Wdowy (08.04.15)

 

Niewygodna prawda czarnych skrzynek

Wojciech Czuchnowski, 08.04.2015
Smoleńsk, miejsce katastrofy samolotu tu-154, 11 kwietnia 2010

Smoleńsk, miejsce katastrofy samolotu tu-154, 11 kwietnia 2010 (Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta)

Nowe nagrania z kokpitu tupolewa, który rozbił się 5 lat temu pod Smoleńskiem, to kłopot dla PiS. W najbliższy piątek miało być jak zawsze: rocznica – marsz pod Pałac Prezydencki – emocje – przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, nowy raport Macierewicza o kolejnych wybuchach. Stenogramy zakłócają ten scenariusz, a ich niewygodnej dla PiS wymowy nie przykryją „żadne płacze i żadne krzyki”.
Odczytane na nowo nagrania rozmów w kokpicie prezydenckiego Tu-154 M to materiał przełomowy. By zrozumieć jego wartość, trzeba wyjaśnić, skąd się wzięły nowe stenogramy. I dlaczego stanowią one kłopot nie tylko dla wyznawców zamachu w Smoleńsku, ale również dla prokuratury, biegłych oraz wojska.Zapisy rozmów z kokpitu znane są od czerwca 2010 r. Decyzja o ich ujawnieniu zapadła na poziomie polskiego rządu. Nie miała precedensu. Nagrań czarnych skrzynek nie podaje się do wiadomości publicznej. Są zbyt drastyczne i bolesne dla rodzin ofiar. Tu jednak chodziło o katastrofę, w której zginął polski prezydent z oficjalną delegacją.

Wobec licznych wątpliwości co do przyczyn tragedii strona polska zdecydowała się ujawnić stenogram i zapis rejestratora dźwięków w kokpicie. Ten stenogram powstał na zamówienie komisji przy MSWiA badającej przyczyny katastrofy, opracowali go biegli Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji.

Prokuratura wojskowa, która wszczęła śledztwo w sprawie katastrofy, zwróciła się po opinię do renomowanego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna w Krakowie.

Według CLK z zapisu wynika, że w kabinie pilotów był dowódca lotnictwa gen. Andrzej Błasik. Instytut Sehna był ostrożniejszy – stwierdził, że nie można w 100 proc. ustalić, do kogo należał niezidentyfikowany „trzeci głos”.

„Częstotliwość próbkowania”

Wobec tych rozbieżności prokuratura wojskowa powołała nowy zespół biegłych, by niezależnie przeanalizował zapis dźwięku z kokpitu tupolewa. Nowymi badaniami kierowała prof. Grażyna Demenko z UAM w Poznaniu. Trudno w Polsce o większy autorytet w dziedzinie fonetyki i analizy mowy. Jest szefową Zakładu Fonetyki w Instytucie Językoznawstwa UAM, członkinią Komitetu Akustyki PAN oraz przewodniczącą Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Fonetycznego. Pomagał jej Andrzej Artymowicz, biegły prokuratury, specjalista od reżyserii i przetwarzania dźwięku. W lutym 2014 r. oboje pojechali do Moskwy i jeszcze raz zrobili kopię zapisu taśmy czarnej skrzynki. Dopiero na tym materiale zaczęła pracować kierowana przez nich grupa ośmiu biegłych.

Niełatwo w prosty sposób wytłumaczyć, na czym polega różnica między przyjętą przez ekspertów prof. Demenko metodą badawczą a wcześniejszymi ekspertyzami.

Nie pomaga tu system pojęć, jakimi posługiwali się biegli, wyjaśniając, że chodzi o większą „częstotliwość próbkowania”. To nic innego jak dokładniejsza „cyfrowa fotografia” analogowego sygnału dźwiękowego. Kopie, na których pracowali eksperci MAK, Instytutu Sehna i CLKP, były zdejmowane w gęstości w granicach 11 kHz, czyli zapisywano wartość dźwięku mniej więcej co jedną dziesięciotysięczną sekundy. Tymczasem prof. Demenko skopiowała zapis rejestratora w gęstości aż 96 kHz, czyli dziesięć razy dokładniej. Pozwoliło to na lepsze wyizolowanie szumów, wyłapanie niezrozumiałych wcześniej treści i wypowiedzi oraz lepszą identyfikację rozmówców.

Gdyby chodziło nie o dźwięk, lecz o obraz, to można by powiedzieć, że wcześniej biegli pracowali na kopii o jakości obrazu analogowego telewizora, a teraz uzyskali jakość Ultra HD. Rezultat: 30 proc. więcej nowych zdań i dźwięków niż w poprzednich ekspertyzach oraz pewność, że gen. Błasik do końca był w kokpicie i „doradzał” zestresowanym pilotom, zachęcając ich do lądowania w niedopuszczalnych warunkach.

Najważniejsze: w każdym przypadku kopie zgrywano z oryginału taśmy czarnej skrzynki, która mimo że znajduje się w Moskwie, jest do swobodnej dyspozycji polskich śledczych.

Dlaczego teraz?

Jeden z bardziej absurdalnych zarzutów jest taki, że stenogramy „wyciekły teraz”, tuż przed piątą rocznicą katastrofy. Wcześniej już za zorganizowanie na dwa tygodnie przed rocznicą konferencji podsumowującej śledztwo PiS oraz prawicowe media atakowały też prokuraturę wojskową.

A przecież rocznica to naturalny czas na takie publikacje i wystąpienia. Smoleńsk był jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń naszej historii. Trudno, żeby prokuratura prowadząca w tej sprawie śledztwo milczała w takim momencie. Podobnie media – ich obowiązkiem jest przypominanie tragedii, ale też docieranie do nowych ustaleń.

Inna sprawa, że nie zawsze jest to po myśli PiS. Tyle tylko, że nie może być tak, że kiedy partia Jarosława Kaczyńskiego robi rocznicowe obchody, a Antoni Macierewicz ogłasza raport o kolejnych wybuchach, to dobrze, ale kiedy swoją pracę wykonują niezależne od PiS instytucje i media, to źle.

Kto „przeciekł”?

Ekspertyza akustyczna znalazła się w „załączniku numer 8” kompleksowej opinii biegłych dla prokuratury wojskowej, którą prezentowano 27 marca. Mimo że materiał nie jest tajny, to śledczy na razie nie udostępnili go pełnomocnikom rodzin ofiar nawet do wglądu i nie opowiedzieli o nim na konferencji prasowej.

Wiele wskazuje na to, że przeciek jest dziełem osoby z kręgu biegłych zirytowanej przemilczeniem przez prokuraturę wyników ekspertyzy i rosnącymi jak grzyby po deszczu nowymi teoriami o zamachu.

Kogo to irytuje?

Nowe nagrania to kłopot dla PiS. W piątek 10 kwietnia miało być jak zawsze: rocznica – marsz pod Pałac Prezydencki, emocje, przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, nowy raport Macierewicza o kolejnych wybuchach. Stenogramy zakłócają ten scenariusz, a ich niewygodnej dla PiS wymowy nie przykryją „żadne płacze i żadne krzyki”.

Zwolennicy teorii zamachu coraz bardziej miotają się w ślepej uliczce, w którą wpędził ich Macierewicz i jego eksperci. W eskalacji oskarżeń o zamach, zdradę i „niesłychaną zbrodnię” partia zabrnęła zbyt daleko. Dzisiaj wycofać się z tego nie da, więc trzeba robić dobrą minę do coraz bardziej beznadziejnej gry.

Ale poirytowana jest też prokuratura. Śledczy i ich przełożeni będą musieli odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w tak ważnej sprawie tak późno powstała ekspertyza wykorzystująca dorobek współczesnej nauki i narzędzia dostępne od lat. Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej mjr Marcin Maksjan wskazuje, że to „biegli ustalają, jakich będą używali narzędzi”. – My za każdym razem opieramy się na zaufaniu do ich kompetencji – wyjaśnia.

Smutna prawda o przebiegu wydarzeń w kokpicie tupolewa nie jest też korzystna dla wizerunku naszej armii i państwa. Formalnie za katastrofę odpowiada załoga, ale to, że kpt. Protasiuk nie był w stanie wyrzucić z kokpitu gen. Błasika, a o decyzję, co dalej robić, pytał prezydenta, pokazuje, że takie zachowania były normą. Miał w tej sprawie własne doświadczenie. W sierpniu 2008 r. był drugim pilotem tupolewa, który miał lecieć do objętej wojną Gruzji. Gdy dowódca kpt. Grzegorz Pietruczuk odmówił ze względów bezpieczeństwa lotu do Tbilisi, presję na kapitana wywierało dowództwo Sił Powietrznych oraz sam prezydent Lech Kaczyński, który wszedł do kabiny. Potem posłowie PiS publicznie nazwali pilota „tchórzem” i zawiadomili prokuraturę o tym, że „odmówił wykonania rozkazu”. Kpt. Protasiuk musiał mieć w tyle głowy to zdarzenie. Dlatego był podatny na presję i trudno mu było podejmować niezależne decyzje.

Zobacz także

wyborcza.pl

Katastrofa smoleńska. Kaczyński: „Prokuratura prowadzi akcję polityczną, a nie śledztwo. Powiedziałem to w oczy Seremetowi”

olg, 08.04.2015
Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Kuba Atys/ Agencja Gazeta)

– Wiem, że prokuratura prowadzi akcję polityczną, a nie śledztwo. Powiedziałem to prokuratorowi generalnemu Andrzejowi Seremetowi prosto w oczy w czasie, kiedy pojawiła się sprawa trotylu na wraku samolotu. Ta polityczna akcja wpisuje się w potrzeby rządzących i tych, którzy prowadzą to śledztwo – mówił na antenie Telewizji Republika Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS komentował sprawę nowych stenogramów z kokpitu prezydenckiego Tu-154 M, który rozbił się pod Smoleńskiem. – Moment pojawienia się tych rewelacji nie jest przypadkowy, chodzi o przykrycie książki Juergena Rotha i rozhuśtanie emocji Polaków. Ale przede wszystkim chodzi tu o kampanię wyborczą – ocenił w rozmowie ze stacją .
– Książkę Rotha muszę jeszcze w spokoju przeczytać. Znane już fragmenty są ciekawe i potwierdzają znane nam już fakty. Prawa fizyki obowiązują także w Rosji: skrzydło nie mogło być złamane przez cienką brzozę. Jeżeli ważący 80 ton samolot uderzył o ziemię z taką siłą, żeby rozbić się na 60 tysięcy części, musiałby powstać krater. Wszystko to prowadzi wniosku, że doszło do zamachu – podkreślał.

Kaczyński stwierdził, że polskie śledztwo ws. Smoleńska nie jest prowadzone transparentnie, a „niektóre fakty są z pewnością ukrywane przed opinią publiczną”. Przypomniał, że niektóre rodziny ofiar katastrofy żądają przeprowadzenia międzynarodowego śledztwa. – Takie śledztwo jest bardzo potrzebne. Gdyby władze chciały, to by do niego doprowadziły – dodał.

Zobacz także

TOK FM

Ks. Wojciech Lemański żyje w biedzie? Niekoniecznie

08.04.2015

Na stronie radia TOK FM prof. Andrzej Jaczewski publicznie zaproponował, by „Gazeta Wyborcza” zorganizowała zbiórkę pieniędzy dla „żyjącego w biedzie” ks. Wojciecha Lemańskiego. Tymczasem – według naszych informacji – były proboszcz z Jasienicy już dwukrotnie nie odpowiedział na ofertę kurii, która planowała zapewnić mu mieszkanie i opiekę.

Ks. Wojciech Lemański

Ks. Wojciech Lemański

Modlitwa za Jasienicę

Trzydzieści lat temu pani Stanisława, pobożna mieszkanka niewielkiej wsi w okolicach Warszawy, przekazała za darmo na rzecz Kościoła tysiąc osiemset metrów kwadratowych własnego pola. Trzy dekady później surowy proboszcz, ks. Wojciech Lemański, nie odwiedził jej po kolędzie. Gdy inni parafianie nie wpuścili jej do kościoła, przeżyła szok.

Dziś rano in­for­mo­wa­li­śmy w One­cie o wpi­sie prof. An­drze­ja Ja­czew­skie­go, le­ka­rza i pe­da­go­ga, który po lek­tu­rze listu Adama Mich­ni­ka i Ja­ro­sła­wa Mi­ko­ła­jew­skie­go do pa­pie­ża Fran­cisz­ka w spra­wie ks. Le­mań­skie­go, za­pro­po­no­wał, by zor­ga­ni­zo­wać skład­kę dla du­chow­ne­go. „Wy­czy­ta­łem, że ksiądz Le­mań­ski żyje w bie­dzie i miesz­ka – bez do­cho­dów – u sta­re­go ojca” – pisał prof. Ja­czew­ski.

Na wpis szyb­ko za­re­ago­wa­ła grupa sym­pa­ty­ków ks. Le­mań­skie­go, po­zo­sta­ją­ca w bli­skim kon­tak­cie z du­chow­nym. Jej przed­sta­wi­cie­le na­pi­sa­li na Fa­ce­bo­oku, że wszel­kie ewen­tu­al­ne zbiór­ki mogą być or­ga­ni­zo­wa­ne wy­łącz­nie po wy­da­niu zgody przez peł­no­moc­ni­ka księ­dza.

„Do­ce­nia­jąc tro­skę ludzi do­brej woli i ich chęć fi­nan­so­we­go wspie­ra­nia ks. Woj­cie­cha, po­zwa­la­my sobie przy­po­mnieć, że zgod­nie z Jego wolą okre­ślo­ną we wcze­śniej­szym ko­mu­ni­ka­cie peł­no­moc­ni­ka, ja­kie­kol­wiek zbiór­ki pie­nięż­ne mogą być or­ga­ni­zo­wa­ne wy­łącz­nie po oświad­cze­niu opu­bli­ko­wa­nym na ni­niej­szej stro­nie” – czy­ta­my na stro­nie „O prawo do głosu ks. Le­mań­skie­go”.

Z kolei w jed­nym z ko­mu­ni­ka­tów peł­no­moc­ni­ka można prze­czy­tać, że wspar­cie fi­nan­so­we „w celu umoż­li­wie­nia opła­ty kosz­tów są­do­wych może oka­zać się po­trzeb­ne, jeśli roz­pa­try­wa­ny obec­nie w Kon­gre­ga­cji ds. du­cho­wień­stwa re­kurs w spra­wie kary su­spen­sy trafi do Try­bu­na­łu Sto­li­cy Apo­stol­skiej”.

Sam ks. Le­mań­ski in­for­mo­wał więc do tej pory, że ewen­tu­al­ną pomoc fi­nan­so­wą byłby skłon­ny przy­jąć je­dy­nie w celu wy­ko­rzy­sta­nia prze­ka­za­nych mu środ­ków do opła­ty kosz­tów zwią­za­nych z pro­wa­dzo­ną przez niego pro­ce­du­rą od­wo­ław­czą.

Ksiądz Lemański nie żyje w biedzie

Ks. Le­mań­ski nigdy pu­blicz­nie nie in­for­mo­wał jed­nak o swo­ich rze­ko­mych pro­ble­mach fi­nan­so­wych. Su­ge­stie, że żyje w bie­dzie – wy­da­ją się być wy­ssa­ne z palca. Po­mysł prze­pro­wa­dze­nia pu­blicz­nej zbiór­ki spra­wia wra­że­nie tym bar­dziej nie­tra­fio­ne, że kil­ku­krot­nie wspar­cie fi­nan­so­we ofe­ro­wa­ła ks. Le­mań­skie­mu kuria war­szaw­sko-pra­ska.

5 lipca 2013 roku. Abp Hen­ryk Hoser na­pi­sał w li­ście do ks. Woj­cie­cha: „Speł­nia­jąc wy­ma­ga­nia k 195 i 1746 KPK za­pew­niam Księ­dzu miesz­ka­nie w Domu Księ­ży Eme­ry­tow i go­dzi­we utrzy­ma­nie z Fun­du­szu Ka­płań­skie­go Wspar­cia”.

Nie­ca­ły rok póź­niej, 27 lu­te­go 2014 roku, Hoser wy­sto­so­wał de­kret. „Na­ka­zu­ję Księ­dzu (…) za­miesz­ka­nie w Domu Księ­ży Eme­ry­tów w Otwoc­ku w cha­rak­te­rze re­zy­den­ta, gdzie Die­ce­zja za­pew­nia Księ­dzu go­dzi­we utrzy­ma­nie”.

Co wię­cej – jak do­wie­dzie­li­śmy się w kurii – dziś, w re­ak­cji na po­mysł zor­ga­ni­zo­wa­nia pu­blicz­nej zbiór­ki, kuria po­no­wi­ła swoją ofer­tę. Ksiądz kanc­lerz Da­riusz Szcze­pa­niuk na­pi­sał do Le­mań­skie­go list w tej spra­wie.

„W tro­sce o du­cho­we i ma­te­rial­ne dobro Księ­dza, Ar­cy­bi­skup Hen­ryk Hoser, sto­sow­nie do ka­no­nów 195 i 1746 Ko­dek­su Prawa Ka­no­nicz­ne­go, dwu­krot­nie ofe­ro­wał moż­li­wość za­pew­nie­nia Księ­dzu przez Die­ce­zję miesz­ka­nia i go­dzi­we­go utrzy­ma­nia ze środ­ków Die­ce­zjal­ne­go Fun­du­szu Ka­płań­skie­go Wspar­cia. Pro­po­zy­cja, jak dotąd, po­zo­sta­ła bez od­po­wie­dzi z Księ­dza stro­ny. Jed­nak­że chce­my po raz ko­lej­ny o tej po­mo­cy przy­po­mnieć, po­twier­dzić ją i za­pew­nić, iż wciąż po­zo­sta­je ak­tu­al­na oraz w każ­dej chwi­li może zo­stać przez Księ­dza pod­ję­ta”.

Do­dat­ko­wa zbiór­ka wy­da­je się być więc o tyle nie­po­trzeb­na, że na księ­dza Le­mań­skie­go pomoc fi­nan­so­wa czeka od dawna. Cho­dzi oczy­wi­ście o za­pew­nie­nie by­łe­mu pro­bosz­czo­wi z Ja­sie­ni­cy wspar­cia by­to­we­go. Ewen­tu­al­ne do­dat­ko­we pie­nią­dze mo­gły­by być zbie­ra­ne ra­czej na opła­ca­nie kosz­tów są­do­wych.

We­dług na­szych in­for­ma­cji, ks. Woj­ciech Le­mań­ski nie żyje w bie­dzie. Przez ostat­ni czas za­miesz­ki­wał w miesz­ka­niu, które wy­re­mon­to­wał z wła­snych środ­ków. Ani on, ani jego peł­no­moc­nik nigdy nie pod­no­si­li kwe­stii rze­ko­mych trud­nych wa­run­ków miesz­ka­nio­wych. Wszel­kie ofi­cjal­ne pro­po­zy­cje przy­ję­cia po­mo­cy igno­ro­wa­li.

Onet.pl

„Lech nie radził sobie na wojnie Jarosława i Donalda. Jego uderzenia były niezdarne, a ciosy przyjmował fatalnie”

psm, 08.04.2015
Donald Tusk i Lech Kaczyński podczas debaty wyborczej przed wyborami w roku 2005

Donald Tusk i Lech Kaczyński podczas debaty wyborczej przed wyborami w roku 2005 (Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta)

„Lech trafił w sam środek wojny toczonej przez dwóch twardych brytanów – Jarosława i Donalda Tuska. Nie radził w niej sobie, jego uderzenia były miękkie i niezdarne, zaś ciosy przyjmował fatalnie. Dlatego Tusk jego wybrał za cel” – pisze na łamach „Polityki” na 5. rocznicę katastrofy w Smoleńsku Robert Krasowski.
„Polityka” publikuje w tym tygodniu obszerną analizę na 5. rocznicę katastrofy smoleńskiej. Esej napisany przez Roberta Krasowskiego skupia się na tym, co okoliczności katastrofy mówią o Polsce. I nie jest to pozytywna diagnoza.Katastrofa smoleńska. Tuż przed niąKrasowski zaczyna od opisu sytuacji politycznej, która poprzedzała wypadek – od oceny ważnych graczy i ich ról: Lecha Kaczyńskiego (ówczesnego prezydenta), Jarosława Kaczyńskiego (lidera opozycji) oraz Donalda Tuska (premiera). „Lech trafił w sam środek wojny toczonej przez dwóch twardych brytanów – Jarosława i Donalda Tuska” – podkreśla publicysta.

Problem jednak w tym, że prezydent dość kiepsko sobie w tej sytuacji radził. I dlatego – zdaniem Krasowskiego – to jego Donald Tusk obrał sobie za cel. „Z dwóch braci wolał uderzać w Lecha. Prezydent zachowywał się jak amator, pozwalał wygrywać na sobie każdą melodię. Liczne sytuacje, w których prezydent wydawał się stroną zaczepną, w istocie były podstępem Tuska” – ocenia autor w „Polityce”.

Ten konflikt doprowadził jednak do tego, że po katastrofie Tusk miał naprzeciwko siebie „poranionego brata, pragnącego zemsty”, a nie – jak dotychczas – opozycję.

Polska jakościowo między Niemcami a Ukrainą

Według Krasowskiego hipoteza, która wyłania się z tego, co działo się po katastrofie smoleńskiej, to słabość. Ale nie społeczeństwa. „Społeczeństwo pracuje, tworzy bogactwo, miasta kwitną, Unia dotuje. A państwo tych realiów jest najsłabszym ogniwem. Wszystko, w czym Polska goni Europę, jest obszarem społecznego wysiłku, wszystko, w czym odstaje, jest kompetencją państwa” – podkreśla publicysta.

„Sądy, drogi, koleje, nauka, wyższe uczelnie, to wszystko świadczy o słabości państwa” – dodaje. Krasowski w „Polityce” podkreśla jednak, że nie jest to wina któregoś konkretnego rządu czy III RP, chodzi mu tylko o diagnozę obecnego stanu rzeczy. A jego ocena pozostawia wiele do życzenia – państwo w opisie Krasowskiego ani się nie uczy, ani nie reaguje na wyzwania. „Ma peryferyjne standardy i peryferyjne umiejętności” – zauważa publicysta. I konstatuje, że nie tylko geograficznie, ale też jakościowo Polska leży między Niemcami a Ukrainą.

Cały obszerny esej Roberta Krasowskiego w najnowszym wydaniu „Polityki”.

Zobacz także

TOK FM

„Pani jeszcze nie wie, co to jest piekło”. Drugie oblicze siostry Bernadetty

Justyna Kopińska; Zdjęcia i montaż: Jarek Tokarski, 08.04.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,82983,17719928,video.html?embed=0&autoplay=1
Kilka lat temu w Dużym Formacie ukazał się reportaż Justyny Kopińskiej o przemocy w Ośrodku Socjoterapeutycznym w Łysej Górze, w którym doszło m. in. do zbiorowego gwałtu. Autorka reportażu dostała wówczas sporo maili, w tym jeden anonimowy o treści: ‚Pani jeszcze nie wie, co to jest piekło.’
Autorem okazał się być jeden z wychowanków sióstr Boromeuszek, który postanowił opowiedzieć o traumie, którą przeżył w ośrodku. Dzięki temu Justyna Kopińska rok temu mogła opisać tragiczną sytuację chłopców z ośrodka w Zabrzu.’Ośrodka siostry Bernadety nikt nie kontrolował. Żadna z instytucji nie chce się przyznać o tego, że była odpowiedzialna za ten ośrodek.’Po kilku latach odraczania kary więzienia, siostra Bernadetta została doprowadzona w maju zeszłego roku do zakładu karnego. Rok po opublikowaniu reportażu Justyna Kopińska wydaje książkę ‚Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?’ w której przedstawia historię z punktu widzenia dziewczynek, które również były w tym ośrodku gwałcone, bite i poniżane.’Opowiem ci o sierocińcu, o siostrach, które przyszły do nas z piekła, o próbach samobójczych i przywiązywaniu do słupa.’

wyborcza.pl

 

Katastrofa smoleńska: nowe stenogramy. Żona gen. Błasika do dziennikarzy: Nie możecie ośmieszać naszego kraju, kompromitować polskiego generała

Wiktoria Beczek, 08.04.2015
Magdalena Merta, Ewa Błasik, Malgorzata Wassermann i Ewa Kochanowska podczas konferencji w Sejmie

Magdalena Merta, Ewa Błasik, Malgorzata Wassermann i Ewa Kochanowska podczas konferencji w Sejmie (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

– Wczoraj był haniebny dzień polskich dziennikarzy – grzmiała żona gen. Andrzeja Błasika, który – według stenogramów ujawnionych przez RMF FM – mógł przebywać w kokpicie i naciskać na pilotów prezydenckiego samolotu. – Nie ma takiej możliwości, by mój mąż ingerował w ich pracę. Ja jestem najważniejszym świadkiem jego podróży powietrznych i z całą odpowiedzialnością mówię państwu, że to jest niemożliwe – twierdziła.
Przy okazji premiery książki Małgorzaty Wassermann, córki Zbigniewa Wassermanna, który zginął w katastrofie smoleńskiej, w Sejmie odbyła się wspólna konferencja prasowa Wassermann, Ewy Błasik, Ewy Kochanowskiej i Magdaleny Merty. Żony i córka ofiar apelowały, by „zacząć śledztwo od początku”. Domagały się, by polski rząd rozpoczął na forum międzynarodowym działania, które do tego doprowadzą. W nowym śledztwie mieliby wziąć udział bezstronni eksperci z wielu krajów.
Głównym mówcą była Ewa Błasik, żona generała Andrzeja Błasika.Katastrofa smoleńska. 37 stron nowych stenogramów [PODSUMOWANIE W 8 PUNKTACH] >>>„Nie ma takiej możliwości, by mój mąż ingerował w pracę pilotów”– Totalna kompromitacja, jest mi wstyd – mówiła Błasik o nowych stenogramach podczas swojego chaotycznego wystąpienia.Wdowa po generale zaczęła od skrytykowania biegłego Andrzeja Artymowicza, którego nazwała „nieuczciwym”. – Nie ma takiej możliwości, by mój mąż ingerował w pracę polskich pilotów. Ja jestem najważniejszym świadkiem jego podróży powietrznych i z całą odpowiedzialnością mówię państwu, że to jest niemożliwe – mówiła i przypomniała, że sama nie rozpoznała głosu męża na nagraniach.

Błasik wspominała, że już w 2010 roku „prosiła o pomoc najważniejszych generałów amerykańskich”, którzy „mówili, że mają sprzęt, wiedzę i możliwości, aby pomóc Polakom w badaniu przyczyn katastrofy”. – Kiedy opublikowałam tę rozmowę i tę propozycję i chęć pomocy, to MON i MSZ przeżyło szok. Niemalże przesłuchiwani byli ci generałowie – mówiła poruszona.

Jak zmieniły się zapisy rozmów? Stenogramy 2012 i 2013 [PORÓWNUJEMY] >>>

Instrukcje zaraz po katastrofie

– A teraz cały czas próbuje się wracać do tezy pani gen. Anodiny. I wczoraj był haniebny dzień polskich dziennikarzy. Nasi rodacy są manipulowani, opinia publiczna już nie wie, komu ma ufać i kiedy wreszcie skończy się ten cyrk, kiedy w końcu te tezy wymyślone, założone od pierwszych godzin po katastrofie, przestaną funkcjonować – grzmiała. Jej zdaniem „rządząca Platforma Obywatelska rozsyłała instrukcje”, w których określono, że winni katastrofy są piloci i należy ustalić, „kto ich do tego zmusił”. – Osobą, która miała zmuszać, miał być mój mąż – dodała.

– Minister obrony narodowej na pogrzebie mojego męża wmawiał, kłamiąc, że mój mąż miał trzeciego maja dostać kolejną gwiazdkę i dla awansu – w świadomości chyba ministra obrony narodowej – miał zmuszać pilotów do lądowania, aby zaspokoić oczekiwania polskiego prezydenta. To jest okropne, haniebne kłamstwo – powiedziała i tłumaczyła: – Cały czas chcą zrzucić winę na mojego męża, a jego priorytetem było właśnie bezpieczeństwo.

Błasik wspomniała również o feralnym locie Lecha Kaczyńskiego do Gruzji, kiedy major Grzegorz Pietruczuk – mimo nacisków – odmówił wykonania rozkazu lądowania w Tbilisi, nad strefę działań wojennych. Po powrocie Pietruczuk miał udać się do Dowództwa Sił Powietrznych, gdzie Błasik „z całą stanowczością pochwalił go za prawidłowe zachowanie”.

„Nie możecie ośmieszać naszego kraju”

Żona generała zwróciła się do dziennikarzy. – Nie możecie ośmieszać naszego kraju, macie służyć tej ojczyźnie, a nie kompromitować polskie siły powietrzne, polskiego generała, naszych lotników. Przecież chyba jesteście mądrymi ludźmi i wiecie, co się dzieje za naszą granicą, do czego zdolne są władze rosyjskie, prezydent Putin – mówiła.

– Ręczę wam tu swoją osobą, że mój Andrzej całe życie stawał w obronie swoich lotników. Poszedłby za nimi w ogień. Niezależnie od opcji bardzo ich bronił przed politykami, często bezmyślnymi, którzy chcieli ustawiać pilotów, ingerować w ich działania. To on wprowadził instrukcję mówiącą o tym, że świętością na pokładzie są piloci – dodała.

„Zmieścisz się” dotyczyło miejsca na fotelu

Błasik „dopuszcza myśl”, że jej mąż mógł być w saloniku prezydenta. – Drzwi były otwarte, mikrofony zbierały tło, on na pokładzie samolotu miał również swojego przełożonego w osobie szefa Sztabu Generalnego śp. gen. Gągora. Być może pan generał zwrócił się do mojego męża, by zorientował się w sytuacji. Mógł być w saloniku z panem prezydentem i to „siadajcie” czy „zmieścisz się” – jeżeli było usłyszane – dotyczyło miejsca na fotelu, na siedzeniu w salonce – oceniła.

Dodała, że „insynuacje i pomówienia pana Artymowicza mijają się z prawdą”. – Jest mi bardzo przykro, że my jako Polska tracimy wiarygodność w NATO – stwierdziła i zaczęła mówić o swoim mężu, że był „szanowanym człowiekiem, dobrym, wspaniałym, dowódcą”. – Miał ogromny autorytet wśród pilotów, którzy milczą, a wypowiadają się na jego temat tzw. eksperci, którzy są stronniczy, nieuczciwi, nierzetelni, a wręcz taki jak p. Hypki. W prokuraturze są zeznania na temat tego pana, który w 2010 roku publicznie nazywał polskich pilotów psychopatami – wyjaśniała dalej.

Zdaniem Ewy Błasik owi eksperci „realizują się w świetle kamer” i „psują wizerunek Polski”. Dodała również, że ma nadzieję na pomoc Niemiec i wspomniała nazwisko Jurgena Rotha, jednak tę wypowiedź urwała.

„Czuję, że tam działały osoby trzecie”

– Widzę totalną kompromitację polskiej prokuratury. Jak możemy wiedzieć, że oni tam na miejscu zabezpieczyli wszystkie dowody? Ja wiem, że funkcjonuje niepisana zasada, że obwinia się tych, którzy nie żyją, żeby nie pociągać do odpowiedzialności żyjących. Polska to dumny kraj i lotnicy nasi to wspaniali piloci. Wiele wskazuje i – nie mogę siebie oszukiwać – ja wewnętrznie czuję, że tam działały osoby trzecie – podsumowała.

Przeczytaj „Smoleńsk” Teresy Torańskiej – rozmowy o tym, dlaczego katastrofa w Smoleńsku zmieniła Polskę >>

gazeta.pl

Dodaj komentarz