Ka (18.09.2015)

 

„Polska PiS to Polska metr sześćdziesiąt w kapeluszu” [PUBLICYŚCI]

mar, 18.09.2015
tomasz Lis i Jacek Żakowski w Poranku TOK FM

tomasz Lis i Jacek Żakowski w Poranku TOK FM (Źródło: Tokfm.pl)

Publicyści w „Poranku” TOK FM komentowali dziś polityczną debatę ws. uchodźców. Nie pozostawili na PiS-ie suchej nitki.

 

Goście Jacka Żakowskiego publicyści Tomasz Lis, Wiesław Władyka i Tomasz Wołek komentowali w „Poranku” Radia TOK FM wtorkową debatę ws. uchodźców w Sejmie i wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, w którym ten powiedział m.in. że „istnieje poważne niebezpieczeństwo, że imigranci nie będą przestrzegać naszego prawa, nie będą przyjmować naszych zwyczajów, prawa”. – A później albo i równolegle narzucają swoje wymogi w różnych przestrzeniach życia – przekonywał i przestrzegał, że „może być tak jak w Szwecji, gdzie istnieją 54 strefy, gdzie obowiązuje szariat, a Szwedzi w niektórych miejscach obawiają się wywieszać flagi, na której jest krzyż – dodał. To właśnie Kaczyński, a nie wyznaczona przez niego na premiera Beata Szydło, reprezentował swoją partię w debacie.

Kaczyński wytyczna nowy podział

Tomasz Wołek ocenił tę wypowiedź jako przełomową: – To zupełnie nowa karta i wytyczenie nowego kierunku. Tak, jak kiedyś Kaczyński wymyślił ten załgany i zupełnie nieprawdziwy podział na Polskę liberalną i Polskę solidarną, tak teraz zmiarkował, że oś podziału mentalnego i ideologicznego Polaków będzie przebiegać inaczej. Że wyznaczy tę nową oś właśnie najszerzej rozumiany problem uchodźców, miejsca Polski w Europie, stanowiska Polski wobec mainstreamy.

 

Żakowski: – I głupi lud to kupi. – Moim zdaniem wówczas, gdy trzeba wytyczyć nowy kierunek polityczny, to tę strategię oznajmia uroczyście Jarosław Kaczyński, bo tylko on ma do tego prawo i jest do tego zdolny – podsumował Wołek.

– Ja akurat w tym wystąpieniu Kaczyńskiego w Sejmie nie dostrzegam tego, co by się ocierało o jakąś strategię – stwierdził Tomasz Lis, przypominając, że dotąd PiS chował i prezesa, i Antoniego Macierewicza, by nie zaszkodzili partii w kampanii. A co z Antonim Macierewiczem, który tego samego dnia wystąpił w TVP Info u Piotra Kraśki? – No jak to co? Wszedł i powiedział: Cześć, jestem straszny Antek. To było kompletnie oczywiste, że on przyszedł z programem pokazania najgroszej swojej twarzy – stwierdził Żakowski. – Tylko czy Kaczyński i Macierewicz jeszcze robią na kimś wrażanie? – zastanawiał się Lis.

Lis: Problemy z imigrantami są. Ale nie dotyczą Polski

– Nie ma najmniejszego sensu, by bagatelizować realne problemy z muzułmańską mniejszością we Francji czy Szwecji. Udawanie też, że w tej masie nieszczęśników, którzy próbują się wydostać gdzieś na Zachód nie ma, bo na pewno są, jakichś bojowników IS, i zamykanie oczu na to w imię poprawności politycznej nie ma najmniejszego sensu – stwierdził Lis. – Nie oznacza to, że w tej sprawie nie powinno się toczyć normalnej dyskusji. Jakkolwiek Ewa Kopacz kluczy, to jej stanowisko wydaje mi się racjonalne.

– Kwoty nie mają sensu, bo wtedy my weźmiemy tych ludzi, a jak oni za miesiąc czy dwa będą chcieli jechać do Niemiec, to będziemy mieć Zbąszynek bis – wtrącił Żakowski. Chodzi o wysiedlenie przez III Rzeszę tuż przed wojną polskich Żydów, którzy trafili do Zbąszynka na ówczesnej granicy polsko-niemieckiej i długo musieli tam wegetować w trudnych warunkach, bo nie chciano przyjąć ich ani w Polsce, ani w Niemczech.

– Niezależnie od tego, że bezsensem jest bagatelizowanie realnych problemów, jakie są w Europie Zachodniej, ekstrapolowanie tego na Polskę jest bzdurą. Bo tego problemu w Polsce nie będzie. A realnym problemem nie jest z jaką nienawiścią i szariatem spotykają się Polacy, tylko to z jaką ksenofobią i rasizmem zmagają się tu ciemnoskórzy, Arabowie i wszelcy obcy – stwierdził Lis.

– A nawet białoskórzy, np. Tomasz Lis. Redwatch nie jest zjawiskiem islamskim, tylko powstał w świecie chrześcijańskim – dodał Żakowski.

Żakowski: Polska PiS to Polska metr sześćdziesiąt w kapeluszu

Wiesław Władyka zauważył z kolei, że kryzys imigracyjny to ogromne wyzwanie dla politycznych liderów UE: – Brakuje mi tu głosu Donalda Tuska. Tego nie rozumiem. Mam pretensje i żal, zwłaszcza, że ten głos potrzebny jest także Polakom. To, jak my się zachowujemy – średniej wielkości kraj z bardzo dobrą metryką, na którą sami zapracowaliśmy – jest szalenie ważne dla reszty Europy. Odchodzenie przez nas od idei europejskiej jest być może śmiertelnym ciosem dla całej idei.

– A Kaczyński właśnie to czyni – wtrącił Lis. – On to zapowiedział – przytaknął Żakowski.

Władyka: – Pierwsze wyzwania jest więc dla przywództwa, a drugie – dla społeczeństw. Jaką własną twarz chcemy widzieć w lustrze? Wydaje mi się, że prymitywna gra na właśnie tę złą, wykrzywioną w grymasie wściekłości, nienawiści i strachu twarz jest grą zbrodniczą.

– PiS ma szansę na władzę w Polsce, dopóki jesteśmy mali, niewykształceni i nie jesteśmy Europejczykami pełną gębą. Wobec tego granie na lękach i podsycanie ich jest narzędziem politycznym – stwierdził Lis.

Żakowski: – Rzeczywiście tak jest, że Polska PiS to Polska metr sześćdziesiąt w kapeluszu. I na to nie ma rady w tej chwili.

publicyściNiePozostawiają

TOK FM

Protest przeciwko Światowym Dniom Młodzieży w Krakowie – miasto zapłaci za organizację wydarzenia więcej niż Kościół?

Aktywiści z "Kraków Przeciw Igrzyskom" chcą wyjaśnić kwestie finansowania Światowych Dni Młodzieży. Nie zgadzają się na to, aby miasta płaciło więcej, niż Kościół.
Aktywiści z „Kraków Przeciw Igrzyskom” chcą wyjaśnić kwestie finansowania Światowych Dni Młodzieży. Nie zgadzają się na to, aby miasta płaciło więcej, niż Kościół. Fot. Lukasz Krajewski / Agencja Gazeta

Inicjatywa „Kraków Przeciw Igrzyskom”, która doprowadziła do referendum w sprawie organizacji imprezy sportowej, wzięła teraz pod lupę Światowe Dni Młodzieży: „To przecież impreza organizowana przez Kościół katolicki i nie może być tak, że umywa się on od finansowania”.

Skąd pieniądze?
Przedstawiciele tej inicjatywy chcą wyjaśnić przede wszystkim niejasne kwestie finansowania przyszłorocznego wydarzenia. Są zaniepokojeni kosztami, jakie poniesie miasto Kraków i budżet państwa.

Miasto zapłaci większość?
Jak podaje Polskie Radio, krytykę wywołała wypowiedź kardynała Dziwisza, który stwierdził, że kościół sfinansuje tylko sprawy związane z liturgią. Zakwaterowanie i transport są zaś kwestią samorządu. Anna Ratecka z inicjatywy „Kraków Przeciw Igrzyskom” zaznaczyła: „Ponieważ pielgrzymi będą spali w szkołach utrzymywanych przez miasto i to miasto płaci na ich utrzymanie, a przecież Kościół otrzyma pieniądze z opłat od pielgrzymów”. Jej zdaniem koszty powinny być urealnione i rozłożone po obu stronach.

Szansa na promocję Krakowa
Urzędnicy miejscy wyliczyli, że Kraków będzie potrzebował około 200 milionów, między innymi na potrzebne inwestycje związane z infrastrukturą. Jest to jednak duża szansa na promocję miasta. Jak pisaliśmy, niedługo po ogłoszeniu informacji, że to właśnie Kraków zorganizuje Światowe Dni Młodzieży w 2016 roku, wydarzenie to niektórzy porównują nawet do Euro 2012.

Źródło: Polskie Radio

protestPrzeciwko

naTemat.pl

Liczą krzyże w słupskich szkołach – środowiska katolickie pytają: dlaczego?

Liczenie krzyży w słupskich szkołach wywołało zaniepokojenie między innymi środowisk katolickich.
Liczenie krzyży w słupskich szkołach wywołało zaniepokojenie między innymi środowisk katolickich. Fot. Renata Dabrowska / Agencja Gazeta; twitter.com/JSzczypinska

Dyrektorzy szkół otrzymali od władz miasta Słupska polecenie policzenia wszystkich symboli religijnych znajdujących się w placówkach. Wywołało to zaniepokojenie w środowiskach katolickich i szybką reakcję wiceprezydentki miasta: „Mogę zapewnić, że nie ma w tym żadnego drugiego dna. Dostajemy różne zapytania w drodze informacji publicznej o liczbę krzeseł w ratuszu czy żarówek”.

Wpłynęło zapytanie
Jak podaje Polskie Radio Zachód, władze miasta zapewniają, że nie mają w planach zdejmowania krzyży. Są one liczone ze względu na zapytanie, jakie wpłynęło od jednego ze stowarzyszeń – Arystoteles Platon. Miało ono pytać o liczbę krzyży, inne symbole religijne, równość wyznań i rozdział państwa od kościoła.

Politycy też zabrali głos
Sprawą zainteresowali się także politycy. Poseł Jolanta Szczypińska umieściła na swoim Twitterze zdjęcie wniosku o informację publiczną i komentarz: „A tymczasem w Słupsku akcja liczenia krzyży w szkołach i przedszkolach…”.

tematPilne
aTymczasemWsłupsku
Słupsk i kontekst religijny
Wcześniejszą sprawą związaną z kontekstem religijnym, która poruszyła Słupsk, było usunięcie przez Roberta Biedronia, prezydenta miasta, ze ściany swojego gabinetu obrazu z wizerunkiem Jana Pawła II. O sprawie pisaliśmy w naTemat. Prokuratura odmówiła wtedy wszczęcia śledztwa.Źródło: Polskie Radio Zachód

urzędnicyBiedronia

naTemat.pl

W szkołach w Słupsku liczą krzyże

dyrektorzySłupskichSzkół

Radio Zachód

Ballada o tym, jak szedł Grześ przez politykę

Agnieszka Kublik, Iwona Szpala, 18.09.2015

Grzegorz Napieralski w wakacje przedstawiał się w sieci jako SLD-owski dysydent - nie dał się

Grzegorz Napieralski w wakacje przedstawiał się w sieci jako SLD-owski dysydent – nie dał się „przekupić jedynką” w Szczecinie (Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)

To była jedna z najkrótszych przygód politycznych Grzegorza Napieralskiego. Partia Biało-Czerwoni, którą współtworzył, zarejestrowała się 26 sierpnia, a już 2 września Napieralski ujawnił się jako kandydat PO do Senatu.

– Życzę Grzegorzowi wszystkiego najlepszego – tylko tyle mówi Andrzej Rozenek, drugi współtwórca Biało-Czerwonych.

Napieralski jest kandydatem PO do Senatu ze Świnoujścia. Platformą jest zachwycony. Premier Ewę Kopacz chwali, że „potrafi patrzeć szeroko”. Z Leszka Millera robi sojusznika Kaczyńskiego. O sobie mówi: „Rozsądna lewica”.

Oficjalnie ma pozyskiwać lewicowy elektorat dla PO. Ale wśród działaczy PO słychać głosy, że jego potencjał wyborczy jest marny, a on sam niezbyt wiarygodny. Więc o co chodzi? O zrównoważenie serii nabytków z prawej strony.

Wielka zmiana

W tym czasie Napieralski, zepchnięty na margines w SLD, i Andrzej Rozenek, który rozstał się z Palikotem, rozkręcali nowy projekt polityczny. Internet był pełen opowieści Napieralskiego o nadciągającej wielkiej zmianie na lewicy i złej PO. W maju w „Fakcie” twierdził, że idea skupia „różnych ludzi, których łączy niezgoda na dyktat dwóch partii i chęć dokonywania realnych zmian, a nie trwania w parlamencie”. I dalej: „Siłę tworzy grupa liderów z młodzieńczym zapałem, którzy nie boją się wyjść do tłumu z jabłkami, jak robiłem to w kampanii prezydenckiej, którzy wyjdą do ludzi i będą uprawiać politykę w otwartej rozmowie, a nie w gabinecie czy w świetle kamer”.

29 czerwca dwaj liderzy ogłosili nowinę na Dworcu Wschodnim w Warszawie. Na Facebooka Napieralski wrzucił: „Wystartowaliśmy”. Potem pisał głównie o sobie. Jego Facebook wciąż z logo Biało-Czerwonych to kronika dwóch miesięcy, w których postanowił zostać liderem nowej lewicowej partii. Przedstawiał się jako SLD-owski dysydent – nie dał się „przekupić jedynką” w Szczecinie, którą miał mu proponować sekretarz generalny Krzysztof Gawkowski.

Gawkowski: – To kłamstwo. Nie było takich propozycji. Nie miał szans na szczecińską jedynkę. To człowiek, który żyje z polityki, wiedział, że tonie, dlatego wszedł w alians z Rozenkiem.

Na Facebooku Grzegorz Napieralski prezentuje zapał.

1 lipca wrzuca zdjęcie z podpisem „Praca wre”.

21 lipca: „Trzeba mieć swoje przekonania i trzeba być im wiernym. Raz jest lepiej, raz gorzej”. Kilka słów do liderów SLD i TR: „Polacy i Polki szybko rozszyfrują, że chodzi o uratowanie głów Millera i Palikota”. Potem o Biało-Czerwonych: „Oczywiście jest szansa na 5 proc. A nawet więcej”.

27 lipca: „Do tej pory Leszek Miller był absolutnie powiązany z PO, np. nie chciał odwołać prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. To są ostatnie dni niektórych polityków. Za wszelką cenę chcą być w rządzie, nieważne z kim, byle rządzić”.

4 sierpnia we Wrocławiu wzywa Millera i Palikota, by zrezygnowali z kandydowania. Przekonuje lokalnych dziennikarzy, że do Biało-Czerwonych zgłasza się wielu działaczy SLD i Twojego Ruchu. Nie chce podać ich nazwisk.

A jak jest naprawdę? – Grzegorz przyprowadził zaledwie parę osób – mówi polityk związany z Biało-Czerwonymi. – Rozenkowi wmówił, że pociągnie za sobą całą młodzieżówkę SLD, odeszło kilkudziesięciu działaczy w skali kraju.

1 września Napieralski pisze na Twitterze: „Czas jaki wkładamy w budowanie Biało-Czerwonych zaprocentuje w przyszłości”. Jednak za kulisami cały czas prowadzi alternatywne rozmowy polityczne. – Od początku sierpnia sondował, czy będziemy wystawiali kandydata do Senatu z okręgu, w którym teraz startuje, więc chyba już miał konkretną propozycję z Platformy – mówi polityk SLD. – Wcześniej były podchody pod lewicę Jana Hartmana i pod PSL.

Ksywka „Brutus”

W Biało-Czerwonych nazywają Napieralskiego „Brutusem”. Bohaterem pozytywnym jest Rozenek. Bo wprawdzie razem mieli prawo do negocjacji z PO, ale to Rozenek miał odmówić dalszych rozmów, gdy się dowiedział, że liderzy Platformy nie są zainteresowani drużyną Biało-Czerwonych. Wcześniej zabiegali, by nowa partia miała gwarancje siódemek na wszystkich listach PO.

– Zadzwonił Marcin Kierwiński i powiedział, że taka opcja nie wchodzi w grę, było miejsce tylko dla pięciu osób – mówi polityk Biało-Czerwonych. – Dla Andrzeja rozmowy się skończyły. Dla Napieralskiego zaczęły. Potem próbował tłumaczyć Andrzejowi, że nikogo nie zdradził. Nie przekonał.

– To, co zrobił Napieralski, na lewicy nikogo nie dziwi – mówi Sebastian Wierzbicki, szef SLD w Warszawie. – Zawsze na pierwszym miejscu stawiał siebie. Tu się pamięta, jak sprzedał siedzibę SLD na Rozbrat, by dofinansować kampanię w 2011 r. Kiedy Jerzy Budzyn, lider partii w warszawskim Śródmieściu, zapytał o wydatki kampanijne Napieralskiego, został wyrzucony z partii. Napieralski rozmontował jedną z najsilniejszych organizacji w Polsce, by pozbyć się przeciwników.

W Sojuszu doskonale też pamiętają, że w 2011 r. przed wyborami parlamentarnymi to przez Napieralskiego Sojusz stracił Wandę Nowicką i Roberta Biedronia. Biedroń mówił wprost: – Grzesiek nas oszukał!

Zaproponował miejsca, które wcześniej oddał Zielonym albo Partii Kobiet. Biedroń: – Co to za styl! Nie interesowało mnie zajmowanie ich miejsc!

Napieralski najpierw obiecał Nowickiej pierwsze miejsce, a potem czwarte na podwarszawskiej liście. Zrobił to, choć miał jasność, że to miejsce niebiorące. Jednego dnia walczył o liberalizację ustawy aborcyjnej, a drugiego przesuwał na liście Nowicką, która od lat walczyła o zmianę ustawy antyaborcyjnej.

Po fatalnych dla SLD wyborach w 2011 r. (Sojusz – 8 proc., a Palikot – 10) Napieralski musiał oddać fotel szefa partii Millerowi. Rozpuszczał wtedy informacje, że zajmie się pracą naukową, napisze doktorat o PRL-u, postawach polskich elit po wojnie. Mijały miesiące, a potem lata, a doktoratu nie było. Dziś to powód do kpin.

– Przychodzą ludzie z Biało-Czerwonych, pytają o współpracę. Atmosfera jest fatalna. Nikt się nie spodziewał takiego zachowania Napieralskiego. W Siedlcach wisiały zaproszenia na spotkanie z liderem, miało się odbyć 6 września, 3 wystąpił na konwencji wyborczej Platformy – mówi Wierzbicki z SLD.

Od tej pory Biało-Czerwoni nie mają kontaktu z Napieralskim. Za miesiąc partyjny sąd koleżeński go wyrzuci.

Zobacz także

balladaJakGrześ

wyborcza.pl

Lewandowski odpowiada ostro na spot PiS, którego jest bohaterem. „Gdyby spełnili te swoje zapowiedzi…”

kospa, 18.09.2015

Janusz Lewandowski

Janusz Lewandowski ($Fot. Marek Podmoky / Agencja Gazeta)

– Gdyby ktoś chciał spełnić te zapowiedzi, to kłamstwo „Polski w ruinie” zamieniłoby się w rzeczywistość – tak o pomysłach PiS mówił w Polskim Radiu doradca ekonomiczny Ewy Kopacz Janusz Lewandowski. To właśnie jego PiS uczynił bohaterem swojego nowego spotu wyborczego inicjującego całą serię „Wszyscy ludzie Ewy Kopacz”.

>> Jakiej chcemy Polski? Co nas wkurza? NAKRĘĆ SIĘ NA WYBORY! I zobacz już nakręconych wyborcza.pl/filmopolsce

W spocie „Wszyscy ludzie Ewy Kopacz” PiS atakuje Janusza Lewandowskiego, twierdząc, że jego kariera to „historia prywatyzacji, wyprzedawania polskich przedsiębiorstw”, a jego program „nazywano najdroższą porażką III RP”.

Przewodniczącego rady gospodarczej przy premierze wybrano nieprzypadkowo, to on współtworzył bowiem zaprezentowany podczas sobotniej konwencji program PO. Do zarzutów z zaprezentowanego wczoraj podczas specjalnej konferencji spotu Lewandowski odniósł się dzisiaj rano w Jedynce Polskiego Radia.

„Tylko brudna kampania PiS. To świadectwo ich bezradności”

– To świadectwo bezradności PiS, poczucia, że ich pomysły – zwłaszcza gospodarcze – są odrealnione i wypadają blado. Rzeczywiście, gdyby ktoś chciał spełnić te zapowiedzi, to kłamstwo „Polski w ruinie” zamieniłoby się w rzeczywistość. Z tego bierze się ochota na atak personalny, bo nie można się zmierzyć np. z tym dość odważnym, śmiałym programem, jaki PO przedstawiła w Poznaniu. Jest to jakiś kłopot dla PiS. Stąd ta brudna kampania – mówił Lewandowski.

Dlaczego to właśnie jego PiS postanowił uczynić bohaterem swojej kampanii? – To jest odnowienie tych wszystkich prywatyzacyjnych strachów na Lachy, które pamiętam z początku lat 90. Bardzo dobrze pamięta je Balcerowicz. Byliśmy obiektem bardzo ostrego ataku ze strony najpierw Tymińskiego, później Leppera. W tej chwili tę pałeczkę przejął PiS – mówił doradca premier Kopacz.

I przekonywał: – Bez prywatyzacji nie byłoby takiego wzrostu produktu krajowego brutto. Jesteśmy jedynym krajem, który 2,5-krotnie zwiększył swój potencjał gospodarczy.

PO nie planuje odpowiedzi na spot PiS. – Odpowiedzią powinny być raczej myśli programowe niż tego typu brudna kampania, która zaczęła się wraz z tym spotem – mówił europoseł PO.

Lewandowski gotowy pokazać wady programu PiS. „Są tego świadomi”

Lewandowski wciąż ma nadzieję na debatę z kandydatką PiS na premiera Beatą Szydło. Z propozycją rozmów doradcy premier Kopacz z wiceszefową PiS oraz ministra Tomasza Siemoniaka z Antonim Macierewiczem Platforma wystąpiła po publikacji tygodnia „wSieci”. Gazeta przedstawiła prawdopodobny skład rządu PiS. Ale politycy PiS w rozmowie z „Wyborczą” nazwali propozycje PO„kuriozum”, „butą i arogancją”.

Dlaczego Lewandowski chce debatować z Szydło? – Ja współautoryzowałem, czego świadectwem jest ten spot, program gospodarczy. A program gospodarczy po drugiej stronie ogłaszała pani Beata Szydło, która jest wiceszefową sejmowej komisji finansów publicznych. Nie widzę innej postaci – tłumaczy europoseł PO.

Jest zwolennikiem takiej debaty, bo „wtedy zamiast takich elementów brudnej kampanii mielibyśmy rozmowę”. – Ja rzeczywiście jestem w stanie udowodnić, jak bardzo rozmijają się bardzo drogie pomysły PiS. I oni są tego świadomi. Powoli dojrzewają, że wydawanie 20 mld na kwotę wolną, uderzenie w samorządy i zupełne rozminięcie się z problemem rodzin, które nie płacą podatku, więc nie potrzebują kwoty wolnej, jest dalekie od sensownego myślenia o gospodarce – mówił Lewandowski.

Zobacz także

lewandowskiOstro

wyborcza.pl

 

Prezes przemówił…

Monika Olejnik, 18.09.2015

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja)

Po raz pierwszy z ust polityka PiS usłyszeliśmy zdecydowane „nie” dla uchodźców. Nie powiedziała tego jednak wiceprezes PiS Beata Szydło, kandydatka na premiera.

Słuchając prezesa Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie w trakcie debaty na temat uchodźców, miałam wrażenie, że słyszę kobietę – Ewę Kopacz w pierwszych dniach premierostwa. Pani premier mówiła wtedy: „Polska powinna się zachowywać jak rozsądna polska kobieta, najważniejsze jest nasze bezpieczeństwo, nasz kraj, nasze dzieci”.

Kaczyński przestrzegał przed szariatem, mówił o rzekomych 54 strefach w Szwecji, gdzie on obowiązuje, opowiadał o Włoszech, gdzie kościoły są traktowane jak toalety. Pytał, czy chcemy przestać być gospodarzami naszego kraju. Jarosław Kaczyński straszył muzułmanami. To wkurzyło prof. Leszka Balcerowicza, który stwierdził, że to podżeganie do agresji w stosunku do cudzoziemców o ciemniejszej skórze: „To jest niemoralne, to jest haniebne”.

Posłowie PiS wcześniej przebąkiwali, że nie chcemy multikulti, krytykowali papieża Franciszka, twierdząc, że nie jest nieomylny w sprawie uchodźców. Niektórzy mówili, że możemy przyjąć tylko chrześcijan, inni – niech jadą tam, gdzie są meczety.

Tak naprawdę uchodźców jeszcze u nas nie ma, a Polacy już się ich boją, kiedy widzą to, co się dzieje przy granicy węgierskiej. Boją się, kiedy widzą podpalane przedmieścia miast, obcinane głowy. Ale czy nasze państwo nie jest w stanie przyjąć tych, którzy uciekają przed bombami w strachu o swoje rodziny?

Kampania wyborcza jest najgorszym momentem do tego rodzaju dyskusji. Taką postawą Jarosław Kaczyński prawdopodobnie przypieczętował swoje zwycięstwo.

Premier – która stawia warunki Unii Europejskiej i nie zgadza się na kwotowanie, mówi, że przyjmiemy tylu uchodźców, na ilu nas stać – jest na przegranej pozycji.

Kaczyński, mówiąc „nie” uchodźcom, stawia w trudnej sytuacji prezydenta Andrzeja Dudę. W wywiadzie dla „Bilda” prezydent deklarował: „Polska poczuwa się do solidarności z uchodźcami. Jednak Unia Europejska powinna przede wszystkim zwalczać przyczyny migracji i ścigać przemytników. My, Polacy, nie możemy w tej kwestii odmówić pomocy”.

Prezydent Duda w Londynie popierał premierę Ewę Kopacz, która nie zgodziła się na kwotowanie, a w Krynicy nie mówił „nie” uchodźcom. Ciekawa jestem, jakie w tej chwili ma zdanie.

Parlament Europejski przegłosował przyjęcie 120 tys. uchodźców i rozmieszczenie ich po całej Europie. PiS głosował przeciwko, a eurodeputowani PO wstrzymali się od głosu.

To w końcu jakie zdanie mają eurodeputowani?

Oby w Polsce nie zapanowała islamofobia, bo już początek tego widzimy na stadionach.

olejnikPrezesKaczyński

wyborcza.pl

Głupota może zaboleć

Janusz A. Majcherek jest profesorem w Instytucie Filozofii i Socjologii krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego, 18.09.2015

Hanna Pyrzyńska

Niektórzy krytycy III RP i entuzjastyczni apologeci zapowiadanych zmian nie rozumieją, że to oni jako jedni z pierwszych zostaną poddani opresjom, restrykcjom i czystkom, które zaprowadzą propagatorzy i animatorzy tych zmian

Społeczeństwo w 80 proc. aprobujące procedurę in vitro na prezydenta wybiera polityka, który za jej stosowanie chciał karać więzieniem. Obywatele w 70 proc. niechętni wpływaniu przez Kościół katolicki na życie polityczne za najbardziej zdatną do rządzenia uważają partię, której czołowy ideolog chciałby ulokować biskupów w Senacie, a jeden z senatorów zapowiedział przygotowywanie ustaw w porozumieniu z Episkopatem.

Naród należący do najbardziej euroentuzjastycznych otwiera drogę do władzy politykom postulującym opuszczenie głównego nurtu Unii Europejskiej. Wyborcy największego poparcia udzielają partii kierowanej przez polityka należącego do obdarzanych przez nich największą nieufnością. Dezorientacja czy polityczna głupota?

Największą furorę w wyborach prezydenckich zrobił Paweł Kukiz, pozbawiony jakichkolwiek cech wymaganych przez obywateli od prezydenta. Badania jego elektoratu ujawniły poglądy i oczekiwania tworzące absurdalny miszmasz, pełen sprzeczności i niekonsekwencji.

Ale tym popisują się także osobistości wpływowe i aspirujące. Ciemnoskóry działacz LGBT potępia rządzącą partię liberalną za niedostatek empatii dla homoseksualistów, sprzyjając w ten sposób zdobyciu władzy przez homofobów, niewolnych od wpływów rasistowskich („zwycięstwo Obamy to koniec cywilizacji białego człowieka”).

Błyskotliwy i zdolny ekonomista atakuje rządzącą partię liberalną za niedostatek liberalizmu, zakłada własne ugrupowanie mające jej podebrać wyborców i tym samym przybliża zwycięstwo partii zaciekle antyliberalnej.

Czołowy publicysta neosocjalistyczny składa hołd („chapeau bas, Panie Prezesie!”) liderowi narodowo-katolickiej partii, której propagandyści oszkalowali go jako „resortowe dziecko” i nie kryją, co zamierzają zrobić z takimi jak on, gdy opanują instytucje do tego pomocne.

Znany pisarz i felietonista, były heroinista, który dokonał konwersji na protestantyzm i został antyklerykałem, opisuje Polskę jako krainę nędzy, wyzysku i niesprawiedliwości, basując propagandzie („Polska w ruinie”) prących do władzy pod hasłami prawa i sprawiedliwości klerykałów, którzy konwertytów z katolicyzmu uważają za renegatów, narkomanów za degeneratów, a pisarzy mają swoich i ich będą promować.

Dziennikarka TVP perorująca, że nie dostrzega różnicy między PiS a PO, będzie mogła się boleśnie przekonać o tej różnicy, gdy PiS wygra wybory i naśle do mediów publicznych komisarzy politycznych, którzy wyrzucą ją stamtąd wraz z jej koleżankami i kolegami. Itd. itd.

Pod tym względem prosta babuszka z Podlasia wykazuje więcej rozumu od rozmaitych mądrali, bo zdaje sobie sprawę, że jako prawosławna Białorusinka nie może wspierać narodowo-katolickich fanatyków. Nie chodzi w tym przykładzie o to, by wychwalać rozum czy instynkt polityczny prostego ludu, lecz zobrazować, że ów rozum czy instynkt polityczny to co innego niż wiedza, inteligencja czy erudycja. Tu często pasuje gombrowiczowskie „im mądrzej, tym głupiej”.

Jest taka sztuka teatralna polskiego dramaturga używającego artystycznego pseudonimu Ingmar Villqist zatytułowana „Noc Helvera”. Jej bohaterem jest nierozgarnięty i zakompleksiony chłopak, który z entuzjazmem i nadzieją przyłącza się do politycznej bojówki głoszącej i urzeczywistniającej ekskluzywistyczny kult siły, bo sam chce tej siły i elitaryzmu zakosztować. W swej prostodusznej naiwności nie zdaje sobie sprawy, że on sam – zakompleksiony odmieniec – będzie jednym z pierwszych, przeciwko którym ta ekskluzywistyczna siła zostanie skierowana, co też się dzieje.

Niektórzy krytycy III RP i entuzjastyczni apologeci zapowiadanych zmian nie rozumieją, że to oni jako jedni z pierwszych zostaną poddani opresjom, restrykcjom i czystkom, które zaprowadzą propagatorzy i animatorzy tych zmian, gdy dostaną do dyspozycji umożliwiające to narzędzia instytucjonalne.

Dzieje głupoty politycznej w Polsce są długie i burzliwe (choć niekoniecznie obejmują wszystkie przypadki wymienione przez Aleksandra Bocheńskiego w książce tak zatytułowanej). Obrażanie się na rządzącą partię za to, że zrobiła coś zbyt późno, zbyt opieszale czy zbyt niekonsekwentnie i karanie jej za to oddaniem władzy jej przeciwnikom, którzy szybko i konsekwentnie zrobią coś całkiem przeciwnego, byłoby dopisaniem do tych dziejów kolejnego rozdziału.

Zobacz także

wyborcza.pl

Książka o Kaczyńskim. „Z jednej strony charyzmatyczny, brutalny przywódca, z drugiej człowiek czuły, tęskniący za akceptacją”

MIG, 17.09.2015
Za dwa tygodnie, w kluczowym momencie kampanii wyborczej, ukaże się książka o Jarosławie Kaczyńskim. Autor, dziennikarz „Newsweeka” Michał Krzymowski, zapowiada, że starał się napisać „o żywym człowieku”, jego zaletach i słabościach.

Okładka książki o Jarosławie Kaczyńskim

Okładka książki o Jarosławie Kaczyńskim (fot. materiały wydawnictwa)

 

Okładkę książki zaprezentował serwis 300Polityka. Tytuł? „Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego”. Z zapowiedzi samego autora wynika, że skupił się on nie na polityce, ale na samej – pełnej sprzeczności – postaci lidera polskiej prawicy.

Szef PiS, zdaniem Krzymowskiego, jest „jak my wszyscy – pełny tajemnic i sprzeczności”, ma być równocześnie „charyzmatycznym przywódcą, brutalnym i pewnym swoich przekonań”, i człowiekiem „czułym, tęskniącym za akceptacją, uległym wobec kobiet i uciekającym w samotność”.

Krzymowski zapowiada, że opisuje też miłość Jarosława Kaczyńskiego do matki, Jadwigi, trudne relacje z ojcem Rajmundem, a także cios, jakim była dla szefa PiS śmierć brata w katastrofie smoleńskiej. „Pierwszym środowiskiem, w którym się odnajdzie, będzie jego własna partia” – opisuje prezesa Prawa i Sprawiedliwości.

Książka ukaże się 28 września nakładem Axel Springer Polska, a w jednym z nadchodzących numerów „Newsweeka” znajdziemy jej fragment.

tygodnieDoWyborów

gazeta.pl

CZWARTEK, 17 WRZEŚNIA 2015 19:57

W szczycie kampanii premiera książki Krzymowskiego o Jarosławie Kaczyńskim. O czym jest książka?

unnamed

Za dwa tygodnie premiera książki Michała Krzymowskiego o Jarosławie Kaczyńskim. 300POLITYKA jako pierwsza opisuje, o czym będzie książka, która ukaże się w szczycie wyborczej kampanii.

Dziennikarz Newsweeka na okładce książki sugeruje, że będzie to opowieść nie o polityce, a o człowieku. Jak pisze Krzymowski:

„Zawiedzie się ten, kto będzie tu szukać polityki, bo nie jest to książka o polityku, a o żywym człowieku. Jak my wszyscy – pełnym tajemnic i sprzeczności. Bohater z jednej strony jest charyzmatycznym przywódcą, brutalnym i pewnym swoich przekonań, a z drugiej to człowiek czuły, tęskniący za akceptacją, uległy wobec kobiet i uciekający w samotność”

Jak dalej czytamy:

„To opowieść o wszystkim, co w jego życiu ważne. O miłości do mamy, dla której był gotów do największych poświęceń. Ale też o zemście, potrzebie dominacji i sile przywództwa. O trudnościach z tatą, którego jest lustrzanym odbiciem. O śmierci brata, po której umarła część jego samego. O samotnym życiu wśród duchów oraz o kobietach, które nigdy nie zapomną jego orzechowego spojrzenia”

I jak jeszcze czytamy na okładce:

„Nie podporządkowuje się ojcu ani rówieśnikom. Dobrze się czuje tylko w towarzystwie brata (dominuje nad nim, być może nieświadomie) i mamy (to jedyna osoba, której wyższość uznaje). Pierwszym środowiskiem, w którym się odnajdzie, będzie jego własna partia”

Premiera książki zaplanowana jest na 28 września. Pierwszy jej fragment znajdzie się w jednym z kolejnych numerów tygodnika Newsweek. Wydaje ją Ringier Axel Springer Polska. Michał Krzymowski jest współautorem dwóch książek o wydarzeniach 10 kwietnia: „Smoleńsk. Zapis śmierci” i wywiadu rzeki z płk. Edmundem Klichem „Moja czarna skrzynka”.

Screen Shot 2015-09-17 at 19.50.14

300polityka.pl