KleroPiS (25.06.2015)
Senator z Hollywood szefem sztabu PiS. Kim jest Stanisław Karczewski?
Stanisław Karczewski – wicemarszałek Senatu RP VIII kadencji, senator VI i VII kadencji, wybrany z listy Prawa i Sprawiedliwości (materiały prasowe http://www.stanislawkarczewski.pl)
Prezes PiS zachwalał, że Karczewski jest „świetną osobą”, by podjąć się funkcji szefa sztabu, który może doprowadzić do tego, „żebyśmy mogli na tej scenie za kilka miesięcy bardzo się cieszyć, by Polska mogła się zmienić”.
Stanisław Karczewski nie jest postacią pierwszego planu PiS, ale jest jedną z najbardziej zaufanych osób Jarosława Kaczyńskiego.
– Jako jeden z niewielu ma właściwie nieograniczony wstęp do prezesa – słyszymy od osoby związanej z PiS.
Z zawodu jest chirurgiem. Od lat 80. związany ze Szpitalem Powiatowym w Nowym Mieście nad Pilicą, był tam dyrektorem placówki i ordynatorem chirurgii. Do polityki wszedł w drugiej połowie lat 90., był radnym powiatu grójeckiego, potem radnym sejmiku mazowieckiego.
– Przed wyborami w 2002 r. chciał startować z naszych list, ale nie dostał miejsca. Poszedł więc do PiS – mówi nam osoba z radomskich struktur PO. – Za czasów świetności Unii Wolności bywał zresztą gościem Ewy Kopacz. Wicemarszałek Senatu nigdy nie grał pierwszych skrzypiec nawet w regionie radomskim. – On robi bardzo dużo, tylko media nie zawsze to relacjonują – twierdzi Marek Suski, szef PiS w Radomskiem.
– Od początku nie był bardzo aktywnym politykiem, bo przede wszystkim czuł się lekarzem i nie chciał tracić kontaktu z zawodem – mówi inny polityk.
Senatorem jest od dziesięciu lat, od 2011 r. – wicemarszałkiem Senatu. Zrobiło się o nim głośno przed wyborami parlamentarnymi w 2007 r., kiedy obiecał budowę miasteczka filmowego w Nowym Mieście nad Pilicą, ochrzczonego natychmiast polskim Hollywood.
Senator był twarzą inwestycji szacowanej na 400 mln zł; pieniądze miały pochodzić z funduszy unijnych. Porozumienie w sprawie budowy wytwórni filmowej podpisali w czerwcu 2007 r. m.in. ówcześni pisowscy ministrowie kultury i obrony (miasteczko miało powstać na terenach dawnej bazy wojskowej) w obecności Jarosława Kaczyńskiego. Mieszkańcom obiecywano nowe miejsca pracy. Inwestycja nigdy nie została zrealizowana, a Karczewski mówił w 2008 r., że to polityczny rewanż PO.
Przed wyborami samorządowymi w 2014 r. do Urzędu Miejskiego w Radomiu weszło CBA, a prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieprawidłowości przy umarzaniu podatków przez miasto. Jarosław Kaczyński chciał wyciąć z list kilku radomskich działaczy PiS, łącznie z prezydentem Andrzejem Kosztowniakiem. Ostatecznie skreślił tylko dwóch. Kluczową rolę w obronie Kosztowniaka odegrał Karczewski. A kiedy Kosztowniak przegrał walkę o fotel prezydenta Radomia z kandydatem PO Radosławem Witkowskim i został bez pracy, Karczewski mianował go swoim doradcą.
Klero-PiS przywróci nam standardy
Prezydent Słupska Robert Biedroń kazał wynieść z gabinetu i oddać miejscowej parafii katolickiej portret Jana Pawła II (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)
A prezydent Słupska w swoim urzędzie miał odwagę. Zamiast słów uznania za swój godny pochwały czyn doczekał się jednak krytyki i potępień. Mecenas Anna Bogucka-Skowrońska, b. przewodnicząca rady miasta i senatorka, związana kolejno z różnymi partiami – od Unii Wolności przez AWS po PO – oświadczyła, że ma nadzieję, iż Biedroń się zreflektuje. „Jest wrażliwym człowiekiem i powinien zrozumieć, że nie wolno ranić innych” – powiedziała.
Jak to właściwie jest? Kiedy wieszamy, to wolno ranić innych. A gdy zdejmujemy, to nie wolno ranić innych. Czy ktoś mi to wytłumaczy? Prosto i jasno jak krowie na rowie, bo nie ogarniam.
Bogucka-Skowrońska jako osoba z natury kulturalna i taktowna i tak wyraziła krytykę Biedronia w formie łagodnej, apelując do jego sumienia i zachęcając go do zmiany decyzji.
Nie to, co proboszcz Zbigniew Krawczyk ze słupskiej parafii, do której przeniesiono portret papieża. Ksiądz proboszcz oświadczył na łamach „Gościa Niedzielnego”, że decyzja Biedronia dla wielu była „oburzająca” i że obraz będzie teraz czekać na nowego prezydenta miasta, żeby „wrócić na swoje miejsce”.
To po prostu niesłychane – katolicki ksiądz ośmiela się twierdzić, że symbol o wymowie religijnej w siedzibie świeckich władz państwowych jest „na swoim miejscu”. I że ma nadzieję, iż po kolejnych wyborach przyjdą nowe władze, które będą tego samego zdania.
Ks. Krawczykowi przyjdzie sporo czekać, bo do wyborów samorządowych daleko. Jednak parlamentarne tuż-tuż. Moja redakcyjna koleżanka Katarzyna Wiśniewska zwraca uwagę, że zapowiadająca się rządowa zmiana warty skłania hierarchów do zaostrzania stanowiska i żądania większych wpływów w państwie. „Biskupi czują podatny grunt. Teraz, podobnie jak za rządów PiS, pojawiła się szansa, żeby głos Kościoła był bardziej respektowany” – mówi biskup cytowany przez Wiśniewską.
Pewnie ma rację. Zwłaszcza jeżeli wziąć pod uwagę zapowiedź Jarosława Gowina, który grozi, że po przejęciu władzy PiS-owska prawica „przywróci właściwe standardy moralne”. Aż dreszcz człowiekowi przechodzi po krzyżu. W sensie – po kręgosłupie.
Cieszmy się więc, że mamy takich prezydentów miast jak Biedroń. Jeśli rzeczywiście przyjdą ciężkie czasy, Polska będzie potrzebować polityków niebojących się zdecydowanie przeciwstawić zjednoczonym siłom kleru i PiS narzucającym nam wszystkim „właściwe” standardy moralne.
Marek Falenta i działacz PiS spotykali się przed ujawnieniem nagrań polityków
Marek Falenta przed upublicznieniem nagrań kontaktował się z Martinem Bożkiem, działaczem PiS, b. wiceszefem CBA i członkiem komisji Macierewicza. (fot. BARTŁOMIEJ SOWA, WOJCIECH OLKUŚNIK)
Falenta zaprzecza dobrym relacjom z PiS. Na Twitterze napisał wczoraj, że nie zna Martina Bożka i jego kolegi z ABW.