Oko (30.09.2015)

 

Właśnie poznaliśmy chyba najbardziej absurdalne wyjaśnienie szampana Dudy z Putinem i Obamą

Poseł Giżyński tłumaczy prezydenta Dudę z niezręcznej sytuacji.
Poseł Giżyński tłumaczy prezydenta Dudę z niezręcznej sytuacji. Fragment programu „Kropka nad i”

Kto by pomyślał, że jedna lampka szampana może tyle namieszać. Okazuje się, że może jeśli pije się ją z Władimirem Putinem i do tego uśmiecha pod nosem. Lampka miesza jeszcze bardziej jeśli jest się prezydentem Polski popieranym przez PiS, który – delikatnie mówiąc – relacje z prezydentem Rosji ma trudne. Prawicowy poseł Zbigniew Girzyński w programie Moniki Olejnik uraczył nas więc wyjątkowo ciekawym wytłumaczeniem całej sytuacji.

Sprawa poważna, ale wyjaśnienia już mniej. Prezydent Polski jeszcze nie wrócił ze szczytu ONZ w Nowym Jorku, ale na miejscu ma już sporo pomocników, którzy tłumaczą go z – bądź co bądź – niezręcznej sytuacji. Chodzi o moment, w którym przy jednym stole siedział Barack Obama, Władimir Putin i Andrzej Duda. Ten ostatni kontrastuje na tle prezydenta USA ze względu na nieco zbyt zadowoloną minę, jak na polityka wywodzącego się z PiS. Chyba że chwilę wcześniej załatwił coś w sprawie zwrotu wraku tupolewa, ale o tym raczej już byśmy usłyszeli. Tak jak usłyszeliśmy o dziennikarzu TV Republika, który w tej sprawie krzyczał na korytarzu do Putina.

Nie o nim jednak, a o pośle Zbigniewie Girzyńskim, który w „Kropce nad i” starał się zrobić dobrą minę do nie tak dobrej gry. Jego zdaniem pozycja Andrzeja Dudy na szczycie ONZ to „sukces polskiej dyplomacji”. Przypominamy jednak, że np. kolejność wystąpień (polski prezydent wystąpił tuż po amerykańskim) to nie kwestia ważności, a kolejności zgłoszeń.

Jak polityk komentuje wymowny toast?

ZBIGNIEW GIRZYŃSKI

Jest ten słynny moment toastu, kiedy dosyć chłodno prezydent Obama stuka się kieliszkiem z Władimirem Putinem, jakby chciał powiedzieć do niego: gościu, jeśli będziesz miał coś przeciwko temu facetowi (Dudzie – red.), to obleję cię tym szampanem. (…)

To jest rzeczywiście sukces całej polskiej dyplomacji – obecnych rządów i poprzednich. (…) Zwróćmy uwagę, że obok prezydenta Obamy nie było Angeli Merkel, nie było prezydenta Hollande’a, tylko był prezydent RP. Nie przez przypadek. Jesteśmy głównym partnerem USA w tej części Europy.

No cóż, szampan is serious business, więc pozycja w świecie zaklepana.

właśniePoznaliśmy

gpCObamaDuda

naTemat.pl

Dorn o Macierewiczu: Rojenia oszalałego znachora

Paweł Wroński, 30.09.2015

Ludwik Dorn

Ludwik Dorn (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Beata Szydło powinna wyjaśnić, czy poglądy Antoniego Macierewicza w sprawie obronności są jego prywatnymi ekscesami, czy programem partii.

PAWEŁ WROŃSKI: Antoni Macierewicz w wywiadzie dla poniedziałkowego „Dziennika Gazety Prawnej” mówi, że trzeba podnieść wydatki na obronność nawet do 3 proc. PKB. To samo mówiła w Krynicy na Forum Ekonomicznym Beata Szydło.

LUDWIK DORN: To oznaczałoby podniesienie rocznego finansowania obrony narodowej o blisko 17 mld zł. Sztuką jest pozyskać fundusze na takie wydatki, a jeszcze większą – taką kwotę wydać. Większość tych pieniędzy może po prostu pójść na zwiększenie liczebności sił zbrojnych.

Ale to się wiąże z innym postulatem Macierewicza, by zwiększyć zawodowe siły zbrojne do 150 tys. żołnierzy.

– Obecnie wydatki osobowe, pensje, dodatki i wojskowe emerytury to nieco poniżej 50 proc. budżetu MON. Gdyby armia została zwiększona, to te nowe pieniądze poszłyby na kolejne pensje plus konieczne wydatki na sprzęt, uzbrojenie, materiały pędne i szkolenie dodatkowych sił. Oznacza to, że nie wystarczyłoby na proces modernizacji sił zbrojnych. Mielibyśmy armię liczniejszą, ale niekoniecznie nowocześniejszą. Prosta arytmetyka. Dodatkowo Antoni Macierewicz mówi o stworzeniu silnej obrony terytorialnej (OT), która zostałaby włączona do sił zbrojnych i przypisana do obrony danego terytorium.

To oznacza wojnę partyzancką.

– Tylko współczesna technologia powoduje, że na nizinach i w kraju zurbanizowanym nawet lasy nie są schronieniem dla prowadzenia wojny partyzanckiej. Nie jesteśmy Afganistanem. To jest po prostu strategiczny przepis na kolejną wielką narodową rzeź.

Pan też jest zwolennikiem OT.

– Tak, bo jest potrzebna. Jednak obrona terytorialna ma służyć przede wszystkim obronie cywilnej. Potrzeba ludzi do regulowania przemieszczania ludności, ochrony przed pożarami, katastrofami technicznymi w czasie wojny. Obrona terytorialna powinna też przede wszystkim zapewnić rezerwy mobilizacyjne, których po uzawodowieniu sił zbrojnych wyraźnie brakuje. Ale Macierewicz mówi coś innego. Zakłada nasycenie oddziałami obrony terytorialnej przyszłego pola walki, można się domyślać, że na terenach północno-wschodnich. W chwili ataku do walki przeciwko świetnie uzbrojonym, wyszkolonym i przygotowanym jednostkom przeciwnika staną żołnierze OT – gorzej uzbrojeni, gorzej przygotowani, uwiązani do terytorium, czyli pozbawieni możliwości manewru strategicznego.

Równocześnie Macierewicz zakłada wielkie przesunięcie zawodowych sił zbrojnych w kierunku północno-wschodnim.

– I co wówczas? Oznaczałoby to, że w razie nagłego ataku nasze siły zbrojne są skazane na wielką bitwę graniczną, którą z racji dysproporcji sił przegramy i cały kraj stanie przed agresorem otworem. Koncepcja, że nasze siły zbrojne opóźniają pochód przeciwnika, czekając na wsparcie NATO, wydaje się bardziej sensowna.

Nie zwykłem dramatyzować wyborów politycznych. Wielkich tragedii nie będzie, nawet jeśli lud wybierze nie najmądrzej. Ale tu chodzi o bezpieczeństwo narodowe. Tu żarty się kończą. To, co mówi Antoni Macierewicz, to rojenia oszalałego znachora. Chciałbym dowiedzieć się od Beaty Szydło, czy to jest program partii, czy program przyszłego rządu. Jeśli tak, to nie głosujcie na Prawo i Sprawiedliwość, bo ta partia zagraża bezpieczeństwu narodowemu.

Macierewicz mówi stanowczo, że PiS na pewno nie zgodzi się na zakup francuskich caracali. Pan również krytykował ten przetarg.

– Krytykowałem, ale formułę przetargu. Chodziło głównie o zasadę jednej platformy dla wielu rodzajów śmigłowca. Jednak w obecnej sytuacji wybór śmigłowca Caracal produkcji Airbusa wydaje mi się najlepszy. Jeżeli chodzi o krytykę tego zakupu, Macierewicz posługuje się półprawdami i całymi nieprawdami, które go kompromitują jako byłego wiceministra obrony narodowej i wieloletniego posła komisji obrony narodowej. Np. stwierdza, że caracal jest przestarzały, a w armii francuskiej lata 15 tego rodzaju maszyn. Nie 15, ale 20, choć ta pomyłka to drobiazg. Istotne jest to, że śmigłowce, jakich używa armia francuska, czyli pumy i cougary, są jeszcze starsze. Każdy, kto zajmuje się obronnością, wie, że nie wymienia się starszego dobrego sprzętu, dopóki nie wyczerpią się jego resursy. Wiadomo, że pumy i cougary będą latały, póki wypełniają swoje zadania, a potem zastąpią je caracale. W sprawie przetargu MON posługuje się mało zrozumiałym stwierdzeniem, że inne śmigłowce nie wypełniły warunków formalnych. A chodzi o to, że S-70i, czyli Black Hawk, został nam zaoferowany w wersji bez uzbrojenia, a AW-149 – na początku w wersji treningowej. Tego ostatniego śmigłowca nie ma jeszcze w służbie w żadnej armii świata. Nie rozumiem, dlaczego Macierewicz narzeka na wiek Caracala, skoro wspiera Black Hawka, który nie jest konstrukcją szczególnie młodszą.

Beata Szydło nie stawiała sprawy tak ostro.

– To bardzo dziwne. W sierpniu Beata Szydło odwiedziła zakłady w Świdniku i wyrażała się umiarkowanie. Mówiła, że decyzje należą do obecnego rządu, że sprawę trzeba sprawdzić. Było to już po rozmowie wicepremiera Tomasza Siemoniaka z prezydentem Andrzejem Dudą, który dostarczył mu wiedzy i naświetlił uwarunkowania tej transakcji. Obecna radykalna wypowiedź Macierewicza w kontekście tego, co wcześniej mówiła Szydło, jest niezrozumiała.

W co w takim razie gra Antoni Macierewicz?

– Uważam, że postanowił wykorzystać sytuację w kampanii wyborczej. Być może czuje się zagrożony na swojej pozycji i chciałby narzucić PiS własną linię. Przeforsować własne rozwiązania. Chciałby poprzez ten wywiad i podobne wypowiedzi zmusić PiS, a także prezydenta Andrzeja Dudę do przyjęcia swojej optyki. Choćby przez to, że PiS będzie się bało zdezawuować tak silnego polityka. Dlatego potrzebna jest jakakolwiek reakcja Beaty Szydło na te zdumiewające słowa.

DornŻarty

wyborcza.pl

Nowe tajemnice płyty CBA. Co mówili nagrani politycy

Wojciech Czuchnowski, Mariusz Jałoszewski, 30.09.2015

Zbigniew Rynasiewicz, Elżbieta Bieńkowska, Włodzimierz Karpiński

Zbigniew Rynasiewicz, Elżbieta Bieńkowska, Włodzimierz Karpiński (fot. PATRYK OGORZAŁEK , SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Podsłuchany wiceminister o zwolnionym szefie Instytutu Transportu Samochodowego: „On sam sobie wypłacał [pieniądze] za projekty europejskie, sam ze sobą podpisywał umowy, 400 tys. sobie wziął. I zapłacił ekspertom, którzy zrobili mu opinię, że mógł to sobie wziąć”.

W lutym CBA przekazało prokuraturze płytę z 11 nagraniami z afery podsłuchowej. Nie ujawnia, skąd ma ten materiał. Na płycie są głównie rozmowy członków rządu i szefów spółek skarbu państwa. W kilku sprawach wszczęto osobne śledztwo.

To, że CBA ma nieznane dotąd nagrania, okazało się w marcu po jednym z posiedzeń sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Wychodząc ze spotkania, prokurator generalny Andrzej Seremet i prowadząca śledztwo podsłuchowe prok. Anna Hopfer ujawnili dziennikarzom, że śledczy dostali z CBA nowe materiały.

Oburzyło to szefa CBA Pawła Wojtunika, który zarzucił prokuratorom ujawnienie informacji o tajnej operacji. Właśnie w jej trakcie agenci Wojtunika zdobyli nagrania. Wojtunik do dzisiaj nie chce ujawnić – nawet prokuraturze – w jaki sposób dostało je CBA. Powołuje się na tajemnicę państwową. Z przecieków wynika, że nagrania miał rozpracowywany przez Biuro biznesmen, a przekazał mu je Marek Falenta oskarżony o zlecanie nielegalnych podsłuchów kelnerom warszawskich restauracji.

Z akt śledztwa podsłuchowego, które są teraz w sądzie, wynika, że CBA nie udostępniło prokuraturze nawet oryginalnych nośników, na których były zarejestrowane rozmowy, lecz przekazało płytę, na którą zgrał je funkcjonariusz. Oficjalnie nie ma też śladu, by CBA odsłuchiwało nagrania. Do płyty – przekazanej przez Wojtunika bezpośrednio do gabinetu Seremeta – CBA dołączyło opis, że zawiera ona „pliki dźwiękowe w postaci nagrań rozmów polityków, członków rządu i biznesmenów zarejestrowanych najprawdopodobniej w lokalu gastronomicznym Sowa & Przyjaciele”. Przesłuchiwany przez prokuraturę Łukasz N., kelner z Sowy, który zakładał podsłuchy, potwierdził, że to on nagrywał i nagrania dał Falencie (do niczego się nie przyznaje).

Kto jest nagrany?

CBA przekazało do prokuratury podsłuchy z okresu od lata 2013 do wiosny 2014. Na płycie są rozmowy: Sławomira Nowaka (ministra transportu), Zbigniewa Rynasiewicza (wiceministra infrastruktury), Włodzimierza Karpińskiego (ministra skarbu), Zdzisława Gawlika (wiceministra skarbu) i Krzysztofa Kwiatkowskiego (prezesa NIK); prezesa PZU Andrzeja Klesyka z wiceprezesem Ryszardem Trepczyńskim; Klesyka z Lechem Wałęsą; Krzysztofa Kwapisza (biznesmena), Tomasza Tomczykiewicza (wiceministra gospodarki); Bartosza Arłukowicza (ministra zdrowia), Elżbiety Bieńkowskiej (wicepremier, minister infrastruktury); Bieńkowskiej i Tomasza Misiaka (biznesmena, wspólnika Falenty, b. senatora PO); Patrycji Zielińskiej (prezes Bumaru) i Rynasiewicza; Bieńkowskiej, Karpińskiego i Rynasiewicza; Rafała Baniaka (wiceministra skarbu); Wojciecha Balczuna (prezesa PKP Cargo); Rynasiewicza i Zielińskiej; Karpińskiego z zarządem Azotów Puławy; Bieńkowskiej z Nowakiem; Waldemara Pawlaka z PSL z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem (ministrem pracy z PSL).

Rozmowy dotyczą różnych spraw i trudno znaleźć wspólny mianownik. Według źródeł „Wyborczej” prokuratura przypuszcza, że nagrania były prezentowane jako rodzaj wersji demo przez kogoś, kto oferował ich sprzedaż.

Wszystkich uczestników tych rozmów wezwała prokuratura. Większość zażądała ścigania sprawców podsłuchów i ma w śledztwie status pokrzywdzonych – w sumie 97 osób.

„Powinien siedzieć…”

Prowadząca sprawę prokuratura Warszawa-Praga wykorzystała nagrania nie tylko w śledztwie podsłuchowym. Śledczy badali, czy w rozmowach nie ma śladów łamania prawa przez ich uczestników. W trzech znaleźli wątki mogące być podstawą do nowych postępowań.

Po odsłuchaniu rozmowy Bieńkowska – Karpiński – Rynasiewicz uznali, że trzeba sprawdzić stare oświadczenie majątkowe wiceministra infrastruktury, bo ten bał się, co będzie, „jak zobaczą jego oświadczenie po PSL” (był w tej partii w latach 90.). Kolejna podejrzana sprawa pojawia się w rozmowie szefowej Bumaru z Rynasiewiczem. Chodzi o Andrzeja W., szefa Instytutu Transportu Samochodowego. Oficjalnie jesienią 2013 r. został zwolniony za „bałagan z egzaminami na prawo jazdy”. Rynasiewicz przedstawia to tak: „On zrobił taką rzecz, słuchajcie, jego musiało się zwolnić albo do prokuratury. On sam sobie wypłacał [pieniądze] za projekty europejskie, sam ze sobą podpisywał umowy, 400 tys. sobie wziął. I najlepsze, że zapłacił w Warszawie ekspertom, którzy zrobili mu opinię, że tak naprawdę to mógł to sobie wziąć. Mógłby siedzieć, bo sam ze sobą podpisał te umowy, sam sobie zlecił, sam podpisał i sam wypłacił”. Rynasiewicz dodaje, że dyrektor „kilka razy go oszukał perfidnie”, zapewniając, że poprawi działanie systemu o nazwie E-kierowca. Rynasiewicz: „Mówię mu, no chłopie, weź to, k…, zrób, wpisałem mu datę, ale nie dotrzymał…”.

Bieńkowska o kontroli NIK

W kolejnej rozmowie (Nowak – Rynasiewicz – Karpiński – Gawlik – Kwiatkowski) prokuratura dopatruje się przecieku informacji o akcji CBA w Głównym Inspektoracie Transportu Samochodowego. Jeden z jej uczestników (nie wiadomo kto) stwierdza: „Bartek uprzedził mnie dzień wcześniej, że tam prawdopodobnie będą wchodzić, ale ja mam do tego dość lekki stosunek”. Kim jest Bartek, na razie nie ustalono. W tej samej rozmowie min. Karpiński narzeka, że państwo utopiło 400 mln zł w spółce LOT, ale nie może pozwolić jej zbankrutować, bo byłoby to „samobójstwo polityczne”. Jak mówi, nie można dopuścić, by „nasze rządy były pod znakiem bankructwa narodowego przewoźnika, więc tak naprawdę nie mamy wyjścia, musimy to dalej ciągnąć, ale wykorzystać tę szansę, by zmusić ich [LOT] do naprawdę bolesnych rzeczy” [czyli radykalnych oszczędności]. Ostatnia rzecz, na którą zwróciła uwagę prokuratura, to wątek poruszony w rozmowie Kwapisz – Tomczykiewicz – Arłukowicz – Bieńkowska. Chodzi o kontrolę NIK wykorzystania funduszy unijnych w służbie zdrowia. Bieńkowska mówi, że posłuży się wynikami kontroli z 2011 r. i zrobi tak, „by wyszło dobrze”. Bieńkowska: „To znaczy wiadomo, że to nie jest prawda, ale co, kto będzie te pieniądze zwracał? Ja wiem, jak jest, kontrole robiliśmy po to, żeby wyszło, że jest dobrze. A jest źle, ale to są setki milionów złotych”.

W tej samej rozmowie pojawia się inny wątek. Jeden z jej uczestników załatwia przez telefon posadę asystentki w Brukseli dla jakiejś Diany. „Ty masz od 1 lipca pracę, ale kto ci mówi, żebyś ty chodziła do pracy. Masz etat, a nie to, że masz chodzić do roboty, bo wiesz, to jest różnica. Będziesz tam referentką do spraw różnych, no i tyle, nie będziesz się ruszać, będziesz leżeć…”. Nie wiadomo, kto to mówi. Prokuratura zajęła się tą sprawą.

Zobacz także

noweNagraniaPolityków

wyborcza.pl

Kampania wyborcza to dla Tyma koszmar. „Pisowskie wiedźmy i platformiane topielice chwytają szponami”

klep, 30.09.2015

Stanisław Tym jest satyrykiem i publicystą

Stanisław Tym jest satyrykiem i publicystą (Fot. Michał Mutor / Agencja Gazeta)

„Pisowskie wiedźmy i platformiane topielice szponami za łeb łysy mnie chwytają i bujdami obietnic mamią. Coraz więcej tych straszydeł” – opisuje kampanię wyborczą Stanisław Tym w „Polityce”.

 

Kampania wyborcza musi być dla Stanisława Tyma traumatycznym przeżyciem. Opisuje ją w „Polityce” jako zjazd – na własnym tyłku – ze szklanej góry. „Świst powietrza taki, że uszy urywa” – podkreśla. A zbocze osnute jest mgłą, coraz gęstszą, z której wyłaniają się „zjawy ryjaste” szerząc zęby. „Pisowskie wiedźmy i platformiane topielice szponami za łeb łysy mnie chwytają i bujdami obietnic mamią. Coraz więcej tych straszydeł” – pisze publicysta.

Niemiec zły, Niemiec dobry

I tak Tym nadziwić się nie może stwierdzeniom jednej ze zjaw, Jarosława Kaczyńskiego. W Poznaniu mówił, że to Polacy jako pierwsi stawili opór niemieckiemu hitleryzmowi, czyli po prostu Niemcom. I, jak zauważa Tym, dziś także trzeba stawiać im opór, bo ci sami Niemcy rządzić chcą całą Unią Europejską. Po chwili jednak Niemcy stają się wzorem i przykładem, bowiem prezes PiS stwierdził, że przeciętny Polak powinien być w takiej sytuacji ekonomicznej jak przeciętny Niemiec.

 

A to nie wszystko. Tym zwrócił też uwagę na często powtarzane przez PiS słowa o rozkładzie państwa. Jaka jest rada? Zmiana złego prawa, ale nie według zachodnich wzorów, gdyż „to, co się sprawdziło w krajach, w których demokracja jest dużo bardziej ugruntowana, w Polsce się po prostu nie da przeprowadzić” – mówił Jarosław Kaczyński. Zdaniem prezesa PiS wrócić należy do „naszych rozwiązań”. „Naszych, to znaczy jakich?” – dziwi się Tym. „Tych ze Zbigniewem Ziobrą, Mariuszem Kamińskim i Antonim Macierewiczem? A poza tym, drodzy panowie, demokracja to taka dama, że im starsza, tym bardziej sexy” – kwituje.

Więcej w „Polityce” >>>

Zobacz także

 

TOK FM

  • „Świecka szkoła” zebrała 100 tys. podpisów pod inicjatywą obywatelską
mkd, PAP, 29.09.2015

Inicjatywa

Inicjatywa „Świecka szkoła” ma 100 tys. podpisów. Na zdj. Leszek Jażdżewski (Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

100 tys. podpisów zebrano pod obywatelską inicjatywą ustawodawczą „Świecka szkoła” – poinformowali organizatorzy akcji. Celem inicjatywy jest zaprzestanie finansowania religii z budżetu państwa i przeznaczenie środków np. na dodatkowe lekcje języków obcych.

 

– Zebraliśmy 100 tysięcy podpisów – poinformował na briefingu jeden z inicjatorów akcji, redaktor naczelny magazynu „Liberte!” Leszek Jażdzewski. Jak dodał, podpisy muszą być teraz zweryfikowane.

– 5 października złożymy podpisy w Kancelarii Sejmu. Kontaktowaliśmy się z marszałek Sejmu Małgorzatą Kidawą-Błońską, chcemy się z nią spotkać. Jeśli się nie uda, to projekt złożymy w biurze podawczym – zapowiedział Jażdżewski.

 

„Ludzie nie mają nic przeciwko religii, tylko pazerności Kościoła”

Według organizatorów akcji lekcje religii w szkole kosztują obywateli 1 miliard 350 milionów złotych, dlatego proponują, by za te środki opłacić uczniom np. dodatkowe lekcje języków obcych czy stworzyć nowe pracownie informatyczne w szkołach.

– Ludzie nie mają nic przeciwko religii. Zależy im tylko na tym, by nie była finansowana ze wspólnego budżetu. Polacy są bardziej otwarci niż episkopat i politycy, którzy ich reprezentują. Mają jednak problem z pazernością Kościoła – podkreślił Jażdżewski.

– My chcemy, by religia zamiast przedmiotu obowiązkowego, z którego ocena jest na świadectwie i na który chodzi się pod presją, stała się przedmiotem dodatkowym – podkreśliła jedna z uczestniczek akcji Bożena Przyłuska.

Politycy poprą inicjatywę?

Organizatorzy zapowiedzieli, że będą wysyłać wiadomości do komitetów wyborczych, pytać polityków podczas kampanii wyborczej o ich stosunek do akcji i zachęcać, by oni również złożyli podpisy pod inicjatywą.

Zbiórka podpisów rozpoczęła się w połowie sierpnia. Projekt poparli m.in. prezydent Słupska Robert Biedroń, były mistrz świata w boksie Dariusz Michalczewski, profesor Jerzy Vetulani, dziennikarka Eliza Michalik, pisarka Manuela Gretkowska, dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu Maciej Nowak, a także politycy m.in. Ryszard Kalisz, Janusz Palikot, Barbara Nowacka, Jan Hartman.

„Świecka szkoła” była już w Sejmie

1 września w Sejmie odbyło się wysłuchanie publiczne dotyczące inicjatywy „Świecka szkoła”. Wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka mówiła wówczas, że po 25 latach od momentu wprowadzenia religii do szkół należy się zastanowić, co dalej: czy katecheza ma w szkole zostać, czy czas na zmiany.

Dodała, że szukała pozytywnych aspektów nauczania religii w szkole i znalazła tylko jeden – wygodę, że dzieci mają zajęcia z katechezy w tym samym miejscu co inne lekcje. – Innego pozytywnego aspektu nie widzę. Widzę same negatywy – zaznaczyła.

świeckaSzkołazebrała

TOK FM

Ksiądz Oko pod lupą

Michał Wilgocki, 30.09.2015

Ks. Krzysztof Charamsa, ks. Dariusz Oko

Ks. Krzysztof Charamsa, ks. Dariusz Oko (fot. GRAŻYNA MAKARA, SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Poczynania ks. Dariusza Oko są jaskrawym przykładem języka przemocy popartej dużą dozą banalnej niekompetencji – oskarża ks. Krzysztof Charamsa z watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Brak reakcji polskich władz kościelnych nazywa skandalem

– Środowisko teologiczne wydaje się milcząco akceptować w dywagacjach ks. Oko głos swego wybijającego się reprezentanta. Podobnie czyni Konferencja Episkopatu Polski, która brakiem reakcji na aberracje językowe czy umysłowe swego eksperta zdaje się je popierać – czytamy w tekście „Teologia i przemoc” w dzisiejszym „Tygodniku Powszechnym”. Jego autorem jest ks. Krzysztof Charamsa, doktor teologii z watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary.

To pierwszy tak znaczący i mocny głos człowieka Kościoła w sprawie ks. Oko. Do tej pory w jego sprawie wypowiadał się tylko ks. Józef Kloch, do niedawna rzecznik Episkopatu. Robił to ostrożnie i nigdy z własnej inicjatywy, zawsze była to odpowiedź na pytania dziennikarzy. Na przykład w ubiegłym roku w Radiu TOK FM: – Widziałem fragmenty wypowiedzi księdza profesora Oko, to nie ten język, to nie jest język człowieka nauki – mówił.

Watykański urzędnik stanowczo ocenia wypowiedzi księdza z Krakowa, jedną po drugiej.

Ks. Oko mówi na wykładach lub w programach telewizyjnych, że nie należy czytać napisanych przez „maniaków seksualnych” publikacji naukowych na temat gender studies, bo „nie trzeba czytać całego >>Mein Kampf<<, żeby wiedzieć, co tam jest”.

Ks. Charamsa odpowiada: – Nie można zapraszać chrześcijan do niepoznania i zarazem podjudzać do wydawania ostrych osądów aksjologicznych na temat tego, co niepoznane. Jest to logika eliminowania przeciwników przez „palenie ich książek na stosie”, niedaleka dżihadu i krucjaty.

Ks. Oko lubi też pokazywać statystyki. Przykład: w odpowiedzi na zarzut, że Kościół milczy na temat pedofilii, odpowiada, że „na tysiąc przypadków pedofilii za 400 odpowiadają geje, a tylko za jeden – ksiądz”. Taką manipulację statystykami ks. Charamsa nazywa „przemocą intelektualną”.

– Bywają to często dane fałszywe lub uproszczone, a przywołuje je osoba pozbawiona kompetencji w skomplikowanych naukach statystycznych – pisze ks. Charamsa. – Nie można używać danych w celu zohydzenia innych ludzi w oczach katolickich odbiorców.

Ks. Charamsa ostro krytykuje też słowa ks. Oko, że „seks gejowski to jest tak jakby tłok silnika zamiast w cylindrze poruszał się w rurze wydechowej”. – Podjęcie tematu stosunków analnych przez katolickiego eksperta może być konieczne, ale z poszanowaniem powagi nauki, jaką reprezentuje, i właściwym językiem. Teolog nie może sobie pozwolić na karykaturalne przedstawianie życia intymnego, nawet jeśli nauka katolicka osądza negatywnie tego typu zachowania seksualne – pisze duchowny w „Tygodniku Powszechnym”.

– Mistrz słowa, ks. Janusz Pasierb, mawiał o tym, co słyszy się z ust duchownych, że nieraz jest to tylko „posłodzona woda święcona”. W przypadku tego, czego naucza duchowny Oko, słodycz należałoby zastąpić siarczystym kwasem przemocy i nienawiści – kończy tekst ks. Charamsa.

– To ważna wypowiedź, autor został przedstawiony jako urzędnik Kongregacji Nauki Wiary i drugi sekretarz Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Artykuł nie ma charakteru „wypowiedzi Watykanu”, ale jego rangę istotnie podnosi urzędowe umocowanie autora – mówi „Wyborczej” prof. Tomasz Polak, w latach 1997-2002 członek watykańskiej Komisji Teologicznej.

Ks. Charamsa ma 43 lata. Od 2009 r. wykłada w Rzymie teologię. Pracuje w sekcji doktrynalnej watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Jako drugi sekretarz Międzynarodowej Komisji Teologicznej analizuje na potrzeby Watykanu najważniejsze problemy współczesnej teologii.

Tygodnik Powszechny 'Teologia i przemoc'„Teologia i przemoc”

Poczynania ks. Dariusza Oko są jaskrawym przykładem języka przemocy popartej dużą dozą banalnej niekompetencji – oskarża w „Tygodniku Powszechnym” ks. Krzysztof Charamsa z watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary

Zobacz także

watykański

wyborcza.pl

Andrzej Duda nie wystąpi u Kuby Wojewódzkiego. „Występ w tego typu programie nie licuje z powagą urzędu”

mk, 30.09.2015
Byłby to występ „nie licujący z powagą urzędu” – poinformowało Biuro Prasowe Kancelarii Prezydenta. To odpowiedź na zaproszenie, które Wojewódzki ponawia od początku jesiennego sezonu swojego show.

Andrzej Duda przemawia w ONZ

Andrzej Duda przemawia w ONZ (Seth Wenig / AP (AP Photo/Seth Wenig))

 

Portal Wirtualnemedia.pl podał, że prezydent nie wystąpi w tym programie. – Do Kancelarii Prezydenta nie wpłynęło zaproszenie dla Pana Prezydenta Andrzeja Dudy do udziału w show „Kuba Wojewódzki” – poinformowała Katarzyna Adamiak-Sroczyńska, dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta.

Duda nie skorzysta

Z jej wypowiedzi dla Wirtualnychmediów.pl możemy wnioskować, że Duda na pewno nie będzie gościem Wojewódzkiego, gdyż „Występ w tego typu programie nie licuje z powagą urzędu” – powiedziała Adamiak-Sroczyńska.

 

Wojewódzki wielokrotnie na antenie zapraszał Andrzeja Dudę. – Prezydent, tak jak ja, ma własny program. Pomyślałem, że zaproszę go, żebyśmy mogli o nich porozmawiać. Panie Andrzeju, zapraszam serdecznie. Wzywa pan ludzi do odbudowania wspólnoty. To jest świetne miejsce, bo trudno chyba dzisiaj o ludzi, którzy są od siebie dalej niż my – mówił do kamery Kuba Wojewódzki.

Prezydenci na kanapie talk-show

Portal przypomina, że przed drugą turą wyborów prezydenckich na kanapie w programie telewizji TVN usiadł były prezydent Bronisław Komorowski. Odcinek z jego udziałem, wyemitowany 19 maja, był najchętniej oglądanym w całym sezonie wiosennym. Przed telewizorami zasiadło 2,1 mln widzów.

Problemów z „licowaniem z powagą urzędu” nie ma Barack Obama. Prezydent USA od 2009 roku jest częstym gościem programów telewizyjnych. Kilka miesięcy po zaprzysiężeniu pojawił się u Jaya Leno w „The Tonight Show”, stając się pierwszym w historii prezydentem Stanów Zjednoczonych na kanapie w talk-show.

Od tamtej pory regularnie pojawiał się na antenie u takich amerykańskich gwiazd jak Jimmy Fallon, Jimmy Kimmel, Jon Stewart czy Ellen DeGeners, z którą – jeszcze jako kandydat na prezydenta – tańczył do jednej z piosenek Beyonce.

andrzejDudaNieWystąpi

gazeta.pl