Ka (27.09.2015)

 

Kościół walczy o koronę [KOMENTARZ TYGODNIA]

Tomasz Cylka, 26.09.2015
Burza w stosunkach między miastem a archidiecezją poznańską wybuchła po tym, jak w lipcu do opinii publicznej dostała się informacja o tym, że MPK płaci parafii pw. św. Jana Jerozolimskiego 13 tys. zł miesięcznie za dzierżawę gruntu, po której jeździ kolejka dziecięca Maltanka. Prezydent Jacek Jaśkowiak najpierw przypomniał poznaniakom piosenkę Jacka Kaczmarskiego o „księżach bankierach”, a potem sporządził specjalny raport, który miał pokazać kwestie sporne między pl. Kolegiackim a Ostrowem Tumskim.
Po dwóch i pół miesiącach kuria odpowiedziała na list. Wytknęła urzędnikom błędy. Kto ma rację? Teraz piłka leży po stronie urzędników. Ale nie ulega wątpliwości, że obie strony będą się teraz wymieniały raportami i listami. Podejrzewam, że przez kolejne miesiące, jeśli nie lata, kuria i miasto zamiast prowadzić dżentelmeńskie rozmowy w gabinetach, będą za pomocą mediów wymieniać się złośliwościami i udowadniać swoją wyższość.

Pracownia Miast i prawnik zamiast księży

A o tym, jak ten dialog – lub raczej jego brak – może wyglądać, mogliśmy przekonać się podczas przygotowanej przez „Wyborczą” Pracowni Miast. Kuria do rozmów z prezydentem Jaśkowiakiem delegowała swojego prawnika, choć gotowość rozmów zgłaszało co najmniej kilku zaproszonych przez nas księży. Nie przypominam sobie sytuacji, żeby Jezus do rozmów z faryzeuszami czy celnikami, delegował swoich uczniów. Zawsze stawał do rozmów osobiście. Poznań to jednak nie świat z kart Pisma św.

Mnie w tym sporze brakuje jednego. Ze smutkiem po raz kolejny przekonuję się, że poznańskiemu Kościołowi nie zależy na żadnym geście dobrej woli, który pokazałby mieszkańcom, że jest otwarty na kompromis. Chodzi mi właśnie o uroczą Maltankę, wielką atrakcję zwłaszcza dla najmłodszych. Nie ma chyba w Poznaniu rodziny, która przynajmniej raz w życiu nie jechała do nowego ZOO wąskotorową kolejką. Ale kuria w tej sprawie jest nieugięta. Stawki nie obniży, bo ma prawo decydować, na co „przeznaczać swoje pieniądze”.

Zgody nie będzie, stracą mieszkańcy Poznania

Nie przyjmuję argumentu ks. ekonoma, który licytuje się, ile to Kościół daje dziś miastu: obiady dla biednych, wigilie dla bezdomnych. Wszystko to racja i nikt tego nie neguje. Ale Kościołowi korona z głowy by nie spadła, gdyby w sprawie Maltanki obniżył dzierżawę do symbolicznej złotówki. Niestety, przykro, że kuria walczy o utrzymanie tej korony z uporem godnym lepszej sprawy. A po publikacji dwóch raportów – miasta i Kościoła – jestem pewien, że żadnego porozumienia między tymi dwiema stronami, w najbliższym czasie nie będzie. A stracą tylko mieszkańcy.

poznańskiKościół

poznan.wyborcza.pl

Kobiety niewyzwolone. Ewa Kopacz. Beata Szydło

Agnieszka Kublik, Iwona Szpala, 26.09.2015

Donald Tusk, Ewa Kopacz

Donald Tusk, Ewa Kopacz (Fot. BARTOSZ BOBKOWSKI, SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Ewa Kopacz walczy o być albo nie być. Swoje i Platformy. Dla Beaty Szydło batalia o fotel premiera to tylko kolejne partyjne zadanie?

Takiej rywalizacji jeszcze w polskiej polityce nie było, choć na bezpośrednią konfrontację nie się zanosi. Jedna startuje w Warszawie, druga w Chrzanowie. Ewa Kopacz chce przedwyborczej debaty, ale z Jarosławem Kaczyńskim, a nie Beatą Szydło. Jak przewodnicząca z prezesem.

Lojalność ponad wszystko

– Przy całym szacunku, którym darzy płeć piękną prezes, chęć pań do zaistnienia w dużej polityce nie jest taka sama jak mężczyzn. Beata wśród naszych posłanek jest jednak osobą wyjątkową.

To znaczy?

– No, nie jest egzaltowana, mówiąc oględnie – mówi nasz rozmówca z PiS.

A jaka?

– Poukładana, zadaniowa, twarda. I zna swoje miejsce w drużynie.

Gdyby nie katastrofa smoleńska, Beata Szydło wciąż mogłaby być politykiem anonimowym. Kiedy w 2007 r. CBA zatrzymało posłankę Beatę S., nawet w PiS nie było pewności, czy chodzi o Beatę Szydło, czy Beatę Sawicką z PO.

Trzy lata później Kaczyński musiał zapełnić pustkę po śmierci wielu wpływowych posłów w Smoleńsku. Mianował Szydło na wiceprezesa od spraw finansowych. – Dostała stanowisko po rezygnacji Joasi Kluzik-Rostkowskiej. Pamiętam, że kiedy prezes komunikował nam decyzję Joasi, był naprawdę rozczarowany. Ponieważ trzeba było mieć w ścisłym kierownictwie kobietę, wybrał Beatę – wspomina polityk PiS.

Nie zdarza się, by miała odmienne zdanie niż prezes. – Polityka to gra zespołowa, ale tak jak w każdej drużynie jest jeden kapitan, tak w partii lider też jest tylko jeden – powtarza. To dlatego Kaczyński namaścił ją na przyszłą premier?

– A kogo miał wybrać? Brudzińskiego, który ma taki sam elektorat negatywny jak prezes? Kamińskiego? Macierewicza? – mówi nam ważny polityk PiS. – Grono zaufanych nie jest szerokie. Po co mieliśmy dodawać argumentów mainstreamowym mediom? Na Szydło nic nie macie.

***

Dlaczego Donald Tusk postawił na Ewę Kopacz, wyjeżdżając do Brukseli? Mówią politycy PO.

Pierwszy: – Lojalna. Nigdy go nie zdradziła, niektórzy mówili nawet, że była w niego zapatrzona. To znaczy – podziwiała go jako polityka i premiera, nic więcej, żeby nie powstały z tego jakieś ploty. I pomagała Tuskowi, gdy chorowała jego matka. To wytwarza silną więź. Drugi: – Na długo przed Brukselą zrobił ją pierwszą wiceprzewodniczącą, gdy wyciął Schetynę. Razem brali udział we wszystkich spotkaniach koalicyjnych z PSL.

Trzeci: – Twarda baba. Teraz dużo jeździ po kraju, rozmawia z ludźmi w pociągu, na ulicy. Spotyka się z nienawiścią, ale choć to przeżywa, otrząsa się i jedzie dalej. Ma rację jej córka, gdy mówi, że Kopacz jest twardsza niż niejeden facet.

Jak się robi politykę

Wieś, w której dorastała Beata Szydło, to rogatki górniczych Brzeszcz. W kopalni pracowali dziadek i ojciec, który marzył o AGH dla córki. Wybrała Uniwersytet Jagielloński. Był początek lat 80., ale zamiast NZS wybrała Koło Naukowe Etnografów. Została przewodniczącą.

Po studiach posada w dziale folkloru i tradycji Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Organizowała konkursy szopek, co lubi wytykać PO, gdy PiS przedstawia Szydło jako eksperta od gospodarki. W 1997 r. wygrała konkurs na dyrektora ośrodka kultury w Brzeszczach. Miała 35 lat, gdy została najmłodszym w Polsce burmistrzem. Namówił ją kolega z podstawówki.

– Rozruszała kulturę w mieście. Coś się w końcu zaczęło dziać – chwalą byli podwładni.

– Pani Beata lubiła rządzić, zarządzać festynami. To nawet było widać ostatnio, kiedy perfekcyjnie organizowała wiece Andrzeja Dudy. Ale sprawy całej gminy to już dla niej trochę za dużo – twierdzi urzędnik z 20-letnim stażem.

W 1999 r. jej rodzinny Przecieszyn przeszedł z województwa katowickiego do Małopolski. – Na Śląsku trudno byłoby Beacie konkurować. To duży okręg i każda partia stara się wystawić jak najmocniejszego kandydata, często z pierwszych stron gazet – ocenia małopolski działacz PiS.

To wtedy miała się przymierzać do startu z list Platformy, ale zazdrosny Paweł Graś zablokował pomysł. Szydło zaprzecza: – Pojawiły się propozycje, bym z grupą współpracowników utworzyła w gminie lokalną frakcję PO, ale bliżej mi było do PiS.

Wchodzi do Sejmu z 14,5 tys. głosów – to najlepszy wynik w okręgu chrzanowskim.

***

W Skaryszewie pod Radomiem ojciec Ewy Kopacz był „bardzo dobrym ślusarzem”. Mama, krawcowa, była „dość chorowita, więc obowiązek zarabiania pieniędzy spadał na tatę” – opowiadała „Vivie”. Kiedy świat walił jej się na głowę, znajdował dobrą radę: „nie oceniaj ludzi zbyt pochopnie, każdy może mieć gorszy dzień”, „nie podejmuj ważnych decyzji pod wpływem emocji”, „nie dziel włosa na czworo”, „nie istnieją sytuacje, z których nie ma wyjścia”.

Dyplom obroniła w 1981 r. Mąż został prokuratorem w rodzinnym Szydłowcu, ona – pediatrą w zakładzie opieki zdrowotnej, potem dyrektorem. Pacjenci ją uwielbiali, zdarzało jej się zawozić chorych własnym samochodem do szpitala lub dawać im pieniądze na leki. Do dziś czuje się lekarką. W rządowej limuzynie wozi zestaw do udzielania pierwszej pomocy.

Pierwszy sił w polityce próbował Marek Kopacz. Kiedy w 1997 r. nie dostał się do Sejmu z ramienia Unii Wolności, wściekła się. – Tyle pieniędzy poszło na kampanię, tyle się nachodziłam i nic. Pomyślałam: Kopacz, poczekaj, pokażę ci, jak się robi politykę – wspomina.

Po kilku miesiącach została szefową radomskiej UW. W 2001 r. Paweł Piskorski zwerbował ją do Platformy. Podobało mu się, jak przemawia na partyjnym zebraniu. W wywiadach nazywał ją swoją prawą ręką na Mazowszu.

Tuska jeszcze nie poznała. Podczas wystąpień jawił się jej jako „wulkan energii”.

Nie ma ludzi nieomylnych

W 2011 r., objeżdżając z Kaczyńskim Polskę, Szydło twierdzi w małopolskiej wsi, że za rządów Tuska produkty spożywcze zdrożały o kilkaset procent. Na pytanie, ile kosztuje cukier, strzela: 3,7 zł. Gdy słyszy, że 5,9 zł, tłumaczy: „Z tym cukrem już tak jest. Drożeje z dnia na dzień”.

W 2011 r. jako wiceszefowa sejmowej komisji finansów mówi, że „w Polsce PKB spada, a inflacja i bezrobocie rośnie”. Minister Rostowski poprawia ją na Twitterze: „PKB jednak rośnie, a nie spada, a inflacja i bezrobocie – wręcz odwrotnie”.

W kwietniu tego roku szefowa sztabu Andrzeja Dudy opowiada, że Niemcy obniżają wiek emerytalny. „Do ilu?” – pyta Monika Olejnik. „Nie pamiętam”.

W czerwcu pytana o to, kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, odpowiada: „No, mamy okrągłą rocznicę 1992 albo 1993”.

W lipcu w Nowej Soli konferencję prasową zwołuje na tle zamkniętej fabryki nici, by mogła powiedzieć, że Polska jest w ruinie. Prezydent Nowej Soli nie wytrzymuje: „Szkoda, że kandydatka na premiera nie wspomniała, że przez dwa lata, kiedy PiS był przy władzy, rząd nic nie zrobił dla tego miasta i tej fabryki, dalej rozprzedając jej majątek” – pisze na Facebooku.

I pyta w mediach, do jakich jeszcze „kłamstw i manipulacji są gotowi posunąć się politycy, oszukując wyborców, żeby dorwać się do władzy”. Zapewnia, że istnieje inna Nowa Sól. Ze strefą przemysłową, nowoczesnymi fabrykami, a bezrobocie w mieście spadło z 40 do 10 proc.

Internauci zajrzeli do Brzeszcz. Wrzucają do sieci zdjęcia zdewastowanych budynków i brudnych zapuszczonych domów oraz komentarze: „Pani Szydło. Zostawia Pani Polskę w ruinie”.

Kandydatka PiS na premiera zmienia przekaz. Polska już nie jest w ruinie, tylko „bardzo źle rządzona”.

***

– Boi się pani? – pyta Elżbieta Cichocka w „Wyborczej”, gdy w 2007 r. Kopacz została ministrem zdrowia.

– Tak, bo mam trochę wyobraźni.

Po uchwaleniu ustawy refundacyjnej Cichocka pisze: „Poczucie bezpieczeństwa części chorych jest mocno zachwiane. Dlaczego? Bo diabeł tkwi w szczegółach, a do szczegółów minister Kopacz nie miała serca. Jeszcze przed uchwaleniem ustawy resort zajęty był odpieraniem wszelkich zarzutów, traktował je jak atak polityczny, zamiast korygować błędy”.

A błędy były. Następca Kopacz Bartosz Arłukowicz musi zacząć od nowelizacji jej ustaw. Są niedopracowane. Przez trzy miesiące nie można niektórych pacjentów leczyć tak skutecznie jak wcześniej.

Kopacz pytana o wpadkę irytuje się: – Robię wszystko, żeby wyciągać wnioski ze swoich błędów na przyszłość. Nie ma ludzi nieomylnych.

Debiut w roli premiera ma fatalny. Na pierwszej konferencji prasowej, pytana o sytuację na Wschodzie, rzuca, że „w obliczu zagrożenia kobieta najpierw broni swego domu”. Słuchacze osłupieli. To zapowiedź głębokiej politycznej korekty? Za czasów Tuska Polska niezwykle mocno angażowała się na rzecz Ukrainy.

Eurodeputowany PiS Janusz Wojciechowski nazywa ją „księżniczką cynizmu, królową obłudy i arcymistrzynią kłamstwa”. Jego partia z lubością wytyka jej, jak zapewniała w Sejmie, że teren katastrofy smoleńskiej został przekopany na metr w głąb.

Nie został. Kopacz: – Jedynym moim błędem było to, że uwierzyłam, iż przekopywano teren katastrofy. Jeśli komukolwiek z powodu mojej niezręczności czy jakiegokolwiek uchybienia stała się krzywda – przepraszam. Ale atakującemu ją Antoniemu Macierewiczowi odcina się: – Pan Macierewicz nie potrafiłby funkcjonować w polityce bez katastrofy smoleńskiej. Niech jednak nie zatruwa naszych umysłów i serc.

Ręce Kaczyńskiego, pępowina Tuska

– To nie jest zwiewna panienka. Działa po cichu, ale umie przydusić. To się prezesowi podoba. Jeszcze jako szefowa regionu potrafiła pojechać do przysłowiowego Piekutkowa i zrugać sołtysa, bo źle rządził – mówią nam w PiS.

Z chłopakami grała w nogę. Nadawała ton drużynie piłkarek ręcznych. – Może nie jestem z tych, którzy mają wielkie parcie na szkło, ale jestem skuteczna – mówiła w „Polska The Times”.

Gdy w lipcu Jarosław Kaczyński ogłosił, że to Szydło będzie premierem, jeśli PiS wygra jesienne wybory, partyjny aktyw posłusznie skandował: „Beata! Beata!”.

To był debiut w roli liderki. Ale z jej wystąpienia można było zapamiętać tyle, że umie pracować w zespole. Nikt nie ma wątpliwości, że zrobi, co partia każe. – Jest ubezwłasnowolniona, całkowicie w rękach partii. Stoi za nią sprawna maszyneria partyjna (co widać w sondażach PiS), ale może zostać wymieniona w każdej chwili, jeśli tylko Kaczyński uzna, że taki ruch bardziej opłaca się partii – mówi Mikołaj Cześnik, socjolog z Uniwersytetu SWPS.

Szydło nie jest politykiem, za którym idzie się w ogień, nie porywa przemówieniami, nie potrafi nawiązać szybko więzi emocjonalnej, ona raczej nie rozmawia, bardziej się komunikuje, jest konkretna. W obejściu miła, ale na dystans.

Według naszych rozmówców dowodem rosnącej pozycji Szydło jest brak plotek na jej temat. PiS-owcy są rozdyskutowani, obgadywanie kolegów to rzecz naturalna. – Większość z tego, co się mówi, dochodzi do prezesa, więc o Szydło lepiej nie rozmawiać, bo nie wiadomo, jak Jarek zareaguje.

Ponoć ostatni awans nie zawrócił jej w głowie. Kiedy przyjeżdża do rodzinnej wsi, z każdym pogada, pośmieje się. „Beatka to zwykła kobieta, chodzi w gumiakach i przesadza kwiaty” – mówi „Gazecie Krakowskiej” jeden z sąsiadów. „W telewizji jest taka sztywna, zupełnie inna niż u siebie na wsi” – dodaje inny sąsiad.

– Szydło będzie premierem? – pytamy ważnego polityka PiS.

– Gdyby przed kampanią Andrzeja Dudy ktoś rzucił jej nazwisko, zrobiłbym wielkie oczy. Ale teraz z Beatą należy się liczyć. Wielu do niej chodzi, chce być blisko, ale to z racji namaszczenia przez prezesa.

– Prezes ceni rzeczowość Szydło, bo sam jest człowiekiem dygresyjnym, rozmowy z nim potrafią trwać wiele godzin, choć są pasjonujące, to czasem zamieniają się w pogaduchy. Szydło jest lakoniczna, czasami bezbarwna, ale słucha i potrafi wyłowić to, co najważniejsze, i wprowadzić decyzje prezesa w czyn.

– Prezes publicznie powiedział, że Beata będzie premierem, wycofać się nie wypada – mówi inny rozmówca z partii Kaczyńskiego. Ale zaraz dodaje: – Przynajmniej przez jakiś czas.

Adam Bielan, były spin doktor PiS: – Sądzę, że wiosną Jarosław Kaczyński zakładał, że prezydentem pozostanie Komorowski, więc premierem będzie musiał być sam, bo tylko on da sobie radę z presją. Dziś prezes jest bardziej zrelaksowany, prezydent Duda nie będzie mu rzucał kłód pod nogi, więc nie musi być premierem.

– Beata Szydło będzie od nadzoru nad pracami rządu, bez wtrącania się w politykę i spory z opozycją – tłumaczy ważny polityk PiS. – To rola doskonale dobrana do jej charakteru. Strategię będzie robił Jarosław Kaczyński i sztab zaufanych na Nowogrodzkiej [siedziba PiS]. Tak to ma działać i jest wymyślone doskonale.

Coś w tym może być. W prestiżowej debacie sejmowej to prezes atakował w zeszłym tygodniu: rząd Kopacz nie ma prawa podejmować decyzji w sprawie przyjęcia uchodźców, bo to łamanie konstytucji, zasady suwerenności i praw obywatelskich. – Było jasne, że jego przemówienie będzie na czołówkach i wywoła o wiele mocniejszą reakcję premier Kopacz, niż gdyby nasz przekaz podała Beata Szydło – mówią w PiS.

***

Tak jak los Szydło jest w rękach Kaczyńskiego, tak Ewa Kopacz nie przecięła politycznej pępowiny łączącej ją z Tuskiem.

Na ile jest samodzielna? Czy szuka w Brukseli wsparcia, a nawet pomysłów na rozwiązanie konfliktów w partii i problemów w państwie? Gdy na wiosnę wymieniła pół rządu, spekulowano, że przez godzinę naradzała się z Tuskiem przez telefon. – Sama nigdy na taki ruch by się nie zdecydowała – mówią współpracownicy.

– Mentalnie Donald cały czas jest w Polsce i wszystko planuje „pod siebie” – mówi jego znajomy z Trójmiasta. I opowiada, że były przewodniczący PO często spotyka się z Kopacz w Sopocie w weekendy. A nawet – że Kopacz jest od tych kontaktów uzależniona.

Nikt w PO nie kryje, że pani premier daleko do pozycji politycznej Tuska. Nie ma mandatu z partyjnego wyboru, namaścił ją odchodzący do Brukseli lider. Musi bardziej balansować między frakcjami, niż je wycinać. Partyjne wendety, których Tusk był mistrzem, nie wchodzą w grę.

Hanna Gronkiewicz-Waltz, wiceprzewodnicząca PO, twierdzi, że porządki w rządzie były autorską decyzją premier, z mocnym wsparciem najbliższego otoczenia.

Z pomocą Tuska czy bez Ewa Kopacz potrafi reagować energicznie. Gdy wyszło na jaw, że zaufany Tuska Igor Ostachowicz dostał polityczną synekurę w zarządzie Orlenu, błyskawicznie doprowadziła do jego rezygnacji. Minister infrastruktury Marię Wasiak zmusiła do oddania na cele dobroczynne półmilionowej odprawy z PKP. Za międzynarodową awanturę, którą wywołał Radek Sikorski, przepraszała, ale potem wymusiła na nim, by publicznie przyznał, że się zagalopował i zawiodła go pamięć.

Nawet krytycy Kopacz przyznają, że zrobiła duże postępy jako szefowa partii i premier.

Sprawnie prowadzi posiedzenia rządu, coraz lepiej wychodzą jej wystąpienia publiczne i polityczne riposty. Gdy Jan Rokita ogłosił, że „tylko bomba atomowa może odebrać zwycięstwo Prawu i Sprawiedliwości”, odparowała, że był już „premierem z Krakowa” i też się pomylił.

Triumfującemu PiS rzuciła: „Widziałam już takich, którzy niemal rządzili, rozdzielali stanowiska. Ci, którzy dziś widzą się już w roli zwycięzców, nie wyciągnęli wniosków z ostatniej kampanii. My je wyciągnęliśmy”.

– W porównaniu z ocenami, które zbierała w pierwszych tygodniach, znacząco w PO zapunktowała – mówi nam polityk Platformy. – Już nikt nie przyjmuje za pewne, że po październikowych wyborach po władzę w partii sięgnie Grzegorz Schetyna.

Gdy lokalni liderzy wykonali szarżę na listy wyborcze, reanimując zdymisjonowanych w wyniku afery podsłuchowej, po dziesięciu godzinach obrad zarząd partii wyciął bohaterów kelnerskich nagrań i dodał kilka nowych twarzy.

Zadziałała charyzma przewodniczącej? – To polityk, który wciąż swojej roli się uczy, w ekstremalnych warunkach – mówią tylko w PO.

Chodzi zdecydowanym krokiem, niektórzy mówią, że jak facet. – Tyle tylko że Ewka na obcasach – śmieje się sejmowa koleżanka – a to robi różnicę. Ma słabość do garsonek i sukienek tuż przed kolano.

Współpracownicy mówią, że lepiej się czuje w kameralnym gronie – wtedy jest władcza, charakterna, pewna siebie. Publicznie też stara się tak wypadać, ale przeszkadza jej głos – taki rozedrgany, jakby była wiecznie zdenerwowana.

Głodni kontra syci

Andrzej Duda chciał, by Szydło pokierowała Kancelarią Prezydenta. – Powiedziała, że musi to przemyśleć, bo prezes ma wobec niej inne plany. Nie wiemy, kiedy wymyślił Beatę na premiera, ale po kampanii bardzo urosła w jego oczach – mówi polityk PiS. Kaczyński dawał Dudzie 10 proc. szans na zwycięstwo.

Nasz rozmówca twierdzi, że przedstawianie Szydło jako autorki sukcesu Dudy to dalekie uproszczenie: – Andrzej wywalczył prezydenturę głównie dzięki sobie, nie był w kampanii kukłą ustawianą przez sztabowców. Beata ogarniała to organizacyjnie.

– Szef kampanii nie musi być kreatywny, nie musi wchodzić w szczegóły, dba tylko o dobry przepływ informacji – potwierdza Bielan. – Joachim Brudziński twardą ręką kierował zbiórką podpisów pod kandydaturą Dudy i wywieszaniem banerów, ściągał ludzi na spotkania. Henryk Kowalczyk pilnował finansów, świetnie spisała się cała ekipa medialno-internetowa.

Przed wyborami Duda był niemal wszędzie, a jak nie był, to w całej powiatowej Polsce agitował z niewielkich plakatów. Na wsi zgarnął 60 proc. głosów. – Ale to nie był pomysł Szydło, tylko Kowalczyka – przyznają w PiS.

Dziś ta sama grupa zajmuje się kampanią parlamentarną PiS. Jest też oczywiście Marcin Mastalerek, rzecznik sztabu wyborczego, prawa ręka Szydło. – Bardzo dobrze się dogadują – ocenia polityk PiS. Szydło walczyła, by kandydował do Sejmu. Najpierw prezes się nie zgadzał, potem przystał na jego start, ale nie jako jedynki z Łodzi, ale dwójki z Sieradza. Dlaczego Mastalerek wyleciał z listy? – Wcale nie poszło o nieodebrany telefon od Kaczyńskiego. Po prostu w kampanii prezydenckiej na każdym kroku dawał do zrozumienia Jarkowi, że jest zbędny.

Polityk, który był na wrześniowym posiedzeniu komitetu politycznego PiS w sprawie list wyborczych, opowiada, jak kandydatka na premiera przyjęła usunięcie Mastalerka: – Siedziała i tylko się uśmiechała.

Szydło ma powtórzyć sukces kampanii prezydenckiej według sprawdzonego wzoru. Nawet autobus jest ten sam, zmienił się tylko wyborczy plakat. Objazdy, rozmowy, ściskanie rąk w salach i na bazarach.

– To nie jest kampania Szydło, ale Dudo-Szydło – mówią w PO. – Zgrany duet, ta sama narracja rozpisana na głosy. Duda zgłasza projekt ustawy o emeryturach, a Szydło natychmiast chwali na konferencji prasowej, że tak oto wygląda uczciwa polityka. Albo PiS krzyczy o zdradzie, bo mamy inne zdanie niż Grupa Wyszehradzka, a Duda wzywa na dywanik szefową MSW.

Szydło jest aktywna, ale od pewnego czasu jej kampania buksuje. – O Jezu, to aż tak widać? – zapytał nas niedawno jeden z polityków PiS.

– Sztabowcy PiS uznali, że trzeba zrobić atut z tego, że jest zwyczajna, ale to nie wychodzi, bo Beata Szydło jest zbyt zwyczajna: widać, że gra rolę, w której nie czuje się komfortowo. I będzie tylko gorzej – mówi PR-owiec pracujący kiedyś dla PO. – To potwierdzenie zasady, że polityk zarządzający zapleczem nie sprawdza się jako frontman, nie może być długo twarzą kampanii, bo nie potrafi skupić na sobie uwagi, po prostu nie ma charyzmy.

– Nie umie wykrzesać z siebie tego, co Andrzej Duda – dodaje Andrzej Halicki.

– Podczas partyjnych konwencji Kopacz pokazała pewność siebie i energię większą niż Szydło. Widać, że pomimo trudnej sytuacji wciąż walczy, a Szydło sprawia wrażenie, że wykonuje powierzone jej zadania – mówi Anna Materska-Sosnowska z Instytutu Nauk Politycznych UW.

– Beata jest smutna – to pierwsze, co przychodzi mi do głowy. Wygląda tak, jakby rozważała każdą myśl – mówi osoba związana ze środowiskiem PiS. – Powinna pokazać nieco więcej z kobiety, założyć ośmiocentymetrowe obcasy, wyrzucić przyciężkie marynarki i zamiast chodzić po ruinach i bazarach, pojechać np. do fabryki porcelany Rosenthala, wziąć filiżankę do ręki, dodać sobie nieco finezji. Przykład niech weźmie z prezydentowej Agaty Dudy.

***

Z jednej strony zdeterminowane oddziały PiS wyczekują kolejnego sukcesu, z drugiej – stado sytych, dostrzegających nadchodzącą porażkę osób nie chce grać na swoją szefową.

– Ewa Kopacz jest na z góry straconej pozycji, bo musi bronić rządów PO, a cokolwiek obieca – tłumaczyć, dlaczego Tusk albo ona nie zrobili tego wcześniej. Beata Szydło może złożyć wiele – także nierealnych – obietnic – mówi Mikołaj Cześnik z Uniwersytetu SWPS.

Jego zdaniem PO – tak jak Bronisław Komorowski – dała się wepchnąć w rolę chłopca do bicia. A wyborcy lubią, jak można komuś dołożyć. – Cokolwiek Kopacz by zrobiła, narracja jest taka, że jest osobą nerwową, nieudacznicą, słabo radzącą sobie z obowiązkami i niepanującą nad podwładnymi – twierdzi Cześnik.

W obozie Ewy Kopacz strategiczne decyzje zapadają nie w gronie liderów PO, ale w kancelarii premiera. Oficjalnie jej głównym doradcą jest Sławomir Nitras, ale wiele do powiedzenia mają też Paweł Graś, prawa ręka Tuska, na unijnym etacie w Brukseli, i Sławomir Nowak, ten od zegarka, który odpowiadał za wcześniejsze kampanie PO. Kluczową postacią jest jednak Michał Kamiński, współautor wygranych wyborów Lecha Kaczyńskiego i PiS w 2005 r.

Nadzorując Centrum Informacyjne Rządu, ma przełamywać komunikacyjny niedowład ekipy Kopacz, ale już dawno wyszedł poza swoją rolę. To on doradził premier atak na PiS, gdy Andrzej Duda rzucił, by rozważyć wysłanie żołnierzy na Ukrainę. Kamińskiemu przypisuje się forsowanie poparcia dla swojego kumpla Romana Giertycha, dla którego Platforma wycofała kandydata na senatora pod Warszawą. To on miał forsować negocjacje z partią Biało-Czerwoni w pakiecie z Grzegorzem Napieralskim, kandydatem PO do Senatu. – Nie mieli o tym pojęcia nawet ludzie z zarządu PO. Gdy wiadomość do nich dotarła, na zablokowanie Napieralskiego było już za późno – opowiada polityk Platformy. Po ataku na Kamińskiego, który sam startuje pod Warszawą, z drugiego miejsca z podwarszawskiego „obwarzanka” z list wypadł Paweł Zalewski, jeden z lepiej ocenianych polityków PO.

– Kamiński umie czarować, a Ewa dała się tym czarom uwieść – mówi nam jeden z jej bliskich znajomych. – Ale Kopacz należy do tych, którzy są ofiarami ostatniego rozmówcy, dlatego Kamiński musi pilnować, by być jej ostatnim rozmówcą przed podjęciem decyzji.

– Zakładając, że wszystko w kampanii PO jest dziełem Michała, to popełnia sporo błędów – mówi Adam Bielan. – Ze względu na swój temperament i chęć odegrania się na PiS, pcha się w ostre zwarcie. Platforma zbyt szybko weszła w konflikt z Dudą. Polacy chcą spokoju, więc jak widzą, że między prezydentem a premierem iskrzy, to jakieś 2-3 pkt proc. wyborców – a to jest sporo – może zagłosować pragmatycznie i oddać całą władzę w ręce PiS, by uniknąć ciągłej wojny na górze. Za rządu PO cenili, że sporów z Komorowskim było mało.

Jeśli nie premier, to kto?

Kim będzie Ewa Kopacz po wyborach?

– Premierem polskiego rządu – odpowiada polityk z jej otoczenia.

– To żart?

– Nie, Ewa ma ogromne szanse zostać premierem koalicyjnego rządu. Kaczyński znowu przestraszył ludzi. Jego przemówienie w sprawie emigrantów kosztowało PiS 5 proc. poparcia. Wyborcy słyszą, że w rządzie ma być Macierewicz, a prezydent Duda zaczyna irytować grą na swoją partię. Różnica między nami a PiS sięgnie kilku punktów.

Jeśli PO jednak odda rządy, ale przegra nieznacznie (nasi rozmówcy mówią o 5-8 proc.), Kopacz zachowa przywództwo w partii. – Będzie miała ważny głos w debacie publicznej jako premier państwa, w którym żyło się normalnie. PiS bardzo szybko da wyborcom lekcję demokracji według Jarosława Kaczyńskiego. Ci, którzy dziś w „Diagnozie społecznej” nie uzależniają swojego powodzenia od tych, którzy rządzą, zrewidują to przekonanie.

Jeśli porażka będzie „znacząca”, może to być koniec przewodniczącej. – Proszę uwierzyć: w naszej partii jest wielu, którzy noszą buławę w plecaku – twierdzi rozmówca z PO. Chyba że Tusk tupnie nogą i dopilnuje, by Kopacz wciąż rządziła partią, a sam po pięciu latach wróci z Brukseli i wygra wybory prezydenckie. – Dlatego z list Platformy wyleciał Sikorski – bo myślał o swojej karierze podobnie jak Donald i mógł pokrzyżować jego plany – twierdzi nasz rozmówca.

Co czeka Szydło, jeśli zostanie premierem – albo premierem tylko na chwilę? – Pozostanie wierną członkinią partii – zapewnia poseł PiS.

A jeśli nie będzie premierem? – Nic się nie zmieni. Pozostanie wierną członkinią partii.

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Lewandowski. Odyseja kosmiczna 2015
Rok 2008, dzwoni Zbigniew Boniek do Cezarego Kucharskiego: – Kto to jest ten Lewandowski? – Piłkarz, będzie lepszy od ciebie

Już nie ma biforków w Damaszku
Najlepszy falafel, najśpiewniejszy z arabskich dialektów. Imprezy do rana, tętniące życiem bazary i chór muezinów wzywających z meczetów. I ludzie – gościnni, kochający żarty, dobre jedzenie i aromatyczną fajkę. Tak pamiętam Syrię

Zapłacimy za wyższy płot. Jak Unia pomaga Erytrei
Dziewiątego dnia kończy się woda. Jako ostatni zaczynam pić własny mocz. Wszyscy wyglądamy jak żywe trupy i jesteśmy pewni, że umrzemy

Jak zostać królem życia
Jeśli mam większy i szybszy samochód, to do czego on jest szybszy? Co będę robił, kiedy już szybciej przejadę? Z Robertem Więckiewiczem rozmawia Dorota Wodecka

Róbta, co chceta? To se nevrati
Przestępczość to rewers imigracji. A awers jest taki, że bez przybyszów żylibyśmy w brudzie, nie mielibyśmy lekarzy i pielęgniarek w szpitalach, kelnerów w restauracjach. Z kryminologiem Jerzym Sarneckim rozmawia Krystyna Naszkowska

Garby Volkswagena
W tym roku dopięli swego: zostali największym koncernem motoryzacyjnym świata. Pierwszy raz Niemcy sprzedali więcej samochodów niż japońska Toyota i amerykański General Motors. Ale w VW nie strzelają korki od szampana

Ewa Kopacz, Beata Szydło. Kobiety niewyzwolone
Ewa Kopacz walczy o być albo nie być. Swoje i Platformy. Dla Beaty Szydło batalia o fotel premiera to tylko kolejne partyjne zadanie?

politykPiSDlaWyborczej

wyborcza.pl

Jarosław Kaczyński liczy na „jednopartyjny rząd”: Jesteśmy jedyną siłą…

mm, PAP, 27.09.2015
– Warunkiem zmiany w Polsce jest pełne zwycięstwo PiS w wyborach parlamentarnych, „dające możliwość skonstruowania jednopartyjnego rządu” – zadeklarował Jarosław Kaczyński w Poznaniu.

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Agencja Gazeta)

Prezes PiS przyjechał do Poznania na zaproszenie Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego oraz regionalnych struktur „Solidarności”. Prezes PiS skupił się na krytyce rządu i zapewnianiu, że tylko rządy PiS przyniosą zmiany na lepsze.

– Mamy dzisiaj bardzo złą sytuację, rozkład państwa, który wyjątkowo negatywnie wpływa na stan życia społecznego, także na stan gospodarki – stwierdził.

 

– Obecna władza nie jest w stanie wyjść poza horyzont polityki transakcyjnej, czyli takiej, która nie kieruje się jakimś określonym celem, programem, tylko jest zawieraniem swego rodzaju umów, transakcji z poszczególnymi grupami nacisku. (Władza) jest organicznie niezdolna do tego, by dokonać zmiany. Zmiany musi dokonać ktoś inny. Jedyną siłą, która jest w stanie dzisiaj dokonać tych zmian jest Prawo i Sprawiedliwość – podkreślił. Jak mówił Kaczyński, „pierwszy warunek to zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w wyborcach i to zwycięstwo pełne. „Dające możliwość skonstruowania jednopartyjnego rządu”.

”Polak nie powinien mieć gorzej niż Niemiec”

Jak dodał, celem rządu powinno by to, by „Polska w nieodległym czasie uzyskała status równy ze starą Unią Europejską”. – Równy jeżeli chodzi o dochód na głowę, jakość usług społecznych – i co najtrudniejsze do uzyskania – równy o zasobność, czyli zgromadzony majątek. (…) Przeciętny Polak powinien się znaleźć w sytuacji, która nie jest gorsza od przeciętnego Niemca – podkreślił. Kaczyński odniósł się do kwestii obniżenia wieku emerytalnego, dodatków na dzieci i podwyższenia kwoty wolnej od podatku. – Te posunięcia mają swój walor sprawiedliwościowy, społeczny. I choćby z tego powodu są bardzo ważne – zaznaczył.

„Konieczne – innowacje!”

Ocenił, że dużym zasobem są możliwości intelektualne Polaków. – W Polsce nie ma zorganizowanego systemu współpracy między nauką a gospodarką. Co więcej ciągle jeszcze pokutuje takie przeświadczenie, wprost głoszone na początku lat 90., że właściwie w Polsce, jeśli chodzi o innowacje, niczego nie warto robić, że wszystko można sprowadzić z zewnątrz. To musi być zdecydowanie odrzucone – podkreślił.

 

jarosławKaczyńskiLiczy

jarosławKaczyńskiwPoznaniuSnuje

finałAferyPodsłuchowejgazeta.pl