Oko (24.02.15)

 

Kaczyński: Krakowskie Przedmieście to jedyne właściwe miejsce na pomnik smoleński. Ma być „okazały”

MT, PAP, wideo: TVN24/x-news, 24.02.2015http://www.gazeta.tv/plej/19,114871,17477448,series.html?embed=0&autoplay=1
Jedyne właściwe miejsce pomnika smoleńskiego jest na Krakowskim Przedmieściu – powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jak dodał, nie wybiera się na spotkanie w tej sprawie u prezydenta Bronisława Komorowskiego, bo nie został zaproszony.
Według Kaczyńskiego pomnik upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej powinien stanąć na Krakowskim Przedmieściu i jest to „jedyne właściwe miejsce”. – Tam gromadzili się po tragedii smoleńskiej Polacy i sądzę, że to właśnie powinno być także poprzez ten pomnik upamiętnione – mówił lider PiS na konferencji prasowej w Warszawie. Według niego „pomnik już dawno powinien być”.
– Gdybym decydował, byłoby to Krakowskie Przedmieście, natomiast decyzje tych, którzy do tej pory pomnika po prostu w ogóle nie chcieli i ogłaszali różnego rodzaju wyniki badań, które wskazywały na to, że nie chcą (pomnika) także mieszkańcy Warszawy, to są decyzje, na które ja nie mam wpływu – uznał prezes PiS.

W jego ocenie pomnik powinien być „okazały”, „wyeksponowany”, ale jednocześnie „wpisujący się w architekturę Krakowskiego Przedmieścia”. – To znaczy nie powinien być jakimś dysonansem z punktu widzenia tego miejsca – tłumaczył.

Pytany o dokładną lokalizację pomnika na Krakowskim Przedmieściu Kaczyński odparł, że pomnik powinien stanąć koło Pałacu Prezydenckiego. – Sądzę, że okolice tzw. kościoła seminaryjnego byłyby tutaj dobre. Ale tutaj już oczywiście można rozmawiać, to jest mój indywidualny pomysł – zaznaczył.

Spotkanie u Komorowskiego? „Nie zostałem zaproszony”

Na dziś zaplanowano spotkanie prezydenta Bronisława Komorowskiego z prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz oraz z sygnatariuszami październikowego listu ws. budowy pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy smoleńskiej.

Kaczyński pytany, czy wybiera się na to spotkanie, odpowiedział, że „trudno wybierać się na spotkanie, na które się nie zostało zaproszonym”. – Ja nie zostałem zaproszony i w związku z tym się nie wybieram – podkreślił.

Na początku października do Kancelarii Prezydenta wpłynął list części rodzin w sprawie pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej. Bliscy kilkudziesięciu ofiar katastrofy podkreślili w liście, że zależy im na tym, by znaleźć takie miejsce i taką formę upamiętnienia w centrum stolicy, gdzie wszyscy będą mogli spokojnie wspomnieć najbliższych.

W liście – informowała prezydencka kancelaria – rodziny ofiar podkreśliły, że ich bliscy „zasługują na godne upamiętnienie”. Pod listem podpisało się ok. 30 przedstawicieli rodzin ofiar katastrofy, m.in. Karolina Kaczorowska – wdowa po ostatnim prezydencie RP na uchodźstwie Ryszardzie Kaczorowskim, Izabella Sariusz-Skąpska, córka Andrzeja Sariusz-Skąpskiego, prezesa Federacji Rodzin Katyńskich i Jolanta Przewoźnik, wdowa po Andrzeju Przewoźniku, sekretarzu Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

Ratusz wykluczał Krakowskie Przedmieście

Komorowski spotkał się w październiku z przedstawicielami rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Po tym spotkaniu zastępca szefa Kancelarii Prezydenta Sławomir Rybicki mówił, że prezydent podejmie decyzję ws. zaangażowania się w projekt budowy pomnika po konsultacjach z władzami Warszawy.

W styczniu prezydent stolicy powiedziała, że pomnik smoleński powinien stanąć w centrum miasta, w spokojnym miejscu. Stołeczny ratusz zaproponował trzy lokalizacje dla pomnika: okolice placu Piłsudskiego (na tyłach ogrodu Ministerstwa Kultury), plac Unii Lubelskiej lub skrzyżowanie ul. Marszałkowskiej i Królewskiej (przy Ogrodzie Saskim). Rzecznik stołecznego ratusza Bartosz Milczarczyk mówił wówczas, że lokalizacja przy Krakowskim Przedmieściu jest wykluczona ze względu na negatywną opinię konserwatora zabytków.

Także w październiku o jak najszybszą budowę w Warszawie pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej zwrócił się do prezydent stolicy Społeczny Komitet Budowy Pomnika Ofiar Tragedii Narodowej pod Smoleńskiem. Prezes komitetu prof. Włodzimierz Bernacki mówił wówczas, że komitet zwrócił się w liście o wyrażenie opinii ws. ulokowania pomnika na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim.

Rodziny też bez zaproszenia. „Dokładnie jak w czasach komunizmu”

Część rodzin skupiona wokół społecznego komitetu budowy pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej wyraża zdumienie brakiem zaproszenia dla nich ze strony prezydenckiej kancelarii. – Traktujemy to jako działanie czysto kampanijne. Aktywność prezydenta w sprawie pomnika od 2010 r. była znikoma i nagle, w okresie przedwyborczym, podejmuje takie działanie. To oburzające – powiedział dziś prof. Bernacki. – Prezydent Rzeczypospolitej, podobnie jak prezydent Warszawy ignorują pisma, które do nich wysyłamy. To niesamowite, że po 25 latach III RP władza wybiera sobie środowiska, z którymi rozmawia, a te, które są niewygodne, ignoruje. To dokładnie jak w czasach komunizmu – dodał.

Bernacki przypomniał, że komitet zwrócił się w październiku 2014 r. w liście do prezydent stolicy o wyrażenie opinii ws. ulokowania pomnika na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim. Ponowił go w styczniu 2015 r. – Do dzisiaj nie ma odpowiedzi. To naruszenie prawa i procedur właściwych dla administracji. Kodeks postępowania administracyjnego wyraźnie określa termin odpowiedzi lub podjęcia decyzji. Czekamy jeszcze tydzień i wówczas podejmiemy stosowne działania prawne – podkreślił.

10 kwietnia minie pięć lat od katastrofy samolotu pod Smoleńskiem, w której zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński.

gazeta.pl

Kaczyński premierem, a Duda prezydentem? Andrzej Duda dla Gazeta.pl: „Jak będzie trzeba, to będą dwa pałace”

24.02.2015
„Pan prezydent Lech Kaczyński kiedyś powiedział do mnie i do Pawła Wypycha – że my jesteśmy nowym pokoleniem i że to na nas będzie w przyszłości spoczywał ciężar prowadzenia dalej polskich spraw”
Michał Gostkiewicz

Konwencja wyborcza Andrzeja Dudy (fot. Sławomir Kamiński )

– Jeśli wygram, jestem gotów na kohabitację z Ewą Kopacz. Ale mam nadzieję, że wybory wygra PiS – mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl europoseł Andrzej Duda. A co, jeśli Jarosław Kaczyński zostanie premierem? – Jak będzie trzeba, to będą dwa „pałace” – kwituje kandydat PiS na prezydenta.

Z Andrzejem Dudą spotykam się w jego biurze poselskim przy Parlamencie Europejskim w Strasburgu. W Polsce trwają strajki górników. Po przedstawieniu przez Donalda Tuska konkluzji z posiedzenia Rady Europejskiej to właśnie Duda pyta, czy plan szefa KE Jeana-Claude’a Junckera, który ma pobudzić gospodarkę UE, dopuszcza też projekty związane z wydobyciem węgla kamiennego i energetyką.

Jest 19.00. Dudę czeka jeszcze trzygodzinna intensywna nasiadówka – spotkanie grupy parlamentarnej EKiR, do której należy PiS. Gdy mówi o polskiej gospodarce, miejscach pracy i inicjatywach społecznych, zapala się. Gestykuluje oszczędnie, ale podnosi nieco głos, i uderza lekko pięścią w stół. Jest w swoim żywiole.

Z błyskiem w oku opowiada też o Krakowie, gdzie się wychował, i rodzinnym gnieździe w Beskidzie Żywieckim. – O, tu, niech pan zobaczy – wstaje i pokazuje w telefonie zdjęcie ukochanego domu rodzinnego – to moje zdjęcie, to jest ten dom, dokładnie przy szlaku turystycznym – mówi. Mniej zadowolony jest, gdy wypytuję o plany kampanii prezydenckiej i kształt personalny sztabu.

Michał Gostkiewicz, Gazeta.pl: W tym wyścigu będzie pan twarzą PiS. Jaki będzie Andrzej Duda w kampanii?

– Będę taki, jaki jestem normalnie, z takim spojrzeniem na państwo, jakie rzeczywiście mam. Nie zamierzam w najmniejszym stopniu zmieniać swojego wizerunku na potrzeby tej kampanii.

To inaczej niż pan prezes Kaczyński, który na czas kampanii łagodniał, zmieniał tematykę wystąpień. A po wyborach znów było ostro.

– Pan prezes jest w polskiej polityce, tej oficjalnej, od 1989 r., cały czas, i jest doskonale znany Polakom, także ze strony medialnej. Polacy wiedzą, kim jest Jarosław Kaczyński.

Ale sam prezes powiedział, że w tej chwili numerem 1 w partii jest Andrzej Duda.

– Powiedział to, myśląc o pierwszym wielkim zadaniu, które przede mną: wyborach prezydenckich, w których startuję jako kandydat PiS.

Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński (fot. Sławomir Kamiński) Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński (fot. Sławomir Kamiński)

I w PO, i w PiS, gdy potencjalny konkurent lidera wypływa na szersze polityczne wody, to szybko tonie. Rokita, Ziobro… W tej chwili w PiS na fali jest pan.

– Pamiętajmy, że tło wielu zdarzeń – związanych z odejściem różnych ludzi z różnych ugrupowań – było wykreowane przez media w sposób nie do końca pokrywający się z rzeczywistością. Natomiast różnica między PiS a PO jest następująca: u nas, jeżeli polityk dopuści się czegoś nieakceptowalnego, reakcja jest natychmiastowa, dla takich osób nie ma miejsca w PiS. I u nas nie odchodzi się z partii po prawie dwóch latach, jak pan były minister Nowak.

A właśnie, przydałby się do kampanii Adam Hofman, prawda?

– Panie redaktorze… każdy jest kowalem swojego losu…

No to kiepski sobie wykuł. Biorąc pod uwagę szybką reakcję Jarosława Kaczyńskiego, chyba raczej nie wróci.

– Zobaczymy. Sprawa była poważna i stąd takie konsekwencje. Ale – mówię to jako prawnik – nawet ten, kto popełni przestępstwo i zostanie za nie skazany, dostępuje po upływie określonego prawnie czasu zatarcia skazania.

To jakie kolejne zadania stoją przed panem, panie pośle, skoro start na prezydenta wymienił pan jako „pierwsze”?

– Ja startuję w tych wyborach po to, żeby je wygrać, panie redaktorze.

A plan B?

– Tu nie ma planu B.

Kim więc jest nowa twarz PiS? Jakie kandydat Andrzej Duda ma spojrzenie na Polskę?

– Nie zgadzam się z żadnymi liberalnymi koncepcjami, jestem zwolennikiem bardziej socjalnego podejścia – zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Prezydent powinien być wyczulony na to, że w społeczeństwie jest wielu ludzi wykluczonych, w tym ogromna rzesza – z przyczyn materialnych. Inne kraje narzekają, że nasi obywatele do nich imigrują. Więc kreujmy u nas – także z pomocą UE – taką gospodarkę, żeby nie wyjeżdżali! Ja jestem za tym, żeby wszyscy nasi obywatele zostali w Polsce, żeby był przemysł, żeby młodzi ludzie mieli godne warunki pracy, płacy, zakładania rodzin, żeby mieli perspektywy i mogli godnie żyć. Jeśli mnie Polacy wybiorą, to będę o to walczył, z pomocą ekspertów oczywiście, bo prezydent nie jest alfą i omegą.

Wyobraża pan sobie kohabitację z rządem Ewy Kopacz?

– Jestem na taką współpracę gotów. Prezydent musi umieć się ponad podziały partyjne wznieść. Ale kadencja prezydenta jest długa i stabilna – a obóz rządzący może się zmienić w czasie jej trwania. Już niedługo wybory do Sejmu. Mam nadzieję, że wygra je Prawo i Sprawiedliwość.

Już widzę te nagłówki: „Prezydent Duda, premier Kaczyński. Kto kogo będzie słuchał?”

– Może pan redaktor być spokojny. Ja rozumiem, jaka jest pozycja prezydenta.

Będą dwa „pałace”?

– Jeżeli trzeba będzie, to będą.

Ale zakładam, że w przypadku pana wygranej możemy spodziewać się kontynuacji polityki Lecha Kaczyńskiego.

– Tak, oczywiście. Będę bronił kwestii społecznych i bezpieczeństwa polskiego i gotów jestem do rozmowy z każdym. Chciałbym doprowadzić do odtworzenia Narodowej Rady Rozwoju, która była bardzo ważna za czasów urzędowania śp. pana prezydenta.

To on wciągnął pana do polityki.

– Tak, w 2006 r. Byłem już wówczas człowiekiem, można powiedzieć, ukształtowanym – ale w nowych czasach. Wchodziłem w dorosłość po 1989 r., na pewne rzeczy patrzę inaczej niż pokolenie rodziców.

Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński (fot. Jacek Marczewski) Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński (fot. Jacek Marczewski)

Inaczej niż bracia Kaczyńscy?

– Pan prezydent Kaczyński zawsze to podkreślał. Kiedyś powiedział nawet do mnie i do Pawła Wypycha – że my jesteśmy nowym pokoleniem i że to na nas będzie w przyszłości spoczywał ciężar prowadzenia dalej polskich spraw.

To jak dalej te polskie sprawy, np. politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, prowadzić? Spotkałby się pan np. z Władimirem Putinem?

– Są sprawy, w których nasze stanowisko musi być twarde – nasza suwerenność i bezpieczeństwo. Trzeba bronić twardo interesów swojego kraju. Więc prawdopodobnie tak, jeżeli Polacy mnie wybiorą, a Władimir Putin nadal będzie władał Rosją.

Gdyby udało się panu zostać prezydentem, to jak wyglądałaby pana współpraca z Tuskiem – szefem RE?

– Chciałbym, żeby wyglądała jak najlepiej. Donald Tusk ma w Brukseli wpływy – i kuluarowe, i stricte polityczne, przecież w istotnym stopniu współdecyduje o tym, czym Rada Europejska będzie się zajmować. Choć nie może wprost realizować polskich interesów, to może sporo zrobić dla Polski.

Na mównicy w PE alarmował pan o stanie polskiego górnictwa.

– Pytałem, czy Polska może liczyć na solidarność wspólnotową.

I?

– W odpowiedzi Donalda Tuska istotne było, że inwestycje, o które pytałem, czyli w polski przemysł energetyczny i wydobywczy, np. górnictwo węgla kamiennego – są – według Tuska – w planie Junckera (zakładającym wpompowanie milionów euro w gospodarkę UE, by wydobyć ją z kryzysu) teoretycznie możliwe.

Ale po co pompować pieniądze w coś, co zysku nie przyniesie?

– To, że się ratuje miejsca pracy, to też jest – z punktu widzenia państwa – zysk. Kluczowe, żeby fundusze z planu Junckera były skierowane na innowacje, na wypracowanie i wdrożenie innowacyjnych technologii, choćby gazowania węgla. Polski obecnie – samej – na to nie stać. Dlatego pytam: na jakie projekty polski rząd wystąpił o dofinansowanie i na jakie wystąpi? Bo zakładam, że skoro plan nie jest jeszcze gotowy, to projekty dalej można składać.

Rozumiem że posłowie PiS zapytają o to w Sejmie panią premier Kopacz.

– Oczywiście, że będziemy pytali. Musimy przez dyskusję w kraju wymuszać realizację jakichś rozwiązań. Także spory na temat polityki zagranicznej powinny kończyć się wewnątrz kraju, a na zewnątrz Polska musi mówić jednym głosem. Niestety, tak nie jest. Boleję nad tym, że inicjatywy opozycji w zakresie polityki zagranicznej są pomijane i lekceważone. Tak się polityki państwowej nie prowadzi, nawet, jeśli się wygra wybory.

Znam już pana poglądy społeczne i polityczne. Ale ciągle mało wiem o tym, kim jest Andrzej Duda jako człowiek, ojciec, mąż.

– Jestem pierwszym pokoleniem rodziny urodzonym w Krakowie. Mogę o sobie powiedzieć, że jestem krakusem. Moi rodzice mieszkają tu od zakończenia studiów i całe swoje życie przepracowali w Akademii Górniczo-Hutniczej. Ojciec mamy był warszawiakiem, z kolei rodzina taty to południe, góry. Kolebka naszej rodziny to Zarzecze nad Łąckiem, a ojciec urodził się w Starym Sączu. Takie swoiste, typowe w Polsce przemieszanie z różnych stron.

Córka…?

– W tym roku kończy 20 lat. Jest na I roku studiów.

Cieszy się, że tata kandyduje?

– No… interesuje się.

Andrzej Duda z żoną (fot. Sławomir Kamiński)Andrzej Duda z żoną (fot. Sławomir Kamiński)

Jest pan gotów na to, że brukowce zainteresują się pana rodziną? Żona nie chciała pana zamordować za perspektywę bycia pierwszą damą?

– Żona i córka nie planują być celebrytkami, nigdy też nie udzielały się medialnie.

Bloga o modzie nie będzie?

– Nie sądzę. Córka ma już 20 lat, jest w zasadzie dorosła, niczego właściwie nie mogę jej zabronić. Ale prędzej bym się obawiał bloga politycznego (śmiech).

Jeszcze tatę skrytykuje…

– Człowiek musi być przygotowany na krytykę. Jak wszyscy głaszczą, to człowiek wędruje na manowce.

W polskiej polityce nikt się nie głaszcze.

– Krytykę przyjmuję i cenię, gdy ktoś rzetelnie odnosi się do moich poglądów i słów, które rzeczywiście wypowiedziałem, nie wyrwanych z kontekstu, nie przekręconych. Gotów jestem do polemiki, gotów jestem też wycofać się z czegoś, przecież każdemu zdarzają się pomyłki.

Bronisław Komorowski na przykład wycofał się z polowań.

– Ja nie poluję. Nigdy nie polowałem, nie należałem do koła łowieckiego.

To może chociaż harata pan w gałę..?

– A to jak najbardziej.

Z Tuskiem?

– Nie. Grałem w piłkę nożną, gdy byłem posłem, i wcześniej w Kancelarii Prezydenta. Z posłami różnych opcji, wieczorami po posiedzeniach Sejmu. Ale moją pasją jest narciarstwo zjazdowe.

Wybiorą pana, potem pojedzie pan na narty, jak Tusk. Coś się stanie, a tabloidy dadzą tytuł: „Polska w potrzebie, a Duda na nartach”.

– Praca wymusiła na mnie rezygnację z części przyjemności. Do 2006 r. trenowałem narciarstwo alpejskie, a w 2014 r. roku w przerwie między świętami a Nowym Rokiem jeździłem zaledwie kilka godzin.

W kampanii będzie pan musiał pokazać, kim pan jest. Będzie też o rodzinie…

– Moją rodzinę można nazwać konserwatywną – jeśli rozumiemy przez to poszanowanie tradycyjnych wartości, wychowania dzieci, także wiary, oraz wyczulenie na kwestie krzywdy społecznej, godności człowieka.

W Polsce w ostatnich 25 latach zaproponowano też mniej tradycyjne modele rodziny, są liczne propozycje prawnego uregulowania związków partnerskich, zarówno hetero-, jak i homoseksualnych.

– Nie jestem zwolennikiem zmiany obowiązującego w Polsce prawnie modelu rodziny, gdzie państwo stawia na pierwszym miejscu i sankcjonuje prawnie małżeństwo – jako związek kobiety i mężczyzny. Z wielu punktów widzenia jest to formuła społecznie najbezpieczniejsza, sprawdzona, która od tysięcy lat dobrze funkcjonuje i rozwinęła cywilizację europejską.

Andrzej Duda, Mariusz Błaszczak i Mariusz Kamiński na konferencji prasowej (fot. Sławomir Kamiński)Andrzej Duda, Mariusz Błaszczak i Mariusz Kamiński na konferencji prasowej (fot. Sławomir Kamiński)

Prezydent powinien być bezpartyjny. Co prezydent Andrzej Duda odpowie na postulat zalegalizowania związków partnerskich?

– Spotkajmy się – w Pałacu Prezydenckim – i rozmawiajmy.

Nie zabroniłby pan Parad Równości?

– Mam wątpliwości, czy taka parada jest zwykłym wyrażaniem poglądów. Nie wyraża się poglądów przez to, że ktoś spaceruje półnagi po ulicy.

Ale dobrze pan wie, że widowiskowy element parad to zaledwie ułamek tej społeczności.

– Oczywiście. Dlatego poważna reprezentacja grupy społecznej zawsze zostanie przeze mnie – jeżeli Polacy mnie wybiorą – przyjęta. Nawet jeżeli nie będę się zgadzał z określoną ideą, to będę na ten temat dyskutował i starał się przekonywać, także z pomocą ekspertów. Zmierzyć się na merytoryczne argumenty – to jest kluczowe.

Tylko że „osoby popierające związki partnerskie” to trudno definiowalna grupa – są w różnym wieku, różnej płci, różnej orientacji. To dla kogo otworzyć tu drzwi?

– Ludzie mają prawo być przyjętymi przez prezydenta. Zwłaszcza, jeśli reprezentują istotne grupy społeczne. Jeżeli taka grupa będzie w stanie wyłonić swoją reprezentację, w postaci np. istotnego stowarzyszenia…

Bądź w postaci zebranych podpisów pod projektem ustawy…

– … Bądź podpisów. Wtedy mamy grupę, o którą nam chodzi. Podtrzymuję – prezydent się z nimi spotka. Jeśli prezydentem będzie Andrzej Duda. W Polsce przez ostatnie siedem lat ludzie przychodzili do władzy z inicjatywami czy referendami. I co? Czy prezydent z taką grupą porozmawiał? Prezydent nie musi się ze wszystkimi pomysłami zgadzać. Ale powinien ich przyjąć i się spotkać.

Ale były długie debaty sejmowe…

– A czy dopuszczono projekty do prac w komisjach sejmowych? Pierwsze czytanie, ciach, do widzenia. Jeśli w Sejmie się ludziom odmawia debaty na temat, z którym przychodzą, to jest to wykluczanie.

Prawo większości, demokracja i tak dalej…

– Ale ja się z tym nie zgadzam! Obywatele mają prawo zająć należne im miejsce w polskiej debacie parlamentarnej.

UWAGA: Wywiad Andrzejem Dudą nie został autoryzowany. Wyjaśnienie: Od 28 stycznia czekaliśmy na autoryzację. Mimo wielokrotnych ponagleń, do dziś jej nie dostaliśmy.

Michał Gostkiewicz. Dziennikarz Gazeta.pl. Specjalizuje się w wywiadach i sprawach zagranicznych oraz pisaniu o fotografii, pisze też bloga Realpolitik i bywa na Twitterze.

gazeta.pl

Rzecznik sztabu Ogórek: Inni kandydaci błagają o wywiad. „To są przedbiegi kogucików”

past, 24.02.2015
Tomasz Kalita | Magdalena Ogórek

Tomasz Kalita | Magdalena Ogórek (Michał Łepecki, Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

– Pan Jarubas płacze o wywiad, pan Duda może tylko pomarzyć o takich spotkaniach, jakie odbywa dr Ogórek – rzecznik sztabu Magdaleny Ogórek Tomasz Kalita na antenie Radia Plus skrytykował kampanie innych kandydatów.
– Zbieranie podpisów idzie z łatwością, nie wiem, skąd te doniesienia. Łatwiej się zbiera niż w poprzednich lata, wyborcy chętniej podpisują dla dr Magdaleny Ogórek – powiedział Kalita. -Napieralski miał 250 tys., myślę, że z łatwością tyle uzbieramy – stwierdził.

„O spotkaniach na takim szczeblu Duda może pomarzyć”

Rzecznik sztabu chwalił się spotkaniami, jakie odbywa i planuje kandydatka na prezydenta. – Na konferencji w Madrycie dr Ogórek spotkała się z wicekanclerzem Niemiec Sigmarem Gabrielem, rozmawiała z przewodniczącym PE Martinem Schulzem. Później pojawiły się zaproszenia do Bundestagu, do Parlamentu Europejskiego – mówił Kalita.

– Pan Duda może tylko pomarzyć o spotkaniach z kanclerzami, premierami – dodał.

„Kandydatka sama zdecyduje, z kim i kiedy się spotkać”

– Na wszystko przyjdzie czas. Kampania jest bardzo dobrze zaplanowana i realizowana konsekwentnie. O tym, z kim i kiedy będą spotkania i początek trasy, zdecyduje kandydatka – dopowiedział rzecznik sztabu, pytany o milczenie Magdaleny Ogórek.

„Kampania dopiero się rozpocznie, to są przedbiegi”

– Nie uważa pan, że to śmiesznie, kiedy kandydaci proszą, wręcz błagają o wywiad? Pan Jarubas płacze, że go lekceważą. Pan Palikot ciągle chce, żeby go media złapały. Pan Duda codziennie robi konferencje prasowe. To jest dewaluowanie kandydatów – stwierdził Kalita.

– Poważna kampania dopiero się rozpocznie, a to są przedbiegi kogucików. Najpoważniejszy konkurent dr Ogórek, prezydent Komorowski, a on jeszcze nie rozpoczął kampanii – powiedział.

„Prawica ma tylu kandydatów, że ławka się skończyła”

– Wielu kandydatów na lewicy? A na prawicy to co? Ławka się skończyła, jest 6 kandydatów a nawet więcej – powiedział Kalita, pytany o dużą liczbę lewicowych kandydatów w wyborach.

– Jedyną kandydatką, która otrzymała potwierdzenie europejskiej lewicy, jest dr Magdalena Ogórek – oświadczył. – Zobaczymy za miesiąc, kto zbierze 100 tysięcy, kto zostanie na placu boju – podsumował rzecznik.

W jednym z ostatnich sondaży na kandydatkę SLD chciało głosować 6 proc. badanych. Faworytem jest prezydent Komorowski z 47 procentami.

Zobacz także

TOK FM

Dzieci modlą się przed matematyką. Dyrektorka szkoły: „Nikt się dotąd nie skarżył”

MAŁGORZATA GOŚLIŃSKA, 24.02.2015
Krzyż w klasie

Krzyż w klasie (Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta)

– Sama się modlę z dziećmi, nauczyciele mają wybór, dotąd żaden rodzic się nie skarżył. U nas nie ma uczniów niewierzących – mówi dyrektorka podstawówki w Golasowicach, w której lekcje każdego dnia zaczynają się modlitwą do Ducha Świętego. Wczoraj interweniowało kuratorium.
– Rodzice się poskarżyli…- Rodzic – poprawia nas Bożena Struzik, dyrektorka Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Golasowicach. – I niech sobie pani wyobrazi, że syn tego pana, nasz uczeń, jest ministrantem!Skarga dotyczy modlitwy na lekcjach w szkole. – Klasa mojego syna, czwarta, modli się od środy na matematyce. Wszyscy, na stojąco, na głos. Dowiedziałem się o tym przypadkiem, od innych rodziców. Syn potwierdził, jak by chodziło o rachunki, takie to było oczywiste. Podzwoniłem do rodziców jego kolegów z klasy. Wszyscy dopiero przy mnie pytali swoje dzieci, czy to prawda – ojciec ministranta doniósł o sprawie także do Śląskiego Kuratorium Oświaty i Ministerstwa Edukacji.Jak się okazuje, jest niedoinformowany. Modlitwa odprawiana jest codziennie w każdej klasie na pierwszej lekcji od 25 lat. – Sama się modlę z dziećmi, dotąd żaden rodzic się nie skarżył. Nauczyciele mają wybór, czy chcą to robić, absolutnie im nie narzucam i muszę przyznać z żalem, że zwyczaj upada. Ustalaliśmy go z naszymi proboszczami: katolickim i ewangelickim – wyjaśnia Struzik.

Golasowice, wieś w powiecie pszczyńskim, są dwuwyznaniowe. W ZSP, jak twierdzi dyrektorka, jedna trzecia uczniów to ewangelicy. – Wybraliśmy modlitwę do Ducha Świętego, którą mogą odmawiać wyznawcy obu tych religii – mówi.

– A Świadkowie Jehowy? – pytamy.

– Zdarzają się u nas tacy uczniowie i im ta modlitwa również odpowiada. Jest znana od pokoleń, trwa dwie minuty: „Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności, aby ta nauka była dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym”.

– A co mają mówić w tym czasie ateiści?

– U nas nie ma uczniów niewierzących. Każdy rodzic zadeklarował, że dziecko będzie chodzić na religię ewangelicką albo katolicką.

MEN: Przyjrzymy się tej szkole

Zapytaliśmy Annę Wietrzyk, rzeczniczkę Śląskiego Kuratorium Oświaty, czy to zgodne z prawem. – Sprawdziliśmy, szkoła nie ma zapisanej modlitwy w statucie. To publiczna placówka i rodzice nie mają wyboru, nie mogą posłać dzieci gdzie indziej, bo to mała miejscowość, poza tym obowiązuje rejonizacja. Po rozmowie z kuratorem dyrektorka szkoły obiecała zaprzestać tych praktyk, bo nie ma pewności, czy wszyscy sobie tego życzą – mówi Wietrzyk.

Na tym jednak nie koniec. Modlitwa może wrócić. Dyrektorka ma przeprowadzić ankietę wśród nauczycieli, rodziców i uczniów, czy chcą kultywować tradycję. Będzie musiała ją powtarzać co roku, kiedy do szkoły przyjdą nowe dzieci.

– Czyli można modlić się na lekcjach? – dopytujemy rzeczniczkę kuratorium.

– Wolność wyznania działa w obie strony. Jeśli wszyscy chcą się modlić, to dlaczego mamy zabraniać? Ale wystarczy, że jeden rodzic się nie zgodzi i wtedy nie wolno – odpowiada.

Co na to ministerstwo edukacji? Jego rzeczniczka Joanna Dębek wypowiada się bardziej kategorycznie: – Nie ma możliwości wprowadzenia modlitwy przed lekcjami do statusu szkoły, bo w kolejnym roku szkolnym może przyjść dziecko, którego rodzice nie wyrażą na to zgody. W świetle konstytucji szkoła w ogóle nie powinna przenosić praktyk z religii na inne lekcje. Będziemy się przyglądać, co się dzieje w tej szkole w Golasowicach.

Dyrektorka Struzik: – Wspólna modlitwa spełniała rolę integrującą i wychowawczą. Wyciszała dzieci i była wyrazem ekumenizmu. Dzieci różnych wyznań nawiązywały przyjaźnie. I teraz jeden rodzic chce to zniszczyć. To oburzające!

Ojciec ministranta: – Moja żona chodzi do kościoła, ja nie praktykuję i oboje jesteśmy zbulwersowani. Kiedy przeprowadziliśmy się do Golasowic, ucieszyłem się, że panuje tu taka wielokulturowość. Super, będzie tolerancyjne środowisko! Machnąłem ręką, że w szkole wszędzie wiszą krzyże, a rok szkolny zaczyna się mszą. Ale modlitwa na matematyce? Od tego jest religia, na innych lekcjach dzieci mają się uczyć. Dyrektorka jest sympatyczna, ciepła i głęboko wierząca, ale chyba nadgorliwa.

Komentuje Małgorzata Goślińska:

Ojciec ministranta poskarżył się kuratorowi oświaty, że w szkole jego syna lekcje zaczynają się od modlitwy. Dyrektorka szkoły wyjaśnia, że modlitwa to tradycja 25-letnia. Kurator po rozpatrzeniu skargi nakazał szkole przeprowadzić ankietę. Jeśli choć jeden rodzic wypowie się przeciw, modlitwa do szkoły nie wróci. Rodzic, który złożył skargę, jest dorosły i poradzi sobie z ewentualnym ostracyzmem. Ale co będzie z dziesięcioletnim chłopcem?

Golasowice to mała wieś, a kontrowersyjna szkoła jest kameralna – czy jej dyrektorka zdoła zachować w tajemnicy, komu się nie podobała modlitwa? Jak uchroni ucznia przed wytykaniem przez kolegów, że oto z jego winy nie mogą prosić Ducha Świętego o chęć i zdolności do wkuwania tabliczki mnożenia? Jak chłopca potraktują księża, którym służy do mszy? Nad takimi konsekwencjami powinien zastanowić się każdy dyrektor, który zamierza wprowadzić do swojej szkoły jakiekolwiek praktyki religijne, bo mu się wydaje, że wszyscy uczniowie są tacy sami. Może rodzice zgadzają się z obawy przed piętnowaniem swoich dzieci? Niekatolicy i ateiści już mają problem z lekcją religii: posyłać czy robić z dzieci bohaterów wolności sumienia? Tradycja w golasowickiej szkole to nie jest ekumenizm (który, przypomnijmy, dotyczy tylko religii chrześcijańskich, a mamy w Polsce także inne wyznania), jak by chciała dyrektorka, tylko przymus. Ile dzieci wstawało do recytowania obcej sobie formułki, bo nie wypadało siedzieć? Modlitwa łączy tam, gdzie jesteśmy z własnej woli. Na matematyce każdy uczeń być musi.

Zobacz także

katowice.gazeta.pl

Biskup żąda zablokowania koncertu Vadera: „Zło posługuje się muzyką, by spustoszyć umysły”

Dawid Antecki, Rafał Zieliński, 24.02.2015
Vader

Vader (Fot. Mieczysław Michalak / AG)

W najbliższy weekend w Świdnicy odbędzie się koncert deathmetalowej kapeli Vader. Biskup diecezji Ignacy Dec domaga się odwołania imprezy. Przekonuje, że zespół emanuje agresją i nienawiścią do chrześcijaństwa. Wtórują mu politycy PiS
Do Świdnicy przyjedzie w sobotę jeden z najpopularniejszych zespołów sceny deathmetalowej w Polsce i na świecie – olsztyńska kapela Vader. Koncert na Dolnym Śląsku poprzedzi wielką trasę po Europie.Wizycie Vadera w Świdnicy sprzeciwia się jednak były zastępca prezydenta miasta (dziś radny KW Wspólnota Samorządowa) Ireneusz Pałac oraz biskup tamtejszej diecezji Ignacy Dec. Pałac na swoim blogu napisał, że władze miasta „w dziedzinie kultury nie powinny rozsiewać zapachu siarki”, a dla zespołu „nie powinno być miejsca na scenie ośrodka kultury utrzymywanego z podatków świdniczan”.A Biskup Dec wydał nawet oficjalny komunikat na stronie internetowej diecezji.Pustoszą dusze, zatruwają umysł„Wyrażam swoje głębokie ubolewanie, iż zespół, który posługuje się bluźnierstwem i agresją wymierzoną w chrześcijaństwo, wystąpi w naszym mieście, którego, przypomnę, patronem jest św. Jan Paweł II. Choć zdaję sobie sprawę, że koncert nie będzie miał charakteru wydarzenia ogólnodostępnego, to zwracam uwagę na fakt, że będą na nim promowane treści satanistyczne. Zło ma wieloraką postać i z łatwością posługuje się m.in. muzyką, by wywołać trudne do opisania duchowe spustoszenie, zatruć umysły i uczucia, wyciskając swoje piętno na życiu człowieka” – czytamy w apelu biskupa.

Mimo protestów koncert się odbędzie. A cieszy się sporym zainteresowaniem. Wyprzedane zostały już niemal wszystkie bilety.

Dlatego w dniu koncertu o godz. 18 w świdnickim kościele pw. św. Krzyża biskup Dec postanowił odprawić modlitewne czuwanie. – Nie bagatelizując tej formy wkraczania zła, proszę o modlitwę i post w intencji uczestników koncertu – zachęca biskup.

Ewentualnych protestów przed występem Vadera nie boi się Adam Adamski z agencji Core-Poration, organizator wydarzenia: – Prócz wynajętych ochroniarzy, czego wymagają przepisy, dostałem też zapewnienie z miasta, że w pobliżu będzie policja. Zawsze może przyjść ktoś pod klub, to wolny kraj, grunt to nie dać się sprowokować, bo tu nie polityka, a muzyka jest ważna – przekonuje. Dodaje też, że kompletnie nie rozumie reakcji radnego i biskupa.

Darmowa reklama koncertu

Zdziwiony zamieszaniem wokół koncertu Vadera w Świdnicy nie jest z kolei lider zespołu. – Kiedyś, dawno temu, odwołano nasz koncert, zasłaniając się złym stanem technicznym hali. Później jednak nie mieliśmy więcej takich sytuacji – mówi Piotr „Peter” Wiwczarek, lider zespołu Vader. – Może dlatego, że nie jesteśmy tak znani jak na przykład Behemoth, więc nikt na nas się nie wylansuje… – śmieje się. – Powiedziałbym, że to darmowa reklama naszego koncertu – komentuje żartem zachowanie biskupa i radnego, dodając, że tak czy inaczej to wydarzenie biletowane, na które każdy przychodzi z własnej woli.

A na poważnie? – Czuję tu jakąś sprzeczność, że ludzie z założenia światli, bo będący gdzieś wysoko w hierarchii społecznej, nie widzą tego, że jest to sztuka, kreacja. Że nie chcą się pochylić nad tekstami, przeczytać ich, zrozumieć, tylko posługują się prostymi skojarzeniami. Idąc tą drogą, nawet film „Egzorcysta” powinien być postrzegany jako promujący satanizm, bo przecież tam pada słowo „szatan”. I to wiele razy – mówi „Peter”.

Olsztyński Vader to jeden najbardziej znanych polskich zespołów metalowych na świecie. Kapela jest gościem wielu wielkich festiwali muzycznych. Koncertuje w Europie, Azji i obu Amerykach. O dokonaniach Polaków pisały nie tylko największe branżowe tytuły, ale i „New York Times” czy „Washington Post”. W 2012 roku Vader został zwycięzcą najbardziej prestiżowej polskiej nagrody muzycznej – Fryderyka.

To nie pierwszy przypadek w ostatnim czasie, kiedy próbowano odwołać koncert zespołu metalowego. W październiku ubiegłego roku w Poznaniu po interwencji organizacji katolickich odwołano koncert blackmetalowej grupy Behemoth, której wokalistą jest popularny Adam „Nergal” Darski.

Zobacz także

wroclaw.gazeta.pl

Kublik do Czuchnowskiego: Molestowania i mobbingu nie unieważnia to, że sprawą zajął się „Wprost”

Agnieszka Kublik, 23.02.2015
Kamil Durczok

Kamil Durczok ((Fot. Bartomiej Barczyk / Agencja Gazeta)

To prawda, w tekście „Wprost” zatytułowanym „Nietykalny” tylko jedna „Magdalena” – była producentka „Faktów” kierowanych przez Kamila Durczoka – opowiada, jak była molestowana. Ale to dramatyczna historia!
Mój kolega redakcyjny Wojciech Czuchnowski jest rozczarowany publikacją „Wprost” o tym, jak Kamil Durczok miał molestować podległe sobie pracowniczki. A mnie przeraża, że go nie oburzyło to, że Durczok w środku nocy zapraszał podwładną do swojego hotelowego pokoju.Wojciech Czuchnowski pisze, że „po przygotowaniu artyleryjskim, jakie ‚Wprost’ zrobił przed tygodniem, spodziewał się mocnego tekstu z wieloma dramatycznymi i wiarygodnymi relacjami. Zamiast tego dostaliśmy historię jednego przypadku”.A SMS od Durczoka o 3 w nocy: „Wpadniesz?” – to chęć nawiązania kontaktów towarzyskich z podwładną (nocowali wtedy w jednym hotelu w Zakopanem)? Czy propozycja seksualna?Albo te SMS-y: „Ile mam się o ciebie starać?”, „Gwarantuję ci pełną swobodę”. Czyżby chodziło o uzgodnienia w sprawie materiału do prowadzonych przez Durczoka „Faktów” o 19? Czy raczej była to propozycja seksualna?Gdy „Magdalena” pokazała te SMS-y kolegom, usłyszała: „Myślisz, że jesteś pierwsza? On pełno takich rozsyła”. Inna koleżanka rzuciła: „Tutaj to norma”.

„Magdalena” Durczokowi odmawiała. Zaczął ją gorzej traktować, a w ślad za nim – jego podwładni. Płakała i wymiotowała z nerwów.

Klasyczne molestowanie seksualne i mobbing. Bo molestowanie seksualne – powiada kodeks pracy – to niechciane zachowanie o charakterze seksualnym, nawet SMS-y. A mobbing to uporczywe i długotrwałe nękanie.

Nie tylko o Durczoku opowiada „Magdalena”. Relacjonuje, że jeden z kolegów wypalił do niej na dzień dobry: „Czy mogę cię pocałować w cycuszki?”. Inni rzucali: „Chcesz seksu? Wpadnij na montaż”.

Dlaczego Czuchnowskiego to nie przeraża?

Bagatelizuje też opowieści kilku innych osób o mobbingu uprawianym przez Durczoka: „Praca przy tworzeniu wiadomości telewizyjnych należy do najbardziej stresujących w dziennikarstwie. Często w ostatnich minutach rozpętuje się piekło. Ludzie się obrażają i krzyczą na siebie. Potem idą na piwo i się przepraszają. Niektórzy nie są w stanie wytrzymać takiej huśtawki. Trudno jednak orzec, czy spełnia to definicję mobbingu”.

Czuchnowski takie zachowanie właściwie rozgrzesza, bo przecież „godziny emisji nie da się przesunąć”.

Wojciechu, praca w największym nawet stresie nie może oznaczać zgody na poniżanie innych – ani w przypadku dziennikarzy, ani lekarzy czy pilotów. Jeśli ludzie ze strachu przed szefem wymiotują, spełnia to definicję mobbingu. A relacje cytowane przez „Wprost” wzajemnie się potwierdzają.

Czuchnowski kończy nadzieją, że wszystko wyjaśni specjalna komisja TVN: „W komisji jest niezależny prawnik specjalizujący się w takiej problematyce, a przepytywani pracownicy mają gwarancję pełnej ochrony. Myślę, że z ocenami należy wstrzymać się do ogłoszenia wyników pracy tej komisji”.

A ja jestem ciekawa, czy „Magdalena” zgłosi się do tej komisji. Albo czy komisja ją zaprosi. Powinna przeczytać te wysyłane przez Durczoka o 3 w nocy SMS-y.

Zobacz także

wyborcza.pl

Sikorski dostał list z pogróżkami. W jego biurze są pirotechnicy

Martyna Trykozko, 24.02.2015
Donald Tusk i Radosław Sikorski

Donald Tusk i Radosław Sikorski (Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Do bydgoskiego biura poselskiego Radosława Sikorskiego przyszedł list z pogróżkami. Mail z groźbą dostali także jego pracownicy.
List z pogróżkami przyszedł do bydgoskiego biura poselskiego marszałka Sejmu. Pogróżki dostali też pracownicy biura. Informację jako pierwsze podało Radio Zet.Na miejscu jest policja i pirotechnicy, którzy sprawdzają zarówno biuro, jak i całą kamienicę, w której się ono znajduje – dowiedzieliśmy się od pracowniczki biura.

W mailu przesłanym do pracowników pojawia się stwierdzenie, że Sikorski zostanie zabity, a oni za pracę dla niego też zginą:

„Za 24h Radziu Sikorski zginie, zostanie zabity. Jutro o 12:00 PODŁOŻĘ BOMBĘ w waszym biurze. Pier***cie jak fajerwerki ACHTUNG.

Nie obchodzi mnie wasz los.

Pracujecie dla Radzia – zginiecie.

Musicie umrzeć, taka jest cena za wolną POLSKĘ.

Wybaczcie.

Czasami trzeba zabić kilku niewinnych żeby odrodził się naród.

BOMBA WYBUCHNIE O 12:00 DNIA 24.02.2015.

Już nastawiłem zapalnik.

Przepraszam was pracownicy

Musicie umrzeć

MUSICIE.

In nomine Patris et Filis et Spiritus Sancti

Przepraszam….. Radosław musi zobaczyć, że nas stać na wszystko.

Gerd von Hengren”

Mail ten ma inną treść niż wiadomość do Sikorskiego. Do maila do marszałka, jak podaje Radio Zet, dołączono zdjęcie ogromnej eksplozji z napisem „Kaboom!”.

Jak dowiedzieliśmy się w biurze marszałka, jest to pierwszy przypadek, kiedy Sikorski bądź pracownicy biura dostali tak bezpośrednie pogróżki. – Owszem, zdarzały się jakieś nieprzyjemne wiadomości z różnymi epitetami, ale nigdy wcześniej nikt nie pisał, że „musimy zginąć” – powiedziała nam pracowniczka biura poselskiego.

Zobacz także

TOK FM

W posągu Buddy naukowcy znaleźli… zmumifikowanego mnicha

Piotr Cieśliński, 24.02.2015
Zmumifikowany chiński mistrz Liuquan. Po lewej - posąg, po prawej - skan z tomografu komputerowego

Zmumifikowany chiński mistrz Liuquan. Po lewej – posąg, po prawej – skan z tomografu komputerowego (Drents Museum)

Skan z tomografu komputerowego ujawnił, że to, co pozornie wygląda na posąg z brązu, w rzeczywistości jest mumią chińskiego mnicha sprzed około tysiąca lat, który siedzi w pozycji lotosu. Jego zasuszone ciało zostało pokryte powłoką z masy papierowej i pomalowane.
Posąg zbadali pod koniec zeszłego roku naukowcy holenderscy pod kierunkiem Erika Bruijina, kuratora muzeum etnograficznego Wereldmuseum w Rotterdamie. Prześwietlili go w tomografie komputerowym, a także zajrzeli do jego wnętrza za pomocą endoskopu. W środku – jak odkryli – znajduje się zmumifikowane ciało mężczyzny, który żył 900-1000 lat temu, a w chwili śmierci mógł mieć między 30 i 50 lat.- Ten obiekt to wielka rzadkość – mówi Wilfried Rosendahl z muzeum Reiss-Engelhorn-Museen w Mannheim w Niemczech. – Nic podobnego jeszcze nigdy nie było badane w Europie.Posąg Buddy pochodzi z Chin, w zeszłym roku został sprowadzony do Europy i teraz podróżuje po europejskich muzeach z wystawą mumii z całego świata. W tej chwili można go oglądać w Muzeum Historii Naturalnej w Budapeszcie.Zmumifikowane zwłoki podobno należą do chińskiego mistrza Liuquan, choć naukowcy nie zdradzają, w jaki sposób zostały zidentyfikowane. Badacze sugerują, że są one przykładem automumifikacji, czyli dawnego buddyjskiego rytuału religijnego, który polegał na takim zagłodzeniu się na śmierć, aby ciało uległo naturalnej mumifikacji. Ta praktyka była kiedyś bardzo rozpowszechniona w Chinach, potem przeniosła się do Japonii, gdzie przetrwała aż do XIX wieku, kiedy jej zakazano.Mnich, który chciał się zmumifikować za życia, musiał najpierw przez tysiąc dni przestrzegać specjalnej diety opartej na nasionach i orzechach. Za pomocą forsownych ćwiczeń pozbywał się też tkanki tłuszczowej. Przez kolejne tysiąc dni jadł tylko korę i korzenie drzew iglastych oraz pił toksyczny napar sporządzony z drzewa lakowego (urushi). To powodowało wymioty i odwodnienie organizmu. W końcu po sześciu latach takich tortur zamykano go w ciasnym, kamiennym grobie, gdzie w pozycji lotosu medytował i czekał na śmierć.

Jeśli po śmierci ciało nie uległo rozkładowi i mumifikacja się udała, uznawano go za buddę (oświeconego), a mumię przenoszono do świątyni, gdzie była otaczana wielką czcią. Zmumifikowane w ten sposób zwłoki mnichów można oglądać w japońskiej świątyni Kaiko-ji w Sakacie w prefekturze Yamagata.

Źródło: Ancient Origins

 

Zobacz także

wyborcza.pl

Ksiądz Dariusz Oko ostrzega przed Dniami Ateizmu: „Koreą Północną rządzą ateiści”

Ksiądz Dariusz Oko w TVN24 ostrzegał przed ateizacją Polski
Ksiądz Dariusz Oko w TVN24 ostrzegał przed ateizacją Polski Fot. Tymon Markowski / Agencja Gazeta

– Korea Północna to obecnie najbardziej piekielne miejsce na Ziemi, a od 70 lat rządzą tam ateiści. Jeżeli mówimy o ateizmie, to trzeba pamiętać, że do największych zbrodniarzy w dziejach należą ateiści – mówił ks. Oko w TVN24.

Czy katoliccy posłowie powinni się obawiać organizowanych w Sejmie Dni Ateizmu? – pytała Monika Olejnik. – Ateiści mogą coś takiego robić, tylko może by jeszcze zaprosili ateistów z Korei Północnej. (…) Szacuje się, że ofiary komunizmu to ok. 150 mln ludzi – stwierdził ks. Oko.

„W konkubinatach dochodzi do przemocy”
Duchowny odniósł się też do konwencji antyprzemocowej uchwalonej w polskim Sejmie. Jego zdaniem do przypadków przemocy rzadziej dochodzi w województwach, gdzie jest przewaga praktykujących katolików.

– Im bardziej ludzie są wierzący, tym bardziej szanują swoje żony. Te małżeństwa są najbardziej udane, które są zbudowane na wierze. One są bardziej trwałe – tłumaczył. – Ludzie w konkubinatach, którzy nie mają trwałych związków, dużo częściej dochodzi tam do przemocy, do przestępstw. Są statystyki, które o tym świadczą.

KSIĄDZ DARIUSZ OKO

Jeżeli mężczyzna mi w jakikolwiek sposób mówi, że jest niedobry dla żony, to daję mu pokutę. Mówię mu, żeby pamiętał, że w życiu mężczyzny najważniejsze dwie kobiety to są matka i żona. Od matki otrzymuje się tyle miłości, że nie jest się w stanie tego oddać. Dobrze, żeby miał taką zasadę, by tę miłość, czułość, wierność, którą otrzymał od matki, przelewał na żonę. Mówię, żeby to ćwiczył przez cały miesiąc. Czytaj więcej

Inni przedstawiciele Kościoła też krytykują zgodę Sejmu na ratyfikację konwencji antyprzemocowej Rady Europy. Abp Henryk Hoser przekonuje, że to wprowadzenie do polskiego ustawodawstwa ideologii gender. Zastanawia się też, czy to nasza suwerenna decyzja. Porównuje Polskę do krajów afrykańskich, gdzie jego zdaniem przyjmowano ustawy w zamian za obietnice dotacji.

„Ateista w Polsce nie ma szczególnych praw”
Prawa kobiet, uczucia religijne, mniejszości seksualne. W Polsce coraz trudniej jest znaleźć grupę, która nie czułaby się dyskryminowana. Dołączają do niej ateiści, którzy jak wynika z raportu „Wolność myśli” opublikowanego przez Międzynarodową Unię Humanistów i Etyków, nie mają nad Wisłą lekkiego życia. Tyle tylko, że niewierzących nie dyskryminuje społeczeństwo, a głównie państwo.

Ateista ma prawa takie, jak każdy inny człowiek. – To nie są prawa szczególne. A jako szczególne ujawniają się dopiero wtedy, gdy mamy do czynienia ze szczególną rolą religii – mówi w rozmowie z naTemat prof. Zbigniew Mikołejko, filozof religii. Jak wyjaśnia, działa to na zasadzie naczyń połączonych. Gdy w jednym jest za dużo wody, w drugim musi być jej zbyt mało. I tak, gdy więcej praw mają osoby wierzące, automatycznie ogranicza się prawa ateistów.

Źródło: TVN24

naTemat.pl

Jan Radomski: Pobożne brednie ks. Oko

24.02.2015

Nasza bierność przez lata legitymizowała rozmaite głupoty. Nasłuchaliśmy się ich tyle, że właściwie już nam spowszechniały.  Niesłusznie –  media powinny być miejscem konfrontacji różnych poglądów, a nie donośną tubą, z której skorzystać może każdy. Po wczorajszym występie ks. Oko muszę powiedzieć „sprawdzam”.

Popis poważanego, katolickiego publicysty w „Kropce nad i” był na tak niskim poziomie, że tej polemiki nie chcę mi się nawet ubierać w akapity. Wystarczą same cytaty.

 

Cytat pierwszy: „Tylko by może jeszcze zaprosili [na Dni Ateizmu – przyp. JR] ateistów z Korei Północnej, bo wiemy, że miejscem najbardziej piekielnym teraz na ziemi jest Korea Północna, gdzie od siedemdziesięciu lat rządzą ateiści”.

Mocne słowa, prawda? Ta teza najwyraźniej wepchnęła ks. Oko w objęcia grzechu pychy, ponieważ wygłosił ją już w PIERWSZYM ZDANIU. Korea Północna rzeczywiście nie jest rajem, trudno z tym polemizować. Jednak rajem nie jest także spora część Bliskiego Wschodu, gdzie ateizm nie przecież mile widziany.

 

Cytat drugi (a właściwie ciąg dalszy pierwszego): „I stworzyli warunki najgorsze na całej ziemi. To jest właśnie ateizm”.

Warto tę brawurową tezę ks. Oko odwrócić i przyjrzeć się państwom, w których żyje najwięcej ateistów. W Europie to Francja, Czechy, Szwecja, Holandia, poza Europą – Australia, Nowa Zelandia, Japonia oraz Kanada. Mówiąc wprost, jest zupełnie odwrotnie, niż twierdzi ks. Oko: im niższy poziom religijności, tym lepsza jakość życia. Kraje komunistyczne są wyjątkiem wyłącznie dlatego, że tam klasyczną religię zastąpił kult polityczny.

 

Cytat trzeci: „Trzeba pamiętać, że do największych zbrodniarzy w dziejach należą ateiści”.

To dopiero argument! Strach pomyśleć, jak potworne wnioski o blondynach moglibyśmy wyciągnąć, gdybyśmy ks. Oko ogłosił, że do najbardziej zwyrodniałych seryjnych morderców należą blondyni.

 

Cytat czwarty: „Musimy pozostawać na poziomie rzeczowym […] tak jak w katastrofie smoleńskiej najważniejsze są wypowiedzi fizyków, a nie jakie emocje mają ludzie”.

Akurat na miejscu przedstawiciela tej branży ostatnią rzeczą, która przyszłaby mi do głowy byłoby zdanie, że emocje ludzi są mniej ważne od wypowiedzi fizyków.

 

Cytat piąty: „Ja jestem trzydzieści lat księdzem i spowiadałem już tysiące kobiet i prawie nie spotkałem się z przypadkami, żeby kobiety mówiły o biciu przez mężczyzn. To się wiąże również z tym, że im bardziej ludzie są wierzący, tym bardziej szanują innych”.

Ostatnie zdanie ks. Oko jeszcze rozwinie, więc powrócimy do tej myśli za chwilę. Póki co – skupmy się na początku wypowiedzi: tyle lat zawodowych doświadczeń, tysiące spowiedzi i… nic! Na co nam ta konwencja? W błoto wyrzuciliśmy pieniądze wydane na badania czy konsultacje ze specjalistami. A wystarczyło przecież zapytać kilku taksówkarzy lub księży, co na ten temat mówiły ich klientki.

 

Cytat szósty: „Ogólnie taka jest tendencja, że im bardziej ludzie są wierzący, tym bardziej szanują swoje zony”.

Aż kusi, żeby coś napisać, ale musimy jeszcze trochę poczekać.

 

Cytat siódmy: „Te małżeństwa, które są zbudowane na wierze są najbardziej szczęśliwe, to jest najbardziej trwałe”.

Trzymajmy się faktów: trwałe – tak, ale niekoniecznie szczęśliwe. To nie są pojęcia ze sobą tożsame, wbrew temu, co głosi ks. Oko. Szantaż za pomocą przysięgi małżeńskiej i wiecznego potępienia może powodować, że związek jest bardziej trwały, ale na pewno nie poprawia jego jakości.

 

Cytat ósmy: „Ja pani wie, jeszcze z takimi przypadkami się nie spotkałem [bicia – przyp. JR]. Po prostu jest też propaganda lewacka”.

Ks. Oko kilkanaście sekund wcześniej twierdził, że jako spowiednik z przemocą „prawie się nie spotkał”.  Jego wspomnienia zmieniają się najwyraźniej jak w kalejdoskopie, ponieważ „prawie” nagle znikło, a cała przemoc stała się lewacką propagandą. To symboliczne – Kościół potrafi podobnie się nakręcać. Hierarchom dawniej przeszkadzały tylko mityczne elementy gender, dzisiaj Kościół podejmuje karkołomną próbę podważenia tego, że w Polsce istnieje zjawisko przemocy domowej. Przynajmniej wśród katolików.

 

Cytat dziewiąty: „Ludzie w konkubinatach, którzy nie mają trwałych związków, o wiele częściej dochodzi do przemocy, do przestępstw. To wynika ze statystyki”.

W końcu! Punkt kulminacyjny, moja cierpliwość ostatecznie skończyła się w tym miejscu. Powoływanie się na statystyki ma bowiem to do siebie, że z tabelek można odczytać absolutnie wszystko, jeżeli nie umie się ich krytycznie ocenić. Ze statystyki (w przeciwieństwie do ks. Oko podam źródło: badanie OBOP dla MPiPS) wynika, że kobiety rzadziej doświadczają przemocy w małżeństwie (35 procent) niż w konkubinacie (55 procent). To nie wynika jednak z –  jak chce nam wmówić ks. Oko – cudownej mocy aktu małżeństwa, a wyłącznie z faktu, że dotarcie do małżeństwa poprzedza pewna forma selekcji. Zanim wybierzemy zespół na wesele i napiszemy zawiadomienia, zdążymy lepiej poznać naszego partnera. Konkubinaty tego czasu nie mają.

 

Cytat dziesiąty: „W Związku Radzieckim, gdzie zniszczono chrześcijaństwo, jest prawie dwadzieścia milionów alkoholików. To alkoholicy przede wszystkim biją kobiety i zdradzają”.

Oczywiście – nie będę polemizował z oczywistą tezą, że alkohol ma ścisły związek z przemocą domową (według statystyk od 60 do 70 procent). Nie zamierzam się pastwić nad uroczym i symbolicznym przejęzyczeniem, które wskazuje na to, że Związek Radziecki wciąż istnieje. Głównym zarzutem nie jest też, że ks. Oko znów mija się z faktami: w Rosji z powodu alkoholu na sto tysięcy osób umiera 2,7 (35. miejsce na świecie, pierwsza trójka to chrześcijańskie Salwador, Gwatemala i Honduras), a w dodatku protestancka Rosja sama w sobie nie jest najlepszym przykładem bezbożnego społeczeństwa. Szczytem absurdu jest dla mnie desperacka próba znalezienia związku pomiędzy brakiem religijności a alkoholizmem. A jak to wygląda z pozostałymi używkami? Bezbożnicy tylko piją, czy też ćpają? Haszysz? Heroinę? Kokainę?

 

Cytat jedenasty: „Tam gdzie są województwa bardziej wierzące, tam rodziny są bardziej trwałe, jest większy szacunek dla kobiet”.

Po pierwsze – patrz cytat siódmy. Po drugie – warto sięgnąć do twardych liczb i napisać, że ks. Oko znów nie mówi prawdy. Ze statystyk (dane pochodzą ze wspomnianego raportu dla MPiPS oraz Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego) nie da się takiej reguły wyczytać. Polki najrzadziej są ofiary przemocy w województwie kujawsko-pomorskim oraz opolskim – pierwsze jest zdecydowanie poniżej, a drugiej powyżej przeciętnego poziomu religijności w naszym kraju, w drugą stronę jest podobnie – wśród województw z największym poziomem przemocy stosunkowo laickie łódzkie sąsiaduje z bogobojnym lubelskim.

 

Cytat dwunasty: „Stawia się znak równości między nienawiścią a krytyką. A jeśli lekarz mówi pacjentowi, że jego styl życia prowadzi do choroby, to nie znaczy, że nienawidzi pacjenta”.

To zdanie zostawiłem na sam koniec, mimo że padło mniej więcej w połowie wczorajszego programu. Nic lepiej nie odzwierciedla  istoty problemu: ks. Oko bez mrugnięcia okiem zrównuje swój zawód z lekarzem. To kpina – medycyna opiera się na faktach, a nie emocjach. Jeżeli lekarz powie nam, że powinniśmy uprawiać więcej sportu, bo to pomoże naszemu sercu – możemy znaleźć tysiące badań, które bezpośrednio lub pośrednio potwierdzą jego słowa. Skorzystanie z tej porady da nam wymierny efekt. Ksiądz może nam zaoferować jedynie kilka bzdur, w które po prostu sam wierzy. Właśnie to widzieliśmy wczoraj w „Kropce nad i”.

 

Twitter: @jwmrad

Blog: radomski.liberte.pl

TOK FM

Dodaj komentarz