PiS (24.06.2015)

 

Pielęgniarki nie chcą podwyżki od Ewy Kopacz. Według nich 300 zł miesięcznie to „ochłapy” i żądają 1500 zł

Strajkujące pielęgniarki.
Strajkujące pielęgniarki. Agencja Gazeta/ Cezary Aszkiełowicz

Premier Ewa Kopacz pojawiła się na wtorkowym spotkaniu pielęgniarek w Ministerstwie Zdrowia, by zaoferować im 300 zł podwyżki miesięcznie. Związek pielęgniarek i położnych chce podwyżek o 1500 złotych.

Ewa Kopacz podczas spotkania zaproponowała podwyżkę o 300 złotych, na którą związek nie chce się zgodzić. Przewodnicząca związku Lucyna Dargiewicz nazywa propozycję „ochłapem” – relacjonuje „Gazeta Wyborcza”. W rozmowach brali udział nowy minister zdrowia Marian Zembala, prezes NFZ Tadeusz Jędrzejczyk i wiceministrowie zdrowia.

W zeszłym tygodniu, podczas spotkania w Wyszkowie, minister Zembala zapowiedział wrześniową podwyżkę płac tylko o 300 złotych. W praktyce to dyrektorzy szpitali zadecydują o podwyżkach indywidualnie, biorąc pod uwagę fachowość, doświadczenie i umiejętności pielęgniarek ze swojej placówki. Związek pielęgniarek i położnych stwierdził, że to rozwiązanie przyczyni się do większych konfliktów w ich środowisku.

Pielęgniarki doceniły natomiast wolę współpracy przedstawicieli rządu. W przyszły poniedziałek mają otrzymać szczegółowe propozycje, którymi zajmą się dwa zespoły, które postarają się rozwiązać kwestię podwyżek i wpisywania pielęgniarek do rejestru zamówień NFZ. Związek w obawie przed tym, że obietnice są przedwyborczą grą zapowiedziały, że są gotowe na jesienne strajki.

Związek pielęgniarek i położnych już pięć razy wysyłał prośbę do premier Kopacz o spotkanie. To, które odbyło się we wtorek było jej pierwszym od momentu przejęcia przez nią stanowiska.

Źródło: Gazeta Wyborcza

 

Kazimiera Szczuka: Beata Szydło nie ma charyzmy

Kazimiera Szczuka mówi, że pojedynek Ewy Kopacz i Beaty Szydło nie jest pojedynkiem równorzędnych rywalek
Kazimiera Szczuka mówi, że pojedynek Ewy Kopacz i Beaty Szydło nie jest pojedynkiem równorzędnych rywalek Fot. Sławomir Kamiński / AG

– Beata Szydło miała kilka dziwnych wpadek i nie ma charyzmy. Ona się nie uśmiecha, nie wiedziała nawet, w którym roku Polska przystąpił do Unii Europejskiej…. – mówi w „Bez autoryzacji” feministka Kazimiera Szczuka.

Przed wyborami parlamentarnymi mamy pojedynek kobiet: Ewy Kopacz i Beaty Szydło. To starcie równorzędnych rywalek?

Nie wiem, czy można mówić o pojedynku. Może czegoś nie zauważyłam, ale Beata Szydło nie została chyba przewodniczącą partii? Słyszeliśmy tylko obietnicę czy zapowiedź, że ma zostać premierem, jeśli PiS wygra wybory. Ale na razie to gruszki na wierzbie. Takich kandydatów prezes już wskazywał i nic z tego nie wynikało. A obecność kobiet na głównej scenie polityki trzeba traktować zupełnie normalnie. Dobrze, że są, ale liczy się też jakość. Polityczka, która nie interesuje się agendą praw kobiet, nie będzie się tym zajmować i fakt, że jest kobietą nie poprawi sytuacji kobiet w Polsce. Ale, w ogólnym sensie, to dobrze, bo przynajmniej widzimy kobietę w poważnej roli.

Szydło jest “paprotką” Kaczyńskiego? Mnożą się komentarze, że jej kandydatura ma wyłącznie wymiar wizerunkowy, a premierem i tak będzie prezes PiS.

Po co używać słowa “paprotka”? Przecież nikt nie ma wątpliwości, że Beata Szydło odniosła sukces. To ona zarządzała kampanią prezydenta – elekta. Nie widzę powodu, by ją tak nazywać. Jeśli chodzi o jej kandydaturę, to oczywiście czym innym jest organizowanie kampanii, a czym innym sprawowanie władzy. Pani Beata Szydło miała kilka dziwnych wpadek a jej ekspresja, mowa ciała, mimika i ogólna aura nie tworzą jakiejś szczególnej charyzmy. Ale dokładnie to samo można powiedzieć o Jarosławie Kaczyńskim, a jednak on przekonuje ludzi i wciąga w swoje knowania. Więc trudno wyrokować.

Szydło byłaby lepszym premierem niż on?

Jarosław Kaczyński nie jest dobrym kandydatem na premiera. Jak pamiętamy, stworzył rząd, który jego agresję, podejrzliwość i spiskowe teorie skierował przeciwko własnej koalicji. To są wręcz kompetencje ujemne do sprawowania władzy. Na temat pani Szydło nie wiemy wiele.Sądziła, że wstąpiliśmy do UE w 1993. To dziwne. Ale na pewno świetnie zarządzała kampanią prezydencką.

Być może zostanie szybko zastąpiona, tak jak to się stało z Kazimierzem Marcinkiewiczem. Jarosław Kaczyński jest przebiegły.

Czyli Szydło pasuje pani bardziej niż Kaczyński?

Pani Szydło mi nie pasuje, bo jestem przeciwniczką PiS-u. Natomiast zapewne pasuje wyborcom PiS i to jest tutaj najważniejsze. Premier Kopacz działa, pracuje, podejmuje decyzje. Wiele na nią spada krytyki, ale nie zamierza się poddawać. Może jest chwiejna, nie wiadomo, czy jej plan to skręt w lewo czy w prawo, ale to przecież istota działania całej platformy. Teraz premier Kopacz musi wyjść z oblężenia, nie sądzę, aby chciała przekazać to zadanie komuś innemu. Krótko mówiąc – rządzi w niełatwej sytuacji. No a jeśli idzie o panią Beatę Szydło to na razie wiemy, że wypromowała prezydenta elekta. To sukces, ale jeszcze nie prognoza jej własnej przywódczej roli.

Kopacz w PO, Szydło w PiS, w Twoim Ruchu Barbara Nowacka, w SLD Paulina Piechna-Więckiewicz. Dlaczego nagle partie wystawiają na pierwsze linie kobiety?

Widocznie widzą wreszcie, że to jedyna nadzieja na zmianę. Paulina Piechna-Więckiewicz i Barbara Nowacka zasiadają w zespole programowo-organizacyjnym, który przygotowuje podstawy wspólnej listy lewicy. To bardzo dobrze. O kobietach mówi się, że mają więcej zdolności negocjacyjnych. Poza tym jedna i druga to urodzone liderki. Działając na rzecz koalicji lewicy dają więcej nadziei niż Leszek Miller i Janusz Palikot.

naTemat.pl

Olejnik zagięła Kempę, która wspierała naprotechnologię. „Co to? Nie powiem pani, nie jestem lekarzem”

We wtorkowej "Kropce nad i" poruszono m.in. temat in vitro i naprotechnologii.
We wtorkowej „Kropce nad i” poruszono m.in. temat in vitro i naprotechnologii. Zrzut ekranu z audycji na antenie TVN24

We wtorkowej „Kropce nad i” – jak to często bywa – było gorąco. Jednak największe emocje wzbudził ostatni temat rozmowy pomiędzy Moniką Olejnik a posłankami Joanną Muchą i Beatą Kempą: in vitro. Temat, który okazał się polityczną miną dla jednej z nich.

Prowadząca program Monika Olejnik przypomniała, że m.in. Roman Giertych apeluje, by PO wycofała się ze swojego projektu in vitro. Jego zdaniem to on doprowadził do skrętu Platformy w lewo. – Marek Jurek też apeluje, żeby się wycofać, biskupi grzmią, żeby na tym posiedzeniu Sejmu nie było tej najbardziej liberalnego projektu ustawy o in vitro – mówiła Monika Olejnik, czym rozpętała najbardziej emocjonujący fragment swojego programu.

Joanna Mucha tłumaczyła, dlaczego ta ustawa jest Polsce i Polakom potrzebna. – Pracowałam w komisji bioetycznej, więc znam sprawę dość dobrze. W moim głębokim przekonaniu jest potrzebna ta ustawa, żeby chronić zarodki poddawane tej procedurze. W tej chwili nie mamy żadnych uregulowań, a Polacy chcą tej ustawy – mówiła posłanka PO.

W tym momencie wkroczyła Beata Kempa. – No właśnie, wszystko robicie delikatnie mówiąc nie od tej strony, a gdybym chciała powiedzieć dosadniej, to byłoby brzydziej – zaczęła. Potem – ze względu na wchodzenie w zdanie i przekrzykiwanie się – momentami ciężko już nawet było zrozumieć, co kto mówi.

Kempa przypomniała, że ona nie podpisała się pod konserwatywnym projektem prawicy, która zakładała m.in. karanie więzieniem za in vitro. – Co z tego, że odpowiadacie na zapotrzebowania Polaków, skoro robicie to źle. Wiele osób, które przeczytały projekt PO, widzi zagrożenia. Strumień pieniędzy, który ma być przekierowany z budżetu powinien mieć podłoże legislacyjne – dodała.

I tutaj Beata Kempa wyszła z alternatywą naprotechnologii. – Czytałam opracowania – mówiła, jednocześnie przekonując, że warto wspierać medycynę w tym zakresie.

Wtedy jej wywód przerwała Monika Olejnik, która chciała wyjaśnić telewidzom, czym jest naprotechnologia. – Co to jest, na czym polega ten rodzaj leczenia niepłodności – zapytała posłankę Kempę.

– Nie jestem lekarzem, więc nie powiem pani – odpowiedziała krótko polityk, twierdząc tylko, że to „kompleksowe leczenie niepłodności”. Z wyjaśnieniem lepiej szło już Joannie Musze, która nakreśliła ogólną teorię naprotechnologii. No cóż, jeśli ktoś jest zwolennikiem (lub przeciwnikiem) konkretnej metody, przynajmniej warto potrafić ją wyjaśnić.

Wszystkich, których interesuje ten rodzaj leczenia niepłodności zapraszamy tutaj, gdzie dokładnie wyjaśniliśmy ten termin.

naTemat.pl

Duda: „Zaraz po zaprzysiężeniu złożę projekt ustawy dot. wieku emerytalnego”. „Solidarność” ma go opiniować?

dudaZapowiada
mil, PAP, 24.06.2015
5 maja 2015. Przewodniczący

5 maja 2015. Przewodniczący „Solidarności” Piotr Duda (z lewej) i kandydat PiS na prezydenta RP Andrzej Duda podpisali wczoraj w Warszawie umowę programową (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

– To będzie mój absolutnie pierwszy projekt – powiedział Andrzej Duda, informując, że jeszcze w sierpniu zamierza złożyć projekt ustawy dot. wieku emerytalnego. – Prezydent mówił, że w jak najszybszym czasie przekaże go „Solidarności”, byśmy mogli go zaopiniować, ewentualnie wnieść nasze poprawki – powiedział z kolei szef „S” Piotr Duda.

 

Andrzej Duda spotkał się dzisiaj z szefem NSZZ „Solidarność” Piotrem Dudą, w rozmowie uczestniczył też szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Później dołączył do nich prezes NBP Marek Belka.

– Spotkanie dotyczyło przede wszystkim podstawowego zobowiązania, jakie podjęliśmy z Komisją Krajową Solidarności w czasie kampanii wyborczej, dotyczącego ustawy obniżającej wiek emerytalny. Omawialiśmy założenia projektu, w jakim kierunku zmiany powinny podążać – powiedział Andrzej Duda.

 

Zaznaczył, że projekt będzie zakładał obniżenie wieku emerytalnego, dobrowolność przechodzenia na emeryturę w połączeniu z 40-letnim okresem składkowym. – Do uwzględnienia jest kwestia kobiet. Pamiętajmy, że mają okresy, w których przebywają na urlopach macierzyńskich. Trzeba ukształtować ustawę, aby była dla nich korzystna – podkreślił Duda.

„To będzie mój absolutnie pierwszy projekt”

Podczas spotkania ustalono harmonogram prac, termin dalszych spotkań i termin, w jakim będzie składany projekt. Duda zaznaczył, że jest on prawie całkowicie gotowy. – Chciałbym, aby w sierpniu został złożony. To będzie mój absolutnie pierwszy projekt – dodał.

Przed wyborami prezydenckimi, w maju, Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność” udzieliła poparcia Andrzejowi Dudzie. Podpisana została wtedy „Umowa programowa” między ówczesnym kandydatem PiS na prezydenta a KK. Niektóre z postulatów, do realizacji których zobowiązały się strony umowy, to obniżenie wieku emerytalnego, wyeliminowanie umów śmieciowych i podwyższenie płacy minimalnej.

„Pan prezydent przekaże ‚S’ projekt do zaopiniowania”

– Pan prezydent potwierdził to, że najpilniejszy jest projekt zmiany ustawy o wieku emerytalnym i kwoty wolnej od podatku. Czekamy na projekt prezydenta. Mówił, że w jak najszybszym czasie przekaże go nam, żebyśmy mogli, jako „Solidarność” go zaopiniować, ewentualnie wnieść nasze poprawki – powiedział po spotkaniu szef „S” Piotr Duda.

W „Umowie programowej” zawartej z „Solidarnością” Andrzej Duda zadeklarował m.in., że będzie prowadził politykę zmierzającą do obniżenia wieku emerytalnego i powiązania uprawnień emerytalnych ze stażem pracy, a także zapewnienia rodzinom wychowującym dzieci dodatkowego wsparcia.

Zobowiązał się też do „przywrócenia odpowiedzialności państwa za zdrowie obywateli i reformy szkolnictwa”, skutecznej walki z ubóstwem i wykluczeniem społecznym, w tym zwiększenia wysokości progów dochodowych uprawniających do świadczeń socjalnych, oraz do wprowadzenia sprawiedliwego systemu podatkowego.

Elementy programu Dudy zbieżne z celami „S”

Umowa mówi również o zapewnieniu wzrostu minimalnego wynagrodzenia do poziomu 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej, wycofaniu antypracowniczych zmian w Kodeksie pracy (szczególnie dot. czasu pracy i okresu rozliczeniowego), wyeliminowaniu stosowania śmieciowych umów o pracę oraz „patologicznego samozatrudnienia”.

Andrzej Duda zobowiązał się do tworzenia stabilnych miejsc pracy chroniących pracowników przed ubóstwem, wzmocnienia dialogu społecznego na szczeblu ogólnokrajowym, branżowym i zakładowym, zwiększenia uprawnień obywateli w zakresie referendów lokalnych i ogólnokrajowych oraz obywatelskich wniosków ustawodawczych, tak aby nie mogły być odrzucane w pierwszym czytaniu.

W umowie przewodniczący „S” oświadczył, że elementy programu wyborczego Andrzeja Dudy „są zbieżne z celami programowymi NSZZ ‚Solidarność’ zawartymi w statucie związku”.

 

gazeta.pl

Węgrzy oddają Unii „swoich” uchodźców. Austria wściekła

Michał Kokot, 24.06.2015
Budapeszt we wtorek wypowiedział jednostronnie tzw. regulację dublińską. Zgodnie z nią za imigrantów odpowiedzialne jest państwo, w którym przekroczyli oni granicę z UE. Na zdjęciu: Mężczyzna z Kosowa przekracza nielegalnie granicę, niosąc na rękach swoją córkę

Budapeszt we wtorek wypowiedział jednostronnie tzw. regulację dublińską. Zgodnie z nią za imigrantów odpowiedzialne jest państwo, w którym przekroczyli oni granicę z UE. Na zdjęciu: Mężczyzna z Kosowa przekracza nielegalnie granicę, niosąc na rękach swoją córkę (LASZLO BALOGH / REUTERS / REUTERS)

Wbrew europejskim umowom Węgry nie chcą przyjmować z powrotem imigrantów, którzy przez ich terytorium przedostali się na Zachód. Protestuje zwłaszcza Austria, do której kieruje się przez Węgry największa fala przybyszów.
Budapeszt we wtorek wypowiedział jednostronnie tzw. regulację dublińską. Zgodnie z nią za imigrantów odpowiedzialne jest państwo, w którym przekroczyli oni granicę z UE. Imigranci, którym udało się dostać nielegalnie na Węgry, a później przedostać do innych krajów, np. do Austrii, powinni być odsyłani z powrotem na Węgry. Ilu ich może być, dokładnie nie wiadomo. Politycy rządzącego Fideszu szacują, że chodzić może nawet o 100 tys. osób, z którymi Węgrzy musieliby sobie poradzić i zdecydować, czy zostawiają ich w kraju czy deportują do państw, z których pochodzą.Austria żąda wyjaśnieńMinister spraw zagranicznych Austrii Sebastian Kurz powiedział, że decyzja rządu w Budapeszcie jest „nie do zaakceptowania”. Stwierdził również, że będzie ona miała negatywne konsekwencje dla stosunków pomiędzy oboma krajami. – Austria nie zamierza tego tolerować – powiedział Kurz w rozmowie telefonicznej ze swoim węgierskim odpowiednikiem Péterem Szijjártó.Rząd w Budapeszcie wielokrotnie krytykował brak działań UE w związku z napływem nielegalnych imigrantów na terytorium Węgier. Według statystyk w 2013 r. było ich 18 tys., w 2014 r. – już 42 tys., a w pierwszych pięciu miesiącach tego roku – aż 50 tys. – Nasze możliwości związane z rozpatrywaniem wniosków o azyl się wyczerpały. Musimy chronić węgierską ludność oraz jej interesy – stwierdził Zoltán Kovács, rzecznik rządu Viktora Orbána.Działania Budapesztu mają jednak również drugie dno i wpisują się w nacjonalistyczną retorykę, jaką posługują się politycy Fideszu z premierem Orbánem na czele. Na początku czerwca rząd wysłał do ośmiu milionów obywateli ankietę, w której padały sugestie, że przyjęcie uchodźców będzie wiązać się ze wzrostem terroryzmu w kraju. Do tego obywatele mieli odpowiedzieć na tendencyjne pytania w rodzaju: „Czy zamiast wydawać środki na imigrantów, nie lepiej byłoby wspierać węgierskie rodziny i dzieci, które mają się narodzić?”.

Imigracja wrogiem Węgier

W niedzielę w Bratysławie na forum Globsec, poświęconym bezpieczeństwu w Europie Środkowo-Wschodniej, Orbán powtórzył po raz kolejny, że nielegalna imigracja jest zagrożeniem dla jego kraju. – To rodzi prawdziwe problemy demograficzne. Obawiamy się, że przyjdzie taki dzień, kiedy ostatni z Węgrów będzie musiał zgasić światło – mówił. Wcześniej w publicznym radiu Kossuth powiedział, że multikulturowość oznacza koegzystencję islamu, religii azjatyckich i chrześcijaństwa, i stwierdził: – Zrobimy wszystko, by Węgrom tego oszczędzić.

Nacjonalistyczny ton rządzącego Fideszu zadaniem obserwatorów pojawił się w ostatnich miesiącach nie bez powodu. Partia premiera walczy bowiem o wyborców skrajnie prawicowego Jobbiku, znanego z antyimigranckich fobii. W niektórych sondażach poparcia Fidesz i Jobbik dzieli ledwie kilka punktów procentowych. Niedawno rząd postanowił w całym kraju postawić billboardy, w których przestrzega cudzoziemców przed „zabieraniem pracy Węgrom”. Doczekały się one już szyderczych przeróbek w internecie. Na jednej z nich można przeczytać wezwanie do Polaków przebywających w Wielkiej Brytanii, by nie „zabierali pracy Węgrom”.

Płot wzdłuż serbskiej granicy

Bezkompromisowa polityka Węgier wobec imigrantów zdążyła już doprowadzić do napięć na szczeblu dyplomatycznym, zwłaszcza z Belgradem. Węgry zamierzają wzdłuż 175-kilometrowej granicy z Serbią postawić płot wysoki na cztery metry. Premier Aleksander Vucić zapowiedział, że będzie naciskał na Unię Europejską, by odwiodła Budapeszt od tego pomysłu.

Jednak wraz z wypowiedzeniem regulacji dublińskiej przez Węgry Bruksela ma teraz znacznie poważniejszy kłopot na głowie. Na razie zażądała od Budapesztu wyjaśnień.

Zobacz także

wyborcza.pl

Synod o rozwodnikach

 komuniaDlaRozwodników
Tomasz Bielecki, 24.06.2015
Kielichy używane podczas eucharystii

Kielichy używane podczas eucharystii (FOT. TOMASZ FRITZ)

Komunia dla rozwodników w ponownych związkach? Watykan opublikował wczoraj dokument przygotowujący jesienny synod o rodzinie.
Ogłoszone we wtorek „Instrumentum laboris” powstało na podstawie odpowiedzi blisko stu episkopatów na ankietę o rodzinie, którą Watykan rozesłał po zaskakująco burzliwym synodzie z 2014 r. Część biskupów postulowała na nim dopuszczenie do komunii rozwodników w ponownych związkach, a także swoisty „ekumenizm” wobec związków innych niż małżeństwo katolickie. Chodziło im o dostrzeżenie dobra w trwałych parach żyjących bez ślubu, a nawet w homozwiązkach. Kościół wróci do tej tematyki na synodzie o rodzinie w październiku, po którym papież może zdecydować o reformach.Sporo wpływowych hierarchów wypowiadało się ostatnio przeciw zmianom w regułach wobec rozwodników. Mimo to „Instrumentum laboris” (to podstawa do prac nowego synodu) potwierdza różnice zdań, co znaczy, że znów można się spodziewać jesienią ostrej debaty.Część odpowiadających na synodalną ankietę popiera obecną praktykę – rozwiedzeni w ponownym związku bywają dopuszczani do komunii, jeśli nie współżyją z nowymi partnerami. Ale inni podpowiadają dość enigmatycznie definiowaną „drogę pokutną” pod opieką księdza, która – tak przynajmniej postulują publicznie biskupi m.in. z Niemiec – mogłaby prowadzić do komunii.Ponadto „Instrumentum laboris” zawiera postulat usprawnienia kościelnych procesów sądowych, w których orzeka się tzw. kościelne rozwody oparte na stwierdzeniu, że czyjeś małżeństwo nie zostało zawarte w sposób ważny, bo np. jedno z małżonków szło do ołtarza pod przymusem albo było niedojrzałe psychicznie. Natomiast „Instrumentum” zdaje się wykluczać pójście Kościoła za przykładem prawosławia, gdzie księża – choć bez entuzjazmu – błogosławią ponowne związki rozwodników przy jednoczesnym głoszeniu ideału nierozerwalności małżeństwa.W sprawie homoseksualistów „Instrumentum” ogranicza się do wezwania do poszanowania ich godności, a także do specjalnej uwagi duszpasterskiej dla rodzin, w których żyją geje, np. jako synowie. – Troska duszpasterska i przyzwolenie na małżeństwa gejowskie to dwie różne rzeczy – precyzował wczoraj kardynał Péter Erdö, główny autor tekstu.

Niemiecki episkopat – chyba wbrew intencjom Watykanu – ujawnił swą odpowiedź na synodalną ankietę, w której napisał, że większość niemieckich katolików akceptuje związki homoseksualne oparte na miłości i wierności, choć nie oznacza to ich zrównania z małżeństwem. Część respondentów jest nawet za błogosławieniem takich par w kościele. Jednak jest mało prawdopodobne, by tej jesieni synodalne dyskusje zaszły w aż tak postępowe rejony.

Polscy delegaci na synod to arcybiskupi Stanisław Gądecki i Henryk Hoser oraz biskup Jan Wątroba. Będą na pewno bronić tradycyjnej wersji nauczania Kościoła. Synod nie jest kościelnym parlamentem – ma tylko głos doradczy i jego decyzje nie wiążą rąk papieżowi.

Zobacz także

wyborcza.pl

Szydło, wódz bez Indian

SzydłoToWódzbezindian
Agata Kondzińska, 24.06.2015
Beata Szydło

Beata Szydło (CZAREK SOKOLOWSKI/AP)

Kampania prezydencka dopiero się rozkręcała, kiedy umówiłam się z Beatą Szydło na wywiad. Zanim zaczęłyśmy rozmawiać, odebrała telefon.
– Czy pan nie dostał ode mnie innych zadań? – powiedziała. – Wolałabym, żeby teraz się pan skupił właśnie na nich, a potem, jak będzie czas, wrócimy do pana propozycji – w żołnierskich słowach zakończyła rozmowę.Kilka miesięcy później Jarosław Kaczyński wskazał ją jako kandydatkę na premiera, a dziennikarze zaczęli pisać o kazusie Marcinkiewicza, który premierem był niecałe dziewięć miesięcy, bo zastąpił go prezes Kaczyński.Szydło w Sejmie jest od dziesięciu lat. Wierna PiS, bo – jak mówi – „przed PO ochronił ją Bóg”. Polityczna singielka, bez partyjnego zaplecza. Pozycję w partii budowała powoli i cierpliwie. A jej awanse były raczej przypadkowe niż wypracowane w politycznych grach.Gospodarczą twarzą PiS została po katastrofie smoleńskiej w 2010 r., w której zginęła jej przyjaciółka Aleksandra Natalli-Świat, szefowa sejmowej komisji finansów publicznych. Szydło była jej zastępczynią.Jacek Rostowski, wówczas minister finansów, wytykał jej brak wykształcenia. Mówił, że „to bardzo miła pani”, która z wykształcenia jest etnografem. Kpił na Twitterze, gdy posłanka PiS mówiła w 2011 r., że „w Polsce PKB spada, a inflacja i bezrobocie rośnie”. Rostowski odpisał, że PKB jednak rośnie, a nie spada, a inflacja i bezrobocie – wręcz odwrotnie.Na ostatniej konwencji PiS nawiązała do swoich wpadek: – Jestem taka jak wy, czasem się mylę, ale szybko się uczę – zapewniła, przypominając, że dwa lata temu nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej.W 2011 r., gdy Zbigniewa Ziobrę wraz z grupą europosłów wyrzucono z PiS, została szefową małopolskich struktur partii. W tym samym roku dołączyła do grona najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego i została wiceprezesem PiS. Przed rokiem Kaczyński powierzył jej partyjne finanse. Jej akcje jednak najbardziej poszły w górę po zwycięskiej kampanii Andrzeja Dudy.

Z autoironią, o którą jej nie podejrzewano, prowadziła jego konwencje.

Wskazanie jej jako kandydatki na premiera skomentowała: „Wyszło szydło z worka”. I od razu zapewniła, że powtórki z Marcinkiewicza nie będzie: – Wiem, że będą mówić, że będę sterowana z drugiego rzędu. Powiem krótko: nazywam się Szydło, Beata Szydło. Mam swoje zdanie i opinię. Potrafię być uparta i nie dam sobą sterować.

W PiS opinie są podzielone. – Beata na pewno ma inny charakter niż Marcinkiewicz. On stał się celebrytą, jej sodówka do głowy nie uderzy. Jest zadaniowa, konkretna i wymagająca – komentują jej partyjni koledzy. Wskazują, że jej dyspozycyjność wynika z lojalności wobec prezesa PiS. Tym bardziej że Szydło nie ma za sobą żadnego doświadczenia ministerialnego, ma tylko samorządowe.

Przez siedem lat była burmistrzem w Brzeszczach pod Oświęcimiem. Nie ma też swojego środowiska, ministrów będzie musiała łowić w stawie prezesa. – To mogą być wyniszczające premiera rządy, nie wiadomo, jaką większością wygramy i z kim przyjdzie nam współrządzić. Ćwiczyliśmy już wariant koalicji z nieprzewidywalnymi partnerami w latach 2005-07 – mówi jeden z polityków partii Kaczyńskiego.

Zwycięstwo Dudy przeformatowało taktykę PiS. Gdyby prezydentem nadal był Bronisław Komorowski, prezes PiS zapewne nie zgłosiłby Szydło na premiera. Sam stanąłby na czele rządu, który szedłby na zwarcie z „dużym pałacem”. Teraz na pierwszą linię frontu Kaczyński wysyła zaufanych ludzi, którzy mają pokazać mniej radykalne oblicze PiS. – Beata ma silniejszą osobowość niż Andrzej. Potrafi być asertywna, ale oboje mają jedną cechę wspólną: lojalność wobec prezesa – charakteryzuje jeden z polityków PiS.

Nominacja Szydło uwiera nawet sojuszników PiS. Prof. Jadwiga Staniszkis w rozmowie z tabloidem „Fakt” wprost mówi, że Kaczyński sam „powinien zaryzykować i zwyciężyć swoją wolą i wizją”. Jej zdaniem teraz „jest czas przywódców, a nie sprawnych polityków aparatu”.

Trudno wierzyć w sygnały o samodzielności kandydatki na premiera wysyłane z PiS, gdy w pamięci ma się słowa Jarosława Kaczyńskiego z 2005 r.: „W żadnym wypadku nie zostanę premierem, jeśli mój brat Lech wygra wybory prezydenckie. Byłaby to sytuacja nie do zaakceptowania przez polskie społeczeństwo”. W 2006 r. Jarosław Kaczyński zastąpił Kazimierza Marcinkiewicza na stanowisku premiera. Prezydentem był Lech Kaczyński.

Testem dla relacji Szydło – Kaczyński będzie układanie list parlamentarnych. – Jeśli prezes wpuści na nie osoby rekomendowane przez Beatę, będzie miała w klubie szable. Tych nie miał Marcinkiewicz – mówi nam polityk PiS.

Jeśli PiS wygra jesienne wybory parlamentarne, ośrodki władzy będą trzy: prezydencki, premierowski i partyjny w siedzibie przy Nowogrodzkiej, w którym będzie urzędować prezes Kaczyński. Ten ostatni może być jednak najsilniejszy. Bo to stąd wyszły nominacje do dwóch pozostałych ośrodków. I to tu nadal będzie się mieścić centrum dowodzenia partią, której głosy w sejmowej arytmetyce będą wiążące dla premier Szydło.

Jarosław Kaczyński, zostawiając sobie partię, robi z Szydło wodza bez Indian.

wyborcza.pl/politykaekstra

„Duda w poniedziałek zawierza się Matce Boskiej, w środę modli się do Ducha Świętego, a w piątek okazuje się, że wybrał go Bóg”

klep, 24.06.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,18219700,video.html?embed=0&autoplay=1
– W ciągu trzech tygodni od wyborów słyszymy, że Duda w poniedziałek zawierza się Matce Boskiej, w środę modli się do Ducha Świętego, a w piątek jego ojciec ogłasza, że to nie Polacy wybrali prezydenta, tylko Bóg. Mam szacunek do religii, do wiary. ale prezydent elekt nie powinien tego tak manifestować – mówił w „Poranku Radia TOK FM” Janusz Palikot.

 

– W tych wyborach nie odgrywałem żadnej roli. Wiatr historii tak zawiał, że pominął moją propozycję – mówił w „Poranku Radia TOK FM” Janusz Palikot, odnosząc się do słabego wyniku w wyborach prezydenckich. Jego zdaniem Polacy zagłosowali w geście sprzeciwu wobec dotychczasowego kursu, jakim podąża Polska. – Żyjemy w dzikim świecie. Świecie dzikiego kapitalizmu. Ludzie tego nie chcą – wskazywał lider Twojego Ruchu.

Palikot, naciskany przez prowadzącego audycję Piotra Kraśkę, podkreślał, że nie żałuje swojego krytycznego stosunku do Kościoła. – Ta kwestia będzie coraz bardziej istotna dla Polaków. W ciągu trzech tygodni od wyborów słyszymy, że Duda w poniedziałek zawierza się Matce Boskiej, w środę modli się do Ducha Świętego, a w piątek jego ojciec ogłasza, że to nie Polacy wybrali prezydenta, tylko Bóg. Mam szacunek do religii, do wiary, ale prezydent elekt nie powinien tego tak manifestować – mówił Palikot.

Zobacz także

 

TOK FM

Diecezjalne tuby PiS. Biskupi z Warszawy i Wrocławia stawiają na upolitycznione, prawicowe rozgłośnie

Katarzyna Wiśniewska, 24.06.2015
Stanisław Michalkiewicz podczas seminarium

Stanisław Michalkiewicz podczas seminarium „Polska w Unii Europejskiej” na Uniwersytecie Zielonogórskim, 2 kwietnia 2008 r. Autor antysemickich felietonów w „Naszym Dzienniku” brylował na tegorocznych Nocach Kościołów organizowanych przez dolnośląskie katolickie Radio Rodzina (AGNIESZKA KOSIEC)

Radio Maryja ma konkurencję – to lokalne radia diecezjalne we Wrocławiu i Warszawie. Politycy i publicyści związani z PiS mają w nich używanie.
Chociaż wielu biskupów sprzyja prawicy, w lokalnych rozgłośniach związanych z kuriami tego nie widać. Wyjątki są dwa: Radio Warszawa i dolnośląskie Radio Rodzina -rozpolitykowane i sympatyzujące z PiS-owską prawicą.Wśród gości Radia Rodzina przeważają politycy z PiS i okolic. Szczególne wzmożenie było przed wyborami prezydenckimi i tuż po nich. Był Jarosław Gowin, dwukrotnie Mirosława Stachowiak-Różecka – radna PiS, Beata Kempa, Kazimierz M. Ujazdowski, Dawid Jackiewicz. W kwietniu gościł też osławiony Grzegorz Braun.Politycy innych opcji są sporadycznie – niedawno był Stanisław Huskowski z konserwatywnego skrzydła PO. Był też prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz – ale jedynie w sprawie komunikacji miejskiej (wcześniej zresztą z totalną jego krytyką wystąpiła Stachowiak-Różecka). Gośćmi Radia bywali dawniej Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, Roman Giertych, Jan Pospieszalski. Politycy związani z PiS mówią, co chcą, dziennikarze „nie przeszkadzają” im trudnymi pytaniami. Tak było, gdy Kempa szafowała ogólnikami o „szkodliwych decyzjach rządu” i wychwalała kandydata PiS, który to jest, jej zdaniem, „mężem stanu” (w przeciwieństwie do Komorowskiego).Kuria nie widzi problemu– Moim zdaniem, patrząc na przekrój gości, nie można stawiać zarzutów, że jest to Radio jednostronne – powiedział mi rzecznik archidiecezji wrocławskiej ks. Rafał Kowalski.Próbowałam porozmawiać z dyrektorem Radia Rodzina ks. Cezarym Chwilczyńskim o tym, czy radio związane z Kościołem powinno promować jedną opcję polityczną. Zostałam poproszona o zostawienie numeru telefonu. Ksiądz nie oddzwonił.Ks. Chwilczyński jest diecezjalnym duszpasterzem pracowników środków masowego przekazu i redaktorem edycji diecezjalnej tygodnika „Niedziela” (ogólnopolska „Niedziela” jawnie promowała Andrzeja Dudę w wyborach prezydenckich).Na trwających właśnie Dniach Kościołów, firmowanych przez archidiecezję a organizowanych przez Radio, bryluje skrajna prawica: m.in. Stanisław Michalkiewicz, autor antysemickich felietonów w „Naszym Dzienniku”. Za dobór gości odpowiadał zespół ks. Chwilczyńskiego.Prawostronna Warszawa

Radio Warszawa należy do diecezji warszawsko-praskiej, której ordynariuszem jest abp Henryk Hoser, znany z radykalnych poglądów – to on groził ekskomuniką politykom popierającym in vitro. Dyrektorem radia jest ks. Grzegorz Walkiewicz, który wśród księży diecezji ma opinię zagorzałego sympatyka PiS.

Widać to w ramówce. Stałym punktem programu jest „Salon Dziennikarski – Floriańska 3”. To wspólna audycja Radia Warszawa, sprzyjającego PiS diecezjalnego tygodnika „Idziemy” i portalu Wpolityce.pl. Program prowadzą bracia Jacek i Michał Karnowscy. Wśród gości są wyłącznie prawicowi publicyści i działacze, m.in. Jan Żaryn, Piotr Zaremba, Piotr Skwieciński, Łukasz Warzecha.

Często bywa ks. Henryk Zieliński, redaktor naczelny „Idziemy”, i na równi ze świeckimi politykuje. Dyskutanci zajmują się głównie wieszaniem psów na rządzie. Częstym tematem jest katastrofa smoleńska. Wszystko pod hasłem, że „nie było chyba w Europie śledztwa równie źle przeprowadzonego”.

Abp Hoser jest z rozgłośnią zżyty, niedawno poświęcił nowe studio. Radio Warszawa promuje ultrakatolików, np. Tomasza Terlikowskiego, który na falach „ujawnia całą prawdę o naprotechnologii” (kościelnej rzekomej alternatywie dla in vitro).

Diecezje siedzą cicho

W innych rozgłośniach diecezjalnych, np. w lubelskim Radiu eR czy radiu diecezji kaliskiej (nazywa się także Radio Rodzina) polityki właściwie nie ma – poruszane są kwestie czysto kościelne i lokalne. Z kolei Radio Plus, luźno współpracujące z diecezjami, m.in. w Krakowie czy Gdańsku, szczyci się tym, że jest politycznie bezstronne – można w nim usłyszeć zarówno polityków PiS, jak i SLD; nikt nie jest faworyzowany.

Dlaczego akurat diecezje Warszawa i Wrocław postawiły na upolitycznione, prawicowe rozgłośnie?

– Większości biskupów po prostu wystarcza Radio Maryja i nie zamierzają konkurować z nim na własnym podwórku. Profil Radia Warszawa należy tłumaczyć tym, że abp Hoser jest silną osobowością i lubi wyrażać swoje skrajne poglądy. Z kolei abp. Kupnego nie można posądzać o sympatie prawicowe, to raczej kwestia nadmiernego zaufania do ks. Chwilczyńskiego i patrzenia przez palce na jego działania – mówi nam jeden z biskupów.

Zobacz także

wyborcza.pl

Kim będzie po wyborach Jarosław Kaczyński? „Kingmakerem polskiej polityki”

Marcin Mastalerek ma nadzieję, że po wyborach parlamentarnych Jarosław Kaczyński będzie king- i queenmakerem polskiej polityki
Marcin Mastalerek ma nadzieję, że po wyborach parlamentarnych Jarosław Kaczyński będzie king- i queenmakerem polskiej polityki Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Jeśli wszystko pójdzie po myśli Jarosława Kaczyńskiego, za kilka miesięcy Polską rządzić będą prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło. Kim będzie wówczas prezes PiS? King- i queenmakerem.

Takiej odpowiedzi udzielił na antenie radia RMF FM rzecznik PiS Marcin Mastalerek.

Poseł zaznaczył wprawdzie, że PiS nie dzieli skóry na niedźwiedziu i zamierza pokornie pracować, by na jesieni przekonać do siebie większość wyborców. Niemniej jego wiara w umiejętności oraz instynkt polityczny Kaczyńskiego jest tak silna, że widzi on w Kaczyńskim ojca przyszłego sukcesu Beaty Szydło.

– Kiedy 11 listopada premier Kaczyński ogłaszał kandydaturę Andrzeja Dudy, to był krytykowany. Tymczasem okazało się, że znowu miał rację – przypomniał rzecznik PiS, dodając, że na liście sukcesów Kaczyńskiego znajduje się także zjednoczenie prawicy.

Gdy prowadzący rozmowę Konrad Piasecki zauważył, że w polskich warunkach powierzanie funkcji premiera osobie, która nie jest liderem partii, nigdy nie kończyło się dobrze, Mastalerek zapewnił, że Szydło poradzi sobie z obowiązkami szefa rządu.

Rzecznik PiS przypomniał, że Szydło bardzo dobrze wypadła w roli szefowej sztabu Andrzeja Dudy. Poseł nie był więc zaskoczony tym, że prezydent elekt wziął udziału w sobotniej konwencji PiS i prezentacji Szydłobusa, którym kandydatka PiS będzie jeździć po Polsce.

– Zdziwiłbym się, gdyby Andrzej Duda, który wiele zawdzięcza środowisku PiS i Zjednoczonej Prawicy, nie przyszedł pożegnać się i podziękować ludziom, którzy zrobili mu kampanię – wyjaśnił Mastalerek. Według niego Duda może zostać „prezydentem wszystkich Polaków”, ponieważ w przeciwieństwie do Bronisława Komorowskiego nie będzie podpisywał antyspołecznych ustaw.

źródło: RMF FM

naTemat.pl

Straszenie Europą

Witold Gadomski, 24.06.2015
Beata Szydło

Beata Szydło (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Kandydatka Prawa i Sprawiedliwości na premiera Beata Szydło stwierdziła, że Polska byłaby dziś w sytuacji Grecji, gdyby weszła do strefy euro, jak w 2008 r. obiecywał Donald Tusk.
Nie wiem, czy jest to rzeczywisty pogląd posłanki PiS, czy element kampanii wyborczej polegającej na straszeniu Polaków polityką proeuropejską. Oba warianty źle świadczą o Beacie Szydło. Albo jej wiedza o gospodarce jest niewystarczająca, by kierować krajem, albo świadomie wprowadza wyborców w błąd i przedkłada doraźne korzyści polityczne nad interes Polski.1 stycznia 2009 r., kilka miesięcy po kulminacji globalnego kryzysu finansowego, do strefy euro weszła Słowacja, w 2013 r. – Estonia, rok później – Łotwa, a 1 stycznia 2015 r. – Litwa. Kraje te nie są dziś w sytuacji Grecji, choć głęboko odczuły skutki kryzysu.Słowacja – największy kraj spośród nowych członków strefy euro – zanotowała w roku 2009 spadek PKB o 5,3 proc., ale w kolejnych latach jej gospodarka rosła. Ma finanse publiczne w niezłym stanie, a za swój dług płaci cenę dwukrotnie niższą niż Polska. Trzy małe kraje bałtyckie przeżyły głęboką recesję, ale zdarzyło się to, zanim weszły do strefy euro. Szybko przeprowadziły konieczne reformy i dziś są liderami wzrostu w Europie.Zmienny kurs złotego ma swoje zalety, ale też wady. Być może będąc w strefie euro, zanotowalibyśmy w roku 2009 spadek PKB, a także spadek eksportu. Ale tysiące zadłużonych w walutach obcych gospodarstw domowych i przedsiębiorstw nie przeżyłoby traumy związanej ze wzrostem wartości długu. Nie byłoby problemu frankowiczów.Na dłuższą metę stabilny kurs waluty jest korzystny dla przedsiębiorców, którzy nie muszą się martwić, czy zdrożeją importowane surowce na skutek spadku wartości złotego lub czy stanieją eksportowane towary.Strefa euro to dziś rdzeń Unii Europejskiej, w której rozstrzygane są sprawy dotyczące całej Europy. Jest zdumiewające, że Prawo i Sprawiedliwość, tak uczulone na punkcie współdecydowania przez Polskę o sprawach międzynarodowych, godzi się, by nasi przedstawiciele byli nieobecni przy ważnych negocjacjach premierów lub ministrów strefy euro. PiS podniósł wielki raban, gdy Polska nie została zaproszona do rozmów w sprawie Ukrainy, a jednocześnie zgłasza całkowite désintéressement nieustannie trwającymi w Brukseli rozmowami, podczas których decyduje się o sprawach istotnych dla naszego kraju.Pani Szydło, strasząc Polaków walutą europejską, nie wspomina ani słowem, w jaki sposób kierowany przez nią przyszły rząd – o ile PiS wygra wybory – wywiąże się z obietnic wyborczych, nie doprowadzając do finansowej katastrofy kraju. Grecja zbankrutowała (choć formalnie wciąż jest podtrzymywana przez międzynarodową pomoc) nie dlatego, że znalazła się w strefie euro, tylko dlatego, że wydawała znacznie więcej, niż zarabiała, a w dodatku jej politycy przez długi czas to ukrywali.PiS obiecuje podarki równie hojne jak kolejne rządy greckie – obniżenie wieku emerytalnego, niższe podatki i większe wydatki socjalne, ulżenie zadłużonym we frankach i dotacje do niewydolnego górnictwa węglowego. Jeśli wygra wybory, to znajdzie się w takiej sytuacji jak grecka partia SYRIZA, która składała wyborcom nierealne obietnice. Dziś musi albo z nich zrezygnować, przyznając się, że oszukała Greków, albo zaakceptować katastrofę polityczną i finansową swego kraju.

wyborcza.pl

Skandaliczne słowa Kempy u Olejnik ws. in vitro: „Środowiska LGBT cieszą się, bo mogą sobie tylnymi drzwiami obejść i zamówić sobie dziecko”

mig23.06.2015
Posłanka Solidarnej Polski Beata Kempa

Posłanka Solidarnej Polski Beata Kempa (Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta)

Prace nad ustawą o metodzie zapłodnienia in vitro trwają w Sejmie. W „Kropce nad i” Joanna Mucha argumentowała, że ustawa jest potrzebna, by chronić zarodki. Beata Kempa z kolei sugerowała, że pieniądze na in vitro powinny najpierw trafić na naprotechnologię, a z ustawy w obecnym kształcie „ucieszą się środowiska LGBT, bo będą mogły sobie zamówić dziecko”.

 

Projekt jest w Sejmie. Spór toczy się oczywiście między PO i PiS. W Boże Ciało protestowali przeciw niemu z ambon katoliccy biskupi.

– A Polacy chcą tej ustawy. Chcą, by in vitro było wykonywane pod specjalnym nadzorem, tak by było bezpieczne. Ustawa jest potrzebna, żeby chronić zarodki, wprowadzić zabezpieczenia, bo w tej chwili nie mamy takich uregulowań – argumentowała Joanna Mucha z Platformy.

„Środowiska LGBT mogą sobie zamówić dziecko”

– Wiele osób, które bardzo dokładnie przeczytały ten projekt, widzi wiele zagrożeń – nie zgodziła się z nią Beata Kempa z Solidarnej Polski (SP jest obecnie w koalicji z PiS).

– Uważam, że strumień pieniędzy, który ma zostać przekierowany [na in vitro], powinien mieć bardzo dobre podłoże legislacyjne – mówiła. Zaznaczyła też, że jej zdaniem pieniądze [z budżetu państwa – red.] powinny trafić „najpierw na naprotechnologię”. – Która jest nieskuteczna – oponowała Mucha. – Tak pani uważa – odpaliła Kempa. I kontynuowała: – Co z tego, że państwo mówicie, że odpowiadacie na jakieś tam zapotrzebowanie Polaków, jeśli robicie to po prostu źle, niedobrze – krytykowała. I przywołała jeszcze jeden argument.

– Jest jeszcze jedna bardzo ważna kwestia – dostępności wszystkich do tej metody, a nie na przykład małżeństw. Cieszą się dziś środowiska LGBT, bo mogą sobie tylnymi drzwiami obejść i zamówić sobie dziecko. Takie stworzyliście prawo – oskarżała Kempa.

Apel Moniki Olejnik, by którakolwiek z posłanek wyjaśniła, co to jest naprotechnologia, pozostał bez odpowiedzi. Promowana przez środowiska prawicowe i Kościół katolicki metoda opiera się głównie na monitorowaniu kobiecego cyklu, co ma pomóc w określeniu dni płodnych. Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Polskie Towarzystwo Ginekologiczne stwierdziły, iż nie mogą rekomendować naprotechnologii z powodu braku dowodów na jej skuteczność.

Kempa krytykuje Sikorskiego, Mucha Kaczyńskiego i Szydło

W pozostałej części rozmowy Beata Kempa krytykowała byłego już marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego, twierdząc, że „się nie sprawdził”. Joanna Mucha z kolei krytykowała kandydatkę PiS na premiera, Beatę Szydło, mówiąc, że nie będzie ona sprawowała swojej ewentualnej funkcji samodzielnie, bo „wszystkie decyzje w PiS podejmuje Jarosław Kaczyński i tak będzie i tym razem”.

– Beata Szydło została wskazana, Andrzej Duda został wskazany, to są osoby, które wiedzą, kto jest ich mocodawcą – mówiła Mucha. Kempa broniła szefa partii. Gdy Monika Olejnik stwierdziła, że PiS musiał „schować Jarosława Kaczyńskiego, żeby prawica mogła wygrać”, odparła, że „dzisiejszy sondaż pokazuje, że strategia Jarosława Kaczyńskiego w 100 proc. się potwierdza„.

Warto przeczytać: „Nie przeproszę, że urodziłam” – historie rodzin, które zdecydowały się na in vitro >>

gazeta.pl

Dodaj komentarz