Szydło (12.10.2015)

 

Konkurs Chopinowski. Mamy wyniki II etapu. Dalej przeszli faworyci i tylko trzech Polaków

Anna S. Dębowska, 12.10.2015
Konkurs Chopinowski 2015, II etap - Georgijs Osokins (Łotwa)

Konkurs Chopinowski 2015, II etap – Georgijs Osokins (Łotwa) (Wojciech Grzędziński / NIFC)

KRONIKA KONKURSU CHOPINOWSKIEGO. II etap 17. Konkursu pokazał, że mamy do czynienia z bardzo dobrymi pianistami, ale też coraz trudniej o poloneza i walca z prawdziwego zdarzenia. Z ośmiu Polaków zostało trzech: Krupiński, Książek i Nehring.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Ci, którzy w I etapie wywalczyli sobie miejsce na pierwszym planie, w II etapie cofnęli się w cień, jak Aljoša Jurinić. Lub odwrotnie – rozwinęli skrzydła, jak Luigi Carroccia, który na fortepianie śpiewa, tworzy plastyczne, zajmujące narracje, łączy intelekt ze zmysłowym podejściem do brzmienia. Georgijs Osokins to z kolei pianista poszukujący, ale niekoniecznie chce się mu w tym poszukiwaniu towarzyszyć.

Niektórzy utrzymali pozycje. Takich mocnych „koni” jest w III etapie kilka. 21-letnia Amerykanka Kate Liu ma temperament dramatyczny i przykuwający uwagę instynkt narracyjny. 26-letni Kanadyjczyk Charles Richard-Hamelin to mądry, dojrzały pianista, który dał poruszającą interpretację Poloneza fis-moll op. 44. Bliski chopinowskiemu idiomowi jest Seong-Jin Cho, wyrazisty pewniak, który trafia wprost do serc słuchaczy. Szkoda, że z Konkursem pożegnał się ChińczykZhi Chao Julian Jia. Jury awansowało za to Amerykanina Alexeia Tartakovsky’ego, pianistę bez finezji, który nie jest też żadnym wirtuozem.

Jak grać, żeby przejść dalej? Eksperci komentują II etap Konkursu Chopinowskiego

Objawieniem II etapu był Polak Krzysztof Książek: piękne mazurki, quasi-improwizacyjna Fantazja f-moll, zmysłowy, żywy dźwięk. Chce się go słuchać dalej. Szymon Nehring, jego kolega z Akademii Muzycznej w Bydgoszczy (również od prof. Stefana Wojtasa), mniej mnie przekonuje, ale w kuluarach jego nazwisko wymieniane jest z uznaniem.

Bydgoska szkoła pianistyczna stoi na Konkursie wysoko. W II etapie zagrało też trzech studentów Katarzyny Popowej-Zydroń, przewodniczącej jury 17. Konkursu, na co dzień kierownik katedry fortepianu bydgoskiej uczelni. To Piotr Nowak, Michał Szymanowski i bardzo dobry Zi Xu (świetny Polonez fis-moll op. 44). Obaj Polacy odpadli, Chińczyk przeszedł dalej. Andrzej Wierciński, student Wojciecha Świtały w Katowicach, wypadł poniżej oczekiwań i też już go nie zobaczymy. Na razie muzyka popłynęła przede wszystkim spod palców Krzysztofa Książka.

Większość pianistów z trudem opanowuje tendencję do grania bardzo szybko i bardzo głośno, mało kto chce się na dłużej zatopić w muzyce, mówić półgłosem, operować półcieniami. Z tego tłumu in plus wyróżnia się Kanadyjczyk Yike (Tony) Yang. Poziom jest wysoki, ale wciąż trudno przewidzieć, kto zajmie pierwsze miejsce. Może Koreańczyk, może Kanadyjczyk… Wynik może nas zaskoczyć.

Decyzję jury i nazwiska uczestników III etapu ogłosił we wtorek późnym wieczorem dyrektor NIFC Artur Szklener. Wcześniej wystąpiła jednak przewodnicząca jury Katarzyna Popowa-Zydroń. Mówiła: – Dyrektor przeczyta tylko 20 nazwisk. Chciałoby się ich odczytać o wiele, wiele więcej. Przy takim bogactwie różnorodnych, ciekawych wykonań wybór dla każdego z członków jury był trudny. Chcę się zwrócić do tych, którzy za chwilę nie usłyszą swoich nazwisk: jesteście wspaniałymi artystami. Jeśli prawdziwie kochacie muzykę, a nie tylko sukces, to rozczarowanie może się okazać dla was cenne.

Do III etapu konkursu weszli:

Luigi Carroccia (Włochy)
Galina Czistiakowa (Rosja)
Seong Jin Cho (Korea Płd.)
Chi Ho Han (Korea Płd.)
Aljosa Jurinić (Chorwacja)
Su Yeon Kim (Korea Płd.)
Dinara Klinton (Ukraina)
Aimi Kobayashi (Japonia)
Marek Kozak (Czechy)
Łukasz Krupiński (Polska)
Krzysztof Książek (Polska)
Kate Liu (USA)
Eric Lu (USA)
Szymon Nehring (Polska)
Georgijs Osokins (Łotwa)
Charles Richard-Hamelin (Kanada)
Dmitrij Sziszkin (Rosja)
Alexei Tartakovsky (USA)
Zi Xu (Chiny) oraz
Yike (Tony) Yang (Kanada).

Przesłuchania zostaną wznowione w środę o godz. 10.

Konkurs Chopinowski dla każdego
Relacje Anny S. Dębowskiej codziennie na Wyborcza.pl/kultura.
Pierwszy etap konkursu odbył się w dniach 3-7 października, drugi 9-12 października. Trzeci potrwa od 14 do 16 października. Poranne przesłuchania są zaplanowane na godziny 10-14, popołudniowe 17-21.
Wszystkie etapy będą transmitować Program 2 Polskiego Radia oraz TVP Kultura. Obaj publiczni nadawcy na żywo zaprezentują finały (18-20 października, godz. 18) i koncerty laureatów (21-23 października, godz. 19). Te wydarzenia będzie też można śledzić na antenie TVP HD.
Codziennie o godz. 21 radiowa Dwójka nada półgodzinne podsumowanie dnia konkursu. A najważniejszego dnia, 20 października, w oczekiwaniu na ogłoszenie wyników Konkursu Chopinowskiego oraz tuż po nim TVP Kultura nada „Noc z Chopinem”, czyli podsumowanie całego wydarzenia z udziałem zaproszonych gości.
W internecie głównymi miejscami transmisji są: strona chopincompetition2015.com, bezpłatna aplikacja mobilna „Konkurs Chopinowski” na smartfony, tablety i Samsung smart TV, a także NIFC-owy kanał na YouTubie Chopin2015. Pięć lat temu gorące międzynarodowe dyskusje toczyły się na facebookowym profilu NIFC.

Zobacz także

wyborcza.pl

Polityką prosto w oczy. Historia kabaretu w PRL-u cz. 4

Jacek Szczerba, 12.10.2015

Egida w latach 70. Od lewej: Jonasz Kofta, Anna Nehrebecka, Wojciech Pszoniak, Jan Pietrzak, Danuta Rinn i Jan Tadeusz Stanisławski. To Nehrebecka, a potem Rinn śpiewały piosenkę Pietrzaka z muzyką Włodzimierza Korcza

Egida w latach 70. Od lewej: Jonasz Kofta, Anna Nehrebecka, Wojciech Pszoniak, Jan Pietrzak, Danuta Rinn i Jan Tadeusz Stanisławski. To Nehrebecka, a potem Rinn śpiewały piosenkę Pietrzaka z muzyką Włodzimierza Korcza „Gdzie ci mężczyźni?”. Poszukiwani w niej… (fot. Andrzej Wiernicki/REPORTER)

Jego wyjątkowość polegała na stworzeniu postaci pana Janka, inteligenta, ale „raczej o knajackim sposobie mówienia, zabierającego głos na każdy temat”. „Wystawiam się na pośmiewisko i za to mi płacą. Wielu ludzi wystawia się na pośmiewisko, ale płacą im za coś zupełnie innego” – żartował Jan Pietrzak.

„Urodziłem się w czasie wojny, jako syn pułku i pułkownikowej. Przeraczkowałem cały szlak bojowy”, albo: „Urodziłem się. Patrzę, chłopiec. Jak na początek – nie jest źle, myślę sobie. Nawet gdyby mi ta płeć nie odpowiadała, to z chłopca na dziewczynkę łatwiej przerobić, ciach i po krzyku”. Tak Jan Pietrzak, twórca kabaretu Pod Egidą działającego z przerwami od 1968 r., rozpoczynał kolejne wersje swego estradowego życiorysu. Opowiadając tę drugą historię, wspominał o hasłach rozwieszonych w izbie porodowej, wskazujących na to, że urodził się w przodującej części świata, i dodawał: „Dopiero po latach dalszego rozwoju umysłowego zaczęły mnie nachodzić pewne wątpliwości – jak to jest, że my przodujemy, a ciągle doganiamy, w telewizorach, lodówkach, parochodach, ruchomych schodach…”. Bo Egida to był pierwszy peerelowski kabaret polityczny mówiący nie aluzjami, lecz bez ogródek, prosto w oczy: „Jaka jest różnica między demokracją i demokracją socjalistyczną? Taka jak między krzesłem i krzesłem elektrycznym”.

W PRL Pod Egidą bawili się wszyscy: premier Józef Cyrankiewicz, partyjny nacjonalista Mieczysław Moczar, Lech Wałęsa i połowa ówczesnej opozycji, prof. Tadeusz Kotarbiński, Melchior Wańkowicz, Stanisław Dygat, a na kaloryferze z powodu tłoku siedzieli kiedyś Tadeusz Konwicki z Gustawem Holoubkiem. W zajeździe pod Elblągiem jakiś pijany jegomość powiedział Pietrzakowi: „Ja szanuję pana teksty, bo one są poprzedzone rozumem”. W 1976 r. po wydarzeniach czerwcowych w Ursusie i Radomiu Pietrzak napisał pieśń „Żeby Polska była Polską”. Koledzy mówili, że jest za poważna do kabaretu, radzili, żeby wysłał ją do Kołobrzegu na festiwal piosenki żołnierskiej. A jednak rychło stała się nieformalnym hymnem „Solidarności”.

Pietrzak angażował wybitnych aktorów: Barbarę Krafftównę, Krystynę Jandę, Ewę Dałkowską, Piotra Fronczewskiego, Wojciecha Pszoniaka, Janusza Gajosa, i zupełnych debiutantów, takich jak 19-letni Jacek Kaczmarski. Teksty pisali mu Jonasz Kofta, Jan Tadeusz Stanisławski, Jerzy Dobrowolski, Krzysztof Jaroszyński (ci czterej także występowali na scenie), Daniel Passent, a nawet Jerzy Urban, który zostawszy rzecznikiem prasowym rządu Wojciecha Jaruzelskiego, Egidę zwalczał.

Pani Pelagio, czy pani jeszcze może… Historia kabaretu w PRL-u cz. 3

Z żołnierza kabareciarz

Jan Pietrzak (rocznik 1937) ma życiorys idealny jak na krytyka PRL. Urodził się na warszawskim Targówku. Ojciec, robotnik, strajkował za sanacji, podczas wojny uczestniczył w lewicowej konspiracji i zginął na Pawiaku w 1942 r. Matka pracowała w sklepie z kapeluszami na pl. Zamkowym, podczas okupacji była łączniczką Batalionów Chłopskich, ukrywała Żydów i czerwonoarmistów, którym udało się uciec z obozów jenieckich.

Siedmioletni Pietrzak przeżył powstanie warszawskie, potem, żyjąc w gruzach Warszawy, namiętnie bawił się z kolegami znalezioną bronią i niewybuchami. W 1948 r. matka, nie mogąc okiełznać syna, posłała go do korpusu kadetów na ul. Wiśniowej w Warszawie, a potem już sam wybrał Oficerską Szkołę Radiolokacji w Jeleniej Górze: „Po dziewięciu latach służby w wojsku nawet myślałem na baczność”. Ponieważ jednak miał skłonność do niesubordynacji, w wieku 19 lat jako podporucznik wystąpił z wojska i wrócił do Warszawy.

Pięć lat spędził w fabryce telewizorów („w bufecie piwo i wino, przestoje i dużo znudzonych kobiet”), najpierw na stanowisku kontroli, przy taśmie produkcyjnej, później w dziale konstrukcyjnym. Wieczorowo studiował socjologię kultury w Wyższej Szkole Nauk Politycznych przy KC PZPR. Gdy po latach będą mu to wypominać, przypomni, że to tam słuchał wykładów prof. Leszka Kołakowskiego, a WSNS wkrótce rozwiązano jako siedlisko rewizjonizmu.

„Byłem w ZMP, byłem w partii. Socjalizm brałem wprost: to nasza fabryka, nasz kraj i mamy prawo mówić wyraźnie, co nam się nie podoba, a towarzysz sekretarz nie będzie nam dyktował, jaką uchwałę przyjmiemy. Dlatego w fabryce, w radzie robotniczej, uchodziłem za krzykacza, który się stawia” – wspominał. Mówi, że legitymację partyjną stracił w połowie lat 70., że składki potrącano mu w Stołecznej Estradzie z honorariów, a w zebraniach partyjnych nie uczestniczył.

Już w wojsku śpiewał z gitarą, w cywilu próbował się dostać do Mazowsza i STS-u, ale największe wrażenie robiły na nim kluby studenckie, do których początkowo jako robotnik musiał być wprowadzany przez kolegów. Żeby mieć własną legitymację Hybryd, wystartował (recytując Norwida i Leśmiana) w konkursie do tamtejszej Estrady Poetyckiej. Na scenie Hybryd debiutował w 1961 r., recytując wiersze klasyków i tamtejszych poetów – Edwarda Stachury, Krzysztofa Gąsiorowskiego, Zbigniewa Jerzyny i Macieja Zenona Bordowicza. Wśród recytatorów szybko pojawiła się myśl, żeby spróbować dowcipniejszego repertuaru.

Gwiazdy Nowego Światu. Historia kabaretu w PRL-u cz. 2

Kabaret Hybrydy

Pierwszy program kabaretu Hybrydy, którego Pietrzak został kierownikiem, nazywał się „Kąpiel w Rubikonie” (1962) i był raczej poetycki niż demaskatorski. Dwa następne programy – „Radosna gęba stabilizacji” i „Ludzie to kupią” – zdominował Wojciech Młynarski, który Hybrydy zaraz opuścił. Wtedy Pietrzak ściągnął dwóch autorów z Akademii Sztuk Pięknych, którzy próbowali robić kabaret w klubie Dziekanka: Jonasza Koftę (1942-88) i Adama Kreczmara (1944-82). Koftę najpierw trudno było namówić na wejście na scenę, ale gdy w niej zasmakował, z oporami z niej schodził. Dystyngowanemu Kreczmarowi w regularnych występach przeszkadzała poważna choroba.

Pietrzak zaczął wtedy pisać piosenki, debiutancka – „Tango elektroniczne” – sławiła kobiece wdzięki językiem rodem z fabryki telewizorów. W drugiej – „Pechowy mebel” – padały słowa: „Nie ma dziewczyny na moim tapczanie”. Ale kabaret Hybrydy zyskiwał na ostrości („Kiedyś królowie tolerowali błaznów, dziś królów nie ma i błaznów musi tolerować cały naród”). W programie „Co słychać?” (1965) ustawili na scenie telewizor nadający (z wyłączonym dźwiękiem) „Dziennik telewizyjny”, a Stefan Friedmann czytał w tle tekst naśladujący bełkot ówczesnej propagandy. Pogoniono ich w 1967 r. za deprawowanie studentów, gdy w tygodniku „Walka Młodych” ukazał się reportaż przedstawiający Hybrydy jako siedlisko bananowej młodzieży.

Starsi Panowie Dwaj. Historia kabaretu w PRL-u cz. 1

Jest śmiesznie, będzie jeszcze śmieszniej

Pietrzak nie zamierzał jednak rezygnować z kabaretu. 10 lutego 1968 r. dzięki wsparciu radiowej Trójki i Towarzystwa Sztuk Pięknych na ulicy Chmielnej 5, w tzw. pałacyku, w sali na 90 osób zainicjował działalność kabaret Pod Egidą. Nazwę wybrali z przekory: egida to przecież mitologiczna tarcza ochronna, którą wedle różnych wersji posługiwali się Zeus albo Atena. A niedawnego zespołu z Hybryd nikt nie chciał chronić. Egidę zamykano pod byle pretekstem: w 1974 r. strażacy orzekli, że z braku wentylacji lokal nie spełnia wymogów BHP, dwa lata później Stołeczna Estrada przysłała pismo informujące, że nagminnie przekraczają obowiązującą normę 108 widzów.

Do dawnego zespołu z Hybryd dołączyli początkowo: Anna Prucnal, dla której piosenki pisał podkochujący się w niej Kofta, Wojciech Siemion i Krafftówna. Gości Egidy witał transparent: „Za stracone złudzenia zakład nie odpowiada”. Mówili odważnie: „Jest śmiesznie, będzie jeszcze śmieszniej”, „Marksjanie zagrażają Ziemi”, „Wprowadźcie socjalizm na Saharze, a po tygodniu piachu zabraknie”. Pietrzak narzucił styl polegający na rozmawianiu z widownią ze sceny, unikał inscenizacji i teatralizacji. Tłumaczył: „Żarty w monologu są różnej wartości, na tym polega siła monologu. Nie można mówić monologu myślami Pascala, bo wszyscy by ziewali, chociaż osobno każda z tych myśli jest błyskotliwa”. Po latach dodawał: „Z aktorów ciekawili mnie ci poważni, kreujący w teatrze role dramatyczne”.

Fronczewski i Pszoniak szaleli w scence Michaiła Żwanieckiego „Awas” opartej na nonsensownym zapętleniu: „A was? – Awas. – Mnie, Mikołaj Stiepanowicz. A was?…”. Fronczewski mówił monolog Passenta „Małpy nasze kochane”, w którym relacje w cyrku służyły za przenośnię do opisu ostatnich zmian politycznych, i grał z Pietrzakiem w „Szachy personalne” (także Passenta) kpiące z komunistycznej karuzeli stanowisk.

Pszoniak wspominał: „Grałem w Teatrze Powszechnym Robespierre’a, a potem przychodziłem do kabaretu, by poddać się swoistej psychoterapii. Gdy kiedyś Pietrzak był na scenie i mówił o Polsce, wpadałem tam, udając homoseksualistę: – Janku, dziękuję ci za te koronkowe majteczki, które mi kupiłeś”. Na specyficzną rolę w Egidzie zgodził się Kazimierz Rudzki: siedział wśród publiczności przy stoliku, ale zrywał się, przerywał przedstawienie i je komentował. Kiedyś w ten sposób wszedł w dyskurs z krytykiem Arturem Sandauerem będącym zwykłym widzem.

Co kto może załatwić

W marcu 1975 r. świętowali w Stodole siedmiolecie Egidy. Przyszło tysiąc osób i wystąpiła nawet Agnieszka Osiecka, rzadko produkująca się publicznie, a całonocny show został nagrany przez SB jako materiał instruktażowy do analizy. Pietrzak wystawił księgę dla publiczności z trzema rubrykami: nazwisko, adres lub numer telefonu i informacja, co kto może załatwić. Wpisało się kilkaset osób – że załatwi części do malucha, meblościankę, wczasy w Bułgarii albo kolorowy telewizor. Himalaistka Wanda Rutkiewicz wpisała „szczytowanie”, Cyrankiewicz zaś: „Co mogłem, to już załatwiłem”. Występy w Stodole zakłócił pijany Jan Himilsbach, krzycząc, że nie zejdzie ze sceny, dopóki Gierek z niej nie zejdzie, a kiedy dostrzegł Cyrankiewicza, groził, że „spuści wpierdol łysemu”.

To tracąc zamykany kabaret, to znowu go odzyskując, Pietrzak szukał innych źródeł zarobkowania. Po roku pracy wywalono go z TVP, gdy urządził na festiwalu w Opolu kabareton, w którym wystąpił Tey Zenona Laskowika, Salon Niezależnych Jacka Kleyffa i kabaret Pod Egidą. W latach 1975-82 pracował w satyrycznych „Szpilkach” i kiedy pismem rządził Krzysztof Teodor Toeplitz, Pietrzak zasiadał w radzie redakcyjnej; za szefostwa Witolda Fillera formalnie mógł być tylko gońcem, choć w rzeczywistości był sekretarzem redakcji. Rubrykę „Szołbiznes”, którą prowadził, kazano mu podpisywać „Starszy Wykonawca”.

Przezornie Pietrzak unikał podpisywania jakichkolwiek listów protestacyjnych, ale nieznoszący go towarzysz Jerzy Łukaszewicz, odpowiadający w KC za kulturę, sam dopisał go do jednego z takich listów. W 1978 r., korzystając z tego, że nowym sekretarzem komitetu warszawskiego PZPR został słabo rozeznany w sprawach stolicy Alojzy Karkoszka, Pietrzak poprosił Holoubka, szefa ZASP-u, by ten załatwił dla bezdomnej Egidy lokal Melodia na Nowym Świecie vis-a-vis Domu Partii. Karkoszka się zgodził. W Melodii grali w piwnicy. Z parteru tej mordowni było ich widać przez dziurę w podłodze. Z powodu ciasnoty na czas występu wyłączali ladę chłodniczą, więc sanepid ich wywalił pod pretekstem zagrożenia epidemiologicznego.

Wentyl bezpieczeństwa

Na spektaklach Egidy cenzor siedział zawsze przy osobnym stoliku, a wśród publiczności byli jeszcze ubecy kontrolujący cenzora. Pietrzak, który nosił teksty do cenzury, mówił później: „Zacząłem im wkładać do głowy, że jest potrzebny wentyl, upust, przez który może znaleźć ujście społeczne niezadowolenie. Że jak ludzie przyjdą do kabaretu i się pośmieją, nie pójdą na barykady. To był demagogiczny argument, ale działał”.

Gdy w sierpniu 1980 r. wybuchły strajki, poszedł do dyrekcji warszawskiego hotelu MDM i powiedział, że chce występować w ich pustej sali nad restauracją. Nikt nie zaoponował, a Pietrzak grał jeszcze ostrzej: „Los naszych zaborców nie jest łatwy, po pierwszej wojnie rozpadły się Austro-Węgry, po drugiej – Niemcy, trzeciej wojny nikomu nie życzę”. Gdy mówił: „Przed pierwszą wojną Polska miała trzy stolice: w Berlinie, w Wiedniu… Nie pamiętam tej trzeciej, bo nie mam głowy do nazw”, to cenzor domagał się, żeby dopowiedzieć „w Moskwie”.

Na jednym z występów pojawił się zachwycony Wałęsa. W ogóle komplementom nie było końca: „Sza, sza, szampańska zabawa” – mówił jąkający się Michnik. Zbigniew Herbert: „Mężny i wzruszający, komiczny i prawdziwy pan Pietrzak. Bardzo nam potrzebny”. Janusz Głowacki: „Egida była znakomita. Przechodziły w niej tak jadowite, antysocjalistyczne teksty, że jej istnienie było zjawiskiem niezrozumiałym. Sądzę, że utrzymywała ją siła perswazji Janka i koncepcja wentyla bezpieczeństwa. Partia, biorąc pod uwagę, że na widowni mieściło się bardzo mało ludzi, okazywała społeczeństwu swój liberalizm”.

Podczas karnawału „Solidarności” 4 sierpnia 1981 r., gdy w ramach protestu autobusy zablokowały centrum Warszawy, Pietrzak wystąpił z gitarą na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich z Marszałkowską i śpiewał tłumom „Żeby Polska była Polską”. Razem z nim byli jego ośmioletni syn i siedmioletnia córka. Ich matka, druga żona Pietrzaka, która wyemigrowała do Kanady, zobaczyła dzieci w telewizji i zadzwoniła przerażona. Jesienią 1981 r. Egida grała w hotelu Forum, w sali na 400 miejsc.

Stan wojenny zastał Pietrzaka za Atlantykiem. 8 grudnia 1981 r. Egida zakończyła miesięczne tournée po USA i zespół wrócił do Polski, a Pietrzak zatrzymał się na święta u rodziny w Kanadzie. Po 13 grudnia organizował tam antyjaruzelskie wiece.

W stanie wojennym i później

W styczniu 1982 r. ekipa prezydenta Ronalda Reagana przygotowała telewizyjną audycję „Let Poland Be Poland” z udziałem polityków i gwiazd rozrywki, m.in. Franka Sinatry. Pietrzak użyczył im swej pieśni, ale nie wystąpił. Nie przyjął też proponowanego mu obywatelstwa USA. Kiedy 1 maja 1982 r. wrócił do Polski, usłyszał od sąsiadki: „A miałam pana za inteligentnego człowieka”. Jesienią 1982 r. Pietrzak zaczął śpiewać do kotleta w restauracji przy Pałacu w Wilanowie. Goście prosili go o „Czerwone maki pod Monte Cassino”.

Wciąż zajmowała się nim bezpieka, która od 1974 r. prowadziła sprawę obiektową o kryptonimie „Tercet” i sprawę operacyjnego sprawdzenia o kryptonimie „Kabaret”. Pietrzak kpił, że jest dla nich za drogi jak na agenta i ma za długi język, ale i tak z powodu jego teorii wentyla po stanie wojennym niektórzy opozycjoniści zarzucali mu, że był „prowadzony przez SB”. W wolnej Polsce Pietrzak przejrzał i udostępnił drukiem materiały z IPN na swój temat.

Po jego występie dla podziemnej „S” w Sochaczewie w esbeckich papierach był zapis: „Sprawę wyciszyć, załatwić szybko. Nie robić z Pietrzaka bohatera”. Zabawny jest raport po jego koncercie w prywatnym domu w Tułowicach, 8 lutego 1983 r. (miał dostać za występ 10 tys. zł, a bilety były po 250 zł). Ubek cytuje kawał Pietrzaka o tym, że (pisownia jak w oryginale) „w trumnie, w której znajdują się zwłoki L. Breżniewa specjalnie wykonano otwory /dziury/, aby robaki mogły wyjść i wyżygać się”.

Sposób ówczesnego traktowania go przez władze dobrze oddaje incydent z Mrągowa z połowy lat 80.: zawieszenie spektaklu w czasie przerwy, Pietrzak dostał grzywnę w wysokości 18 tys. zł z możliwością zamiany na 60 dni aresztu. W 1984 r. pozwolono mu na występy w kawiarni Ewa na ul. Konopnickiej w Warszawie, ale tylko w duecie z Fronczewskim. Potem stopniowo doszlusowali inni, gdy Egida grała w kawiarni Olszynka na Pradze i w Pałacu Prymasowskim.

W wolnej Polsce w wymiarze międzynarodowym Pietrzak wciąż pozostał gwiazdą. W 1990 r. spotkał się z Reaganem odwiedzającym Warszawę: „Reagan zapytał mnie, jak wygląda Polska. Odparłem, że przypomina rzodkiewkę. Na zewnątrz jest czerwona, ale w środku biała. Na co on: – Jak pojadę do Moskwy, powtórzę to tym burakom”. Gdy goszcząca w Polsce królowa Elżbieta II zacytowała „Żeby Polska była Polską”, do Pietrzaka zadzwonił Edward Dziewoński: „Janek, od kiedy Elka Druga cytuje cię po polsku, ja mówię do ciebie sir”.

Gorzej mu szło na rynku wewnętrznym. Już w 1980 r. mówił z estrady: „Pietrzak na prezydenta, lepiej nie będzie, ale na pewno weselej”. A w 1995 r. z powodu „niezadowolenia stanem spraw w kraju” naprawdę wystartował w wyborach prezydenckich – jakby nie rozumiał, że Stańczyk nie powinien się ubiegać o tron. Dostał 1,12 proc. głosów, co skomentował: „Jeden procent z kawałkiem onieśmielił mnie całkiem”. Dwa lata później bezskutecznie starał się dostać do Sejmu z listy Unii Polityki Realnej.

Na próżno ubiegał się też w Warszawie o siedzibę dla kabaretu, choć w 1990 r. prezydent Wałęsa mówił, że „będzie dla niego szukał lokalu, choćby miał mu oddać Belweder”. Zdobył za to lokale w Bytomiu i w Krakowie (do roku 2000). Skąd ta stołeczna niechęć do Pietrzaka? Stąd, że stał się bezkompromisowo antyokrągłostołowy, na scenie atakował całą klasę polityczną, nawet swych niedawnych sojuszników („Unia Wolności wystawiła w wyborach prezydenckich Jacka Kuronia, bo nie znalazła nikogo innego, kogo lubiłby Adam Michnik”). W Warszawie zatrzymał się na poziomie dzielnicowych domów kultury i mówi, że ich kierowników zwalniano zaraz po jego występach. Do nowego zespołu Egidy włączył m.in. prawicowego felietonistę Rafała Ziemkiewicza i Patrycję Kaczmarską, córkę Jacka. Gorzkniał. Stopniowo znosiło go coraz bardziej w okolice „Gazety Polskiej” i „Naszego Dziennika”. Gdziekolwiek by jednak ten dziś 78-letni satyryk ostatecznie wylądował, na zawsze pozostanie jednym z gigantów polskiego kabaretu.

Korzystałem z książek: Andrzeja Niziołka „Jan Pietrzak. Człowiek z kabaretu”, Jana Pietrzaka „Jak obaliłem komunę”, wywiadu rzeki „Ja, Fronczewski” oraz dziesiątków wywiadów prasowych z Pietrzakiem

Wideo „Ale Historia” to najciekawsze fakty, ciekawostki i intrygujące smaczki minionych wieków i lat. To opowieść o naszych przodkach, a więc i o nas samych, która pozwala lepiej zrozumieć świat, jego kulturę i naszą własną mentalność. Zafascynuj się przeszłością, by lepiej zrozumieć teraźniejszość!

W ”Ale Historia” czytaj też:

Rosyjska bogdanka
Po prostu chciała zostać muzą. Przed Kasprowiczem omotała niemieckiego malarza Willy’ego Eggertha i włoskiego poetę Gabriela D’Annunzia. Zaręczyła się z innym Włochem, poetą Eugeniem Coselschim, którego jednak rzuciła dla starszego już i korpulentnego, ale jakże fascynującego Polaka

Od wierzby do aspiryny
Jest dobra na przeziębienie, ale może też pomóc w profilaktyce i leczeniu m.in. chorób układu krążenia, dolegliwości wątroby, osteoporozy, udaru mózgu. Być może okaże się skuteczna na niektóre nowotwory

Matecznik brygady Kamińskiego
W listopadzie 1941 r. Niemcy pozwolili rosyjskim kolaborantom założyć na okupowanym terytorium radzieckim okręg samorządowy odpowiadający wielkością Belgii i rządzony przez nich samych. Stolicą stała się miejscowość Łokoć, a najbardziej znanym przywódcą – Bronisław Kamiński

Kronika życia Jana Długosza
Znamy go jako najsłynniejszego polskiego kronikarza, a przecież był też intelektualistą, dyplomatą i zręcznym negocjatorem, duchownym, a także – jak by się dziś powiedziało – menedżerem, który z wielką wprawą i sukcesami zarządzał powierzonym sobie majątkiem. Urodził się w 1415 r. i dlatego 2015 r. Sejm ogłosił Rokiem Jana Długosza

Polityką prosto w oczy
Jego wyjątkowość polegała na stworzeniu postaci pana Janka, inteligenta, ale „raczej o knajackim sposobie mówienia, zabierającego głos na każdy temat”. „Wystawiam się na pośmiewisko i za to mi płacą. Wielu ludzi wystawia się na pośmiewisko, ale płacą im za coś zupełnie innego” – żartował Jan Pietrzak

Zaraz po wojnie
Jak opisać świat po największym koszmarze w dziejach? Jak mają wyglądać odbudowywane domy, ulice, codzienność? Jak odnaleźć się w nowym życiu i jakie są w nim zadania sztuki?

odPZPR

wyborcza.pl

Beata Szydło: musimy powołać międzynarodową komisję ws. Smoleńska i sprowadzić do Polski wrak tupolewa

12.10.2015

– Tak jak większość Polaków, nie wiem, co wydarzyło się w Smoleńsku. Nasze państwo nie zrobiło nic, by to wyjaśnić. Jeśli dojdziemy do władzy, zrobimy wszystko, by powołać międzynarodową komisję i sprowadzić wrak tupolewa do Polski – zapowiedziała w „Kropce nad i” kandydatka PiS na premiera, Beata Szydło.

 

Beata Szydło

Foto: PAP Beata Szydło

Wyciekły niepublikowane wspomnienia Jarosława Kaczyńskiego

Prezes PiS Jarosław Kaczyński jeszcze nie wydał swoich spisanych już wspomnień pt. „Białe jest białe”. Wyciekły one jednak z Nowogrodzkiej i zostały częściowo ujawnione przez Michała Krzymowskiego w książce „Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego”.

Beata Szydło – pytana przez Monikę Olejnik o sprawę Smoleńska – stwierdziła, że „podobnie jak większość Polaków”, nie zna przyczyn tej katastrofy. – Niestety polskie państwo nie zrobiło nic, by ustalić, dlaczego doszło do tej tragedii. Nie wyobrażam sobie, żeby w USA, Francji, czy Niemczech doszło do podobnego zdarzenia i byłoby one zostawione samemu sobie – mówiła Szydło w „Kropce nad i”.

Nie chciała jednak odpowiedzieć, czy zgadza się z Antonim Macierewiczem, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu. – Moim zdaniem, by poznać przyczyny, trzeba powołać międzynarodową komisję – tak jak zrobili to Holendrzy po katastrofie samolotu na Ukrainie. Poza tym będziemy dążyć do sprowadzenia wraku tupolewa i czarnych skrzynek – uściśliła wiceprezes PiS.

– Polskie państwo powinno zrobić wszystko, żeby tę bolesną sprawę Smoleńska wyjaśnić. To nasz obowiązek – dodała Szydło.

Szydło: ze złych deklaracji można się wycofać

Kandydatka PiS na premiera odniosła się też do sprawy przyjęcia uchodźców. Według niej, „zobowiązania należy szanować, ale to nie znaczy, że ze złych deklaracji nie można się wycofać”. – My mówimy „nie” narzuconym kwotom, które w naszym przypadku oznaczają konieczność przyjęcia 12 tysięcy uchodźców – stwierdziła Beata Szydło.

– Trzeba wprowadzić rozwiązania systemowe, podział kwotowy nic nie zmienia – dodała.

„Gowin jest bardzo poważnym kandydatem na ministra”

W „Kropce nad i” Szydło potwierdziła po raz kolejny, że „bardzo poważnym” kandydatem do objęcia stanowiska ministra obrony jest Jarosław Gowin. Pytana, skąd decyzja, by podać jego kandydaturę do publicznej wiadomości, przyznała, że nie chciała, by kampania przebiegała pod dyktando PO. Politycy partii rządzącej sugerowali, iż do objęcia resortu obronności szykuje się Antoni Macierewicz.

– Chciałam zakończyć tę niepotrzebną dyskusję, bo uciekały nam ważne tematy. Tymczasem PO chciała decydować, kto znajdzie się w rządzie PiS, w przypadku naszego zwycięstwa – tłumaczyła.

Dodała, że jej partia walczy o zwycięstwo, które pozwoli na samodzielne sprawowanie rządów. – Nawałka osiągnął sukces z piłkarzami, bo stworzył drużynę. My też mamy drużynę, chcemy wygrać i wprowadzić dobry program dla Polaków – zakończyła Szydło.

szydłoSmoleńsk

szydłoMacierewicz

Onet.pl