Gość (21.03.15)

 

Dziennikarz Polsatu zagadnął Ogórek na targach książki. A ona nieoczekiwanie zgodziła się na wywiad

olg, 21.03.2015
Wywiad z Magdaleną Ogórekl

Wywiad z Magdaleną Ogórekl (Fot. Polsat News)

– Którego z kandydatów się najbardziej boję? To raczej oni mnie się boją – mówiła Magdalena Ogórek. Kandydatka SLD zgodziła się na krótką rozmowę z Polsat News, mimo że do tej pory unikała wywiadów w telewizji.
Reporter zagadnął Ogórek podczas targów książki w Poznaniu. Okazało się, że kandydatka SLD bardzo optymistycznie widzi swoją kampanię.
– Nie było żadnego wydarzenia, które przyprawiłoby mnie o palpitacje serca. Jestem bardzo zbudowana i to uczucie mi towarzyszy cały czas, ponieważ otrzymuję dużo poparcia i serdeczności od wyborców. Podpisów jest już pół miliona – to też daje asumpt do tego, żeby czuć się pewnie, energicznie i cieszyć, że mój program trafia do Polaków. To mnie uskrzydla – mówiła.

Jak się walczy, gdy się wie, że się przegra? – Nie umiem przegrywać, więc walczę do końca. Radziłabym się nie dać zwieść sondażom, bo one wielokrotnie pokazywały, że nie są miarodajne – odparła Ogórek na to pytanie.

„Rząd zaczął już teraz realizować moje postulaty”

Gdy dziennikarz spytał Ogórek, dlaczego ucieka dziennikarzom, kandydatka SLD odpowiedziała, że „nie ma takiego wrażenia”. – Odkąd ruszyliśmy w Polskę, odpowiadam na wszystkie pytania. Jestem też obecna w mediach społecznościowych. Wiadomo, że doba ma tylko 24 godziny, ale staram się odpisywać osobiście na wszystkie maile.

Ogórek zadeklarowała, że nie boi się żadnego z konkurentów. – To raczej oni mnie się boją. Biorąc pod uwagę różne plotki towarzyszące tej kampanii, mam wrażenie, że to ja stanowię zagrożenie.

– Mam nadzieję, że jak zostanę prezydentem, to Pałac Prezydencki wypełni się ekspertami, którzy napiszą prawo od nowa, chodzi mi zwłaszcza o prawo podatkowe. Chociaż widzę, że ostatnio rząd się do tego zapilił. Bardzo mnie to cieszy, bo może się okazać, że moim sukcesem będzie to, że do końca kampanii wszystkie moje postulaty będą już zrealizowane – stwierdziła kandydatka SLD.

Na pytania o adopcję dzieci przez pary homoseksualne i legalizację marihuany, Ogórek odpowiedziała dość wymijająco: – Zawsze się zgodzę z wolą narodu. Moje osobiste przekonania będę musiała odłożyć na bok, bo Biblią prezydenta jest konstytucja.

TOK FM

PiS tworzy Centralne Biuro Ochrony Wyborów. Cel: walka z nieprawidłowościami wyborczymi

PiS chce kontrolować przebieg wyborów. W tym celu powołuje Centralne Biuro Ochrony Wyborów.
PiS chce kontrolować przebieg wyborów. W tym celu powołuje Centralne Biuro Ochrony Wyborów. Fot. Anna Krasko / Agencja Gazeta

Z inicjatywy Prawa i Sprawiedliwości powstanie niebawem Centralne Biuro Ochrony Wyborów z wicemarszałkiem Sejmu Markiem Kuchcińskim na czele – informuje „Gazeta Wyborcza”. Nowy twór ma zapobiec problemom i nieprawidłowościom, do jakich doszło przy okazji ostatnich wyborów samorządowych.

Nad przebiegiem wyborów czuwać będą koordynatorzy, każdy na innym szczeblu struktury CBOW – okręgowym, powiatowym i gminnym. Wszyscy mają bezpośrednio podlegać Kuchcińskiemu. Planowane jest przeszkolenie co najmniej jednego reprezentanta PiS w każdej komisji wyborczej, a jest ich ok. 25 tys. Każdy taki „mąż zaufania” będzie musiał zdać test wiedzy ze znajomości procedur wyborczych.

CBOW nie będzie jednak jedyną inicjatywą polskiej prawicy, która ma za zadanie kontrolować przebieg tegorocznych wyborów. Już wcześniej powstał Ruch Kontroli Wyborów, który popiera inicjatywę PiS. – Nie mamy zaufania do systemu wyborczego i dlatego musimy jako obywatele przypilnować wyborów na każdym etapie oddawania i liczenia głosów! Wybory w naszym Kraju są fałszowane, ale położymy temu kres! – napisali działacze Ruchu na stronie Stopfalszowaniuwyborow.pl.

Prawo i Sprawiedliwość oraz inne środowiska prawicowe nie od dziś kontestują wyniki wyborów. W grudniu ub. roku, na znak protestu przeciwko rezultatom wyborów samorządowych, działacze PiS zorganizowali w Warszawie manifestację uliczną przeciwko łamaniu demokracji i wolności mediów.

– Te wybory zostały sfałszowane – grzmiał wówczas Jarosław Kaczyński. Prezes PiS stwierdził, iż do sfałszowania wyniku wygranych przez jego ugrupowanie wyborów doszło poprzez przyzwolenie władzy na „głęboko ułomne” rozwiązania dotyczące przebiegu wyborów, a także „kampanię ukrywania tego faktu i wpływania na sądy”. – Trwa kampania w stylu Urbana i z jego udziałem – mówił w grudniu zeszłego roku były premier.

W ramach sprzeciwu wobec „łamaniu demokracji” PiS złożył też wiele protestów do sądów okręgowych. Politycy tej partii domagali się też unieważnienia wyborów.

Źródło: Gazeta Wyborcza

naTemat.pl

Nepotyzm w Brukseli. Frakcja PiS zatrudnia syna wiceprezesa partii i rodzinę Jarosława Kaczyńskiego

PiS szerzy nepotyzm w Parlamencie Europejskim.
PiS szerzy nepotyzm w Parlamencie Europejskim. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Prawo i Sprawiedliwość z Parlamentu europejskiego urządziło sobie przechowalnię krewnych i znajomych królika. Jak pisze „Newsweek” frakcja, do której należy PiS zatrudnia m.in. córkę Jana Marii Tomaszewskiego, czyli kuzyna prezesa a także Kacpra Kamińskiego, syna byłego szefa CBA, a dzisiaj wiceprezesa partii Mariusza.

Unia Europejska dobrze wynagradza swoich pracowników, dlatego posady z partyjnego nadania są zarezerwowane tylko dla najlepszych. Między innymi dla Kacpra Kamińskiego, który jest synem wiceprezesa partii Mariusza Kamińskiego – pisze „Newsweek”. Do tego Kamiński junior jest też radnym PiS w Otwocku.

Poza nim zatrudnienie w strukturach frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów znalazła Karolina Tomaszewska, córka kuzyna braci Kaczyńskich Jana Marii Tomaszewskiego. To artysta, który od czasów rządów PiS pracuje w TVP. Według relacji z kręgów PiS ma spory wpływ na prezesa, to on miał doprowadzić do odejścia skarbnika PiS Stanisława Kostrzewskiego.

Karolina Tomaszewska według relacji jednego z europosłów PiS niezbyt przykładała się do pracy, bo w Austrii robiła doktorat z zoologii i często wyjeżdżała do Afryki. Na liście zatrudnionych w sekretariacie EKR jest też Marcin Skrzypek. Jak pisze Michał Krzymowski w „Newsweeku” to syn Barbary Skrzypek, od lat sekretarki prezesa Kaczyńskiego. To jedna z najbardziej zaufanych współpracownic szefa PiS.

Źródło: „Newsweek Polska”

naTemat.pl

Hyde Park z Andrzejem Dudą. Kampania prezydencka PiS [ZDJĘCIA]

jame, 21.03.2015
Spotkanie z kandydatem na prezydenta RP, Andrzejem Dudą, w Białymstoku

Spotkanie z kandydatem na prezydenta RP, Andrzejem Dudą, w Białymstoku (MARCIN ONUFRYJUK)

– Wejście do Unii i NATO to dwa największe sukcesy Polski w ostatnim ćwierćwieczu. Ale o swoją pozycję w Europie musimy zacząć walczyć, płynięcie w głównym nurcie nie wystarczy – mówił w sobotę (21.03), podczas wyborczej wizyty w Białymstoku Andrzej Duda, kandydat PiS na prezydenta RP.
Swój pobyt w stolicy województwa eurodeputowany PiS i kandydat zjednoczonej prawicy na prezydenta RP zaczął od udziału w zorganizowanym przez stowarzyszenie „Młodzi dla Polski” Hyde Parku. Spotkanie, zorganizowane w auli kolumnowej Pałacu Branickich ściągnęło kilkaset osób.- Ostatniego ćwierćwiecza na pewno nie nazwałbym sukcesem, mam do tego czasu wiele zastrzeżeń. Ale dwie rzeczy się udały na pewno – wejście do NATO i Unii Europejskiej. One przesunęły nas instytucjonalnie ze wschodu na zachód – mówił do szczelnie wypełnionej sali Andrzej Duda.

Podkreślał, że Polska powinna trwać w Unii, ale na pewno nie w taki sposób jak obecnie.

– Obejmując w 2007 roku władzę Donald Tusk zapowiedział, że będziemy płynąć w głównym unijnym nurcie. Z tym się zgodzić nie mogę. Płynąć w nurcie może i jest łatwo, ale jednego się wówczas nie robi na pewno – mianowicie nie tworzy się tego nurtu – oceniał obecną politykę zagraniczną Polski Andrzej Duda. – Liczący prawie 40 mln mieszkańców kraj w sercu Europy ma nie tylko prawo, ale i obowiązek prowadzić politykę zagraniczną ukierunkowaną na nasze interesy.

Eurodeputowany podkreślał, że Unia jest wielką grą interesów i trzeba w niej Polskę godnie i odważnie reprezentować.

– Moim zdaniem przez ostatnich osiem lat tej odwagi nie było – oceniał kandydat PiS na prezydenta RP.

Euro tak, ale nie teraz

W tym kontekście nawiązał do wydanego w czwartek przez Radę Europejską dokumentu, który zakłada m.in., że unijna gospodarka powinna stopniowo rezygnować z węgla kamiennego.

– Nie mogę zrozumieć, jak polska premier mogła się pod czymś takim podpisać. Przecież węgiel to nasz podstawowy surowiec energetyczny, dający nam energetyczną niezależność. To katastrofalny, sprzeczny z interesami kraju dokument – mówił Andrzej Duda.

Wypowiedział się też w kwestii przyjęcia przez Polskę waluty euro, do czego nasz kraj zobowiązał się, wstępując do Unii. Nie zanegował idei zastąpienia narodowej waluty, zaznaczył jednak, że na razie jest na to zdecydowanie zbyt wcześnie.

– W strefie euro trwa kryzys, złoty jest naszym amortyzatorem. O rezygnacji ze złotówki będzie można myśleć wówczas, gdy ten kryzys się skończy, a nasze zarobki zaczną dobijać do średniej unijnej – wyjaśniał.

Potrzebny patriotyzm gospodarczy

Podczas spotkania w auli Duda odpowiedział też na kilka pytań uczestników. Tych młodych interesowało m.in., jak zamierza powstrzymać emigrację Polaków. Przypominali o badaniach, wg których 80 procent maturzystów rozważa wyjazd z kraju.

– Byłem w Londynie, rozmawiałem z Polakami. Główny powód wyjazdów na Wyspy jest ekonomiczny. Jeśli zarobki i poziom życia w kraju zbliży się do tego, jaki jest tam, problem emigracji sam wygaśnie. Doprowadzenie do tego to jedno z najważniejszych zadań, jakie stoi przed ludźmi władzy w Polsce – mówił. W jego opinii receptą na rozwój gospodarczy jest reindustralizacja i odbudowa polskiej gospodarki. Proponował też m.in. zmniejszenie obciążeń w związku z ubezpieczeniami społecznymi dla młodych przedsiębiorców czy zwolnienia podatkowe dla firm inwestujących w innowacje.

– Należy też podnieść kwotę wolną od podatku. To skłoni Polaków do konsumpcji, ta napędzi gospodarkę – dodawał.

Podkreślił, że rządząca od ośmiu lat koalicja PO i PSL jest bierna wobec zagranicznych spółek wyprowadzających kapitał znad Wisły. Podał przykład firm budujących autostrady, które kruszywa, zamiast kupować w Polsce, sprowadzają z własnych krajów.

– My na to pozwalamy. Tak się nie prowadzi racjonalnej polityki gospodarczej. Inna sprawa – najwyższe w Unii prowizje i opłaty bankowe. W Polsce to blisko 30 procent dochodów banków, 15 mld złotych. Dla porównania na Węgrzech to 19 procent, w Czechach 23. Czy Polacy są aż tak bogaci? A państwo się temu bezczynnie przygląda – punktował polityk PiS.

PO zdemolowała armię

Uczestników spotkania interesowały też kwestie militarne, np. co Andrzej Duda sądzi o powszechnym dostępie do broni czy niewielkiej ilości formacji wojskowych we wschodniej części kraju.

– Jeśli chodzi o dostęp do broni, to jestem sceptyczny. Ale uważam, że powinno być powszechne szkolenie wojskowe. Oczywiście nie pobór, ale w tej chwili większość z Polaków nie wiedziałaby nawet jak się zachować podczas klęski żywiołowej, nie mówiąc już o wojnie – odpowiadał eurodeputowany.

Ocenił też, że minister obrony Bohdan Klich z ministrem finansów Jackiem Rostowskim zdemolowali polską armię przy całkowitym milczeniu ze strony prezydenta Bronisława Komorowskiego.

– Tu jest wschodnia flanka NATO, tu powinny być bazy, nie po zachodniej stronie Wisły – podsumowywał Duda.

Z Pałacu Branickich udał się na Rynek Kościuszki, gdzie czekało na niego kilkuset białostoczan. Po trwającym kwadrans wystąpieniu kandydat PiS na prezydenta pojechał do Grajewa. W ciągu weekendu odwiedzi kilkanaście podlaskich miejscowości.

Zobacz także

bialystok.gazeta.pl

Andrzej Duda w sprawie wejścia Polski do euro, czyli co „ciemny lud” ma kupić od kandydata na prezydenta

Roman Imielski, 21.03.2015
Andrzej Duda wypowiada się o podstępnym wprowadzaniu euro do Polski

Andrzej Duda wypowiada się o podstępnym wprowadzaniu euro do Polski (fot. Jagoda Gorol / Agencja Gazeta)

Kandydat PiS straszy Polaków wizją zastąpienia złotówki przez euro i związaną z tym drożyzną. Chodzi mu o atak na prezydenta Bronisława Komorowskiego, który nawołuje do poważnej debaty na temat przyjęcia wspólnej europejskiej waluty. Duda mocno przestrzelił, co szczególnie dziwne w przypadku europosła i prawnika z wykształcenia.Andrzej Duda stanął w sobotę z mikrofonem przed siedzibą Narodowego Banku Polskiego w Warszawie i zadał dramatyczne pytanie w sprawie przystąpienia Polski do strefy euro: – Czy pan prezydent ma zamiar w Brukseli na ten temat rozmawiać, na ten temat negocjować? Czy rzeczywiście tak jest, że 1 stycznia 2016 r. zamierza wprowadzać Polskę do strefy euro? Dzisiaj Polacy powinni uzyskać odpowiedź.Kandydat PiS podkreślał, że Komorowski na początku kadencji przygotował projekt zmiany konstytucji umożliwiający wprowadzenie w Polsce euro, a podczas swojej prezydentury wielokrotnie mówił, że jest zwolennikiem wejścia Polski do unii walutowej. Przypomniał też dawną – z 2012 r. – wypowiedź prezydenckiego doradcy ds. międzynarodowych prof. Romana Kuźniara, że realną datą przystąpienia do unii walutowej jest 1 stycznia 2016 r.

Odpowiedź w sprawie tej daty jest banalna, i to europoseł powinien wiedzieć. Nie, Polska nie może wejść do strefy euro w 2016 r. Jest to niemożliwe z przyczyn proceduralnych. Europejskie traktaty mówią jasno, że kraj, który chce przyjąć wspólną walutę, przez co najmniej dwa lata musi być członkiem tzw. mechanizmu kursu wymiany walut (ERM II). W skrócie chodzi o sztywne powiązanie kursu danej waluty z kursem euro, co ma zapobiec nadmiernym wahaniom kursów walut, bo mogłoby to zakłócić stabilność gospodarczą w obrębie jednolitego rynku. Polska nie tylko nie jest członkiem ERM II, ale praktyka wskazuje, że w tym przedsionku do strefy euro spędza się z reguły więcej niż dwa lata. Mała Litwa, która przyjęła euro 1 stycznia br., w ERM II była lat dziesięć.

Uczestnictwo w ERM II to podstawowy warunek, który zna każdy, kto interesuje się funkcjonowaniem Unii Europejskiej. Nie wierzę, by europoseł i prawnik o tym nie wiedział, bo to byłoby dla niego kompromitujące. Zakładam, że Andrzej Duda zastosował cyniczną metodę, którą kiedyś Jacek Kurski z właściwym sobie wdziękiem streścił w zdaniu „ciemny lud to kupi”.

Nie rozwodzę się już nad tym, że oprócz „stażu” w mechanizmie ERM II trzeba by jeszcze zmienić polską konstytucję i ustawę o NBP, czego nie da się przeprowadzić szybko. W dodatku do zablokowania zmian w ustawie zasadniczej wystarczy sprzeciw PiS, które jest zdecydowanie niechętne wspólnej europejskiej walucie.

Dzisiejsze słowa Andrzeja Dudy to zresztą potwierdziły. Żerując na nikłej wiedzy obywateli na ten temat, straszył drożyzną, jaka miałaby zapanować po przyjęciu euro, przywołując przykład Słowacji i Litwy. O ile w przypadku pierwszego z tych krajów częściowo miał rację, bo Bratysława nie przygotowała się odpowiednio do ograniczenia skutków nieuczciwego przeliczania cen z koron na euro, to w przypadku Litwy jest to argument zupełnie błędny. Najnowsze, lutowe dane tamtejszego urzędu statystycznego mówią, że ceny towarów nie wzrosły.

Dyskusja o przyjęciu euro to dyskusja o roli, jaką Polska ma odgrywać w jednoczącej się Europie. PO i prezydent Komorowski są zdania, że trzeba ją w końcu rozpocząć. Zresztą, podpisując traktat akcesyjny z UE, zobowiązaliśmy się w przyszłości do zastąpienia złotego wspólną walutą. To także wskazanie na kierunek, w jakim powinna zmierzać Europa – im więcej jedności, tym unijna wspólnota będzie silniejsza.

PiS, które woli luźniejsze więzi z UE, usiłuje przedstawić euro jako niebezpieczne narzędzie służące rzekomo do pozbawienia Polski jednej z ważnych cech suwerenności, jaką jest narodowa waluta. Dyskusje o pozytywnych skutkach przyjęcia europejskiej waluty – brak ryzyka kursowego czy większa atrakcyjność Polski dla inwestorów – ucina wywoływaniem lęków przed „drożyzną” i „utratą części niepodległości”.

Niestety, dzisiejsze wystąpienie Andrzeja Dudy tę taktykę potwierdziło. Co gorsza, kandydat PiS w sprawie szybkiego zastąpienia złotówki walutą europejską robi wyborcom wodę z mózgu.

Zobacz także

wyborcza.pl

 

Wybory prezydenckie 2015. Duda: Polacy powinni wiedzieć, czy Komorowski jest za wprowadzeniem euro

jagor, PAP, 21.03.2015
Gazeta komitetu wyborczego Andrzeja Dudy

Gazeta komitetu wyborczego Andrzeja Dudy (Fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta)

– Polacy powinni poznać zdanie prezydenta Bronisława Komorowskiego ws. przystąpienia Polski do strefy euro – uważa Andrzej Duda, kandydat PiS na prezydenta. Na konferencji prasowej Duda pytał, czy prezydent będzie na ten temat rozmawiał podczas wizyty w Brukseli.
Prezydent Bronisław Komorowski dziś udaje się do Brukseli, gdzie podczas dwudniowej wizyty ma m.in. zabrać głos na Brussels Forum organizowanym przez German Marshall. Ma mówić m.in. o konieczności zachowania jedności transatlantyckiej wobec nowych i starych zagrożeń. Brussels Forum to coroczne spotkanie najbardziej wpływowych przedstawicieli politycznych, gospodarczych i intelektualnych elit Europy i Ameryki Północnej.
Polska w strefie euro od stycznia 2016?Duda powiedział, że w związku z wyjazdem prezydenta Komorowskiego do Brukseli jest zasadnicze pytanie: „Czy pan prezydent zamierza rozmawiać tam na temat jak najszybszego wprowadzenia waluty euro w Polsce”. Kandydat PiS na prezydenta przypomniał, że Komorowski na początku kadencji przygotował projekt zmiany konstytucji umożliwiający wprowadzenie w Polsce euro, a podczas swojej prezydentury wielokrotnie mówił, że jest zwolennikiem wejścia Polski do unii walutowej. Przypomniał też wypowiedź prezydenckiego doradcy ds. międzynarodowych prof. Romana Kuźniara z 2012 r., że realną datą przystąpienia do unii walutowej jest 1 stycznia 2016 r.- Dlatego jest ważne dla wszystkich Polaków pytanie, czy pan prezydent w Brukseli ma zamiar na ten temat rozmawiać, ma zamiar na ten temat negocjować, czy rzeczywiście tak jest, że 1 stycznia 2016 r. zamierza wprowadzać Polskę do strefy euro? Dzisiaj Polacy na ten temat powinni uzyskać odpowiedź – podkreślił kandydat PiS na prezydenta.Komorowski: Polska obecnie nie jest przygotowana do przyjęcia euro

W listopadzie ub. roku prezydent Bronisław Komorowski powiedział, że do tematu przyjęcia przez Polskę europejskiej waluty należy wrócić po wyborach parlamentarnych w 2015 r. Ocenił wówczas, że dzisiaj Polska nie jest do końca do tego przygotowana. Komentując w październiku ub. roku exposé wygłoszone przez premier Ewę Kopacz, prezydent zapewniał, że nie żałuje, iż w wystąpieniu Kopacz nie padła konkretna data wejścia Polski do strefy euro. Podkreślał, że obecnie jest czas na dyskusję i budowanie świadomości Polaków, tak aby po roku 2015 – po wyborach parlamentarnych – mogli oni rozstrzygnąć kwestię wejścia Polski do strefy euro lub pozostania poza nią.

Duda: Wszyscy doskonale wiedzą, że euro oznacza drożyznę

Duda pytany, czy jest za wprowadzeniem waluty euro, odparł, że Polska zobowiązała się do przystąpienia do unii gospodarczo-walutowej, ale bez określonego terminu. – Polski złoty, jak twierdzi dzisiaj wielu ekonomistów, jest dla nas bardzo bezpieczny, jest amortyzatorem w dobie kryzysu w strefie euro, kryzysu, który się jeszcze nie skończył. Poza tym wszyscy doskonale wiedzą, że euro oznacza drożyznę – powiedział Duda.

Podkreślił, że dopóki Polacy nie będą zarabiali na „poziomie europejskim”, to nie zgadza się na wejście Polski do strefy euro.

– Nie zgadzam się, by polski emeryt dostawał 200 euro czy mniej miesięcznie – powiedział.

„Dekarbonizacja jest sprzeczna z polskim interesem”

Dopytywany o postulowaną przez Radę Europejską dekarbonizację europejskiej gospodarki odparł, że określenie „dekarbonizacja” nie jest, jak mówią niektórzy eksperci, kwestią ochrony klimatu, ale oznacza odejście od wydobycia węgla i jego wydobycia w celach energetycznych. – To sprzeczne z polskimi interesami – dodał.

W czwartek szefowie państw i rządów krajów UE poparli w Brukseli strategię budowy unii energetycznej, zaprezentowaną w lutym przez KE. Zielone światło dla tej inicjatywy daje możliwość rozpoczęcia prac nad konkretnymi aktami prawnymi, które mają ją realizować.

Przywódcy unijni podkreślili, że mająca powstać unia energetyczna ma się opierać na pięciu filarach: bezpieczeństwie energetycznym, solidarności i zaufaniu; w pełni zintegrowanym europejskim rynku energetycznym; efektywności energetycznej przyczyniającej się do obniżenia zapotrzebowania (na energię); dekarbonizacji gospodarki oraz na badaniach, innowacyjności i konkurencyjności.

Zobacz także

TOK FM

Miller: Sejm potępia nacjonalistów w Rosji. W sprawie Ukrainy panuje całkowite milczenie. Konieczna reakcja parlamentu

jagor, PAP, 21.03.2015
Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko

Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko (GLEB GARANICH / REUTERS / REUTERS)

Nasilanie tendencji nacjonalistycznych na Ukrainie powinno spowodować reakcję polskiego parlamentu – przekonywał podczas konferencji prasowej szef SLD Leszek Miller. Posłowie Sojuszu skierowali do marszałka Sejmu projekt uchwały w tej sprawie.
Jak podkreślają w projekcie posłowie SLD, „kultywowanie przez ukraińskie władze państwowe tendencji nacjonalistycznych, nawiązujących do myśli Dmytro Doncewa i praktyki politycznej Stepana Bandery, a także gloryfikowania postaci odpowiedzialnych za zbrodnie popełnione na ludności polskiej”, budzi głębokie zaniepokojenie.
Minuta ciszy dla dowódcy UPA– Obserwujemy gwałtowny wzrost tendencji nacjonalistycznych w Rosji i na Ukrainie. Jeśli chodzi o Rosję, te tendencje poddane są krytyce przez wiele środowisk i oficjalne czynniki polskie. Jeśli chodzi o Ukrainę, panuje w tej sprawie całkowite milczenie – powiedział szef SLD Leszek Miller podczas sobotniej konferencji prasowej w Warszawie.

Dodał, że prezydent Ukrainy Petro Poroszenko „ustanowił Dzień Obrońcy Ojczyzny w dniu rocznicy utworzenia Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA)”. – Ponadto Ukraińska Rada Najwyższa uczciła niedawno minutą ciszy rocznicę śmierci Romana Szuchewycza, naczelnego dowódcy UPA, współodpowiedzialnego za śmierć ok. 100 tysięcy Polaków na Wołyniu i Galicji Wschodniej – mówił szef SLD.

„Poroszenko ustanowił obchody Diaczenki – brał udział w pacyfikacji Powstania ’44”

Miller podkreślał, że Poroszenko podjął również uchwałę ustanawiającą państwowe obchody rocznicy urodzin Petra Diaczenki, dowódcy ukraińskiej jednostki, biorącej udział w pacyfikacji Powstania Warszawskiego oraz polskich wsi na Lubelszczyźnie.

– Pułkownik Diaczenko walczył po stronie Hitlera i został odznaczony niemieckim Krzyżem Żelaznym – mówił Miller.

Zdaniem szefa SLD, konieczna jest reakcja polskiego parlamentu. – Nie mówię o tendencjach nacjonalistycznych, które są widoczne w działaniach rozmaitych struktur ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego; mówię o tym, co czynią oficjalne władze państwowe. Jeżeli parlament ukraiński podejmuje takie działania, polski parlament powinien je skomentować – podkreślił Miller.

Projekt uchwały we wtorek trafił do marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego.

gazeta.pl

„Gość Niedzielny”: W szpitalach pozwalają umierać dzieciom, które się rodzą podczas aborcji

Katarzyna Wiśniewska, 21.03.2015
Strona internetowa

Strona internetowa „Gościa Niedzielnego” (Portal Gosc.pl)

„Gość Niedzielny” twierdzi, że podczas aborcji w dolnośląskich szpitalach rodzą się żywe dzieci, którym następnie pozwala się umrzeć. Nie podaje na to żadnych dowodów, pozostając jedynie przy potwornych insynuacjach.
„Na Dolnym Śląsku setki zabitych dzieci” – alarmuje wrocławski „Gość Niedzielny”. Nie, nie chodzi o tajemnicze morderstwa – to artykuł o zabiegach przerwania ciąży wykonanych legalnie. Jak wynika z danych NFZ, w ubiegłym roku w szpitalach w regionie było ich 291.Pomyślcie o kobietachDziennikarz „Gościa” tak to kwituje: „Trudno pogodzić się z niezawinioną śmiercią, zwłaszcza najmłodszych”. Dalej wielka lista szpitali, liczby, statystyki. Czemu to służy? W intencji „Gościa” zapewne napiętnowaniu „barbarzyńskich” placówek. Bo nie sądzę, by dla katolickiego pisma za tymi cyferkami stały dramaty kobiet, które podjęły dramatyczną decyzję o aborcji.Dobrze, że we wskazanych placówkach uszanowano wolę tych kobiet. Bo w praktyce polska ustawa antyaborcyjna, choć restrykcyjna, często i tak nie działa. Zdarza się, że lekarze odmawiają skierowania na legalny zabieg. Aborcji dokonanych zgodnie z prawem jest rocznie kilkaset.Aborcja w podziemiuOrganizacjom pro-life i ta liczba przeszkadza. Chcieliby pełnej delegalizacji aborcji. A więc woleliby wszystkie zabiegi zepchnąć do podziemia? Bo chyba nie wierzą, że ginekolodzy, którzy ogłaszają się w gazetach pod hasłem „Wywoływanie miesiączki” (podobne ogłoszenia można poczytać nawet w konserwatywnych dziennikach), zwinęliby wtedy biznes.

Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny szacuje, że 80-200 tys. Polek rocznie przerywa ciążę, część z nich za granicą. Zaostrzenie ustawy byłoby równoznaczne z dalszym rozkwitem podziemia aborcyjnego.

Ale aktywistów pro-life zdaje się to nie interesować. Jak powiedział mi kiedyś wprost Marcin Libicki (były polityk AWS i PiS), podziemie „to cena do zapłacenia”. Chyba jednak zbyt wysoka.

Kto wymyślił aborcję

Fundamentalistyczne akcje działaczy pro-life dają skutek. Wieszanie drastycznych plakatów ze zmasakrowanymi szczątkami lub hasła w rodzaju „Aborcję dla Polek wymyślił Hitler” wpływają na ludzi bardziej niż rozsądne argumenty zwolenników bardziej liberalnej ustawy.

Najlepszy dowód, że pod ostatnim obywatelskim projektem, całkowicie zakazującym aborcji, złożono już 400 tys. podpisów – cztery razy więcej niż potrzeba, by Sejm w ogóle się projektem zajął.

Na antyaborcyjnych pikietach słyszałam nieraz postulaty, by zakazać aborcji ze względu na nieodwracalne uszkodzenia płodu.

Zabiegi w ludzkich warunkach

„Gość Niedzielny” ubolewa, że zabiegów na Dolnym Śląsku było prawie trzykrotnie więcej niż w roku 2013. A może to oznacza, że kilkaset kobiet więcej usunęło ciążę w ludzkich warunkach, nie musiały w gigantycznym stresie i panice szukać pomocy w aborcyjnym podziemiu? Dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie obowiązkowych konsultacji psychologicznych dla kobiet rozważających zabieg (swojego czasu w Niemczech takie poradnie istniały pod patronatem Kościoła, szkoda, że Watykan tego zabronił). Może w ten sposób, paradoksalnie, jakaś grupa kobiet zrezygnowałaby z zamiaru aborcji? Nakazami i zakazami tego zrobić się nie da.

Potworne insynuacje

„Gość Niedzielny” szuka niezdrowej sensacji, pisząc o żywych urodzeniach, do których rzekomo często dochodzi w trakcie aborcji w dolnośląskich szpitalach: „Niestety zwykle pomoc nie jest udzielana, a dzieci umierają w niegodnych warunkach”.

I tyle – żadnych faktów, konkretów, adresów szpitali, jedynie puste hasło o „nieoficjalnych informacjach” dziennikarzy „Gościa”. To nie jest dziennikarstwo, to nawet nie jest działalność pro-life. Insynuacjami nikt jeszcze życia poczętego nie ochronił.

wroclaw.gazeta.pl

Dodaj komentarz