Jan Hartman

O Polskę wolną – od konkordatu!

Też bym chciał być biskupem. Nie jestem i pytam: Dlaczego z górą setka panów ma w moim kraju większe prawa ode mnie?

 

Minęło dwadzieścia lat od podpisania i piętnaście od wejścia w życie konkordatu między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską.

To już drugi akt tego rodzaju. Pierwszy, z roku 1925, działał aż do upadku Polski we wrześniu 1939 r., kiedy to Watykan faktycznie go zerwał, ustanawiając niemieckich biskupów na terenach wcielonych do Rzeszy. Ów przedwojenny konkordat czynił z Kościoła państwo w państwie, lecz przynajmniej nie udawał, że tak nie było. Biskupi, jako bezwzględnie lojalni wobec bądź co bądź obcego państwa, i to takiego, z którym stosunki mieliśmy przez stulecia niełatwe, wzorem dawnych obyczajów przysięgali wierność Rzeczypospolitej.

Dziś przysięgi takiej biskupi nie składają.

Konkordat nie jest zwykłą umową międzynarodową, która by równomiernie rozkładała korzyści i ciężary na układające się strony. Jest z natury asymetryczny, gdyż stanowi dokument gwarantujący wymienione w nim przywileje Kościoła katolickiego na terytorium danego państwa-strony bez żadnej ekwiwalencji w postaci praw tego państwa w stosunku do Kościoła.

Do istoty konkordatu należy również to, że jeśli Kościół zobowiązuje się przestrzegać praw państwa, z którym się układa, to czyni to dobrowolnie (dobitnie tłumaczy nam to ks. Józef Krukowski w książce ”Konkordat polski. Znaczenie i realizacja”).

Polski konkordat starannie określa, w jakich sprawach Stolica Apostolska gotowa jest na terytorium RP respektować polski porządek prawny, zastrzegając sobie prawo kierowania się w pozostałych kwestiach kodeksem kościelnym i de facto zobowiązując Polskę do uznawania obowiązywania obcego prawa na swoim terytorium.

Decydujący jest tutaj art. 5, który głosi, że Kościół w Polsce kieruje się w zarządzaniu swoimi sprawami w pierwszej kolejności prawem kanonicznym, co oznacza, że w razie sprzeczności tego prawa z prawem RP może polskie prawo ignorować i ”robić po swojemu”, a polskie władze, w tym sądy, muszą to respektować.

W rezultacie księża i biskupi podlegają polskiemu prawu dlatego, że zgodziła się na to Stolica Apostolska, a nie z racji samego tylko obywatelstwa, jak to jest w przypadku wszystkich pozostałych członków społeczeństwa.

Nie wdając się w szczegóły, można powiedzieć, że z mocy konkordatu status polskich duchownych katolickich i nieruchomości kościelnych jest zbliżony do statusu obcych dyplomatów i ambasad. Też bym chciał podlegać prawu dobrowolnie. Też bym chciał, aby urząd skarbowy, NIK i prokurator byli wobec mnie bezsilni. Też bym chciał nie płacić podatku dochodowego. Też bym chciał być biskupem

Cena opozycyjności Kościoła

Konkordat jest reliktem historii. Jakoś udało się prawicy zachować w polskim skansenie politycznym elementy średniowiecznego ustroju, w którym państwo i Kościół dzieliły się władzą i daninami publicznymi jako partnerzy ”współsuwerennie”, by tak rzec, rządzący krajem i wspólnie odbierający cześć poddanych i wiernych. Średniowiecze w Polsce tak naprawdę nigdy się nie skończyło – zabrakło nam prawdziwej rewolucji demokratycznej.

Jego ślady widoczne były nawet w PRL. Oczywiście w PRL Kościół był prześladowany, zwłaszcza w latach stalinizmu. Prześladowani byli szczególnie ci księża, którzy prowadzili działalność opozycyjną. Jednocześnie jednak był ogromnie uprzywilejowany. Mógł swobodnie głosić swoje poglądy, wydawać prasę, zbierać pieniądze, prowadzić nauczanie, a rząd utrzymywał nawet uczelnię katolicką i emitował katolickie audycje. Żadna niekomunistyczna organizacja poza Kościołem nie miała nawet w przybliżeniu takiej swobody działania.

W dodatku upadająca komuna, pragnąc ”zabezpieczyć tyły” w starciu z odradzającą się ”Solidarnością”, obdarowała Kościół ustawą o stosunku państwa do Kościoła (maj 1989 r.), gwarantując w niej rozliczne przywileje, w tym uproszczony, pozasądowy tryb pełnej reprywatyzacji utraconych majątków bez prawa sprzeciwu ze strony wywłaszczanych gmin i innych podmiotów.

Zaraz potem, u zarania nowej Polski, bardzo uprzywilejowany już przez nową ustawę Kościół stanął wobec swej wiernej córy w nowej-starej roli, a mianowicie jako obce państwo – Stolica Apostolska – i zażądał jeszcze mocniejszych gwarancji swych praw i przywilejów. Zażądał konkordatu i – więcej – wpisania konkordatu do polskiej konstytucji.

Czy tak postępują przyjaciele? Nie, z pewnością nie był to gest przyjaźni. (…)

 

Katolik jak ateista, mason i neopoganin

Jako że rozumie się samo przez się, iż konkordat działa tylko w jedną stronę, to znaczy zobowiązuje państwo polskie do respektowania pozycji Kościoła, nikt nie traktuje serio wynikających z konkordatu zobowiązań strony kościelnej. A są one dla Kościoła dość dotkliwe. Otóż konkordat już w pierwszym artykule mówi o wzajemnym poszanowaniu autonomii i niezależności układających się stron.

Pogwałceniem autonomii Stolicy Apostolskiej, i to drastycznym, byłoby na przykład wystosowanie przez polskiego ambasadora przy Watykanie adresu do papieża, w którym – w imię uniwersalnych wartości moralnych i z racji powszechnego wyznawania katolicyzmu przez obywateli Polski – upominałoby się Kościół o konieczności wprowadzenia demokracji oraz równouprawnienia kobiet i mężczyzn w Kościele.

Dokładnie takim samym naruszeniem autonomii państwa polskiego jest nieustanne zwracanie się przez episkopat i poszczególnych biskupów z apelami do władz publicznych różnego szczebla – od rządu po gminę – o ustanowienie takich bądź innych praw lub podjęcie takich bądź innych działań.

To, co w pełni dozwolone biskupom jako osobom prywatnym, jest im całkowicie zakazane jako biskupom. Nic jednak sobie z tego nie robią, a rząd polski zachowuje się tak, jakby było czymś oczywistym to, że biskupi wywierają presję na stanowione w Polsce prawo. Co więcej, na różne sposoby ten wpływ ułatwia, wdając się w ramach Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu w rozmowy o wielu sprawach politycznych wykraczających poza kwestie związane ze swobodami religijnymi.

W rezultacie Stolica Apostolska – za pośrednictwem biskupów – ma bardzo silny wpływ na to, jakie mamy w Polsce (lub nie mamy) prawo medyczne oraz czego uczy się (lub nie uczy) w polskich szkołach szkołach na lekcjach języka polskiego i historii.

Lekceważenie praw Polski wynikających z konkordatu wyraża się również w całkowitym zignorowaniu nakazanego w konkordacie (art. 22) utworzenia wspólnej komisji rządu i Kościoła do spraw finansowych.

Komisji nie utworzono, a działalność biznesowa Kościoła niemalże całkowicie ignoruje polskie prawo i w zasadzie nie podlega żadnej kontroli ze strony państwa. Wiele kościelnych biznesów działa bez ksiąg i podatków, bez faktur, bez kontroli skarbowej – po prostu w szarej strefie. Ponadto państwo polskie na różne sposoby finansuje działalność Kościoła (głównie nauczanie religii), nie mając żadnej możliwości prowadzenia audytu wydatków sponsorowanych podmiotów ani żadnej kontroli nad działalnością, za którą płaci.

Jest to nie tylko głęboko upokarzające dla naszego państwa, a tym samym również dla narodu, lecz przede wszystkim niezgodne z prawem.

 

lipiec 2013