Macierewicz (13.09.2015)

 

Uchodźcy jak Niemcy w 1939 roku? Prawicowe gazety alarmują: „Nadchodzą!”, „To najeźdźcy”, „zamknijmy granice”

Kontrowersyjne okładki prawicowych tygodników.
Kontrowersyjne okładki prawicowych tygodników. Fot. „Do Rzeczy”, „w Sieci”

Europejski kryzys związany z rosnącą z dnia na dzień falą uchodźców wzbudza coraz gorętszą dyskusję wśród przeciwników i zwolenników przyjęcia uciekinierów. Ci pierwsi obawiają się głównie zalewu obcych wartości podkreślając, że największym zagrożeniem są wyznawcy Islamu. Prawicowe media alarmują nawet, że obecne problemy Europejczyków wieszczą kres chrześcijańskiej cywilizacji Zachodu.

Potencjalnemu zagrożeniu, jakie dla Europy mogą nieść za sobą tysiące uchodźców, poświęcone są najnowsze numery dwóch prawicowych tygodników. Oba zwracają uwagę już okładkami.

Pierwszy z tytułów, prowadzony przez braci Karnowskich, umieścił na „jedynce” zdjęcie muzułmanów znajdujących się przy polskim szlabanie granicznym. Mają przy sobie broń, do złudzenia przypominają terrorystów. Jeden z nich odkręca godło z białym orłem, przytroczone do szlabanu. Poniżej podpis „Wrzesień 2015”. Analogia jest oczywista – 76 lat temu do podobnej sceny doszło na przejściu granicznym w Kolibkach (dziś w granicach Gdyni). Wtedy na zdjęciu uwieczniono niemieckich żołnierzy – fotografię wykonano po kilku dniach od daty agresji na Polskę, była pozowana.

Tygodnik idzie dalej i umieszcza w kontekście „zagrożenia” napis „Nadchodzą!” tłumacząc, że przyjęcie uchodźców to w istocie samobójczy plan. – Europa stanęła wobec najwyższego zagrożenia. Unijni politycy są zbyt ślepi, by dostrzec jego skutki, a rząd Kopacz za słaby, by się przeciwstawić. Indolencja władzy prowadzi nas na frontalne starcie dwóch cywilizacji – pisze redaktor naczelna portalu braci Karnowskich Marzena Nykiel.

Jak dodaje, setki tysięcy muzułmanów zalewają właśnie Europę. – Mówią, że uciekają przed wojną. Silni, młodzi mężczyźni, zamiast bronić swoich krajów, przedzierają się przez unijne granice – tłumaczy Nykiel.

W podobnym tonie kryzys z uchodźcami komentują publicyści „Do Rzeczy”. Na okładce tygodnika zamieszczono zdjęcie młodych uciekinierów z Bliskiego Wschodu w towarzystwie apelu czołowego prawicowego publicysty Rafała Ziemkiewicza: „To najeźdźcy, nie uchodźcy. Zamknijmy przed nimi granice Polski”. Inny autor wspomnianego pisma, polecając na Twitterze zamieszczone w nim teksty, pisze wprost: „wróg stoi u bram”.

W internecie rozgorzała dyskusja. Głos zabrała m.in. minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego prof. Lena Kolarska-Bobińska podkreślając, że „prawica cynicznie wywołuje histerie przeciw uchodźcom”. Nie brakuje też głosów ironii – przykładem komentarz dziennikarza „Polski The Times” Witolda Głowackiego, będący odpowiedzią na apel prawicy o zamknięcie granic. – Kosynierzy, do broni! – pisze Głowacki. Co ciekawe, nawet Marek Magierowski, publicysta „Do Rzeczy” uważa okładkę tygodnika braci Karnowskich za… oburzającą.

 

Ks Luter w punkt. Czas by więcej duchownych zdobył się na odwagę i przemówiło. Takich myślących księży jest więcej.

ksLuter

naTemat.pl

Rewolucji, chwała Bogu, nie będzie. Ale na kilka pytań PO nie dało odpowiedzi

Witold Gadomski, 12.09.2015

Ewa Kopacz przemawia na konwencji PO w Poznaniu

Ewa Kopacz przemawia na konwencji PO w Poznaniu (Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Gazeta)

Mam nadzieję, że w miarę jak w kampanii wyborczej padać będą kolejne nierealne obietnice, popyt na cuda spadnie, a wzrośnie na zdrowy rozsądek

W piątek 11 września rozeszły się plotki, że Platforma Obywatelska zamierza wprowadzić rewolucyjne zmiany w finansach publicznych – znieść składki na ZUS i NFZ. Wyglądało to na jakąś desperacką próbę odzyskania przez rządzącą partię gasnącego poparcia. Zapowiedzi rewolucyjnych zmian powtórzyła także Ewa Kopacz w wystąpieniu na konwencji partii.Na szczęście Janusz Lewandowski ostatnia osoba, którą mógłbym podejrzewać o ekonomiczne fantasmagorie, wyjaśnił, że nie chodzi o żadną rewolucję, lecz o uporządkowanie rynku pracy, skuteczniejsze wspieranie rodzin o niskich dochodach i zmiany administracyjne, które pozwolą lepiej zarządzać strumieniem publicznych pieniędzy.

W wystąpieniu pani premier, a zwłaszcza Lewandowskiego, najbardziej podobały mi się nie obietnice cudów, ale – twardego trzymania się realiów ekonomicznych: *utrzymanie stabilizującej reguły wydatkowej budżetu, *niepodejmowanie walki z bankami, w których są ulokowane pieniądze 24 mln Polaków, *wprowadzanie zmian stopniowo, z uwzględnieniem możliwości budżetowych, *nieprzerzucanie kosztów wspierania jednych grup na barki innych. Mam nadzieję, że w miarę jak w kampanii wyborczej padać będą kolejne nierealne obietnice, popyt na cuda spadnie, a wzrośnie zdrowy rozsądek – taki, jaki prezentuje Janusz Lewandowski.

Jak podał szef rady gospodarczej przy premierze, dochód do opodatkowania będzie wyliczany na osobę w rodzinie, a w związku z tym podatek od jedynego żywiciela rodziny z dwójką dzieci mającego minimalne wynagrodzenie spadnie z obecnych 30 proc. (PIT plus składki) do 10 proc. To skuteczniejsze wspieranie rodzin o niskich dochodach niż ulga w PIT proponowana przez partię Kaczyńskiego.

Stopniowo zlikwidowane zostaną umowy nieregularne, nie do końca sprawiedliwie zwane „śmieciówkami”. Wprowadzony zostanie jednolity kontrakt o pracę. Będzie bardziej elastyczny niż dzisiejsze stałe umowy, lecz bardziej stabilny niż umowy-zlecenia. Przywileje, np. okres wypowiedzenia, będą stopniowo zwiększane w miarę wzrostu stażu pracy.

To pomysł dobry. Wzorem mogą być rozwiązania niemieckie czy holenderskie. W krajach tych bezrobocie jest bardzo niskie i nieznacznie tylko wzrasta w okresach recesji.

W programie PO nie ma jednak odpowiedzi na pytanie: co dalej z umowami cywilnoprawnymi, które są równie częste jak umowy-zlecenia. Są pracodawcy, którzy prawie wcale nie zatrudniają, tylko zawierają umowy z firmami zakładanymi przez pracowników. Czy PO zamierza wyeliminować takie sytuacje (czasami korzystne dla pracowników), czy też nie?

Z zamieszczonego w internecie programu Platformy „Polska Przyszłości” dowiadujemy się, że składki na ZUS i NFZ nie zostaną wcale zlikwidowane, tylko włączone do PIT. Przypomnijmy, że i dziś składka na NFZ to tak naprawdę część PIT. Dziś w rozliczeniach, które co miesiąc otrzymujemy od działu płac, są wyszczególnione osobno pozycje: PIT, składka emerytalna, składka rentowa i kilka innych. Zamiast tego będzie jedna pozycja – „podatkoskładka”.

W dokumencie programowym PO zapewnia, że maksymalna stawka wyniesie 39,5 proc., podczas gdy dziś suma PIT i składek może wynieść 43,5 proc. Wygląda więc na lekkie obniżenie najwyższej stawki podatku, ale szczegółów nie znamy.

Nie dowiedzieliśmy się, ile progów podatkowych pozostanie i jakie będą konkretnie obciążenia. Dziś podatnicy bogatsi płacą składki emerytalne do wysokości 250 proc. średniego wynagrodzenia. Oznacza to degresywne (zmniejszające się) obciążenie składkowe. W zamian za to przyszłe emerytury dla najlepiej zarabiających będą odpowiednio niższe. Nie wiemy, czy degresja pozostanie, czy nie? Wygląda na to, że raczej nie, więc dla bogatszych podatników „podatkoskładka” będzie wyższa niż obecnie suma PIT i wszystkich składek.

A co w takiej sytuacji z naliczaniem emerytur? Ile pieniędzy będzie do ZUS przekazywał minister i jaką emeryturę w ten sposób uskładamy? Na te pytania odpowiedzi nie uzyskaliśmy, a mogą one okazać się kluczowe dla podatników i dla systemu emerytalnego.

W programie PO jest jeszcze wiele innych pomysłów, z reguły dobrych: łatwiejsze *przekształcanie firm rodzinnych w spółki, *bardziej skuteczne wspieranie innowacji zarówno ulgami podatkowymi, jak i z pieniędzy unijnych, *wprowadzenie jednolitego elektronicznego rejestru faktur. Powstaje tylko wątpliwość – dlaczego Platforma Obywatelska z niektórymi dość oczywistymi reformami czekała aż osiem lat.

Zobacz także

oPomysłachKopacz

wyborcza.pl

Barbara Nowacka na Konwencji Zjednoczonej Lewicy: Żaden Kościół, żaden Kaczyński nie zabronią nam się kochać

Barbara Nowacka na konwencji Zjednoczonej Lewicy: "Polska musi być krajem równych szans".
Barbara Nowacka na konwencji Zjednoczonej Lewicy: „Polska musi być krajem równych szans”. Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta

„Maksimum optymizmu, zero populizmu” – to program Zjednoczonej Lewicy, zapowiedziany w niedzielę na jej warszawskiej konwencji przez Barbarę Nowacką i Krzysztofa Gawkowskiego.

Oboje przedstawili główne postulaty, jakimi lewa strona sceny politycznej w Polsce chce się zając w najbliższej przyszłości. Jak podkreślili, Polska musi stać się krajem równych szans, dlatego nikt z polityków lewicowych nie chce rewolucji, a ewolucji myślenia.

Jednym z zamiarów jest stworzenie 150 tys. nowych miejsc pracy. – Już teraz, jednym nowym projektem. To jest realne i konieczne. Konieczne jest też mówienie o dobrej edukacji, odnalezienie się na rynku pracy – przekonywała Nowacka. Dodała, że państwo polskie musi zwiększyć nakłady na edukację obywateli, bo – jak tłumaczyła – bez tego nie będzie rozwoju gospodarczego.

Niezbędne jest także – podkreślono na konwencji – zapewnienie równych szans kobietom i mężczyznom na rynku pracy. Polska w ujęciu Zjednoczonej Lewicy ma być też krajem, który umożliwi obywatelom godną starość. W tym celu zapowiedziano dodatki finansowe w wysokości 200 zł dla każdego emeryta. Poza tym – co ma być „sztandarem postulatów lewicy” – warunkiem niezbędnym jest obniżenie wieku emerytalnego.

Gawkowski podkreślił, że system podatkowy musi być skonstruowany tak, aby dawał szanse najbiedniejszym. – Wiemy, że z pustego nikt nie naleje – kosztami trzeba obciążyć spekulantów i banki, wprowadzić podatek od transakcji finansowych – wyjaśnił. Jego zdaniem, koszty funkcjonowania państwa muszą zostać przełożone na najbogatszych, dlatego też lewica proponuje dla nich 40 proc. stawkę PIT.

Polityk zapowiedział też zwiększenie nakładów finansowych na służbę zdrowia. – Zamiast z budżetu państwa finansować katechetów, powinniśmy finansować dentystów. W opinii Gawkowskiego, program lewicy ma zapewnić skarbowi państwa dodatkowe 107 mld złotych. – W tym się różnimy od prawicy – nie mówimy na co wydać, ale skąd wziąć pieniądze – podkreślił działacz SLD.

Na koniec Nowacka scharakteryzowała lewicowy program podkreślając, że „lewica to marzenia o wolnościach i równościach obywatelskich”. – Państwo musi być świeckie, rozdział sacrum od profanum to konieczność demokracji. Związki partnerskie są także dla Polaków, a żaden Kościół, żaden Kaczyński nie zabronią nam się kochać i żyć szczęśliwie – podsumowała.

nowackaŻadenKościół

naTemat.pl

Wschodnia Europa nie współczuje

Ivan Krastev*, 12.09.2015

Kobieta w punkcie rejestracji uchodźców w Isenburgu w Niemczech

Kobieta w punkcie rejestracji uchodźców w Isenburgu w Niemczech (Michael Probst / AP (AP Photo/Michael Probst))

Co z tą Wschodnią Europą? Jeszcze trzy dekady temu jej symbolem była „Solidarność”. Dziś bardziej odpowiednim symbolem byłaby naklejka na zderzak z napisem „Europa Wschodnia: miejsce, na tle którego Donald Trump wygląda dobrze”. Odpowiedź jest krótka: rozczarowanie, nieufność, demografia i demokracja.

Węgierski dziennikarz, komentując napływ emigrantów, przez Węgry torujących sobie drogę do Austrii i Niemiec, powiedział mi: „Nie mamy już miast. Tylko rozbudowane stacje kolejowe”.

Austriacka „ciężarówka wstydu” i obrazy wyrzuconych na brzeg ciał emigrantów w wielu krajach zachodniej Europy wywołały falę współczucia. W Niemczech 60 procent obywateli popiera rządowy plan udzielenia schronienia aż 800 tysiącom uchodźców, liczbie równej prawie 1 procentowi ludności kraju.

W Europie Wschodniej opinia publiczna pozostaje niewzruszona, a miejscowi liderzy ostro skrytykowali decyzję Brukseli o redystrybucji uchodźców między państwami członkowskimi Unii. W krajach tranzytowych większość popiera budowę murów na granicach, a niedawny sondaż w Czechach pokazał, że 44 procent Czechów nie chce, żeby rząd wydał choć koronę na pomoc migrantom.

Słowacki premier Robert Fico poszedł jeszcze dalej – stwierdził, że 95 procent ubiegających się o azyl to wcale nie uchodźcy, ale imigranci ekonomiczni, i że jego kraj jest gotowy do przyjęcia tylko chrześcijan. Być może najbardziej przerażający jest e-mail węgierskiej telewizji publicznej nakazujący dziennikarzom unikanie pokazywania dzieci imigrantów. Rząd węgierski najwyraźniej obawia się, że obrazy cierpiących dzieci zmiękczą serca ludzi i, nie daj Boże, wywołają współczucie.

Co z tą wschodnią Europą? Jeszcze trzy dekady temu jej symbolem była „Solidarność”. Dziś bardziej odpowiednim symbolem byłaby naklejka na zderzak z napisem „Europa Wschodnia: miejsce, na tle którego Donald Trump wygląda dobrze”.

Odpowiedź jest krótka: rozczarowanie, nieufność, demografia i demokracja.

Coraz tłoczniej na bałkańskim szlaku prowadzącym do Unii Europejskiej

Komunizm i liberalne reformy przyniosły ze sobą cynizm. W obliczu napływu imigrantów i braku poczucia ekonomicznego bezpieczeństwa wielu mieszkańców Europy Wschodniej uważa, że ich oszukano: przecież wejście do Unii miało oznaczać dobrobyt. Jesteśmy biedniejsi niż Europa Zachodnia, argumentują, więc jak możecie od nas oczekiwać solidarności? Obiecano nam turystów, nie uchodźców. Wielu przywódców z kolei sądzi, że jedynym sposobem na odzyskanie politycznego poparcia będzie pokazanie, że dbają wyłącznie o własnych obywateli, a ani trochę o los cudzoziemców.

Według prognoz ONZ do 2050 roku liczba ludności w Bułgarii ma się skurczyć o 27 procent. Taki strach przed „zniknięciem narodu” odczuwa wiele małych krajów wschodniej Europy.

Dla nich napływ obcych sygnalizuje ich własne przejście do historii, a argument, że starzejąca się Europa potrzebuje imigrantów, tylko wzmacnia rosnące poczucie egzystencjalnej melancholii. Kiedy ogląda się w telewizji starych ludzi protestujących przeciw osiedlaniu uchodźców w ich wyludnionych wsiach, gdzie przez ostatnie dekady nie urodziło się ani jedno dziecko, serce się łamie z powodu sytuacji obu stron – uchodźców, ale i starych, samotnych ludzi, których świat znika na ich oczach.

Nieudana integracja Romów także przyczynia się do tego deficytu współczucia. Wschodni Europejczycy obawiają się cudzoziemców, ponieważ nie ufają zdolności swoich państw do integracji „innych”, którzy już wśród nich mieszkają. A to, że kraje Europy Wschodniej mają ustrój demokratyczny, bynajmniej nie ułatwia im sytuacji. Obserwujemy bowiem nie brak solidarności, ale zderzenie różnych solidarności: solidarność narodowa, etniczna i religijna ściera się z naszymi obowiązkami wynikającymi z bycia istotami ludzkimi.

Dziś widać, że kryzys migracyjny jest egzystencjalnie dużo groźniejszy dla Unii Europejskiej niż kryzys euro czy kryzys wywołany zajęciem Krymu przez Rosję. Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk otwarcie ostrzega przed niebezpieczną przepaścią między wschodem i zachodem Europy.

Współczucie jednak to za mało, by rozwiązać przytłaczający Europę problem migracji. Kilka lat temu węgierski filozof i były dysydent Gáspár Miklós Tamás stwierdził, że oświecenie, w którym intelektualnie zakorzeniona jest idea Unii, domaga się powszechnego obywatelstwa. Tyle że powszechne obywatelstwo wymagałoby albo tego, żeby biedne i dysfunkcyjne kraje stały się miejscami, których warto być obywatelem, albo otwarcia przez Europę granic przed każdym chętnym.

Żadna z tych alternatyw, co jest coraz bardziej oczywiste, nie dojdzie do skutku. Libia i Syria to frustrujące przykłady naszej bezradności: ani europejska interwencja w Libii, ani brak interwencji w Syrii nie powstrzymały wojen w sąsiedztwie Europy. Rozdarta między moralnym obowiązkiem pomocy bliźnim w skrajnej potrzebie a praktyczną niemożliwością pomocy wszystkim Europa zostanie zmuszona do przyjęcia jednych i wydalenia innych.

Wschodnioeuropejskie społeczeństwa i rządy twierdzą jednak, że moralnie słuszne jest zamykanie bram przed tymi, którzy uciekają przed śmiercią – a to jest głęboko niepokojące. Deficyt współczucia uwydatnia głęboki kryzys w sercu europejskiego projektu.

Ivan Krastev – bułgarski politolog, szef Centrum Strategii Liberalnych w Sofii i wykładowca w Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu

przełożyła Katarzyna Wężyk

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

Jak konkretnie możesz pomóc uchodźcom. CZYTAJ TUTAJ >>>

W Magazynie Świątecznym:

Doktor Bartolo wita w lepszym świecie
Pierwszego dnia przywieźli mi stu jedenastu. Wszyscy w niebieskich workach. Kiedy otwierałem pierwszy, modliłem się, żeby nie było w nim dziecka

Odbiorą pracę, zgwałcą kobiety, połamią krzyże
Czy zwolennicy otwarcia granic pogrożą dżihadystom konwencją antyprzemocową? A za co nakarmią, wyleczą i wyuczą imigrantów? Na takie wątpliwości odpowiada szef wielkiego niemieckiego koncernu: „Większość uchodźców jest młoda, dobrze wykształcona i wysoce zmotywowana. To ludzie, jakich szukamy”

Stu uchodźców na miasto? Stać nas. Rozmowa z prof. Markowskim
Wykwalifikowanym emigrantom powinniśmy dawać obywatelstwo z pocałowaniem ręki, a nie stawiać zasieki

Ameryka skręca na prawo
Utopić rząd w wannie. A potem wygnać Meksykanów, a może nawet zabrać czarnym. Zubożali wyborcy chętnie słuchają takich haseł

Książę Harry. Jego Wysokość Niegrzeczność
„Ty będziesz królem, a ja nie, więc mogę robić, co mi się podoba” – miał powiedzieć starszemu bratu sześcioletni Harry. I za to chyba kochają go Brytyjczycy

Żona cię zamyka w pokoju. Rozmowa z Jerzym Hoffmanem
Sędzią był głuchy staruszek. Któryś ze świadków mówi: „Nie wszystko jej się w Polsce podobało”. „Aha. Proszę zaprotokołować: nic jej się w Polsce nie podobało”. Dostałem rozwód na pierwszej rozprawie

Homo sapiens. Ojciec i matka nieznani
Linia rodowa człowieka? Zapomnijmy. Drzewo genealogiczne? Wolne żarty. Już prędzej rozlewna rzeka. Małpie siekacze i ludzkie trzonowce w jednej szczęce – nasi przodkowie płatają figle ewolucjonistom

Jestem z Wilna, to widać
W jednym z naszych wydawnictw usłyszałam: „Bardzo dobra książka. Te wszystkie polonizmy trzeba będzie wprawdzie usunąć, ale proszę się nie martwić – zajmiemy się tym”

coZtą

Wyborcza.pl

Hordy złapiemy w sito

Robert Stefanicki, 13.09.2015

Jarosław Gowin ma pomysł na terrorystów kryjących się wśród uchodźców: wpuszczać tylko chrześcijan i im podobnych.

Jarosław Gowin ma pomysł na terrorystów kryjących się wśród uchodźców: wpuszczać tylko chrześcijan i im podobnych. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jak wyłowić terrorystów spośród uchodźców? Twórcze pomysły Gowina

W niedzielę w Radiu ZET Jarosław Gowin kolejny raz przestrzegał przed nieszczęściem, jakim będzie dla Polski wpuszczenie muzułmanów. – Powinni pojawić się imigranci z tych grup wyznaniowych i etnicznych, które są jej bliższe kulturowo: chrześcijan, jazydów, alawitów, ale nie muzułmanów. Nie mamy zapraszać tutaj nieszczęścia.

Wypowiedź byłego ministra sprawiedliwości przez przypadek dowiodła, że aby ocalić Polskę, nie wystarczą proste, na chłopski rozum, kryteria selekcji. Alawici też są bowiem muzułmanami, tylko dla zmyłki używają innej nazwy. Alawitą jest np. syryjski dyktator Baszar al-Asad, większość przedstawicieli jego reżimu i zwolenników. Dla bezpieczeństwa Polski należałoby więc stworzyć katalog nazw, pod jakimi islamscy migranci mogą próbować się prześlizgnąć. Pozwoli to wykluczyć szyitów, sunnitów, Kurdów, Tuaregów, Ujgurów, mahometan i kalifów. Tylko że to jak z dopalaczami: taka lista nigdy nie będzie pełna, zawsze jakiś islamista się prześlizgnie pod inną nazwą, znaną tylko autorom encyklopedii. Potrzebne są dodatkowe sita.

Jedną wskazówkę dał w tej samej audycji poseł PiS Bartosz Kownacki. – Widziała pani [to do Moniki Olejnik] skandaliczne zachowanie tej [węgierskiej] operatorki, która kopała uchodźcę. On nie uciekał z Syrii. On uciekał z Turcji – mówił Kownacki, wskazując, że uchodźcy starają się przedostać w głąb Europy z krajów, w których nie grozi im śmierć. – Należy przyjąć tych, którzy uciekają przed wojną – tłumaczył Kownacki, prezentując twórczą interpretację prawa międzynarodowego, jakiej nie powstydziłby się Lech Falandysz: uciekinier wojenny po przekroczeniu granicy, np. z Turcją, przestaje być uciekinierem wojennym.

Jeszcze nic nie jest stracone. Premier Kopacz powinna czym prędzej zwinąć „białą flagę” (określenie Gowina) i obwarować zgodę na przyjęcie uchodźców kilkoma warunkami – bo selekcja poprzez kopanie jest w sposób oczywisty niedoskonała i niehumanitarna. Warunek pierwszy: przyjmujemy wyłącznie tych Syryjczyków, którzy dotarli do Polski bezpośrednio, najlepiej LOT-em z Damaszku (połączenie zostało zawieszone, co eurokraci może przeoczą).

To jednak za mało, dla pewności oczka sita należy zagęścić. Gowin z Kownackim słusznie wskazują, że musimy mieć pewność, iż przybysze się zintegrują ze społeczeństwem, bo niezasymilowani będą roznosić zarazę terroryzmu. Recepta jest prosta: należy przyjmować tylko uchodźców ze znajomością polskiego, najlepiej mieszkających w Polsce od trzech lat, posiadających własne mieszkanie i zaświadczenie od proboszcza.

Dodatkowo, ponieważ „jest faktem powszechnie znanym” (jak niedawno zauważył Gowin), że „Państwo Islamskie szkoli swoich żołnierzy w bezwzględności w ten sposób, że każe im wysadzać niemowlęta w powietrze”, na wszelki wypadek z grona azylantów należy wykluczyć rodziny z małymi dziećmi.

wyborcza.pl

Ks. Andrzej Luter: Patrzę na ONR-owców, wspieranych przez duchownych i polityków. To postawy antychrześcijańskie

Ks. Andrzej Luter, 13.09.2015

Młodzi ludzie z ONR-u pewnie nawet nie wiedzą, czym ten ONR był. Są fanatyczni, pełni neinawiści

Młodzi ludzie z ONR-u pewnie nawet nie wiedzą, czym ten ONR był. Są fanatyczni, pełni neinawiści (fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta)

Wydaje mi się, że w istocie są to postawy tchórzliwe, bo nienawiść zawsze podszyta jest tchórzem. Mam jednak poczucie, że zjawisko to nabiera w naszym kraju rozpędu. Najgorsze, że podkład ideowy czerpany jest z chrześcijaństwa, a tak naprawdę trudno wyobrazić sobie postawy bardziej antychrześcijańskie – pisze ks. Andrzej Luter na Facebooku

Patrzę na młodych ludzi z ONR -u. Zapewne większość z nich nawet nie wie, co to był ten ONR. Fanatyczni, tworzą atmosferę nienawiści i lęku przed innością, przed obcym, przed uchodźcą. Piętnują zło tego świata.

Mają wsparcie „duchowe” także wśród niektórych duchownych, i polityków, którzy bardzo lubią rozprawiać o wartościach chrześcijańskich. Wydaje mi się, że w istocie są to postawy tchórzliwe, bo nienawiść zawsze podszyta jest tchórzem. Mam jednak poczucie, że zjawisko to nabiera w naszym kraju rozpędu. Najgorsze, że podkład ideowy czerpany jest z chrześcijaństwa, a tak naprawdę trudno wyobrazić sobie postawy bardziej antychrześcijańskie.

Co zatem myśleć o tym wszystkim? Co ma o tym myśleć ksiądz?

Punktem wyjścia jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. Powiedzmy jednak szczerze: zbyt często Kościół kojarzy się z kreśleniem czarnej wizji rzeczywistości. Tak, jakby zapominał, że w ręku posiada Dobrą Nowinę, jakby nie wierzył w zapewnienie Zbawiciela, że bramy piekielne go nie przemogą. Jasne, że świat, w którym żyjemy, nie jest najlepszy z możliwych, ale może być dzięki nam trochę lepszy.

W piętnowaniu zła świata istnieje jakaś łatwizna: oto definiuje się jako zło coś, w czym zło i dobro są splątane (może zresztą na ogół są), i w rezultacie odrzuca się nie tylko to, co godne odrzucenia, ale i to, co zacne i dobre.

Potępianie zła współczesnego świata zwalnia w subtelny sposób z niepokoju sumienia. Skoro zło jest wokół nas, nie ma go w nas. W oblężonej twierdzy przycupnęły anioły, które za murem i za fosą widzą tylko diabła.

Szatan to poważna sprawa. Dobrze go widzieć poza nami, wtedy poprawiamy sobie samopoczucie i żyjemy w nierzeczywistości. Akcentowanie zła świata rodzi lęk, że nas zniszczą, wykupią, odbiorą tożsamość i suwerenność. Że będą nas mordować, podkładać bomby i wysadzać w powietrze polskie niemowlęta. I to jest właśnie postawa nienawidzącego tchórza, a nie chrześcijanina. Kto się boi, nie będzie zdolny poczuć, czym jest radość wiary i życia. Lęk oznacza smutek, samotność, zawiedzione marzenia i desperackie próby szczęścia, skazane na porażkę, bo szczęście nie nawiedza desperatów. Lęk obezwładnia, a jednocześnie potrafi być agresywny i fanatyczny. Ludziom lęku nie wychodzą usiłowania wiary, nadziei i miłości. Można liczyć na jakiegoś charyzmatycznego guru, który zawsze w takiej sytuacji może się pojawić. Znamy takich guru z historii.

To ks. Józef Tischner napisał kiedyś, że najgorszy byłby katolicyzm, w którym panowałaby teologia lęku i duszpasterstwo męki. Optymistycznie zauważał jednak, że katolicyzm defensywy, który ma zawsze jeden skutek (mnożenie liczby wrogów), ulega powolnemu załamaniu. Co skądinąd stanowi kolejne wyzwanie duszpasterskie, bo przecież za tym wszystkim stoi konkretny człowiek. Tischner był prorokiem, ale jak wiadomo i prorocy się mylili. Po latach widać wyraźnie, że był zbyt optymistyczny – teologia lęku i duszpasterstwo męki ma się coraz lepiej, i wcale nie jest w defensywie, wręcz przeciwnie. Mam jednak pewność, że ta polska i nie tylko polska ofensywa musi zakończyć się krachem. Że zwycięży w świecie ofensywa Franciszka.

Chrześcijaństwo (katolicyzm) musi być otwarte, to znaczy skierowane poza siebie, musi ciągle patrzeć na Jezusa. Inaczej sczeźnie.

Komentarz ks. Andrzeja Lutra pochodzi z jego konta na Facebooku

Jak konkretnie możesz pomóc uchodźcom. CZYTAJ TUTAJ >>>

wyborcza.pl

Nowe dowody w sprawie szefa „Solidarności” w „Newsweeku”. Były dyrektor hotelu „Bałtyk” opowiada o wizytach Dudy

W nowym "Newsweeku" kolejne dowody ws. wystawnego życia Piotra Dudy.
W nowym „Newsweeku” kolejne dowody ws. wystawnego życia Piotra Dudy. Fot. „Newsweek”

Piotr Duda przekonywał, że wszystkie zarzuty „Newsweeka” są wyssane z palca. Teraz tygodnik przedstawia nowe dowody. „Ten tekst jest jeszcze mocniejszy niż pierwszy odcinek” – zapewnia Tomasz Lis. To m.in. wywiad z byłym szefem hotelu „Bałtyk” i faktury (np. na wygrawerowanie imienia Kacperek na psiej misce).

Szef „Solidarności” po zeszłotygodniowym tekście „Newsweeka” wystąpił na briefingu, podczas którego walczył z zarzutami, które nie padły. Nawet jeśli przekonał tym kogoś, to nie znaczy, że ma problem z głowy. Kolejny numer tygodnika to następne fakty w sprawie wypoczynku szefa „Solidarności” w hotelu „Bałtyk”. Ich źródłem jest były dyrektor należącej do „Solidarności” placówki.

MARCIN ZDUNEK

były dyrektor hotelu „Bałtyk”

Te pobyty szły na konto firmy, płacił za nie Bałtyk. Mówię to z całkowitą pewnością. Przewodniczący Duda przyjeżdżał do uzdrowiska regularnie dwa, trzy razy do roku prywatnie i służbowo. Czasem pojawiał się z żoną, córką, zięciem, czasem ze znajomymi. Mieszkał po parę dni. Na pewno pamiętam jego prywatne pobyty na przełomie kwietnia i maja zeszłego roku i w maju tego roku. Czytaj więcej

Źródło: „Newsweek”

Rozmówca „Newsweeka” szacuje koszty, jakie hotel poniósł podczas tylko dwóch wizyt Piotra Dudy. Jeśli zajmowane przez niego pokoje zostałyby wynajęte za normalną stawkę, hotel zarobiłby ok. 10 tys. zł.

Tłumaczy też, że miseczki z wygrawerowanym imieniem słynnego Kacperka przygotowano na polecenie zarządu podległej „Solidarności” spółki Dekom, która zarządza w jej imieniu hotelem. Z kolei dziennikarze „Newsweeka pokazują fakturę za tę usługę.

oWizytachDudy

oWizytachDudy1

Źródło: [url=http://polska.newsweek.pl/piotr-duda-nowe-fakty-o-szefie-solidarnosci-tomasz-lis,film,370392.html]”Newsweek”[/url]

noweDowody

naTemat.pl

toNajeźdzcy

jakbyTak

Antoni Macierewicz znowu o Smoleńsku. Chciałby, żeby sprawą katastrofy zajęła się komisja państwowa

Antoni Macierewicz przypomniał o Smoleńsku podczas konwencji PiS
Antoni Macierewicz przypomniał o Smoleńsku podczas konwencji PiS Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta

Antoni Macierewicz, „jedynka” PiS w Piotrkowie Trybunalskim, był na sobotniej konwencji partii. I o ile dotychczas mocno wzbraniał się przed publicznym mówieniem o Smoleńsku, tym razem odpowiedział na pytania dziennikarzy. Mówił, co w tej sprawie zmieni się po objęciu rządów przez PiS.

TVN24 zapytało posła PiS, jak widzi dalsze losy zespołu ds. katastrofy smoleńskiej, a ten odpowiedział, że idealnym rozwiązaniem byłoby przejęcie sprawy przez „komisję państwową”.

– Mam nadzieję, że będę kontynuował pracę zespołu w przyszłym Sejmie. To w olbrzymim stopniu zależy od wyników wyborów – powiedział. Macierewicz chciałby przekazać obowiązki i dotychczasowe wyniki pracy komisji państwowej, bo to „ona powinna rozstrzygać” w sprawie.

Chociaż wiceprezes PiS nie mówił o katastrofie smoleńskiej, komentował inne sprawy. – Obóz premier Kopacz i premiera Tuska akceptował status Polski w NATO jako państwa drugiej kategorii. A my nie chcemy byś strefą buforową, chcemy być prawdziwą wschodnią flanką Sojuszu. Dopiero wtedy będziemy mieć realną gwarancję, że Rosja nie odważy się zaatakować naszego terytorium – mówi Antoni Macierewicz miesiąc temu.

Źródło: tvn24.pl

macierewiczZnowu
naTemat.pl