TOK FM (03.10.2015)

 

Jarosław Kaczyński wreszcie zaangażował się w kampanię PiS. „Polska się dziś zwija, a powinna się rozwijać”

Byłe premier Jarosław Kaczyński wrócił do aktywnego prowadzenia kampanii wyborczej PiS.
Byłe premier Jarosław Kaczyński wrócił do aktywnego prowadzenia kampanii wyborczej PiS. Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta

Jarosław Kaczyński wreszcie zastąpił Beatę Szydło w kampanii wyborczej prowadzonej przez Prawo i Sprawiedliwość. W sobotnie popołudnie lider polskiej prawicy wygłosił stanowcze przemówienie w Nowym Sączu, gdzie ostro skrytykował zwolenników tego, jak Polska wygląda obecnie. – Mętna woda musi zostać oczyszczona. My chcemy żyć w przejrzystej wodzie – grzmiał prezes PiS.

JAROSŁAW KACZYŃSKI

były premier, prezes Prawa i Sprawiedliwości

Polska się dziś zwija, a powinna się rozwijać. Z radością słyszałem o dzieciach, które mają panie kandydatki, ale dzisiaj tych dzieci w Polsce jest dużo, dużo za mało. Tych dzieci powinno być dużo więcej. Ale nie ma ich, bo nie ma warunków. Polki w Anglii rodzą tych dzieci dużo….

Sobotnie przemówienie Jarosława Kaczyńskiego w Małopolsce było zaskakująco euroentuzjastyczne, jak na polityka Prawa i Sprawiedliwości. W Nowym Sączu były premier przekonywał, iż Polska powinna członkostwo w Unii Europejskiej mocno wykorzystywać. – Jesteśmy w Unii Europejskiej po to, żeby się szybko rozwijać. Mamy święte prawo, żeby czynić wszystko w tym kierunku. I nie wolno nam przeszkadzać – mówił Kaczyński.

By nie odstraszyć europsceptycznych wyborców, o których od lat PiS bardzo zabiegał, były szef rządu dał do zrozumienia, że członkostwo Polski w UE będzie możliwe do zaakceptowania w pełni dopiero wówczas, gdy wpływ na jej funkcjonowanie będzie miał jego nowy rząd.

– Ona jest nam bardzo potrzebna, ale mamy prawo wywierać wpływ na to, jaka jest. Musimy prowadzić do tego, by była ona związkiem równych, suwerennych państw – stwierdził Jarosław Kaczyński.

polskaSięDziśZwija

naTemat.pl

Andrzej Duda zawetował pierwszą ustawę. „Zlekceważył konstytucję, nie zdał egzaminu z człowieczeństwa”

Paweł Kośmiński, 03.10.2015

Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Michal Lepecki / Agencja Gazeta)

„To smutne, że udało nam się pokonać sejmowe rafy, ominąć burzliwe wody Senatu, a tu rozbijamy się o brak empatii pana prezydenta. Widać, że idea praw człowieka jest mu z gruntu obca” – ubolewają członkowie fundacji Trans-Fuzja. Wczoraj prezydent ogłosił, że nie podpisze ustawy o uzgodnieniu płci.

Projekt ustawy o uzgodnieniu płci przygotowany został z myślą o osobach, których tożsamość płciowa różni się od płci wpisanej do aktu urodzenia. Głównym jej założeniem od początku było to, by osoby transpłciowe nie musiały – jak dotąd – pozywać swoich rodziców. Ustawa w ogóle nie porusza kwestii medycznych, bo te jak tłumaczyło Ministerstwo Zdrowia, rozwiązuje aktualny stan wiedzy medycznej.

Po długich debatach parlament przyjął ustawę we wrześniu. Został tylko podpis prezydenta. Ale wczoraj Andrzej Duda ogłosił, że ustawę zawetuje. Prezydent upiera się, że nowe przepisy dopuszczają „wielokrotną zmianę płci metrykalnej”, „zawarcie małżeństwa przez osoby tej samej płci biologicznej” czy „adopcję przez takie pary dzieci” oraz „nie wymagają wykazania trwałości poczucia przynależności do określonej płci”.

Działająca na rzecz osób transpłciowych fundacja TransFuzja przyjęła tę decyzję „z ogromnym żalem”, bo jak piszą jej członkowie w wydanym dzisiaj oświadczeniu, w ten sposób prezydent „opowiedział się przeciwko prawom człowieka”, a „osoby transpłciowe zostały potraktowane jak obywatele drugiej kategorii”.

„Pan prezydent nie zdał egzaminu z człowieczeństwa”

– Twierdzenie, że ustawa nie wymaga wykazania trwałości poczucia przynależności do określonej płci, jest niezgodne z prawdą, albowiem warunkiem wniesienia wniosku o uzgodnienie płci jest właśnie uzyskanie takiego potwierdzenia przez dwóch specjalistów – podkreśla Wiktor Dynarski, „osoba prezesująca Fundacji”.

„Odmawiając osobom transpłciowym prawa do samostanowienia i życia zgodnie z własną tożsamością, nie tylko zlekceważył Konstytucję RP, naruszając art. 30 o przyrodzonej i niezbywalnej godności człowieka oraz art. 32 o równości wszystkich wobec prawa, lecz także stanowisko i wytyczne organów Rady Europy, orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu oraz Trybunału Sprawiedliwości UE” – czytamy w stanowisku fundacji.

I dalej: „To smutne, że udało nam się pokonać sejmowe rafy, ominąć burzliwe wody Senatu, a tu rozbijamy się o brak empatii pana prezydenta. Widać, że idea praw człowieka jest mu z gruntu obca”.

– Chciałam wierzyć, że skoro w kampanii wyborczej prezydent Andrzej Duda deklarował się jako prezydent wszystkich Polaków, to nie będzie miał problemu ze zrozumieniem, że ta ustawa nie szkodzi większości, a pomaga pewnej, naprawdę niewielkiej, ale potrzebującej nowych rozwiązań mniejszości. Chciałam wierzyć, że intencją jego działań będzie pomoc drugiemu człowiekowi skrzywdzonemu przez los. Tymczasem pan prezydent nie zdał egzaminu z człowieczeństwa, odmówił osobom transpłciowym prawa do życia zgodnie z własną tożsamością płciową – podkreśla Lalka Podobińska, wiceprezeska Trans-Fuzji.

Sejm czeka na pismo prezydenta. Wtedy zacznie działać

O tym, że Andrzej Duda „będzie prezydentem wszystkich Polaków”, mówiła nawet kandydatka PiS na premiera Beata Szydło tuż po pierwszym wystąpieniu nowego prezydenta. Ale PiS decyzja Dudy się podoba, Stanisław Karczewski (szef sztabu PiS) nazwał ją wczoraj „bardzo kontrowersyjną ustawą”. Ale posłanka Anna Grodzka nie ma wątpliwości: – Prezydent Andrzej Duda okazał się funkcjonariuszem politycznym PiS-u.

Ustawa miała wejść w życie z początkiem przyszłego roku. Decyzja prezydenta oznacza, że teraz Sejm musiałby odrzucić jego weto większością trzech piątych głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Jeżeli tak się stanie, Andrzej Duda nie będzie miał już innego wyjścia, jak ustawę podpisać. Jeżeli jednak weto nie zostanie odrzucone, ustawa nie wejdzie w życie.

– Żeby podjąć działania, pismo z Kancelarii Prezydenta musi trafić do Kancelarii Sejmu. Jeżeli to będzie do czwartku, jesteśmy w stanie tą sprawą się zająć – powiedziała dziennikarzom marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska. W czwartek rozpoczyna się bowiem ostatnie w tej kadencji posiedzenie Sejmu.

O tym, jak ważna to ustawa, świadczą często dramatyczne historie osób transpłciowych, którymi podzieliły się one z senatorami.

Zobacz także

dudaWetujePierwsząUstawęstworzyłWięcPanwczorajUratowałemHostięprezydentDudaPowstałZkolantenteżPowstałZKolan

wyborcza.pl

Rzym: Ks. Charamsa przedstawia mediom swojego narzeczonego. Watykan: Ksiądz nie może już pełnić swoich funkcji

Paweł Kośmiński, Michał Wilgocki, 03.10.2015

Rzym: Ks. Charamsa przedstawia mediom swojego narzeczonego

Rzym: Ks. Charamsa przedstawia mediom swojego narzeczonego (fot. Artykuł Osiemnasty)

W restauracji przy Piazza del Popolo w Rzymie, zaczęła się w południe konferencja prasowa ks. Krzysztofa Charamsy, teologa z Watykanu. Ksiądz przedstawił swojego narzeczonego – Eduarda. Kilka minut wcześniej Watykan ogłosił: „Decyzja, by zorganizować takie wydarzenie w sposób tak sensacyjny w przededniu rozpoczęcia Synodu wygląda na bardzo poważną i nieodpowiedzialną”. A biskup pelpliński zaapelował o „powrót na drogę chrystusowego kapłaństwa”.

Ks. Krzysztof Charamsa, który pierwotnie miał wystąpić przed bramą Watykanu, ostatecznie zorganizował konferencję w jednej z rzymskich restauracji. I w samo południe zaczął przemawiać. Na miejscu zebrało się około dwudziestu dziennikarzy, w tym z Polski. Były też kamery telewizyjne.

Jak informowali nas obecni w restauracji twórcy filmu „Artykuł osiemnasty”, ks. Charamsa, urzędnik Kongregacji Nauki Wiary i drugi sekretarz Międzynarodowej Komisji Teologicznej, od początku był bardzo rozemocjonowany. Przez pierwszych 15 minut opowiadał o tym, co już wcześniej przekazał mediom w specjalnym oświadczeniu.

Następnie zaprosił na salę i przedstawił swojego narzeczonego – Eduarda, o którym pisał, że „potrafił wydobyć jego najlepszą energię i przerobić także ostatki strachu na siłę miłości”.

Ks. Charamsa popiera secesję Katalonii, bo Eduardo jest Katalończykiem?

Eduardo, jak donoszą media, jest Katalończykiem. Być może jego pochodzenie wyjaśnia niedawną śmiałą wypowiedź ks. Charamsy w popierającą niepodległościowe aspiracje Katalonii. Wypowiedź, która wywołała konfuzję w hiszpańskim Kościele.

Ks. Charamsa, jako przedstawiciel Watykanu, rozmawiając z jedną z katalońskich rozgłośni, skrytykował hiszpański episkopat za to, że sprzeciwia się oderwaniu Katalonii od reszty kraju.

– Nauka społeczna Kościoła broni prawa narodów do samookreślenia jako części praw człowieka, a najważniejszym prawem narodów jest prawo do niezależności – mówił ks. Charamsa. Dodał również, że niepokoi go stwierdzenie, iż jedność Hiszpanii jest dobrem moralnym. – Analiza teologiczna każe powiedzieć jasno, że jest to fałszywe w świetle społecznego nauczania Kościoła.

Słowa te oburzyły metropolitę Walencji, kard. Antonio Canizaresa. Nazwał on wypowiedź polskiego teologa „poważną i godną ubolewania, gdyż dezawuuje całą Hiszpańską Konferencję Biskupią”.

– Ks. Charamsa jest dobrym teologiem, ale nie wie, że episkopat hiszpański wyjaśnił bardzo dokładnie, czym jest prawo do samookreślenia narodów. Biskupi dodali, że warunków, w jakich prawo to miałoby prowadzić do niepodległości w Hiszpanii, nie ma żaden naród, który ją tworzy – mówił kard. Canizares.

Watykan: Ks. Charamsa nie może pełnić swojej funkcji

Niemal w tym samym czasie, w którym zaczęła się konferencja ks. Charamsy w restauracji, oświadczenie w sprawie księdza wydał Watykan: Urzędnik Kongregacji Nauki nie może dłużej pełnić swoich watykańskich funkcji. – To poważny gest, który ma na celu poddanie zgromadzenia synodalnego niepotrzebnej presji medialnej – czytamy w oświadczeniu Stolicy Apostolskiej, podpisanym przez rzecznika Watykanu, ks. Federico Lombardiego. Publikuje jeRadio Watykańskie.

– Decyzja, by zorganizować takie wydarzenie w sposób tak sensacyjny w przededniu rozpoczęcia, wygląda na bardzo poważną i nieodpowiedzialną, ponieważ ma na celu wywarcie presji na ojcach synodalnych. Z tego powodu – pisze dalej ks. Lombardi – nie może kontynuować swojej pracy w Kongregacji Nauki Wiary i na papieskich uniwersytetach. Inne aspekty jego sytuacji leżą w kompetencjach jego biskupa diecezjalnego. Ks. Charamsa należy do diecezji pelplińskiej, a to oznacza, że jego los jest teraz w rękach bp. Ryszarda Kasyny.

Cztery godziny później, na stronie internetowej diecezji pelplińskiej, pojawiło się krótkie oświadczenie. Biskup pelpliński upomniał księdza Charamsę, i zaapelował, by „wrócił na drogę chrystusowego kapłaństwa”.

Ks. Charamsa, do niedawna bliżej nieznany w Polsce, dał o sobie znać kilka dni temu. W środę na łamach „Tygodnika Powszechnego” ukazał się jego artykuł, w którym krytycznie odniósł się do obraźliwego języka używanego przez ks. Dariusza Oko pod adresem m.in. homoseksualistów. Stanowisko polskiego Kościoła, a więc brak jakiejkolwiek reakcji, nazwał skandalem. Omówienie obszernego tekstu ukazało się również na łamach „Wyborczej”.

Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że ks. Charamsa jest gejem.

Ks. Charamsa: Jestem gejem i nie będę za to przepraszał

Duchowny twierdzi obecnie, że decyzję o coming-oucie podjął w wyniku reakcji na swój tekst w „Tygodniku Powszechnym”. Nienawistych z jednej strony, pełnych wsparcia i wdzięczności z drugiej. Wiele wskazuje jednak, zamanifestowanie swojej orientacji seksualnej i rozprawienie się z homofobią Kościoła zaplanował wcześniej. Do „Wyborczej” przesłał list, w którym wyznaje, że jest gejem, za co nie zamierza przepraszać, i wyraźnie „żąda, by Kościół przestał stygmatyzować, zohydzać w oczach świata i poniewierać nami”. Otrzymaliśmy też od niego tekst, który nazwał swoim „nowym manifestem wyzwolenia” – 10 żądań wobec Kościoła, m.in.: wyzbycia się homofobii i dyskryminacji homoseksualistów, potępienia karania za homoseksualność, zaprzestania przez Kościół ingerowania w gwarantowanie praw człowieka przez demokratyczne państwa, anulowania niekompetentnych i krzywdzących dokumentów.

Wiadomo też, że udzielił wywiadu Tygodnikim „Newsweek” i „Wprost”. A – jak się dowiadujemy – twórcom filmu dokumentalnego „Artykuł osiemnasty” udzielił osobistego wywiadu przed kamerą, jeszcze zanim się ukazał tekst w „Tygodniku Powszechnym.”

Termin ujawnienia swojej orientacji seksualnej duchowny wybrał nieprzypadkowo. Jutro, w niedzielę, rozpoczyna się bowiem synod biskupów poświęcony rodzinie. Księdzu Charamsie musiało zależeć na jak największym zwróceniu uwagi na problem homofobii w Kościele, bo kontaktował się również z mediami włoskimi, informując o coming oucie i swojej dzisiejszej konferencji.

Zobacz także

otoCzłowiek

wyborcza.pl

Prof. Norman Davies: Pożyteczni idioci trzymają się mocno

Maciej Stasiński, 03.10.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,148433,18952698,video.html?embed=0&autoplay=1
Dzisiejsza Rosja próbuje odkręcić prawdę o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Wraca do fikcji historycznej z czasów carskich i sowieckich. I znajduje sojuszników na Zachodzie. Z prof. Normanem Daviesem* rozmawia Maciej Stasiński.

* Norman Davies – ur. w 1939 r., historyk. W Polsce wydał m.in. książki: „Boże igrzysko. Historia Polski”, „Powstanie ’44”, „Europa – między Wschodem a Zachodem”, „Europa walczy 1939-1945” a „Zaginione królestwa”. Właśnie ukazuje się jego najnowsza książka „Szlak nadziei” (Rosikon Press), opisująca drogę i historię armii gen. Władysława Andersa.

Z dziennika rodziny Wierzbiańskich. Skrócony fragment książki „Szlak nadziei” Normana Daviesa

Maciej Stasiński: Co by było, gdyby Anders nie przedostał się z ZSRR do Iranu?

Norman Davies: Całe jego wojsko zostałoby wygubione na froncie wschodnim. A Zachód nie dowiedziałby się o horrorach stalinowskich deportacji i Gułagu.

Kiedy w ZSRR zaczęła powstawać polska armia, był rok 1941. Wehrmacht stał pod Moskwą i Stalin nalegał, żeby Polacy jak najszybciej włączyli się do walki. Sowieci chcieli nadzorować werbunek, a potem brać pojedyncze, kontrolowane przez komisarzy NKWD jednostki na front.

Anders się opierał i konsekwentnie formował armię. A kiedy sięgnęła prawie 100 tys. uzbrojonych ludzi, było dla Moskwy za późno. Nad taką rzeszą Sowieci już nie byli w stanie zapanować politycznie. Stalin nie miał innego wyjścia, niż zgodzić się na wyjście tej armii do Iranu. I w rezultacie Polacy, cywile i żołnierze, byli jedyną tak liczną grupą, której udało się wyrwać z ZSRR.

Tyle że na Zachodzie nikt nie chciał im wierzyć. Wojenna cenzura tłumiła świadectwa uchodźców. O Katyniu nie wolno było pisać. A ludzie w Wielkiej Brytanii, w Ameryce byli zauroczeni Stalinem, bohaterem i współautorem wielkiego zwycięstwa sojuszników w wojnie z Hitlerem. Dzięki Andersowi świadków Gułagu były tysiące, ale nie udało im się dokonać przełomu w potocznej świadomości.

Polakom odmawiano wiarygodności: wiadomo, oni nienawidzą Rosji. Właściwie przełomu dokonał dopiero Aleksander Sołżenicyn, kiedy na Zachodzie ukazał się – w 1973 r.! – „Archipelag GUŁag”.

Archipelag Gułag

Jak dzisiaj Rosja fałszuje historię wojny, widzimy po oświadczeniach ambasadorów Putina w Wenezueli i w Polsce. Pierwszy powiedział, że sowiecka inwazja we wrześniu 1939 r. to kłamstwo, a Warszawa przymilała się do nazistów. Drugi – że jesteśmy odpowiedzialni za wybuch wojny.

– Całe szczęście nie wszyscy w Rosji głoszą takie poglądy. W Teheranie spotkałem rosyjskiego ambasadora, Ormianina. Wiedział o Katyniu, wiedział o okolicznościach wyjścia armii Andersa z ZSRR. On by się z ambasadorami w Wenezueli i Warszawie nie zgodził.

Niedawno miałem w Moskwie wykład na temat wojny i dziejów armii Andersa. Widziałem ten beton akademicki, który przyszedł z gotowymi notatkami, z kanoniczną wersją historii, żeby mnie poprawiać. Ich historia jest święta i nie wolno z nią polemizować. To byłoby tak, jakby ktoś wewnątrz Kościoła obalał dogmaty wiary.

Atakowali mnie jako Polaka. Bronili zajęcia przez Armię Czerwoną polskich Kresów i dowodzili, że Polska zachowała się tak samo na Zaolziu. Mówili, że dzisiejsze zajęcie Krymu to taka sama historia. Byli oburzeni, że ktoś ma inne zdanie.

Ale największy kłopot mieli, kiedy zacząłem mówić o tym, że Armia Czerwona nie była taka wyzwolicielska, że owszem, wypędziła nazistów, ale przyniosła nowy totalitaryzm. Że za nią wkraczała do Polski i do innych krajów druga, wielotysięczna armia NKWD, która trzymała za mordę własne wojsko na tyłach, a kiedy ono szło na zachód, zajmowała kolejne kraje, dokonywała czystek i poprzez terror wprowadzała totalitarną dyktaturę. Tu zawodowi historycy nie znaleźli odpowiedzi, a do tego poparła mnie publiczność.

Dzisiejsza Rosja próbuje odkręcić prawdę o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Wraca do fikcji historycznej z czasów carskich i sowieckich. A ta fikcja ciągle pokutuje również na Zachodzie. Jak na przykład to, że Galicja to dawna ziemia rosyjska.

Za miesiąc mam wygłosić wykład w School of Slavonic and East European Studies, wyższej szkole slawistyki, w której sam studiowałem. Jej dyrektor Bernard Pares był podczas I wojny światowej obserwatorem przy armii carskiej na froncie wschodnim w Galicji. Uważał, że armia rosyjska wyzwalała wtedy braci Słowian. Później, po latach, konsekwentnie mówił o ludności rosyjskiej we wschodniej Polsce. W czasie II wojny pisał o wyzwalaniu Słowian na polskich Kresach, jakby nigdy nie było paktu Ribbentrop-Mołotow. Rosja miała być partnerem Zachodu w walce z Hitlerem. Ze swoimi poglądami i artykułami doskonale wpasował się w przełom, który nastąpił po ataku Niemiec na Związek Sowiecki. Wszyscy wpadli wtedy w podziw dla potęgi Rosji i Stalina. Ta wersja historii wciąż pokutuje.

Norman Davies w Moskwie: ZSRR brał udział w II wojnie światowej od 1939, a nie od 1941 r.

W 1918 r. przyjechał do Londynu rosyjski arystokrata kniaź Rurykowicz, Dymitr Światopełk, literat. Wykładał literaturę rosyjską w szkole slawistyki, wydał antologię literatury rosyjskiej. Jako student czytałem jego rzeczy. W latach 20. kniaź doszedł do wniosku, że Stalin jest zbawcą Rosji, wstąpił do brytyjskiej kompartii i postanowił wrócić do ZSRR. Virginia Woolf, która się z nim przyjaźniła, pisała do niego: „Uważaj, bo w Moskwie czeka Cię kula w łeb”. Kniaź nie posłuchał i pojechał. Zdążył tam jeszcze opublikować paszkwil na Anglików, którzy mu pomogli zakotwiczyć się na emigracji. W 1936 r. został aresztowany i wszelki ślad po nim zaginął.

Pares, jego szef, napisał wtedy artykuł „Szkoda, że taki człowiek odszedł” – „Pity that such light has been extinguished”, tak to brzmiało. Ani słowa o stalinowskim terrorze, którego Dymitr padł ofiarą. Ci „fellow travellers” [„towarzysze drogi” komunistów, inaczej „pożyteczni idioci”] nie potrafili nazwać prawdy po imieniu. I z tym borykamy się nadal.

Mimo otwarcia, choć na krótko, archiwów za Borysa Jelcyna? Mimo cenionych książek Antony’ego Beevora, Rogera Moorhouse’a, pańskich?

– To się toczy siłą inercji. Ta kiedyś sowiecka, a dziś rosyjska potęga wciąż jest w stanie forsować mitologię rosyjską, sowiecką czy postsowiecką. To już sto lat propagandy.

Kilka lat temu ambasador Polski w Londynie pokazała mi brytyjski podręcznik dla licealistów, w którym o czasach I wojny światowej pisze się, że w 1918 r. Rosja utraciła wielkie miasto rosyjskie Warszawę. Dla jego autorów stan z 1914 r. był stanem trwałym i naturalnym. Polska nie istniała, ani polskie prawa, ani roszczenia.

W 1990 r. nastąpił istotnie pewien przełom w wiedzy i studiach zachodnich historyków, ale nie wyszedł poza środowisko akademickie czy elity intelektualne. Borys Jelcyn rządził za krótko. Slavonic fallacy – słowiańska fałszywa mitologia – ma się wciąż nieźle po stu latach dezinformacji i propagandy. Polski wątek jest tylko częścią większej całości. Inne niż rosyjski punkty widzenia na dzieje Europy Wschodniej wciąż się przebijają z trudnością. Teraz tę propagandę uprawiają ludzie Putina, którzy miażdżą krytykę rosyjskich i sowieckich poczynań. W tej chwili nie ma w Londynie studiów wyższych, na których można by się uczyć o Polsce, slawistyka wciąż krąży wokół wykładni rosyjskiej. Walczę od lat, żeby uruchomić takie studia.

A kim jest Jeremy Corbyn, nowy szef Labour Party, jeśli nie „pożytecznym idiotą”? Dawny hipis z 1968 r. ciągle podtrzymuje ideologię sowiecką i postsowiecką. W latach 80. nie poparł „Solidarności” – był związkowcem, a angielskie związki zawodowe miały innych bohaterów, np. Fidela Castro. Ich światopogląd był inspirowany przez komunizm i ZSRR. W tym sensie brytyjska lewica jest ciągle różowa. To żywa skamielina, która przetrwała 25 lat, które minęły od upadku ZSRR. W nauce może i zrobiliśmy wielki krok naprzód, ale na ogłaszanie zwycięstwa nad mitami jeszcze za wcześnie.

Ciekaw jestem przyjęcia mojej książki o armii Andersa w Wielkiej Brytanii. Wszak tamci uchodźcy z Europy Wschodniej to był most przerzucony między Wschodem i Zachodem. Anglia ich przyjęła, acz niechętnie, ale w sposób udany. Wśród tych 100 tys. imigrantów najliczniejsi byli Polacy.

Amia Andersa. Z ziemi polskiej do włoskiej

Właśnie, pańska książka „Szlak nadziei” to nie tylko historia wojska, które wyszło z ZSRR i potem walczyło pod Monte Cassino. To opowieść o części przedwojennej Polski, która przetrwała cudem.

– To była istotnie reprezentacja Polski przedwojennej: wojskowi i cywile, arystokraci i chłopi, ludzie wszelkich odcieni ideologicznych i etnicznych – Polska w miniaturze. Ale kiedy oni po wyjściu do Iranu dotarli pod koniec wojny do końca swego szlaku, ich świat – wielonarodowa, wielowyznaniowa, kresowa Polska – już nie istniał. Ci ludzie nie mieli do czego wracać, nie tylko geograficznie, bo Kresy zostały zabrane, ale też kulturowo i cywilizacyjnie.

Anglicy nie potrafili tego zrozumieć. Ernest Bevin, szef brytyjskiego MSZ, zachęcał weteranów armii Andersa w 1946 r., żeby jechali do Polski. W sławnej odezwie do polskich żołnierzy pisał: „W imieniu Rządu Jego Królewskiej Mości stwierdzam, że jest w najlepszym interesie Polski, żebyście do niej teraz wrócili”. Zarazem jednak obiecywał, że rząd pomoże tym, którzy zostaną. I większość wybrała tę drugą możliwość. Bo ich domy były teraz w większości za granicą, w kraju, z którego uciekli z armią Andersa.

Potem obozy polskich wychodźców, od Indii, poprzez Afrykę czy Australię, po Meksyk, to były miniaturowe wyspy polskości, przechowujące żywą historię, kiedy ich matryca, Polska międzywojenna, już nie istniała.

Większość Polaków uwięzionych w ZSRR po wrześniu 1939 r. tam została, niektórzy nie zdążyli do armii Andersa, inni zmarli po drodze, wielu pozostało na lata.

– Po drodze, w trakcie rekrutacji, zmarło z powodu chorób co najmniej 4 tys. żołnierzy w obozach przejściowych i nie dotarło do Iranu. Inni nie zdążyli lub nie dowiedzieli się na czas o takiej możliwości wskutek sabotażu komendantów obozów Gułagu. Później, już po opuszczeniu przez armię Andersa ZSRR, w Palestynie, ubyło ok. 3 tys. żołnierzy żydowskiego pochodzenia, którzy zdezerterowali za cichym przyzwoleniem gen. Andersa i zostali w przyszłym Izraelu. Ale później przybyło ok. 40 tys. jeńców wojennych z Wehrmachtu, czyli Polaków zmobilizowanych na Pomorzu lub Śląsku. Zapisali się do armii i zostali przyjęci przez Andersa wbrew oporowi niektórych dowódców, którzy im nie ufali.

Paradoksem jest to, że II Korpus Andersa był pod koniec wojny liczniejszy niż zaraz po wyjściu z ZSRR. Po wojnie z ok. 160 tys. żołnierzy i cywilów wróciło do Polski nie więcej niż 14 tys., w większości ci z Pomorza i Śląska, bo oni mieli domy, do których mogli wrócić.

Co o żołnierzach Andersa wiedzą i myślą Włosi

Dawna Polska została na emigracji. A nowa – nie tylko komunistyczna, także dysydencka, z pokolenia i szkoły Miłosza, Kołakowskiego, KOR-u, „Solidarności”, i ta, która powstała po 1989 r. – rodziła się w opozycji do Polski przedwojennej.

– Polska komunistyczna i dzisiejsza nie są dziedzicami tamtej wielonarodowej i wielowyznaniowej Polski. Tamta przetrwała jak w miniaturze we Wrocławiu dzięki zastrzykowi przesiedleńców z Kresów. Ale komunizm stworzył Polskę jednolitą narodowo i religijnie. Ziścił się sen Romana Dmowskiego. Komuniści wiedzieli, jak słaby jest w Polsce komunizm, i odwoływali się do nacjonalizmu. Stąd mit Ziem Odzyskanych. A przecież dla Rosjan polskie Kresy to także ich rosyjskie „ziemie odzyskane”! Krym zaś to od czasów Katarzyny Wielkiej odwieczne ziemie rosyjskie. Taki sam fałszywy mit.

Dzisiejsza Polska nie jest dziedzicem Polski jagiellońskiej. Myślę, że także dlatego Polacy są niechętni uchodźcom i imigrantom. Nie znają innych ludzi, nie są przyzwyczajeni do obcych. Mój syn po pobycie w Warszawie powiedział: „Polska jest nudna. Wszyscy wyglądają tak samo. W Londynie mam cały świat”. Słusznie, bo 40 proc. dzisiejszych londyńczyków urodziło się poza Wielką Brytanią.

A dzisiejsza Polska nie przypomina panu tej endeckiej? Nie ma pan wrażenia, że pod jej naporem przegrywa Polska Kuronia i pierwszej „Solidarności”?

– Coś takiego się dzieje. Fala wzbiera w przeciwnym kierunku niż Polska liberalna. Ciekawe, że PiS powstał prawie 12 lat po przełomie 1989 r. Nie wtedy, kiedy było najtrudniej, kiedy następowały bolesne reformy Balcerowicza, lecz znacznie później, kiedy już było dużo lepiej.

Owszem, mam poczucie, że to środowisko, o którym pan mówi i do którego się zaliczam, staje się w Polsce mniejszością. Górę biorą ci, którzy Polskę ciągną wstecz, w przeszłość. Być może Polacy muszą przeżyć wstrząs, żeby się opamiętać. Jak widać, rządy Kaczyńskich w latach 2005-07 trwały zbyt krótko.

Wytłumaczyć tę recydywę na Zachodzie jest trudno. Mówi się o tych spoglądających w przeszłość „konserwatyści”. Ale to nie są żadni konserwatyści. To radykalni populiści i demagodzy. Moja żona, która studiuje dzieje Polski międzywojennej, zauważa, że mechanizmy widoczne dzisiaj są podobne do tych, które były obecne w latach 20. i 30. ubiegłego wieku. Faszyzoidalne, chociaż na razie nie ma elementu przemocy. Podobny ruch jest w innych państwach, np. na Węgrzech.

A jak będą wyglądały Węgry Orbána czy Polska za kilka lat? Ten mecz trwa. Jeszcze go nie wygraliśmy.

Dzisiaj bohaterami tej ciągnącej nas wstecz Polski nie są nawet Anders i jego armia, lecz tzw. żołnierze wyklęci, np. z Narodowych Sił Zbrojnych. A kto nie z PiS-u, ten nie Polak.

– Bo Anders tu nie pasuje. Nie był narodowcem ani nawet katolikiem, nie był antysemitą. Po wojnie w Anglii w piśmie „Narodowiec” zaatakowali go endecy: że nie jest Polakiem i zdradził prawdziwą Polskę. Wytoczył im proces i wygrał. Wyobraża sobie pan to widowisko: sędziowie angielscy patrzą, jak gen. Anders, bohater narodowy Polski, musi się bronić i udowadniać swoim rodakom, że jest polskim patriotą? I Anders tych sędziów przekonał.

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Danuta Stenka: Wolałabym być mężczyzną
Nie uważam, że mam monopol na rację, że jestem nieomylna, a to pozwoliło mi niejednokrotnie wyjść poza swój horyzont myślenia. Rozmowa z Danutą Stenką

Ks. Krzysztof Charamsa: Jestem księdzem gejem. I nie będę za to przepraszał
Żądam, by Kościół przestał nas stygmatyzować, zohydzać w oczach świata i poniewierać nami

Prof. Norman Davies: Pożyteczni idioci trzymają się mocno
Dzisiejsza Rosja próbuje odkręcić prawdę o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Wraca do fikcji historycznej z czasów carskich i sowieckich. I znajduje sojuszników na Zachodzie. Z prof. Normanem Daviesem rozmawia Maciej Stasiński

75 proc. imigrantów, którzy przyjeżdżają do Europy, to mężczyźni. Kim oni są?
O co wam chodzi? Przecież ja zrobię dyplom i wrócę. Ktoś musi odbudować kraj. O ile będzie co odbudowywać

Prof. Olivier Roy: Dżihad się nie uda
Rosjanie, bombardując, z jednej strony mają poczucie, że naśladują USA, nie zostają w tyle. Z drugiej – małym kosztem znowu mogą się poczuć potęgą. Z prof. Olivierem Royem rozmawia Marta Urzędowska

Ewa Kopacz: Polacy, należy wam się
Ludzie zasługują na to, by im powiedzieć: przyszła odwilż. Finanse kraju są zdrowsze, więc musicie zarabiać więcej. Tak jak udało się nam z budową dróg, przedszkoli i stadionów, tak teraz uda się nam zwiększyć dochody Polaków. Z premier Ewą Kopacz rozmawia Renata Grochal

NIKE 2015: Finaliści polecają książki z lepszej półki
Co zrobić, by myśleć jak ludzie Wschodu, po co używać pod prysznicem kosmetyków dziadka i jak stwierdzono, że Indianie są ludźmi. Niezwykłe książki, o których nie słyszeliście, polecają finaliści Nike, najważniejszej nagrody literackiej w Polsce. Laureata poznamy już w niedzielę

Albo etyka, albo ruina
Dopóki większość z nas starać się będzie oszczędzać bliźnim cierpień, dopóki trzymać się będziemy minimum uczciwości i obliczalności w stosunkach z innymi ludźmi, życie będzie trwać

Pokaż mi, co masz pod szyją, a powiem ci, kim jesteś
O to, jak Polacy noszą krawaty, zapytałam kolekcjonera, sprzedawcę dodatków do strojów męskich oraz blogera

rosjaPdkręca

Wyborcza.pl

Jedna rozmowa pokazuje, jak mało Brudziński wie na temat ustawy o uzgadnianiu płci

Aneta Bańkowska, 03.10.2015
– Jako ojciec chcę, by w naszym społeczeństwie kierować się zdrowym rozsądkiem, a nie szaleństwem czy modą – mówił na antenie TVN 24 poseł PiS Joachim Brudziński. Dalej było tylko gorzej.

Joachim Brudziński

Joachim Brudziński (Fot. Grzegorz Skowronek/ Agencja Gazeta)

 

Prezydent Andrzej Duda zawetował wczoraj ustawę o uzgodnieniu płci. Przepisy miały uprościć procedurę korekty płci wpisanej m.in. w akt urodzenia, ale nie dotykały kwestii medycznych.

– Ta ustawa otwierała furtkę do tego, aby tego typu decyzje [o korekcie płci] podejmować w dużej mierze w sposób uznaniowy. Nie chcę nikogo straszyć, ale jako ojciec chcę, by w naszym społeczeństwie kierować się zdrowym rozsądkiem, a nie szaleństwem czy modą – mówił w programie „Piaskiem po oczach” Brudziński. Po tych słowach między nim a prowadzącym Konradem Piaseckim doszło do poniższej wymiany zdań:

J.B. – Wyobrażam sobie sytuację, że jeżeli uchylilibyśmy furtkę do tego typu postaw, za chwilę mogłoby się okazać, że ktoś wpadłby na znakomity pomysł: skoro np. wskutek określonych profitów wynikających z faktu, że jest się kobietą… Bo takie profity są.
K.P. – Ale jakie? Wiek emerytalny do tej pory był, dzisiaj już nie ma.
J.B. – Ale będzie, proszę mi wierzyć.
K.P. – I teraz zakładamy… Że co, że ktoś chciałby przejść wcześniej na emeryturę?
J.B. – Na przykład.

– Sama nasza rozmowa w tej chwili jest zupełnie bez sensu, bo na szczęście prezydentokazał się człowiekiem zdroworozsądkowym i zawetował to, co próbowano tutaj przemycić pod płaszczykiem tego, co próbowano wymusić również na politykach – tłumaczył polityk.

Co – jego zdaniem – próbowali przemycić zwolennicy ustawy? Rzecz jasna małżeństwa jednopłciowe.

Korekta płci to nie jest banalny zabieg

Czy to możliwe, by ktoś chciał „zmieniać” płeć np. dla korzyści emerytalnych? Procedura korekty płci nie jest prosta: do złożenia wniosku o uzgodnienie płci niezbędne jest uzyskanie orzeczeń wydanych przez dwóch niezależnych specjalistów, „stwierdzających utrwalone występowanie tożsamości płciowej odmiennej od płci metrykalnej”.

Diagnoza u takich specjalistów jest trudna i długa, niejednokrotnie trwa nawet dwa lata.Dopiero po jej postawieniu osoba transseksualna może rozpocząć terapię hormonalną.

O korektę płci prawnej (czyli zmianę imienia) można się ubiegać w sądzie dopiero, gdy w ciele osoby transseksualnej w wyniku terapii hormonalnej zajdą „trwałe zmiany”. Operacyjnej korekty płci można też dokonać w Polsce legalnie dopiero po wygranej procesu – ewentualny zabieg na narządach płciowych wiąże się z pozbawieniem płodności, czego zabrania polskie prawo.

 

ludzieBędą

gazeta.pl

Ks. Charamsa: Jestem gejem. Reakcja Watykanu: Zostanie odwołany z funkcji w Kongregacji Nauki i Wiary

Michał Gostkiewicz, 03.10.2015
Ks. Krzysztof Charamsa wyjawił wczoraj polskim mediom, że jest gejem i żyje z partnerem. Od rana o jego sprawie rozpisuje się włoska prasa. Watykan już zareagował. Ogłosił, że duchowny zostanie odwołany z Kongregacji Nauki i Wiary. Nie będzie też mógł nauczać.

Ks. Krzysztof Charamsa

Ks. Krzysztof Charamsa (fot Artykuł Osiemnasty/materiały prasowe)

 

Wysokiej rangi duchowny ogłosił, że jest gejem i żyje z partnerem, a do tego opublikował manifest, ostro potępiający homofobię w Kościele, i zwołał konferencję prasową:

prostoZwatykanu

Nic dziwnego, że polski ksiądz Krzysztof Charamsa od rana jest na ustach włoskich mediów. „W Watykanie od rana konsternacja” – mówiła korespondentka TVP. Stolica Apostolska już zareagowała – ogłosiła, że duchowny zostanie odwołany z Kongregacji Nauki i Wiary. Nie będzie też mógł nauczać – jak dotąd to czynił – na papieskich uniwersytetach w Rzymie.

Jak powiedział agencji ANSA dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, ks. Federico Lombardi, „oczywiste jest”, że polski duchowny musi zrezygnować zarówno ze swojej funkcji w Kongregacji, jak i z nauczania.

W oświadczeniu, przekazanym mediom, rzecznik Watykanu podkreślił, że w związku z deklaracjami i wywiadami, których ks. Charamsa udzielił, „pomimo szacunku, jaki się należy sprawom osobistym” wybór tak szokującej deklaracji w przeddzień synodu biskupów jest aktem nieodpowiedzialnym i ma na celu wywarcie medialnej presji na biskupów. Co stanie się z polskim księdzem? To leży w gestii ordynariusza diecezji, z której pochodzi.

Po wyznaniu ks. Charamsy na prawicy się zagotowało

Wyznanie ks. Charamsy wywołało lawinę komentarzy – od taktownej publikacji „Tygodnika Powszechnego”, na którego łamach kilka dni wcześniej ostro krytykował księdza Oko m.in. za jego wypowiedzi pod adresem mniejszości seksualnych – powyjątkowo przykre komentarze prawicowych publicystów:

Zaś jego oświadczenie, przesłane „Gazecie Wyborczej”, w którym pisze w bardzo ostrych słowach o homofobii dostojników Kościoła katolickiego, prawicowa „Fronda” nazwała „antychrystycznym manifestem”.

Watykanista: ks. Charamsa starannie wybrał moment

Sprawą od rana żyją włoskie media. „W Watykanie od rana konsternacja” – mówiła korespondentka TVP Info, powołując się na rozmowy z kilkoma wysokiej rangi świeckimi i duchownymi pracownikami rzymskiej kurii, podkreślając, że polski ksiądz z racji swojej funkcji jest dobrze znany za murami Stolicy Apostolskiej.

Wybitny watykanista Andrea Tornielli skomentował w „Vatican Insiderze”, że oświadczenie polskiego księdza „trafi na wiele nagłówków mediów”, bo ks. Charamsa „starannie wybrał moment” na swój coming out. Dziś w Rzymie rozpoczyna się międzynarodowe spotkanie katolików LGBT – to raz. A dwa – i to kluczowa sprawa – lada dzień rozpocznie się bardzo oczekiwany tutaj synod biskupów o rodzinie, na którym omawiane będą m.in. kwestie katolików po rozwodzie i podejścia Kościoła do homoseksualistów.

„Rozwiązanie, jakie Kościół ma dla homoseksualistów, jest nieludzkie”

A do tego dochodzi obszerny wywiad, którego ksiądz Charamsa udzielił dziennikowi „Corriere della Sera”. I mocne zdanie, jakie w nim wypowiedział: „To jest moment, w którym Kościół musi się otworzyć wobec wierzących homoseksualistów, i zrozumieć, że rozwiązanie, jakie proponuje – całkowite powstrzymanie się od życia miłosnego – jest nieludzkie”.

„Chciałbym powiedzieć Synodowi, że miłość homoseksualna jest miłością do rodziny, pragnieniem rodziny. Każdy, nawet geje, lesbijki czy transseksualiści, w swoim sercu ma pragnienie miłości i więzi rodzinnych. Każdy ma prawo kochać, i to prawo musi być chronione przez społeczeństwo, przez prawo. Ale przede wszystkim musi je otaczać opieką Kościół” – cytuje polskiego księdza włoska gazeta. Komentarz Watykanu? „To niepotrzebny nacisk na Synod” – skwitował ks. Lombardi.

watykanReaguje

gazeta.pl

Suspensa, wyrzucenie z kapłaństwa? Co Watykan zrobi z księdzem Charamsą?

Michał Wilgocki, 03.10.2015

Ks. Krzysztof Charamsa

Ks. Krzysztof Charamsa (fot. GRAŻYNA MAKARA/ Tygodnik Powszechny)

– To jednoznaczne i silne wyznanie ks. Charamsa bez wątpienia powoduje publiczne zgorszenie i łamie normy kościelnego prawa karnego – mówi „Wyborczej” Michał Poczmański, adwokat kościelny i specjalista od prawa kanonicznego. W myśl przepisów jest niemal pewne, że ksiądz, który ogłosił, że jest homoseksualistą, zostanie co najmniej suspendowany.

Ks. Krzysztof Charamsa, doktor teologii, jest urzędnikiem watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Pełni też funkcję drugiego sekretarza Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Jest również wykładowcą Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego i Papieskiego Ateneum Regina Apostolorum w Rzymie. Ma 42 lata, na księdza został wyświęcony 18 lat temu.

W oświadczeniu, które przesłał do „Wyborczej”, a które dziś na konferencji prasowej o godz. 12 ma przekazać w Watykanie dziennikarzom pisze, że jest gejem i ma narzeczonego. Ogłosi również swój manifest w obronie gejów.

Swoim bezprecedensowym i spektakularnym coming outem złamał wiele kościelnych paragrafów, a kara, którą nałoży na niego Watykan, wydaje się być nieuchronna. Czego zresztą sam ksiądz ma świadomość.

– Nazywam się Krzysztof Charamsa. Jeszcze teraz ksiądz prałat Krzysztof Charamsa – pisze w oświadczeniu.

Jaki czego go los? Wyjaśnia to Michał Poczmański z Kancelarii Kanonicznej, specjalista od prawa kanonicznego i adwokat kościelny. Wskazuje trzy źródła, które opisują sytuację księdza: Kodeks Prawa Kanonicznego, Katechizm Kościoła Katolickiego a także Pismo Święte.

Prawo kanoniczne: Suspensa a nawet wyrzucenie z kapłaństwa

Według kodeksu prawa kanonicznego z 1983 roku „duchowny trwający w innym grzechu zewnętrznym przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu, wywołującym zgorszenie, winien być ukarany suspensą”.

– Oczywiście, zgodnie z nauką papieża Franciszka daleki jestem od oceniania, ganienia, czy ferowania takich, czy innych wyroków. Jednak jako adwokat kościelny muszę wspomnieć o tym, że to jednoznaczne i silne wyznanie ks. Charamsa bez wątpienia powoduje publiczne zgorszenie i łamie normy kościelnego prawa karnego – mówi Michał Poczmański.

Prawo kanoniczne mówi również, że do suspensy można dołożyć inne kary, łącznie z wydaleniem ze stanu duchownego, gdy ksiądz „mimo upomnienia trwa w przestępstwie”.

– W tej sytuacji ksiądz zapewne nie zostanie od razu wyrzucony, a zostanie z nim przeprowadzona niejedna pewnie rozmowa. Zapewne na razie zostanie odsunięty od większości czynności. Dalszy los ks. Charamsa zależeć będzie od jego postawy i przyjęcia upomnień ze strony zwierzchnika – tłumaczy Poczmański.

Katechizm: Akty homoseksualizmu są wewnętrznie nieuporządkowane

Adwokat zwraca również uwagę na trzy punkty w Katechizmie (2357-2359), mówiące o homoseksualizmie. Anulowanie tych punktów w swoim manifeście postuluje ks. Charamsa, nazywając je krzywdzącymi.

– Nauka wyłożona przez katechizm jest obraźliwa, abstrahując od tego, że sama definicja homoseksualności jest wybrakowana, o ile w ogóle nie całkiem fałszywa. Fałszywa jest też analiza sytuacji osób homoseksualnych – pisze ks. Charamsa.

Czego dotyczą te punkty?

* W pierwszym z nich – punkcie 2357 – czytamy, że „tradycja, opierając się na Piśmie Świętym, przedstawiającym homoseksualizm jako poważne zepsucie, zawsze głosiła, że akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane. Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane”.

* Kolejny punkt co prawda wzywa do szacunku dla homoseksualistów, ale mówi również o tym, że ich skłonność jest „obiektywnie nieuporządkowana” oraz że „dla większości z nich stanowi trudne doświadczenie”.

„Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji. Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swej kondycji” – czytamy w Katechizmie.

* Punkt 2359 mówi natomiast, że homoseksualiści są wezwani do powstrzymania się od uprawiania seksu:

„Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej”.

– Homoseksualizm nie jest grzechem sam w sobie. Staje się nim w momencie, kiedy dochodzi do stosunków homoseksualnych. Poza tym należy pamiętać, że kapłan jest zobowiązany do przestrzegania celibatu, więc w przypadku ks. Charamsa to również zostało złamane – mówi Michał Poczmański.

Biblia: Homoseksualiści, niewierni, złodzieje i pijacy nie mają udziału w królestwie Bożym

O homoseksualizmie mówi również Biblia – a dokładnie pierwszy list św. Pawła do Koryntian:

„Tymczasem to wy krzywdzicie i wyrządzacie szkodę innym wierzącym! Czy nie wiecie, że nieprawi nie będą mieli udziału w królestwie Bożym? Nie łudźcie się! Do królestwa nie wejdą ci, którzy prowadzą rozwiązłe życie lub oddają cześć podobiznom bożków. Nie wejdą tam także ci, którzy popełniają grzech niewierności małżeńskiej, żyją niemoralnie albo są homoseksualistami. W królestwie tym nie będzie również miejsca dla złodziei, ludzi zachłannych, pijaków i tych, którzy obmawiają lub oszukują innych” – czytamy w Piśmie Świętym.

– Tak rygorystyczne i jednoznaczne podejście do problemu na pewno może charakteryzować część hierarchów konserwatywnych, których wielu będzie na zaczynającym się w niedzielę Synodzie Biskupów – komentuje Michał Poczmański

Zobacz także

ksCharamsaZłamał

wyborcza.pl

duchowniObowiązani

zapytaj

Bratkowski ostrzega: „oni chcą zniszczyć państwo”, publicyści komentują
bratkowskiOstrzega
02.10.2015
Ludzie mogą sobie jeszcze nie do końca uświadamiać, że ta rewolucja może ich osobiście dotknąć – mówił Wiesław Władyka w Poranku Radia TOK FM.

Wybory, czyli zderzenie cywilizacji

Rozpoczynając dyskusję publicystów, Jacek Żakowski przytoczył tekst Stefana Bratkowskiego z „Gazety Wyborczej”, gdzie pisze m.in.: „Nasze państwo, nasza cywilizacja i demokracja dalekie są od ideału. Rządzący czasem coś partolą. Ale ta cywilizacja jest naszą cywilizacją – jak ją zrobiliśmy. Oni chcą obalić, zniszczyć to państwo ze wszystkimi jego strukturami, wymienić urzędników prawie do czysta. Zwolnią wszystkich pracowników radia i telewizji – kilkuset – jak to już raz zrobili. Wymienią skład prokuratur i sądów, zmienią ich ustrój, żeby wszystko kontrolować. Już raz to robili, tyle że nie zdążyli do końca. Przejmą władzę nad policją i wojskiem. Żeby miał kto pacyfikować zamieszki!”.

Żakowski czuje, że znalazł się w szpagacie: z jednej strony jest przerażony wizją Polski po wyborach kreśloną przez Bratkowskiego, a z drugiej uspokajającym tonem Henryki Bochniarz, prezydentki organizacji pracodawców Lewiatan. –Może ta zmiana, która nam się szykuje, dla zwykłych ludzi nie ma takiego znaczenia? – pytał prowadzący audycję.

Ludzie mogą sobie jeszcze nie do końca uświadamiać, że ta rewolucja może ich osobiście dotknąć. Ona może mieć wszechogarniający charakter, dotyczyć wielu środowisk, branż, regionów, miejsc w Polsce – mówił Wiesław Władyka, który przyznał, że z niepokojem przeglądał dzisiejszą prasę, z której dowiedział się o pomysłach „głębokiej sanacji” w polskich uczelniach. Nawet jeśli, mówił publicysta POLITYKI, z niektórymi się zgadza, to obawia się ich realizacji, podszytej czystą polityką. – W tym sensie rozumiem krzyk Stefana Bratkowskiego, bardzo mocny, emocjonalny. Przed wyborami, kiedy ludzie mają jeszcze kartkę w ręku, trzeba budować również bardzo radykalne scenariusze – uważa Władyka.

Jego zdaniem Henryka Bochniarz też może mieć rację, że aż tak czarny scenariusz się nie zrealizuje ze względu na zawiłą materię rządzenia. Żakowski przypomniał, że Henry Kissinger radził, by podejmując ważne decyzje w polityce zagranicznej, rozważać zawsze najgorszy możliwy scenariusz. –Rozumiem, że Bratkowski rozważa właśnie taki najgorszy możliwy scenariusz – dodał Żakowski.

Prezes w dobrej formie

Publicyści odnieśli się do ostatnich wydarzeń w kampanii wyborczej, w tym publicznych wystąpień Jarosława Kaczyńskiego. – Tony były momentami bełkotliwe, a całość zafałszowana, ale trzeba Kaczyńskiemu oddać, że wywód był wewnętrznie spójny. To było dobrze powiedziane, ze swadą, były anegdoty i powaga, i uśmiech. Choć fundamentalnie nie zgadzam się z przesłaniem, miało jednak dar uwodzicielski – mówił Tomasz Lis.

Zdaniem redaktora naczelnego „Newsweeka” na tle niezbornych wypowiedzi premier Ewy Kopacz i kandydatki na premiera Beaty Szydło wystąpienie szefa PiS miało „intelektualną moc”. – Ale kogo to mogło uwieść? – polemizował Tomasz Wołek. – Tylko elektorat tej partii.

Wiesław Władyka zgodził się z Lisem i z Wołkiem, że wystąpienie Kaczyńskiego było adresowane do jego zwolenników, a PiS „przebił szklany sufit”, jakim było 30 proc. w sondażach. Obecnie według różnych sondaży ma od 33 proc. do nawet 40 proc. w notowaniach. – Jest więc jakaś siła przekazu, bardzo zręczna. Jarosława Kaczyńskiego przez długi czas nie było, teraz się pojawił z dużą aktywnością. Jest bardzo przemyślany, dopracowany, bardzo sprawny, w dobrej formie – uważa publicysta POLITYKI.

Wiesław Władyka wspomniał o dwóch ostatnich wystąpieniach Jarosława Kaczyńskiego – w Łowiczu i w Poznaniu. W tym ostatnim Jarosław Kaczyński przedstawił 11 punktów programowych: – 9 z nich miało charakter absolutnie rzeczowy. To były na przykład takie pomysły jak podzielenie administracyjne państwa na nowo, traktuję to jako rzecz do poważnego rozważenia. Na końcu powiało, kiedy zaczął mówić według takiej logiki: wszystkie programy i wyzwania, przed jakimi stanie państwo, muszą być zbudowane na mocnym polu wartości, że naród musi wiedzieć, po co żyje i w jaką stronę idzie. Za tym były słowa o polityce historycznej i powrocie do kanonu lektur szkolnych. To spotkało się z niezwykłym entuzjazmem sali – relacjonował Władyka.

Dlatego jego zdaniem potrzebne są takie głosy jak Stefana Bratkowskiego  żebyśmy dobrze wiedzieli, za czym głosują, co wybierają. Publicysta POLITYKI przywołał też słowa Kaczyńskiego z Łowicza, że „musimy wiedzieć, że przed nami ważne, historyczne wybory”: To, co my mówimy ze strachem, on mówił z triumfem – dodał Władyka.

Kto lubi krótkie spódniczki

Tomasz Lis uważa, że mamy do czynienia ze starciem fundamentalnym: z jednej strony między „koalicją obrony demokracji”, czyli PO, Zjednoczona Lewica, ugrupowanie Petru, w jakimś stopniu też PSL a „partiami w perspektywie koszmarnie złej zmiany” – PiS z Kukizem i Korwin-Mikkem w tle. – Ta zmiana będzie rozwalała to, co jest istotą osiągnięć ostatnich 25 lat – mówił Lis.

Zdaniem Tomasza Wołka zmiana władzy nie dotknie tylko elit, ale też zwykłych ludzi: –Pewnej książki nie będziesz mógł kupić, nie będziesz mógł włożyć na siebie jakiegoś ubioru – dodał Wołek. – No, już nie przesadzaj – żachnął się Lis. Prowadzący audycję Jacek Żakowski przypomniał jednak, że ostatnio Jarosław Kaczyński wystąpił w obronie krótkich spódniczek, chociaż w Szwecji. – Ja zresztą też jestem zwolennikiem swobodnych strojów – wyznał Żakowski.

To będzie zderzenie między ludźmi, którzy cenią swobodę i wolności, a ludźmi, którzy nawet deklaratywnie mogą o tym mówić, ale w istocie marzą, by w męce dokonywania codziennych wyborów ktoś ich wyręczałpaństwo czy jakiś przywódca – uważa Wołek, który powołał się na badania, z których wynika, że większość Polaków wolałaby, by ktoś za nich podejmował decyzje, zwłaszcza te trudne, przykre czy niosące za sobą jakieś zagrożenia. – Absolutnie należę do tej grupy, zwłaszcza kiedy mam coś kupić, radzę się sprzedawcy: „a co pan radzi”. W polityce też to działa – wtrącił Żakowski.

Tomasz Lis przypomniał, że malowany na nieuchronny obraz przyszłej Polski wcale takim nieuchronnym nie musi się okazać. Wspomniał o najnowszym sondażu Millward Brown, w którym PiS ma 32 proc. poparcia, a to nie daje zdecydowanej większości, co najwyżej „fantastycznie dysfunkcjonalną”, czyli ewentualnie z Korwinem i Kukizem. Redaktor naczelny przywołał też inne sondaże, które dają dość rozpięte notowania dla poszczególnych partii: – Na ten moment guzik wiemy – stwierdził Lis.

Polityka.pl

Posłuchaj całej dyskusji publicystów w TOK FM »

http://audycje.tokfm.pl/widget/30231