Fotyga (25.03.15)

 

150 ofiar katastrofy airbusa Germanwings. To najtragiczniejszy wypadek lotniczy we Francji od 30 lat

jagor, PAP, 24.03.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,114871,17653613,video.html?embed=0&autoplay=1
Samolot tanich linii Germanwings rozbił się w trudno dostępnym regionie we francuskich Alpach. Na pokładzie było 150 osób. Nikt nie przeżył. Według francuskiego MSW odnaleziono już jedną z czarnych skrzynek maszyny.
24-letni samolot, Airbus A320, wystartował przed godz. 10 z Barcelony i leciał do Duesseldorfu w Niemczech. Rozbił się na wysokości ok. 2 tys. metrów n.p.m., w miejscowości Meolans-Revel w Alpach francuskich.
Najświeższe doniesienia ws. samolotu – minuta po minucie >>>

Samolot zniknął z radarów niedaleko miejscowości Barcelonnette.

USA przekonane, że to nie był akt terroru

Według Białego Domu nic nie wskazuje na razie, by katastrofa była w jakikolwiek sposób związana z aktem terroru. Heike Birlenbach, wiceprezydent niemieckich linii Lufthansa, do których należą Germanwings, oświadczyła, że przewoźnik obecnie uważa katastrofę za wypadek. – Wszystkie inne wersje byłyby spekulacją – dodała.

150 ofiar, w tym 16 niemieckich licealistów

Linie Germanwings podały, że samolotem podróżowało 150 ludzi, wliczając sześciu członków załogi, w tym najprawdopodobniej 67 Niemców; informowano, że na pokładzie było dwoje niemowląt, a także 16 niemieckich nastolatków uczestniczących w wymianie z jednym z hiszpańskich liceów.

Według strony hiszpańskiej na wstępnych listach pasażerów figurowało 45 hiszpańskich nazwisk. Prezydent Francji Francois Hollande przekazał z kolei, że oprócz Hiszpanów i Niemców, na pokładzie byli także „bez wątpienia” Turcy.

Wiceszef MSZ: Na pokładzie nie było Polaków

Wiceminister spraw zagranicznych Rafał Trzaskowski oznajmił we wtorek wieczorem, że po wstępnym sprawdzeniu przez służby konsularne polskiego MSZ nie potwierdza, by na pokładzie samolotu znajdowali się obywatele RP.

Pilot z 10-letnim stażem miał wylatanych 6 tys. godzin

Rzecznik Germanwings Thomas Winkelmann podkreślał na konferencji prasowej, że za sterami maszyny siedział pilot z 10-letnim doświadczeniem, który miał wylatanych 6 tys. godzin. Poinformował, że samolot kontrolowany był w poniedziałek wieczorem, a ostatni przegląd techniczny przeszedł w 2013 roku.

Przedstawiając przebieg katastrofy, rzecznik wskazał, że samolot osiągnął o godz. 10.45 przewidzianą wysokość 12 tys. metrów, a następnie po upływie jednej minuty zaczął się gwałtownie obniżać – w ciągu 8 minut znalazł się na wysokości 2 tys. metrów.

„Pilot airbusa z niewiadomych powodów nie zgłosił obniżania lotu”

Główny pilot Germanwings Stefan Scheib zwrócił uwagę, że pilot airbusa z niewiadomych powodów nie zgłosił obniżania lotu.

Początkowo informowano, że załoga airbusa wysłała sygnał SOS ok. godziny po starcie z hiszpańskiego lotniska. Jednak nieco później francuska Generalna Dyrekcja Lotnictwa Cywilnego podała, że samolot nie nadał tego sygnału, a jedynie kontrola ruchu zdecydowała o ogłoszeniu tzw. fazy niebezpieczeństwa, najwyższego z trzech poziomów alarmu, gdy utraciła kontakt z załogą.

Merkel i Rajoy w środę na miejscu katastrofy

W środę na miejsce katastrofy udadzą się kanclerz Niemiec Angela Merkel i premier Hiszpanii Mariano Rajoy. W pobliże miejsca katastrofy przybył już francuski minister spraw wewnętrznych Bernard Cazeneuve. Po południu szef MSW potwierdził, że odnaleziono jedną z czarnych skrzynek, która natychmiast zostanie przekazana śledczym.

Kanclerz Merkel poinformowała, że w rozmowie telefonicznej z Hollande’em i Rajoyem ustaliła, że trzy kraje będą się wspierać w wyjaśnianiu przyczyny katastrofy.

Kondolencje rodzinom ofiar przekazał prezydent Bronisław Komorowski. – Chciałem podzielić się głębokim żalem i bólem ze względu na skalę dramatu, jakim jest katastrofa samolotu niemieckich linii lotniczych we francuskich Alpach – powiedział.

Kondolencje złożyli także przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk i szefowie Komisji Europejskiej oraz europarlamentu, Jean-Claude Juncker i Martin Schulz.

W związku z katastrofą król Hiszpanii Filip VI przerwał rozpoczętą właśnie wizytę państwową we Francji.

Airbus A320 należy do najpopularniejszych samolotów średniego zasięgu na świecie. Po niebie lata obecnie ponad 3,5 tys. takich maszyn.

To pierwsza katastrofa lotnicza we Francji od wypadku Concorde’a linii Air France, w którym w 2000 roku zginęło 113 osób. Była to też najtragiczniejsza w tym kraju katastrofa lotnicza od 30 lat, gdy na Korsyce rozbił się samolot jugosłowiańskich Inex Adria; zginęło 180 osób.

gazeta.pl

Fotyga zaprosiła eksperta Macierewicza do PE. Mówił o zestrzeleniu tupolewa. Niemiecki chadek: To jest nie na miejscu. To kampania

jagor, PAP, 24.03.2015
Anna Fotyga

Anna Fotyga (Fot. Sławomir Kamiński/AG)

Próbą wykorzystania PE do międzypartyjnych polskich sporów nazwał zaproszenie na debatę w jednej z komisji eksperta parlamentarnego zespołu smoleńskiego czołowy niemiecki chadek Elmar Brok. Zdaniem Anny Fotygi (PiS) to nie był element polityki wewnętrznej. Wystąpienie eksperta przerwano.
Podkomisja PE ds. bezpieczeństwa i obrony wspólnie z komisją spraw zagranicznych debatowała we wtorek o bezpieczeństwie lotniczym nad obszarami ogarniętymi konfliktem i terytoriami kontrolowanymi przez wojsko oraz o zagrożeniach dla lotnictwa cywilnego ze strony samolotów wojskowych.
W trakcie debaty wystąpił współpracownik parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej dr Bogdan Gajewskiego. Wystąpienie Gajewskiego przerwano, a Elmar Brok zarzucił Annie Fotydze próbę wykorzystania PE w kampanii wyborczej.

Przewodnicząca podkomisji Fotyga zaprosiła na posiedzenie dyrektora generalnego Europejskiej Organizacji ds. Bezpieczeństwa Żeglugi Powietrznej (Eurocontrol) Franka Brennera, który mówił głównie o zestrzeleniu nad wschodnią Ukrainą malezyjskiego samolotu pasażerskiego, a także mieszkającego w Kanadzie dr. Bogdana Gajewskiego z Międzynarodowego Towarzystwa Badania Wypadków Lotniczych i jednocześnie współpracownika zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej, którym kieruje Antoni Macierewicz (PiS).

Gajewski: 10 kwietnia 2010 r. polski samolot został zestrzelony

Gajewski powiedział m.in., że „10 kwietnia 2010 r. polski samolot został zestrzelony nad Smoleńskiem”. Skupił się na krytyce raportów z badania katastrofy – zarówno przygotowanego przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK), jak i przez polską Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kierował wtedy Jerzy Miller. Obu dokumentom Gajewski zarzucił, że nie są wiarygodne, bo nie pokazują, iż przeprowadzono dogłębne dochodzenie.

Po kilku minutach wywód Gajewskiego przerwał koordynator frakcji chadeków (należy do niej m.in. PO) w podkomisji Michael Gahler z Niemiec. – Na jakiej podstawie otrzymujemy to sprawozdanie, ponieważ nie ma tego w porządku? Nie uzgodniono tego punktu (…) Dlaczego nagle o tym mówimy – pytał Fotygę Gahler. – To jest polityczny polski temat – dodał, protestując przeciwko wystąpieniu Gajewskiego.

Fotyga ripostowała, że prezentacja na temat katastrofy smoleńskiej całkowicie mieści się w porządku obrad, bo dotyczy zagrożenia ze strony Rosji dla różnych lotów.

„Wykorzystanie tematu na potrzeby państwa kampanii wydaje mi się nie na miejscu”

Jednak przewodniczący komisji spraw zagranicznych, niemiecki chadek Elmar Brok, zwracając się do Fotygi, powiedział, że czuje się wykorzystany. – Zostałem tutaj zaproszony, by omawiać kwestię bezpieczeństwa lotów w obszarach ogarniętych konfliktami. Wykorzystanie tej sytuacji na rzecz wewnętrznej polskiej dyskusji, na potrzeby państwa kampanii wyborczej wydaje mi się nie na miejscu – podkreślił.

Przypomniał, że PE zajmował się już katastrofą smoleńską, m.in. popierając wezwanie do przeprowadzenia rzetelnego badania.

– Nie jestem gotów jako przewodniczący komisji dawać tutaj forum dla wewnątrzpolskiej dyskusji i międzypartyjnych polskich sporów. Parlament Europejski nie jest odpowiednim miejscem do takich debat – ocenił Brok.

Fotyga: Ja nigdzie nie kandyduję

W odpowiedzi Fotyga stwierdziła, iż „wydaje się, że agresja, której dokonała Federacja Rosyjska na Ukrainę, powinna spowodować rewizję wielu spośród sądów” na temat Rosji. Zwracając się do Broka, zapewniła, że nigdzie nie kandyduje i „to nie jest element polityki wewnętrznej”. – Jeśli państwo sobie życzycie, żeby ta część została zakończona, to zostanie zakończona, tylko nic dobrego nie wyniknie z wyciszania sumienia – oświadczyła.

W wyniku tej wymiany zdań Brok poprosił Gajewskiego o krótkie podsumowanie jego wystąpienia. Współpracownik zespołu Macierewicza wykorzystał ten czas na pokazanie europosłom zdjęcia wieży kontroli lotów na lotnisku w Smoleńsku. Oświadczył też, że ani polski, ani rosyjski raport na temat katastrofy nie jest wiarygodny.

Krasnodębski: Cenzura, uleganie propagandzie putinowskiej

W późniejszej debacie oburzenie z powodu przerwania wystąpienia Gajewskiego wyraził wybrany z listy PiS europoseł Zdzisław Krasnodębski. – Uważam to za pewien rodzaj cenzury – podkreślił i zarzucił części europosłów, że ich stosunek do Smoleńska świadczy o „uleganiu propagandzie putinowskiej”.

Brok odpowiedział, że Gajewski miał dostatecznie dużo czasu na przedstawienie swoich poglądów, więc nie ma tutaj mowy o żadnej cenzurze.

We wtorek wieczorem w siedzibie PE w Brukseli z udziałem córki Marii i Lecha Kaczyńskich, Marty, otwarto przygotowaną przez PiS wystawę „Smoleńsk. 10.04.2010. We Remember”. Odbył się też premierowy pokaz filmu dokumentalnego Marii Dłużewskiej „Dama” o Marii Kaczyńskiej.

Zobacz także

TOK FM

Tym: SLD chce wypłat dla ofiar planu Balcerowicza? W okienku kasowym powinien siedzieć Leszek Miller

Anna Siek, 25.03.2015
Stanisław Tym, scenarzysta i felietonista

Stanisław Tym, scenarzysta i felietonista (Fot. Michal Grocholski / Agencja Gazeta)

„Polski polityk, niezależnie od opcji, mówi dziś dowolny idiotyzm i nawet się przy tym nie zaczerwieni. W dodatku łże jak najęty, że wszystkie swe siły poświęca na pracę dla dobra ojczyzny i dla naszego szczęścia” – tak Stanisław Tym podsumowuje najnowszy wyborczy pomysł SLD. Wypłaty odszkodowań dla ofiar planu Balcerowicza.
SLD chce zdobyć poparcie wyborców, proponując odszkodowanie dla ofiar planu Balcerowicza, wprowadzanego w Polsce po objęciu władzy przez pierwszy niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego.

Sekretarz partii Krzysztof Gawkowski argumentuje, że odszkodowania trzeba wypłacać, bo „plan Balcerowicza zabijał najbiedniejszych Polaków” i „doprowadzał do tego, że wykluczenie społeczne i rozwarstwienie społeczne rosło”.

Według felietonisty „Polityki” Stanisława Tyma, jeśli Sojusz Lewicy Demokratycznej chce odszkodowań, to „w okienku kasowym powinien chyba siedzieć zatrudniony na pełen etat Leszek Miller”.

„Polski polityk, niezależnie od opcji, mówi dziś dowolny idiotyzm i nawet się przy tym nie zarumieni. W dodatku łże jak najęty, że wszystkie swe siły poświęca na pracę dla dobra ojczyzny i dla naszego szczęścia. Dante ponad 700 lat temu powiedział, że kłamstwo jest z twarzy podobne do prawdy. W moim głębokim przekonaniu dziś w Polsce już mało kto wie, jak wygląda prawda” – podsumował Tym.

Zgodnie z pomysłem SLD osoby poszkodowane przez wprowadzenie reform miałby przez rok dostawać po 400 zł miesięcznie.

„Wasz pomysł jest idiotyczny. A pan niekompetentny” Wielowieyska miażdży Gawkowskiego>>>

Zobacz także

TOK FM

Przyszłość ma na imię Duda?
, 24.03.2015

Czy kandydat PiS wierzy w sukces?

Andrzej Duda wygrał już w tej kampanii parę bitew. Ale wciąż daleko mu do tryumfu w całej wojnie. I choć nadrabianie sondażowego dystansu do urzędującego prezydenta wlewa w serca jego zwolenników otuchę, to wciąż jest to raczej nadzieja na drugą turę niż na przeprowadzkę do Belwederu.

Na starcie kampanii na kandydata PiS czekało kilka zagrożeń. Pierwszym była obawa, że Duda nie będzie w stanie odróżnić się od kilkuosobowej grupy kandydatów o podobnym – z punktu widzenia mniej zorientowanych wyborców – profilu. Młodych, niespecjalnie doświadczonych, mało rozpoznawalnych i skazanych na porażkę – takich, którzy mogą sprawiać wrażenie, że ich start podyktowany jest wyłącznie partyjnymi kalkulacjami, którym przyświeca olimpijska zasada „liczy się udział”.

Za tą obawą podążała następna, czy i jak Duda poradzi sobie ze zbudowaniem własnej rozpoznawalności, przekonania, że jest politykiem „pełnokrwistym”, niebędącym jedynie erzacem Jarosława Kaczyńskiego. A do tego trzeba było wykonania nie tylko kilku, dość oczywistych z punktu widzenia kampanii zabiegów, m.in. ukrycia na jakiś czas prezesa PiS, ale też poddania Andrzeja Dudy sprawdzianom, jakim są konwencje i duże wystąpienia. Musiał im nie tylko sprostać, lecz zaskoczyć rywali i powątpiewających w niego obserwatorów stylem, siłą, naturalnością, ale i charyzmą.

W powszechnej opinii Duda poradził sobie z tym całkiem sprawnie. Co prawda sztabowcy PO wciąż usiłują prezentować go jako kandydata „plastikowego”, polityka „sterowanego z tylnego rzędu”, ale – sądząc po sondażach – nie osiągają szczególnych sukcesów. Dziś najważniejszym i najtrudniejszym zadaniem kandydata i jego sztabu jest przebicie „szklanego sufitu PiS” – wyjście poza tradycyjny elektorat partii Kaczyńskiego, zdobycie wyborców niezdecydowanych, rozczarowanych rządzącymi i poszukujących nowego obiektu politycznego poparcia.

Jeśli Duda zatrzyma się w okolicach 30-proc. poparcia, nie będzie w stanie dalej zbliżać się do Komorowskiego, to nawet jeśli doprowadzi do drugiej tury, będzie bez szans na zwycięstwo. Jego sztab ocenia, że granicą marzeń w pierwszej turze jest 35–36 proc. i że dawałoby to nadzieję na nawiązanie walki z urzędującym prezydentem w turze drugiej.

Jednak pytanie o to, czy do niej w ogóle dojdzie, wydaje się wciąż kluczowe. Sondaże Komorowskiego są na granicy 50 proc., a ich zmiany, zwłaszcza w obliczu tak intensywnej kampanii wyborczej, z jaką mamy dziś do czynienia, są niesłychanie trudne do przewidzenia. Dynamika zdarzeń okołokampanijnych jest wyjątkowo gwałtowna.

Ta kampania toczy się już teraz w takim tempie, że coś, co wydaje się jej tematem głównym albo trwałą osią podziału, po kilku dniach traci na znaczeniu. W ciągu ostatnich kilkunastu dni byliśmy już świadkami próby narzucenia przez PO debaty o in vitro i ustawienia Dudy w roli tego, który idzie w tej sprawie pod prąd liberalnym poglądom większości Polaków. Ta sprawa szybko ustąpiła debacie na temat SKOK-ów i politycznej odpowiedzialności za ich kondycję. Za nią podążyło forsowanie dyskusji o euro z jednej oraz podziału na Polskę racjonalną i radykalną z drugiej strony.

Mamy nieoficjalne wieści napływające z obozu Platformy, że choćby w sprawie SKOK-ów nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa, a politycy PO mają w zanadrzu bombę trafiającą już bardzo precyzyjnie w samego kandydata PiS.

Kampania Andrzeja Dudy toczy się na razie dość sprawnie. Słychać jednak, że krucho wygląda jej strona finansowa. I że na ostatniej prostej sztab PiS będzie dysponował nieporównywalnie mniejszymi sumami niż strona przeciwna.

Pewnie nie tylko z tego powodu, mimo sugestii i apeli napływających z jego rodzimej uczelni, Duda wciąż nie rezygnuje z etatu na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zachowuje posadę, na którą – w razie niepowodzeń politycznych – mógłby wrócić. Czy robiłby tak, gdyby był pewny zwycięstwa? I gdyby czuł, że za niespełna pięć miesięcy, 6 sierpnia, wkroczy do Pałacu Prezydenckiego, by na co najmniej pięć najbliższych lat objąć najważniejszy w państwie urząd?

Autor jest dziennikarzem RMF FM i TVN24

Rzeczpospolita

Dodaj komentarz