Kopacz (19.02.15)

 

PiS chwali się, że Kaczyński odmówił spotkania z Orbánem. Wiceszef MSZ: Ale nikt prezesa nie zapraszał

kospa, 19.02.2015
Od rana PiS przekonywał, że choć Jarosław Kaczyński został zaproszony na spotkanie z premierem Węgier, to odmówił. Powód? Viktor Orbán „burzy solidarność europejską”. Wieczorem wiceszef MSZ Rafał Trzaskowski oznajmił: – Specjalnie pytałem się ludzi Orbána i nie było zaproszenia dla prezesa Kaczyńskiego.
Premier Węgier Viktor Orbán przybył do Warszawy na debatę zorganizowaną przez Krajową Izbę Gospodarczą. Przed południem spotkała się z nim premier Ewa Kopacz. Szefowa polskiego rządu z radością oświadczyła później, że „w szczerej i trudnej rozmowie” przekazała mu, iż „jedność państw UE i państw Grupy Wyszehradzkiej wobec sytuacji na Ukrainie ma fundamentalne znaczenie”.- Uzyskaliśmy zapewnienie premiera Orbána, że w kwestii kluczowej dotyczącej sankcji nie będzie tą osobą, która będzie łamała jedność UE. A o to nam chodziło, ponieważ te sygnały, które do nas dochodziły, były niepokojące – mówił wieczorem w TVN 24 wiceminister spraw zagranicznych Rafał Trzaskowski.Bo węgierski premier nie tylko gości u siebie prezydenta Władimira Putina, ale także krytykuje część państw UE opowiadających się za przyjmowaniem sankcji wobec Rosji.

PiS: Kaczyński miał zaproszenie na spotkanie z Orbánem, ale odmówił

Wątpliwe postępowanie Orbána miało zdaniem PiS zdecydować o tym, że z węgierskim politykiem nie spotkał się dziś Jarosław Kaczyński.

Rano szef klubu PiS Mariusz Błaszczak zapewniał dziennikarzy: – Z otoczenia premiera Węgier nadeszło zaproszenie na spotkanie dla premiera Jarosława Kaczyńskiego. Premier Kaczyński odmówił tego spotkania ze względu na to, że postawa premiera Węgier burzy solidarność europejską. Niestety, nie tylko premiera Węgier, bo postawa kanclerz Niemiec, a także prezydenta Francji na przestrzeni kilku ostatnich lat, także solidarność unijną burzy.

Błaszczak dodał, że propozycja spotkania pojawiła się w środę. – Ze względu na sytuację polityczną takie spotkanie w naszej ocenie nie ma sensu – podkreślił szef klubu PiS.

Zapytany, czy wobec tego PiS wycofuje się ze słów J. Kaczyńskiego o „Budapeszcie w Warszawie”, Błaszczak odparł: – PiS chce wygrać takim stosunkiem głosów, jakim wygrał Fidesz na Węgrzech, żebyśmy mogli samodzielnie rządzić, dlatego że tylko PiS daje gwarancję realnej zmiany.

Polityk PO: Pytałem ludzi Orbána i… zaproszenia dla prezesa nie było

Ale wieczorem pojawiły się wątpliwości co do wiarygodności tych słów. – Oczywiście można prowadzić względem tych najważniejszych polityków europejskich politykę a la PiS, czyli chować się, obrażać, nie spotykać albo z hukiem ogłaszać, że się nie przyjmie zaproszenia na spotkanie, którego to zaproszenia w ogóle nie było. Ponieważ specjalnie pytałem się ludzi Orbána i nie było zaproszenia dla prezesa Kaczyńskiego – oznajmił w TVN 24 minister Trzaskowski.

Na te słowa oburzył się obecny w studiu polityk PiS Witold Waszczykowski: – To jest jakaś konfabulacja. My mamy kontakty od dawna z partią…

– No, to widocznie ludzie z otoczenia Orbana kłamią, skoro to konfabulacja – nie ustępował Trzaskowski.

– Być może chcieli ratować twarz – przekonywał Waszczykowski. – My mamy od lat kontakty z partią Fidesz.

Waszczykowski przekonywał, że spotkanie Kopacz z Orbánem i tak nie miało sensu, bo „obie strony powiedziały swoje i nie zgodziły się ze swoimi poglądami”.

wyborcza.pl

Saudyjski duchowny: Słońce krąży wokół Ziemi!

mk, 19.02.2015
Szejk Bandar al-Chajbari

Szejk Bandar al-Chajbari (fot. youtube.com)

W trakcie wykładu na uniwersytecie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich saudyjski duchowny wprawił studentów w osłupienie, przekonując, że słońce krąży wokół Ziemi.
Szejk Bandar al-Chajbari nie od dziś słynie z kontrowersyjnych poglądów. Jak przypomina portal Al-Arabija, Saudyjczyk w przeszłości publicznie przekonywał, że nikt nigdy nie wylądował na Księżycu, a relacja z tego wydarzenia to nic innego, jak „hollywoodzkie sztuczki”.Nigdy nie dolecimy do ChinTym razem Al-Chajbari wprawił w zdumienie studentów uniwersytetu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W czasie wykładu przekonywał, że Ziemia jest „stacjonarna i nie porusza się”. W internecie można zobaczyć nagranie, na którym widać, jak szejk przy użyciu szklanki z wodą próbuje obalić teorię, że to Ziemia krąży wokół słońca.- Skupcie się: to jest Ziemia – pokazuje szklankę. – Jeśli ktoś twierdzi, że ziemia się kręci, to jeśli wylecimy samolotem z lotniska w Szardży (w Emiratach) i będziemy lecieć powiedzmy do Chin, a nasz samolot zatrzyma się nieruchomo w powietrzu, to według waszej teorii, Chiny będą się zbliżać do nas, tak czy nie? – pyta. – A jeśli polecimy w przeciwnym kierunku, nigdy nie dolecimy do Chin, bo Chiny też będą się przemieszczać, prawda? – dodaje.

Urodziny Galileusza

Studenci błysnęli humorem i zamieścili nagranie wykładu w internecie 15 lutego, w dniu urodzin Galileusza – 16-wiecznego włoskiego astronoma, zwolennika heliocentrycznej budowy świata i teorii Mikołaja Kopernika.

Internauci bezlitośnie nabijają się z wynurzeń szejka Bandara.

Zobacz także

wyborcza.pl

 

Niesprawiedliwy proces, tortury, kara śmierci. Irańczyk skazany za „wrogość wobec Boga”

Daria Krotoska, 19.02.2015
Saman Naseem

Saman Naseem (Amnesty International | YouTube)

Udało się wstrzymać egzekucję 22-latka w Iranie. Chłopak został zatrzymany w 2011 roku, a w 2013 skazany na śmierć za „wrogość wobec Boga” i „deprawację”. – Był torturowany, a jego zeznania zostały sfałszowane – donosi Amnesty International.
Dzięki petycjom rozpowszechnianym przez Amnesty International i inne międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka udało się wstrzymać egzekucję 22-letniego Samana Naseema, irańskiego Kurda, skazanego na śmierć za rzekomą działalność na rzecz powstania Kurdystanu. Nie wiadomo jednak na jak długo.Chłopak został zatrzymany w 2011 roku podczas strzelaniny w mieście Sardasht pomiędzy członkami Partii Wolnego Kurdystanu (PJAK) i Gwardii Rewolucyjnej – irańskiej milicji. Postawiono mu zarzuty członkostwa w zorganizowanej kurdyjskiej grupie opozycyjnej i walkę zbrojną z Gwardią Rewolucyjną.

Wieszanie nogami do góry

Saman Naseem spotykał się ze swoim prawnikiem we wczesnej fazie przesłuchań. Właśnie wtedy przekazał adwokatowi pierwsze informacje o torturach, jakich doświadcza. Nassem był wieszany do góry nogami na wiele godzin. „Przez pierwsze kilka dni tortury były tak częste, że nie byłem w stanie chodzić. Całe moje ciało było czarno granatowe. Podwieszali mnie pod sufitem za ręce i nogi na wiele godzin” – pisze sam Naseem w liście do Amnesty International. Kiedy próbowałem spać, by choć trochę wypocząć przed kolejną porcją tortur, strażnicy robili wszystko, żeby mi to uniemożliwić, na przykład walili całą noc w drzwi. Byłem na granicy szaleństwa” – dodaje.

Sfałszowane zeznania

Według dokumentacji sądowej podczas wczesnych przesłuchań Naseem przyznał się do brania udziału w strzelaninie i walki przeciwko Gwardii Rewolucyjnej w lipcu 2011 roku. Zmienił zeznania podczas pierwszej rozprawy sądowej w 2012, mówiąc, że strzelał tylko w powietrze. Zaznaczył, że nie był świadomy tego, jakie informacje zawiera jego pisemnie przyznanie się do winy, ponieważ został zmuszony do podpisania go, kiedy siedział z opaską na oczach podczas pierwszego przesłuchania. Wielokrotnie mówił, że był poddawany torturom. Mimo to sąd skazał go na śmierć za „wrogość wobec Boga” i „deprawację na ziemi”, do których zostały podpięte wcześniejsze zarzuty. Kara śmierci została podtrzymana w 2013 roku przez Sąd Najwyższy.

Według raportów ONZ ponad 700 osób w tym 14 kobiet i 13 nieletnich zostało straconych w Iranie w 2014 roku. Ponad połowa została skazana na śmierć z powodów uznawanych za polityczne. W samym styczniu powieszonych zostało ponad 60 osób, a duża liczba więźniów ma podzielić ich los.

Petycję w sprawie uwolnienia Samana Naseema można podpisywać na polskiej stronie Amnesty International.

Zobacz także

TOK FM

Rząd Niemiec odrzucił wniosek Grecji o przedłużenie kredytu. „Warufakis grał za ostro”

WB, PAP, 19.02.2015
Janis Warufakis i Aleksis Cipras

Janis Warufakis i Aleksis Cipras (ALKIS KONSTANTINIDIS / REUTERS / REUTERS)

Grecki rząd złożył oficjalny wniosek o przedłużenie o sześć miesięcy umowy kredytowej ze strefą euro. Ateny zobowiązały się, że zachowają w tym czasie równowagę budżetową. – Jedynym argumentem Grecji są negatywne skutki polityczne i ekonomiczne dla strefy euro, które mogą się pojawić, jeśli Ateny z niej wyjdą – mówił ekspert PISM na antenie TOK FM.
Rząd Niemiec odrzucił wniosek Grecji o przedłużenie pomocy finansowej. – Pismo z Aten nie jest treściwą propozycją rozwiązania kryzysu – oświadczył rzecznik ministerstwa finansów Martin Jaeger. W wypowiedzi dla agencji dpa Jaeger wyjaśnił, że grecka propozycja zmierza w rzeczywistości do kontynuowania finansowania bez wypełniania zobowiązań wynikających z programu. – Pismo nie jest zgodne z kryteriami ustalonymi w poniedziałek w ramach strefy euro – podkreślił rzecznik resortu finansów.Innego zdania jest przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker – Przewodniczący uważa list Grecji za pozytywny znak, który w jego ocenie może utorować drogę do rozsądnego kompromisu w interesie stabilności całej strefy euro – powiedział rzecznik KE Margaritis Schinas.- Szczegółowa ocena listu oraz odpowiedź na niego będzie teraz zadaniem dla eurogrupy – powiedział Schinas. Eurogrupa, czyli ministrowie finansów państw strefy euro, spotkają się w piątek w Brukseli o godz. 15.Eskalacja żądańSebastian Płóciennik z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych ocenił w audycji Połączenie, że Grecy popełnili błąd eskalując żądania i stosując agresywną retorykę, zwłaszcza wobec Niemiec. – Warufakis jest ekspertem od teorii gier, ale poprowadził tę grę bardzo ostro. Zapominał, że w strefie euro gry mają charakter wielokrotny, trzeba powrócić do stołu i ponownie rozmawiać. Grał bardzo ostro i musi się cofać – ocenił. Jego zdaniem Grecji brakuje argumentów, a jedyne, co mogą wykorzystać, to „negatywne skutki polityczne i ekonomiczne dla strefy euro, które mogą się pojawić, jeśli Grecja z niej wyjdzie”. Najgroźniejszym skutkiem miałoby być „zarażenie innych krajów, które nie mają stabilnej sytuacji finansowej”. – Podobne obawy mogą pojawić się w Portugalii i Hiszpanii, a jeśli wątpliwości ogarną Włochów, możemy mieć reakcję łańcuchową – mówił Płóciennik.

„Zmieniacie warunki kredytu, albo się zabiję”

A co wyjście ze strefy euro oznaczałoby dla samej Grecji? – To byłaby katastrofa. Wszystkie zasoby euro w bankach zostałyby zamienione na nową drachmę, byłyby o wiele mniej warte, bo kurs nowej drachmy bardzo szybko, by spadał – mówił i dodał: – Grecy staliby się dużo biedniejsi. W dłuższej perspektywie jest szansa, że odzyskają konkurencyjność, eksport stanie się bardziej konkurencyjny, ale problem polega na tym, że Grecy nie mają czego eksportować.

Rząd Grecji mówi: Albo zmieniacie warunki kredytu, albo się zabiję – zauważył prowadzący audycję Jakub Janiszewski.

Płóciennik tłumaczył, że Niemcy zdają sobie sprawę z tego, że „jeżeli ustąpią Grecji, to pozostałe rządy zadłużonych krajów, będą domagały się podobnego traktowania”. – Zostaną zapędzeni do narożnika. Może zacząć się dyskusja wewnątrz Niemiec, czy w ogóle powinni być w takiej strefie euro – dodał.

Ustępstwa rządu Ciprasa

Według źródła AFP rząd Ciprasa „zgodnie ze swymi obietnicami nie poprosił o przedłużenie memorandum” obowiązującego od 2010 roku i zakładającego oszczędności, lecz o przedłużenie „umowy kredytowanej” poprzez „porozumienie pomostowe na sześć miesięcy, podczas których zobowiąże się do utrzymania równowagi budżetowej”.

Z dokumentu greckiego rządu wysłanego do eurogrupy, do którego dotarł Reuters, wynika, że Ateny zobowiązały się utrzymać równowagę finansową w najbliższym okresie. Zapewniły też, że wdrożą niezwłocznie reformy mające na celu walkę z niepłaceniem podatków i korupcją, a także posunięcia przeciwdziałające kryzysowi humanitarnemu i pobudzające gospodarkę.

W dokumencie znajdują się również zapewnienia, że rząd Ciprasa wywiąże się ze wszystkich zobowiązań wobec kredytodawców w ramach dotychczasowych umów z UE i Międzynarodowym Funduszem Walutowym, które nadal mają obowiązywać jako ramy porozumienia. Ostatecznie Grecy zobowiązali się nie podejmować jednostronnych działań, które mogłyby podkopać cele fiskalne.

Współpraca z trojką

Przedłużenie „umowy kredytowej” miałoby być nadzorowane przez Komisję Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, co oznacza ustępstwo Ciprasa, który zapowiadał zakończenie współpracy z inspektorami tych trzech instytucji – tzw. trojką.

Agencja Reutera podaje, że okres sześciu miesięcy, określany jako przejściowy, miałby posłużyć do wynegocjowania długoterminowych umów prowadzących w konsekwencji do redukcji długu Grecji i wyjścia jej gospodarki z kryzysu.

Wniosek Grecji przeanalizuje po południu grupa robocza strefy euro. Dijsselbloem ogłosił, że w piątek po południu odbędzie się posiedzenie eurogrupy. Ministrowie finansów strefy euro postanowią, czy przedłużyć program pomocowy dla Grecji.

Czas na decyzje

Kraje eurolandu dały w poniedziałek Grecji czas do piątku, by wystąpiła o przedłużenie obecnego programu przyznającego im pomoc finansową, który wygasa 28 lutego. Strefa euro ostrzegła, że w przeciwnym wypadku Ateny nie otrzymają dalszych pożyczek. Władze w Berlinie podkreślały, że przedłużenie programu jest nierozerwalnie związane z wdrażaniem reform w ramach aktualnego planu ratunkowego, który obowiązuje od 2010 roku. Z ostatnich wypowiedzi rządu greckiego wynikało, że propozycja Aten nie będzie zawierać ostatnich środków oszczędnościowych, których władze greckie nie chcą wprowadzać, np. podwyżki VAT czy złagodzenia prawa pracy – pisze AFP.

W latach 2010-2014 Grecja otrzymała od UE i MFW 240 mld euro w ramach programów ratunkowych, które uchroniły ją przed bankructwem. Nowy rząd w Atenach chce teraz tzw. porozumienia pomostowego zamiast nadzorowanego przez trojkę (Europejski Bank Centralny, Komisja Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy) dotychczasowego programu pomocowego.

Zobacz także

TOK FM

Majewski broni tekstu o Durczoku. „Proponuję prosty eksperyment myślowy…”

MT, 18.02.2015
Dziennikarz Michał Majewski

Dziennikarz Michał Majewski (Fot. Wojciech Olkunik / Agencja Gazeta)

„Na całym świecie taka historia wzbudziłaby zainteresowanie dziennikarzy. Wzbudziła i nasze” – tłumaczy Michał Majewski, jeden z autorów tekstu o „ciemnej stronie” Kamila Durczoka.
Dziennikarz „Wprost”, jeden z autorów tekstu o zajściu z udziałem szefa „Faktów” TVN, broni na blogu swojego artykułu. Kamil Durczok – według tygodnika – miał w pośpiechu opuszczać mieszkanie wynajmowane przez jego znajomą. Pismo insynuuje, że materiały, odnalezione w mieszkaniu blisko po miesiącu od rzekomego zdarzenia, mogły mieć jakiś związek z szefem „Faktów”. „Na całym świecie taka historia wzbudziłaby zainteresowanie dziennikarzy. Wzbudziła i nasze” – przekonuje teraz Majewski.Następnie dziennikarz jeszcze raz opisuje, jak przebiegła praca nad tekstem. Najpierw kontaktowano się z samym Durczokiem, następnie z policją, której zachowanie wydawało się Majewskiemu dziwne. „To była silna przesłanka do publikacji” – pisze. „Najpierw funkcjonariusze bagatelizowali sprawę i nie chcieli się nią zająć. Dopiero po interwencji Sylwestra Latkowskiego do mieszkania zjechała większa liczba policjantów”, tłumaczy, dodając, że dopiero potem wykonano ekspertyzę, z której wynikło, że biały proszek znaleziony w mieszkaniu to amfetamina. „Gdyby nie tamta piątkowa interwencja Latkowskiego, to mam wrażenie, że sprawa zostałaby skręcona na samym początku”, spekuluje dziennikarz „Wprost”.

„Pojawiłby się argument, że fotografie mamy od premier Kopacz…”

Majewski poczuł się też w obowiązku, żeby wyjaśnić, dlaczego na jednym ze zdjęć z mieszkania, w którym znaleziono rzeczy Durczoka, widać jego i Latkowskiego. „Gdybyśmy [tego zdjęcia] nie dali, pojawiłby się argument, że fotografie mamy od premier Kopacz albo od byłych funkcjonariuszy WSI lub z Kremla” – pisze Majewski. „Przecież od samego początku wprowadzony został do poważnej dyskusji absurdalny argument, że to zemsta premier Kopacz za ostry wywiad telewizyjny, który Durczok z nią przeprowadził”.

„Eksperyment myślowy”

Majewski stwierdza też, że dziennikarze w krytyce artykułu „Wprost” nadmiernie solidaryzują się z prezenterem „Faktów”. „Proponuję prosty eksperyment myślowy” – pisze dziennikarz. „Zamieńcie państwo w tej historii tylko jedno. Nazwisko Durczoka na nazwisko szefa prawicowej gazety, na nazwisko księdza albo polityka. Jestem pewien, że reakcja byłaby o 180 stopni inna” – stwierdza. Dodaje też, że Durczok, mimo że nie jest politykiem, jest jedną z najbardziej wpływowych osób w kraju i ma bardzo dużą kontrolę nad opinią publiczną.

„Nie bardzo obchodzą mnie prywatne zwyczaje Kamila Durczoka” – stwierdza na koniec Majewski. „Dla mnie temat zaczyna się, gdy jedna z najbardziej wpływowych osób w kraju barykaduje się w mieszkaniu, szarpie z właścicielem, jest spisywana przez policję. A w lokalu, z którego wychodzi, zostają jej osobiste rzeczy, akcesoria do brania twardych narkotyków, kokaina i amfetamina.”

Krytyka pod adresem „Wprost”

O sprawie artykułu „Wprost” wypowiedziała się dziś również Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która zasugerowała, że tygodnik nie przestrzegał w ostatnim czasie podstawowych standardów dziennikarskich. Według jej stanowiska takie publikacje „wpływają negatywnie na poziom wolności słowa” i osłabiają rolę dziennikarzy w społeczeństwie. Czytaj więcej >>>

Tekst tygodnika ostro skomentował też m.in. Roman Giertych, kpiąc z Sylwestra Latkowskiego i sugerując, że publikacja „Wprost” o Durczoku jest formą nieuprawnionego donosicielstwa.

„Afera podsłuchowa” i inne książki Sylwestra Latkowskiego dostępne są tutaj >>

Zobacz także

TOK FM

Afera „Wprost”. „SE”: „Wiemy kim jest biznesmen, który doniósł na Durczoka”. Policja nie komentuje

ks, 19.02.2015
Okładka tygodnika

Okładka tygodnika „Wprost” („Wprost”)

„Zbigniew Tomczak, prezes dwóch warszawskich firm, wynajął mieszkanie na Mokotowie 29-letniej znajomej Durczoka” – podaje „Super Express” . Mężczyzna zapewnia, że to on pokazał dziennikarzom „Wprost” rzeczy należące rzekomo do szefa „Faktów”. Policja tego nie komentuje.
Biznesmen w rozmowie z tabloidem powtarza to, co opisał „Wprost” w swoim ostatnim wydaniu: 16 stycznia na klatce schodowej mokotowskiego mieszkania spotkał mężczyznę w kapturze. Z niewiadomych przyczyn doszło do szarpaniny. Biznesmen zerwał kaptur z głowy mężczyzny i okazało się, że to Kamil Durczok. Następnie, piętro niżej, dziennikarza spisali policjanci.Rozmówca „Super Expressu” utrzymuje, że tego dnia, gdy wszedł do mieszkania, zobaczył akcesoria erotyczne i „białe proszki”. Nie ma na to innych świadków, którzy potwierdzają jego wersję.

Jak to się stało, że policjanci nie zareagowali na to, co rzekomo znajdowało się w mieszkaniu? Tomczak twierdzi, że weszli do mieszkania tylko na chwilę, a podejrzane przedmioty znajdowały się w sypialni, którą przeszukał już sam. Nadal mógł jednak powiadomić o sprawie policję – zauważa „SE”. Tomczak tłumaczy, że nie zrobił tego, bo „policjanci wyszli już z mieszkania”. „Jakby numer telefonu na policje był zastrzeżony” – drwi „SE”.

Biznesmen dopiero po miesiącu, 13 lutego, zadzwonił do „Wprost”. Potem na policję. Twierdzi, że „wcześniej nie miał na to czasu”, a rzeczy w sypialni „nie były ruszane”.

Dlaczego zdecydował się na kontakt z „Wprost”? – Miałem dość tego, że z mojego mieszkania zrobiono burdel. Ponadto kobieta, której wynajmowałem apartament, zalegała z czynszem – przekonuje.

Rzecznik policji: Przesłuchamy wszystkich. Redaktorów „Wprost” też

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie znalezionych w mieszkaniu narkotyków, a policja obecnie prowadzi postępowanie. Zapytaliśmy o szczegóły Mariusza Sokołowskiego, rzecznika Komendy Głównej Policji: – Przesłuchani zostaną wszyscy, którzy przebywali w mieszkaniu: zarówno Kamil Durczok, jego 29-letnia znajoma, właściciel mieszkania, funkcjonariusze policji, którzy przyjechali na interwencję, ale też sami redaktorzy „Wprost” – potwierdza.

Ze względu na ochronę danych osobowych policja nie ujawnia tożsamości biznesmena. Sokołowski mówi jednak, że przyjęli już od niego zgłoszenie.

Na razie nie ustalono też szczegółów dotyczących rzeczy znajdujących się w mieszkaniu. – O tym, do kogo należały narkotyki oraz czy laptop i pendrive mogły być wcześniej skradzione Kamilowi Durczokowi, wykaże śledztwo – mówi Sokołowski i podkreśla, że policja sprawdzi, kto miał dostęp do rzeczy. – Zostaną zbadane wszystkie biologiczne ślady – dodaje.

Czy to prawda, jak pisze „Wprost”, że policja zareagowała na wezwanie dopiero po interwencji Sylwestra Latkowskiego? – Na wezwanie przyjechali policjanci prewencyjni. Oni nie zabezpieczają dowodów. Raportują do policjanta dyżurnego, który decyduje o tym, czy wysłać śledczych i techników. Ta procedura zajmuje trochę czasu. Jeśli ktoś jest niecierpliwy, to może wysnuć nieprawidłowe wnioski – podsumowuje Sokołowski.

Zobacz także

TOK FM

Kaczyński odmówił spotkania z Orbanem. Dziennikarze pytają o „Budapeszt w Warszawie”

past, PAP, 19.02.2015
Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak

Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak (Fot. Anna Grzybowska/ Agencja Gazeta)

– Prezes PiS nie przyjął zaproszenia na spotkanie z premierem Węgier, Viktorem Orbanem – poinformował Mariusz Błaszczak. Powodem odmowy ma być polityka premiera Węgier, która – według PiS – niszczy solidarność europejską.
– Zaproszenie nadeszło z otoczenia premiera Węgier. Premier Kaczyński odmówił tego spotkania ze względu na to, że postawa Viktora Orbana burzy solidarność państw Unii Europejskiej – powiedział szef klubu PiS.- Ze względu na sytuację polityczną takie spotkanie w naszej ocenie nie ma sensu – podkreślił Błaszczak. – Także działania kanclerz Niemiec i prezydenta Francji na przestrzeni ostatnich lat negatywnie wpływają na jedność Unii – ocenił.

Viktor Orban składa dziś wizytę w Polsce. Spotka się z premier Ewą Kopacz, a także weźmie udział w debacie gospodarczej.

„A co z Budapesztem w Warszawie?”

Błaszczaka zapytano, czy wobec tego PiS wycofuje się ze słów Kaczyńskiego o „Budapeszcie w Warszawie”: – PiS chce wygrać takim stosunkiem głosów, jakim wygrał Fidesz na Węgrzech, żebyśmy mogli samodzielnie rządzić – odparł. – Chcemy tego, ponieważ tylko PiS daje gwarancję realnej zmiany – dodał Błaszczak.

Rozmowa Ewy Kopacz z Orbanem będzie dotyczyła m.in. współpracy Polski i Węgier w Grupie Wyszehradzkiej, bieżącej agendy europejskiej oraz polityki Rosji wobec państw Partnerstwa Wschodniego, w tym sytuacji na Ukrainie.

Orban krytykowany w Europie

Polityka Orbana jest krytycznie oceniana przez Zachód i część Węgrów. Od czasu wybuchu kryzysu na Ukrainie węgierski premier wyrażał ubolewanie z powodu oddalania się Unii Europejskiej od Rosji i przestrzegał przed zbyt pochopnymi ocenami polityki Kremla.

We wtorek prezydent Władimir Putin złożył wizytę w Budapeszcie. Orban po rozmowach z Putinem poinformował, że Rosja i Wegry osiągnęły polityczne porozumienie w kwestii kontraktu gazowego. Węgierska prasa prorządowa oceniła, że wizyta prezydenta Rosji przyniosła gospodarcze i polityczne korzyści Węgrom. Media niezależne kwestionują jej wyniki, a gazeta „Nepszabadsag” pisze o „hańbie” premiera Orbana.

Zobacz także

TOK FM

Kopacz nie przyjęła tytułu Człowieka Roku „Wprost”. Żakowski: Jestem dumny

Krzysztof Lepczyński, 19.02.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,103088,17452958,video.html?embed=0&autoplay=1
– Powiem szczerze, jestem dumny z premier – stwierdził Jacek Żakowski na wieść o odmowie przyjęcia przez premier wyróżnienia od redakcji „Wprost”. Jego zdaniem Ewa Kopacz „zdała egzamin, którego wielu nie zdało”.
Premier Ewa Kopacz odmówiła przyjęcia tytułu Człowiek Roku tygodnika „Wprost” – donosi „Gazeta Wyborcza”. – W obecnej sytuacji to tak, jakby przyjąć wyróżnienie od jakiegoś brukowca – wyjaśnia gazecie tę decyzję jeden ze współpracowników szefowej rządu, odnosząc się do ostatnich publikacji tygodnika na temat Kamila Durczoka.„Trzeba umieć odmawiać”– Powiem szczerze, jestem dumny z premier – stwierdził w Poranku Radia TOK FM Jacek Żakowski. – Miło dostawać nagrody, pycha i próżność są łechtane. Ale trzeba umieć odmawiać pewnych nagród – zaznaczył publicysta. Dodał, że Kopacz przeszła próbę, którą przeszło niewielu polityków.

W najnowszym numerze „Wprost” wiąże Kamila Durczoka, dziennikarza TVN, z interwencją policji w mieszkaniu, w którym znajdował się m.in. „biały proszek”. Po publikacji Durczok musiał zaprzeczać w Poranku Radia TOK FM krążącym wcześniej pogłoskom, jakoby molestował seksualnie podwładne.

Latem ubiegłego roku „Wprost” ujawnił zapisy podsłuchanych rozmów m.in. członków rządu, polityków i biznesmenów, które uderzyły w gabinet Donalda Tuska. Za tamte teksty tygodnik otrzymał nagrodę Grand Press w kategorii news. Jacek Żakowski był wówczas jednym z trzech członków kapituły przyznającej wyróżnienie, którzy złożyli zdanie odrębne od tej decyzji.

Zobacz także

TOK FM

Dodaj komentarz