Kk (04.09.2015)

 

Spot PiS. PO: „Propaganda podprogowa”. PiS: „Atakujecie, bo pokazujemy prawdę”. Eksperci niejednomyślni

mkd, PAP, 04.09.2015
W czwartek PiS pokazał nowy spot. Politycy PO zarzucili swoim przeciwnikom politycznym, że klip m.in. zawiera „niedozwoloną propagandę podprogową”. Jest mocna odpowiedź PiS: PO atakuje nasz spot, bo pokazuje prawdę o bucie i arogancji Platformy

Konferencja PiS

Konferencja PiS (Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

 

– Liczymy na reakcję KRRiT w tej sprawie – powiedział szef sztabu PO Marcin Kierwiński. Rzeczniczka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Katarzyna Twardowska zapowiedziała, że Rada zbada sprawę i rozważy ewentualne działania, jeśli dostanie od Platformy pismo w tej sprawie.

Chodzi o spot PiS promujący projekt partii dot. 500 zł na dziecko. Pierwszą część materiału wyborczego PiS zmontowano z krótkich fragmentów wypowiedzi m.in. premier Ewy Kopacz i b. premiera Donalda Tuska. Na ich tle pojawiają się napisy, m.in. „900 tys. dzieci w skrajnym ubóstwie” – na podstawie danych GUS. W drugiej części spotu wypowiada się kandydatka PiS na premiera Beata Szydło: „Dzieci to nie koszt, to najlepsza inwestycja”.

„Pranie mózgu”

Joanna Mucha na konferencji prasowej zwracała uwagę na to, „jakimi metodami posługuje się PiS, by zdobyć władzę w Polsce”. – Chcemy pokazać, że to są klasyczne metody prania mózgu, nieetyczne, zabronione i szkodliwe – oświadczyła.

Podczas konferencji politycy PO zaprezentowali fragmenty spotu i niektóre zdjęcia, które znalazły się w spocie PiS.

– Są to zdjęcia, które zostały użyte dla zobrazowania tak głoszonej przez PiS tezy o wielkiej nędzy, głodzie, biedzie i strasznej doli polskich dzieci. Czy uważają państwo, iż te fotografie, które przed chwilą zobaczyliśmy to zdjęcia polskich dzieci? Otóż te fotografie można kupić w internecie za kilka dolarów – mówił europoseł PO Tadeusz Zwiefka.

Dodał, że autorką jednego ze zdjęć jest Rosjanka Oksana Mizina, a drugie pochodzi z zasobów jednego z amerykańskich studiów fotograficznych.

Propaganda podprogowa

Według Zwiefki, spot PiS zawiera „niedozwoloną, nieuczciwą, nieetyczną propagandę podprogową”. Jak dodał, w spocie wyświetlane są zdjęcia – każde przez 0,04 sekundy.

– Państwo nie zauważyli tych zdjęć w spocie, prawda? Oczywiście, trudno jest je zauważyć z bardzo prostej przyczyny – to jest typowe działanie podprogowe, działanie, które w wielu krajach świata jest po prostu zabronione, z wielu powodów, to są rzeczy które mają bardzo negatywny wpływ na odbiorcę przede wszystkim – mówił Zwiefka.

Europoseł PO wskazywał także, że w tych fragmentach spotu, w których krytykowany jest rząd PO „pojawiają się tylko zdjęcia czarno-białe, negatywne, pokazujące bardzo złe skojarzenia”. – Natomiast tam, gdzie mowa jest o świetlanej przyszłości, którą kreuje kandydatka na premiera polskiego rządu, pani Beata Szydło mamy zdjęcia kolorowe, uśmiechnięte dzieci – tłumaczył.

Co oznacza „przekaz podprogowy”? – Typowy manipulacyjny przekaz podprogowy mający działać na nasza podświadomość w sposób taki, którego my nie jesteśmy w stanie sobie nawet sobie uświadomić, który celowo pokazuje zdjęcia – jak się okazuje, niepolskich dzieci – gdy mówimy o PO i zdjęcia uśmiechniętych dzieci, gdy pojawia się z nimi na obrazku pani Beta Szydło – mówiła Mucha.

Nie tylko PO się oburza

W spocie PiS zostały wykorzystane fragmenty programu „Kropka nad i”. Lidia Zagórska, zastępca szefa zespołu PR w grupie TVN, powiedziała, że stacja nie dawała zgody na wykorzystanie fragmentów swojego programu i domaga się ich usunięcia ze spotu.

Do sprawy odniosła się też prowadząca program Monika Olejnik, która napisała na Facebooku: „Prawo i Sprawiedliwość wykorzystało BEZ MOJEJ ZGODY fragment programu Kropka nad i oraz mojego głosu w spocie wyborczym. To skandal ! Nie życzę sobie, żeby partie polityczne korzystały z mojej pracy wbrew mojej woli, niezgodnie z etyką !”.

„PO atakuje nasz spot, bo pokazuje prawdę”

– Politycy PO atakują spot PiS, bo przestraszyli się, że pokazuje on prawdziwe wypowiedzi działaczy Platformy, ich butę i arogancję – uważają przedstawiciele PiS. „Bzdurą” nazwali zarzut PO, że w spocie zaprezentowano przekaz podprogowy.

– Dlaczego dziś PO tak ostro atakuje spot PiS? Dlatego, że zobaczyli samych siebie, zobaczyli, jak kpili Polaków, zobaczyli tę butę i arogancję, zobaczyli swoje wypowiedzi – powiedział Marcin Mastalerek.

Mastalerek wskazywał, że politycy Platformy powinni myśleć o problemach Polaków, a nie „zwracać się do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – gdzie przecież są nominaci PO i prezydenta Bronisława Komorowskiego – po to, by próbować zablokować spot, który mówi prawdę”.

Tusk też używał niepolskich zdjęć

Mastalerek pytany o umieszczone w spocie PiS zdjęcia pokazał zdjęcie z konferencji prasowej Donalda Tuska sprzed kilku lat. Obok Tuska widać na nim zdjęcie rodziny. – Zanim zaatakują, radziłbym politykom PO spojrzeć na swoje konferencje prasowe. To była konferencja o polskich rodzinach, a zdjęcia rodziny irlandzkiej – powiedział.

„Bzdurą” nazwał też zarzuty PO, że w spocie PiS zastosowano przekaz podprogowy.

Mastalerek podkreślił w piątek, że sensem spotu PiS jest to, że w Polsce jest 800 tys. niedożywionych dzieci.

Co na to eksperci?

Zapytani przez PAP eksperci nie są zgodni, czy w spocie Beaty Szydło „Dzieci to nie koszt, ale inwestycja”, został zastosowany przekaz podprogowy.

Specjalistka ds. reklamy uniwersytetu SWPS Renata Ropska uważa, że bez wątpienia w spocie Beaty Szydło został zastosowany przekaz podprogowy.

– Mamy tu do czynienia z pojawiającymi się bardzo szybko zdjęciami, krótkimi ujęciami twarzy Donalda Tuska na plecach jakiegoś biednego dziecka, na których wygląda jak diabeł. Zdjęcie to występuje na tzw. „przenikach” – zaznaczyła Ropska.

Inne techniki manipulacji

Zdaniem Ropskiej, w spocie można zaobserwować również inne techniki manipulacji. – Najpierw jest nam pokazany świat czarnobiały i wypowiedzi premier Ewy Kopacz i innych polityków tak wcięte, aby sugerowały że ten głód faktycznie jest. No i oczywiście później widzimy rozwiązanie problemu – w pięknych barwach i w otoczeniu szczęśliwych dzieci pani Beata Szydło. Cały scenariusz świadczy o tym, że jego autorzy usiłowali zmanipulować opinię publiczną – dodała Ropska.

Wątpliwości co do umieszczenia przekazu podprogowego w spocie nie miał również adwokat Jerzy Naumann. – Tego typu technika manipulacji jest stosowana w tym spocie, ze względu na szybkość i krótkotrwałość pojawiających się obrazów – podkreślił.

Jego zdaniem spot „Dzieci to nie koszt, ale inwestycja” jednoznacznie narusza obowiązujące przepisy. Chodzi m.in. o postanowienia Europejskiej konwencji o telewizji ponadgranicznej. „Zgodnie z nią stosowanie reklamy, która tłoczy do mózgu odbiorcy informacje w taki sposób, że następuje to bez udziału świadomości jest zakazane” – podkreślił.

„Przekaz podprogowy nie działa”

Przeciwnego zdania był dr hab. Michał Gajlewicz ze Społecznej Akademii Nauk, zdaniem którego przekaz podprogowy nie działa na odbiorców. Ponadto, według Gajlewicza, w spocie Beaty Szydło nie zastosowano tego typu technik manipulacji.

– W tym spocie wszystko jest bardzo wyraźne i nie może być mowy o jakimś oddziaływaniu na podświadomość, chyba że w przypadku najbardziej prostych, by nie powiedzieć prymitywnych odbiorców. Myślę, że nie dotyczy to większości odbiorców – powiedział Gajlewicz.

Jak dodał, przekaz podprogowy został uznany za niedozwoloną praktykę, mimo iż nigdy nie udowodniono faktycznego działania takiej metody.

 

spotPiS

gazeta.pl

Abp Gądecki: In vitro jak Holocaust

MG/Gość Niedzielny, 04-09-2015

WARSZAWA ZAKOŃCZENIE 369. ZEBRANIE PLENARNE KEP

 fot. Jacek Turczyk  /  źródło: PAP

Przewodniczący KEP w wywiadzie porównał poddających się zabiegowi in vitro do Hitlera.

Nie ma czegoś takiego jak polityka, która abstrahuje od moralności. Kiedy Hitler podejmował decyzję o eksterminacji Żydów, to była to decyzja polityczna a zarazem moralna. Zaciągnął moralną winę. W kwestii in vitro nie ma mowy o podobnym rozmiarze przestępstwa, ale istnieje podobnie moralny aspekt tej sprawy; ochrona poczętego życia ludzkiego – powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego”.

Dziennikarz przeprowadzający wywiad – ks. Tomasz Jaklewicz – nie zareagował na te słowa. Zapytał po prostu o udzielanie Komunii politykom, którzy poparli ustawę o in vitro. Gądecki odwołał się wówczas do wypowiedzi metropolity szczecińsko-kamieńskiego abp Andrzeja Dzięgi, który w lipcu na Jasnej Górze mówił: – Wyście ją przygotowali zbrodniczą, bo można ludzi bezkarnie zabijać tylko dlatego, że się to dziecko komuś nie udało, jakiemuś profesorowi w laboratorium, że jest chore, że źle się rozwija. To jest czysta eugenika, to jest zbrodnia – mówił hierarcha. Stanisław Gądecki w rozmowie z „Gościem” komentuje: – „Wypowiedź abp Dzięgi nie daje podstaw do tego, aby odmawiać Komunii św. konkretnym posłom, którzy głosowali za ustawą o in vitro. Nie wiemy bowiem, czy działali w pełnej wolności i pełnej świadomości.”

Przewodniczący KEP mówi także o antykoncepcji. – Ciągle mówimy o tym, że sytuacja demograficzna Polski jest tragiczna. Antykoncepcja zrobiła swoje, więc para małżeńska, które pragnie mieć dzieci, zasługuje na uznanie. Jednak nie wolno zapominać, że dzieci są darem Boga, a metoda in vitro jest niegodziwa. Opowiadanie o tym, że mamy do czynienia jedynie z grupami komórek a nie z człowiekiem nie oddaje prawdy. Każde ludzkie życie zaczyna się od jednej komórki.

Dziennikarz katolickiego tygodnika pytał także o osoby rozwiedzione, żyjące w ponownych związkach. – Dla nas, kto żyje w powtórnym związku, ma możliwość dostępu do sakramentów, jeśli zdecyduje się na życie we wstrzemięźliwości. Jeśli nie decyduje się na to, wtedy żyje w cudzołóstwie. My zaś nie czujemy się na siłach, żeby unieważnić słów Jezusa o nierozerwalności małżeństwa – tłumaczy Przewodniczący.

Newsweek.pl

„Przyjmijmy uchodźców” – apelują założyciele „Solidarności”. „Solidarność ludzka to nasz obowiązek”

ks, PAP, 04.09.2015
Nie odwracajmy się plecami do ludzi dotkniętych nieszczęściem – założyciele „Solidarności” apelują do polskiego rządu. „Nasz obowiązek solidarności ludzkiej i europejskiej jest tu kluczowym argumentem, przemawiającym za realnym, a nie pozorowanym działaniem” – podkreślają.

Uchodźcy w drodze do Grecji

Uchodźcy w drodze do Grecji (DIMITRIS MICHALAKIS / REUTERS / REUTERS)

 

„Od wielu lat Polska otrzymuje olbrzymie wsparcie, dzięki któremu możemy nadrobić zaległości cywilizacyjne. Teraz nadszedł czas, abyśmy dowiedli, że oczekując solidarności od innych, potrafimy być także solidarni” – piszą założyciele „Solidarności” w apelu do polskiego rządu. „Stara Europa nie pozostaje obojętna na nasze słuszne wołania, wykazując się nadzwyczaj szczodrą solidarnością” – zaznaczyli.

Podkreślili, że napływ setek tysięcy uchodźców to sprawa bezprecedensowa. „Jesteśmy świadkami bardzo dramatycznych wydarzeń” – czytamy. „Jest oczywiste, że nawet najbogatsze kraje Europy, do których zdąża ta swoista ‚wędrówka ludów’, nie są w stanie uporać się same z tym olbrzymim problemem” – piszą w apelu.

„Nie odwracajmy się plecami”

Apelują do rządu RP „o większe otwarcie się na problem przyjęcia do Polski uchodźców oraz o równoczesne wprowadzanie programów integracyjnych, które zapobiegałyby społecznym patologiom”. „Istnieje szereg argumentów, moralnych, etycznych, ale i ekonomiczno-demograficznych, przemawiających za tym, aby podjąć jak najszybciej takie działania. To zarówno imperatyw moralny, jak i pilna społeczna potrzeba. Nie może być mowy o budowaniu nowych murów i zasieków z drutów kolczastych, jak czynią to inni” – podkreślili.

Zaapelowali, by rząd „zainicjował i włączył się aktywnie w prace w UE nad ujednoliceniem wspólnotowej polityki imigracyjnej, której celem byłoby postawienie tamy nielegalnej imigracji, która jest organizowana przez międzynarodowe grupy przestępcze”. „Powinniśmy sprawować kontrolę nad procesem imigracji, ale bez odwracania się plecami do ludzi dotkniętych nieszczęściem” – napisali sygnatariusze apelu.

Zauważyli, że w minionych 200 latach emigrowało z Polski około 20 milionów naszych obywateli, którzy wszędzie byli przyjmowani gościnnie. „Nasz obowiązek solidarności ludzkiej i europejskiej jest tu kluczowym argumentem, przemawiającym za realnym, a nie pozorowanym działaniem. Winniśmy również wsłuchać się z uwagą w głos Kościoła, który w Komunikacie Rady Konferencji Episkopatu Polski z 19 czerwca 2015 r. głosi m.in.: ‚Potrzebą chwili staje się w Polsce przyjęcie uchodźców z krajów północnej Afryki i Bliskiego Wschodu (m.in. Syrii, Iraku, Sudanu, Erytrei)'” – wskazali.

Apel podpisali m.in. Kuroń, Wujec, Bujak, Frasyniuk

Apel podpisali współzałożyciele ruchu tzw. pierwszej „Solidarności”: Danuta Kuroń, Grażyna Staniszewska, Ludwika Wujec, Zbigniew Bujak, Jan Rulewski, Mirosław Chojecki, Jan Lityński, Henryk Sikora, Grzegorz Długi, Andrzej Milczanowski, Władysław Frasyniuk, Edward E. Nowak, Jerzy Stępień, Stanisław Handzlik, Janusz Onyszkiewicz, Henryk Wujec, Zbigniew Janas i Józef Pinior.

„Wyrażamy nadzieję, że nasz apel spotka się ze zrozumieniem, szczególnie przez nasze społeczeństwo, które udowodniło światu, czym jest wartość solidarności w znaczeniu społecznym i ludzkim. Wierzymy także, że organizacje pozarządowe, niosące zawsze pomoc ludziom dotkniętym nieszczęściem, zainicjują obywatelską akcję przyjmowania i opieki nad uchodźcami zagrożonymi utratą zdrowia i życia” – podkreślili na koniec.

PEŁNĄ TREŚĆ APELU PRZECZYTASZ TUTAJ >>>

40 tysięcy uchodźców dotarło do Włoch i Grecji

W przyszłym tygodniu Komisja Europejska ma przedstawić nowe propozycje działań w obliczu bezprecedensowej fali imigrantów i uchodźców napływających do Unii, w tym dotyczące dystrybucji uchodźców pomiędzy kraje UE. Premier Ewa Kopacz na sobotę zwołała posiedzenie Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego ws. imigrantów. Polska zaproponowała w lipcu, że w ciągu 2 lat przyjmie 2 tys. uchodźców, głównie z Syrii i Erytrei.

W czerwcu część państw, w tym Polska, sprzeciwiła się propozycji ustanowienia wiążących kwot rozmieszczenia uchodźców między państwa unijne. Według tych kwot miano by rozdzielić 40 tysięcy uchodźców, którzy dotarli do Włoch i Grecji, oraz 20 tysięcy z obozów poza UE. W obliczu nasilenia się kryzysu migracyjnego w UE rośnie presja na ustanowienie obowiązkowego systemu dystrybucji uchodźców.

Rzeczniczka KE ds. migracji Natasha Bertaud powiedziała w czwartek, że czerwcowe propozycje w sprawie relokacji imigrantów były „tylko punktem startowym”. – Zastanawiamy się, co więcej można zrobić, by pomóc Włochom, Grecji i Węgrom – dodała.

Merkel: Strefa Schengen może zostać zakwestionowana

Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk również w czwartek ocenił, że kraje UE powinny sprawiedliwie rozdzielić między siebie co najmniej 100 tysięcy uchodźców. Podkreślił, że ci, którzy w przeszłości doświadczyli solidarności UE, powinni okazać ją teraz.

Według nieoficjalnych doniesień mediów plany KE mają zakładać relokację między kraje UE dodatkowych 120 tysięcy uchodźców, oprócz 40 tysięcy, których rozdzielenie zaproponowano w czerwcu. Kanclerz Niemiec Angela Merkel ostrzegła w poniedziałek, że jeśli UE nie porozumie się co do sprawiedliwego rozdziału uchodźców, zakwestionowane zostanie istnienie strefy Schengen.

apelZałożycieliSolidarności

gazeta.pl

Otwórzcie kościoły przed uchodźcami! Gdzie się podziali księża moraliści

Polscy księża rozczarowują swoją postawą w dyskusji o uchodźcach
Polscy księża rozczarowują swoją postawą w dyskusji o uchodźcach Fot. Bartosz Bobkowski / AG

Gdyby chodziło o “dżender”, aborcję czy związki partnerskie, polscy księża grzmieliby z ambon, pisali płomienne listy i udzielali się w mediach. Teraz, gdy w sprawie kryzysu migracyjnego mają do odegrania ważną rolę, milczą. Inaczej niż np. duchowni we Włoszech, gdzie kardynał wezwał proboszczów, by otworzyli przed imigrantami świątynie.

Duszpasterstwo tweeta
“Zostaliście biskupami nie po to, aby traktować to jako wcześniejszą emeryturę albo namiastkę życia celebryty, arystokraty lub też męża stanu” – tak brzmi początek listu, jaki do polskich hierachów wystosował pastora Kościoła Ewangelickiego Kazimierz Bem. To jedna z osób, które nie rozumieją, dlaczego katoliccy duchowni praktycznie nie istnieją w dyskusji o uchodźcach.

“Milczycie – choć pamiętamy, jak błyskawicznie pojawiacie się w mediach, gdy pada pomysł likwidacji Funduszu Kościelnego. Milczycie w świetle tragedii tysięcy zdesperowanych ludzi, choć bez trudu przychodzi Wam zabieranie głosu w sprawach mniejszej wagi. (…) A może milczycie dlatego, że już nie wierzycie w Boga, tym bardziej w Boga objawionego w Jezusie Chrystusie” – zastanawia się ewangelicki ksiądz.

Oczywiście znajdą się tacy, którzy będą przekonywać, że twierdzenie o „milczeniu” jest fałszem. Mają ku temu co najmniej dwie podstawy. Pierwsza – wczorajszy wpis na Twitterze prymasa Polski arcybiskupa Wojciecha Polaka. „Jesteśmy wezwani, by rozpoznać twarz Chrystusa w uchodźcach, bo byłem przybyszem, mówił, a przyjęliście mnie” – napisał hierarcha.

jesteśmyWezwani

Obrońcy Kościoła odsyłają także do komunikatu Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek z czerwca tego roku. Napisano tam m.in., że Kościół przypomina społeczeństwu o „o chrześcijańskim obowiązku pomocy uchodźcom”, a „pomoc ta powinna być organizowana wobec wszystkich bez względu na religię i wyznanie”.

Należy jednak zapytać: co z tego? Czy rola Kościoła ogranicza się dziś do przypominania martwego dokumentu sprzed kilka miesięcy? Czy sprowadza się do „trwania modlitwie” i duszpasterstwa na Twitterze? Chyba jednak nie. Duchowni, jak się wydaje, mają znacznie poważniejsze zadania do wykonania. Nie na poziomie Episkopatu, ale wśród wiernych, szczególnie tych, którzy potrafią cieszyć się ze śmierci uchodźców i odmawiają im wsparcia.

Katolik nienawistnik
Tak, polski Kościół w sprawie uchodźców po prostu milczy. Nawet jeśli wypowiada jakieś słowa, pozostają puste, a deklarowana z góry chęć realizowania „chrześcijańskiego obowiązku pomocy” to mrzonka. Świadczą o tym wypowiedzi konkretnych duchownych, których głos jest o wiele bardziej znaczący, bo płynie wprost do wiernych w diecezjach i parafiach.

„Przyjęcie do własnego kraju obcych religijnie i kulturowo ludzi, choć czasami jest konieczne, powoduje nowe problemy, które nie do końca da się przewidzieć” – mówił niedawno ks. Marcin Dąbrowski z Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”.

Z kolei arcybiskup Henryk Hoser przekonywał, że owszem, pomagać może trzeba, ale najpierw chrześcijanom.– Niewątpliwie integracja chrześcijan będzie bez porównania łatwiejsza niż integracja muzułmanów, którzy później mogą tworzyć getta, w których rodzą się przemoc i terroryzm. Bądźmy realistami – stwierdził, jakby nie pamiętając o odmiennej wymowie komunikatu Episkopatu.

Można się spodziewać, że podobny, albo bardziej niechętny uchodźcom, przekaz płynie z ust proboszczów w wielu polskich parafiach. Po pierwsze, jeśli pomagać, to swoim. Po drugie, może jednak nie warto, bo inna kultura, religia, wartości itp.. Po trzecie, a niech się w ogóle kto inny nimi zajmie”.

A co powinien zrobić Kościół? To duchowni powinni być pierwszymi, którzy reagują na rasizm, nietolerancję, czystą nienawiść wyrażaną przez swoje „owieczki”. W Polsce atmosfera wokół uchodźców jest fatalna. Choć można zrozumieć niechęć do przyjmowania azylantów, komentarze przekraczają granice. Kościół o tę szwankującą „miłość bliźniego” powinien się zatroszczyć. Przekaz o tolerancji, szacunku dla każdego człowieka, gotowości do pomocy, powinien wybrzmieć tak z komunikatów hierarchii, jak i z kościelnych ambon.

„Otwórzcie drzwi”
Jest też kwestia pomocy, tej świadczonej bezpośrednio uchodźcom. Do Polski może trafić nawet kilka tysięcy osób z Afryki i Bliskiego Wschodu. Można byłoby oczekiwać, że kapłani, także ci z Episkopatu, będą pierwsi do deklaracji: „czekamy i pomożemy”. Tymczasem padają „deklaracje” takie jak arcybiskupa Hosera: „Dzięki swoim instytucjom, które niosą ludziom pomoc w wymiarze zarówno cielesnym, jak i duchowym, Kościół z całą pewnością zrobi wszystko, co w jego mocy”.

Być może za wzór do naśladowania nasi duchowni powinni wziąć tych włoskich. Kardynał Angelo Scola, arcybiskup metropolita Mediolanu, wezwał ostatnio proboszczów ze swojego regionu, by otworzyli kościoły przed uchodźcami. Dosłownie. – Proszę proboszczów w diecezji, by zweryfikowali swoje zdolności do udzielenia tymczasowego miejsca schronienia, nawet niewielkiego, by ugościć uchodźców, którzy przyjeżdżają do Włoch – powiedział, wskazując sześć kościelnych nieruchomości w Mediolanie, które mogą przyjąć 130 osób.

Uzasadnienie takiej postawy jest również wymowne. Kard. Scola dodał, że „takie gesty to cenne okazje”, by pokazać, jak Kościół wciela w życie „kulturowy wymiar wiary”, który każe realizować naukę Chrystusa w każdym obszarze. Szkoda, że polski Kościół takiej okazji nie dostrzega.

OtwórzcieKościoły

naTemat.pl

„Nie” dla referendum Andrzeja Dudy. W Senacie buczenie w trakcie głosowania

past, jagor, PAP, wideo: Senat/x-news, 04.09.2015
Senat nie wyraził zgody na zarządzenie ogólnokrajowego referendum 25 października. Wniosek o przeprowadzenie takiego referendum złożył prezydent Andrzej Duda. Z kolei skandalem i czymś niedopuszczalnym nazwał na wiecu przed budynkiem parlamentu decyzję senatorów szef „S” – Piotr Duda.
http://www.gazeta.tv/plej/19,114884,18710970,video.html?embed=0&autoplay=1

 

Senat nie przyjął wniosku prezydenta Andrzeja Dudy o zarządzenie ogólnokrajowego referendum 25 października, które miałoby być przeprowadzone jednocześnie z wyborami parlamentarnymi.

Przeciw wnioskowi prezydenta głosowało 53 senatorów, 35 było za, dwóch wstrzymało się od głosu. Gdy senatorowie głosowali przeciw, na sali słychać było buczenie.

Podział głosów w Senacie za odrzuceniem wniosku o referendum

Dziś o godz. 16 w Pałacu Prezydenckim odbędzie się briefing ws. odrzucenia wniosku prezydenta Andrzeja Dudy o referendum, które miało odbyć się 25 października – poinformowała dziennikarzy po wyjściu z Senatu szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Sadurska.

Tymczasem przed budynkiem parlamentu na wiecu zorganizowanym przez szefa „Solidarności” Piotra Dudę głos zabrała posłanka PiS Beata Szydło. Mówiła, że przegrali obywatele, a zwyciężyło partyjniactwo. Kandydatka na premiera tej partii zapewniła związkowców, że sprawa obniżenia wieku emerytalnego będzie dla niej priorytetem.

W gorącym komentarzu po głosowaniu w Senacie Włodzimierz Cimoszewicz ocenił, że słowa Szydło o partyjniactwie to nic innego jak nieprzyzwoita propaganda. – Jestem bezpartyjnym i niezależnym senatorem. Mam prawo do swoich poglądów, mam prawo oceniać zarówno prezydenta Komorowskiego, jak i prezydenta Dudę, wtedy kiedy zachowują się niestosowanie. Takie komentarze są bezsensowne – podsumował senator.

Duda: Skandal, niedopuszczalne, rozliczymy was

Sam Duda grzmiał: – Nie mamy żadnych wątpliwości wobec Platformy i PSL. Obywatelskość i obywateli mają w nosie, robią to, co uważają za słuszne. Nie szanują decyzji prezydenta RP, uszanowali decyzje swojego kolegi partyjnego, prezydenta Komorowskiego. Duda zaznaczył, że PO i PSL nie uszanowały woli 6 mln obywateli, którzy złożyli podpisy pod referendalnymi inicjatywami.

– To jest skandal, to jest niedopuszczalne. Panie i panowie senatorowie Platformy Obywatelskiej, my was za to rozliczymy i 25 października już nie potrzeba cudu. Dziś społeczeństwo wyciągnie z tego wnioski i rozliczymy wasze rządy – powiedział na wiecu szef „Solidarności”.

Pytania o wiek emerytalny i sześciolatki

W proponowanym przez prezydenta Dudę referendum Polacy mieliby odpowiedzieć na trzy pytania:

– czy są „za obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych ze stażem pracy”,

– czy są „za utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe” i

– czy są „za zniesieniem powszechnego ustawowego obowiązku szkolnego sześciolatków i przywróceniem powszechnego ustawowego obowiązku szkolnego od siódmego roku życia”.

 

nieSenatu

gazeta.pl

Katolicka walka z rakiem: Lepsza wstrzemięźliwość seksualna niż szczepionka

Katarzyna Wiśniewska, 04.09.2015

Szczepionka

Szczepionka (fot. 123rf)

Fobie katolickiej prawicy mogą śmieszyć (np. refleksje o zgubnym wpływie Harry’ego Pottera na dziecięcą psychikę oraz duszę), mogą też nużyć i irytować (straszenie homo-propagandą). Kiedy jednak strachy prawicy są szkodliwe społecznie, robi się mniej śmiesznie.

Tak jest w przypadku kampanii, którą ultrakatolicy rozpętali przeciwko szczepionce przeciw HPV pomagającej chronić kobiety przed rakiem szyjki macicy. Oburzyło ich, że w lipcu Sejm przyjął (miażdżącą przewagą głosów) ustawę, dzięki której NFZ od 2017 r. będzie finansował zakup obowiązkowych szczepionek m.in. przeciwko HPV.

Na Fronda.pl gęsto od nagłówków w stylu „Stop obowiązkowym szczepieniom przeciwko HPV. Podpisz petycję” lub „Szczepionka HPV niszczy zdrowe dziewczynki i kobiety”.

„Obowiązkowa szczepionka budzi mnóstwo zastrzeżeń. Niektóre państwa, np. Japonia czy Hiszpania, w ogóle przestały ją propagować. Wszystko dlatego, że powoduje ona liczne powikłania, z paraliżem i zgonem włącznie” – straszy Małgorzata Terlikowska. „Nie ma na razie dowodów, że faktycznie przed tym nowotworem chroni. Faktem jest jedynie, że zapobiega zarażeniu niektórymi wirusami HPV, które mogą raka wywołać” – prowadzi swój medyczny wywód Terlikowska (zawód: redaktorka książek).

Sęk w tym, że związek między wirusem HPV przenoszonym podczas kontaktów seksualnych a rakiem szyjki macicy jest potwierdzony naukowo. Podobnie jak skuteczne działanie szczepionki. Kiedy wprowadzono program powszechnych szczepień przeciwko HPV wśród młodych kobiet w Australii, występowanie zmian przedrakowych szyjki macicy w tej grupie znacząco spadło.

Mało mnie interesują zapewnienia państwa Terlikowskich, że nie zaszczepią swoich córek przeciwko HPV. Niech nie szczepią, ich prawo. Bardziej mnie irytuje, że takimi fałszywkami na temat szczepionki mogą poważnie zaszkodzić innym – rodzicom, którzy po lekturze takich tekstów „na wszelki wypadek” nie skorzystają z możliwości zaszczepienia swojego dziecka (szczepionkę zaleca się stosować u młodych dziewcząt, jeszcze przed rozpoczęciem współżycia seksualnego).

Szkoda, że katoliccy publicyści nie przyznają się, co tak naprawdę przeszkadza im w szczepionce. A sprawa jest banalnie prosta: dla publicystów Frondy jedynie słusznym sposobem na zapobieganie zarażeniu wirusem jest… wstrzemięźliwość seksualna i wierność jednemu partnerowi (rzecz jasna ślubnemu). A szczepionka to w ich logice przyzwolenie dla utrzymywania licznych kontaktów seksualnych. Co jeśli ten jeden partner zdradzi i przyniesie (do małżeńskiego łoża) wirusa HPV? Cóż, zdrada to przecież grzech. Więc wygodniej o niej milczeć. I dalej opowiadać androny o szczepionce przeciw rakowi.

Zobacz także

katolickaWalka

wyborcza.pl

Ludwik Dorn: Jestem z tej strasznej ekipy PiS

Rozmawiały: Renata Grochal i Agata Kondzińska, 04.09.2015

Przewodnicząca PO premier Ewa Kopacz i Ludwik Dorn podczas posiedzenia Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej w Warszawie, 2 września 2015 r.

Przewodnicząca PO premier Ewa Kopacz i Ludwik Dorn podczas posiedzenia Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej w Warszawie, 2 września 2015 r. (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

– Ci, co uznają, że Dorn to wykształciuchy, kamasze, wywlekanie o 5 nad ranem, zbrodnie dornizmu, kaczyzmu i ziobryzmu, spluną na moje nazwisko i zakreślą inne. Ale nie ma powodu, żeby się obrażali na PO – mówi LUDWIK DORN, były wiceprezes PiS, były wicepremier i szef MSWiA, dwójka na liście PO w Radomiu.

RENATA GROCHAL, AGATA KONDZIŃSKA: „Pani minister Kopacz to taka chodząca nicość” – pisał pan w 2009 r. w książce „Rozrachunki i wyzwania”. Coś się zmieniło?

LUDWIK DORN: Jako poseł niezrzeszony miałem ostry konflikt z panią Kopacz będącą ministrem zdrowia i formułowałem poglądy w sposób mocny. Przez dziewięć miesięcy byłem w sejmowej komisji zdrowia. Udało mi się skłonić prof. Religę i posła dr. Marka Balickiego do wspólnego sformułowania zarysu programu służby zdrowia. Napisaliśmy o tym artykuł, na który ówczesna pani minister odpowiedziała bardzo ostro, z personalnym atakiem. Wściekłem się.

Ale dziś z dużym uznaniem obserwuję premierowski odcinek Ewy Kopacz. Wybrała rolę kobiety pracującej, być może także dlatego, że jest w tym pewien autentyzm.

A łatwo nie miała. Odziedziczyła i w partii, i w państwie, i w gospodarce sytuację nieprawdopodobnie zabagnioną przez różne zaniechania. Kryzys zaczął gonić kryzys, afera taśmowa, kwestia górnictwa, frankowicze, przegrana Bronisława Komorowskiego, ale też porażka PO, w wyborach prezydenckich, konieczność konstrukcji list.

Można ją za niektóre rozwiązania krytykować, ale nie załamała się, okazała wolę walki, nie uciekała od decyzji. Nawet jeżeli ktoś może uznać, że jakaś jej decyzja nie była najlepsza, to w takiej sytuacji lepsza jest nawet nie najlepsza decyzja niż jej odwlekanie.

Jeszcze niedawno mówił pan: „Kopacz musi wymyślić samą siebie jako polityka i premiera, nie wiem, czy podoła”. Podołała?

– To polityczne i decyzyjne przeciążenie po prostu nie dało jej czasu na głębszą refleksję, by siebie wymyśliła. Nie miała okresu spokoju, które bardzo często miewał Donald Tusk. Jeden z wybitnych ekonomistów i politologów, opisując system brytyjski, użył sformułowania, że premier rządu przypomina jeźdźca na narowistym koniu, który wkłada energię wyłącznie w to, żeby się na nim utrzymać i nie jest w stanie w ogóle pomyśleć, w którą stronę jechać. Trochę tak jest.

„PO to jest zorganizowanie w polityczną siłę ludzi bez właściwości” – pańska wypowiedź z sierpnia 2013 r. Dalej pan tak uważa?

– W jakimś sensie tak. Często zarzuca się PO, że to partia bezideowa. Ale nie w tym sensie, że oni nie mają ideałów, że myślą tylko „kasa, Misiu, kasa”, bo ten element występuje we wszystkich partiach. Albo że są wyprani z poczucia służby Polsce, bo niektórzy są, a inni nie, co też jest wspólne dla wszystkich partii. Natomiast to są ludzie bez wyrazistych przekonań ideowych, którzy wyznają pogląd, że wszystko można, byle z ostrożna, że bez przesady z tymi przekonaniami ideowymi, z tą wyrazistością.

To wada czy zaleta?

– Można to traktować jako zaletę, bo takie jest też w większości nasze społeczeństwo. Z drugiej strony to staje się wadą, bo powoduje naturalne dążenie do pewnej nieruchawości.

Kto panu zaproponował start z PO?

– Wielokrotnie mówiłem, że poszukuję czynnika zmiany. Wydawało się, że najlepiej będzie z prezydentem Komorowskim. Trzy razy o tym z nim rozmawiałem, ale za każdym razem zmieniał temat. Na początku kampanii powiedział, że tylko frustraci chcą zmian, przegrał i należało się, bo nikomu z tych, którzy chcieli jakiejś zmiany, nie dał szansy na siebie zagłosować.

W pierwszej turze głosowałem na Andrzeja Dudę, ale się tym nie chwaliłem. Przed drugą turą powiedziałem już publicznie, że oddam na niego głos i dlaczego. Doszedłem do wniosku, że moja krytyka PiS-u jako partii, która nie jest zdolna do wprowadzenia potrzebnych Polsce zmian, będzie niewiarygodna, jeśli poprę Bronisława Komorowskiego, który alergicznie reaguje na pojęcie zmiany. Przy czym moja krytyka PiS-u różni się istotnie od krytyki przeprowadzanej przez główny nurt PO. Oni mówią o zagrożeniu wolności, demokracji, łamaniu konstytucji. Jak chcą tak straszyć, to niech straszą, może to jest nawet wyborczo użyteczne. Ale ja mam do tego stosunek chłodny.

Czyli PiS nie zagraża demokracji?

– Ja jestem z tej strasznej ekipy, która gnębiła Polskę, ale nie mam poczucia, że tak było. Fakt, zostały popełnione różnorakie, fundamentalne błędy polityczne, które doprowadziły do utraty władzy.

Premier straszyła Macierewiczem i Kaczyńskim. Mówiła o nadchodzącej demokracji ludowej.

– Nie będę z panią premier polemizował. Być może ona w to wierzy, tak jak znaczna część wyborców anty-PiS. Ale ja i znaczna część ludzi, którzy głosowali na Andrzeja Dudę, jest średnio podatna na tego typu argumenty perswazyjne.

Głosowałem na Dudę, żeby Platformę obić, bo jak zostanie porządnie obita, to zacznie się ruszać i może stać się czynnikiem dobrej i bezpiecznej zmiany.

PiS jest partią skrajnie antyestablishmentową. I to prawda, że aby wprowadzać zmiany, nie trzeba i nie wolno obsługiwać całego establishmentu. Ale części trzeba złożyć jakąś propozycję. Powiedzieć im: „Słuchajcie, tu się posuniecie, to coś zyskacie”. Należy prowadzić grę.

A PiS idzie teraz do władzy na nucie socjalnej, bez żadnego przemyślanego projektu zmiany instytucjonalnej, która jest niezbędna. Już dawno uznałem, że PiS jest pod tym względem nieinteresujący. Jakiś czas temu miałem przez chwilę nadzieję, że projektami takich zmian uda się zainteresować PSL, ale nadzieja okazała się matką głupca, czyli moją. Miałem iść na polityczną emeryturę, ale dzień przed Radą Krajową PO zadzwonił do mnie szef mazowieckiej PO Andrzej Halicki z propozycją startu z Radomia z dwójki i sygnałem otwartości na moje postulaty polityczno-programowe, bo w PO wiedzą, że nie przedstawili jeszcze pełnego przesłania politycznego. No to się zgodziłem.

W czerwcu, po rekonstrukcji rządu, mówił pan, że „jest prawie stuprocentowa pewność, że PO przestanie być partią rządzącą”.

– Może tak nie być, jeżeli Platforma, a zamierzam jej w tym pomóc, rozpozna właściwie sytuację i sięgnie do tych zasobów, które ma, a których nie używa. Jeśli odpowie na zasadnicze pytanie, po co i dlaczego Polacy mają uznać, że to ona ma rządzić w Polsce przez kolejne cztery lata.

Premier Kopacz powiedziała, że po to, by PiS nie doszedł do władzy.

– To tylko połowa odpowiedzi. PiS buja w stratosferze. Jeżeli odrzuca się pewną strukturę nie tylko polityczną, ale także społeczną, która ukształtowała się w Polsce, to albo robi się rewolucję, na którą nie ma żadnych szans, albo się miota i wygłasza mobilizujące przemówienia, że my chcemy bardzo dobrze, ale siły zła są silne, w związku z tym bądźmy silniejsi. Ale sił do rządzenia i wprowadzania zmian z tego nie ma.

Jest szansa dla PO, jeśli zaakceptuje społeczne oczekiwanie zmian i powie: „To my przeprowadzimy je w sposób bezpieczny i odpowiedzialny”.

Beata Szydło mówi, że da 500 zł na dziecko, obniży wiek emerytalny.

– Nie ma nic złego, i polecam to uwadze Platformy, w pewnej przesadzie w obietnicach wyborczych, bo obietnice wskazują kierunek. Rzecz polega na tym, że skala kosztów tych obietnic przekroczyła granice nawet mojej tolerancji, a jestem bardzo tolerancyjny. Budżet tego nie uniesie.

PiS odpowiada: „Wykreślmy z języka polityki: nie da się, to jest niemożliwe”. To jest bujanie w stratosferze, a przy tym kręcenie bicza na własne cztery litery. To niech PO wreszcie powie, że „mierz siły na zamiary” jest dobre w poezji, ale w polityce trzeba mierzyć zamiar według sił.

Prezydent Andrzej Duda też miał takie hasło. Jak pan ocenia pierwsze tygodnie jego urzędowania?

– Całkiem nieźle, przy czym to tygodnie szczególne, bo on wpadł w kampanię wyborczą swojego obozu politycznego. Teraz spłaca zobowiązania. Trudno, by było inaczej, bo byłby niewiarygodny wobec każdego, bo jeżeli wystawia do wiatru swoich, to nie swoich wystawi jeszcze bardziej. Prezydent dużo mówi o wspólnocie.

Czy to jest budowanie wspólnoty, gdy prezydent nie wspomina Lecha Wałęsy na obchodach rocznicy „Solidarności”?

– W ramach samego Sierpnia jest zróżnicowanie co do ulubionych sprawców i bohaterów. Prezydent mógł wspomnieć, nie wspomniał, wielkiego problemu nie ma. Wałęsy nikt nie wygumkuje z historii.

Oprócz prezydenta…

– Nie, prezydent RP też to wie.

Czy pan – jedna z głównych twarzy IV RP, będzie do przyjęcia dla elektoratu Platformy?

– Dla części na pewno nie. Ci, co uznają, że Dorn to wykształciuchy, kamasze, wywlekanie o piątej nad ranem, zbrodnie dornizmu, kaczyzmu i ziobryzmu, spluną na moje nazwisko i zakreślą inne. Ale nie ma powodu, żeby obrażali się na PO.

Usiłuję się zwrócić do tych, którzy pokazali czerwoną kartkę Bronisławowi Komorowskiemu, a żółtą Platformie. Mówię im: „Starczy, daliście mocno po łapach”, i oni zrozumieli za co. Chcecie im głowę urwać?

A co pan dziś sądzi o praktykach Mariusza Kamińskiego? Czy dalej się pan podpisuje pod tym, jak CBA prowadziło swoje śledztwa: Sawicka, afera gruntowa, wywlekanie ludzi o szóstej rano z domów?

– Nigdzie nie jest powiedziane, że ludzi można wywlekać z domu o dziesiątej rano, a o szóstej nie. Mówmy poważnie, nie operujmy tym językiem.

Ale sąd uznał, że afera gruntowa była prowokacją CBA.

– W tej sprawie pozwalam sobie mieć inne zdanie niż sąd. Natomiast błędem, ale w kategoriach błędu politycznego, a nie łamania prawa, było dawanie temu medialnej oprawy.

Czym się pan zajmie w PO?

– Naturalne, także ze względu na specyfikę radomskiego okręgu wyborczego, byłoby skupienie się na obronności i przemyśle zbrojeniowym, z tym, że PO ma tu mocny duet w osobach wicepremiera Siemoniaka i wiceministra Mroczka, więc nie wiem, czy przekształcenie duetu w tercet będzie możliwe. Mnie poza tym najbardziej interesuje projekt reformy centrum decyzyjnego rządu, czyli grzebanie w czarnej skrzynce.

PO z PSL przygotowały już projekt, który wylądował w szufladzie.

– I on jest bardzo ciekawy, tylko że wymaga modyfikacji, a poza tym wymaga do prowadzenia kogoś ze szczękościskiem buldoga i „świńskim pazurem”, kto by go przepychał. Myślę, że spełniam te wymogi.

Wstąpi pan do Platformy?

– Nie. Nie mam swojej rodziny politycznej, jedyną moją rodziną polityczną był PiS, który mnie wystawił za drzwi i dał jednemu ze swoich tatusiów kopa. Od tego czasu nie mam do żadnej partii, z Platformą włącznie, stosunku plemiennego czy emocjonalnego. Jest umowa, są cele, powinny być wzajemne zobowiązania i lojalność. A jak wyjdzie, to zobaczymy.

Zobacz także

dornJestem

wyborcza.pl