O!, Jaczewski (16.07.2015)

 

Towarzystwo Historyczne Putina: Bitwę pod Grunwaldem wygrali Rosjanie

Łukasz Woźnicki, 16.07.2015
Rekonstrukcja bitwy pod Grunwaldem. Według rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego, bitwa została wygrana przez chorągwie rosyjskie

Rekonstrukcja bitwy pod Grunwaldem. Według rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego, bitwa została wygrana przez chorągwie rosyjskie (123RF)

Według założonego przez Władimira Putina Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego to rosyjscy rycerze pokonali Krzyżaków w 1410 roku. Co z Polakami i Litwinami? No cóż… zostali zdegradowani do roli „sojuszników”.
„15 lipca 1410 roku rosyjscy rycerze i ich sojusznicy – Litwini, Czesi i Polacy – pokonali rycerstwo niemieckie w bitwie pod Grunwaldem” – ogłosiło na swojej stronie internatowej Rosyjskie Towarzystwo Historyczno-Wojskowe. To organizacja ustanowiona w 2012 roku dekretem prezydenta Rosji. „W imieniu Federacji Rosyjskiej” założyły ją dwa kremlowskie ministerstwa: kultury i obrony.

Informacja o zwycięstwie pod Grunwaldem jest jedną z kart historii Rosji – okolicznościowych notek publikowanych na stronie Towarzystwa. Upamiętniają „pomniki wojskowości” takie jak zwycięstwo pod Stalingradem, wyzwolenie Warszawy z rąk hitlerowców czy wycofanie żołnierzy z Afganistanu, gdzie de facto ZSRR poniósł porażkę.

Karta grunwaldzka ukazała się w środę. W krótkiej notce można jeszcze przeczytać o męstwie rycerstwa rosyjskiego. „Pułki smoleńskie wytrzymały atak Krzyżaków, przesądzając o wyniku bitwy. Klęska Niemców i ich sojuszników z 22 krajów Europy była kompletna. Zakon już nigdy się nie podniósł” – czytamy.

Jak to było z pułkami smoleńskimi pod Grunwaldem

Bitwa pod Grunwaldem była jedną z największych w średniowiecznej Europie. Nikt dotąd nie kwestionował, że zakończyła się zwycięstwem wojsk polsko-litewskich. Rzeczywiście brały w niej udział chorągwie smoleńskie. W liczbie trzech: smoleńsko-mścisławska, smoleńsko-orszańska a także smoleńska. Pułkami smoleńskimi dowodził książę litewski Lingwen Semen Olgierdowicz, który wcześniej zajął Smoleńsk wraz z księciem Witoldem.

Wszystkie trzy chorągwie wchodziły w skład sił przysłanych pod Grunwald przez Wielkie Księstwo Litewskie – liczyły w sumie 40 chorągwi składających się z Litwinów i ich lenników na Rusi. Korona Królestwa Polskiego wystawiła pod Grunwaldem 51 chorągwi. Przypisywanie smoleńskim pułkom zwycięstwa w bitwie jest delikatnie mówiąc nadużyciem.

Cel: Popularyzacja wiedzy o rosyjskich osiągnięciach

Sprawa być może nie zasługiwałaby na uwagę, gdyby nie chodziło o poważną rosyjską organizację. A za taką chce uchodzić Rosyjskie Towarzystwo Historyczno-Wojskowe. W radzie naukowej organizacji zasiadają kierownicy instytutów historycznych, szefowie państwowych archiwów i muzeów, urzędnicy wysokiego szczebla z przewodniczącym Państwowej Komisji Wyborczej na czele. Prezesem Towarzystwa jest nie kto inny jak minister kultury Władimir Miediński.

Towarzystwo stawia sobie za cel wspieranie badań historii Rosji ze szczególnym uwzględnieniem wojskowości. Ma „zwalczać nieścisłości w przedstawianiu prawdy historycznej”, edukować w duchu patriotyzmu i podnosić prestiż służby wojskowej.

Celem naczelnym jest popularyzacja wiedzy o rosyjskich osiągnięciach zapisanych na kartach historii.

Towarzystwo od polskich obozów śmierci

Rosyjskiemu Towarzystwu w przeszłości zdarzało się już fałszować historię. W ubiegłym roku organizacja organizowała zbiórkę na budowę pomnika „Zamęczonych w polskich obozach śmierci”. Monument miał stanąć na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Towarzystwo przekonywało, że jest tam pochowanych 1,2 tys. jeńców z Armii Czerwonej, którzy zginęli w obozach koncentracyjnych w czasie wojny polsko-bolszewickiej.

– Z ksiąg cmentarza wynika, że na cmentarzu pochowano jedynie 174 żołnierzy bolszewickich. Nie zginęli oni na polu walki, ale zmarli w wyniku epidemii czerwonki, która wtedy panowała w Krakowie – informowały wówczas władze Krakowa.

Przed rokiem spekulowano, że budowa pomnika ma przykryć obchody zbrodni katyńskiej. Tym razem motywacja Rosjan wydaje się być oczywista. W styczniu szef polskiego MSZ Grzegorz Schetyna „odebrał” Rosjanom wyzwolenie Auschwitz – tak na Kremlu odczytano słowa ministra o „Ukraińcach, którzy otwierali bramę obozu.” No to teraz Rosjanie zabrali Polakom zwycięstwo w bitwie, która była największym triumfem polskiego oręża. Nie bez przyczyny nawet na liście „sojuszników” umieścili ich na ostatniej pozycji. Po Czechach.

Zobacz także

wyborcza.pl

Kurski o Falencie, Tusku i służbach specjalnych. „Tacy ludzie jak PO doprowadzili do rozbiorów Polski”

16.07.2015

Widać tu świadomy zabieg, dlatego, że Tusk przez kilka lat nie powoływał ministra koordynatora służb specjalnych, którym w rządach PiS-u był ś.p. Zbigniew Wassermann. Można mówić o zaprogramowanym zaniedbaniu jeśli chodzi o zagwarantowanie bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego państwa. To się wpisuje w taką liberalną doktrynę Tuska, że unitarne państwo to jest coś, z czym trzeba właściwie kończyć, pewna spójność, spoistość państwa – powiedział o sprawie Marka Falenty w rozmowie z nami Jacek Kurski.

Martyna Nowosielska, WPROST: „Gazeta Wyborcza” poinformowała dziś, że podejrzany w aferze podsłuchowej Marek Falenta współpracował z trzema służbami specjalnymi – CBA, CBŚ oraz ABW. Co pan sądzi o tej sprawie i relacjach między funkcjonariuszami służb oraz światem biznesu?

Jacek Kurski: Nie czytałem materiału w „Gazecie Wyborczej”, znam tylko omówienia z innych mediów, bo już się nie da niestety czytać „Wyborczej”. Te relacje odsłaniają diagnozę o stanie polskiego państwa, która została na tych taśmach nagrana, czyli, że to jest rzeczywiście „ch…, d… i kamieni kupa” i „państwo istnieje tylko teoretycznie”. Państwo nie jest w stanie kontrolować i koordynować kilku służb specjalnych, którymi dysponuje i pozwala na rywalizację między nimi, czy też na ośmieszanie się wzajemne poprzez to, że jakiś cinkciarz potrafi być agentem na trzy fronty. Widać tu świadomy zabieg, dlatego, że Tusk przez kilka lat nie powoływał ministra koordynatora służb specjalnych, którym w rządach PiS-u był ś.p. Zbigniew Wassermann. Można mówić o zaprogramowanym zaniedbaniu jeśli chodzi o zagwarantowanie bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego państwa. To się wpisuje w taką liberalną doktrynę Tuska, że unitarne państwo to jest coś, z czym trzeba właściwie kończyć, pewna spójność, spoistość państwa. Najlepiej, żeby to były landy i żeby to była sfera przejściowa między Niemcami, a Rosją i kraj peryferyjny Unii Europejskiej, klient silnych i słuchacz na koncercie mocarstw. To się wpisuje w całą tą lumpeliberalną doktrynę PO niszczenia i psucia własnego państwa. Świetnie to widać po neokolonialnym statusie i drenażu Polski z dziesiątków miliardów zysków za granicę, po upadku polskiej branży budowlanej okradzionych przez głównych zagranicznych wykonawców infrastruktury, którzy zwinęli kasę, świetnie to widać po statusie Polski w śledztwie smoleńskim. Państwo istnieje teoretycznie. Tak jak likwidują szkoły, poczty, posterunki policji, przystanki kolejowe, ogranicza się funkcje państwa, tak komercjalizuje się służbę zdrowia, czyli zdejmuje z państwa odpowiedzialność, najlepiej chciano by wycofało się też państwo z odpowiedzialności za edukację – widać to po odpłatności za drugi kierunek na studiach. Generalnie państwo, które ma być państwem mniejszym niż minimum, odwrócone tyłem do obywatela, obsługującym głównie interesy oligarchii i korporacji. Takie państwo nie potrzebuje sprawnych służb specjalnych, w związku z czym trzeba to widzieć w kontekście szerszej filozofii. Z tą filozofią zwijania państwa polskiego trzeba skończyć, bo to się skończy dla Polski fatalnie. Przejawem tego rodzaju myślenia o słabości państwa był również sposób, w jaki nie zadbano o bezpieczeństwo prezydenta w katastrofie smoleńskiej i jak oddano śledztwo. Ja bym to widział jako puzel w większej układance niszczenia i osłabiania polskie państwa przez PO.

Czyli sądzi pan, że ta sytuacja świadczy o nieudolności nadzoru nad służbami specjalnymi w Polsce. Czy jest jakieś lekarstwo, aby taka sytuacja nie powtórzyła się w przyszłości?

Potrzebna jest władza i ludzie u władzy, którzy będą rozumieli czym jest państwo, że jest ono pewną wartością, która ma bronić obywateli zarówno w wymiarze jednostki, jak i bezpieczeństwa zbiorowego. Są potrzebni ludzie, którzy Polskę kochają, a jednocześnie rozumieją, że państwo jest wartością, którą trzeba chronić i wzmacniać dla dobra i ochrony interesów obywateli. Natomiast PO prezentuje tego rodzaju filozofię, że im słabiej tym lepiej i najlepiej, aby państwo było dodatkiem do interesów korporacji, czy wręcz mocarstw europejskich. Mamy do czynienia z taką mentalnością rozbiorową. Gdyby przenieść tę sytuację platformianą w przeszłość, to właśnie tacy ludzie doprowadzili do rozbiorów Polski. Tacy, którzy kłaniali się w pas obcym – Rosji, czy Prusakom – tacy, którzy byli rzecznikami obcych interesów, tacy, którzy działali na rzecz osłabienia aktywów wewnętrznych, tacy, którzy nie chcieli silnej armii, tacy, którzy nie chcieli sprawnego systemu podatkowego, który by działał na rzecz wzmocnienia budżetu. Mamy do czynienia z taką repliką w karykaturalnej postaci tego myślenia peryferyjnego i de facto dla Polski groźnego, dlatego życzyć sobie należy, żeby rządy tej ekipy żałosnej okazały się ośmioletnim incydentem.

Kto powinien ich pana zdaniem zastąpić?

Zjednoczona Prawica wokół Prawa i Sprawiedliwości, która zna wartość państwa i wie jak używać go dla dobra Polski i obywateli. Pomimo tej straszliwie dorobionej gęby historycznej nagonki, jaka odebrała nam władzę osiem lat temu, ale na którą Polacy już drugi raz się nabrać nie dadzą.

Czy sądzi pan, że poza rozgrywkami z biznesową konkurencją może kryć się w tej sprawie jakieś szersze, polityczne tło, czy np. służby rozgrywały same siebie?

Tak, ale to wynika z braku koordynacji. Służby robią tyle, na ile im władza pozwala. Jak nie ma tej władzy, nie ma nadzoru, to każda ma skłonność do autonomizacji, a ponieważ technika poszła tak do przodu, że wszyscy mogą robić kuku wszystkim, to robią. Najważniejsze, żeby nie mieli motywacji. Jeśli jest silny nadzór i silny ośrodek centralnej dyspozycji politycznej i służby czują, że jest jeden pan, który to wszystko spina, to nikt się nie odważy fiknąć, bo natychmiast będzie hierarchiczna odpowiedzialność. A ponieważ wszystko się rozłazi i jest „uj, upa i kamieni kupa” i „państwo istnieje tylko teoretycznie”, to takie bezhołowie jest możliwe.

Źródło: Wprost.pl >>>

Polacy ufają Dudzie… i Komorowskiemu. W lipcowym sondażu CBOS obaj mają po 56 proc. poparcia

Duda i Komorowski cieszą się jednakowym zaufaniem Polaków. Ten pierwszy ma jednak dużo mniej przeciwników.
Duda i Komorowski cieszą się jednakowym zaufaniem Polaków. Ten pierwszy ma jednak dużo mniej przeciwników. Fot. Facebook/Andrzej Duda

Ustępujący w sierpniu prezydent Bronisław Komorowski i prezydent–elekt Andrzej Duda cieszą się identycznym zaufaniem wśród Polaków. Ten pierwszy przegrywa jednak ze swoim następcą jeśli chodzi o liczbę przeciwników. Komorowski ma ich aż 26 proc. podczas gdy w opozycji do Dudy stoi jedynie 19 proc. społeczeństwa.

Na trzecim miejscu pod względem zaufania Polaków, wedle sondażu CBOS, znalazł się Paweł Kukiz. Na muzyku polega 48 proc. ankietowanych. Kolejne 24 proc. jest mu przeciwnych.

To jednak właśnie Kukiz pozostaje największym przegranym w zestawieniu. Od majowych wyborów prezydenckich zaufanie Polaków do niego spadło o 10 punktów procentowych. O 12 punktów wzrósł natomiast poziom nieufności.

Co ciekawe jednak, Ruch Pawła Kukiza wyprzedził niedawno sojusz wyborczy prawicy oraz Platformę Obywatelską i zajął pierwsze miejsce w rankingu CBOS „Sympatie i niechęć do partii i inicjatyw politycznych”.

Z wokalistą przegrała m.in. urzędująca premier Ewa Kopacz, której rządy podobają się 45 proc. badanych. Blisko drugie tyle – 33 proc. – jest jej przeciwnych. W porównaniu do poprzedniego badania jednak poparcie dla Kopacz wzrosło o 4 punkty. O kolejne 3 proc. zmniejszyła się nieufność.

Kandydatka Prawa i Sprawiedliwości na premiera, Beata Szydło, przekonała do siebie 37 proc. Polaków. 20 proc. społeczeństwa pozostaje jej przeciwnych. Pierwszą piątkę zestawienia zamyka Grzegorz Schetyna z wynikiem kolejno 33 i 26 proc.

Źródło: „Gazeta Wyborcza”

naTemat.pl

Zagadka tysięcy małych złotych spiralek. Naukowcy nie mają pojęcia, do czego służyły

 zagadka
Michał Skubik, 16.07.2015
Blisko 2 tys. spiralek odnaleźli archeolodzy w pobliżu Boeslunde

Blisko 2 tys. spiralek odnaleźli archeolodzy w pobliżu Boeslunde (Morten Petersen / Museum Vestsjalland)

Na jednej z duńskich wysp archeolodzy odkopali niecodzienny skarb. Składa się na niego blisko 2 tys. małych złotych spiralek. Pochodzą z epoki brązu i to właściwie wszystko, co archeolodzy wiedzą o nich na pewno. Reszta to już tylko domysły.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Przed archeologami z duńskiego muzeum narodowego stoi nie lada zagadka. Odkrycie z Boeslunde na Zelandii jest jedyne w swoim rodzaju. Skarb składa się z blisko 2 tys. małych złotych spiralek, o długości około 3 cm każda i wielu mniejszych fragmentów. Wykonane są z cienkiego, rozprasowanego złotego drutu i pochodzą z epoki brązu, ich wiek datowany jest na 700-900 r. p.n.e.Zakopane w szkatule

Archeolodzy odkopali je na stanowisku o powierzchni zaledwie kilku metrów kwadratowych. Podczas prac natrafiono na dwa miejsca, w których koncentracja spiralek była największa. W jednym z nich ułożone były w rządki lub spięte w małe wiązki złożone z 3-4 sztuk, a w drugim usypane w stos. Szczególnie to drugie miejsce zainteresowało naukowców.

– Pod kopczykiem spiralek znaleźliśmy czarne płatki substancji przypominającej smołę. Musiała być ona pozostałością po drewnianej szkatułce, w której był zamknięty skarb – powiedziała Kirsten Christensen z duńskiego muzeum narodowego.

Późniejsze badania potwierdziły, że była to najprawdopodobniej smoła z brzozy. Na resztkach smoły z jednej strony odciśnięte są deski, a z drugiej – zwierzęce skóry. Wskazuje to, że smoła była wykorzystywana do łączenia drewnianych szkatuł ze skórą, która służyła jako wyściółka.

Tyle złota!

O ile same spiralki są dość zagadkowe, o tyle ilość odkrytego w tych okolicach złota nie dziwi. Z całej północnej Europy właśnie w pobliżu Boeslunde znajdowane są największe ilości złotych przedmiotów z epoki brązu.

Kristen Christensen powiedziała, że oprócz znalezionych niedawno czterech złotych bransolet, których odkrycie przyczyniło się do rozpoczęcia obecnych wykopalisk, już wcześniej znaleziono tu sześć dużych, ciężkich bransolet (waga niektórych przekracza pół kilograma). Również w tej okolicy w XIX w. rolnicy podczas prac polowych znaleźli sześć złotych naczyń.

Odnalezione do tej pory przedmioty (bransolety i naczynia) ważą łącznie prawie 5 kg. Według badaczki już samo to świadczy o wyjątkowości tego miejsca dla ludzi epoki brązu.

Przeczytaj o niezwykłej podróży kapłanki kultu Słońca.

Dr Flemming Kaul uważa, że Boeslunde traktowane było w tamtych czasach jako miejsce święte, w którym ludzie składali bóstwom dary ze złota. Zarówno bransolety, jak i spiralki mogły być własnością najwyższego kapłana. – Być może podczas rytuałów na cześć Słońca zakładał on bransolety na nadgarstki oraz płaszcz i nakrycie głowy, do których mogły być przyszyte złote spiralki. To sprawiało, że mienił się w świetle słonecznym.

W epoce brązu Słońce było jednym z najczęściej czczonych symboli. Uważano, że ma ogromną moc. To właśnie z nim utożsamiano złoto, które miało kolor słońca i „świeciło” jak słońce – powiedział Kaul. Naukowiec uważa, że pomiędzy ceremoniami przedmioty przechowywano w specjalnych szkatułach, których ślady teraz odnaleziono.

Zespół archeologów uważa, że to jeszcze nie wszystkie „skarby”, które leżą zagrzebane w okolicy Boeslunde, i zamierza prowadzić dalsze prace badawcze na tych terenach.

Źródło: National Museum of Denmark

Zobacz także

wyborcza.pl

PiS chce wiedzieć, ile kosztują wyjazdowe posiedzenia rządu. I apeluje, by ich zaprzestać

AB, PAP, 16.07.2015
PiS zwróci się do premier o informację, ile kosztują wyjazdowe posiedzenia rządu – zapowiedział szef sztabu wyborczego ugrupowania Stanisław Karczewski. Senator zaapelował jednocześnie do Ewy Kopacz, by „zaprzestała tych wyjazdów, bo one kosztują bardzo dużo”.
Premier Ewa Kopacz

Premier Ewa Kopacz (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Zdaniem Karczewskiego mamy obecnie do czynienia z sytuacją, w której premier Kopacz „zamienia rząd w sztab wyborczy”. – Zrobiła to nie tak dawno w Katowicach, kilka dni temu w Łodzi, teraz zapowiedziano wyjazd aż do Wrocławia. My zwrócimy się do pani Prezes Rady Ministrów o informację, ile kosztują podatników, nas Polaków, te wyjazdy – mówił.Według Karczewskiego „nie są to tanie wyjazdy – wyjeżdża BOR, wiele limuzyn, być może samoloty, które zabezpieczają powroty”. Polityk PiS ocenił więc, że wyjazdowe posiedzenia są niepotrzebne.

– Te wszystkie problemy i sprawy powinno się rozwiązywać tu na miejscu, w Warszawie. Sprawy lokalne rozwiązują samorządy lokalne, sejmiki i do tego jest powołany cały samorząd terytorialny. Apelujemy do pani premier, by zaprzestała tych wyjazdów, bo one kosztują bardzo dużo nas wszystkich podatników – oświadczył.

„Idea wyjazdowych posiedzeń rządu będzie kontynuowana”

Innego zdania jest rzecznik rządu Cezary Tomczyk. Według niego koszty wyjazdowych posiedzeń to „normalne koszty funkcjonowania Rady Ministrów”.

– Można też zapytać, jaką pensję dostaje Beata Szydło wtedy, kiedy jako poseł pracuje w kampanii wyborczej. My nie robimy kampanii wyborczej, rząd pracuje normalnie, ministrowie przez cały czas jeżdżą po kraju wizytować różne miejsca, a wtedy, kiedy jest wyjazdowa Rada Ministrów, po prostu robią to wspólnie – stwierdził Tomczyk.

Rzecznik rządu tłumaczył też, że podczas wyjazdowych posiedzeń rządu ministrowie odbywają około sto spotkań w każdym z województw. – Ich wartość jest nie do przecenienia – ocenił i zapowiedział, że idea wyjazdowych posiedzeń rządu będzie kontynuowana.

piSWzwywa

gazeta.pl

prośbaArcybiskupa

15.07.2015

W najbliższą niedzielę w kościołach archidiecezji przemyskiej zostanie odczytany list pasterski ks. abp. Józefa Michalika, w którym metropolita przemyski informuje wiernych o ponowieniu swojej prośby do Papieża Franciszka o nieprzedłużanie czasu jego przejścia na emeryturę.

 

Zgodnie z prawem kanonicznym ks. abp Józef Michalik wiek emerytalny osiągnie w kwietniu 2016 r. Wcześniej jednak, podobnie jak każdy biskup, składa rezygnację z urzędu ordynariusza. O fakcie tym ks. abp Michalik informuje także wiernych w liście pasterskim.

 

„Ponowiłem w tych dniach prośbę do Papieża Franciszka, aby zechciał nie przedłużać czasu mego odejścia z tej odpowiedzialnej misji, która potrzebuje nowego człowieka. Jeśli coś udało się nam wspólnie w Bożej sprawie dobrego dokonać, to stało się to dzięki Bożej łasce i Waszej pomocy” – napisał ks. abp Michalik w liście do wiernych.

 

Jak podkreśla, inspiracją do takiej decyzji była Ewangelia św. Marka i słowa Chrystusa skierowane do zmęczonych apostołów: „Pójdźcie wy sami osobno, na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. W słowie pasterskim nie brak podziękowań, jakie metropolita przemyski kieruje do biskupów, kapłanów i ludzi świeckich. Jednocześnie zwraca się z prośbą o modlitwę w intencji nowego ordynariusza, aby był pasterzem według Serca Bożego.

 

Dobre prawo nie zabija

 

Ksiądz abp Michalik podkreśla też znaczenie słów, jakie pasterz w tej właśnie formie kieruje do swoich wiernych, które nie mają tylko ładnie brzmieć, ale – jeśli trzeba – przestrzegać, poddawać krytycznej ocenie i demaskować zło, które dzieje się w świecie. Odnosząc się do ostatnich decyzji parlamentu w sprawie in vitro, zauważa, że często wmawia się ludziom, że uchwalane przez parlamenty prawa obowiązują wszystkich i zawsze. Tymczasem, jak stwierdza, barbarzyńskie prawo nie jest prawem, a jedynie jego wypaczeniem, czego przykładów można szukać w historii wśród dawnych władców.

 

„Dzisiaj oceniamy tych władców jako zbrodniarzy, bo zhańbili ludzkość przez morderstwa całych narodów czy prześladowanie religii. Żaden człowiek prawego sumienia nie pochwala Heroda, Nerona, Hitlera czy Stalina” – zauważa ks. abp Michalik.

 

„Praw Bożych i praw natury nigdy nie wolno przekraczać, a prawa ludzkie, aby mogły obowiązywać w sumieniu, muszą być zgodne z prawem Bożym” – podkreśla, wskazując jednocześnie, że również dziś zdarzają się przepisy prawa, które są niegodne człowieka, a wśród nich: aborcja, sztuczne poczęcie, zabijanie wyznawców obcej religii czy kradzież cudzego mienia.

 

„Człowiek wierzący w Chrystusa ma dodatkową motywację i obowiązek posłuszeństwa Ewangelii i wsłuchiwania się w głos Kościoła. Kościół z kolei ma obowiązek jasnego przypominania zasad budzenia sumień. Doświadczenie uczy, że Kościół staje się słaby, kiedy wyobcowuje się z życia narodów. Staje się on silny i odmładza się, kiedy odważnie wchodzi w kontakt z ludem, jego praktycznymi potrzebami i jego życiem” – oświadczył ks. abp Michalik.

 

Krytycznie ocenia też próby instytucji międzynarodowych czy rządów, które usiłują narzucić większości prawa rujnujące ustalony od wieków porządek moralny niemożliwy do zaakceptowania przez żadnego uczciwego człowieka, a tym bardziej chrześcijanina.

 

„Żaden uczciwy człowiek nie może zaakceptować, żaden uczciwy człowiek nie może uczestniczyć bezpośrednio w zabójstwie niewinnego, np. zaledwie poczętego dziecka. A do tego przecież próbuje się dziś zmuszać niektórych lekarzy czy pielęgniarki” – wskazuje ks. abp Michalik, dziękując wszystkim ludziom i służbom publicznym za odwagę w obronie prawa Bożego, w ponoszeniu szykan, a nawet utratę stanowisk za wierność sumieniu.

 

Mariusz Kamieniecki

naszdziennik.pl

 

In vitro: co na to Naczelna Izba Lekarska?

invitroPotępiają

Do Prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej

Pana Doktora Nauk Medycznych

Macieja Hamankiewicza.

 

Szanowny Panie Prezesie!

Jestem starym, emerytowanym lekarzem – kiedyś docentem Akademii Medycznej w Warszawie, potem profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. Przed laty byłem lekarzem bardzo aktywnym, także członkiem zarządów Towarzystw Lekarskich.

Wielu moich kolegów – rówieśników (po 80-tce…) zadaje mi dziś pytanie: dlaczego nie zwracam się do Pana z prośbą o interwencję w sprawie „In Vitro”?

Toczy się zażarta dyskusja, odbywają się niekiedy brutalne naciski, szerzy się kłamstwo i fałsz. Poniża się ludzi związanych z działaniem na rzecz tej metody pomagania ludziom. Głos – niekiedy publicznie – bezczelnie zabierają duchowni katoliccy (przykład – niedzielna wypowiedź biskupa Dzięgi w Częstochowie).

Metodę potępiają amatorzy: ignoranci, którzy nie chcą dopuścić do prawnej regulacji. A środowisko lekarskie – jedyne kompetentne w oparciu o wiedzę fachową – M I L C Z Y !

Apeluję do Pana – i za Pana pośrednictwem do Zarządu Naczelnej Izby Lekarskiej – by ta najpoważniejsza organizacja lekarska, jedyna kompetentna, zabrała głos w oderwaniu od sporów ideologicznych.

Czekamy na Waszą reakcję, na Waszą opinię – interwencję!

 

Em. prof. dr. hab medycyny, em. prof. UW

Andrzej Jaczewski

andrzejJaczewski

16.07.2015

TOK FM

Dodaj komentarz