SKOK (10.03.15)

 

Kopacz: Od poparcia PSL dla in vitro ważniejsze jest poparcie mojego rozumu

look, 10.03.2015
Premier Kopacz na konferencji dotyczącej ustawy o in vitro

Premier Kopacz na konferencji dotyczącej ustawy o in vitro (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

– Muszę mieć przede wszystkim poparcie własnego rozumu, własnego sumienia i swojego odczucia, które mam, gdy rozmawiam z ludźmi. Nie przyszłam do rządu, żeby odgadywać nastroje, które są wśród koalicjantów – mówiła Ewa Kopacz o poparciu PSL w sprawie ustawy o in vitro
– W Polsce jest 1,5 mln bezpłodnych par, które czekają na dzieci. Chcemy powiedzieć tym ludziom: żyjecie w kraju, który chce was choć na chwilę uczynić szczęśliwymi. Ci ludzie potrzebują także ochrony prawnej i nowa ustawa im ją gwarantuje – mówiła Ewa Kopacz we wtorkowy wieczór w rozmowie z TVP.

Premier opowiadała o przyjętym we wtorek przez rząd projekcie ustawy o leczeniu niepłodności , który reguluje stosowanie metody in vitro w Polsce. Kopacz zaznaczyła, że wprowadzenie w życie projektu jest konieczne ze względu na brak uregulowań prawnych w tym obszarze.

– Każdy stan wprowadzający prawo jest lepszy niż stan bezprawia – mówiła premier. Podkreślała, że ochroną zostaną objęte także zarodki. – Tworzone w wyniku metody in vitro zarodki będą odpowiednio zabezpieczone. Dziś nie mają żadnego zabezpieczenia – zaznaczyła.

– Mam wrażenie, że PSL usiłuje wybić się na niepodległość. Ma pani w tej sprawie poparcie PSL? – Piotr Kraśko z TVP pytał premier.

– Muszę mieć poparcie własnego rozumu, własnego sumienia i swojego odczucia, które mam wtedy, gdy rozmawiam z ludźmi. Nie przyszłam do rządu, żeby odgadywać nastroje, które są wśród koalicjantów. Obowiązkiem premiera nie jest uciekanie od problemów, bo może się okazać, że nie ma większości parlamentarnej. Obowiązkiem jest rozwiązywanie ludzkich problemów. Ja się ich nie boję rozwiązywać – odpowiadała Kopacz.

Druga część rozmowy dotyczyła skutków wojny na Ukrainie. A dokładniej wzrastającej na wschodzie Europy obawy przed konfliktem z Rosją. – Donald Tusk w wywiadzie na „NYT” mówił: „Długi czas żyliśmy w przekonaniu, że wojna w naszej części świata jest niemożliwa. To iluzja”. Myśli pani, że sytuacja jest tak dramatyczna? – pytał Kraśko.

– Trzeba ją ocenić obiektywnie. Ja ją oceniam jako najpotężniejszych kryzys bezpieczeństwa od czasów zimnej wojny. Dlatego podejście lekceważące byłoby naiwnością. Ale przesadą jest wysyłanie sygnałów, które powodowałby niepokój wśród obywateli – mówiła Kopacz.

– Do niedawna panowało przekonanie, że Putin nie przekroczy granic NATO. Mam wrażenie, że teraz tej pewności nie ma. Dlatego Amerykanie wysłali właśnie na Łotwę 120 swoich czołgów . To wystarczy? – dopytywał Kraśko.

– NATO jest naszą gwarancją bezpieczeństwa. Do Sojuszu należy większość krajów UE i to jest naszą siłą. Ale jest też coś, co każdy kraj może zrobić oddzielnie – budować własną armię, która pozwoli powiedzieć: jesteśmy członkami NATO dobrze uzbrojonymi. I my to właśnie robimy. W expose obiecałam przekazać 2 proc. PKB na obronność i ta obietnica jest teraz realizowana – mówiła Kopacz.

Zobacz także

wyborcza.pl

Krzysztof Pieczyński: Kościół zahipnotyzował dwa miliardy ludzi

Jacek Gądek 
Dziennikarz Onet, 10.03.2015

Dwa mi­liar­dy ludzi są „za­hip­no­ty­zo­wa­ne” przez Ko­ściół, sądzi aktor Krzysz­tof Pie­czyń­ski. We­dług niego Ko­ściół nie pali cza­row­nic tylko dla­te­go, że już nie może. – Po­la­cy utra­ci­li swoją toż­sa­mość wraz z przy­ję­ciem chrztu – do­da­je i przed­sta­wia swoją zdu­mie­wa­ją­cą wizję oraz jej źró­dło.

Krzysztof Pieczyński

Foto: Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta Krzysztof Pieczyński

Jest Pan – tu cy­tu­ję – „opę­ta­ny nie­na­wi­ścią”?

Krzysz­tof Pie­czyń­ski: – Takie głosy do mnie nie do­szły.

Ale w sieci aż wrze: Krzysz­tof Pie­czyń­ski – aktor „opę­ta­ny nie­na­wi­ścią” do Ko­ścio­ła.

Lu­dzie oszczę­dza­ją mi ta­kich słów. Kilka ty­się­cy osób pi­sa­ło do mnie, po­dzie­la­jąc moje opi­nie na temat Ko­ścio­ła.

Na ponad ty­siąc ko­men­ta­rzy, jakie po Pana wy­po­wie­dzi w TVN24 po­ja­wi­ły się na Pana pro­fi­lu na Fa­ce­bo­oku, jed­nak było tro­chę ne­ga­tyw­nych.

Może 1 proc. Ten, kto wy­ra­zi swoją praw­dę, czy to do­ty­czy ro­dzi­ny, szko­ły, pracy, ko­ścio­ła czy po­li­ty­ki, otrzy­ma na­lep­kę „nie­na­wi­ści”. Lu­dzie roz­po­zna­ją w in­nych naj­szyb­ciej i naj­in­ten­syw­niej to, czym sami są, ale ukry­wa­ją to przed sobą. To syn­drom wy­par­cia.

Dla nie­któ­rych jest Pan wręcz „opę­ta­ny”.

Mo­ral­ność, która zdo­mi­no­wa­ła Po­la­ków, za­wie­ra się w motto: to, czego oczy nie widzą, serca nie boli. Opę­ta­ni są chrze­ści­ja­nie przez chrze­ści­jań­stwo.

Od po­cząt­ku?

Od IV w., kiedy rzym­ski ce­sarz Kon­stan­tyn prze­jął wła­dzę i za­czę­ły się mordy na wszyst­kich, któ­rzy nie chcie­li przy­jąć chrze­ści­jań­stwa.

Wcze­śniej chrze­ści­jań­stwo było we­dług Pana dobre?

Było in­te­re­su­ją­ce i miało po­ten­cjał współ­pra­cy z in­ny­mi. Wcze­sne chrze­ści­jań­stwo było gno­stycz­ne. Gno­sty­cy chrze­ści­jań­scy mogli swo­bod­nie po­ro­zu­mie­wać się z gno­sty­ka­mi egip­ski­mi, Dru­ida­mi, wy­znaw­ca­mi Odyna w całej pół­noc­nej Eu­ro­pie aż po Indie.

Ko­ściół od dawna nie pali już cza­row­nic na sto­sach.

Tylko dla­te­go że nie może.

Tak?

Więk­szość ludzi jest tak za­hip­no­ty­zo­wa­na, że tego nie widzi, a prze­cież men­tal­ność Ko­ścio­ła wcale się nie zmie­ni­ła. Stąd słowa nie­na­wi­ści i po­mysł, by eg­zor­cy­zmo­wać tych, któ­rzy widzą kłam­stwa i hi­po­kry­zję Ko­ścio­ła.

Mentalność Kościoła wcale się nie zmieniła. Stąd słowa nienawiści i pomysł, by egzorcyzmować tych, którzy widzą kłamstwa i hipokryzję Kościoła.

Krzysztof Pieczyński

To jak Pana zda­niem dzia­ła Ko­ściół?

Po wy­ko­rzy­sta­niu wszyst­kich bru­tal­nych metod się­gnął do dy­plo­ma­cji, na­kła­da­nia po­dat­ków na ludzi, eks­ko­mu­ni­ko­wa­nia nie­po­słusz­nych, ma­ni­fe­sto­wa­nia swo­jej wła­dzy, pa­le­nia ludzi – he­re­ty­ków jak Gior­da­no Bruno. Ko­ściół palił za wie­dzę. Kazał ro­dzi­nom osób po­dej­rza­nych o wam­pi­ryzm wy­ko­py­wać zwło­ki i ob­ci­nać im głowy. Re­for­ma­cja jed­nak zmie­ni­ła układ sił w Eu­ro­pie i po­zba­wi­ła pa­pie­stwo nie­po­dziel­nej wła­dzy, ale w tym cza­sie w Pol­sce nic się nie dzia­ło – już wtedy by­li­śmy za że­la­zną kur­ty­ną. A teraz Ko­ściół sku­pia się na ma­ni­pu­la­cji naszą pod­świa­do­mo­ścią.

?

Ist­nie­je pod­świa­do­mość, świa­do­mość i nad­świa­do­mość. Świa­do­mość po­ma­ga nam po­ru­szać się w świe­cie. To ego roz­róż­nia świat przez zmy­sły – dzie­li świat na prze­szły, te­raź­niej­szy i przy­szły. Czło­wiekjest jed­nak głęb­szy: ma też pod­świa­do­mość czy duszę – która żyje poza cza­sem – i nad­świa­do­mość.

I Ko­ściół Panu coś burzy?

Ko­ściół wpro­wa­dza w pod­świa­do­mość czło­wie­ka swoją wła­sną ma­try­cę: je­steś nikim i tylko Ko­ściół może cię do­pro­wa­dzić do Boga. Nasza pod­świa­do­mość żyje poza cza­sem i prze­strze­nią, po­tra­fi też kre­ować to, co uzna za praw­dę – na tej za­sa­dzie dzia­ła­ją uzdro­wie­nia. Omi­ja­nie świa­do­mo­ści i umiesz­cza­nie bez wie­dzy czło­wie­ka in­for­ma­cji w jego pod­świa­do­mo­ści może go znie­wo­lić i za­mie­nić w bez­wol­ną ma­szy­nę.

Pan w sobie tę „ma­try­cę” widzi?

Tak. I wiele lat z nią wal­czę. Nasza dusza jest twór­czym, bo­skim in­stru­men­tem, do­star­cza­jąc wie­dzę przy­po­mi­na­my jej o tym, co za­po­mnia­ła prze­cho­dząc w ma­te­rię. Jeśli po­mię­dzy świa­do­mość a pod­świa­do­mość zo­sta­nie wło­żo­na jakaś ma­try­ca, to dusza jest okła­my­wa­na. Krzy­że, ce­re­mo­nie, ka­dzi­dła, dzwo­ny – to czar­na magia, dzię­ki któ­rej Ko­ściół za­wład­nął du­sza­mi dwóch mi­liar­dów ludzi. Pań­stwo po­win­no więc za­pew­nić oby­wa­te­lom ochro­nę przed Ko­ścio­łem. Tym­cza­sem, mając na su­mie­niu zbrod­nie, Ko­ściół wpły­wa na de­cy­zje pań­stwa i wtrą­ca się do edu­ka­cji. Jak lu­dzie mogą wi­dzieć w nim au­to­ry­tet?

Pan jak od­po­wia­da sobie na to py­ta­nie?

Są za­hip­no­ty­zo­wa­ni. To jest zbio­ro­wa hip­no­za. A pol­ski pa­pież Jan Paweł II uczy­nił Ko­ściół jesz­cze bar­dziej bez­kar­nym. Wszyst­kie afery są za­ła­twia­ne za mu­ra­mi ko­ścio­łów. Nie­prze­jed­na­ny sto­su­nek wobec sto­so­wa­nia pre­zer­wa­tyw i środ­ków an­ty­kon­cep­cyj­nych jest nie tylko do­wo­dem za­co­fa­nia, ale i okru­cień­stwa.

Ludzie są zahipnotyzowani. To jest zbiorowa hipnoza. A polski papież Jan Paweł II uczynił Kościół jeszcze bardziej bezkarnym. Wszystkie afery są załatwiane za murami kościołów.

Krzysztof Pieczyński

Zo­stał uzna­ny za świę­te­go.

Świę­tość to wy­mysł czło­wie­ka. Ko­ściół też nie jest świę­ty, bo prze­szka­dza w przy­spie­szo­nej ewo­lu­cji czło­wie­ka.

A jak mia­ła­by ona wy­glą­dać?

Po­zwo­li­ła­by od­zy­skać pięk­no czło­wie­ka ada­mo­we­go – ta­kie­go, jakim był Adam, pierw­szy czło­wiek, który miał ciało ze świa­tła. Ko­ściół prze­szka­dza w od­zy­ska­niu przez czło­wie­ka tej „szaty chwa­ły”.

Ze świa­tła?

Każda cząst­ka ma­te­rii, każdy elek­tron w ato­mie ma swoją rów­no­war­tość ma­te­ma­tycz­ną w czą­st­ce świa­tła. Nasze ciało może zo­stać prze­bu­do­wa­ne w zgo­dzie z bo­skim ob­ra­zem. To wła­śnie jest nowa ewo­lu­cja, którą przy­niósł Chry­stus. Gdy to już się sta­nie, re­li­gia nie bę­dzie po­trzeb­na, bo o Bogu bę­dzie­my mówić w ka­te­go­riach wie­dzy.

Ko­ściel­ne dzwo­ny, o któ­rych Pan wspo­mniał, w tym Panu prze­szka­dza­ją?

Ko­ściół, także po­przez dzwo­ny, wło­żył nam do pod­świa­do­mo­ści swój pro­gram: strach za­miast nowej ewo­lu­cji. Każde ude­rze­nie dzwo­nu – szcze­gól­nie w nocy, kiedy czło­wiek śpi – jest in­for­ma­cją dla pod­świa­do­mo­ści, kto tu ma wła­dzę.

A Pan co robi?

Od 15 lat jeż­dżę ze swo­imi książ­ka­mi i spo­ty­kam się z ludź­mi. Mówię im, żeby nie po­zwo­li­li ni­ko­mu znisz­czyć swo­jej wraż­li­wo­ści.

Jeśli czy­jaś wraż­li­wość jest ka­to­lic­ka, to co? We­dług Pana jest spa­czo­na?

Nie ma cze­goś ta­kie­go jak wraż­li­wość i toż­sa­mość ka­to­lic­ka. Do swo­jej toż­sa­mo­ści czło­wiek do­cho­dzi długą i żmud­ną drogą.

Można prze­cież – i wiele osób tak czyni – pa­trzeć na świat przez pry­zmat wiary.

Wolę pa­trzeć na świat przez wła­sny pry­zmat. Wła­sny­mi ocza­mi i ser­cem, bo to nasza nie­win­ność jest po­cząt­kiem drogi do bo­sko­ści.

W Pol­sce ponad 90 proc. osób to wie­rzą­cy ka­to­li­cy. I co? Nie­mal wszy­scy lu­dzie w tym kraju są spa­cze­ni?

Ka­to­li­cy po­zwo­li­li na hi­po­kry­zję Ko­ścio­ło­wi i sobie. Nie widzą, co Ko­ściół robi z dzieć­mi, po­zwa­la­ją mu na bycie ponad pra­wem. W ma­łych mia­stecz­kach lu­dzie uwa­ża­ją, że aku­punk­tu­ra po­cho­dzi od dia­bła. To jest stan du­cho­wej świa­do­mo­ści Po­la­ków. O tym, czy 90 proc. Po­la­ków jest ka­to­li­ka­mi, do­wie­my się, gdy pań­stwo prze­sta­nie fi­nan­so­wać Ko­ściół z po­dat­ków, a wier­ni będą go sami utrzy­my­wać. A pro­szę mi po­wie­dzieć: jakie są kon­se­kwen­cje pierw­sze­go zda­nia, które sły­szy dziec­ko, idąc na lek­cję re­li­gii – „Bóg kocha Cię bar­dziej niż Twój tatuś i ma­mu­sia”.

Nigdy nie sły­sza­łem ta­kie­go zda­nia na lek­cjach re­li­gii.

To zda­nie jest ni­czym w po­rów­na­niu z bred­nia­mi, któ­rych uczy się dzie­ci.

A Pan cho­dził na re­li­gię?

Nie. I nie wiem, czy je­śli­bym cho­dził, to miał­bym teraz siłę mówić to, co mówię.

Zna Pan kogoś, kto po­dzie­la taką Pana wizję du­cho­wo­ści?

Mi­liard ludzi na świe­cie. To Po­la­cy wleką się w ogo­nie ludz­ko­ści. Po­la­cy są ludź­mi znie­wo­lo­ny­mi, któ­rzy nie chcą się obu­dzić.

A nie po­my­ślał Pan, że lu­dzie po pro­stu od­naj­du­ją się w Ko­ście­le?

Na tym po­le­ga do­sko­na­łość in­dok­try­na­cji.

W takim razie każdy wybór można by uznać za na­rzu­co­ny. I nawet jeśli ktoś mówi, że wy­brał Ko­ściół, to we­dług Pana tak nie jest, bo ten ktoś jest zma­ni­pu­lo­wa­ny…

Ko­ściół wpro­wa­dził swoją ma­try­cę w pod­świa­do­mość ludz­ko­ści. To pró­bu­ję mówić od 15 lat, ale nikt mnie nie sły­szy.

Fak­tycz­nie nie za­uwa­ży­łem, aby taka wizja spo­tka­ła się z po­zy­tyw­nym albo sze­ro­kim od­bio­rem.

Po­ziom świa­do­mo­ści du­cho­wej Po­la­ków jest niski. Po­la­cy są bar­dziej obu­dze­ni po­li­tycz­nie. Wie­dzą, że Putin jest zły i ma 80 proc. po­par­cia spo­łecz­ne­go, po­nie­waż opo­zy­cja w Rosji nie ma do­stę­pu do me­diów. To samo jest w Pol­sce z re­li­gią. Ist­nie­je jedna, ka­to­lic­ka kor­po­ra­cja, która kon­tro­lu­je media, po­li­ty­ków i sys­tem edu­ka­cji. W ich rę­kach są dzie­ci – wy­cho­wy­wa­ne w prze­są­dach.

Moja wizja ma nie­wiel­ki od­biór, bo nie­wie­le osób o niej wie. Za­prze­stań­cie nie­na­wi­ści i daj­cie mi media do dys­po­zy­cji, a stwo­rzę fun­da­ment, bez któ­re­go nie ma rów­no­wa­gi. Obec­nie każda sfera życia w Pol­sce jest ska­to­li­czo­na: urzę­dy, szko­ły, sys­tem praw­ny. W sen­sie du­cho­wym je­ste­śmy tam, gdzie są Ro­sja­nie w sen­sie świa­do­mo­ści po­li­tycz­nej. Na moje spo­tka­nia przy­cho­dzi 40-50 osób. I to wszyst­ko.

Pana spo­tka­nia są li­te­rac­kie – nie re­li­gij­ne?

Li­te­rac­kie, ale za­wsze mówię o Bogu, dla­te­go nie­któ­rzy myślą, że je­stem ka­to­li­kiem.

Czuje się Pan siew­cą nowej wiary?

Nowej? Nie. Chcę uwol­nie­nia czło­wie­ka od re­li­gii, bo Po­la­cy utra­ci­li swoją toż­sa­mość wraz z przy­ję­ciem chrztu.

To mówi Pan na spo­tka­niach?

Nigdy nie mówię o Ko­ście­le. Mówię o Bogu bez re­li­gii. Wtedy za­wsze ze dwie osoby wy­cho­dzą, prze­kli­na­jąc pod nosem – to fun­da­men­ta­li­ści. Po­ło­wa za­cho­wu­je re­zer­wę. A resz­ta jest za­cie­ka­wio­na – gdyby jed­nak tych 40-50 proc. ludzi wy­pi­sa­ło się z Ko­ścio­ła, to Pol­ska od­zy­ska­ła­by nie­pod­le­głość.

Pan się łudzi, że tak bę­dzie?

Zo­ba­czy­my.

Kiedy?

Nie wiem, ale zo­ba­czy­łem, jak bę­dzie wy­glą­dał Ko­ściół w przy­szło­ści. In­tu­icyj­nie zo­ba­czy­łem, że Wa­ty­kan nie ist­nie­je, a Ko­ściół wy­rzekł się ca­łe­go ma­jąt­ku i ist­nie­je w ma­łych en­kla­wach, gdzie ko­bie­ta i męż­czy­zna są ka­pła­na­mi – na rów­nych pra­wach. I każdy czło­wiek może tam pójść i po­roz­ma­wiać o Ewan­ge­lii To­ma­sza: „Pod­nieś ka­mień a znaj­dziesz mnie tam. Roz­łup drze­wo a będę w nim”.

Jezus z Na­za­re­tu mówi, że Chry­stus jest sub­stan­cją, która prze­ni­ka wszyst­ko i jest pod­sta­wo­wym bu­dul­cem życia – to jest Zjed­no­czo­ne Pole Ener­gii, czyli prze­strzeń kwan­to­wa.

Co jest źró­dłem ta­kiej Pana wizji?

Przez 25 lat szu­kam drogi do wła­snej duszy, a kiedy czło­wiek na ta­kiej dro­dze jest ab­so­lut­nie sam, to rodzi się w nim we­wnętrz­ny prze­wod­nik. To on przez ob­ra­zy i sym­bo­le mnie pro­wa­dzi.

„Mówi Pan bzdu­ry!” – i co Pan od­po­wie na taką ocenę?

Nic. Nie chcę roz­ma­wiać z ludź­mi Ko­ścio­ła ani z po­li­ty­ka­mi. Roz­mo­wa z panem też jest bo­le­sna. Ni­ko­mu nic nie na­rzu­cam, tylko mówię o Bogu bez in­dok­try­na­cji – do tego się przy­go­to­wy­wa­łem przez 25 lat i temu po­świe­ci­łem 15 lat życia w Pol­sce. I przez ten okres cza­sa­mi otrzy­mu­ję znak, in­for­ma­cję ze swo­jej pod­świa­do­mo­ści.

Pan cią­gle usi­łu­je prze­ko­ny­wać ludzi do swo­jej wizji?

In­spi­ro­wać.

Na ilu spo­tka­niach mówił Pan o tym?

Na około stu. Za­czę­ło się od ksią­żek i po­ezji. Moje książ­ki są wła­śnie na ten temat.

I lu­dzie cza­sa­mi wy­cho­dzą i mówią: „a ten Pie­czyń­ski to chrza­ni…”.

Nie sły­sza­łem ta­kich słów, ale część może tak myśli. Kie­dyś nie chcia­łem przy­jąć księ­dza po ko­lę­dzie, wtedy mi­ni­strant po­wie­dział do mnie: weź spier­da…! A ja po pro­stu nie mam po­trze­by, by go­ścić księ­dza.

Jak Pan idzie ulicą przez mia­sto, to chyba Panu przy­kro, bo do­oko­ła ko­ścio­ły i

krzy­że.

Te krzy­że dzia­ła­ją na pod­świa­do­mość. Na­le­ży je usu­nąć ze wszyst­kich pu­blicz­nych miejsc z wy­jąt­kiem ko­ścio­łów. Prze­strzeń pu­blicz­na nie może być miej­scem in­dok­try­na­cji.

Czuje się Pan po­zba­wio­ny cze­goś przez Ko­ściół?

Ab­so­lut­nie – tak się czuję. Je­stem okra­dzio­ny z part­ne­rów do twór­czej roz­mo­wy, bo Ko­ściół prze­nik­nął także kul­tu­rę i sztu­kę. Przez to lu­dzie w Pol­sce pro­du­ku­ją zbyt wiele mi­zer­nych kopii tego, co stwo­rzo­no w in­nych kra­jach. Wi­docz­nie wsty­dzą się sie­bie i ro­biąc kalki myślą, że przez to będą lepsi.

A gdyby ktoś Panu za­pro­po­no­wał od­pra­wie­nie nad Panem eg­zor­cy­zmów?

To ja za­pro­po­nu­ję, by po­sta­wić Ko­ściół przed try­bu­na­łem za zbrod­nie prze­ciw­ko ludz­ko­ści. Bo te zbrod­nie żyją w na­szej zbio­ro­wej pod­świa­do­mo­ści. Czło­wiek rodzi się z ich trau­mą, a nie z grze­chem pier­wo­rod­nym. To, o czym mówię, to rze­czy dla mnie bar­dzo emo­cjo­nal­ne, na­to­miast Ko­ściół opa­no­wał umie­jęt­ność nie­wy­ra­ża­nia emo­cji i praw­dy, kon­tro­lu­je się, jest w tym mi­strzem.

Onet.pl

ZIÓŁKOWSKA: IN VITRO – PIERWSZY KROK ZA NAMI. WRESZCIE!

AGNIESZKA ZIÓŁKOWSKA, 10.03.2015

Czasem miałam wrażenie, że nie doczekam tego dnia.

10 marca rząd przyjął projekt ustawy o leczeniu niepłodności przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia. Niewiarygodne, zwłaszcza jeśli pomyślimy, że zabiegi in vitro wykonywane są w Polsce od 27 lat!

 

Jednak dopiero dziś doczekaliśmy się pierwszego kroku w stronę ucywilizowania leczenia niepłodności w Polsce i przyjęcia ustawy o in vitro, a zatem zagwarantowania bezpieczeństwa osobom, które się leczą dzięki metodom wspomaganego rozrodu, i ich dzieciom. Bo o to przede wszystkim chodzi.

 

Rządowi chodzi pewnie również o to, żeby uniknąć niebotycznej kary, którą najprawdopodobniej zasądziłby za opieszałość w implementowaniu prawa unijnego Trybunał w Strasburgu.

 

 

Polska jest jedynym krajem UE, w którym leczy się niepłodność metodami zaawansowanymi, ale który kwestii in vitro nie uregulował prawnie.

 

Do tej pory nie wdrożyliśmy dyrektyw unijnych dotyczących postępowania z trzema kategoriami tkanek i komórek: rozrodczych, zarodkowych i tkanek płodu (wymagania odnośnie dawstwa, pobierania i badania komórek oraz procedury dotyczące kodowania, przetwarzania, konserwowania, przechowywania i dystrybucji tkanek i komórek ludzkich); powinniśmy ją implementować w 2006 roku. We wrześniu zeszłego roku Komisja Europejska pozwała Polskę do Trybunału Sprawiedliwości za tę wieloletnią zwłokę. Straszak podziałał, zwłaszcza że kary naliczane są dziennie, a KE skarżąc Szwecję, żądała w Trybunale po 50 tys. euro za każdy dzień zwłoki. Łatwo to policzyć.

 

Z dyrektyw unijnych wynika m.in. obowiązek prowadzenia krajowego rejestru procedur, dawców, liczby zarodków, transferów, zamrożonych zarodków etc. Wprowadzenie tych regulacji na poziomie centralnym, tak jak jest w projekcie ustawy przyjętym dziś przez rząd, gwarantuje wreszcie bezpieczeństwo procedur, kontrolę, standaryzację leczenia i postępowania lekarzy oraz wszystkich klinik, które leczą niepłodność metodami wspomaganego rozrodu, a nie tylko tych 26 ośrodków objętych programem ministerialnym (którego skuteczność okazała się bardzo wysoka, wynosi 29% co jest zbliżone do europejskich standardów).

 

Dotychczasowy rządowy program in vitro, oparty na rozporządzeniu ministerialnym, nie gwarantował tego bezpieczeństwa. Zmiana na stanowisku ministra na kogoś przeciwnego leczeniu niepłodności metodami zaawansowanymi mogłaby doprowadzić do zamknięcia programu, nie wspominając o tym, że nie wszystkie polskie kliniki spełniają standardy postępowania określone dyrektywą. Kiedy sejm przegłosuje ustawę – będą musiały; to, co było praktyką postępowania w nielicznych przypadkach, wreszcie stanie się obowiązującą normą i będzie podlegało centralnej kontroli.

 

Czego zabrakło w przyjętym dziś projekcie ustawy? Duże wątpliwości budzi zapis o anonimowym dawstwie.

 

W większości krajów europejskich (w Szwecji już w 1987 roku!), po serii procesów wygrywanych przez osoby poczęte w ten sposób, wprowadzono zakaz anonimowego dawstwa. Stowarzyszenie Nasz Bocian postulowało – kompromisowo – wprowadzenie zapisu o dwóch ścieżkach, umożliwiających jawne bądź niejawne dawstwo. W opcji anonimowej jedyna informacja, o którą mogą wystąpić osoby poczęte dzięki komórkom dawców, i to po ukończeniu 18 roku życia, obejmuje rok urodzenia dawcy oraz podstawową historię medyczną.

 

W projekcie ustawy pominięto również problem badań potencjalnych dawców i biorców pod kątem stabilności psychicznej, kompletnie ignorując psychospołeczny aspekt dawstwa i rodzicielstwa niegenetycznego. Nie ma też ani słowa o konsultacjach i wsparciu psychologicznym dla osób starających się o potomstwo metodą in vitro ani o państwowej refundacji in vitro.

 

Tak więc przyjęcie przez rząd tego projektu to naprawdę pierwszy, minimalny krok. Jeszcze wiele przed nami. Teraz sprawdzian czeka parlamentarzystów.

 

 

**Dziennik Opinii nr 69/2015 (853)

Krytyka Polityczna

 

Kopacz odcina się od starć z PSL: „Każda partia ma swój program i swoje opinie”

MT, 10.03.2015
Premier Ewa Kopacz

Premier Ewa Kopacz (Fot. Sławomir Kamiński/ Agencja Gazeta)

„Każda partia ma swój program, swoich liderów, głosi swoje opinie. Ja muszę mieć przede wszystkim poparcie własnego rozumu” – mówi Ewa Kopacz w wywiadzie dla TVP Info. Wypowiada się też o głośnym przypadku błędu przy zapłodnieniu in vitro.
Premier Ewa Kopacz w rozmowie z Piotrem Kraśką z TVP Info wypowiedziała się między innymi na temat zabiegów zapłodnienia in vitro. Zapytana o głośny przypadek kobiety, która na skutek błędu urodziła nie swoje dziecko, podkreśliła, że w takich sytuacjach pacjentom brakuje ochrony prawnej. – Pomyłki medyczne zdarzają się i pewnie będą się zdarzać – stwierdziła premier, podkreślając, że nic, co zależy od ludzi, nie jest nigdy pewne. – Jeśliby ta cała historia miała być konsekwencją błędu medycznego, to ona została sama z tym problemem. Nie ma możliwości dochodzenia swoich praw odszkodowania – dodała.
Premier podkreśliła, że program finansowania in vitro daje efekty, ale stwierdziła, że wciąż potrzebna jest „ochrona prawna godności ludzkiej, ale też zarodków, które będą w wyniku tej metody tworzone”.

„Każda partia ma swój program”

Zapytana o to, czy czuje, że ma w tej sprawie poparcie głównego koalicjanta, PSL, zasugerowała, że jest to mniej istotne. – Ja muszę mieć przede wszystkim poparcie własnego rozumu, sumienia i swojego odczucia wtedy, kiedy rozmawiam z ludźmi – odparła. – Obowiązkiem premiera jest przede wszystkim rozwiązywanie problemów – dodała.

Dziennikarz przypomniał jednak, że najważniejsi politycy PSL – w tym kandydat partii na prezydenta Adam Jarubas – wyrażają ostatnio coraz częściej poglądy sprzeczne z tymi wygłaszanymi przez PO. – Każda partia ma swój program, swoich liderów, głosi swoje opinie w różnych sprawach. Ja nie zabieram moim koalicjantom prawa do tego, żeby wyrażali swoje opinie – stwierdziła Kopacz.

„Kochani, sukces przed wysiłkiem jest tylko w słowniku”

Piotr Kraśko pochwalił panią premier za realizację części obietnic złożonych w jej exposé. Stwierdził jednak, że ministrowie za mało mówią obywatelom o tym, co robią. – Rząd rozmawia z ludźmi – odparła Kopacz. – Mam wiele dobrych ocen ministrów, kiedy wyjeżdżają w teren, kiedy nie towarzyszą im kamery – dodała. Stwierdziła też, że ciągle motywuje ministrów do wytężonej pracy. – Mówię: tu musimy przyspieszyć, ludzie na to czekają, więc proszę dzisiaj – do roboty, kochani, bo sukces przed wysiłkiem jest tylko w słowniku – powiedziała.

Musimy być krajem dobrze uzbrojonym

Zapytana o kwestię konfliktu na Ukrainie odparła, że uważa całą sytuację za „najpotężniejszy kryzys bezpieczeństwa w Europie od czasów zimnej wojny”. – Lekceważenie tej sytuacji byłoby naiwnością – podkreśliła Kopacz. – Ale też wysyłanie dzisiaj sygnałów, które powodowałyby niepokój wśród obywateli naszego kraju czy też innego kraju europejskiego, byłoby przesadą – zaznaczyła.

Premier przypomniała, że na kijowskim Majdanie po raz pierwszy za solidarność europejską ginęli ludzie. – Trzeba uszanować decyzję Ukrainy, że chce integrować się z Europą i widzi w tym swój rozwój, a z drugiej strony potępić tego, który nie uszanował tej decyzji – stwierdziła.

Premier Kopacz w tym kontekście podkreśliła też, że powinniśmy jako kraj mieć poczucie bycia członkiem NATO, ale mimo to konsekwentnie budować własną armię. – Powinniśmy móc powiedzieć: „My jesteśmy członkami NATO, ale tymi dobrze uzbrojonymi” – zaznaczyła, przypominając o obietnicy przeznaczania na wojsko 2 proc. PKB.

Zobacz także

TOK FM

Kreml oficjalnie wznawia wyścig zbrojeń

Bartosz T. Wieliński, 10.03.2015
Rosyjscy żołnierze podczas ćwiczeń w Petersburgu

Rosyjscy żołnierze podczas ćwiczeń w Petersburgu (123RF)

Rosja wypowiada traktat o zbrojeniach konwencjonalnych w Europie. To znak, że wracamy do zimnej wojny.
„Całkowicie kończymy działalność związaną z traktatem” – taką wiadomość zupełnie niespodziewanie ogłosił we wtorek wieczorem rosyjski MSZ. W ten sposób system bezpieczeństwa istniejący w Europie od upadku muru berlińskiego kompletnie się rozsypał.Podpisany w listopadzie 1990 r. traktat o zbrojeniach konwencjonalnych przewidywał górne limity uzbrojenia w Europie. Państwa NATO i rozsypującego się wówczas Układu Warszawskiego zgodziły się, że żaden z bloków nie będzie miał w Europie więcej niż 20 tys. czołgów, 20 tys. armat czy 6,8 tys. samolotów bojowych. Nadliczbowy sprzęt miał zostać zniszczony w ciągu kilku lat, przestrzeganie traktatu miały kontrolować inspekcje. W ten sposób świat kończył zimnowojenny wyścig zbrojeń. Rok później rozwiązano Układ Warszawski, a ZSRR się rozpadł.Traktat w 1999 r. zmodyfikowano, by dopasować go do nowej mapy Europy, i wtedy zaczęły się pierwsze przepychanki. Zachód odmówił ratyfikacji nowej wersji porozumienia, bo Rosja utrzymywała zbyt wielkie „siły pokojowe” na terenie Gruzji i Mołdawii. Rosja z kolei uznała, że rozszerzenie NATO narusza traktat, bo armie nowych członków paktu zwiększają jego siły ponad przewidziane limity. Gdy w 2007 r.  USA zapowiedziały budowę tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach, a także baz wojskowych w Rumunii i Bułgarii, Rosja zawiesiła udział w traktacie. Teraz wycofuje się z niego całkowicie. – Robiliśmy wszystko, co możliwe, by utrzymać system kontroli zbrojeń. NATO wolało obchodzić traktat – mówił Anton Masur, wiceprzewodniczący rosyjskiej delegacji na wiedeńskie negocjacje w sprawie traktatu. Moskwa oświadczyła, że wróci do rozmów, gdy „nasi partnerzy będą do tego gotowi”.Decyzja o wypowiedzeniu traktatu nie oznacza, że Rosja od jutra rozpoczyna wielkie zbrojenia, a do jednostek napłynie strumień nowych czołgów, armat i samolotów. Jednak formalnie Rosji nic już nie krępuje. – To straszak – mówi nam unijny dyplomata. Nie można wykluczyć, że Rosja celowo ostentacyjnie opuszcza rozbrojeniowy traktat, by nastraszyć zachodnie społeczeństwa perspektywą wojny. W latach 80., w apogeum wyścigu zbrojeń, na ulice miast wychodziły tysiące ludzi, domagając się pokoju i rozbrojenia oraz protestując przeciwko rozmieszczaniu amerykańskich rakiet średniego zasięgu Pershing w zachodnich Niemczech. Część działaczy pokojowych inspirowało wówczas KGB, ale ta manipulacja mogła być skuteczna, bo trafiała na podatny grunt.Podczas wojny na Ukrainie ujawniło się na Zachodzie mnóstwo ludzi sympatyzujących z Kremlem i obarczających NATO winą za konflikt. Gdyby udało się ich dodatkowo przestraszyć wizją nowego wyścigu zbrojeń i zmobilizować w sprawie pokoju, kto wie, czy nie zmusiłoby to unijnych rządów do złagodzenia polityki wobec Rosji.

Traktat o zbrojeniach konwencjonalnych nie jest jedynym porozumieniem, które Kreml może wypowiedzieć. USA od jakiegoś czasu alarmują, że Rosja łamie traktat o likwidacji rakiet średniego zasięgu, który zabrania prowadzenia prac nad pociskami przenoszącymi głowice jądrowe o zasięgu od 500 do 5 tys. km i ich posiadania. A nad takimi rakietami Rosja ma właśnie pracować. Jeśli rozmieści je w obwodzie kaliningradzkim, w ich zasięgu będzie cała Europa Zachodnia.

Nasz rozmówca uważa jednak, że Unia nie da się zastraszyć. Rosja może wręcz strzelić sobie w stopę. Względny spokój na Ukrainie po podpisaniu rozejmu w Mińsku stwarzał klimat do wstępnych rozmów o zniesieniu sankcji. Skoro Rosja sięga po straszak, to na zniesienie sankcji raczej nie ma szans.

Zobacz także

wyborcza.pl

Grzegorz Bierecki zawieszony przez PiS. Kopacz: Sytuacja jest bardzo poważna

MT, PAP, 10.03.2015
Senator PiS Grzegorz Bierecki, były szef Krajowej SKOK

Senator PiS Grzegorz Bierecki, były szef Krajowej SKOK (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak podjął decyzję o zawieszeniu senatora Grzegorza Biereckiego – poinformował rzecznik partii Marcin Mastalerek. Błaszczak zażądał od senatora wyjaśnień w związku z publikacjami nt. SKOK-ów.
„Przewodniczący Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość Mariusz Błaszczak w uzgodnieniu z Prezesem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyńskim podjął decyzję o zawieszeniu w prawach członka klubu senatora Grzegorza Biereckiego. Jednocześnie przewodniczący zwrócił się do senatora Biereckiego o wyjaśnienia w sprawach opisanych w ostatnich dniach przez media” – brzmi komunikat podpisany przez rzecznika PiS Marcina Mastalerka.
Bierecki jest członkiem senackiego klubu PiS. Nie jest jednak członkiem partii.

„Wprost”: Wyprowadził miliony ze SKOK-ów

Tygodnik „Wprost” napisał w ostatnim numerze, że senator PiS i „twórca SKOK-ów Grzegorz Bierecki wyprowadził kilkadziesiąt milionów złotych do spółki, której dziś jest właścicielem i prezesem”. Takie wnioski – napisał tygodnik – „płyną z pisma, które szef Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak wysłał do najważniejszych osób w państwie”. „Gazeta Wyborcza” napisała, że list szefa KNF otrzymała premier Ewa Kopacz, marszałek Senatu oraz szefowie CBA i ABW. Czytaj więcej na ten temat >>>

Kopacz: Sytuacja jest bardzo poważna

Zapytana o tę sprawę Kopacz powiedziała na konferencji prasowej, że zapoznała się z pismem Jakubiaka. Jak mówiła, otrzymała je do wiadomości, a kierowane było do szefa CBA Pawła Wojtunika i szefa ABW płk. Dariusza Łuczaka. – Zarówno CBA, jak i ABW, które były adresatami tego pisma, pewnie zajmują się analizą formalnoprawną tego pisma i ewentualnie oceną tego pisma, ale sytuacja jest bardzo poważna. Uważam, że tę sytuację należy wyjaśnić – powiedziała Kopacz. Zapewniła, że zarówno CBA, jak i ABW „dołożą wszelkich starań, aby wyjaśnić sytuację dotyczącą SKOK-ów”.

W związku z publikacjami nt. SKOK 18 marca odbędzie się posiedzenie sejmowej komisji finansów publicznych ws. SKOK, ma mieć charakter niejawny.

Zobacz także

TOK FM

 

Po występie Urbana w stroju biskupa Polsat News zdejmuje „Skandalistów” z anteny. Zastępca zawieszony

Michał Wilgocki, 10.03.2015
 Przebrany za biskupa Jerzy Urban w programie

Przebrany za biskupa Jerzy Urban w programie „Skandaliści” (Fot. YouTube)

– Zarząd telewizji Polsat podjął decyzję o zdjęciu z anteny Polsat News programu o nazwie „Skandaliści”. Zarząd podjął również decyzję o zawieszeniu w pełnieniu obowiązków zastępcy dyrektora kanału Polsat News – pisze stacja w komunikacie rozesłanym mediom. Telewizja podjęła decyzję po programie, w którym Jerzy Urban wystąpił w stroju biskupa i zapalił papierosa na antenie.
„Skandaliści” przetrwali na antenie tylko kilka tygodni. Stacja wyemitowała w sumie trzy odcinki show prowadzonego przez Agnieszkę Gozdyrę, która w lutym tak zapowiadała swoje plany:- Zaproponujemy widzom rozmowy z bohaterami, którzy poruszają wyobraźnię tłumów: politykami, artystami, ludźmi mediów, publicystami. Zaprosimy ich do rozmowy, w której może zdarzyć się wszystko. Skonfrontujemy z wizerunkiem, który sami wykreowali bądź jaki został im narzuconym – mówiła portalowi Wirtualnemedia.pl.W jednym z odcinków wystąpił Janusz Korwin-Mikke, w innym – Janusz Palikot. Jednak najwięcej emocji wzbudził odcinek z udziałem Jerzego Urbana. Redaktor naczelny tygodnika „Nie” wystąpił przebrany za biskupa. W trakcie rozmowy zasugerował, że jego przebranie to pomysł Gozdyry.- Ja nie lubię dzieci, a pani mi kazała włożyć strój pedofila – mówił. W pewnym momencie programu Urban powiedział, że chce zapalić papierosa, na co prowadząca mu pozwoliła.W drugiej części Urban został przebadany wariografem, a w trzeciej do studia zaproszono Artura Zawiszę z Ruchu Narodowego. Zawisza nie chciał podać ręki Urbanowi, a rozmowę goście zaczęli od licytacji, kto jest większym Goebbelsem. Zawisza mówił o Goebbelsie stanu wojennego, Urban ripostował, że niemiecki minister propagandy był nacjonalistą.Na YouTubie można obejrzeć cały, blisko godzinny odcinek z 7 marca.

Zobacz także

wyborcza.pl

SLD chciało wycofać poparcie dla Ogórek. Drastycznie obcięło jej budżet na kampanię

Magdalena Ogórek jest skonfliktowana z politykami SLD
Magdalena Ogórek jest skonfliktowana z politykami SLD Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Gazeta

Politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej oficjalnie zapewniają, że wierzą w wyborczy sukces Magdaleny Ogórek. Tym zapewnieniom przeczą jednak konkrety. Budżet na kampanię kandydatki SLD w ciągu kilku tygodni stopniał z 2 mln zł do niespełna 0,5 mln zł – pisze “Rzeczpospolita”.

“Rz” zwraca uwagę, że kiedy szef Sojuszu Leszek Miller zaproponował Ogórek kandydowanie na prezydenta, obiecał jej pokaźny budżet, sięgający nawet 3 mln zł. Co prawda rywale z PO i PiS mają dużo więcej (około 10 mln zł każdy), ale taka wyróżniłaby ją spośród pozostałych kandydatów.

Okazuje się jednak, że Ogórek na duże pieniądze od partii nie może liczyć. Wbrew zapewnieniom lidera SLD budżet na kampanię się kurczy – najpierw było to 2 mln, potem 1,5 mln i 1 mln, a w końcu prawie 0,5 mln zł. “Uzasadnienie – partia nie ma gotówki i musi zaciągnąć kredyt, a banki nie są chętne do pożyczania lewicy milionów” – zwraca uwagę “Rz”.

W tle są jednak konflikty, które co rusz wybuchają między Ogórek a politykami z władz partii. Ci niezadowoleni z jej decyzji szachowali ją odmawiając przelewania środków na konto wyborcze. Co więcej, z doniesień dziennika wynika, że stałe napięcie między kandydatką a partią miało doprowadzić do tego, że zaczęto rozważać wycofanie poparcia jej kandydatury.

„RZECZPOSPOLITA”

W praktyce zmusiłoby to Ogórek do rezygnacji z wyborów, bo bez struktur SLD nie zbierze wymaganych 100 tys. podpisów i nie ma żadnych możliwości zdobycia finansowania. Władze SLD uznały jednak, że wymiana kandydata lub też całkowite wycofanie się partii z wyborów miałoby katastrofalne skutki polityczne. Dlatego zapadła decyzja, by załagodzić spór.

W naTemat szczegółowo pisaliśmy o tym, jak wyglądają problemy finansowe wokół kampanii Ogórek i dlaczego SLD nie może dostać kredytu. – Pierwszą i absolutnie podstawową barierą jest to, że banki w ogóle nie chcą dawać kredytów partiom. Banki nie chcą być kojarzone z partiami, bo jak dadzą jakiejś pieniądze, ich klienci pomyślą, że firma jest związana z partią – mówił nam Paweł Piskorski, szef Stronnictwa Demokratycznego. –

Źródło: „Rzeczpospolita”

naTemat.pl

KNF: Miliony, które mogłyby uratować SKOKi, zasiliły konto senatora Prawa i Sprawiedliwości

Grzegorz Bierecki z Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych miał wyprowadzić miliony.
Grzegorz Bierecki z Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych miał wyprowadzić miliony. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Mowa o Grzegorzu Biereckim, byłym nadzorcy systemu kas kredytowych. Polityk miał wyprowadzić miliony złotych do spółki, której jest właścicielem i prezesem. O sprawie informuje Andrzej Jakubiak, szef Komisji Nadzoru Finansowego. Jakubiak wysłał w tej sprawie list do Ewy Kopacz, marszałka Senatu oraz szefów ABW i CBA.

Dokument, do którego jako pierwszy dotarł tygodnik „Wprost” dotyczy przekształceń własnościowych na zapleczu SKOK-ów. Chodzi przede wszystkim o Fundację na rzecz Polskich Związków Kredytowych. Ta miała w założeniu wspierać rozwój SKOK w kraju, zlikwidowano ją jednak w 2010 r. Na jej majątek składały się przez 20 lat wszystkie SKOKi. W momencie likwidacji jego wartość przekraczała 77 mln zł. – (…) majątek likwidowanej Fundacji (…) przekazany został do podmiotu stanowiącego wyłączną własność osób fizycznych, a nie instytucji w sektorze SKOK, np. wprost do Kasy Krajowej i tym samym do Funduszu Stabilizacyjnego – alarmuje KNF.

Wszystkich operacji miały dokonywać te same osoby z Biereckim na czele a wspomniany podmiot to spółka, której właścicielem i prezesem jest sam senator. Mowa o Spółdzielczym Instytucie Naukowym G. Bierecki. Firma jest udziałowcem m.in. w SKOK Holding czy TUW SKOK.

– Komisja Nadzoru Finansowego potwierdza to, co o Kasach pisaliśmy z Maciejem Samcikiem przez ostatnich 10 lat: najpierw przedstawiając raport o fatalnej sytuacji finansowej SKOK-ów, później – publikując analizę powiązań biznesowo-rodzinnych w systemie Kas, a w końcu ostatnio – kierując do najważniejszych osób w państwie i służb informację dotyczącą Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych – komentuje na łamach „Gazety Wyborczej” Bianka Mikołajewska.

To nie pierwsze nieprawidłowości dotyczące SKOK i odkryte przez KNF w ostatnim czasie. Kilka tygodni temu informowaliśmy w naTemat, że Komisja Nadzoru Finansowego zdecydowała o zawieszeniu działania SKOK Wołomin. To efekt dramatycznie złego stanu finansów banku. Ogromne długi odkrył komisarz, którego wprowadzono po zatrzymaniu kierownictwa spółki.

Okazało się, że prawie 80 proc. kredytów w portfelu SKOK-u Wołomin jest przeterminowanych. Próbowano uzyskać pomoc od Kasy Krajowej SKOK, ale ta nie chce brać odpowiedzialności za pieniądze klientów, bo SKOK Wołomin wykorzystał już wszystko, co zdeponował w centrali.

Źródło: „Wprost”, „Gazeta Wyborcza”

naTemat.pl

 

Dodaj komentarz