PiS (24.06.2015)
Pielęgniarki nie chcą podwyżki od Ewy Kopacz. Według nich 300 zł miesięcznie to „ochłapy” i żądają 1500 zł
Premier Ewa Kopacz pojawiła się na wtorkowym spotkaniu pielęgniarek w Ministerstwie Zdrowia, by zaoferować im 300 zł podwyżki miesięcznie. Związek pielęgniarek i położnych chce podwyżek o 1500 złotych.
Ewa Kopacz podczas spotkania zaproponowała podwyżkę o 300 złotych, na którą związek nie chce się zgodzić. Przewodnicząca związku Lucyna Dargiewicz nazywa propozycję „ochłapem” – relacjonuje „Gazeta Wyborcza”. W rozmowach brali udział nowy minister zdrowia Marian Zembala, prezes NFZ Tadeusz Jędrzejczyk i wiceministrowie zdrowia.
W zeszłym tygodniu, podczas spotkania w Wyszkowie, minister Zembala zapowiedział wrześniową podwyżkę płac tylko o 300 złotych. W praktyce to dyrektorzy szpitali zadecydują o podwyżkach indywidualnie, biorąc pod uwagę fachowość, doświadczenie i umiejętności pielęgniarek ze swojej placówki. Związek pielęgniarek i położnych stwierdził, że to rozwiązanie przyczyni się do większych konfliktów w ich środowisku.
Pielęgniarki doceniły natomiast wolę współpracy przedstawicieli rządu. W przyszły poniedziałek mają otrzymać szczegółowe propozycje, którymi zajmą się dwa zespoły, które postarają się rozwiązać kwestię podwyżek i wpisywania pielęgniarek do rejestru zamówień NFZ. Związek w obawie przed tym, że obietnice są przedwyborczą grą zapowiedziały, że są gotowe na jesienne strajki.
Związek pielęgniarek i położnych już pięć razy wysyłał prośbę do premier Kopacz o spotkanie. To, które odbyło się we wtorek było jej pierwszym od momentu przejęcia przez nią stanowiska.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Kazimiera Szczuka: Beata Szydło nie ma charyzmy
– Beata Szydło miała kilka dziwnych wpadek i nie ma charyzmy. Ona się nie uśmiecha, nie wiedziała nawet, w którym roku Polska przystąpił do Unii Europejskiej…. – mówi w „Bez autoryzacji” feministka Kazimiera Szczuka.
Przed wyborami parlamentarnymi mamy pojedynek kobiet: Ewy Kopacz i Beaty Szydło. To starcie równorzędnych rywalek?
Nie wiem, czy można mówić o pojedynku. Może czegoś nie zauważyłam, ale Beata Szydło nie została chyba przewodniczącą partii? Słyszeliśmy tylko obietnicę czy zapowiedź, że ma zostać premierem, jeśli PiS wygra wybory. Ale na razie to gruszki na wierzbie. Takich kandydatów prezes już wskazywał i nic z tego nie wynikało. A obecność kobiet na głównej scenie polityki trzeba traktować zupełnie normalnie. Dobrze, że są, ale liczy się też jakość. Polityczka, która nie interesuje się agendą praw kobiet, nie będzie się tym zajmować i fakt, że jest kobietą nie poprawi sytuacji kobiet w Polsce. Ale, w ogólnym sensie, to dobrze, bo przynajmniej widzimy kobietę w poważnej roli.
Szydło jest “paprotką” Kaczyńskiego? Mnożą się komentarze, że jej kandydatura ma wyłącznie wymiar wizerunkowy, a premierem i tak będzie prezes PiS.
Po co używać słowa “paprotka”? Przecież nikt nie ma wątpliwości, że Beata Szydło odniosła sukces. To ona zarządzała kampanią prezydenta – elekta. Nie widzę powodu, by ją tak nazywać. Jeśli chodzi o jej kandydaturę, to oczywiście czym innym jest organizowanie kampanii, a czym innym sprawowanie władzy. Pani Beata Szydło miała kilka dziwnych wpadek a jej ekspresja, mowa ciała, mimika i ogólna aura nie tworzą jakiejś szczególnej charyzmy. Ale dokładnie to samo można powiedzieć o Jarosławie Kaczyńskim, a jednak on przekonuje ludzi i wciąga w swoje knowania. Więc trudno wyrokować.
Szydło byłaby lepszym premierem niż on?
Jarosław Kaczyński nie jest dobrym kandydatem na premiera. Jak pamiętamy, stworzył rząd, który jego agresję, podejrzliwość i spiskowe teorie skierował przeciwko własnej koalicji. To są wręcz kompetencje ujemne do sprawowania władzy. Na temat pani Szydło nie wiemy wiele.Sądziła, że wstąpiliśmy do UE w 1993. To dziwne. Ale na pewno świetnie zarządzała kampanią prezydencką.
Być może zostanie szybko zastąpiona, tak jak to się stało z Kazimierzem Marcinkiewiczem. Jarosław Kaczyński jest przebiegły.
Czyli Szydło pasuje pani bardziej niż Kaczyński?
Pani Szydło mi nie pasuje, bo jestem przeciwniczką PiS-u. Natomiast zapewne pasuje wyborcom PiS i to jest tutaj najważniejsze. Premier Kopacz działa, pracuje, podejmuje decyzje. Wiele na nią spada krytyki, ale nie zamierza się poddawać. Może jest chwiejna, nie wiadomo, czy jej plan to skręt w lewo czy w prawo, ale to przecież istota działania całej platformy. Teraz premier Kopacz musi wyjść z oblężenia, nie sądzę, aby chciała przekazać to zadanie komuś innemu. Krótko mówiąc – rządzi w niełatwej sytuacji. No a jeśli idzie o panią Beatę Szydło to na razie wiemy, że wypromowała prezydenta elekta. To sukces, ale jeszcze nie prognoza jej własnej przywódczej roli.
Kopacz w PO, Szydło w PiS, w Twoim Ruchu Barbara Nowacka, w SLD Paulina Piechna-Więckiewicz. Dlaczego nagle partie wystawiają na pierwsze linie kobiety?
Widocznie widzą wreszcie, że to jedyna nadzieja na zmianę. Paulina Piechna-Więckiewicz i Barbara Nowacka zasiadają w zespole programowo-organizacyjnym, który przygotowuje podstawy wspólnej listy lewicy. To bardzo dobrze. O kobietach mówi się, że mają więcej zdolności negocjacyjnych. Poza tym jedna i druga to urodzone liderki. Działając na rzecz koalicji lewicy dają więcej nadziei niż Leszek Miller i Janusz Palikot.
Olejnik zagięła Kempę, która wspierała naprotechnologię. „Co to? Nie powiem pani, nie jestem lekarzem”
We wtorkowej „Kropce nad i” – jak to często bywa – było gorąco. Jednak największe emocje wzbudził ostatni temat rozmowy pomiędzy Moniką Olejnik a posłankami Joanną Muchą i Beatą Kempą: in vitro. Temat, który okazał się polityczną miną dla jednej z nich.
Prowadząca program Monika Olejnik przypomniała, że m.in. Roman Giertych apeluje, by PO wycofała się ze swojego projektu in vitro. Jego zdaniem to on doprowadził do skrętu Platformy w lewo. – Marek Jurek też apeluje, żeby się wycofać, biskupi grzmią, żeby na tym posiedzeniu Sejmu nie było tej najbardziej liberalnego projektu ustawy o in vitro – mówiła Monika Olejnik, czym rozpętała najbardziej emocjonujący fragment swojego programu.
Joanna Mucha tłumaczyła, dlaczego ta ustawa jest Polsce i Polakom potrzebna. – Pracowałam w komisji bioetycznej, więc znam sprawę dość dobrze. W moim głębokim przekonaniu jest potrzebna ta ustawa, żeby chronić zarodki poddawane tej procedurze. W tej chwili nie mamy żadnych uregulowań, a Polacy chcą tej ustawy – mówiła posłanka PO.
W tym momencie wkroczyła Beata Kempa. – No właśnie, wszystko robicie delikatnie mówiąc nie od tej strony, a gdybym chciała powiedzieć dosadniej, to byłoby brzydziej – zaczęła. Potem – ze względu na wchodzenie w zdanie i przekrzykiwanie się – momentami ciężko już nawet było zrozumieć, co kto mówi.
Kempa przypomniała, że ona nie podpisała się pod konserwatywnym projektem prawicy, która zakładała m.in. karanie więzieniem za in vitro. – Co z tego, że odpowiadacie na zapotrzebowania Polaków, skoro robicie to źle. Wiele osób, które przeczytały projekt PO, widzi zagrożenia. Strumień pieniędzy, który ma być przekierowany z budżetu powinien mieć podłoże legislacyjne – dodała.
I tutaj Beata Kempa wyszła z alternatywą naprotechnologii. – Czytałam opracowania – mówiła, jednocześnie przekonując, że warto wspierać medycynę w tym zakresie.
Wtedy jej wywód przerwała Monika Olejnik, która chciała wyjaśnić telewidzom, czym jest naprotechnologia. – Co to jest, na czym polega ten rodzaj leczenia niepłodności – zapytała posłankę Kempę.
– Nie jestem lekarzem, więc nie powiem pani – odpowiedziała krótko polityk, twierdząc tylko, że to „kompleksowe leczenie niepłodności”. Z wyjaśnieniem lepiej szło już Joannie Musze, która nakreśliła ogólną teorię naprotechnologii. No cóż, jeśli ktoś jest zwolennikiem (lub przeciwnikiem) konkretnej metody, przynajmniej warto potrafić ją wyjaśnić.
Wszystkich, których interesuje ten rodzaj leczenia niepłodności zapraszamy tutaj, gdzie dokładnie wyjaśniliśmy ten termin.
Duda: „Zaraz po zaprzysiężeniu złożę projekt ustawy dot. wieku emerytalnego”. „Solidarność” ma go opiniować?
Andrzej Duda spotkał się dzisiaj z szefem NSZZ „Solidarność” Piotrem Dudą, w rozmowie uczestniczył też szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Później dołączył do nich prezes NBP Marek Belka.
– Spotkanie dotyczyło przede wszystkim podstawowego zobowiązania, jakie podjęliśmy z Komisją Krajową Solidarności w czasie kampanii wyborczej, dotyczącego ustawy obniżającej wiek emerytalny. Omawialiśmy założenia projektu, w jakim kierunku zmiany powinny podążać – powiedział Andrzej Duda.
Zaznaczył, że projekt będzie zakładał obniżenie wieku emerytalnego, dobrowolność przechodzenia na emeryturę w połączeniu z 40-letnim okresem składkowym. – Do uwzględnienia jest kwestia kobiet. Pamiętajmy, że mają okresy, w których przebywają na urlopach macierzyńskich. Trzeba ukształtować ustawę, aby była dla nich korzystna – podkreślił Duda.
„To będzie mój absolutnie pierwszy projekt”
Podczas spotkania ustalono harmonogram prac, termin dalszych spotkań i termin, w jakim będzie składany projekt. Duda zaznaczył, że jest on prawie całkowicie gotowy. – Chciałbym, aby w sierpniu został złożony. To będzie mój absolutnie pierwszy projekt – dodał.
Przed wyborami prezydenckimi, w maju, Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność” udzieliła poparcia Andrzejowi Dudzie. Podpisana została wtedy „Umowa programowa” między ówczesnym kandydatem PiS na prezydenta a KK. Niektóre z postulatów, do realizacji których zobowiązały się strony umowy, to obniżenie wieku emerytalnego, wyeliminowanie umów śmieciowych i podwyższenie płacy minimalnej.
„Pan prezydent przekaże ‚S’ projekt do zaopiniowania”
– Pan prezydent potwierdził to, że najpilniejszy jest projekt zmiany ustawy o wieku emerytalnym i kwoty wolnej od podatku. Czekamy na projekt prezydenta. Mówił, że w jak najszybszym czasie przekaże go nam, żebyśmy mogli, jako „Solidarność” go zaopiniować, ewentualnie wnieść nasze poprawki – powiedział po spotkaniu szef „S” Piotr Duda.
W „Umowie programowej” zawartej z „Solidarnością” Andrzej Duda zadeklarował m.in., że będzie prowadził politykę zmierzającą do obniżenia wieku emerytalnego i powiązania uprawnień emerytalnych ze stażem pracy, a także zapewnienia rodzinom wychowującym dzieci dodatkowego wsparcia.
Zobowiązał się też do „przywrócenia odpowiedzialności państwa za zdrowie obywateli i reformy szkolnictwa”, skutecznej walki z ubóstwem i wykluczeniem społecznym, w tym zwiększenia wysokości progów dochodowych uprawniających do świadczeń socjalnych, oraz do wprowadzenia sprawiedliwego systemu podatkowego.
Elementy programu Dudy zbieżne z celami „S”
Umowa mówi również o zapewnieniu wzrostu minimalnego wynagrodzenia do poziomu 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej, wycofaniu antypracowniczych zmian w Kodeksie pracy (szczególnie dot. czasu pracy i okresu rozliczeniowego), wyeliminowaniu stosowania śmieciowych umów o pracę oraz „patologicznego samozatrudnienia”.
Andrzej Duda zobowiązał się do tworzenia stabilnych miejsc pracy chroniących pracowników przed ubóstwem, wzmocnienia dialogu społecznego na szczeblu ogólnokrajowym, branżowym i zakładowym, zwiększenia uprawnień obywateli w zakresie referendów lokalnych i ogólnokrajowych oraz obywatelskich wniosków ustawodawczych, tak aby nie mogły być odrzucane w pierwszym czytaniu.
W umowie przewodniczący „S” oświadczył, że elementy programu wyborczego Andrzeja Dudy „są zbieżne z celami programowymi NSZZ ‚Solidarność’ zawartymi w statucie związku”.
Węgrzy oddają Unii „swoich” uchodźców. Austria wściekła
Imigracja wrogiem Węgier
W niedzielę w Bratysławie na forum Globsec, poświęconym bezpieczeństwu w Europie Środkowo-Wschodniej, Orbán powtórzył po raz kolejny, że nielegalna imigracja jest zagrożeniem dla jego kraju. – To rodzi prawdziwe problemy demograficzne. Obawiamy się, że przyjdzie taki dzień, kiedy ostatni z Węgrów będzie musiał zgasić światło – mówił. Wcześniej w publicznym radiu Kossuth powiedział, że multikulturowość oznacza koegzystencję islamu, religii azjatyckich i chrześcijaństwa, i stwierdził: – Zrobimy wszystko, by Węgrom tego oszczędzić.
Nacjonalistyczny ton rządzącego Fideszu zadaniem obserwatorów pojawił się w ostatnich miesiącach nie bez powodu. Partia premiera walczy bowiem o wyborców skrajnie prawicowego Jobbiku, znanego z antyimigranckich fobii. W niektórych sondażach poparcia Fidesz i Jobbik dzieli ledwie kilka punktów procentowych. Niedawno rząd postanowił w całym kraju postawić billboardy, w których przestrzega cudzoziemców przed „zabieraniem pracy Węgrom”. Doczekały się one już szyderczych przeróbek w internecie. Na jednej z nich można przeczytać wezwanie do Polaków przebywających w Wielkiej Brytanii, by nie „zabierali pracy Węgrom”.
Płot wzdłuż serbskiej granicy
Bezkompromisowa polityka Węgier wobec imigrantów zdążyła już doprowadzić do napięć na szczeblu dyplomatycznym, zwłaszcza z Belgradem. Węgry zamierzają wzdłuż 175-kilometrowej granicy z Serbią postawić płot wysoki na cztery metry. Premier Aleksander Vucić zapowiedział, że będzie naciskał na Unię Europejską, by odwiodła Budapeszt od tego pomysłu.
Jednak wraz z wypowiedzeniem regulacji dublińskiej przez Węgry Bruksela ma teraz znacznie poważniejszy kłopot na głowie. Na razie zażądała od Budapesztu wyjaśnień.
Synod o rozwodnikach
Kielichy używane podczas eucharystii (FOT. TOMASZ FRITZ)
Niemiecki episkopat – chyba wbrew intencjom Watykanu – ujawnił swą odpowiedź na synodalną ankietę, w której napisał, że większość niemieckich katolików akceptuje związki homoseksualne oparte na miłości i wierności, choć nie oznacza to ich zrównania z małżeństwem. Część respondentów jest nawet za błogosławieniem takich par w kościele. Jednak jest mało prawdopodobne, by tej jesieni synodalne dyskusje zaszły w aż tak postępowe rejony.
Polscy delegaci na synod to arcybiskupi Stanisław Gądecki i Henryk Hoser oraz biskup Jan Wątroba. Będą na pewno bronić tradycyjnej wersji nauczania Kościoła. Synod nie jest kościelnym parlamentem – ma tylko głos doradczy i jego decyzje nie wiążą rąk papieżowi.
Szydło, wódz bez Indian
Z autoironią, o którą jej nie podejrzewano, prowadziła jego konwencje.
Wskazanie jej jako kandydatki na premiera skomentowała: „Wyszło szydło z worka”. I od razu zapewniła, że powtórki z Marcinkiewicza nie będzie: – Wiem, że będą mówić, że będę sterowana z drugiego rzędu. Powiem krótko: nazywam się Szydło, Beata Szydło. Mam swoje zdanie i opinię. Potrafię być uparta i nie dam sobą sterować.
W PiS opinie są podzielone. – Beata na pewno ma inny charakter niż Marcinkiewicz. On stał się celebrytą, jej sodówka do głowy nie uderzy. Jest zadaniowa, konkretna i wymagająca – komentują jej partyjni koledzy. Wskazują, że jej dyspozycyjność wynika z lojalności wobec prezesa PiS. Tym bardziej że Szydło nie ma za sobą żadnego doświadczenia ministerialnego, ma tylko samorządowe.
Przez siedem lat była burmistrzem w Brzeszczach pod Oświęcimiem. Nie ma też swojego środowiska, ministrów będzie musiała łowić w stawie prezesa. – To mogą być wyniszczające premiera rządy, nie wiadomo, jaką większością wygramy i z kim przyjdzie nam współrządzić. Ćwiczyliśmy już wariant koalicji z nieprzewidywalnymi partnerami w latach 2005-07 – mówi jeden z polityków partii Kaczyńskiego.
Zwycięstwo Dudy przeformatowało taktykę PiS. Gdyby prezydentem nadal był Bronisław Komorowski, prezes PiS zapewne nie zgłosiłby Szydło na premiera. Sam stanąłby na czele rządu, który szedłby na zwarcie z „dużym pałacem”. Teraz na pierwszą linię frontu Kaczyński wysyła zaufanych ludzi, którzy mają pokazać mniej radykalne oblicze PiS. – Beata ma silniejszą osobowość niż Andrzej. Potrafi być asertywna, ale oboje mają jedną cechę wspólną: lojalność wobec prezesa – charakteryzuje jeden z polityków PiS.
Nominacja Szydło uwiera nawet sojuszników PiS. Prof. Jadwiga Staniszkis w rozmowie z tabloidem „Fakt” wprost mówi, że Kaczyński sam „powinien zaryzykować i zwyciężyć swoją wolą i wizją”. Jej zdaniem teraz „jest czas przywódców, a nie sprawnych polityków aparatu”.
Trudno wierzyć w sygnały o samodzielności kandydatki na premiera wysyłane z PiS, gdy w pamięci ma się słowa Jarosława Kaczyńskiego z 2005 r.: „W żadnym wypadku nie zostanę premierem, jeśli mój brat Lech wygra wybory prezydenckie. Byłaby to sytuacja nie do zaakceptowania przez polskie społeczeństwo”. W 2006 r. Jarosław Kaczyński zastąpił Kazimierza Marcinkiewicza na stanowisku premiera. Prezydentem był Lech Kaczyński.
Testem dla relacji Szydło – Kaczyński będzie układanie list parlamentarnych. – Jeśli prezes wpuści na nie osoby rekomendowane przez Beatę, będzie miała w klubie szable. Tych nie miał Marcinkiewicz – mówi nam polityk PiS.
Jeśli PiS wygra jesienne wybory parlamentarne, ośrodki władzy będą trzy: prezydencki, premierowski i partyjny w siedzibie przy Nowogrodzkiej, w którym będzie urzędować prezes Kaczyński. Ten ostatni może być jednak najsilniejszy. Bo to stąd wyszły nominacje do dwóch pozostałych ośrodków. I to tu nadal będzie się mieścić centrum dowodzenia partią, której głosy w sejmowej arytmetyce będą wiążące dla premier Szydło.
Jarosław Kaczyński, zostawiając sobie partię, robi z Szydło wodza bez Indian.
„Duda w poniedziałek zawierza się Matce Boskiej, w środę modli się do Ducha Świętego, a w piątek okazuje się, że wybrał go Bóg”
– W tych wyborach nie odgrywałem żadnej roli. Wiatr historii tak zawiał, że pominął moją propozycję – mówił w „Poranku Radia TOK FM” Janusz Palikot, odnosząc się do słabego wyniku w wyborach prezydenckich. Jego zdaniem Polacy zagłosowali w geście sprzeciwu wobec dotychczasowego kursu, jakim podąża Polska. – Żyjemy w dzikim świecie. Świecie dzikiego kapitalizmu. Ludzie tego nie chcą – wskazywał lider Twojego Ruchu.
Palikot, naciskany przez prowadzącego audycję Piotra Kraśkę, podkreślał, że nie żałuje swojego krytycznego stosunku do Kościoła. – Ta kwestia będzie coraz bardziej istotna dla Polaków. W ciągu trzech tygodni od wyborów słyszymy, że Duda w poniedziałek zawierza się Matce Boskiej, w środę modli się do Ducha Świętego, a w piątek jego ojciec ogłasza, że to nie Polacy wybrali prezydenta, tylko Bóg. Mam szacunek do religii, do wiary, ale prezydent elekt nie powinien tego tak manifestować – mówił Palikot.
Diecezjalne tuby PiS. Biskupi z Warszawy i Wrocławia stawiają na upolitycznione, prawicowe rozgłośnie
Stanisław Michalkiewicz podczas seminarium „Polska w Unii Europejskiej” na Uniwersytecie Zielonogórskim, 2 kwietnia 2008 r. Autor antysemickich felietonów w „Naszym Dzienniku” brylował na tegorocznych Nocach Kościołów organizowanych przez dolnośląskie katolickie Radio Rodzina (AGNIESZKA KOSIEC)
Radio Warszawa należy do diecezji warszawsko-praskiej, której ordynariuszem jest abp Henryk Hoser, znany z radykalnych poglądów – to on groził ekskomuniką politykom popierającym in vitro. Dyrektorem radia jest ks. Grzegorz Walkiewicz, który wśród księży diecezji ma opinię zagorzałego sympatyka PiS.
Widać to w ramówce. Stałym punktem programu jest „Salon Dziennikarski – Floriańska 3”. To wspólna audycja Radia Warszawa, sprzyjającego PiS diecezjalnego tygodnika „Idziemy” i portalu Wpolityce.pl. Program prowadzą bracia Jacek i Michał Karnowscy. Wśród gości są wyłącznie prawicowi publicyści i działacze, m.in. Jan Żaryn, Piotr Zaremba, Piotr Skwieciński, Łukasz Warzecha.
Często bywa ks. Henryk Zieliński, redaktor naczelny „Idziemy”, i na równi ze świeckimi politykuje. Dyskutanci zajmują się głównie wieszaniem psów na rządzie. Częstym tematem jest katastrofa smoleńska. Wszystko pod hasłem, że „nie było chyba w Europie śledztwa równie źle przeprowadzonego”.
Abp Hoser jest z rozgłośnią zżyty, niedawno poświęcił nowe studio. Radio Warszawa promuje ultrakatolików, np. Tomasza Terlikowskiego, który na falach „ujawnia całą prawdę o naprotechnologii” (kościelnej rzekomej alternatywie dla in vitro).
Diecezje siedzą cicho
W innych rozgłośniach diecezjalnych, np. w lubelskim Radiu eR czy radiu diecezji kaliskiej (nazywa się także Radio Rodzina) polityki właściwie nie ma – poruszane są kwestie czysto kościelne i lokalne. Z kolei Radio Plus, luźno współpracujące z diecezjami, m.in. w Krakowie czy Gdańsku, szczyci się tym, że jest politycznie bezstronne – można w nim usłyszeć zarówno polityków PiS, jak i SLD; nikt nie jest faworyzowany.
Dlaczego akurat diecezje Warszawa i Wrocław postawiły na upolitycznione, prawicowe rozgłośnie?
– Większości biskupów po prostu wystarcza Radio Maryja i nie zamierzają konkurować z nim na własnym podwórku. Profil Radia Warszawa należy tłumaczyć tym, że abp Hoser jest silną osobowością i lubi wyrażać swoje skrajne poglądy. Z kolei abp. Kupnego nie można posądzać o sympatie prawicowe, to raczej kwestia nadmiernego zaufania do ks. Chwilczyńskiego i patrzenia przez palce na jego działania – mówi nam jeden z biskupów.
Kim będzie po wyborach Jarosław Kaczyński? „Kingmakerem polskiej polityki”
Jeśli wszystko pójdzie po myśli Jarosława Kaczyńskiego, za kilka miesięcy Polską rządzić będą prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło. Kim będzie wówczas prezes PiS? King- i queenmakerem.
Takiej odpowiedzi udzielił na antenie radia RMF FM rzecznik PiS Marcin Mastalerek.
Poseł zaznaczył wprawdzie, że PiS nie dzieli skóry na niedźwiedziu i zamierza pokornie pracować, by na jesieni przekonać do siebie większość wyborców. Niemniej jego wiara w umiejętności oraz instynkt polityczny Kaczyńskiego jest tak silna, że widzi on w Kaczyńskim ojca przyszłego sukcesu Beaty Szydło.
– Kiedy 11 listopada premier Kaczyński ogłaszał kandydaturę Andrzeja Dudy, to był krytykowany. Tymczasem okazało się, że znowu miał rację – przypomniał rzecznik PiS, dodając, że na liście sukcesów Kaczyńskiego znajduje się także zjednoczenie prawicy.
Gdy prowadzący rozmowę Konrad Piasecki zauważył, że w polskich warunkach powierzanie funkcji premiera osobie, która nie jest liderem partii, nigdy nie kończyło się dobrze, Mastalerek zapewnił, że Szydło poradzi sobie z obowiązkami szefa rządu.
Rzecznik PiS przypomniał, że Szydło bardzo dobrze wypadła w roli szefowej sztabu Andrzeja Dudy. Poseł nie był więc zaskoczony tym, że prezydent elekt wziął udziału w sobotniej konwencji PiS i prezentacji Szydłobusa, którym kandydatka PiS będzie jeździć po Polsce.
– Zdziwiłbym się, gdyby Andrzej Duda, który wiele zawdzięcza środowisku PiS i Zjednoczonej Prawicy, nie przyszedł pożegnać się i podziękować ludziom, którzy zrobili mu kampanię – wyjaśnił Mastalerek. Według niego Duda może zostać „prezydentem wszystkich Polaków”, ponieważ w przeciwieństwie do Bronisława Komorowskiego nie będzie podpisywał antyspołecznych ustaw.
źródło: RMF FM
Straszenie Europą
Skandaliczne słowa Kempy u Olejnik ws. in vitro: „Środowiska LGBT cieszą się, bo mogą sobie tylnymi drzwiami obejść i zamówić sobie dziecko”
Projekt jest w Sejmie. Spór toczy się oczywiście między PO i PiS. W Boże Ciało protestowali przeciw niemu z ambon katoliccy biskupi.
– A Polacy chcą tej ustawy. Chcą, by in vitro było wykonywane pod specjalnym nadzorem, tak by było bezpieczne. Ustawa jest potrzebna, żeby chronić zarodki, wprowadzić zabezpieczenia, bo w tej chwili nie mamy takich uregulowań – argumentowała Joanna Mucha z Platformy.
„Środowiska LGBT mogą sobie zamówić dziecko”
– Wiele osób, które bardzo dokładnie przeczytały ten projekt, widzi wiele zagrożeń – nie zgodziła się z nią Beata Kempa z Solidarnej Polski (SP jest obecnie w koalicji z PiS).
– Uważam, że strumień pieniędzy, który ma zostać przekierowany [na in vitro], powinien mieć bardzo dobre podłoże legislacyjne – mówiła. Zaznaczyła też, że jej zdaniem pieniądze [z budżetu państwa – red.] powinny trafić „najpierw na naprotechnologię”. – Która jest nieskuteczna – oponowała Mucha. – Tak pani uważa – odpaliła Kempa. I kontynuowała: – Co z tego, że państwo mówicie, że odpowiadacie na jakieś tam zapotrzebowanie Polaków, jeśli robicie to po prostu źle, niedobrze – krytykowała. I przywołała jeszcze jeden argument.
– Jest jeszcze jedna bardzo ważna kwestia – dostępności wszystkich do tej metody, a nie na przykład małżeństw. Cieszą się dziś środowiska LGBT, bo mogą sobie tylnymi drzwiami obejść i zamówić sobie dziecko. Takie stworzyliście prawo – oskarżała Kempa.
Apel Moniki Olejnik, by którakolwiek z posłanek wyjaśniła, co to jest naprotechnologia, pozostał bez odpowiedzi. Promowana przez środowiska prawicowe i Kościół katolicki metoda opiera się głównie na monitorowaniu kobiecego cyklu, co ma pomóc w określeniu dni płodnych. Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Polskie Towarzystwo Ginekologiczne stwierdziły, iż nie mogą rekomendować naprotechnologii z powodu braku dowodów na jej skuteczność.
Kempa krytykuje Sikorskiego, Mucha Kaczyńskiego i Szydło
W pozostałej części rozmowy Beata Kempa krytykowała byłego już marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego, twierdząc, że „się nie sprawdził”. Joanna Mucha z kolei krytykowała kandydatkę PiS na premiera, Beatę Szydło, mówiąc, że nie będzie ona sprawowała swojej ewentualnej funkcji samodzielnie, bo „wszystkie decyzje w PiS podejmuje Jarosław Kaczyński i tak będzie i tym razem”.
– Beata Szydło została wskazana, Andrzej Duda został wskazany, to są osoby, które wiedzą, kto jest ich mocodawcą – mówiła Mucha. Kempa broniła szefa partii. Gdy Monika Olejnik stwierdziła, że PiS musiał „schować Jarosława Kaczyńskiego, żeby prawica mogła wygrać”, odparła, że „dzisiejszy sondaż pokazuje, że strategia Jarosława Kaczyńskiego w 100 proc. się potwierdza„.