Olejnik (04.09.2015)

 

Mariusz Kamiński, wiceprezes PiS: Dorn okazał się koniunkturalny. Jestem zasmucony, to dewastuje świat polityki

Wiceprezes PiS Mariusz Kamiński krytykuje transfer Ludwika Dorna i Grzegorza Napieralskiego do PO.
Wiceprezes PiS Mariusz Kamiński krytykuje transfer Ludwika Dorna i Grzegorza Napieralskiego do PO. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Wiceprezes PiS Mariusz Kamiński ostro krytykuje start Ludwika Dorna z list Platformy Obywatelskiej. – W tym przypadku Dorn jest koniunkturalny – mówił. Narzekał też, że przez lata Platforma atakowała PiS za „niezręczne wypowiedzi” Dorna, a teraz przyjmuje go na listy.

Nadal kontrowersje budzi treść przemówienia Andrzeja Dudy na rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych, w którym nie znalazło się miejsce dla pierwszego lidera „Solidarności”. – Lech Wałęsa stał się beneficjentem tego ruchu robotniczego – mówił w „Kropce nad i” Mariusz Kamiński, wiceprezes PiS, tłumacząc Dudę. – Chyba nie jest mu [Wałęsie – przyp. naTemat] tak potrzebne to wspominanie. Lech Wałęsa nie grzeszy brakiem skromności, a trzeba też pamiętać o tych, którzy wynieśli go do tych zaszczytów – przekonywał.

Były szef CBA przyznał, że „jest zaskoczony” startem Ludwika Dorna i Grzegorza Napieralskiego z poparciem PO. – Jestem zasmucony. To rzeczy, które dewastują świat polityki, niszczą zaufanie do polityków, bo tutaj kontekst jest oczywisty, chodzi o listy wyborcze – mówił gość Moniki Olejnik. – W tym przypadku Dorn jest koniunkturalny – dodał.

– Przez lata szydzono z \ za bardzo niezręczne wypowiedzi Ludwika Dorna o lekarzach czy chodzenie z psem po Sejmie, płaciliśmy za to koszt polityczny – zauważył Kamiński. Tłumaczył też różnicę między przyjęciem Dorna na listy PO a przyjęciem ziobrystów na listy PiS. – Nie było ostrego podziału ideowego, był podział personalny, a tutaj jest podział ideowy. Dorna z PiS-em łączyły sprawy ideowe, a podzieliły personalne, a z Platformą zawsze dzieliły ideowe, a połączyły personalne – wskazywał wiceprezes PiS.

Mariusz Kamiński jeszcze bardziej niż transferem Dorna jest zbulwersowany popieraniem przez PO Romana Giertycha i Michała Kamińskiego. – Tyle złych słów, obelżywych na temat Platformy wypowiadali Kamiński czy Giertych – przypominał. – To dewastowanie życia publicznego, no jakiś szacunek obowiązuje – dodał. Przy okazji nazwał prof. Krystynę Pawłowicz „bardzo spontaniczną osobą”.

Kamiński komentował też kłopoty prawne Marcina Dubienieckiego, męża Marty Kaczyńskiej. – Nie łączmy tego pana z PiS, on nigdy nie działał w partii. Córka pana prezydenta miała to nieszczęście, że w pewnym momencie życia związała się z tym panem, ale to prywatne sprawy pani Kaczyńskiej. Trwa sprawa rozwodowa – powiedział polityk.

Źródło: TVN24

kamińskiDornOkazałSię

naTemat.pl

„Solidarność” będzie protestować przed Sejmem podczas głosowania nad referendum. „Spojrzymy senatorom w oczy”

Piotr Duda chce referendum i zapowiada manifestację "Solidarności"
Piotr Duda chce referendum i zapowiada manifestację „Solidarności” Fot . Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta

W trakcie głosowania Senatu nad wnioskiem prezydenta o referendum, ma odbyć się manifestacja NSZZ „Solidarność”. Jak podaje „Rzeczpospolita” Piotr Duda uważa, że senatorowie powinni uszanować jego wolę i myśleć o społeczeństwie.

Szef „Solidarności” broni prezydenta, mówiąc, że jego celem jest dobro społeczeństwa. Uważa, że referendum nie ma nic wspólnego z potyczkami partyjnymi na linii PiS-PO. Senatorowie zatem powinni przychylić się do jego woli.

– Politycy mówią, że mało społeczeństwa idzie do wyborów. Jestem przekonany, że gdyby dodatkowo spytali się o coś społeczeństwa, frekwencja była zdecydowanie większa – argumentuje Piotr Duda. Zapowiada, że „Solidarność” będzie walczyć o przeprowadzenie referendum, które nazywa obywatelskim.

Gdyby prośba prezydenta spotkała się z odmową, szef „Solidarności” ma zamiar się z nim spotkać, by zastanowić się nad innym sposobem wdrożeniem umowy programowej, którą podpisali podczas kampanii wyborczej.

Manifestacja „Solidarności” odbędzie się przed Sejmem między 10.00 a 22.00. Duda mówi: – Jutro [czyli w piątek, wypowiedź z czwartku – przyp. naTemat] jesteśmy pod Senatem, aby popatrzeć w oczy senatorom, by drugi raz PO powiedziała, że nie jest obywatelska.

Źródło: „Rzeczpospolita”

solidarnośćBędzie

naTemat.pl

 

 

Jażdżewski ze „Świeckiej szkoły”: Niech Kościół sam płaci za religię

Rozmawiała Ewa Siedlecka, 04.09.2015

Lekcja religii

Lekcja religii (Fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta)

– Skoro Kościół bierze wyłączną odpowiedzialność za treść katechezy w szkole, decyduje, kto naucza religii, to powinien wziąć odpowiedzialność za jej finansowanie – mówi Leszek Jażdżewski, redaktor naczelny „Liberte!”, współorganizator akcji „Świecka szkoła”.

EWA SIEDLECKA: Zbieracie podpisy pod obywatelskim projektem ustawy znoszącej finansowanie lekcji religii z budżetu państwa. Skąd pomysł?

LESZEK JAŻDŻEWSKI: Skala wydatków państwa na Kościół katolicki umyka uwadze opinii publicznej. I to w sytuacji, gdy jest naprawdę wiele palących potrzeb społecznych. Kościół dostaje od państwa na katechezę w szkołach blisko 1,4 mld zł rocznie!

W dodatku jak można dzielić dzieci na lepsze i gorsze? Wystawiać za drzwi te, których rodzice nie zapisali na religię? Spotykam się z bardzo wieloma dramatycznymi historiami ludzi, którzy ochrzcili swoje dzieci tylko po to, żeby mogły ze wszystkimi przystąpić do komunii, żeby nie czuły, że jest z nimi coś nie tak. Nie można ani rodziców, ani dzieci zmuszać do takich wyborów.

Religia w szkole musi być, bo przewiduje ją konkordat. Dlaczego chcecie wycofania finansowania, a nie wypowiedzenia konkordatu, co proponował prof. Wiktor Osiatyński. Albo renegocjacji sposobu wykonywania jego postanowień proponowanej przez dr. Pawła Boreckiego?

– Wycofanie finansowania katechezy to konkret, dla którego można znaleźć społeczne poparcie. Za te pieniądze rocznie można by np. zbudować 4 tys. boisk szkolnych. A ile można by kupić uczniom laptopów! Ile obiadów sfinansować w szkołach niedożywionym dzieciom!

Ci, którzy podpisują się pod naszą inicjatywą, mówią, że lekcje są infantylne, na niskim poziomie intelektualnym. Rodzice skarżą się, że katecheci mają niskie kompetencje, także pedagogiczne, ale są nieweryfikowalni, bo szkoła nie ma wpływu na to, jakiego katechetę wyznaczy jej Kościół.

Z kolei młodzież, która najczęściej nie jest głęboko religijna, skarży się, że na tych lekcjach nie można prowadzić dyskusji o tym, co ich w przekazie religii i Kościoła interesuje. Wszystko sprowadza się do haseł typu „ubogaćmy się w Chrystusie”, podczas gdy oni są w wieku, gdy pojawiają się egzystencjalne problemy.

Wreszcie: tej religii jest za dużo. Po dwie godziny tygodniowo przez cały okres edukacji, podczas gdy takich przedmiotów jak chemia, fizyka czy biologia – po jednej. Część katechetów przyznaje, że wystarczyłyby lekcje przed przystąpieniem do komunii i do bierzmowania plus rekolekcje przed Wielkanocą, a tu lekcje trzeba czymś zapełnić przez 12 lat.

To ciągle są argumenty za wyprowadzeniem religii ze szkół, czyli renegocjacją lub wypowiedzeniem konkordatu.

– My nie żądamy wypowiedzenia konkordatu ani likwidacji nauczania religii. Nasza propozycja jest konsek-wentna: skoro Kościół bierze wyłączną odpowiedzialność za treść katechezy, decyduje, kto naucza religii, to powinien także wziąć odpowiedzialność za jej finansowanie. A jeśli będzie musiał płacić katechetom – sądzimy, że w krótkim czasie sam to nauczanie zracjonalizuje.

Jeśli nasz projekt przejdzie, konieczne będzie nowe rozporządzenie o warunkach organizowania religii w szkole. A to otwiera dyskusję na temat tego, jak ta nauka powinna wyglądać. Taka debata społeczna nigdy się nie odbyła. Pojawi się też np. kwestia składania deklaracji przez rodziców i uczniów o uczestnictwie w lekcjach religii – jest to naruszanie konstytucyjnej zasady prawa do milczenia w sprawie przekonań religijnych. Takie deklaracje mogłyby być składane np. wspólnotom religijnym i dopiero one zgłaszałyby zapotrzebowanie na lekcje religii.

Nasz projekt przewiduje także prawo do wyboru etyki lub religii już dla szesnastolatków. Dziś mają je dopiero uczniowie pełnoletni.

Finansowana przez państwo religia w publicznych szkołach to europejska tradycja. Tak jest w większości krajów Zachodu – oprócz Francji. Wszędzie państwo organizuje i finansuje katechezę. I nie wtrąca się ani w jej treść, ani w to, kto naucza.

– Kościół katolicki w Polsce, w przeciwieństwie do większości krajów europejskich, nie pogodził się z pluralizmem demokratycznego społeczeństwa. Obca jest mu zasada samoograniczenia. To, co wygląda tak samo na papierze, różni się w praktyce. W innych krajach treści nauczania religii są też w większym stopniu niż w Polsce konsultowane przez wspólne kościelno-państwowe ciała.

Jeśli w ramach katechezy przedstawia się społeczną naukę Kościoła, to w kwestii stosunku do mniejszości seksualnych czy do niewierzących jest ona nie do pogodzenia z konstytucyjnym zakazem dyskryminacji z jakiejkolwiek przyczyny.

Przecież nie ma szansy na to, żeby politycy to przegłosowali.

– Np. Kukiz deklarował przed wyborami, że jest przeciwny religii nauczanej w szkołach…

Dostanie kilka procent w wyborach. Ani PO, ani PiS tego nie poprą.

– 62 proc. Polaków w sondażu dla „Newsweeka” poparło naszą propozycję, żeby lekcje religii nie były finansowane z podatków. Problem w tym, że politycy są tchórzliwi, boją się silnych grup interesów – zarówno biskupów, jak i górników. Więc potrzebna jest taka mobilizacja społeczna, która spowoduje, że politycy będą się bardziej bali społeczeństwa niż Episkopatu.

Już zbieracie podpisy?

– Mamy już 40 tys., jestem pewien, że do końca września – kiedy musimy złożyć nasz projekt w Sejmie, uda się zebrać 100 tys. W internecie byśmy pewnie zebrali podpisy w kilkanaście dni. W realu jest trudniej, tym bardziej że jesteśmy ruchem obywatelskim niezwiązanym z żadną partią ani organizacją. Stąd apel o zgłaszanie się chętnych do zbierania podpisów przez nasz profil na Facebooku albo stronę http://www.swieckaszkola.liberte.pl.

Każdy może wydrukować z naszej strony formularz i przejść się po znajomych, stanąć z nami na ulicy. Codziennie przychodzą koperty z podpisami. Taka akcja to także świetne ćwiczenie obywatelskie. Przekonuje się ludzi, trzeba mieć argumenty, złapać kontakt, rozmawiać.

Jeśli nie uda się zebrać 100 tys. podpisów, to będzie dowód, że społeczeństwo chce finansowania nauki religii z publicznych pieniędzy?

– To będzie wyłącznie dowód na naszą porażkę organizacyjną.

Jednak faktem jest, że łatwiej zebrać podpisy pod jakimś projektem konserwatywnym, np. przeciw edukacji od szóstego roku życia, za zakazem aborcji czy za kandydaturami prawicowych ekstremistów typu Grzegorz Braun, niż pod projektami liberalnymi. Polacy konserwatyści są aktywniejsi i bardziej zintegrowani. Może ta postawa to zasługa katechezy w szkole?

– Fanatycy generalnie są aktywniejsi. Poza tym po mszy łatwiej zbierać podpisy. W naszej akcji mamy tę trudność, że radykalni katolicy i radykalni antyklerykałowie nie podpiszą się pod naszym projektem, bo dla jednych to za dużo, dla drugich – za mało. My idziemy środkiem, nie gramy na emocjach, ale tłumaczymy ludziom, dlaczego dyskusja o obecności religii w szkole jest potrzebna. Wierzę w rozmowę, nie w piar.

Formularz akcji „Świecka szkoła” można znaleźć na stronie: swieckaszkola.liberte.pl

Zobacz także

leszekJażdżewskizeSzkołyŚwieckiejskoroKościół

wyborcza.pl

Paranoja

Monika Olejnik, „Kropka nad i”, TVN 24, „Gość Radia Zet”, 04.09.2015

Grzegorz Napieralski, Michał Mazowiecki i Ludwik Dorn na posiedzeniu Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej

Grzegorz Napieralski, Michał Mazowiecki i Ludwik Dorn na posiedzeniu Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej(Fot. S^awomir Kamiäski / Agencja Gazeta)

To, co zaproponowała Platforma Obywatelska swoim wyborcom, jest zaskakujące. Zapewne prawie wszystkich zamurowało to, że z list PO będą kandydowali Ludwik Dorn i Grzegorz Napieralski. Jak mówił Dorn: to normalne, że w czasie przedwyborczym wypadają trupy z szafy.

Grzegorz Napieralski jest lewicowym politykiem, byłym szefem SLD, któremu się nie powiodło. Jedynym jego sukcesem był niezły wynik w kampanii prezydenckiej. Nie jawi się jako pracowity poseł, a o partii, z której teraz chce kandydować, mówił, że to folwark. Internet jest pełen cytatów z jego wypowiedzi niepochlebnych dla PO.

Miały to być nowe twarze PO, ale są to twarze stare; przypominają to, co kiedyś było.

Ludwik Dorn przez dwa lata był wicepremierem rządu PiS. Ale właśnie przed tą partią bez przerwy przestrzega premier Ewa Kopacz. Jarosława Kaczyńskiego namawia, żeby się uśmiechał, Antoniego Macierewicza – żeby się zmienił, a ojca Tadeusza Rydzyka – żeby był bardziej ewangeliczny.

Nie wiem, po co ma się zmienić Jarosław Kaczyński, czyżby pani premier chciała go przyjąć w swoje szeregi?

Jak można zrozumieć te decyzje, kiedy wszyscy pamiętają Ludwika Dorna, który chciał wziąć lekarzy w kamasze, a o Ewie Kopacz pisał, że to „chodząca nicość”. Czyżby Platforma chciała zbudować w swojej formacji opozycję czy też rząd Jarosława Kaczyńskiego na uchodźstwie, bo w tym worku mieści się i Roman Giertych, choć Giertych jako pierwszy dał wyraz temu, co myśli o rządzie Kaczyńskiego, kiedy wiele lat temu inwigilowano wicepremiera Andrzeja Leppera.

Dorn jest bardzo sprawny intelektualnie, jest świetnym parlamentarzystą, ma cudowne pióro – pamiętam, kiedy zabawnie pisał, że Jarosław Kaczyński jest sułtanem, a jego partia to eunuchy – ale zawsze będziemy pamiętać, że Dorn był „trzecim bliźniakiem”. Kiedyś mówił, że polityk niezależny jest jak kwiat jednej nocy, który zakwita raz. Jak widać, on chce zakwitnąć dwa razy… Próbował przytulić się do prezydenta Komorowskiego, ale nie wyszło. Wyszło teraz z Ewą Kopacz.

Ciekawe, czy wyborcy PO łykną te transfery? No chyba że są na głodzie. W trudnej sytuacji jest Stefan Niesiołowski, który nie szczędził gorzkich słów, mówił, że jak jakiś Dorn będzie chciał wejść do Platformy, to on „rzuci się rejtanem”. Pod adresem przybyszy do PO z innej planety mówił „kanalie, hipokryci”. Chyba teraz będzie się gryzł w język.

Zobacz także

kaczyńskiMaSięZmienić

wyborcza.pl