Biedroń (27.12.14)

 

Robert Biedroń: Mama długo twierdziła, że popełniłem wielki błąd, mówiąc publicznie, że jestem gejem. Dzisiaj sąsiedzi gratulują jej syna

27.12.2014
”Zmieniło się społeczeństwo, ale nie zmienili się politycy. Tego jestem pewien po trzech latach spędzonych w Sejmie”
Mike Urbaniak, Radio RDC

Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)

Zrezygnowałem od razu z limuzyny z kierowcą, bo to generowało koszty oraz było gorszące dla mieszkańców. Chcę przywrócić Słupskowi godność i spowodować, by młodzi nie musieli wyjeżdżać na zmywak do Wielkiej Brytanii albo uciekać do Warszawy – mówi nam świeżo wybrany prezydent Słupska Robert Biedroń.

Umówienie się z Robertem Biedroniem właściwie graniczy z cudem. Zawsze był bardzo zajęty, ale od czasu kiedy został wybrany na stanowisko prezydenta Słupska, ma kalendarz wypełniony szczelnie od wczesnych godzin porannych do późnej nocy. W dodatku nigdy nie wiadomo, czy danego dnia jest w Słupsku, Warszawie czy może w Brukseli. Na naszą rozmowę umawiamy się na stołecznym Lotnisku Chopina. Robert pisze SMS: „O 20.30 kończę , a po 22.00 mam samolot do Gdańska. Jak spotkamy się na lotnisku, będziemy mieli prawie godzinę”. Po 21 Biedroń wpada do kawiarni w hali odlotów. Jak zawsze uśmiechnięty, ale widać, że ledwo żywy. Nim zdążymy zacząć rozmowę, podchodzi do nas starsza pani: „Przepraszam panie Robercie, ale nie mogłam się powstrzymać. Serdecznie panu gratuluję, z całą rodziną trzymaliśmy kciuki za pana wygraną. Jezu, no nie mogę uwierzyć, że pana spotkałam!”. Wyciąga telefon i gdzieś dzwoni. Po chwili: „Panie Robercie, córkę mam na telefonie. Może pan ją pozdrowi?”. Robert rozmawia chwilę z rzeczoną córką, po czym pani bierze telefon i mówi do niej: „Córuś, tak, to pan Biedroń! No, wiem, wspaniale!”. I na koniec do nas: „Przepraszam, że tak do panów podeszłam, ale nie mogłam wytrzymać. Takie szczęście, taka duma! Wesołych Świąt!”. Robert Biedroń się tylko uśmiecha i dodaje: „Tak jest cały czas. Wczoraj wracałem z Brukseli i nie mogłem przejść do swojego siedzenia. Ludzie bili brawo, ściskali mnie. To jest absolutnie niezwykłe!”.

Kiedy nastąpiła ta wielka zmiana w Polsce?

– Nie ma prostej odpowiedzi, to był proces, który teraz owocuje. Pracowało na to wiele osób, które organizowały debaty, spotkania, parady, akcje społeczne, wystawy. To, że udało nam się zainteresować społeczeństwo naszymi kwestiami, rozbudzić debatę, pokazywać poprzez wychodzenie z szafy, że istniejemy, spowodowało, że ludzie zaczęli nas poznawać, potem się z nami oswajać, w końcu akceptować i szanować.

Jednocześnie Sejm uwala po raz kolejny ustawę o związkach partnerskich.

– Bo zmieniło się społeczeństwo, ale nie zmienili się politycy. Tego jestem pewien po trzech latach spędzonych w Sejmie. Politycy są zachowawczy, boją się podejmowania odważnych decyzji i czekają, aż społeczeństwo da im bardzo wyraźny sygnał, że coś się zmieniło, że na coś jest zgoda. Podejmują tylko bezpieczne decyzje, żeby nie pójść przez przypadek o krok za daleko, nie narazić się. To jest oczywiście fatalne w skutkach, bo spowalnia postęp. Symbolem takiej polityki jest Platforma Obywatelska. Nie wspominam już nawet o tak skrajnych przypadkach jak Krystyna Pawłowicz, której wulgarność i chamstwo zaczynają już chyba razić nawet osoby o konserwatywnych poglądach.

Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)

Konserwatywna jest w Polsce podobno tak zwana prowincja, w odróżnieniu od wielkich miast, które są – przynajmniej teoretycznie – liberalne. Twój wybór na prezydenta Słupska podważył ten pogląd.

– Zacznę od tego, że Słupsk nie jest prowincją. To wyjątkowe miasto, do którego po wojnie napływała ludność z Warszawy i Wilna, a także wysiedleńcy z Akcji „Wisła”. W PRL-u Słupsk był stolicą województwa, w mieście działały więc liczne urzędy i instytucje. Po reformie administracyjnej Słupsk zdegradowano, ale przecież ludzie zostali. To w dużej mierze klasa średnia z aspiracjami, ambicjami.

Dlaczego ty właściwie kandydowałeś na prezydenta Słupska?

– To konsekwencja moich wcześniejszych wyborów. Do Sejmu startowałem z okręgu słupsko-gdyńskiego, który odziedziczyłem po mojej przyjaciółce Izabeli Jarudze-Nowackiej. Byłem tam spadochroniarzem i dostałem wielki kredyt zaufania, choć byłem oczywiście oglądany z każdej strony. Musiałem pracować pięć razy ciężej niż inni koledzy i koleżanki z okręgu, żeby udowodnić, że ten mandat mi się należy.

Jak wyglądało to udowadnianie?

– Zabrałem się po prostu ostro do pracy i otworzyłem jedno z pierwszych w Słupsku biur poselskich, bo szybko się zorientowałem, że Gdynia, w której mam mieszkanie, wspaniale się rozwija, czerpie z funduszy europejskich, a Słupsk zostaje w tyle. Niepokojącym sygnałem było też to, że na czternastu posłów z okręgu tylko czterech otworzyło swoje biura w Słupsku. A gdzie jest reszta? Dziwne, prawda? Właściwie od razu do mojego biura ustawiła się długa kolejka.

W jakiej sprawie?

– W każdej, jaką jesteś sobie w stanie wyobrazić. Przychodziły do mnie kobiety bite przez mężów, taksówkarze protestujący przeciwko nielegalnym taksówkom, słuchaczki Uniwersytetu Trzeciego Wieku, żeby załatwić im znane osoby na wykłady, ludzie ze schroniska dla zwierząt, ludzie z niesprawiedliwymi w ich mniemaniu wyrokami sądowymi, bo wiedzieli, że byłem wówczas wiceprzewodniczącym sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka, dalej: ekolodzy, działacze społeczni, pielęgniarki. Mogę tak wymieniać bez końca. Zaczęła też przychodzić młodzież, która powiedziała, że nie ma co robić wieczorami.

Pomagałeś im?

– Starałem się, jak tylko mogłem. Młodzież była na przykład zaskoczona, że pozwoliłem jej spotykać się w moim biurze. Wtedy też zadałem sobie pytanie, dlaczego ludzie nie idą z tymi sprawami do ratusza? Dlaczego nie ma tam dla nich otwartych drzwi? Zdecydowałem się więc na kandydowanie na prezydenta, żeby to zmienić.

Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)

Jak wyglądał dziś twój dzień?

– Wczoraj wieczorem przyleciałem z Brukseli i po raz pierwszy od zaprzysiężenia zobaczyłem się z moim partnerem – Krzyśkiem, mogliśmy się sobą w końcu trochę nacieszyć. Rano miałem nagranie do „Hali odlotów” w TVP Kultura, potem byłem w Sejmie pozałatwiać sprawy związane z wygaśnięciem mojego mandatu, potem spotkałem się z Magdą Gessler, z którą robimy w tym roku sylwestra w Słupsku, potem były wywiady dla „Gazety Wyborczej” i „Super Expressu”, następnie spotkanie z moim asystentem Dawidem Wawryką, dalej było oficjalne pożegnanie, które przygotował mi mój klub sejmowy, spotkanie z marszałkinią Wandą Nowicką, „Kropka na i” z Moniką Olejnik i teraz jestem z tobą. Za chwilę mam samolot do Gdańska.

Z lotniska zabiera mnie samochód do Słupska, będę więc w łóżku po trzeciej i wstać o szóstej, bo o ósmej muszę już być w urzędzie – mam łączenie z prezydentową Kwaśniewską. Potem omówienie budżetu, nagranie dla „Pytania na śniadanie”, spotkanie z harcerzami, którzy przychodzą ze światełkiem betlejemskim, spotkanie z kierownikiem ds. audytu, podpisanie umowy debetowej z bankiem, spotkanie z wiceprezydent, a później z Dorotą Gardias, potem podpisuję korespondencję finansową, mam spotkanie z marszałkiem pomorskim Mieczysławem Strukiem, kiermasz świąteczny, dalej: przekazanie protokołu pokontrolnego NIK, spotkanie z pełnomocnikiem ds. informacji niejawnych i wieczorem koncert w filharmonii.

Jak długo tak można?

– Bardzo długo, od lat mój kalendarz tak wygląda. Ale to jest moja pasja! Ja kocham to, co robię!

Rozumiem, ale człowiek potrzebuje też jednak wolnego, czasu dla najbliższych.

– On się jakoś znajduje, naprawdę. Rok temu byliśmy o tej porze z Krzyśkiem w Australii, będą miał też pół wolnej niedzieli niedługo. A na sen nie potrzebuję wiele, szybko się regeneruję. Tak jest teraz, tak było w czasach sejmowych, tak było w Kampanii Przeciw Homofobii.

Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)

Kiedy ogłosiłeś, że startujesz w wyborach, podśmiewano się z ciebie. Mówiono, że to jakiś żart.

– O tym, że moja kandydatura jest niepoważna, pisali dziennikarze. Dodawali też zawsze, że nie mam żadnych szans. Dlatego trzeba podchodzić z dużą rezerwą do tego, co słyszymy czy czytamy w mediach. Ja po prostu wziąłem się do pracy i myślę, że przekonałem wyborców do mojego prospołecznego programu i do tego, że pojawi się w ratuszu nowa energia, człowiek spoza lokalnych układów.

Słupczanie chyba się nie spodziewali aż takiego zainteresowania medialnego?

– Nie słupczanie, tylko słupszczanie – poprawiam się z poczuciem winy, bo ja do niedawna też tak mówiłem. Promocja miasta jest rzeczywiście ogromna, pisano o moim wyborze nawet w Indiach. Ale dla mnie to jest też duże obciążenie i muszę podejść do moich nowych zadań w wielką pokorą. Euforia zaraz przejdzie i zacznie się proza życia, a Biedroń będzie oglądany o wiele dokładniej niż inni prezydenci.

Biedroń zawsze był oglądany dokładniej. Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś?

– Przyzwyczaiłem się oczywiście, bo lata bycia pod lupą zrobiły swoje. Musiałem mieć dużą determinację i grubą skórę, ale skóra nie może być też zbyt gruba, bo przestanie być wrażliwa.

Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)

Przyzwyczaiłeś się już do bycia Pierwszym Gejem RP?

– Nie jestem nim i boję się tworzenia takich etykiet.

Etykieta jest już stworzona i chyba nie bardzo masz na nią wpływy.

– Staram się jednak mieć, bo nie ma kogoś takiego jak Pierwszy Gej RP. Geje są bardzo różni, mają różne poglądy na wiele spraw. Ja często byłem oskarżany o to, że jestem za mało męski, albo ubrany nie tak jak trzeba, albo mam złą fryzurę, albo podejmuję złe decyzje. Dlatego nie chcę być i nie czuję się tym pierwszym.

Ale dla przeciętnej osoby w Polsce jesteś.

– Chyba coraz mniej, bo i coraz częściej patrzy się na mnie nie jak na geja, ale po prostu polityka. Moje bycie gejem ma często znikome znaczenie.

Słupszczanie nie pytali cię o to?

– Wyobraź sobie, że nie. Jedynymi ludźmi, którzy podczas kampanii wyborczej chcieli rozmawiać o mojej orientacji seksualnej, byli dziennikarze. To ich pasjonowało! I czy zdejmę krzyż w urzędzie. Nie zadawali mi pytań, które interesowały mieszkańców i mieszkanki Słupska.

Co chcesz w Słupsku zrobić?

– Chcę temu miastu przywrócić godność i spowodować, by młodzi nie musieli wyjeżdżać na zmywak do Wielkiej Brytanii albo uciekać do Warszawy czy Gdańska. Nie interesują mnie działania typu budowa stadionu czy aquaparku (choć taki się u nas już buduje), ale realne poprawianie jakości funkcjonowania naszego fajnego miasta, czyli chodniki, ścieżki rowerowe, zieleń, lepsze przedszkola i szkoły, większa transparentność w działaniu władzy, lepsze relacje z przedsiębiorcami.

Transparentność w działaniu ratusza to sprawa oczywiście ważna. Obiecałeś też cotygodniowe spotkania z dziennikarzami. A co z decyzjami dotyczącymi spraw, na które trzeba wyłożyć niemałe pieniądze, których zwykle nie ma?

– Słupsk jest, niestety, miastem zadłużonym i trzeba mu przeorganizować budżet oraz szukać oszczędności. Już podjąłem szereg działań mających na celu ograniczenie kosztów, głównie w urzędzie. Zrezygnowałem od razu z limuzyny z kierowcą, bo to generowało koszty oraz było gorszące dla mieszkańców. Obnoszenie się z władzą uważam za zupełnie niepotrzebne.

Chciałbym, żeby w Słupsku powstał Instytut Zielonej Energii, a wokół niego zaplecze akademickie, gdzie będą kształceni specjaliści zajmujący się energią odnawialną. To musi też być obudowane przedsiębiorstwami zajmującymi się tą dziedziną.

Na liście moich priorytetów jest też lepsze skomunikowanie Słupska z resztą kraju, bo teraz nie wygląda to dobrze. Jak Magda Gessler dojedzie na sylwestra, którego robimy razem? Jak Agnieszka Holland dojedzie na festiwal filmowy, który chce robić w Słupsku? Jak dojadą do nas uczestnicy i uczestniczki Kongresu Kobiet i Kongresu Ruchów Miejskich?

Ile czasu zajmie ci spełnienie przedwyborczych obietnic?

– Minimalnie cztery lata, maksymalnie osiem. Na tyle umówiłem się z mieszkańcami. Jestem dobrej myśli, bo dotychczas moje marzenia spełniały się z naddatkiem.

Do ich spełnienia potrzebujesz w tym przypadku większości w radzie miejskiej.

– Rada jest bardzo otwarta. Może nas dzielić światopogląd, ale nie miastopogląd. Możemy się nie zgadzać co do wiszącego w sali obrad krzyża, ale to nie ma znaczenia, kiedy rozmawiamy o drogach czy szkołach.

Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)Robert Biedroń (fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta)

Sławomir Sierakowski, szef „Krytyki Politycznej”, widzi w tobie lidera lewicy, a nawet kandydata na prezydenta Polski.

– Do takich deklaracji podchodzę z dystansem i pokorą, bo kandydatów na premierów i prezydentów było już tylu, że trudno zliczyć. Niektórzy ogłaszali to nawet na billboardach. Ja zostałem niedawno wybrany na prezydenta Słupska, obiecałem mieszkańcom zmiany i mam zamiar dotrzymać słowa.

Wykluczasz zupełnie zostanie liderem lewicy?

– Wykluczam, bo na lewicy mamy tyle wspaniałych osób, które mają zapał i energię, że ja nie muszę się w liderowanie angażować. Powtarzam jak zaklęty: teraz Słupsk!

Teraz, a później? Jesteś politykiem, a politycy mają dalekosiężne plany i marzenia.

– Ale one nigdy, w moim przypadku, nie dotyczyły stołków, tylko zmian społecznych, politycznych, prawnych. Zawsze chciałem zmieniać społeczeństwo na bardziej otwarte – to moje plany i marzenia. Kiedy wybrano mnie na prezydenta, ogromne zdziwienie wywołało to, że nie siadam do stołu i nie montuję koalicji w radzie. A ja nie umiem tego robić i nie będę. Nie zasiądę przy flaszce w celu podzielenia wpływów w mieście. Może to jest naiwne, ale wierzę w to, że radni chcą dla Słupska tak samo dobrze, jak ja, dlatego mam zamiar przekonywać wszystkich do moich pomysłów.

Robert Biedroń (fot. Krzysztof Miller/Agencja Gazeta)Robert Biedroń (fot. Krzysztof Miller/Agencja Gazeta)

Rodzice są z ciebie dumni?

– Tato już nie żyje, ale mama jest bardzo dumna i się popłakała, kiedy mnie wybrano. Długo mi mówiła, że popełniłem wielki błąd, mówiąc publicznie, że jestem gejem, że zrobiłbym szybciej tak zwaną karierę, jeślibym siedział w szafie, że przez bycie jawnym gejem mam zawsze gorzej. Przeszliśmy z mamą tę trudną drogę wspólnie, to wszystko bardzo dużo ją kosztowało. Dzisiaj sąsiedzi gratulują jej syna.

 

 

Robert Biedroń. Działacz społeczny, aktywista LGBT i polityk. Urodził się w 1976 r. w podkarpackim Rymanowie, a wychował w Krośnie. Ukończył politologię na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W 2001 roku współzakładał Kampanię Przeciw Homofobii, najważniejszą polską organizację zajmującą się sprawami osób LGBT. Był jedną z pierwszych osób w kraju, które publicznie ujawniły swoją orientację seksualną. Politycznie był zawsze związany z lewicą: najpierw z SdRP, potem SLD i ostatnio z Twoim Ruchem. W 2011 roku został pierwszym w historii Polski jawnym gejem wybranym do Sejmu, gdzie został uznany za jednego z najbardziej pracowitych posłów. W listopadzie tego roku został pierwszym jawnym gejem w Polsce zaprzysiężonym na prezydenta miasta, zdobywając blisko 60 proc. głosów i wzbudzając wielkie zainteresowanie nie tylko polskich, ale i zagranicznych mediów. Od 6 grudnia jest oficjalnie prezydentem Słupska.

Mike Urbaniak. Dziennikarz kulturalny, krytyk teatralny, autor rozmów z wybitnymi postaciami polskiej kultury. Pisze też o współczesnym Izraelu i tematyce LGBT. Jest stałym współpracownikiem „Wysokich Obcasów”. W warszawskim Radiu RDC prowadzi autorski program „Pan od kultury”.

weekend.gazeta.pl

Dodaj komentarz