Wdowy (08.04.15)
Niewygodna prawda czarnych skrzynek
Smoleńsk, miejsce katastrofy samolotu tu-154, 11 kwietnia 2010 (Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta)
Wobec licznych wątpliwości co do przyczyn tragedii strona polska zdecydowała się ujawnić stenogram i zapis rejestratora dźwięków w kokpicie. Ten stenogram powstał na zamówienie komisji przy MSWiA badającej przyczyny katastrofy, opracowali go biegli Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji.
Prokuratura wojskowa, która wszczęła śledztwo w sprawie katastrofy, zwróciła się po opinię do renomowanego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna w Krakowie.
Według CLK z zapisu wynika, że w kabinie pilotów był dowódca lotnictwa gen. Andrzej Błasik. Instytut Sehna był ostrożniejszy – stwierdził, że nie można w 100 proc. ustalić, do kogo należał niezidentyfikowany „trzeci głos”.
„Częstotliwość próbkowania”
Wobec tych rozbieżności prokuratura wojskowa powołała nowy zespół biegłych, by niezależnie przeanalizował zapis dźwięku z kokpitu tupolewa. Nowymi badaniami kierowała prof. Grażyna Demenko z UAM w Poznaniu. Trudno w Polsce o większy autorytet w dziedzinie fonetyki i analizy mowy. Jest szefową Zakładu Fonetyki w Instytucie Językoznawstwa UAM, członkinią Komitetu Akustyki PAN oraz przewodniczącą Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Fonetycznego. Pomagał jej Andrzej Artymowicz, biegły prokuratury, specjalista od reżyserii i przetwarzania dźwięku. W lutym 2014 r. oboje pojechali do Moskwy i jeszcze raz zrobili kopię zapisu taśmy czarnej skrzynki. Dopiero na tym materiale zaczęła pracować kierowana przez nich grupa ośmiu biegłych.
Niełatwo w prosty sposób wytłumaczyć, na czym polega różnica między przyjętą przez ekspertów prof. Demenko metodą badawczą a wcześniejszymi ekspertyzami.
Nie pomaga tu system pojęć, jakimi posługiwali się biegli, wyjaśniając, że chodzi o większą „częstotliwość próbkowania”. To nic innego jak dokładniejsza „cyfrowa fotografia” analogowego sygnału dźwiękowego. Kopie, na których pracowali eksperci MAK, Instytutu Sehna i CLKP, były zdejmowane w gęstości w granicach 11 kHz, czyli zapisywano wartość dźwięku mniej więcej co jedną dziesięciotysięczną sekundy. Tymczasem prof. Demenko skopiowała zapis rejestratora w gęstości aż 96 kHz, czyli dziesięć razy dokładniej. Pozwoliło to na lepsze wyizolowanie szumów, wyłapanie niezrozumiałych wcześniej treści i wypowiedzi oraz lepszą identyfikację rozmówców.
Gdyby chodziło nie o dźwięk, lecz o obraz, to można by powiedzieć, że wcześniej biegli pracowali na kopii o jakości obrazu analogowego telewizora, a teraz uzyskali jakość Ultra HD. Rezultat: 30 proc. więcej nowych zdań i dźwięków niż w poprzednich ekspertyzach oraz pewność, że gen. Błasik do końca był w kokpicie i „doradzał” zestresowanym pilotom, zachęcając ich do lądowania w niedopuszczalnych warunkach.
Najważniejsze: w każdym przypadku kopie zgrywano z oryginału taśmy czarnej skrzynki, która mimo że znajduje się w Moskwie, jest do swobodnej dyspozycji polskich śledczych.
Dlaczego teraz?
Jeden z bardziej absurdalnych zarzutów jest taki, że stenogramy „wyciekły teraz”, tuż przed piątą rocznicą katastrofy. Wcześniej już za zorganizowanie na dwa tygodnie przed rocznicą konferencji podsumowującej śledztwo PiS oraz prawicowe media atakowały też prokuraturę wojskową.
A przecież rocznica to naturalny czas na takie publikacje i wystąpienia. Smoleńsk był jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń naszej historii. Trudno, żeby prokuratura prowadząca w tej sprawie śledztwo milczała w takim momencie. Podobnie media – ich obowiązkiem jest przypominanie tragedii, ale też docieranie do nowych ustaleń.
Inna sprawa, że nie zawsze jest to po myśli PiS. Tyle tylko, że nie może być tak, że kiedy partia Jarosława Kaczyńskiego robi rocznicowe obchody, a Antoni Macierewicz ogłasza raport o kolejnych wybuchach, to dobrze, ale kiedy swoją pracę wykonują niezależne od PiS instytucje i media, to źle.
Kto „przeciekł”?
Ekspertyza akustyczna znalazła się w „załączniku numer 8” kompleksowej opinii biegłych dla prokuratury wojskowej, którą prezentowano 27 marca. Mimo że materiał nie jest tajny, to śledczy na razie nie udostępnili go pełnomocnikom rodzin ofiar nawet do wglądu i nie opowiedzieli o nim na konferencji prasowej.
Wiele wskazuje na to, że przeciek jest dziełem osoby z kręgu biegłych zirytowanej przemilczeniem przez prokuraturę wyników ekspertyzy i rosnącymi jak grzyby po deszczu nowymi teoriami o zamachu.
Kogo to irytuje?
Nowe nagrania to kłopot dla PiS. W piątek 10 kwietnia miało być jak zawsze: rocznica – marsz pod Pałac Prezydencki, emocje, przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, nowy raport Macierewicza o kolejnych wybuchach. Stenogramy zakłócają ten scenariusz, a ich niewygodnej dla PiS wymowy nie przykryją „żadne płacze i żadne krzyki”.
Zwolennicy teorii zamachu coraz bardziej miotają się w ślepej uliczce, w którą wpędził ich Macierewicz i jego eksperci. W eskalacji oskarżeń o zamach, zdradę i „niesłychaną zbrodnię” partia zabrnęła zbyt daleko. Dzisiaj wycofać się z tego nie da, więc trzeba robić dobrą minę do coraz bardziej beznadziejnej gry.
Ale poirytowana jest też prokuratura. Śledczy i ich przełożeni będą musieli odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w tak ważnej sprawie tak późno powstała ekspertyza wykorzystująca dorobek współczesnej nauki i narzędzia dostępne od lat. Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej mjr Marcin Maksjan wskazuje, że to „biegli ustalają, jakich będą używali narzędzi”. – My za każdym razem opieramy się na zaufaniu do ich kompetencji – wyjaśnia.
Smutna prawda o przebiegu wydarzeń w kokpicie tupolewa nie jest też korzystna dla wizerunku naszej armii i państwa. Formalnie za katastrofę odpowiada załoga, ale to, że kpt. Protasiuk nie był w stanie wyrzucić z kokpitu gen. Błasika, a o decyzję, co dalej robić, pytał prezydenta, pokazuje, że takie zachowania były normą. Miał w tej sprawie własne doświadczenie. W sierpniu 2008 r. był drugim pilotem tupolewa, który miał lecieć do objętej wojną Gruzji. Gdy dowódca kpt. Grzegorz Pietruczuk odmówił ze względów bezpieczeństwa lotu do Tbilisi, presję na kapitana wywierało dowództwo Sił Powietrznych oraz sam prezydent Lech Kaczyński, który wszedł do kabiny. Potem posłowie PiS publicznie nazwali pilota „tchórzem” i zawiadomili prokuraturę o tym, że „odmówił wykonania rozkazu”. Kpt. Protasiuk musiał mieć w tyle głowy to zdarzenie. Dlatego był podatny na presję i trudno mu było podejmować niezależne decyzje.
Katastrofa smoleńska. Kaczyński: „Prokuratura prowadzi akcję polityczną, a nie śledztwo. Powiedziałem to w oczy Seremetowi”
Kaczyński stwierdził, że polskie śledztwo ws. Smoleńska nie jest prowadzone transparentnie, a „niektóre fakty są z pewnością ukrywane przed opinią publiczną”. Przypomniał, że niektóre rodziny ofiar katastrofy żądają przeprowadzenia międzynarodowego śledztwa. – Takie śledztwo jest bardzo potrzebne. Gdyby władze chciały, to by do niego doprowadziły – dodał.
Ks. Wojciech Lemański żyje w biedzie? Niekoniecznie
08.04.2015
Na stronie radia TOK FM prof. Andrzej Jaczewski publicznie zaproponował, by „Gazeta Wyborcza” zorganizowała zbiórkę pieniędzy dla „żyjącego w biedzie” ks. Wojciecha Lemańskiego. Tymczasem – według naszych informacji – były proboszcz z Jasienicy już dwukrotnie nie odpowiedział na ofertę kurii, która planowała zapewnić mu mieszkanie i opiekę.
Modlitwa za Jasienicę
Dziś rano informowaliśmy w Onecie o wpisie prof. Andrzeja Jaczewskiego, lekarza i pedagoga, który po lekturze listu Adama Michnika i Jarosława Mikołajewskiego do papieża Franciszka w sprawie ks. Lemańskiego, zaproponował, by zorganizować składkę dla duchownego. „Wyczytałem, że ksiądz Lemański żyje w biedzie i mieszka – bez dochodów – u starego ojca” – pisał prof. Jaczewski.
Na wpis szybko zareagowała grupa sympatyków ks. Lemańskiego, pozostająca w bliskim kontakcie z duchownym. Jej przedstawiciele napisali na Facebooku, że wszelkie ewentualne zbiórki mogą być organizowane wyłącznie po wydaniu zgody przez pełnomocnika księdza.
„Doceniając troskę ludzi dobrej woli i ich chęć finansowego wspierania ks. Wojciecha, pozwalamy sobie przypomnieć, że zgodnie z Jego wolą określoną we wcześniejszym komunikacie pełnomocnika, jakiekolwiek zbiórki pieniężne mogą być organizowane wyłącznie po oświadczeniu opublikowanym na niniejszej stronie” – czytamy na stronie „O prawo do głosu ks. Lemańskiego”.
Z kolei w jednym z komunikatów pełnomocnika można przeczytać, że wsparcie finansowe „w celu umożliwienia opłaty kosztów sądowych może okazać się potrzebne, jeśli rozpatrywany obecnie w Kongregacji ds. duchowieństwa rekurs w sprawie kary suspensy trafi do Trybunału Stolicy Apostolskiej”.
Sam ks. Lemański informował więc do tej pory, że ewentualną pomoc finansową byłby skłonny przyjąć jedynie w celu wykorzystania przekazanych mu środków do opłaty kosztów związanych z prowadzoną przez niego procedurą odwoławczą.
Ksiądz Lemański nie żyje w biedzie
Ks. Lemański nigdy publicznie nie informował jednak o swoich rzekomych problemach finansowych. Sugestie, że żyje w biedzie – wydają się być wyssane z palca. Pomysł przeprowadzenia publicznej zbiórki sprawia wrażenie tym bardziej nietrafione, że kilkukrotnie wsparcie finansowe oferowała ks. Lemańskiemu kuria warszawsko-praska.
5 lipca 2013 roku. Abp Henryk Hoser napisał w liście do ks. Wojciecha: „Spełniając wymagania k 195 i 1746 KPK zapewniam Księdzu mieszkanie w Domu Księży Emerytow i godziwe utrzymanie z Funduszu Kapłańskiego Wsparcia”.
Niecały rok później, 27 lutego 2014 roku, Hoser wystosował dekret. „Nakazuję Księdzu (…) zamieszkanie w Domu Księży Emerytów w Otwocku w charakterze rezydenta, gdzie Diecezja zapewnia Księdzu godziwe utrzymanie”.
Co więcej – jak dowiedzieliśmy się w kurii – dziś, w reakcji na pomysł zorganizowania publicznej zbiórki, kuria ponowiła swoją ofertę. Ksiądz kanclerz Dariusz Szczepaniuk napisał do Lemańskiego list w tej sprawie.
„W trosce o duchowe i materialne dobro Księdza, Arcybiskup Henryk Hoser, stosownie do kanonów 195 i 1746 Kodeksu Prawa Kanonicznego, dwukrotnie oferował możliwość zapewnienia Księdzu przez Diecezję mieszkania i godziwego utrzymania ze środków Diecezjalnego Funduszu Kapłańskiego Wsparcia. Propozycja, jak dotąd, pozostała bez odpowiedzi z Księdza strony. Jednakże chcemy po raz kolejny o tej pomocy przypomnieć, potwierdzić ją i zapewnić, iż wciąż pozostaje aktualna oraz w każdej chwili może zostać przez Księdza podjęta”.
Dodatkowa zbiórka wydaje się być więc o tyle niepotrzebna, że na księdza Lemańskiego pomoc finansowa czeka od dawna. Chodzi oczywiście o zapewnienie byłemu proboszczowi z Jasienicy wsparcia bytowego. Ewentualne dodatkowe pieniądze mogłyby być zbierane raczej na opłacanie kosztów sądowych.
Według naszych informacji, ks. Wojciech Lemański nie żyje w biedzie. Przez ostatni czas zamieszkiwał w mieszkaniu, które wyremontował z własnych środków. Ani on, ani jego pełnomocnik nigdy nie podnosili kwestii rzekomych trudnych warunków mieszkaniowych. Wszelkie oficjalne propozycje przyjęcia pomocy ignorowali.
„Lech nie radził sobie na wojnie Jarosława i Donalda. Jego uderzenia były niezdarne, a ciosy przyjmował fatalnie”
Problem jednak w tym, że prezydent dość kiepsko sobie w tej sytuacji radził. I dlatego – zdaniem Krasowskiego – to jego Donald Tusk obrał sobie za cel. „Z dwóch braci wolał uderzać w Lecha. Prezydent zachowywał się jak amator, pozwalał wygrywać na sobie każdą melodię. Liczne sytuacje, w których prezydent wydawał się stroną zaczepną, w istocie były podstępem Tuska” – ocenia autor w „Polityce”.
Ten konflikt doprowadził jednak do tego, że po katastrofie Tusk miał naprzeciwko siebie „poranionego brata, pragnącego zemsty”, a nie – jak dotychczas – opozycję.
Polska jakościowo między Niemcami a Ukrainą
Według Krasowskiego hipoteza, która wyłania się z tego, co działo się po katastrofie smoleńskiej, to słabość. Ale nie społeczeństwa. „Społeczeństwo pracuje, tworzy bogactwo, miasta kwitną, Unia dotuje. A państwo tych realiów jest najsłabszym ogniwem. Wszystko, w czym Polska goni Europę, jest obszarem społecznego wysiłku, wszystko, w czym odstaje, jest kompetencją państwa” – podkreśla publicysta.
„Sądy, drogi, koleje, nauka, wyższe uczelnie, to wszystko świadczy o słabości państwa” – dodaje. Krasowski w „Polityce” podkreśla jednak, że nie jest to wina któregoś konkretnego rządu czy III RP, chodzi mu tylko o diagnozę obecnego stanu rzeczy. A jego ocena pozostawia wiele do życzenia – państwo w opisie Krasowskiego ani się nie uczy, ani nie reaguje na wyzwania. „Ma peryferyjne standardy i peryferyjne umiejętności” – zauważa publicysta. I konstatuje, że nie tylko geograficznie, ale też jakościowo Polska leży między Niemcami a Ukrainą.
Cały obszerny esej Roberta Krasowskiego w najnowszym wydaniu „Polityki”.
„Pani jeszcze nie wie, co to jest piekło”. Drugie oblicze siostry Bernadetty
Autorem okazał się być jeden z wychowanków sióstr Boromeuszek, który postanowił opowiedzieć o traumie, którą przeżył w ośrodku. Dzięki temu Justyna Kopińska rok temu mogła opisać tragiczną sytuację chłopców z ośrodka w Zabrzu.’Ośrodka siostry Bernadety nikt nie kontrolował. Żadna z instytucji nie chce się przyznać o tego, że była odpowiedzialna za ten ośrodek.’Po kilku latach odraczania kary więzienia, siostra Bernadetta została doprowadzona w maju zeszłego roku do zakładu karnego. Rok po opublikowaniu reportażu Justyna Kopińska wydaje książkę ‚Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?’ w której przedstawia historię z punktu widzenia dziewczynek, które również były w tym ośrodku gwałcone, bite i poniżane.’Opowiem ci o sierocińcu, o siostrach, które przyszły do nas z piekła, o próbach samobójczych i przywiązywaniu do słupa.’
Katastrofa smoleńska: nowe stenogramy. Żona gen. Błasika do dziennikarzy: Nie możecie ośmieszać naszego kraju, kompromitować polskiego generała
Błasik wspominała, że już w 2010 roku „prosiła o pomoc najważniejszych generałów amerykańskich”, którzy „mówili, że mają sprzęt, wiedzę i możliwości, aby pomóc Polakom w badaniu przyczyn katastrofy”. – Kiedy opublikowałam tę rozmowę i tę propozycję i chęć pomocy, to MON i MSZ przeżyło szok. Niemalże przesłuchiwani byli ci generałowie – mówiła poruszona.
Jak zmieniły się zapisy rozmów? Stenogramy 2012 i 2013 [PORÓWNUJEMY] >>>
Instrukcje zaraz po katastrofie
– A teraz cały czas próbuje się wracać do tezy pani gen. Anodiny. I wczoraj był haniebny dzień polskich dziennikarzy. Nasi rodacy są manipulowani, opinia publiczna już nie wie, komu ma ufać i kiedy wreszcie skończy się ten cyrk, kiedy w końcu te tezy wymyślone, założone od pierwszych godzin po katastrofie, przestaną funkcjonować – grzmiała. Jej zdaniem „rządząca Platforma Obywatelska rozsyłała instrukcje”, w których określono, że winni katastrofy są piloci i należy ustalić, „kto ich do tego zmusił”. – Osobą, która miała zmuszać, miał być mój mąż – dodała.
– Minister obrony narodowej na pogrzebie mojego męża wmawiał, kłamiąc, że mój mąż miał trzeciego maja dostać kolejną gwiazdkę i dla awansu – w świadomości chyba ministra obrony narodowej – miał zmuszać pilotów do lądowania, aby zaspokoić oczekiwania polskiego prezydenta. To jest okropne, haniebne kłamstwo – powiedziała i tłumaczyła: – Cały czas chcą zrzucić winę na mojego męża, a jego priorytetem było właśnie bezpieczeństwo.
Błasik wspomniała również o feralnym locie Lecha Kaczyńskiego do Gruzji, kiedy major Grzegorz Pietruczuk – mimo nacisków – odmówił wykonania rozkazu lądowania w Tbilisi, nad strefę działań wojennych. Po powrocie Pietruczuk miał udać się do Dowództwa Sił Powietrznych, gdzie Błasik „z całą stanowczością pochwalił go za prawidłowe zachowanie”.
„Nie możecie ośmieszać naszego kraju”
Żona generała zwróciła się do dziennikarzy. – Nie możecie ośmieszać naszego kraju, macie służyć tej ojczyźnie, a nie kompromitować polskie siły powietrzne, polskiego generała, naszych lotników. Przecież chyba jesteście mądrymi ludźmi i wiecie, co się dzieje za naszą granicą, do czego zdolne są władze rosyjskie, prezydent Putin – mówiła.
– Ręczę wam tu swoją osobą, że mój Andrzej całe życie stawał w obronie swoich lotników. Poszedłby za nimi w ogień. Niezależnie od opcji bardzo ich bronił przed politykami, często bezmyślnymi, którzy chcieli ustawiać pilotów, ingerować w ich działania. To on wprowadził instrukcję mówiącą o tym, że świętością na pokładzie są piloci – dodała.
„Zmieścisz się” dotyczyło miejsca na fotelu
Błasik „dopuszcza myśl”, że jej mąż mógł być w saloniku prezydenta. – Drzwi były otwarte, mikrofony zbierały tło, on na pokładzie samolotu miał również swojego przełożonego w osobie szefa Sztabu Generalnego śp. gen. Gągora. Być może pan generał zwrócił się do mojego męża, by zorientował się w sytuacji. Mógł być w saloniku z panem prezydentem i to „siadajcie” czy „zmieścisz się” – jeżeli było usłyszane – dotyczyło miejsca na fotelu, na siedzeniu w salonce – oceniła.
Dodała, że „insynuacje i pomówienia pana Artymowicza mijają się z prawdą”. – Jest mi bardzo przykro, że my jako Polska tracimy wiarygodność w NATO – stwierdziła i zaczęła mówić o swoim mężu, że był „szanowanym człowiekiem, dobrym, wspaniałym, dowódcą”. – Miał ogromny autorytet wśród pilotów, którzy milczą, a wypowiadają się na jego temat tzw. eksperci, którzy są stronniczy, nieuczciwi, nierzetelni, a wręcz taki jak p. Hypki. W prokuraturze są zeznania na temat tego pana, który w 2010 roku publicznie nazywał polskich pilotów psychopatami – wyjaśniała dalej.
Zdaniem Ewy Błasik owi eksperci „realizują się w świetle kamer” i „psują wizerunek Polski”. Dodała również, że ma nadzieję na pomoc Niemiec i wspomniała nazwisko Jurgena Rotha, jednak tę wypowiedź urwała.
„Czuję, że tam działały osoby trzecie”
– Widzę totalną kompromitację polskiej prokuratury. Jak możemy wiedzieć, że oni tam na miejscu zabezpieczyli wszystkie dowody? Ja wiem, że funkcjonuje niepisana zasada, że obwinia się tych, którzy nie żyją, żeby nie pociągać do odpowiedzialności żyjących. Polska to dumny kraj i lotnicy nasi to wspaniali piloci. Wiele wskazuje i – nie mogę siebie oszukiwać – ja wewnętrznie czuję, że tam działały osoby trzecie – podsumowała.