Hoser (31.01.15)
Abp Hoser: Pigułka „dzień po” powinna być zakazana. Kościół nigdy nie zmieni zdania w tej sprawie
– Dlatego, że nie zmieni zdania w stosunku do środków antykoncepcyjnych, o których powiedział Jan Paweł II, że są zupełnie innym, nieporównywalnym do tego, co głosi Kościół, modelem ludzkości – uzasadnił. Przyznał, że każdy może wybierać, co chce, jednak nie wszystko będzie akceptowane przez Kościół.
Zdaniem abp. Hosera tabletka „dzień po” powinna być w ogóle zakazana, nie tylko ze względów etycznych i moralnych, ale przede wszystkim medycznych. Według hierarchy terapia hormonalna niekorzystnie wpływa na organizm kobiety.
Papież nie zawsze nieomylny
Abp Hoser odniósł się też do głośnych słów papieża Franciszka, który przestrzegał katolików przed nieodpowiedzialnym rodzicielstwem. – Niektórzy sądzą, żeby być dobrymi katolikami, powinniśmy być jak króliki. Nie – zaznaczył Franciszek.
– Ojciec Święty odpowiedział na pytanie dziennikarzy. Można powiedzieć, że to nie było wypowiedziane z własnej inicjatywy – ocenił abp Hoser. Zaznaczył, że wierni bez znajomości materii nie powinni samodzielnie interpretować słów papieża, który operuje skrótami myślowymi.
– Papież, kiedy mówi oficjalnie, jest to wyraźnie zaznaczone – mówił arcybiskup. – Natomiast spontaniczne wypowiedzi papieża nie noszą cechy nieomylności, zwłaszcza w zakresie rzeczy, które nie wynikają z wiary i moralności, tylko są opisem społeczeństwa, które są aluzjami do kultury, do ekonomii – podkreślił. I dodał, że dogmat o nieomylności papieża działa wyłącznie wtedy, gdy wypowiada się „oficjalnie” i w zakresie „dogmatu wiary, moralności, doktryny Kościoła”.
Schizmatycka parafia ks. Lemańskiego
Abp Hoser powtórzył też, że sprawa ks. Wojciecha Lemańskiego nie jest personalnym konfliktem. – Istota problemu księdza Lemańskiego to jest parafia, której był proboszczem i która doszła do takiego stopnia skonfliktowania, że groziła po prostu wręcz powstaniem parafii schizmatyckiej – zaznaczył hierarcha, dodając że Lemański „miał nieszczęście sfanatyzowania swoich zwolenników”.
„Plotka weekendu: Palikot w trumnie na okładce ‘Newsweeka’”. Widzieliśmy pierwszą stronę, która już budzi emocje
Od kilku dni wśród dziennikarzy i polityków krążą plotki o okładce najnowszego “Newsweeka”. Według doniesień tygodnik na swojej pierwszej stronie umieścił Janusza Palikota leżącego w trumnie. Widzieliśmy już okładkę “Newsweeka”. Oto, co na niej widać.
Janusz Palikot nie boi się nie tylko odważnych wypowiedzi, ale i zdjęć. Dlatego plotka o tym, że na okładce najnowszego „Newsweeka” znajdzie się zdjęcie lidera Twojego Ruchu leżącego w trumnie padła na podatny grunt. Serwis 300polityka określił ją nawet jako “plotkę weekendu” i coś w tym jest, bo spekulacje i opinie na ten temat kilkakrotnie przewijały się na Twitterze.
Fot. Zrzut ekranu z twitter.com/KatarzynaPawlak
Widzieliśmy już okładkę poniedziałkowego numeru tygodnika. Ze względu na embargo nie możemy jej jeszcze pokazać. Tradycyjnie zrobi to redakcja “Newsweeka” na swoim profilu na Facebooku w niedzielę około południa. Możemy za to potwierdzić, że na pierwszej stronie magazynu jest Janusz Palikot. Ubrany na czarno polityk ma szeroko otwarte oczy.
Fot. Zrzut ekranu z twitter.com
I zapowiada, że wróci na polityczny szczyt. W wywiadzie przekonuje, że wygra wybory prezydenckie. Z pewnością, kiedy tylko “Newsweek” zdecyduje się upublicznić okładkę wywoła ona wiele komentarzy. Podobnie będzie zapewne z treścią wywiadu, którego Palikot udzielił tygodnikowi.
Giertych znalazł bat na związkowców: „Pokażcie, kto i ile wam płaci”. Czy ich zarobki powinny być jawne?
Działacze związkowi to dla części społeczeństwa bohaterowie, dla innych symbole wyciągania ręki po publiczne pieniądze. Aby ujednolicić ten obraz i nadać mu transparentnego charakteru, mogliby ujawnić swoje oświadczenia majątkowe, zawierające listę płatników i stan posiadania. Jednak zgodnie z polskim prawem, nie muszą tego robić, co nie podoba się mecenasowi Romanowi Giertychowi. – To skandal – twierdzi były minister edukacji.
Cudze pieniądze zawsze ciekawią. Niezależnie od tego, czy duże, czy małe, do najbardziej interesujących należą te niejawne. Dlatego właśnie co jakiś dziennikarze próbują sprawdzić legendy o majątkach działaczy związkowych krążących po kraju. I tak na przykład okazuje się że, grożący niedawno politykom Piotr Duda sam żyje jak minister.
W tygodniku „Wprost” opisano niegdyś, że związek płaci mu pensję w wysokości prawie trzykrotnego przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. – To ok. 11 tys zł. Do tego samochód z kierowcą do dyspozycji, dwa służbowe mieszkania – w Gdańsku i Warszawie, fundusz reprezentacyjny – czytamy.
Duda jest też przewodniczącym rady nadzorczej spółki Dekom. To firma, której właścicielem jest NSZZ „Solidarność”. Jak przyznaje w rozmowie z „Wprost” – wynagrodzenie z tego tytułu pobiera. Ile? Tego już zdradzić nie chce. Czytaj więcej
Gdyby działacze związkowi składali oświadczenie majątkowe, byłoby znacznie mniej znaków zapytania.
Luka w systemie
Zdaniem Romana Giertycha przyjęło się w Polsce, że gdy dane osoby korzystają z budżetowych pieniędzy, składają oświadczenie majątkowe, jeśli mają coś do powiedzenia w zakresie ich wydawania. Nawet radny najmniejszej gminy, której budżet wynosi 5 mln złotych, składa oświadczenie majątkowe. Mecenas nazywa rzeczą zupełnie nienormalną, sytuację, w której nakłada się taki obowiązek na radnego 20-osobowej rady, a nie na działaczy związków zawodowych, którzy de facto mają wpływ na majątek wydawany przez Skarb Państwa rzędu miliardów złotych.
Przewodniczący NSZZ Solidarność Piotr Duda , przewodniczący Federacji Związków Zawodowych Tadeusz Chwałka i przewodniczący OPZZ Jan Guz•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
– Jest pewna luka w systemie. Można sobie wyobrazić sytuację, w której na przykład strajk jest zainspirowany przez konkurencję danego zakładu, który chce doprowadzić do jego upadku, aby ktoś kupował węgiel od zagranicznej, a nie polskiej firmy – mówi Giertych. Zdaniem prawnika, tego typu oświadczenie pozwoliłoby uniknąć podejrzeń o sponsorowanie działaczy z „innych źródeł”.
Pozwoliłoby to uniknąć sytuacji, w których działacze związkowi mieliby nadmierne przywileje w stosunku do osób, które reprezentują. Jest to też kwestia transparentności, którą przyjęliśmy w państwie.
– A ile rzeczy by się okazało, gdybyśmy wiedzieli jak dużo pieniędzy biorą mecenasi od różnych spraw – odbija piłeczkę związkowiec Jan Guz, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, który zaznacza że większość związkowców nie jest na etatach i działa społecznie.
Postulat zamieszczony przez Giertycha na Facebooku spotkał się z bardzo dużym zainteresowaniem internautów. Ponad 4 tysiące lajków, tysiąc komentarzy i prawie 700 udostępnień (i wciąż rośnie) świadczy bez wątpienia o tym, że Polacy są zainteresowani zarobkami związkowców. – Może górnicy przejrzą na oczy i strajków będzie mniej. Taki (bogaty) związkowiec nie jest zainteresowany prawdziwym porozumieniem tylko tym, by jego źródełko nie wyschło – czytamy w komentarzach.
Test uczciwości
Obecne przepisy dotyczące oświadczeń majątkowych urzędników rozproszone są w 27 ustawach. Obowiązuje 14 różnych wzorów oświadczeń, w których występują różnice w zakresie podawanych danych, terminów składania dokumentów, oraz sankcjach za ewentualne niedopełnienie tego obowiązku. W resorcie sprawiedliwości trwają właśnie prace nad nową ustawą, która kompleksowo uregulowałaby te kwestie. Czy na liście znajdą się też również związkowcy?
Roman Giertych zaznacza, że jego postulat nie jest wymierzony przeciwko działaczom związkowym. – To działanie na ich rzecz! Wiele legend krąży o ich różnego rodzaju zarobkach, a oświadczenia majątkowe pozwoliłyby te legendy rozproszyć . Dla uczciwego działacza związkowego będą same korzyści. Dla nieuczciwych działaczy nie będzie korzystne, ale właśnie o to chodzi – słyszę od byłego ministra edukacji.
Mecenas chce wiedzieć, na co idą pieniądze z jego podatków. – Jeżeli słyszę, że rząd ma finansować miliardami złotych górnictwo, w wyniku porozumienia ze związkami zawodowymi, to chcę wiedzieć, w jaki sposób te pieniądze są wydawane. Jednym ze sposobów wydawania tych pieniędzy są pensje działaczy związkowych – mówi prawnik.
Wszyscy albo nikt
Związkowcy przekonują, że nie mają nic przeciwko ujawnianiu oświadczeń majątkowych. Ale ich zdaniem nie może być tak, że tylko na nich skupia się uwaga domagających się transparentności. – Niech wszystkie osoby, które uczestniczą w życiu publicznym składają oświadczenia majątkowe – przekonuje Tadeusz Chwałka, przewodniczący Forum Związków Zawodowych.
Związkowiec nie zgadza się jednak na to, aby wyciągać informacje o zarobkach szefów związków w momencie, kiedy związki mają akurat pewne oczekiwania, bo ma to jego zdaniem służyć jedynie grze politycznej. – Jeśli to ma być rozgrywka potrzebna na czas protestów i ma służyć pokazaniu, że liderzy związkowi grają tylko o swoje, to jestem przeciwnikiem. Wszyscy albo nikt – mówi Chwałka.
Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Kto ustala pensje?
Tadeusz Chwałek wyjaśnia, że w jego organizacji o wysokości zarobków decyduję uchwała organu statutowego albo jest to oddelegowanie z miejsca pracy. – Tego typu wynagrodzenia reguluje ustawa i jest średnia z ostatnich trzech miesięcy. W zależności od tego, ile działacz zarabiał wcześniej. Jeśli pracował jako pracowniki niewykwalifikowany, to ma i niższą pensję. Jeśli nieźle zarabiał w firmie przed odejściem na etat związkowy, będzie zarabiał więcej – tłumaczy związkowiec.
Jak mówi, sam jest przeciwnikiem, aby związkowcy byli właścicielami lub współwłaścicielami udziałów w firmach, w których pracują. Z kolei Jan Guz przypomina, że sam zgłosił pomysł składania oświadczeń majątkowych absolutnie dla wszystkich przy okazji składania PIT. – Dlaczego ma to dotyczyć tylko związkowców, a nie adwokatów, jak mecenas Giertych? – mówi Guz, który swoich zarobków nie ujawnia.
Guz, który jest także blogerem naTemat, zaznacza, że związki nie utrzymują się z pieniędzy publicznych. – Nie pełnimy funkcji społecznych, co orzekł nam sąd. Utrzymujemy się z pieniędzy prywatnych, bo wpłacanych przez członków. Do mnie budżet państwa nie dopłaca ani złotówki – mówi Guz. Tyle że jak zauważa Giertych, to związki zawodowe mają ogromny wpływ na podejmowanie decyzji przez polityków, jak to było w przypadku ostatniego sporu górnikami z rządem.
Jan Guz zauważa, że inne instytucje też korzystają z pieniędzy publicznych, a nie składają oświadczeń. – Choćby kościół, księża też musieliby składać informacje o majątku, kultura, media. Konsekwencją musiałoby być złożenie oświadczenia przez wszystkich, także przez te grupy – mówi. Na razie dyskusja kończy się jednak na deklaracjach i do czasu wprowadzenia nowej ustawy, nikt raczej nie ujawni dobrowolnie swojego majątku.
Gdy nienawiść odbiera rozum
Wojciech Czuchnowski, Piotr Stasiński (fot. PAWEŁ KISZKIEL, Albert Zawada / Agencja Gazeta)
Ale o co chodzi ze mną? – pytałem nerwowo, szukając w archiwum owych „lekceważących wypowiedzi” lub choćby takich, które można tak zakwalifikować. Niczego podobnego nie pamiętałem, a minęło przecież niedużo czasu. Znalazłem wreszcie komentarz, pisany kilkanaście godzin po incydencie z zatrzymaniem dziennikarzy. Tyle że deklarowałem w nim, że „chętnie przyłączę się do protestu [przeciwko zatrzymaniu dziennikarzy ] i podpiszę list w tej sprawie”.
Kara za grzechy wobec towarzystwa
Komentarz nosił tytuł „Solidarność z niesolidarnymi”. Zwracałem w nim także uwagę, że Telewizja Republika (bo to jej reportera zatrzymano w siedzibie PKW) nie broniła kolegów z TVN, atakowanych przez kibolstwo na Marszu Niepodległości.
„Jeżeli więc reporter Republiki został niesłusznie zatrzymany, należą mu się wyrazy środowiskowego wsparcia i solidarności. Na razie jednak ta solidarność działa tylko w jedną stronę” – pisałem. Żadnego przejawu lekceważenia tam nie było.
Wszystko wskazuje na to, że jury SDP tak bardzo chciało mi dowalić, że z rozpędu przypisało mi wypowiedzi, których nigdy nie wygłaszałem. Mam więc karę za inne grzechy wobec tego towarzystwa, na czele z cyklicznym przeglądem prawicowych „szczujni”, który ukazuje się na internetowych łamach Wyborczej.pl.
Mimo ewidentnej pomyłki nie będę skarżył do sądu ludzi, którym nienawiść zamula mózgi i odbiera zdolność logicznego myślenia. Nie są tego warci.
Nie „odetnę się” też w stalinowskim stylu od Stasińskiego. Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć.
Abp Hoser: Biała chrześcijańska Europa zginie, jeśli nic się nie zmieni
Abp. Józef Hoser (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)
– Może będziemy żyć obok siebie pokojowo? – pytał Ziemiec.
– Do tego dojdzie, ale to będzie los chrześcijan taki, jak jest na Bliskim Wschodzie. Jak jest w Iraku, jak jest w Iranie czy w Jordanie, w Syrii. Tu będziemy bardzo małą mniejszością etniczną i religijną , która będzie walczyła o swoje przetrwanie – odpowiedział arcybiskup.
Lemański sam się wyklucza
Dziennikarz pytał abp. Hosera, czy w tej sytuacji warto się kłócić. Nawiązał do suspensy nałożonej na ks. Wojciecha Lemańskiego. Arcybiskup zadeklarował, że dla ks. Lemańskiego jest miejsce w Kościele, ale „musi zintegrować się z nauczaniem i dyscypliną Kościoła”. – Jak tego nie zrobi, sam wyklucza się ze wspólnoty – powiedział hierarcha.
– Próbowałem wyciągnąć rękę do ks. Lemańskiego, ale nie było konsekwencji tej próby. Istota problemu księdza Lemańskiego to jest parafia, której był proboszczem i która doszła do takiego stopnia skonfliktowania, że groziła wręcz powstaniem parafii schizmatyckiej. Sfanatyzował swoich zwolenników – mówił arcybiskup.
Papież nieomylny. Ale nie zawsze
Abp Hoser powtórzył też swój sprzeciw wobec pigułki „dzień po”. Zaznaczył, że Kościół nigdy nie zmieni zdania w tym względzie, podobnie jak nie zaakceptuje środków antykoncepcyjnych. Przekonywał, że pigułka winna być zakazana nie tylko ze względów etycznych, ale i medycznych. Mówił o „banalizacji życia seksualnego” i groźbie bardzo wczesnego rozpoczynania współżycia.
Pytany o słowa papieża na temat katolików, którzy nie muszą być „jak króliki”, odparł, że Franciszek tylko odpowiedział na pytanie dziennikarzy. – To nie były jego wypowiedzi wypowiedziane z własnej inicjatywy. Spontaniczne wypowiedzi papieża nie noszą cechy nieomylności, zwłaszcza w zakresie rzeczy, które nie wynikają z wiary i moralności – powiedział Hoser.