Millera!”

Skojarzenie oczywiste: WRON, stan wojenny, przyzwolenie na ingerencję Rosjan, zdrada narodowa, zamach na Polskę.

Andrzej Duda nie raz też powtarzał, że „nikt nie udowodnił mi jeszcze, że pan prezydent zginął przypadkowo. Jedyne ekspertyzy, jakie widziałem, przeczą takiej wersji” albo: „Dopóki ta sprawa nie zostanie wyjaśniona, dopóki nie mamy wraku samolotu, którego Rosjanie nam nie oddają, chociaż tak samo jak czarne skrzynki jest on naszą własnością, mam wątpliwości, co do okoliczności tej tragedii”.

Andrzej Duda nie raz powtarzał, że „nikt nie udowodnił mi jeszcze, że pan prezydent zginął przypadkowo. Jedyne ekspertyzy, jakie widziałem, przeczą takiej wersji”.

Duda przez lata zasiadał w prezydium sejmowej komisji Antoniego Macierewicza do wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Brał udział w licznych spotkaniach Klubów Gazety Polskiej, które są głównym forum rozpowszechniania przez Macierewicza teorii zamachu. „Wszystko, co miałem do tej pory okazję wysłuchać na zespole Antoniego Macierewicza, wskazuje, że doszło do wybuchu” – przyznał w ubiegłym roku w Polski Radiu. I uzasadniał: „Trudno jest mi w tej chwili powiedzieć, co było przyczyną i co wybuchło, natomiast jestem przekonany, że wybuch był”. Pewność nie zmącona nawet cieniem zwątpienia.

Dlaczego więc dziś, gdy w partii smoleńskie wrzenie, Duda milczy? Dlaczego, gdy inni z prezesem na czele, przystępują od obrony teorii zamachu, czyli de facto do zacierania śladów, że przyczyną katastrofy był ciąg złych decyzji i nacisków politycznych (bo tego dowodzą zapisy czarnych skrzynek) Andrzej Duda (kandydat na prezydenta PiS) nie stoi w pierwszy szeregu? Dlaczego nie powtarza jak robił to dotychczas: wybuch, zamach, powtórka z 13 grudnia 1981 roku, a nawet, że ci którzy sprzeciwiają się pochówkowi Lecha Kaczyńskiego na Wawelu nie są patriotami.

Czy to chłodna, cyniczna i koniunkturalna kalkulacja, że „ciemny lud kupi” uśmiech na łagodnej twarzy i nie będzie pamiętać słów wypowiadanych o zamachu? Czy podobnie jak było to z Jarosławem Kaczyńskim pięć lat temu, dopiero po przegranych wyborach dowiemy się, że w kampanii był na proszkach?

A może Andrzej Duda naprawdę uwierzył, że rolę delfina gra wręcz oscarowo, jak w PiS nikt nigdy dotąd, a tym samym jest wyczekiwanym ojcem dla sierot po POPiS-ie? To jednak oznaczałoby, że stracił instynkt samozachowawczy, bo co znaczy mieć inne zdanie niż wódz, dobrze wiedzą takie gwiazdy jak Kluzik czy Ziobro.

Czytaj też: Nowe nagrania z czarnych skrzynek nie zmienią nic dla ludzi, którzy wierzą w zamach >>>

Newsweek.pl

Katastrofa smoleńska: stenogramy. Druga opinia: Nie można wykluczyć, że głos należy do gen. Andrzeja Błasika

WB, PAP, 09.04.2015
Naczelna Prokuratura Wojskowa

Naczelna Prokuratura Wojskowa (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Upubliczniony przez Naczelną Prokuraturę Wojskową stenogram zawiera ostatnie ok. 40 minut lotu Tu-154. W ostatniej fazie lotu w stenogramie pojawiają się wypowiedzi osoby oznaczonej jako DSP – dowódca sił powietrznych. Właśnie tego głosu dotyczą wątpliwości w drugiej opinii biegłych.
Transkrypcja jest wspólną wersją ustaloną na podstawie indywidualnych odsłuchów siedmiu biegłych – wskazano w opinii, do której dołączony został stenogram. Poinformowano również, że przy obróbce materiałów z rejestratora rozmów w kokpicie zastosowano nowatorskie metody, poprawiające jakość i czytelność, a stenogram powstawał „dzięki wielomiesięcznej pracy grupy odsłuchowej”. Pewność odczytu określono w nim w skali od 1 do 4. Przy niektórych wypowiedziach, m.in. DSP, umieszczono znaki zapytania – oznaczające wątpliwości w odczycie danych słów.
POBIERZ STENOGRAM I ANALIZĘ DŹWIĘKÓW (44,6 MB) >>>

POBIERZ OPINIĘ ZESPOŁU BIEGŁYCH (18,9 MB) >>>

„Musimy to robić do skutku”, „Po-my-sły!”

W stenogramie pojawiają się m.in. wypowiedzi przypisane DSP: „Faktem jest, że my musimy to robić do skutku” (przy tej wypowiedzi umieszczono znak zapytania), „Po-my-sły!” i „zmieścisz się śmiało” (w obu przypadkach pewność odczytu – 3). DSP miał – według biegłych – w ostatniej fazie lotu podawać wysokość, na jakiej znajduje się samolot – o godzinie 8:40:24 – „230 metrów” oraz 8:40:42 – „100 metrów”.

Między innymi tych kwestii dotyczy druga opinia, opracowana przez prof. Grażynę Demenko.

„W kabinie samolotu niewątpliwie przebywały inne osoby, z pewnością można przyjąć, że niektóre frazy należały do dyr. Mariusza Kazany (…) Nie można wykluczyć, iż niezidentyfikowany głos wypowiadający pod koniec lotu frazę ‚sto metrów’ (czy też frazę ‚dwieście trzydzieści metrów’) mógł należeć do gen. Andrzeja Błasika lub innej osoby o podobnym głosie” – napisano w tej opinii.

Kwestie nie były wypowiedziane przez członków załogi

Dodano w niej, że „z dużym stopniem prawdopodobieństwa, graniczącym z pewnością, należy stwierdzić, iż frazy te nie były wypowiedziane przez członków załogi”. „Inne niezidentyfikowane wypowiedzi z bardzo dużym prawdopodobieństwem nie należały do głosów załogi, jednakże trudno wskazać obiektywne przypisania” – wskazuje opinia prof. Demenko.

NPW zastrzegła jednocześnie, że „prokuratura dostrzega potrzebę uzupełnienia opinii zespołu biegłych, w tym również w zakresie dotyczącym badań odsłuchowych i fonoskopii”.

TOK FM

Jarosław Kaczyński: bez wyjaśnienia prawdy o Smoleńsku nie można zbudować dobrej RP

09.04.2015

Ja­ro­sław Ka­czyń­ski po­wie­dział w Radiu Ma­ry­ja, że bez wy­ja­śnie­nia praw­dy o ka­ta­stro­fie smo­leń­skiej nie da się zbu­do­wać do­brej Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej. Jego zda­niem jest wy­so­ce praw­do­po­dob­ne, że przy­czy­ną tra­ge­dii był za­mach.

 

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński

– Bez tej praw­dy nie da się zbu­do­wać do­brej Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej, ta­kiej, o któ­rej ma­rzy­my – so­li­dar­nej, spra­wie­dli­wej, sil­nej, za­pew­nia­ją­cej bez­pie­czeń­stwo. Pań­stwo musi opie­rać się na wspól­no­cie, a wspól­no­ta musi opie­rać się na praw­dzie. To są ele­men­tar­ne spra­wy. Nigdy i ni­g­dzie nie udało się bez bu­do­wy ta­kich wła­śnie pod­staw stwo­rzyć (….) do­bre­go pań­stwa. Mu­si­my stwo­rzyć dobre, pol­skie pań­stwo – mówił w au­dy­cji „Ak­tu­al­no­ści dnia” pre­zes PiS.

Ka­czyń­ski za­zna­czył, że „pań­stwo, które mamy, przed pię­ciu laty i w ko­lej­nych la­tach nie zdało eg­za­mi­nu”.

Pre­zes PiS po­wie­dział, że ist­nie­je na­dzie­ja, iż z cza­sem zo­sta­ną wy­ja­śnio­ne przy­czy­ny ka­ta­stro­fy smo­leń­skiej. Py­ta­ny, co się zda­rzy­ło przed pię­ciu laty, wska­zał na wy­so­kie praw­do­po­do­bień­stwo za­ma­chu.

– W Rosji, jak wszę­dzie na świe­cie, obo­wią­zu­ją prawa fi­zycz­ne, czyli krót­ko mó­wiąc to, co się zda­rzy­ło, mu­sia­ło być zwią­za­ne z ja­ki­miś nad­zwy­czaj­ny­mi wy­da­rze­nia­mi na po­kła­dzie sa­mo­lo­tu i tymi wy­da­rze­nia­mi – wszyst­ko na to wska­zu­je, wszyst­kie ba­da­nia na to wska­zu­ją – były po pro­stu wy­bu­chy, a więc jest wy­so­ki po­ziom praw­do­po­do­bień­stwa, że mie­li­śmy do czy­nie­nia z za­ma­chem – pod­kre­ślił.

Ka­czyń­ski, od­no­sząc się do ujaw­nio­nych przez RMF FM ste­no­gra­mów roz­mów w kok­pi­cie sa­mo­lo­tu Tu-154, oce­nił, że „je­dy­ną wia­ry­god­ną ana­li­zą tego, co od­na­le­zio­no na ta­śmach, jest ana­li­za In­sty­tu­tu Sehna, ona ma oczy­wi­ście zu­peł­nie inną treść”. Dodał, że „to, co tam jest, nie­sły­cha­nie wspie­ra tezy Ano­di­ny (Ta­tia­ny, prze­wod­ni­czą­cej MAK – Mię­dzy­pań­stwo­we­go Ko­mi­te­tu Lot­ni­cze­go – PAP) i zna­ko­mi­cie mie­ści się w kon­cep­cji pro­pa­gan­do­wej, którą przy­ję­to w 2010 r.”

Lider PiS za­po­wie­dział, że w pią­tek wie­czo­rem w War­sza­wie, po mszy w ka­te­drze i po prze­mar­szu pod Pałac Pre­zy­denc­ki, po­dzię­ku­je wszyst­kim tym, dzię­ki któ­rym tra­ge­dia smo­leń­ska jest pa­mię­ta­na, ist­nie­je dą­że­nie do usta­le­nia praw­dy i upa­mięt­nie­nia ofiar, w tym pre­zy­den­ta Lecha Ka­czyń­skie­go.

10 kwiet­nia 2010 r. w ka­ta­stro­fie sa­mo­lo­tu Tu-154M pod Smo­leń­skiem zgi­nę­li wszy­scy pa­sa­że­ro­wie – 96 osób, w tym pre­zy­dent Lech Ka­czyń­ski i jego mał­żon­ka. Pol­ska de­le­ga­cja zmie­rza­ła na uro­czy­sto­ści z oka­zji 70. rocz­ni­cy zbrod­ni ka­tyń­skiej.

Onet.pl

Dodaj komentarz