Duda (23.09.2015)

 

Awantura w “Kropce and i”. Olejnik wyrywała Wiplerowi zdjęcia ofiar ISIS, ten mówił o “Burce nad i”

Przemysław Wipler pokłócił się o uchodźców z Moniką Olejnik
Przemysław Wipler pokłócił się o uchodźców z Moniką Olejnik Fot. screen z TVN 24

W środowej “Kropce nad i” doszło do ostrej wymiany zdań na temat uchodźców. Przemysław Wipler z partii KORWIN chciał pokazać widzom zdjęcia, ofiar egzekucji bojowników Państwa Islamskiego. Prowadząca Monika Olejnik próbowała mu to uniemożliwić. “Chce być pani prowadzącą program Burka nad I?” – pytał polityk.

Wipler gościł w studio “Kropki nad i” wraz z politykiem PO Jakubem Rutnickim. Tłumaczył, dlaczego jego zdaniem decyzja o przyjęciu uchodźców przez Polskę jest błedna. W pewnym momencie zaczął pokazywać zdjęcia z egzekucji, jakich dokonuje w Syrii i Iraku Państwo Islamskie. “Gdy mamy przyjąć ludzi do Polski, to Polacy nie wiedzą, czy przyjadą ci, którzy są rozstrzeliwani…” – zaczął, ale Monika Olejnik zaczęła wyrywać mu zdjęcia.

“Nie ma pan prawa pokazywać takich zdjęć. Nie ma pan prawa. Nie będzie pan straszył” – mówiła. Wipler ripostostował: „Wy nie pokazujecie prawdy. Wasz kolega mówił na antenie, że wysiadają kobiety z dziećmi, a całkiem inne były obrazki z boku. Ten film został zdjęty ze strony” – przekonywał, odnosząc się do krążącego po sieci nagrania z TVN 24.

Wcześniej polityk pytał Olejnik, czy chce być prowadzącą programu „Burka nad I”. Dodawał też, że do Polski ma „przybyć kwiat młodzieży arabskiej, który tu przybywa ubogacać nas kulturowo”.

Dyskusja o incydencie w „Kropce” trwała jeszcze po programie. Z awantury w studio naśmiewają się internauci. Wipler opublikował mem, który krąży po sieci.

InternetyNieBiorąJeńców

 

naTemat.pl

„Szczerze mówiąc, nie bardzo mnie interesuje, ile jest krzyży w naszym mieście”. Biedroń w Gazeta.pl

mf, ks, 23.09.2015
aszym gościem w Gazeta.pl był Robert Biedroń. Swoje pytania mogliście zadać także Wy. Pytaliście o krzyże, o osiągnięcia prezydenta, a także o to, co podczas swoich rządów zrobiłby inaczej.
http://www.gazeta.tv/plej/19,114871,18899633,series.html?embed=0&autoplay=1

 

Jeśli nie mogliście być z nami na żywo, nic nie szkodzi. Wybraliśmy dla Was najlepsze fragmenty rozmowy z prezydentem Słupska.

„Nie interesuje mnie informacja, ile jest krzyży w naszym mieście”

Wiola Rygryz zapytała na Facebooku głośną dla Słupska sprawę: dlaczego prezydent zdecydował się policzyć wszystkie krzyże na ścianach w instytucjach podległych miastu. „Chodzi o jakieś normy?” – pytała pani Wiola.

Biedroń: – Obywatel nas zapytał, więc urzędnik musiał odpowiedzieć. Prawo do informacji jest świętością. Nie jestem od tego, żeby oceniać, czy pytanie ws. krzyży jest zasadne, czy nie. Jeśli zapytają: ile prezydent zarabia, ile wydaje na benzynę, też trzeba będzie odpowiedzieć. Wcale nie interesuje mnie informacja, ile jest krzyży w naszym mieście. Swoja drogą, to ciekawe, o co pytają ludzie. Interesujemy się kupami, krzyżami, a nie tym, ile wynosi budżet miasta. Wie pani, ile wynosi budżet miasta Warszawy?

– Nie mam pojęcia.

– Ja też nie miałem pojęcia, a to rzecz podstawowa. A wolimy dyskutować o kupie i krzyżach – odpowiedział prezydent Słupska. – To nasze pieniądze, warto, żeby ludzie mieli nad tym kontrolę: ile kosztuje utrzymanie szkoły, czy ile kosztuje chodnik – dodał.

A co zrobiłby inaczej?

– Po 10 miesiącach prezydentury? 10 miesięcy temu, namówiłbym mojego partnera, żeby przeprowadził się do Słupska i zamieszkał ze mną. To w życiu osobistym. A w życiu publicznym – żebym więcej rozmawiał z moimi urzędnikami i mieszkańcami.

„Przeszedłem długą drogę: jestem gejem, jestem ateistą”

„Kiedy zostanie Pan prezydentem?” – padło pytanie.

Biedroń: – Przecież już jestem prezydentem. Wiele może się wydarzyć przez kolejne cztery lata. Poza tym, uwielbiam być prezydentem Słupska. Jeśli uda mi się postawić to miasto na nogi, to będzie mój najlepszy sukces. Ja przeszedłem długą drogę: jestem gejem, jestem ateistą, nigdy nie sądziłem, że zostanę posłem, że będę tu siedział i rozmawiał z panią – dziennikarką „New York Timesa” – mówił.

– Trzeba schodzić na ziemię i mówić sobie: Biedroń, ty nie jesteś najmądrzejszy. Trzeba sobie to przypominać, by nie upaść. Czuję się w Słupsku najlepiej na świecie, że czasem dzieciaki krzyczą za mną: „Biedroń, Biedroń”. A pamiętam jak rzucali we mnie kamieniami, jak mnie opluwano. Proszę zobaczyć, jak to szybko się zmieniło – dodał.

„Polacy to naród uchodźców”

Poruszono też temat uchodźców. – 7 tysięcy to nie jest duża liczba. To nawet nie jedna rodzina na jedną gminę w Polsce. Już zapomnieliśmy, że przyjęliśmy 100 tys. uchodźców z Czeczenii. Mamy na pewno moralny dług do spłacenia. Polacy to też naród uchodźców. Nie mamy wojny od kilkudziesięciu lat, ale nie wiemy, co się stanie, nie wiemy, czy w przyszłości nie będziemy musieli prosić sąsiadów o pomoc – mówił Biedroń.

„Uwielbiam zapach marihuany”

Kolejne pytanie dotyczyło legalizacji marihuany. – Palę od czasu do czasu. Jestem za. Uwielbiam jej zapach, marihuana sprawia mi przyjemność. Uważam też, że ze względów medycznych powinniśmy ją zalegalizować. To absurd, że w XXI wieku ktoś mi będzie mówił, co mam palić, a czego mam nie palić – odpowiedział prezydent Słupska.

Kim jest Robert Biedroń?

Po tym, jak rok temu został wybrany na prezydenta Słupska, „New York Times” pisał: „W konserwatywnej Polsce, gdzie Kościół katolicki ma ogromną władzę polityczną, oznacza to radykalną zmianę przekonań”.

38-letni wówczas Robert Biedroń zapowiedział, że limuzyny zamieni na rower i będzie walczył o Słupsk zielony, ekologiczny. – Będę skromnym prezydentem – zapowiadał.

Biedroń jest absolwentem politologii i nauk społecznych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Ukończył także Szkołę Liderów Politycznych i Społecznych oraz Szkołę Praw Człowieka przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Jest także pomysłodawcą, współzałożycielem i wieloletnim prezesem Kampanii Przeciw Homofobii.

palęMarihuanę

gazeta.pl

Terroryzowanie szariatem

Marek Beylin, 23.09.2015

Przeciwnicy przyjmowania uchodźców podczas demonstracji. Uważają, że to może między innymi spowodować wprowadzenie prawa szariatu.

Przeciwnicy przyjmowania uchodźców podczas demonstracji. Uważają, że to może między innymi spowodować wprowadzenie prawa szariatu. (Czarek Sokolowski / AP (AP Photo/Czarek Sokolowski))

Do wielu polskich szkół i przedszkoli chodzą dzieci pochodzenia afrykańskiego i azjatyckiego. Wychowane w Polsce, żyjące wśród „rdzennych” rówieśników są Polakami, choć od większości odróżnia ich kolor skóry, część obyczajów, czasem wiara, znajomość kultury i języka kraju przodków. Jedynie oszalały ksenofob odmówiłby im polskości. Tak jak tylko zwariowany katolik nacjonalista powiedziałby, że kto jest buddystą, muzułmaninem, zielonoświątkowcem czy ateistą, ten nie może być Polakiem.

Obawiam się jednak, że te dzieci stanowiące z powodu koloru skóry widoczną mniejszość oraz ich rodzice mogą być pierwszymi ofiarami potężnej kampanii skierowanej przeciwko przyjęciu uchodźców w Polsce. Ponieważ kampania prowadzona przez Jarosława Kaczyńskiego i PiS oraz wspomagana przez pisolubne media i część księży przedstawia uchodźców jako jednolitą groźną dzicz. Jako agresorów, którzy – jak mówił szef PiS w Sejmie – narzucą nam „swoją wrażliwość i swoje wymogi w przestrzeni publicznej”, kościoły zamienią w toalety oraz wprowadzą szariat.

Ta mowa nienawiści nie uderzy w radykalnych muzułmanów, bo takich w Polsce nie widać. Łatwo natomiast może dosięgnąć Polaków odróżniających się wyglądem czy obyczajami. Czyli tych, w których da się ujrzeć groźnego „obcego”. Toteż kampania Kaczyńskiego i innych jest w konsekwencji wymierzona w naszych mniejszościowych współobywateli i współmieszkańców, dzieci i dorosłych.

Tak jak uchodźcy nie stanowią jednolitej masy, bo wielu z nich to wykształceni inteligenci, lekarze, prawnicy, inżynierowie, mający w dodatku zróżnicowany stosunek do religii, tak też Polacy nie są zjednoczeni w negatywnym stosunku do uchodźców. Ale taki jest fundamentalny i kłamliwy przekaz tej kampanii: jednolicie złowrodzy uchodźcy kontra zjednoczony naród. Chodzi bowiem o to, by potęgując uprzedzenia rasowe, etniczne czy religijne, wmuszać nam przekonanie, że naród, by trwać, ma się odgradzać od świata.

Zamykaniu Polaków w kokonie fobii i uprzedzeń służy także antyniemiecka i antyunijna propaganda. Dyktat Berlina i Brukseli w sprawie uchodźców, Niemcy grożą użyciem siły – co dzień dobiegają mnie takie bajania. A to nie dyktat ani szantaż, tylko wyrażająca się w perswazji presja, by Polska i inne kraje regionu respektowały wspólną unijną politykę, dochodząc w kwestii przyjęcia uchodźców  do rozwiązań tyleż kompromisowych, co koniecznych dla dobra Europy. Obecność w UE to wiele przywilejów i nieco zobowiązań. Równie dobrze bogate unijne państwa mogłyby nazwać dyktatem to, że muszą oddawać część swych pieniędzy Polsce.

W dodatku chodzi o garstkę uchodźców. A jak mówi ekspert prof. Maciej Duszczyk (w „Dzienniku Opinii” KP), możemy absorbować rocznie 20-30 tys. imigrantów. Problem w tym, jak ich integrować z Polską, jak wprowadzić dorosłych na rynek pracy, a dzieciom zapewnić normalną edukację. Do tego potrzeba przemyślanej polityki i kompetentnych służb. A my nie mamy ani jednego, ani drugiego. Rząd długo wił się pod naporem ksenofobicznej kampanii, prezydent Duda zaś ciągle uchyla się od odpowiedzialności, jakby stał na zewnątrz Polski. A Polska pozostawała na zewnątrz Europy.

jakBrzmiFundamentalny

wyborcza.pl

Czy prezydent wygra PiS wybory

Paweł Wroński, 23.09.2015

Prezydent podpisał ustawę o zmianie wieku emerytalnego. 21.09.2015 Warszawa, Pałac Prezydencki .

Prezydent podpisał ustawę o zmianie wieku emerytalnego. 21.09.2015 Warszawa, Pałac Prezydencki . (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Prezydent Andrzej Duda jest obecnie największym wyborczym atutem PiS. Chyba wcale nie ukrywa, że prowadzi kampanię wyborczą dla Prawa i Sprawiedliwości. Podczas zaprzysiężenia powiedział co prawda, że chce współpracować z rządem, ale przecież nie powiedział z którym.

To nie wyznaczona przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego Beata Szydło, ale prezydent Duda jest obecnie politycznym symbolem PiS. To on napędza kampanię wyborczą tej partii. To on skuteczniej niż kandydatka na premiera przypomina o programowych postulatach PiS, np. obniżeniu wieku emerytalnego, składając wniosek o referendum w tej sprawie lub projekt ustawy bez widoków na jej uchwalenie.

Wie, że wykorzystuje do partyjnej propagandy urząd głowy państwa, ale zdaje sobie sprawę, że teraz niewiele straci na popularności, że ma przed sobą całą kadencję, a jedynie pełna wygrana PiS zapewni mu komfort rządzenia.

Nie śmiem przeniknąć strategii lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego, ale najprawdopodobniej Andrzej Duda miał być elementem szerszego planu i pierwotnie być może kandydatem na premiera. W wyborach prezydenckich miał pięknie przegrać, a w oparciu o zbudowaną w ten sposób popularność PiS chciał kreować nowego, młodego lidera.

Łaska wyborców, co na pstrym koniu jeździ, pokrzyżowała te plany. Andrzej Duda został prezydentem. PiS dokonał przegrupowania i wyznaczył na premiera jego szefową sztabu Beatę Szydło, wyraźnie gorzej przygotowaną do roli politycznego frontmana. Jarosław Kaczyński musi pozostać w ukryciu. Andrzej Duda realizuje więc wcześniejsze zadanie – zdobycia władzy przez PiS w znacznie korzystniejszej sytuacji. Stanowisko głowy państwa daje mu większe możliwości. Jest również trudniejszym celem do kontrataku ze strony PO. Atakowanie głowy państwa może być okrzyknięte działalnością antypaństwową i osławioną „mową nienawiści”.

Prezydent: Rząd niegodny zaufania

Jakie są elementy wyborczej filozofii prezydenta Dudy? Pierwszy i najważniejszy to odmawianie legitymacji obecnemu gabinetowi. Rząd Ewy Kopacz jest traktowany jako rząd schyłkowy, który nie ma nic do powiedzenia, z którym nie warto się spotykać, nie warto załatwiać spraw polskich. W domyśle: „nie ma już zaufania Polaków” albo „nie jest tego zaufania godny”.

Z tego punktu widzenia jasne jest, dlaczego prezydent nie reagował na wniosek premier, by zwołał Radę Gabinetową. Dlatego od dłuższego czasu „nie widzi potrzeby”, aby zwołać Radę Bezpieczeństwa Narodowego, mimo iż Europa walczy z najcięższym kryzysem imigracyjnym w ostatnich latach.

Prezydent nie odpowiada na pytania

Prezydent równocześnie chce się zaprezentować jako faktyczny przywódca narodu akceptowany w pełni przez świat i naród. Temu mają służyć wizyty zagraniczne. Pierwsze wizyty prezydenta w Estonii, Niemczech i Wielkiej Brytanii miały charakter głównie wizerunkowy. Prezydent w świetnie skrojonym garniturze rozmawiał z premierem Davidem Cameronem w dobrej angielszczyźnie. Elegancka pierwsza dama budziła sympatię. Prezydent wygłaszał gładkie propaństwowe przemówienia.

Podczas wizyty w Niemczech był bardzo dobrze przyjmowany przez Polonię, jeszcze lepiej przez Polonię w Wielkiej Brytanii, która przypominała, że poprzedni prezydent nie znalazł dla niej czasu.

Prezydent głównie składa oświadczenia, nie odpowiada na pytania, na które przecież mógłby niewłaściwie odpowiedzieć.

Wpadka z polonijnymi mediami, którym prezydent Duda zaprezentował fragment pisowskiej propagandy „Polska w ruinie”, była raczej wpadką niźli zamierzonym działaniem. Polskie społeczeństwo, widząc zagraniczne obrazki, ma wynieść z nich przekonanie – to jest prawdziwy lider, a premier Kopacz? W rządzeniu przeszkadza.

Prezydent recenzent koalicji

Kolejna rola prezydenta to recenzowanie działalności koalicji. Szczególne znaczenie ma tu przekaz wobec elektoratu wiejskiego. To tam Andrzej Duda zdobył poparcie, które zapewniło mu prezydenturę i pokonanie Bronisława Komorowskiego. Wie, że wygrana na wsi to klucz do zwycięstwa. Pozbawia bowiem PO dotychczasowego koalicjanta. Jak to wygląda? Spójrzmy na typowe spotkanie prezydenta we wsi Korczówka (woj. mazowieckie). Prezydent porównywał tegoroczną pomoc dla rolników niemieckich i francuskich oraz dla polskich i zastanawiał się, dlaczego jest dwukrotnie mniejsza. – To ja muszę zadać pytanie, jak wobec tego walczono o polskie sprawy na tej komisji rolnictwa – mówił. Jak stwierdził, „jego ta informacja zdruzgotała”. Dodawał, że „instrumenty brukselskie są w rękach ministra Sawickiego”. W domyśle – to on jest odpowiedzialny za waszą biedę.

Pytanie, czy Andrzej Duda zacznie być prezydentem wszystkich Polaków po 25 października, pozostaje nierozstrzygnięte. Zapewne wykorzysta wszystkie uprawnienia, aby to PiS otrzymał misję formowania rządu. Jeśli będzie rządził ktokolwiek inny, po takiej kampanii kohabitacja wydaje się bardzo trudna, choć nie niemożliwa.

dudamiałByć

wyborcza.pl