Komik (18.08.2015)

 

Jego dziadek nie pozwolił w PRL-u na zdjęcie krzyża. On walczy o zaprzestanie finansowania lekcji religii z budżetu

Jego dziadek nie pozwolił w PRL-u na zdjęcie krzyża. On walczy o zaprzestanie finansowania religii z budżetu
Jego dziadek nie pozwolił w PRL-u na zdjęcie krzyża. On walczy o zaprzestanie finansowania religii z budżetu Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Leszek Jażdżewski nie od dziś walczy o rozdzielenie państwa od Kościoła. Redaktor naczelny magazynu „Liberte!” zamierza doprowadzić do zaprzestania finansowania lekcji religii z budżetu państwa. Jego zdaniem Kościół bez problemu byłby w stanie samodzielnie płacić za katechezę. Jeśli uda mu się zebrać 100 tys. podpisów pod projektem „Świecka Szkoła”, politycy znajdą się w bardzo niewygodnej sytuacji – tuż przed wyborami.

Chodził pan na katechezę?

Leszek Jażdżewski: Tak, przeszedłem cały cykl nauczania, nawet załapałem się w pierwszej klasie na salkę katechetyczną a później grzecznie chodziłem do końca liceum na lekcje religii. Nawet miałem szóstkę z tego przedmiotu

Żałuje pan?

Wydaje mi się, że dzięki temu wiem o czym mówię. Ale nie wspominam jakoś tragicznie tych lekcji. Księża się starali, choć nie była to jakaś wielka przygoda intelektualna.

Jedni krzyczą dziś o wycofaniu religii ze szkół. Drudzy, jak pan, o zaprzestaniu finansowania z budżetu. Dlaczego?

Zaprzestanie finansowania oznacza koniec hipokryzji.

Która polega na?

Na tym, że Kościół w całości decyduje o tym, jak te lekcje przebiegają, natomiast przerzuca finansowanie lekcji religii na państwo. To kosztuje polskiego podatnika 1 mld 350 mln zł rocznie.

Myśli pan, że odcięcie dopływu pieniędzy z budżetu będzie oznaczało, że religia zniknie ze szkół?

Kościół finansował lekcje religii i to nie tylko w PRL-u, ale także w wolnej Polsce. Jest instytucją bogatą i otrzymuje dofinansowanie także w innych sferach. Kościół byłby zatem w stu procentach zdolny do sfinansowania lekcji religii, gdyby chciał. Ale prawdopodobnie, gdyby musiał wziąć te koszty na swoje barki podszedłby do nich bardziej racjonalnie niż obecnie.

Co to znaczy racjonalnie?

Że liczba godzin będzie dostosowana do realnych wymogów, które przygotowywałyby do przyjęcia określonych sakramentów. Chyba nawet najbardziej zagorzali zwolennicy obecności lekcji religii w szkole muszą przyznać, że większa liczba godzin katechezy niż biologii, geografii czy historii to za dużo. Przyznają to nawet sami katecheci.

Jak wam idzie zbieranie podpisów pod projektem ustawy, który zmieniłby sposób finansowania lekcji religii?

Mamy ponad 30 tys. podpisów i nie ukrywam, że ostatnia prosta czyli wrzesień to dla nas być albo nie być. Ludzie bardzo chętnie się podpisują, bo jak pokazują badania „Newsweeka” takie rozwiązania popiera 62 proc. Polaków. Jedynym problemem jest to, czy znajdą się ludzie do zbierania podpisów. Wymagane sto tysięcy osób o takich poglądach znajdzie się bez problemu, ale pytanie jest o to, czy zorganizują się ludzie, którzy te podpisy zbiorą – na ulicy, wśród znajomych. Apeluję, żeby wszyscy, którzy nas popierają zgłaszali się do pomocy. Bez Waszego wsparcia nic nie osiągniemy, chodźcie z nami!

Mówi pan, że ludzie się chętnie podpisują. Ale z pewnością spotykacie się też z drugą stroną.

Tak, oczywiście. Zdarzają się też ostre reakcje. Jednak większość ludzi podchodzi do naszych działań ze zrozumieniem. Widzą, że nie walczymy z religią, z krzyżem. Nie próbujemy nikogo nawracać na siłę na ateizm. Rozmawiamy tylko o tym, kto powinien lekcje religii finansować. Ale zdarzają się tacy, którzy używają języka propagandy, który ostatnio nabiera mocy, a który wychodzi z kręgów Episkopatu. Próbują formułować ataki, które nie mają podstaw. To czysta agresja słowna.

Mój znajomy zbiera dla Was podpisy. Podobno byliście też na Przystanku Woodstock.

Tak, właściwie pod Przystankiem. Było tam bardzo dużo księży w związku z Przystankiem Jezus. Rozmowy z nimi należały do najciekawszych.

Domyślam się, że nikt nikogo nie przekonał.

Nie, muszę powiedzieć, że kilku podpisało się pod naszym projektem, co świadczy o tym, że krytyka obecnej formy lekcji religii może przyjść z najmniej spodziewanych kręgów.

Podobno podpisują się pod nim właśnie Katolicy.

Podpisują. Jeśli ten projekt uda się wdrożyć w życie, pomoże zarówno wierzącym jak i niewierzącym. Kościół przestanie się wyręczać państwem i będzie musiał sam wyjść do swoich wiernych i przekonać ich, że te lekcje mają sens. Nie wystarczy już przymus szkolny. Nawet na łamach prasy prawicowej pojawiają się komentarze, że to sposób na odtworzenie wspólnot parafialnych, które dziś nie funkcjonują poza tzw. „kolędą”.

Polska szkoła jest dziś świecka, czy nieświecka?

Życie szkoły toczy się w rytm kościelny. Uczniowie są wysyłani na pielgrzymki kosztem zajęć. Podobnie jest z rekolekcjami. Panuje nieformalny przymus uczestniczenia w tych praktykach. Katecheci w szkołach nauczają na specjalnych prawach. Kościół jest jedyną organizacją społeczną, która dostała w takiej skali wsparcie i możliwość, by formatować umysły kolejnych pokoleń Polaków. Skutki już widać, gdy zastanowimy się skąd tak silne poglądy prawicowe czy narodowe wśród młodych ludzi. To są właśnie efekty edukacji, nie tylko religii. Szkoła powinna być neutralna światopoglądowo, nie agitować, ale uczyć myślenia.

Wydaje się Panu, że uda się zeświecczyć szkołę takimi projektami?

Ci, którzy są zwolennikami finansowania lekcji religii z budżetu powinni nas przekonać, że ten 1 mld 350 mln nie jest potrzebny na nic innego, tylko właśnie na katechezę. Nie na zajęcia wyrównawcze, nie na obiady dla niedożywionych dzieci, nie na wyposażenie sal czy boiska. Bardzo trudno będzie też politykom czy radykałom religijnym przekonać większość, bo to po prostu nieracjonalne. Katolicy też chcą, żeby ich dzieci znały języki i nie uczyły się informatyki na tablicy. Politycy robią przysługę wpływowej i bogatej grupie interesów, jaką jest Kościół kosztem całego społeczeństwa. My się na to nie godzimy.

To dobry czas na takie inicjatywy? W Polskiej polityce wieje dziś prawicowy wiatr. Po wyborach może wam być jeszcze trudniej.

Ja uważam, że nie ma lepszego momentu. Akcja Świecka Szkoła jest wezwaniem do działania wszystkich, którzy nie godzą się na to, żeby łączyć kwestie indywidualnej wiary z polityką. Uważam że temat relacji Kościół – państwo będzie może najważniejszym tematem kampanii wyborczej. Jeśli będziemy biernie czekać na to, aż Kaczyński z Kukizem zmienią Konstytucję, wprowadza wszystkie szalone rzeczy które postulują, możemy obudzić się w kraju, w którym będziemy się czuli bardzo niekomfortowo.

Prezydent Andrzej Duda nie podpisze wam tej ustawy.

W kampanii wyborczej Paweł Kukiz i Janusz Korwin-Mikke deklarowali, że chcą wyprowadzić religię ze szkół. To radykalniejszy postulat od naszego. Nie spodziewam się, aby podzielano nasze poglądy w PiS-ie. Ale chciałbym usłyszeć głos tych, którzy mają pełne gęby troski o najbiedniejszych, o wykluczonych, którzy mówią o polityce prorodzinnej jak przekonują, że wolą dosypać pieniędzy bogatemu Kościołowi zamiast przeznaczyć je na przyszłość naszych dzieci.

Nikt panu nie odpowie na tak postawione pytanie.

Będzie to raczej lawirowanie niż zwalczanie tego pomysłu wprost. Ale zmusimy w kampanii wyborczej polityków wszystkich opcji do tego, żeby się jednoznacznie określili. Jeśli ktoś uważa, że Kościoła nie stać na to, aby lekcje religii prowadzić niech to powie wyborcom.

Nie od wczoraj angażuje się pan w walkę o świeckość państwa. Myśli pan, że to naprawdę najważniejszy problem współczesnej Polski?

Kwestia politycznej roli Kościoła katolickiego i tego jak w naszym kraju funkcjonują ci, którzy niekoniecznie się w nim odnajdują jest absolutnie fundamentalna. Nie można czuć się komfortowo, nawet będąc w większości, jeśli wiemy, że inni współobywatele nie cieszą się takimi samymi prawami jak my sami. Gdzie istnieje faktyczna dyskryminacja, w tym wypadku osób niewierzących.

W państwie, gdzie dziecko musi siedzieć na korytarzu z powodu wyborów ideowych swoich rodziców i czuje się gorsze od grupy rówieśniczej. Albo gdzie rodzice obojętni religijnie chrzczą dzieci „dla świętego spokoju”. Osoby głęboko wierzące nie mogą czuć się komfortowo, tam gdzie państwo o sprawach wiary chce decydować metodami administracyjnymi. To nieprzyzwoite, niemoralnie i niesprawiedliwe.

Porównałbym tę sytuację do ruchu praw obywatelskich, który działał w latach 60. w USA, mimo że była wojna w Wietnamie i zagrożenie wojną atomową ze Związkiem Radzieckim, działały aby skończyć z segregacją rasową. Ginęło za to wielu ludzi, mimo że Ameryka miała wtedy wiele innych problemów.

Nie da się ukryć, że ta tematyka na portalach budzi największą dyskusję, po obu stronach barykady.

Wypowiedzi hierarchów kościelnych rozpalają internet do czerwoności. Trudno się dziwić. Sam Kościół jest dostarcza codziennie argumentów za tym, że wykorzystywanie religii do celów politycznych jest jednym z największych problemów dzisiejszej Polski.

Kwestia wiary i polityki krzyżowała się również w pańskiej rodzinie. Pana dziadek – Konrad Jażdżewski nie zgodził się na zdjęcie krzyża w swoim gabinecie dyrektora Muzeum Archeologii i Etnografii. Był wielokrotnie przesłuchiwany przez SB. Pytał ludzi, „czy krzyż ich boli”. Jak to się stało, że wasze poglądy się tak rozjechały?

Nie ukrywam, że dla mnie postać mojego dziadka jest bardzo ważną inspiracją. Kościoła i krzyża należało bronić wtedy kiedy była prześladowany. Być po stronie bitych przeciwko bijącym. zdaniem, w czasach, kiedy z religią walczono. Ale dziś to Episkopat zamienił się funkcjami z politbiurem.

W jaki sposób?

Wypowiedzi hierarchów przypominają kazania jakie prawił społeczeństwu Gomułka. Dziś to nie katolicy są w Polsce dyskryminowani, tylko właśnie osoby, które do wiary się nie przyznają. To oni są wytykani z ambony jako gorsi obywatele. Ludzie, którzy chcą sprawiedliwej organizacji społeczeństwa muszą być po stronie tych, którzy są realnie dyskryminowani, czyli niewierzących i przedstawicieli innych wyzwań. Jestem głęboko przekonany, że Polacy są dużo bardziej otwarci niż polscy politycy a polscy katolicy niż hierarchowie kościelni.

Dziadek by pana nie potępił?

Dziś to Kościół instytucjonalny prześladuje inaczej myślących. Nie akceptuję tego i stąd moje prywatne zaangażowanie – na fundamencie praw jednostki, a nie walki z religią. Moje zdanie w żaden sposób nie kłóci się z tym, co uważam za swoje rodzinne korzenie. To moja niezgoda na niesprawiedliwość i nawet najbardziej wierzący katolik, jakim był mój dziadek, nie mógłby takiej niezgody potępiać.

 

naTemat.pl

Małgorzata Musierowicz pozywa Centrum Kultury Zamek – za spektakl

vis,wm, 18.08.2015
Małgorzata Musierowicz na spotkaniu z czytelnikami

Małgorzata Musierowicz na spotkaniu z czytelnikami (Fot. Lukasz Cynalewski / AG)

Do sądu wpłynął pozew pisarki Małgorzaty Musierowicz przeciwko twórcom spektaklu „Teren badań: Jeżycjada”. Jak informuje Radio Merkury – autorka domaga się zakazu wystawiania spektaklu, 150 tys. zł zadośćuczynienia i przeprosin na łamach ogólnopolskiego wydania „Gazety Wyborczej”.
Spektakl powstał w 2014 r. w ramach cyklu „My, Mieszczanie” w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. Reżyserką jest Weronika Szczawińska, współproducentem – grupa Komuna // Warszawa (wcześniejsza nazwa – Komuna Otwock).

Musierowicz dopatruje się w nim naruszenia praw autorskich, dóbr osobistych i zarejestrowanego znaku towarowego „Jeżycjada”.

Już na początku lipca Sąd Okręgowy w Poznaniu na wniosek pisarki zakazał wystawiania spektaklu, by zabezpieczyć jej roszczenia. „Dążenie do uniemożliwienia innym autorom tworzenia dzieł inspirowanych cudzą twórczością jest próbą ograniczania wolności twórczej” – napisało wówczas w oświadczeniu CK Zamek, producent przedstawienia. Spektakl od lipca nie jest wystawiany.

Teraz do sądu wpłynął pozew Musierowicz. Pozwanymi są CK Zamek i Komuna//Warszawa. Spektakl nie będzie wystawiany aż do końca procesu.

– To będzie precedensowy proces. Jeśli sąd przychyli się do wniosku Małgorzaty Musierowicz, będzie to znaczyło, że ogranicza się wolność twórczą, swobodę dialogu w kulturze, możliwość nawiązywania dyskusji, rezonowania dzieł – mówi Anna Hryniewiecka, dyrektorka CK Zamek.

Jak wskazują twórcy spektaklu, nie jest on adaptacją powieści. – Powieści Musierowicz były jedynie inspiracją i pretekstem do stworzenia – często żartobliwych – piosenek, z których chcieliśmy wydobyć katalogi i opisy obyczajów tak zwanej mieszczańskiej rodziny – tłumaczyła w „Wyborczej” Agnieszka Jakimiak, autorka tekstu spektaklu.

Na scenie aktorka z doprawionym ciążowym brzuchem śpiewa na punkową nutę: „Kiedy nam smutno, pijemy herbatę. / Kiedy nam miło, pijemy herbatę. (…) / Zachodzę w ciążę, pijemy herbatę”. Przewijają się imiona postaci jeżyckiej sagi. Kolejne numery zapowiadane są tytułami książek.

Premiera przedstawienia odbyła się 28 maja 2014 r. 3 czerwca Musierowicz złożyła wniosek o zarejestrowanie słownego znaku towarowego „Jeżycjada”. Doszło do niego 20 kwietnia 2015 r. W Niemczech spektakl grany był już pod zmienionym tytułem „Teren badań: Zastrzeżony znak towarowy”. A potem – zanim sąd podjął decyzję o zablokowaniu przedstawienia – artyści grali spektakl jako: „Teren badań: literatura dziewczęca z poznańskich Jeżyc”.

Zobacz także

poznan.gazeta.pl

„Pytam chętnych do zadawania kolejnych pytań: komu zamierzacie zabrać?”

 18.06.2015

"Pytam chętnych do zadawania kolejnych pytań: komu zamierzacie zabrać?"

Foto: tvn24 | Video: tvn24Ewa Kopacz na wtorkowej konferencji prasowej po posiedzeniu rządu

Jeśli niektórym politykom albo też związkowcom wydaje się, że ich słowa nie mają żadnej konsekwencji, to są w wielkim błędzie – tak premier Ewa Kopacz skomentowała postulat szefa „Solidarności” Piotra Dudy dot. przeprowadzenia referendum w dniu październikowych wyborów parlamentarnych. Szefowa rządu zaznaczyła, że z każdą podobną propozycją związane są kwestie finansowe.

PiS chce, by do referendum, które ma się odbyć 6 września, dopisać kolejne trzy pytania: dot. wieku emerytalnego, obowiązku szkolnego sześciolatków i Lasów Państwowych.

Z kolei szef „Solidarności” Piotr Duda zaproponował we wtorek, by Polacy odpowiedzieli na dodatkowe pytania referendalne w dniu wyborów parlamentarnych, tj. 25 października.

O propozycję Dudy była we wtorek pytana premier Ewa Kopacz po posiedzeniu rządu. Było to czwarte wyjazdowe posiedzenie jej gabinetu. Po Katowicach, Łodzi i Wrocławiu, premier Ewa Kopacz przyjechała do Krakowa.

Szefowa rządu podkreślała, że referendum to także kwestia odpowiedzialności. – Ta odpowiedzialność ma swój bardzo konkretny wymiar – finansowy – zaznaczyła.

Jak mówiła, inicjatorzy dodatkowych pytań powinni odpowiedzieć, czy 100 mld złotych do 2023 roku, czyli efekt powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego, to „wydumana sprawa”, i jak ta zmiana wpłynie na finanse publiczne.

– Ja dzisiaj pytam tych chętnych do zadawania kolejnych pytań: komu zamierzacie zabrać? komu chcecie podnieść podatki, żeby uzyskać ten efekt, który dziś proponujecie poprzez przeprowadzenie referendum? – mówiła Kopacz.

Szefowa rządu podkreślała, że politycy i związkowcy, którym wydaje się, że ich słowa nie mają żadnej konsekwencji, są w wielkim błędzie.

Premier przekonywała, że uczestnicy referendum muszą mieć świadomość konsekwencji, jakie po zmianach mogą dotknąć budżet państwa, ale także ich prywatnych kieszeni.

Uczciwym by było – mówiła Kopacz – „gdyby oto związkowiec, który tak troszczy się o tych swoich kolegów, którzy mu zaufali, zrobili z niego szefa związku zawodowego, zachował się odpowiedzialnie”.

– Czy dzisiaj oni usłyszą od niego: „czy chcesz powrotu do wieku emerytalnego sprzed reformy, ale jednocześnie godzisz się na pomniejszoną wysokość swojej emerytury”? Czy on to powie swojej mamie, babci? – pytała Kopacz.

„Wydumana sprawa”

„Sprawą wydumaną” Kopacz nazwała pytanie dotyczące prywatyzacji Lasów Państwowych. – Czy słyszeliście, by kiedykolwiek ktokolwiek z PO chciał prywatyzować lasy? – pytała. Przypomniała, że to PO wraz PSL złożyły projekt zapisu, gdzie jest mowa, że polskie lasy nie będą prywatyzowane i nie podlegają restrukturyzacji. – Na sali sejmowej ci, którzy mienią się obrońcami lasów, głosują przeciw – przypomniała. – Pytam, ile w tym jest cynicznego zagrania, a ile troski o lasy – mówiła.

Premier zapewniała, że „nie ma zagrożenia dla Lasów Państwowych”. – To jest dobro narodowe i nikt nie zamierza ich prywatyzować – zapewniła.

Premier odniosła się też do pytania na temat obowiązku szkolnego dla 6-latków. Zdaniem Kopacz jest to decyzja słuszna. – Polskie dzieci są bardzo zdolne, dorównują dzieciom w Europie, a niekiedy je przewyższają – podkreśliła premier.

Zwróciła uwagę, że około 90 proc. rodziców, którzy wysłali, zgodnie z obowiązującym prawem, swoje dzieci jako 6-latki do szkoły, są z tej sytuacji zadowoleni.

Trzy pytania

6 września Polacy mają odpowiadać na trzy pytania: czy są „za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu”; czy są „za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa” i czy są „za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości, co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika”.

We wtorek w Pałacu Prezydenckim odbyło się spotkanie z sygnatariuszami wniosku o rozszerzenie referendum. Zainicjował je prezydent Andrzej Duda, a z jego zaproszenia skorzystali: Beata Szydło, szef „Solidarności” Piotr Duda, Tomasz i Karolina Elbanowscy oraz organizatorzy akcji na rzecz referendum ws. Lasów Państwowych.

NSZZ „Solidarność” chciała w 2012 roku, aby Polacy wypowiedzieli się w referendum, czy są za utrzymaniem wieku emerytalnego (zanim podniesiono go do 67. roku życia), czyli 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. „S” złożyła w Sejmie prawie 1,4 mln podpisów pod wnioskiem o takie referendum. Sejm wniosku nie poparł.

Pod – zainicjowanym przez Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców – wnioskiem o referendum ws. obowiązku szkolnego 6-latków podpisało się prawie milion osób. Sejm wniosek odrzucił. Do stycznia 2015 r. Prawo i Sprawiedliwość złożyło w Sejmie w sumie ponad 2,5 mln podpisów o przeprowadzenie ogólnopolskiego referendum ws. Lasów Państwowych; formalnie jest to inicjatywa obywatelska. Polacy mieliby odpowiedzieć na pytanie m.in. dot. finansowania Lasów Państwowych.

Biały Dom zatrudnił pierwszą w historii transseksualistkę. „To kamień milowy!”

ro, 18.08.2015

Raffi Freedman-Gurspan, pierwsza osoba transseksualna pracująca w Białym Domu, objęła posadę szefowej wydziału personalnego

Raffi Freedman-Gurspan, pierwsza osoba transseksualna pracująca w Białym Domu, objęła posadę szefowej wydziału personalnego (Uncredited / AP / AP)

Biały Dom właśnie zatrudnił pierwszą w swojej historii otwarcie transseksualną osobę. Raffi Freedman-Gurspan objęła posadę szefowej wydziału personalnego. Będzie czuwała nad tym, aby z amerykańskim prezydentem Barackiem Obamą pracowali najlepsi ludzie.

Jak podaje stacja NBC News, Freedman-Gurspan, która urodziła się jako mężczyzna, wcześniej pracowała jako doradca w Narodowym Centrum Równouprawnienia Transseksualistów.

Amerykańskie media komentują, że zdobycie przez nią rządowej posady to olbrzymi krok dla środowiska LGBT. Valerie Jarrett, starszy doradca w Białym Domu dodaje, że oddanie Freedman-Gurspan sprawie może si przyczynić do poprawienia warunków życia wszystkich transseksualnych Amerykanów.

„The Wall Street Journal” podkreśla, że zatrudnienie transseksualistki to kamień milowy w walce mniejszości seksualnych o równouprawnienie. I że ten symboliczny w zasadzie gest to sposób Obamy na to, aby popchnąć do przodu prace nad ochroną praw mniejszości i walką z dyskryminacją. Amerykański prezydent starał się w czasie swej kadencji m.in. o to, aby w amerykańskiej marynarce bez przeszkód mogli służyć zdeklarowani transseksualiści.

Na polskiej scenie politycznej chyba nie można się na razie spodziewać podobnego przełomu. Na razie posłanka Anna Grodzka, najbardziej znana transseksualistka polskiej polityki, która na swoim koncie ma m.in. udaną walkę o uchwalenie ustawy o uzgadnianiu płci, zapowiedziała, że chciałaby być doradcą prezydenta Andrzeja Dudy.

Zobacz także

białyDom

wyborcza.pl

 

Rozmawiali 

Balcerowicz: W Polsce nie ma ani lewicy, ani prawicy. Istnieje lewoprawica „postępowa” i „narodowa”

Prof. Leszek Balcerowicz (fot. Rafał Siderski, zdjęcie z numeru 34 tygodnika “Wprost“)Prof. Leszek Balcerowicz (fot. Rafał Siderski, zdjęcie z numeru 34 tygodnika “Wprost“)
Nie wszyscy ulegają takim prostackim sądom, że skoro mamy kryzys w kapitalizmie, to znaczy, że winny jest kapitalizm. Równie dobrze można powiedzieć, że skoro katar jest w nosie, to zawinił nos – mówi prof. Leszek Balcerowicz.

Wyborczy koncert życzeń trwa. Partie chcą pomagać wszystkim. Odróżnia pan jeszcze lewicę od prawicy?

U nas nie ma już czegoś takiego jak lewica i prawica. Ja lansuję nazwę lewoprawica. To taka formacja, która jest etatystyczna i kieruje się głównie retoryką kolektywistyczną. W Polsce mamy lewoprawicę „postępową” i lewoprawicę „narodową”.

 

Czym się różnią?

Głównie hasłami. Lewoprawica „postępowa” broni społeczeństwa, a narodowa – narodu. Sprawiają wrażenie, że są po różnych stronach, a są po tej samej. Proponują więcej interwencjonizmu państwa, czyli władzy polityków w społeczeństwie. Chodzi im oczywiście o swoich polityków. Podział na jakieś dwie antypody polityczne robi ludziom wodę z mózgu.

(…)

To co się stało w Polsce? W Ameryce czy w Wielkiej Brytanii te podziały są. I to wyraźne.

Ten podział wziął się z rewolucji francuskiej. Konkretniej z tego, po której ze stron posłowie zasiadali w parlamencie. Później temu siedzeniu przypisywano jakieś znaczenie programowe. Lewica miała być bardziej etatystyczna, czyli forsować więcej władzy państwa w społeczeństwie i gospodarce. A prawica miała być bardziej wolnorynkowa. Ale w wielu krajach ten podział już się zatarł; w Polsce – na pewno.

I według pana zostali sami etatyści, którzy szkodzą.

Tam, gdzie kraj idzie w kierunku etatyzmu, jak w Grecji, pojawiają się poważne kłopoty i kryzys. Potem przychodzi czas na reformy, etap ratowania, a to oznacza mniej władzy dla polityków i uwzględnienie wolnego rynku, czyli reformy o charakterze liberalnym, np. w Hiszpanii czy Portugalii albo w Polsce po socjalizmie. Im głębszy etatyzm, tym mocniejsze bywają odbicia w tym kierunku wolnego rynku. Ale nie zawsze tak bywa. Można na wiele lat ugrzęznąć w etatyzmie, który dławi rozwój. W Polsce pracują na to zarówno „postępowi”, jak i narodowi antyliberałowie. Obie grupy działają na korzyść PiS.

Sześć lat od kryzysu wciąż słyszymy, że to kapitalizm nas zawiódł.

Nie wszyscy ulegają prostackim sądom, że skoro jest kryzys w kapitalizmie, to znaczy, że winny jest kapitalizm. Równie dobrze można powiedzieć, że skoro katar jest w nosie, to nos zawinił. Miejsce wystąpienia problemu nie musi być jego przyczyną. Analitycy patrzą na badania empiryczne.

 

Wprost.pl

Krzysztof Szczerski zapewnia, że Andrzej Duda nie omija Brukseli przez Donalda Tuska. „Prezydent zna ją doskonale”

Krzysztof Szczerski tłumaczy, dlaczego w kalendarzu Dudy zabrakło miejsca na Brukselę.
Krzysztof Szczerski tłumaczy, dlaczego w kalendarzu Dudy zabrakło miejsca na Brukselę. Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Wokół kalendarza wizyt zagranicznych nowego prezydenta toczy się ożywiona dyskusja. Przeciwnicy nowego modelu polityki zagranicznej prowadzonej z Pałacu Prezydenckiego zarzucają Andrzejowi Dudzie narzucanie nowego kierunku z pominięciem Brukseli. Krzysztof Szczerski, minister w Kancelarii Prezydenta odpowiada, że właśnie taka strategia ma przywrócić Polsce należne miejsce na mapie Europy.

Symbolika najważniejsza…
Z pierwszą zagraniczną wizytą prezydent Andrzej Duda pojedzie do Estonii. Jak podkreśla jego bliski współpracownik Krzysztof Szczerski, miejsce ani data nie są przypadkowe. Spotkanie w Tallinie przypada na rocznicę podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow. – To data symboliczna – przyznaje minister, który w Kancelarii Prezydenta odpowiada za dyplomację. – Trzeba wyciągać wnioski z historii, a ta historia pokazuje, że dzisiaj prawo nie jest respektowane, (…)prowadzi do destabilizacji – tłumaczył.

Krzysztof Szczerski przyznał, że nie bez znaczenia dla wyboru pierwszej wizyty jest sytuacja w regionie i łamanie międzynarodowego prawa przez Federację Rosyjską. Podróż prezydenta do Estonii ma być więc rodzajem symbolicznej niezgody na prowadzenie przez Kreml polityki bez poszanowania istniejącego porządku. – Siła dzisiaj jest przed prawem – stwierdził.

Relacje z Brukselą idą na boczny tor?
Wśród komentatorów planu zagranicznych wizyt szefa państwa nie zabrakło głosów potępiających marginalizację relacji między Warszawą i Brukselą. I choć oficjalnie nikt z otoczenia prezydenta nie potwierdza, że chodzi o niechęć w stosunku do szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska, to i tak ten powód jest często wymieniany jako ten, który w najbliższym czasie zamrozi stosunku Polski z Unią Europejską.

Minister Szczerski tłumaczył w „Faktach po Faktach”, że Bruksela nie znalazła się na liście najbliższych wizyt prezydenta, ponieważ następca Bronisława Komorowskiego, zdążył dobrze poznać unijne struktury podczas pełnienia mandatu europosła. – Prezydent Duda doskonale zna Brukselę i nie musi jej na nowo poznawać. Dodał, że większość krytyków koncentruje się na tym, „czego na liście zabrakło, a nie na tym, co się na niej znalazło”.

Osłabienie stosunków z Brukselą nie jest jedynym zmartwieniem przeciwników prezydentury Dudy. Równie dużo krytyki pod adresem szefa państwa dało się słyszeć przy okazji jego zapatrywania na relacje z Berlinem. I choć będzie to druga, zaraz po Tallinie stolica europejska odwiedzona przez Dudę, to lęk o stosunki z Niemcami nie mija. – Uznajemy i rozumiemy dzisiejsza rolę Niemiec w Europie. Chcemy mieć dobre relacje strategiczne – zapewniał Szczerski.

Minister w Kancelarii Prezydenta zaznaczył, że polityka zagraniczna nie wymaga rewolucji, ale niezbędne jest naniesie na nie korekty. Według Szczerskiego, polityka zagraniczna Andrzeja Dudy będzie dążyć do wzmocnienia roli Polski w regionie i przywrócenia naszemu państwu przewodniej roli.

Źródło: TVN24

ministerSzczerski

naTemat.pl

Szkocja: Kościół katolicki przeprasza ofiary wykorzystywania seksualnego

dżek, PAP, 18.08.2015

Msza święta

Msza święta (Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta)

Kościół katolicki w Szkocji poprosił o wybaczenie ofiary seksualnego wykorzystywania przez księży. Arcybiskup Philip Tartaglia wydał w tej sprawie oświadczenie, w którym kategorycznie potępił takie czyny.

Przeprosiny są finałem prawie dwuletniego śledztwa zleconego przez Konferencję Biskupów Szkocji. Wszczęto je, gdy w 2013 roku wyszło na jaw, że ówczesny kardynał, arcybiskup Saint Andrews i Edynburga Keith O’Brien molestował młodych księży i seminarzystów w latach 80. i był w wieloletnim związku homoseksualnym. Wyniki śledztwa mają być podano do wiadomości wiernych.

O’Brien przyznał, że w niektórych sytuacjach jego zachowanie seksualne było poniżej standardów oczekiwanych od osoby pełniącej funkcję księdza, arcybiskupa i kardynała; przeprosił za takie zachowanie i zrezygnował z godności arcybiskupa.

 

W marcu br. papież Franciszek przyjął rezygnację kardynała O’Briena z praw i prerogatyw przysługujących mu na mocy prawa kanonicznego: udziału w konklawe i w konsystorzu oraz współpracy z papieżem i przyjazdów do Rzymu.

 

TOK FM

„Naszą działalnością jest handel” – Biedronka odpowiada na bojkot Frondy za „promocję homoseksualizmu”

frondaKontraBiedronka
ar, 18.08.2015

O tę książeczkę cała afera.

O tę książeczkę cała afera. „Mały słownik ważnych pojęć” to obrazkowy słownik-encyklopedia dla dzieci. Wyjasśnia też pobieżnie takie hasła, jak „homoseksualizm” czy „homofon” (materiały prasowe)

„Widać, że Biedronka stała się rzecznikiem ideologii Kopacz-Fuszary, która ma na celu zniszczenie polskiej rodziny, obdarcie jej z obiektywnych wartości i zaimplikowanie ideologii homo-gender” – grzmi Fronda. I wzywa do bojkotu Biedronki.

W ofercie sklepów Biedronka pojawiły się książeczki dla dzieci pod tytułem „Mały słownik ważnych pojęć” autorstwa Bertranda Fichou. Wyjaśnia on dzieciom takie słowa jak „wolność”, „cywilizacja”, „imigrant” i „homoseksualista”, a także „homofob”. Obok każdego wytłumaczenia znajduje się obrazek, który stanowi dopełnienie opisu.

– Te słowa bardzo często pojawiają się w rozmowach dorosłych. Dzieci, słysząc je, nie zawsze znają ich sens. Niniejszy słownik w niekonwencjonalny sposób – za pomocą komiksów – podaje ich definicje. Zachęca też do zgłębiania wielu zagadnień i poznawania zjawisk zachodzących we współczesnym świecie – wyjaśnia wydawca, wydawnictwo Olesiejuk.

Fronda ostrzega: „Brzmi niewinnie, ale to tylko pozory. Publikacja ta wpisuje się w promocję homoseksualizmu” – czytamy na stronie serwisu.

„Nasze dzieci mogą przeczytać w książce, że homoseksualiści to ludzie czujący pociąg do osób tej samej płci. I widzą zdjęcie uśmiechniętych lesbijek z pieskiem. Wyżej, nad hasłem »homoseksualista « widnieje hasło »homofob «, czyli »ktoś, kto nie lubi homoseksualistów «. I oczywiście zdjęcie wściekłego mężczyzny o czerwonej twarzy, który ma zaciśnięte pięści i patrzy z nienawiścią na spacerujące lesbijki. Widać, że Biedronka stała się rzecznikiem ideologii Kopacz-Fuszary, która ma na celu zniszczenie polskiej rodziny, obdarcie jej z obiektywnych wartości i zaimplikowanie ideologii homo-gender” – ostrzega Fronda.

Fronda wezwała do bojkotu sieci sklepów Biedronka do momentu usunięcia książki ze sprzedaży. „Dopóki Biedronka będzie wspierać takie inicjatywy anty-rodzinne, nie kupujmy w Biedronce!” – apeluje.

W odpowiedzi Biedronka wydała oświadczenie, w którym wyjaśnia: „Podobnie jak w przypadku innych książek, zakładamy, że ostateczny wybór, dokonywany według swoich potrzeb i w zgodzie ze swoimi poglądami, należy do kupującego. Jesteśmy siecią handlową i nie jest naszą rolą propagowanie lub polemika z ideologiami. Stanowczo odrzucamy takie zarzuty (…). Przywołana pozycja, z zastrzeżeniem prawa każdego klienta do decyzji o jej zakupie, naszym zdaniem nie niesie treści, które uzasadniałyby tak gwałtowne reakcje, jakie można zaobserwować na wybranych portalach. Ponadto należy zauważyć, że wspomniana pozycja jest dostępna nie tylko w naszej sieci. W konsekwencji powyższego wyjaśnienia, zwracamy się o nieprzypisywanie nam motywacji i celów, które nie mają nic wspólnego z naszą podstawową działalnością, jaką jest handel”.

Fronda nie po raz pierwszy wzywa do bojkotu danej sieci sklepów. W listopadzie zeszłego roku apelowała, by Polacy nie robili zakupów w Lidlu.

Była to odpowiedź na świąteczne spoty reklamowe Lidla, w których mimo licznych nawiązań do Bożego Narodzenia (kolorowych stroików, zaśnieżonych ulic, choinek, prezentów i piosenki „Let it snow”), ani razu nie pada określenie „Boże Narodzenie”.

„Polska to kraj chrześcijański. Nasza tradycja bożonarodzeniowa jest ściśle związana z przeżywaniem Narodzenia Pana Jezusa Chrystusa. Nie pozwolimy na to, by zagraniczna firma narzucała nam laicką i ateistyczną ideologię” – pisała wtedy Fronda.

Zobacz także

nasząDziałalnością jest handel

wyborcza.pl

Makowski: Kościół robi z Kaczyńskiego świeckiego prymasa. To może być zabójcze. Dla Kościoła

dżek, 18.08.2015

Jarosław Makowski

Jarosław Makowski (Fot.AG)

– Jarosław Kaczyński jest cynicznym politykiem. Wie, że dziś potrzebuje wsparcia Kościoła, by sięgnąć po władzę – mówi w wywiadzie dla tygodnika „Przegląd” Jarosław Makowski, filozof, teolog i publicysta.

 

– Jarosław Kaczyński jest cynicznym politykiem. Wie, że dziś potrzebuje wsparcia Kościoła, by sięgnąć po władzę. Dlatego kusi biskupów obietnicą władzy. Ten sam Kaczyński mówił kiedyś, że najprostsza droga do dechrystianizacji Polski wiedzie przez ZChN. Dziś najprostsza droga do dechrystianizacji wiedzie przez PiS. Gdyby Jarosław Kaczyński był dobrym katolikiem, pobożnym chrześcijaninem, dziś jako pierwszy dążyłby do odsunięcia Kościoła od władzy. Kościół nie potrzebuje niczego innego niż liberalnej demokracji, żeby w sposób wolny mógł głosić swoje przesłanie – mówi Jarosław Makowski w wywiadzie dla tygodnika „Przegląd”.

Zdaniem Makowskiego obecność prezesa PiS na Jasnej Górze podczas pielgrzymki Radia Maryja jest zabójcze dla Kościoła, który z Kaczyńskiego robi „świeckiego prymasa”. A czemu robi? Makowski uważa, że Kościół chce mieć „swojego” prezydenta i „swojego” premiera, aby mieć wpływ na stanowienie prawa.

 

Zdaniem Jarosława Makowskiego polscy biskupi nakładają na ludzi ciężary, których sami nie mają zamiaru dźwigać. – Jeżeli sądzą, że ludzie tego nie widzą, to są w błędzie. Rozumieją, co więcej – oceniają i to ich irytuje. Polacy zaczynają być antyklerykalni, ale nie antychrześcijańscy – mówi Makowski.

Cała rozmowa w najnowszym numerze tygodnika „Przegląd”.

kościółrobiZKaczyńskiego

TOK FM

Matki Bożej Nieustającej Ulgi Podatkowej. Komik założył Kościół, by pokazać, jak łatwo wyłudzić pieniądze od wiernych

Patryk Strzałkowski, 18.08.201
Ulgi podatkowe, brak kontroli skarbowych i pełna dowolność w działaniu – brzmi jak raj dla biznesu. Jednak na takich zasadach działają Kościoły w USA. Wielu „duchownych” głosi „ewangelię” w telewizji, a później zachęca do donacji, za które kupuje odrzutowce i wille.

Talk show Last WeekTonight poruszyło temat teleewangelistów

Talk show Last WeekTonight poruszyło temat teleewangelistów (fot. yotube.com/LastWeekTonight)

 

350 tys. różnych Kościołów funkcjonuje obecnie w Stanach Zjednoczonych. Ponad 90 proc. z nich to wspólnoty katolickie, protestanckie lub prawosławne. Wśród nich są m.in. działające na całym świecie Kościoły, jak świadkowie Jehowy, Adwentyści Dnia Siódmego czy Kościół katolicki.

Są też tysiące lokalnych Kościołów, małych parafii czy wspólnot, prowadzonych przez samozwańczych kaznodziejów. Niektórzy z nich zajmują się „teleewangelizacją” – głoszą swoje nauczania w telewizji i internecie.

Tymi ostatnimi zajął się brytyjski komik John Oliver*, prowadzący w USA talk-show „Last Week Tonight”. Nie ze względu na to, co głoszą, ale to, jak zdobywają pieniądze. A dokładnie – jak zdobywają miliony dolarów, które wydają na wille, prywatne odrzutowce i egzotyczne wakacje.

„Toczniu, ty plugawy diable! W imię Chrystusa, odejdź”

– Sporo lokalnych Kościołów robi wiele dobrego: karmi głodnych, ubiera biednych – podkreśla Oliver. – Jednak to nie o nich będę dziś opowiadał. Będę mówił o Kościołach, które wykorzystują ludzką wiarę dla zysku – dodaje.

Teleewangeliści byli popularni w USA już dekady temu. Oliver przypomina jednego z nich – Roberta Tiltona – który w latach 90. został oskarżony o oszustwo. Jednak Tilton ma się dobrze i wciąż „naucza” w telewizji, twierdząc, że jest w stanie „wypędzić” choroby z ciał wiernych.

 Last Week Tonight

– Mamy dzwoniącego z toczniem**. Toczniu, ty plugawy diable! W imię Chrystusa, odejdź! – krzyczy z ekranu kaznodzieja, twierdzący, że w ten sposób może uleczyć wiernego, który cierpi na skomplikowaną i groźną chorobę.

Kupiłem odrzutowiec za gotówkę, czyli ewangelia dobrobytu

Jak zwraca uwagę Oliver, Tilton jest tylko jednym z wielu teleewangelistów, których można zobaczyć w kilku dużych kanałach telewizyjnych. Część z nich – tak jak Creflo Dollar – prosi swoich widzów o pieniądze, za które kupuje luksusowe dobra, rzekomo potrzebne do „ewangelizacji”.

 Last Week Tonight

W przypadku Dollara chodziło o… wart 65 mln dolarów odrzutowiec. Nie jest on w tym wyjątkiem. – Miałem dość pieniędzy, by kupić piękny samolot. Za gotówkę. Trzy tygodnie później kupiłem trzy razy droższy odrzutowiec. Za gotówkę – mówi inny telewizyjny kaznodzieja Mike Murdock, prosząc wiernych, by „cieszyli się ze spotykających go błogosławieństw”.

Teleewangeliści najczęściej zapewniają, że odrzutowce i inne luksusy są niezbędne do pracy i nauczania. Tak utrzymywało np. małżeństwo Kennetha i Glorii Copelandów, głoszących tzw. ewangelię dobrobytu. Jednak, jak odkryli lokalni dziennikarze, latali oni prywatnym odrzutowcem m.in. na narty czy polowania.

„Wielkość plonu zależy od wielkości nasion”

Dlaczego ludzie wciąż wysyłają pieniądze do teleewangelistów, nawet gdy ujawniono ich oszustwa? – Głoszą oni „ewangelię dobrobytu”, zgodnie z którą bogactwo jest znakiem przychylności Boga, a donacje zwrócą się z czasem – tłumaczy Oliver.

 Last Week Tonight

Czasem przybiera to formę nauczania o „nasionach”, które trzeba „zakopać”, aby pewnego dnia przyniosły plon, a kaznodzieje mówią wprost, że „wielkość plonu zależy od wielkości nasion”. Nasiona mają oczywiście mieć postać gotówki, a „zasianie” oznacza przesłanie ich danemu Kościołowi.

 Last Week Tonight

– Za tysiąc dolarów i tak nie kupisz domu. Podnieś słuchawkę, zasadź ziarno i zobacz, jak rozwinie się dzięki Bogu – mówi jeden z teleewangelistów. – Jeśli „zasiejesz” tysiąc dolarów z twojej karty kredytowej, Bóg wymaże twój dług – obiecuje inny.

 Last Week Tonight

Oliver podkreśla, że teleewangeliści najczęściej żerują na słabości i nieszczęściu wśród starszych i chorych. – Moja mama zmarła na raka. Z jej pamiętników dowiedziałam się, że zobaczyła w telewizji Kennetha Copelanda i uwierzyła, że jeśli „zasieje ziarna” w jego Kościele, to ma lepsze szanse na wyzdrowienie – mówi córka jednej z ofiar teleewangelistów.

Chora kobieta wysyłała pieniądze dla Copelanda, zamiast przeznaczyć je na leczenie w szpitalu. Choć brzmi to irracjonalnie, to Oliver podkreśla, że takie wnioski nietrudno wysnuć z „nauczań” Copelandów.

– Masz raka. Co wolisz z tym zrobić: przyjmować truciznę, od której będziesz bardziej chory, czy być tu z nami, usłyszeć Słowo Boże i zostać uzdrowionym? – mówi na jednym z kazań Gloria Copeland.

 Last Week Tonight

Kościoły poza kontrolą skarbówki

– Wszystko to jest nie tylko legalne, ale też wolne od podatków – mówi Oliver. Amerykański urząd skarbowy (IRS) w oficjalnym filmie instruktażowym dla pracowników zaznacza, że przepisy dotyczące Kościołów „celowo są otwarte i nieskonkretyzowane”.

Zgodnie z wytycznymi IRS termin „Kościół” nie jest jasno zdefiniowany, urząd nie sprawdza, czy doktryna wspólnoty ma religijny charakter, o ile jej przekonania są „rzetelne i nie stoją w sprzeczności z prawem”.

 Last Week Tonight

Wiążą się z tym nie tylko ulgi podatkowe, ale też inne benefity – na przykład budżet na dom parafialny. Rodzina Copelandów żyje w wolnym od podatków „domu parafialnym” za… 6,4 mln dolarów. Kościoły nie muszą też martwić się o kontrole skarbówki – w 2014 roku IRS przyglądał się tylko jednej wspólnocie religijnej z 350 tys.

 Last Week Tonight

Kościół Matki Bożej Nieustającej Ulgi Podatkowej

Co jeszcze bardziej oburzające, Kościoły nie tylko unikają kontroli skarbowej i oszukują w ramach prawa, ale są też niezwykle łatwe do założenia. Aby to udowodnić, komik stworzył i zarejestrował własną wspólnotę religijną – Kościół Matki Bożej Nieustającej Ulgi Podatkowej.

W wytycznych IRS znajduje się 14 punktów, które powinny (choć nie muszą) spełniać Kościoły. – Niektóre z nich udało nam się wypełnić przez przypadek. Mamy „ustalone miejsce kultu” – nasze studio, w którym spotykamy się w każdą niedzielę – mówił Oliver, który konsultował te działania z prawnikiem.

 Last Week Tonight

Aby Kościół miał osobowość prawną, komik założył organizację non profit w zupełnie innym stanie. Potrzebna jest też „ustalona forma kultu”, jednak musi to być po prostu „jakiś konkretny rytuał”. Zdaniem prawnika może to być np. „cicha medytacja nad działaniami oszukańczych Kościołów”.

Oliver pojawił się w studiu stylizowanym na te, w których pojawiają się prawdziwi teleewangeliści. Przedstawił się jako „megawielebny” i zachęcał do „zasiania nasion” – czyli wpłacania pieniędzy. Stworzył też własną stronę internetową.

Podał też adres, na który można przysyłać pieniądze, oraz zabezpieczył się na ewentualność, gdyby ktoś rzeczywiście to zrobił – na stronie drobnym drukiem zastrzega, że wszystkie pieniądze będą przekazane dla Lekarzy bez Granic.

Kim jest John Oliver?

*Oliver to mieszkający w USA brytyjski komik, publicysta i prezenter telewizyjny. Wcześniej pracował m.in. w kultowym programie „The Daily Show” Jona Stewarta, a od 2014 roku prowadzi własny talk-show „Last Week Tonight”.

W satyryczny sposób komentuje w nim bieżące wydarzenia w USA i na świecie, w każdym odcinku poruszając jeden większy temat. Zespół programu prowadzi też dziennikarskie śledztwa.

John Oliver swoim programem zawstydza dziennikarzy. Czytaj więcej o nim w portalu TOKFM.pl>>>

Brytyjczyk przeprowadza też wywiady – w jednym z odcinków poleciał do Moskwy, by nagrać rozmowę z Edwardem Snowdenem, poszukiwanym przez władze USA za ujawnienie tajnych dokumentów wywiadu.

Oliver znalazł się na tegorocznej liście stu najbardziej wpływowych osób na świecie magazynu „Time”.

**Toczeń rumieniowaty układowy – rzadka choroba autoimmunologiczna, rozwijająca się na tle zaburzeń układu odpornościowego, prowadząca do stanów zapalnych licznych organów.

matkaBożaNieustającej

gazeta.pl