Posts Tagged ‘TSUE’

Po upadku kaczolandu dla PISputlerowców litości nie przewiduje się.

McCleofas

Monika Olejnik wygrała w sądzie z TVP. Teraz telewizja publiczna musi opublikować przed głównym wydaniem „Wiadomości” przeprosiny.

Więcej o procesie Moniki Olejnik z TVP >>>

 

View original post

 

O polexicie, który jest pisowskim programem politycznym >>>

Kmicic z chesterfieldem

Polska może wystąpić z Unii. Póki jest, musi stosować się do standardów unijnych. Jeśli Morawiecki chce się postawić – niech płaci kary finansowe za olewanie wyroków TSUE. Na biednego nie trafiło.

To, że KE straciła cierpliwość i „zwróciła się do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej o nałożenie kar finansowych na Polskę w sprawie systemu dyscyplinowania sędziów” nikogo nie dziwi. Nie jest też dla nas miłe, że temat podchwyciła prasa niemiecka, bo to że o nas piszą właśnie w takim kontekście, nie może radować.

Więcej o fatalnym wizerunku Polski >>>

W konstytucyjny porządek naszego państwa jest genetycznie wpisana konieczność przestrzegania umów międzynarodowych i respektowania zasad wspólnoty europejskiej, której jesteśmy częścią. Władza chce łamać te umowy ze szkodą dla obywateli i być bezkarna – mówi prof. Mikołaj Małecki z Katedry Prawa Karnego UJ. – Wypowiedzi Zbigniewa Ziobry nie nadają się do poważnej analizy. Trzeba je traktować w kategoriach doraźnej przepychanki w…

 

VIEW ORIGINAL POST 27 SŁÓW WIĘCEJ

 

W badaniu Kantar Public cytowanym m.in. przez Polsat News ankietowani zapytani zostali o wiarygodność i uczciwość polskich polityków. Oceny przyznawali im w skali od 1 do 7 (przy czym 1 oznaczało “wiarygodny” i “uczciwy”, a 7 – “niewiarygodny” i “nieuczciwy”).

Najgorzej pod tym względem wypada prezes PiS.

Więcej o najlepszym od tyłu Kaczyńskim >>>

Kmicic z chesterfieldem

“FINANCIAL TIMES” PRZYTOMNIE ZAUWAŻYŁ, ŻE JEŚLI POLSKIEMU RZĄDOWI NIE PODOBA SIĘ UE, POWINIEN PRZYGOTOWAĆ SIĘ DO JEJ OPUSZCZENIA. W POLSCE NIE WIEDZIEĆ CZEMU TE SŁOWA WYWOŁAŁY PORUSZENIE. UJAWNIŁY BARDZO POLSKĄ WADĘ: MYŚLENIE ROZŁĄCZNE. NA CZYM POLEGA? ANO NA KOMPLETNYM BRAKU PODSTAWOWEJ UMIEJĘTNOŚCI ŁĄCZENIA SKUTKÓW Z PRZYCZYNAMI.

Felieton Elizy Michalik >>>

– Systemy autorytarne mają to do siebie, że są jak rower. Muszą jechać naprzód. Jak rower się zatrzymuje, to upada – uważa Adam Michnik, redaktor naczelny “Wyborczej”.

Więcej o Adamie Michniku w TVN24 >>>

Jeżeli wcześniej Orbán mógł działać w sposób łamiący zasady demokracji, monopolizując władzę w różnych dziedzinach, to czynił to bez naruszania traktatów, a w wypadkach, kiedy już dochodziło do daleko idących naruszeń zasad demokratycznych, to negocjował z KE, z niektórych rozwiązań się wycofywał, zachowując oczywiście esencję. Trzeba też pamiętać, że Orbán miał większość konstytucyjną. Bruksela doskonale wie, jaka jest tak naprawdę siła PiS-u i że wyłącznie system…

View original post 138 słów więcej

 

„Zwycięstwo kolejne w realnej walce! Wyrok uznający w I instancji winę Pana Władysława Frasyniuka w kwestii rzekomego naruszenia nietykalności cielesnej policjantów został właśnie uchylony przez Sąd Odwoławczy, Sąd Okręgowy w Warszawie – zaś sprawa została umorzona” – napisał w sieci mec. Piotr Schramm, który reprezentował Władysława Frasyniuka.

Chodzi o zdarzenie z 10 czerwca 2017 roku, kiedy to słynny opozycjonista z czasów PRL miał szarpać się z policjantami, usiłującymi go wylegitymować, a później usunąć z trasy przemarszu miesięcznicy smoleńskiej.

Jak wynika z aktu oskarżenia, Frasyniuk miał zachowywać się agresywnie, wyrywał się funkcjonariuszom, gwałtownie popchnął jednego z nich i kopnął innego, rzekomo naruszają ich nietykalność cielesną.

W lipcu 2019 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia uznał Frasyniuka winnym.

Miał wpłacić 7 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej, ale ze względu na niską szkodliwość czynu sąd warunkowo umorzył postępowanie na jeden rok. Z kolei proces przed sądem apelacyjnym ruszył pod koniec stycznia.

Kmicic z chesterfieldem

TSUE nie daje się nabierać na cwaniactwo pisowskie i nie przystało na przeciąganie wydania wyroku w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sąd Najwyższego.

Izba ta zaprzecza niezależności sądownictwa w Polsce, poprzez nią PiS niszczy standard demokratyczny, a Unia Europejska póki co jest związkiem krajów demokratycznych.

Małgorzata Kidawa-Błońska w ofensywie. Zwraca się do Dudy, co on rzeknie o panującej drożyźnie, a ceny rosną z dnia na dzień i niedługo będą galopować.

Sondaż OKO.press pokazuje, iż wprawdzie w I rundzie wybory wygra Duda, ale druga należy do Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, wszakże pod pewnymi warunkami – szczególnie mobilizacji elektoratu opozycji.

Sądy są jeszcze niezależnie i umorzyły zaskarżenie Władysława Frasyniuka przez prokuraturę Ziobry.

Panie i panowie, wszyscy razem PiS-owi nakopiemy w dupę i odeślemy ich na śmietnik historii, a niektórych, jak wspomnianego Ziobrę do kicia, aby w nim powalczył o to, by współwięźniowie nie zrobili z niego taboretu z dziurką.

TSUE oddalił wniosek Polski o przesłuchanie świadków…

View original post 670 słów więcej

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Analogie niekoniecznie muszą być trafne. Afera samolotowa Marka Kuchcińskiego może być najważniejsza częścią kampanii wyborczej do parlamentu. Jarosław Kaczyński dymisjonując marszałka Sejmu przyznał się do porażki, choć w swoim stylu szukał usprawiedliwień, że inni też nadużywali władzy – w PRL-u było: „W Ameryce Murzynów biją”, w PRL bis: „wina Tuska”

Dymisjonując Kuchcińskiego, prezes PiS bez przekonania zwalił winę na Tuska, widać, że nie jest w formie fizycznej, ledwie opuścił scenę i udał się za kulisy, a przecież lubi gaworzyć do mikrofonów. Powód dymisji  Kuchcińskiego był tylko jeden – bożek sondażów. Spada PiS-owi poparcie, publika domaga się prawdy o lataniu Kuchcińskiego, jego rodziny i wszelkich pociotków pisowskich, bo istnieje obawa, że na niebie zamiast gwiazd będziemy mieli latających pisowców.

SLD w początkach afery Rywina miało podobne poparcie, jak dzisiaj PiS. Wówczas zaczął się spadek, który doprowadził postkomunistyczną partię do ostatecznego uwiądu. Czy PiS-owi to samo grozi? Po ich porażce wyborczej dzisiejsza opozycja musi dobrać się do kryminalnej przeszłości Srebrnej poprzez uchylone drzwi, jakimi jest sprawa Austriaka Geralda Birgfellnera.

Kaczyńskiego domek z kart Srebrnej („House of Cards”) musi upaść, tym bardziej, że właściciel jego jest na finiszu. Przekazanie Srebrnej w powiernictwo PiS-owi nie wchodzi w rachubę, bo tacy Suski i Sasin przeputaliby każdy majątek w trymiga, zaś Mateusz Morawiecki nie jest godny zaufania – znamienny znak w postaci dwóch godzin antyszambrowania na parkingu w oczekiwaniu na audiencję – bo ogoliłby prezesa, jak kardynała Richelieu, pardon: Gulbinowicza.

Lecz PiS znajduje się w o wiele lepszej sytuacji niż SLD Leszka Millera i Marka Belki. Ma mniej czasu na rozjechanie przez walec opozycji i zdecydowanie większe środki skutecznego przeciwstawienia się. Kaczyński i jego żołnierze mają do dyspozycji nieograniczony dostęp do budżetu państwa, z którego będą czerpać dowolne środki na kampanię wyborczą i przekupienie elektoratu czymś w rodzaju kolejnych 500+. Propaganda mediów publicznych TVP i stacji radiowych jest porównywalna w oszczerstwie do gadzinówek nazistowskich.

Za PiS-em stoją hierarchowie Kościoła katolickiego, powielają te same hasła, ostatnio wszelakie obrzydliwości o LGBT. Dyscyplina pisowców jest też zdecydowanie większa niż opozycji, są trzymani na krótkim łańcuchu korzyści z koryta wszelkich spółek skarbu państwa.

A cóż ma opozycja? Moralną rację i otwartych na świat ciekawych polityków – szczególnie średniego pokolenia. To niewiele, ale także bardzo dużo. PiS ma wszystko do stracenia (niektórzy z nich nawet wolność), a my do odzyskania Polskę. Air Kuchciński (#KuchcinskiTravel) to równia pochyła Rywingate SLD, opozycja musi pomóc zjechać szczęśliwie PiS na sam dół, niech tam wylądują razem z Kuchcińskim.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien się nabrać na zapewnienia prezesa PiS, „abyśmy się wszyscy porozumieli”, bo jego partia  „nie chce wojny w Polsce”.

Nikt nie powinien się nabrać na pustosłowie, iż „jesteśmy wyspą wolności w Europie” i „chcemy być wyspą szybkiego rozwoju”. Otóż demokratyczne narzędzia wolności zostały w dużej części zniszczone i zastąpione autokratycznymi. Zaś szybki rozwój to następstwo koniunktury gospodarczej i tak jesteśmy w tej szybkości maruderem rozwoju, a będziemy się cofać, bo za populistyczne rozdawnictwo zapłacimy regresem gospodarczym, inflacją, czyli wzrostem cen towarów i usług, który to proces się rozpoczął, jest nieubłagany w postaci zubożenia społeczeństwa.

Inne zapewnienia Kaczyńskiego są nienowoczesne, by nie napisać, iż pochodzą wprost z Ciemnogrodu, „nie musimy upodabniać się do Zachodu, nie musimy stać pod tęczową flagą”.

To jest wizja Polski Kaczyńskiego. Niezachodnia, niecywilizacyjna, zacofana, wsobna, spychana przez Zachód na margines, skazana na wypchnięcie z Unii Europejskiej (Polexit). Powraca idiom polityczny, iż Polska nie nadaje się do wolności, bo takie wstecznictwo w niesprzyjających okolicznościach międzynarodowych może doprowadzić do całkowitej izolacji kraju, a tym samym oddaniu na pastwę silniejszych, np. Rosji.

I mamy drugą Polskę, którą w pigułce „szóstki Schetyny” podał szef Platformy Obywatelskiej, lider opozycji Grzegorz Schetyna. Po pierwsze przywrócić standardy demokratyczne, „odnowić demokrację”, bez których życie publiczne buksuje. Lider PO nie zapomniał o tym, iż rozwój kraju powinien być odczuwany w naszych kieszeniach, a nie w portfelach polityków („nam się należy”), należy zatem „podwyższyć płace”. Kolejne części szóstki Schetyny dotyczą coraz silniej odczuwanych zaniedbań pisowskiego rządzenia, mianowicie „służba zdrowia się sypie”, stworzyć godny „program dla seniorów”, uczynić „przyjazną szkołę” po deformie edukacji autorstwa Anny Zalewskiej. Ostatni element szóstki Schetyny dotyczy czystego powietrza i wody.

Schetyna jednak planuje coś ekstra, bez mała rewolucyjnego. Mianowicie w wyborach parlamentarnych wystartuje z Warszawy, spotka się zatem na tym samym gruncie z Jarosławem Kaczyńskim. Czy prezes PiS będzie w stanie odmówić debaty ze swoim przeciwnikiem?

Nie powinien, a wiemy, że nie przystąpi do żadnej publicznej dyskusji. Nie tylko z tego powodu, że ma w tyle głowy sromotę poniesioną w debacie z Donaldem Tuskiem. Przede wszystkim w starciu ze Schetyną Polacy usłyszeliby, jaką wsteczną wizję Polski reprezentuje PiS, jak kłamliwie przedstawia swoje „osiągnięcia”, które w istocie są zaprzepaszczeniem osiągnięć wszystkich Polaków po 1989 roku. No i Kaczyński jest psychicznie nie za bardzo dysponowany, mówi niewyraźnie, niespecjalnie składnie i sensownie.

Nawet gdyby Kaczyński był w pełni dysponowany, nie bałbym się o Schetynę, bo tak zawsze układa się w debatach, iż wygrywają w nich ci, za którymi stoją rzeczywiste potrzeby, aspiracje, a nie zakłamanie, domena Kaczyńskiego i jego marionetki Mateusza Morawieckiego.

Polskie sądownictwo broni swojej niezależności dzięki unijnym instytucjom.

Władze PiS przegrały i to dubeltowo sprawę w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Rzecz dotyczy Sądu Najwyższego, obniżenia wieku emerytalnego sędziów SN. TSUE uznał, iż obniżenie wieku emerytalnego i przyznanie prawa arbitralnego decydowania przez prezydenta RP w sprawie przedłużenia urzędowania sędziów jest sprzeczne z prawem unijnym, stanowi uchybienie artykułu 19, ustęp 1 Traktatu o UE.

PiS argumentował, że organizacja wymiaru sprawiedliwości należy do kompetencji krajów unijnych. Owszem, twierdzi TSUE, ale musi być zachowane dotrzymanie zobowiązania wynikające z prawa unijnego, mianowicie prawo do skutecznej ochrony sądowej, czyli niezależności sądownictwa. TSUE rozumie nieusuwalność sędziów jako gwarant ich niezawisłości.

Zauważmy, że TSUE wydał wyrok po skardze wniesionej przez Komisję Europejską, która dotyczy polskiej ustawy z lipca 2017. PiS z części zarzutów KE się wycofał, zmienił przepisy, ale mimo to wyrok TSUE podtrzymuje zarzuty KE, bo nie wszystkie problemy zostały rozwiązane.

Dlaczego TSUE wydaje taki wyrok? Po pierwsze, to bojaźń, iż dojdzie do recydywy i ponownego złamania prawa unijnego w kwestii niezależności sędziów w Polsce, a po wtóre opinia TSUE o władzy PiS jest fatalna. Można to porównać z wyrokiem dla recydywisty, któremu odwiesza się wyrok za poprzednie przestępstwo.

Ważny jest inny kontekst tego wyroku, mianowicie za trzy dni wydana zostanie opinia przez rzecznika generalnego TSUE w sprawie neo-KRS, która w obecnym kształcie jest batem na sędziowską niezależność.

Można zatem stwierdzić, iż polskie sądownictwo broni swojej niezależności dzięki unijnym instytucjom. Wiemy jednak, że Jarosław Kaczyński chce je podporządkować sobie. Jakie zatem ma wyjście? Jeżeli prezes PiS nie podporządkuje się wyrokom TSUE i będzie postępował z ustawami tak, jak dotychczas, stanowiąc prawo wbrew unijnym standardom, zapisanym w Traktacie o UE, to będzie oznaczało faktyczny Polexit.

A może jest tak, iż Kaczyński już zadecydował o Polexicie? Kwestią pozostaje jego forma i za pomocą jakiej argumentacji Polska ma być wyprowadzona z UE.

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Znajdujemy się na początku drogi odsłaniania piekła urządzonego dzieciom przez kapłanów. Nie powstrzymają tego polityczni pomocnicy Kościoła z PiS.

Kwestia walki z pedofilią w polskim Kościele katolickim jest dopiero na początku drogi i bynajmniej nie jest oczywiste, ile ona potrwa i czy skończy się pełnym sukcesem, czyli kontrolą społeczeństwa: co też dzieje się w tej sprawie za zamkniętymi drzwiami plebanii i kurii.

Jak to trudna sprawa społecznie i politycznie, mogliśmy przekonać się w ostatnich latach. Prominentny abp. Wesołowski nie wzbudził większej rewizji moralnej w kwestii zbrodni seksualnej na dzieciach. Karierę w partii rządzącej zrobił prokurator Stanisław Piotrowicz, który bronił księdza pedofila zamiast oskarżać, a frontmani instytucjonalni Kościoła, jakimi są biskupi i arcybiskupi, winę zwalali na dzieci, którym kler nie mógł się oprzeć. Nawet świetna fabuła filmowa Wojciecha Smarzowskiego miała lajtową siłę, bo zrodziła się w wyobraźni twórców, choć miała podstawy w ogromnej ilości doniesień o złu, które dzieje się w polskim Kościele katolickim.

Niespecjalnie wierzyłem w zapowiedź Tomasza Sekielskiego, że przełamie tę niemożność filmem dokumentalnym, tym bardziej, że realizowany był poza telewizjami i znaczącymi firmami producenckimi. A jednak talent dziennikarza i determinacja, aby dotrzeć do centrum zła, przyniosła nadspodziewane efekty, nie tylko sensacyjnością materiału, ale prymarnym problemem dla wszystkich: jak to jest, iż instytucja roszcząca sobie prawo do ferowania wyroków moralnych jest siedliskiem amoralności?

W ciągu kilku dni każdy rodak już oglądał bądź będzie oglądał dwugodzinny dokument „Tylko nie mów nikomu”. Gdy to piszę, po dwóch dobach na You Tube oglądalność przekroczyła 8 milionów odsłon.

„Ciekawa” jest strategia obronna samego Kościoła katolickiego i jego sojusznika politycznego, rządzącej partii PiS. Z pewnością pogardliwa jest odpowiedź abp Sławoja Leszka Głódzia, iż nie ogląda „byle czego”. Prymas abp Wojciech Polak zdobył się na stereotypowe przeprosiny „za każdą ranę zadaną przez ludzi Kościoła”. A któż to jest ów „ludź” Kościoła: klecha, wierny, czy też jakiś ufoludek?

Nie spodziewajmy się za wiele po instytucji, w której wylęgło się zło najgorszego autoramentu, iż się oczyści, podejmie środki prawne, aby ukarać sprawców i zadośćuczynić ofiarom. Od tego powinno być prawo i służby państwa.

Bardzo nikczemna jest postawa partii rządzącej. Prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział podwyższenie kary więzienia za pedofilię do 30 lat, bez zaznaczenia, że chodzi o kler. Podwyższenie karalności niczego nie załatwia, bo pedofil klecha na katechezie wypracuje nowe skuteczniejsze metody pozyskiwania ofiar swoich zbrodniczych popędów.

Złotousty Andrzej Duda nawet rozszerzył swoją troskę o ofiary pedofilów i zapowiedział mus: „Z pedofilią musimy walczyć wszędzie. Szkoła, kolonie, harcerstwo”. Znowu uklęknie w niedzielę przed jakimś kapłanem i złoży hołd.

Zawiedziony jestem też opozycją, bo usłyszałem, że po odebraniu władzy PiS „żaden pedofil nie schowa się w kurii ani w partii„. Ten chowający się w „partii” to aluzja do Marka Kuchcińskiego? Nie słychać jednak o żadnej komisji państwowej ws. pedofilii w Kościele katolickim, najlepiej gdyby była ona społeczno-państwowa.

Polakom jednak zakodowała się treść filmu braci Sekielskich, nie można jej wymazać marną retoryką polityczną. Inne ofiary księży pedofilów dostały przykład, że można pokonać ogromny wstyd i mówić o złu wyrządzonym im przez zbrodniczą chuć kapłanów.

Sekielski zapowiada kolejny film o pedofilii w Kościele. Presja społeczna będzie coraz większa i dojdzie do rozliczenia pedofilii wśród kleru. Znajdujemy się na początku drogi odsłaniania piekła urządzonego dzieciom przez kapłanów. Nie powstrzymają tego polityczni pomocnicy Kościoła z PiS, którzy imitują walkę z kleszą pedofilią. Imitatorami walki są Kaczyński, Duda, Ziobro i inni, wszak to klienci katolickiej kruchty pozyskujący zindoktrynowany przez nich elektorat.

To także zniszczenie demokracji w Polsce i wykopanie nas ze struktur europejskich.

Grzegorz Schetyna ponownie wezwał Jarosława Kaczyńskiego do debaty o pozycji Polski w Europie. Szef Platformy Obywatelskiej podstawę rozmowy zawarł w trzech pytaniach, które definiują dzisiejszą sytuację kraju w Unii Europejskiej. I nie jest to definicja, która musi się prezesowi PiS podobać. Schetyna pyta, czy standardy demokratyczne przestaną być łamane, te są bowiem warunkiem członkostwa w europejskiej wspólnocie. Dwa następne pytania są trudniejsze, ale i one muszą być zadane: czy PiS potrafi odzyskać pieniądze, które zostały przegrane w dotychczasowych negocjacjach nad przyszłym budżetem UE oraz – czy Kaczyński zerwie sojusze z siłami, które dążą do rozbicia Unii od środka.

Nie są to pytania wydumane ani politycznie konfrontacyjne. Wynikają z utraconej przez PiS pozycji Polski w Europie. Stajemy się krajem coraz bardziej marginalnym. I o to może chodzić Kaczyńskiemu – wówczas rządzić autorytarnie jest o wiele łatwiej, gdyż nie ma nacisków zewnętrznych.

Można się spodziewać braku odpowiedzi Kaczyńskiego na debatę. Wszak nie staje do żadnych rozmów tete-a-tete ze swoimi największymi przeciwnikami od 12 lat, kiedy to został zapytany o cenę jabłek – nie wiedział nawet, czy kupuje się je w sklepie.

Ponadto Schetyna jest depozytariuszem opozycji w kraju i to o możliwościach niebagatelnie dużych. Mianowicie szef PO odpowiada za zdecydowaną większość Polaków, za tych, którzy nie głosowali na PiS. Dzisiaj opozycja jest nawet silniejsza, lecz ciągle grozi jej rozproszenie. Warto mieć zanotowane w tyle głowy, że na PiS głosowało tylko 19 procent wszystkich dorosłych Polaków.

O to toczy się ta polityczna gra. Schetynie udało się stworzyć szeroką Koalicję Europejską na eurowybory. Czy ta formuła przetrwa do wyborów krajowych, a może powinna być rozszerzona bądź radykalnie zmodyfikowana? Sondaże dotyczące wyborów do krajowego parlamentu wskazują, że opozycja zjednoczona we wspólnym froncie jest w stanie odsunąć PiS od władzy.

I tak – sondaż z panelu Ariadna wskazuje, że PiS pozostałby u władzy, gdyby obok Koalicji Europejskiej oddzielnie startowała Wiosna Roberta Biedronia. PiS uzyskałby 33 proc. poparcia elektoratu, KO – 29 proc., zaś Wiosna 10 proc. Zupełnie inne nastroje byłyby, gdyby Schetyna wraz z Biedroniem zwarli szyki, uzyskaliby wspólnie 36 proc., a PiS tylko 31.

Wezwanie Schetyny do debaty zawiera jedną ukrytą myśl, która zwraca uwagę na Biedronia – mianowicie szef PO uważa, że „nie potrzeba do (debaty z Kaczyńskim) osób trzecich”. Osoba trzecia – Biedroń – też zgłosiła się do rozmowy z Kaczyńskim. Szef Wiosny uzyskał odpowiedź w tej kwestii od Beaty Mazurek: „no dobra, pośmialiśmy się”.

Kaczyński śmieje się z Biedronia na Nowogrodzkiej albo na Żoliborzu. Do „debat” wysyła swoich sprawdzonych „zwycięzców”, jak Beatę Szydło, która niedawno odniosła „sukces” ze strajkującymi nauczycielami i podpisała porozumienie z nauczycielską Solidarnością w osobie Ryszarda Proksy.

I jako Proksa może być potraktowany Biedroń. Kaczyński na przykład zechce delegować do rozmów z nim Mateusza Morawieckiego, który nie ma żadnych uprzedzeń, aby kłamać w żywe oczy. W rozgrywaniu i szczuciu prezes PiS jest mistrzem. Ale wszystkie atuty są w rękach opozycji. Za PiS stoi tylko 19 proc. wszystkich Polaków.

Oby nie okazało się, że nadal obowiązuje jedno z najbardziej znanych powiedzeń o Polakach, że „i przed szkodą, i po szkodzie głupi”. Druga kadencja PiS u władzy to zniszczenie demokracji w kraju, zaprowadzenie autorytaryzmu katolicko-narodowego, no i wykopanie nas ze struktur europejskich. I bynajmniej nie jest to wizja drastyczna.

Czarne chmury nad władzą PiS już jej nie opuszczą, a to znaczy, iż utrzymując się u władzy, te czarne chmury będą dotyczyć Polski, czyli nas wszystkich. Nieformalne procedury Polexitu zostały uruchomione, wszystko zmierza w tym jednym kierunku. Pozostaje tajemnicą, jaką strategię przyjmie PiS, aby obrzydzić rodakom Unię Europejską.

Tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Trybunał Sprawiedliwości UE wyda wyrok w sprawie Krajowej Rady Sądownictwa. Pytanie prejudycjalne polskiego Sądu Najwyższego dotyczy tego, czy nowa KRS jest w stanie stać na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów.

W zasadzie to retoryka prawa rzymskiego, bowiem jak niezależna od polityków może być instytucja, gdy do jej składu powołane są osoby przez polityków. Sędziowie KRS w tym wypadku są zależni od posłów PiS, którzy ich powołują.

TSUE zatem wyda orzeczenie tuż przed eurowyborami, a więc nie będzie miał on wpływu na to, kogo Polacy wybiorą do Brukseli, bo za mało zostanie czasu, aby dotarła ta wieść do elektoratu.

Dalej niż TSUE idzie w zapasy z bezprawiem PiS Komisja Europejska, która wszczęła wobec Polski postępowanie o naruszenie prawa unijnego. A to znaczy, iż nie podporządkowując się administracyjnym orzeczeniom KE, czekają nasz kraj sankcje, a następnie – jeżeli te nie będą skuteczne – wykluczenie. Polexit wcale nie musi być powtórzeniem procedur brexitu, Bruksela sama może nas wypchnąć.

I bodaj taka pochodna strategia PiS znajdzie zastosowanie, gdyby partia Kaczyńskiego miała utrzymać się u władzy – „Unia nas gnębi, nie pozwala wstać z kolan, etc.”

Komisja Europejska nie daje się nabrać na piętrowe kłamstwa PiS, uznając, iż Polska narusza prawo unijne, sądy nie są niezależne, a sędziowie są zastraszani, szykanowani poprzez Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego.

Piętrowość kłamstw PiS jest jak umysł Jarosława Kaczyńskiego i sięga tylko pierwszego piętra, wyżej on nie podskoczy. Na parterze znajduje się KRS, której skład wybierają parlamentarzyści, zaś sędziowie są dyscyplinowani (czyli zastraszani, szykanowani, wydalani) przez Izbę Dyscyplinarną SN (pierwsze piętro), której skład powołuje KRS.

Polski rząd dostał dwa miesiące na odpowiedź ustosunkowania się do postępowania Komisji Europejskiej, dostał więc szanse, aby zmienić stanowisko. Czy Kaczyński jest w stanie zejść z pierwszego piętra swoich kłamstw i powrócić do przestrzegania prawa unijnego, tj. do standardów demokracji?

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Między PiS a Kościołem katolickim panuje zależność. Partia Kaczyńskiego dostaje głosy twardych katolików, a wyższy kler wsparcie medialne w kwestii usprawiedliwiania swoich grzechów, zwłaszcza pedofilii.

Kiedyś ta współpraca zostanie zerwana, PiS (o ile partia przetrwa bez Kaczyńskiego) odbije się od murów kościołów, a kler zostanie osądzony przez komisję państwową i pójdzie z torbami. Stanie się to prędzej niż później, bo forma wiary katolickiej uprawiana w Polsce jest anachroniczna i zakłamana społecznie.

Jednak dzisiaj oglądamy spektakl marnej jakości i nie jest to żaden sojusz ołtarza z tronem, tylko groteska, komedia, bynajmniej nie najwyższego lotu, acz można sięgnąć po porównania z najwyższej półki.

Oto prezes Kaczyński wraca z Katowic, gdzie propagandowo urabiał elektorat, przez Jasną Górę. Zakon paulinów dostaje cynk, że będzie przejeżdżał rewizor polityczny, więc aparaty fotograficzne trzymają w pogotowiu.

Na koncie twitterowym klasztoru publikowane są zdjęcia prezesa Kaczyńskiego, który klęczy i wznosi wzrok do góry, a za nim znajduje się wygodny fotel, przyjazny hemoroidom.

Do tego w kraju politykom służy Kościół, do celebryckich zachowań, do pokazania się ciemnemu ludowi. Rewizor Kaczyński zasygnalizował, że w relacjach z klerem nadal obowiązuje układ, filiacja. My filujemy na was, wy filujecie na nas, tymczasem postraszymy LGBT tudzież dziećmi, które mogą być adoptowane przez pary homoseksualne.

Rewizor wraca w swoje pielesze na Nowogrodzką i Żoliborz, gdzie codziennie składa mu sprawozdania Mateusz Morawiecki, pełniący tymczasem funkcję premiera, zaś Andrzej Duda (prezydent) będzie miał okazję na jakiejś uroczystości czyhać na uściśnięcie ręki rewizora. Może tym razem mu się uda.

Tak zostaliśmy wrobieni w pusty śmiech. W pustotę takich postaci, jak rewizor Kaczyński. Z czego się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie. Anachroniczna Polska, żałość.

Trybunał Konstytucyjny jest fasadą, dekoracją do pisowskiego autorytaryzmu, zaś prezes Julia Przyłębska – nie trzymająca profesjonalizmu – służy niekiedy do przyznawania jej tytułów „człowieka wolności” przez pisowskie media. O tym quasi Trybunale jakbyśmy zapomnieli, a nie powinniśmy, bo to jedno z ważniejszych narzędzi służących Jarosławowi Kaczyńskiemu do Polexitu. W Trybunale Przyłębskiej raczej nie przejmują się prawem, instytucja nie stoi na straży Konstytucji.

Oto Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) 19 marca ma ogłosić wyrok ws. pytania prejudycjalnego zadanego przez Sąd Najwyższy co do zdolności nowej Krajowej Rady Sądownictwa (KRS) do wykonywania konstytucyjnego zadania stania na straży niezależności sądów. Czy Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, której skład wyłoniła nowa KRS, będzie niezależnym sądem w rozumieniu prawa unijnego?

Zaś Trybunał pod wodzą Przyłębskiej już 14 marca wyda wyrok ws. tychże przepisów o KRS zmienionych w grudniu 2017 roku. Posiedzenie TK ma być niejawne. W istocie będzie nieważne, bo zostanie podjęte wbrew przepisom ustawy o Rzeczniku Praw Obywatelskich oraz o samym Trybunale.

Trybunał Konstytucyjny odpowie na połączone wnioski samego KRS i grupy senatorów. Przedstawienie stanowiska ws. wniosków przez RPO Adama Bodnara upływa dopiero 22 marca, czyli 30 dni po terminie, gdy wpłynął wniosek grupy senatorów. Ponadto udział w rozpoznaniu sprawy ma brać Justyn Piskorski, tzw. sędzia dubler, który został wybrany w skład TK niezgodnie z Konstytucją, a tym samym jego wyroki i postępowania z jego udziałem są nieważne.

Wyrok Trybunału Przyłębskiej ma ubiec wyrok TSUE. Ten ostatni najprawdopodobniej wyda postanowienie, które nie spodoba się władzy PiS, gdyż sądownictwo ma być niezależne, a nie w rękach rządzących polityków.

Najbliższe wybory w kraju dotyczą Parlamentu Europejskiego, wydawałoby się, że partia rządząca powinna skupiać się na porządku europejskim i tym, co by do niego ewentualnie wnieść. Ale nie PiS, które broni swego „porządku” w kraju, czyli władzy, bo gdy ta wypadnie im z rąk, będą odpowiadać za bezprawie, które jest owym pisowskim „porządkiem” oraz – o czym jeszcze mało wiemy – za afery, które ujawniają się przez przypadek, jak afery KNF, NBP czy K-Towers.

Aby Polska była normalna i miała przed sobą przyszłość w porządku cywilizacji zachodniej, demokratycznej, musi wyczyścić się z afer PiS. Najlepiej – wcześniej, bo później możemy doczekać, iż będziemy walczyć o niepodległość, utrata suwerenności państwowej nie jest wcale taka trudna.

PiS zrobił spęd swoich kadr partyjnych w Rzeszowie, które nazwał konwencją. Przemówienie Kaczyńskiego jak zwykle było politycznie i intelektualnie anemiczne, „siła” retoryki prezesa zasadza się na tym, że wynajduje wrogów i dzięki nim zyskuje to, iż jakiś czas kursują w narodzie jego złote myśli.

Prezes postraszył, iż opozycja – czytaj: Platforma Obywatelska – odbierze socjał, słynne 500 plus. Otóż Platforma ani Bruksela nie odbiorą. 500 plus weszło już na stałe do wydatków sztywnych. 500 plus może zostać zlikwidowane tylko przez inflację, a ta grozi, gdy PiS utrzyma się u władzy. Polsce grozi los gorszy od Grecji, a to z jednego zasadniczego powodu, nie mamy zabezpieczenia w euro, bo nie należymy do strefy euro.

Jeżeli opozycja coś „odbierze”, to przywróci trójpodział władzy i Konstytucję. Na początku będzie problem z Andrzejem Dudą, gdyż ten nie jest strażnikiem Konstytucji, stale ją łamie.

Z rzeszowskiej konwencji na dłużej zostanie zapamiętane, iż prezes postraszył dziećmi, otóż według niego u dzieci w wieku 0-4 lat (cytat) „ma być podważana kwestia tożsamości chłopców i dziewczynek”. W jaki sposób? – prezes nie powiedział. Czyżby zamieniano dzieciom narządy płciowe? Świadomość seksualna jest absorbująca od najmłodszych lat i należy jej uczyć dzieci wraz z nauką czytania, bo wiedza ma służyć, a PiS chciałby tę wiedzę odebrać, bo analfabetyzm służy takim jak oni ciemnogrodzianom.

Na konwencji PiS, która miała dotyczyć eurowyborów, najmniej poświęcono czasu Unii Europejskiej, choć została przyjęta 12 punktowa „Deklaracja Europejska”, która jest słuszna aż do bólu, ale przyjęta przez PiS jest groteskowa.

Pierwszy zadeklarowany punkt to „Europa Wartości”. Może prezes Kaczyński nie wie, iż fundamentem Unii Europejskiej są wartości demokratyczne, a pisowska Polska jako pierwsza i na razie jedyna jest sądzona w Trybunale Sprawiedliwości UE za niszczenie niezależności sądownictwa. Groteska? Tylko PiS potrafi deklarować coś, co jest im ideowo obce.

PiS także deklaruje, iż „wynegocjujemy korzystny dla Polski nowy budżet UE”. Bez żadnych przyjaciół w UE (nawet Węgry Orbana się odwróciły), zmarginalizowani, wrodzy do największych, jak Francja i Niemcy, chcą coś uzyskać.

Ta cała deklaracja jest tylko propagandą, bo gdyby miało stać się nieszczęście dla Polski i PiS wygrał eurowybory oraz parlamentarne, żaden punkt nie zostałby zrealizowany, a deklaracja sprowadziłaby się do tylko jednego punktu nie ujętego w niej, mianowicie do Polexitu. Kaczyńskiemu UE przeszkadzałaby w autorytaryzmie.

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Projekt pisowskiej ustawy o przemocy domowej został ponoć napisany w fundacji Ordo Iuris.

PiS z hukiem zaczął Nowy Rok, bynajmniej nie fajerwerkami czy też petardami, ale jednym dozwolonym pobiciem w domu. W pisowskiej nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej uznano, że jednorazowy akt agresji jest dopuszczalny. Na tym nie koniec – ustawa dopuszczała naruszenie godności ofiary, ograniczenia jej wolności, szczególnie seksualnej i pozwalała na przemoc psychiczną, znęcanie.

Wcale nie jest to wielka niespodzianka, iż PiS dopuszcza tak rozumiany rejwach w życiu domowym, leży to w filozofii tej partii i wyznawanych wartościach. Mateusz Morawiecki podobno – piszę podobno, bo jednym tweetem – wycofał się z tej ustawy.

Lecz ona zaistniała na papierze, w decyzyjności odpowiedzialnych polityków w rządzie PiS, w świadomości Polek i Polaków żyjących na początku 2019 roku. Projekt tej ustawy został ponoć napisany w sławetnej kościelnej przybudówce, w fundacji Ordo Iuris. Przewędrował przez biurka minister Elżbiety Rafalskiej i Beaty Szydło. Został przez nie klepnięty i czekał swojej procedury parlamentarnej. Z pewnością dostałby błogosławieństwo kleru, bo rodzina jest najważniejsza.

Ta ustawa o przemocy przypomina mi autentyczny dialog, który wieki temu usłyszałem w pociągu. Naprzeciw mnie jechały dwie kobiety, które dzisiaj mogę określić, iż były odpowiednikami pań Szydło i Rafalskiej. Jedna z nich niedawno została wdową i chlipała, jakiego to dobrego pochowała męża. A ta druga miała już dosyć tych wspominek i przypomniała jej, że bił ją i ciągnął za włosy po podwórku. Wdowa się obruszyła na takie dictum: – „A ileż było tego podwórka?”.

PiS w przemocy dopuszcza się wielkości podwórka całkiem sporego. Zostało obcięte  dofinansowanie „Niebieskiej Linii”, prowadzonej przez Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie. Ministerstwo Sprawiedliwości obcięło dofinansowanie Centrum Praw Kobiet, pomagające ofiarom przemocy, czyli bitym kobietom.

Oczywiście, że Morawiecki przestraszył się, a w zasadzie Jarosław Kaczyński, siły Czarnego Protestu, który szykował się do oprotestowania tej pisowskiej ustawy.  Spointuję niekoniecznie satyrycznie, w konwencji czarnego humoru. Ta ustawa jest nie tylko pisowska, jest wyjęta z mentalności Morawieckiego i jego podwórka rechrystianizacji. W nowelizacji co prawda nie było mowy o paleniu kobiet na stosie, które uznane byłyby za czarownice, lecz to leży w logice podwórka rechrystianizacji Morawieckiego, który gdyby mógł cofnąłby się do tradycji Inkwizycji. Wycofał się, bo obleciał go tchórz.

Zanim Andrzej Duda w Sylwestra podpisał nowelę ustawy o Sądzie Najwyższym, której treść wymógł na PiS Trybunał Sprawiedliwości UE w wywiadzie dla TVP Info orzekł, iż środowisko sędziowskie jest zepsute.

PiS czeka następne upokorzenie dotyczące nowej Krajowej Rady Sądownictwa, której statusem w marcu zajmie się TSUE. Zanim do tego dojdzie władze przygotowują sobie grunt, chcą KRS legitymizować w Trybunale Konstytucyjnym.

Wyznaczona data posiedzenia w tej kwestii TK na 3 stycznia 2019 nie zostanie jednak dotrzymana, posiedzenie zostało odroczone. Na jaki termin? – nie wiadomo. Podobno część sędziów TK uważanych do tej pory za pisowskich, odmawia sądzenia.

W ogóle środowisko sędziów jest nad wyraz solidarne i broni niezależności władzy sądzenia, broni się przed upisowieniem. Wśród 10 tysięcy sędziów w Polsce przeprowadzane jest referendum dotyczące nowej KRS, do tej pory odbyło się w tej sprawie 1/3 głosowań. Wyniki świadczą, że właśnie sędziowie – panie Duda – to bardzo porządne środowisko.

Otóż niemal 3 tysiące sędziów spośród owych 1/3, a więc 91 proc. jest za tym, aby nowa KRS podała się do dymisji, gdyż została powołana wbrew Konstytucji, skądinąd wbrew tej niewielkiej książeczce, którą Duda wpisałby chętnie na indeks, bo wymaga od niego wysiłku przestrzegania praworządności. Dudy nie stać, aby być praworządnym, czyli porządnym.

91 proc. sędziów uważa, iż nowa KRS nie wypełnia zadań określonych w artykule 186 ust. 1 Konstytucji: „Krajowa Rada Sądownictwa stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów”. Wygląda na to, że sędziowie nie dadzą się, a wyrok TSUE może być tylko jeden: upisowaniona KRS jest wbrew prawu unijnemu, wbrew standardom demokratycznym, wreszcie wbrew Konstytucji RP.

To zdarzenie jest kluczowe dla obecnie prowadzonej przez PiS polityki. Duda w swym pokracznym języku, innym nie potrafi się posługiwać, mówi, iż PiS nie podporządkuje się wyrokom TSUE, gdyż musiałoby zgodzić, aby runęło budowane w Polsce niedemokratyczne państwo bezprawia.

PiS kończy ten rok w gorszej kondycji sondażowej i moralnej niż ubiegły. Jednak ciągle jest liderem wśród partii parlamentarnych, ale ma dwukrotnie więcej przeciwników niż zwolenników wśród Polaków, wśród wyborców. Choć politycy partii Kaczyńskiego mogą się zaklinać, że panują nad sytuacją, widać jednak, że morale szeregów partyjnych spada.

Ustawa o wsparciu sektora energetycznego kwotą ok. 9 mld zł, aby nie podskoczyły rachunki za prąd w gospodarstwach domowych, wskazuje na indolencję tej władzy, która potrafi zabezpieczać się politycznie tylko poprzez korzystanie z publicznych pieniędzy, a nie poprzez rozwiązania gospodarcze. Utworzenie w tym celu Funduszu Wypłaty Różnicy Ceny prawdopodobnie uznane zostanie przez Komisję Europejska za niedozwoloną pomoc publiczną.

Staje się jasne, dlaczego PiS na ostatniej konwencji tak szumnie deklarował postawę prounijną. Mianowicie chce stworzyć sobie pole do negocjacji, które i tak muszą się skończyć przegraną, ale istnieje możliwość wskazania winnych, kto miałby odpowiadać za wyższe rachunki za prąd.

PiS jest skazany na zderzenie czołowe z instytucjami unijnymi i na przegraną, lecz chce ponieść jak najniższe koszty wśród elektoratu. Zauważmy, iż Andrzeja Dudę siódmą nowelizację ustawy o wieku emerytalnym sędziów Sądu Najwyższego recenzuje słowami, których użył w wywiadzie na koniec roku w TVP Info: „sędziowie to zepsute środowisko”. Ci sędziowie będą decydować o ważności wyborów i ewentualnym postawieniu prezydenta przed Trybunałem Stanu.

Ale ta ustawa to mały pikuś, bo kluczowy będzie werdykt Trybunału Sprawiedliwości UE w kwestii statusu Krajowej Rady Sądownictwa. Jeżeli zostanie on zakwestionowany przez TSUE, to cała pisowska reforma wymiaru sprawiedliwości upadnie. I niewiele pomogą jeden, czy dwa kroki w tył, podobne do tego w sprawie Sądu Najwyższego. „Zepsute środowisko”, czyli demokratyczny standard niezależnego sądownictwa będzie miał możliwości prawne, aby wstrzymać PiS w marszu w kierunku ustroju autorytarnego.

Lecz czy TSUE powstrzyma Kaczyński w demolowaniu praworządności, czy prezes PiS podporządkuje się werdyktowi TSUE? Popatrzmy z tego punktu na nominację Adama Andruszkiewicza na wiceministra cyfryzacji, przeciwnika Unii Europejskiej, byłego szefa Młodzieży Wszechpolskiej.

W co gra PiS, do czego nas przygotowuje? Narracja o proeuropejskości upada, nie trzyma się żadnej logiki. Zwalanie winy na Unię Europejska i jej instytucje, a także na „donosicieli” z Platformy Obywatelskiej – bo takim komunikatem operują politycy PiS – ma swoją moc dla elektoratu. Czy PiS przygotowuje się nie tyle do Polexitu, ile do rozwalanie Unii od wewnątrz wraz z podobnymi sobie partiami w innych krajach, z narodowcami francuskimi Marine Le Pen, prorosyjskim Fideszem Viktora Orbana i innymi?

PiS we własnym rządzie ewidentnie wzmacnia skrajne prawe skrzydło antyunijne, które w niedalekiej przyszłości może posłużyć do rozwalenia Unii, nie do Polexitu, który jest źle widziany przez Polaków. To nie PiS ma być winny, ale egoizmy innych krajów UE, których przedstawiciele zasiadają we władzach unijnych instytucji.

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Wierni w coraz mniejszej ilości odnajdują się w kościołach. Nawet tak szczególna okazja jak Pasterka bożonarodzeniowa nie gromadzi w świątyniach tłumów katolików, jak jeszcze kilka lat temu. Z niejakim zdziwieniem odkrył to w swojej parafii Krzysztof Ziemiec, prezenter reżimowej telewizji – dawniej publicznej.

Nawet posunął się dalej, bo oświadczył na Tweeterze, iż „dużo pracy przed nami, aby wizja Kościoła katolickiego, jaką nakreślił przed nami Benedykt XVI, nie wypełniła się na naszych oczach”. Poprzedni papież prorokował o wyludnianiu się kościołów.

Polski Kościół i tak to czeka, choć i w tym jesteśmy zapóźnieni. Z Ziemcem jest ten kłopot, iż nie wie, jaką misję ma wypełniać: być prezenterem, czy apologetą polskiego Kościoła? Gdyby ten prezenter trzymał się przynajmniej przykazania, nie głosić fałszywego świadectwa, to nie miałby kłopotów natury etyczno-zawodowej.

Jak pisał wybitny myśliciel ksiądz Józef Tischner (dla dzisiejszych kapłanów i wszelakich Ziemców: lewak): „Religia jest dla mądrych, a jak ktoś jest głupi i chce być głupi, nie powinien do tego używać religii, nie powinien religią swojej głupoty zasłaniać”.

Nie wymagam od Ziemców mądrości (bo ta właściwość nigdy ich nie dotknie), tylko uczciwości, wszak nawet kler polskiego Kościoła uważa, że kłamstwo jest grzechem, zaś w telewizji reżimowej (dawniej publicznej) króluje kłamstwo i nazwać TVP Świątynią Grzechu nie jest żadna rewelacją socjologiczną, dlatego ta świątynia też się wyludnia (ma coraz gorszą oglądalność).

A czym zasłaniają się książęta polskiego Kościoła? Abp Leszek Sławoj Głódź –  jeden z większych grzeszników na łonie Kościoła – stosuje starą psychologiczną sztuczkę: wyparcie. Świadome to kłamstwo, czy też nie, w każdym razie ten człowiek nie przyjmuje do wiadomości, że ks. Henryk Jankowski był wstrętnym pedofilem i uważa to za manipulację „środowisk wrogich Kościołowi”.

Więc Głódź nie może być zdziwiony, gdy na pasterce oglądał dużo mniejszy tłum wiernych niż kilka lat temu. Głódź nie dorównuje innemu arcybiskupowi, poznańskiemu metropolicie Stanisławowi Gądeckiemu. Ten nie dość, że uważa, aby ofiary pedofilii kleru przyjęły gwałty na sobie za część cierpienia za Kościół, to na pasterce wygłosił kolejne brednie, mianowicie uznał, że „szacunek dla tych, którzy nie są chrześcijanami” jest miękkim totalitaryzmem.

Gądecki ma za złe szkołom, że nie wystawiane są jasełek, a podczas spotkań świątecznych uczniowie i nauczyciele nie dzielą się opłatkiem. Pedofilia jest zbrodnią fizyczną na dzieciach, a indoktrynacja chrześcijańska jest zbrodnią na wnętrzu nieletnich. Muszą to w pierwszym rzędzie zrozumieć polscy politycy, którzy są współodpowiedzialni za to, że kler dopuszcza się zbrodni na młodych Polakach i za to nie odpowiada. Taki oto michałek z podręcznika do katechezy sugerujący uczniom następujący tok postępowania: “postaraj się zaoszczędzić pieniądze, nie kupując sobie ulubionych słodyczy. Złóż je w ofierze na tacę w czasie najbliższej mszy świętej“.

Kler katolicki i tak poniesie odpowiedzialność za swoje niecne czyny, to jeszcze przed nami, prędzej czy później dojdzie do powstania  komisji państwowej, jak w tylu krajach na świecie – i wówczas kościoły zupełnie opustoszeją. Na razie Głódź, Gądecki i ich pomagierzy Ziemcowie zasłaniają się religią, która powinna zapewniać człowiekowi potrzebę metafizyki, ale w Polsce służy materialności.

Każdy człowiek jest religijny, jak pisał najwybitniejszy znawca religii świata Mircea Eliade. Nie jest to jednak tożsame z potrzebą religii sensu instytucjonalnego. Potrzebę metafizyczną może wypełnić medytacja – coraz powszechniejsza – zastępująca intelektualnie przestarzałe i niestrawne instytucje religijne. A chrześcijaństwo – (cytat-Yuval Noah Harari), zdaniem jednego z najbardziej wpływowych intelektualistów – „było najbardziej nietolerancyjną i brutalną religią na świecie”. Islam w tym kontekście to betka.

Przed politykami polskimi dużo pracy, aby osądzić Kościół katolicki i odseparować go od polityki, bo grozi nam zapaść nie tylko moralna i aksjologiczna, z którą demokracje zachodnie jakoś sobie poradziły.

Bardzo ciekawy sondaż przeprowadził portal oko.press, dotyczący Unii Europejskiej. Wyniki są zaskakujące, jeżeli zestawi się sondaż aktualny z grudnia tego roku z takim samym sondażem ze stycznia 2018.

W Polsce przybywa zwolenników Unii Europejskiej i to w wydaniu jej ścisłej integracji, polegającej między innymi na tym, że Unia Europejska powinna mieć superrząd, którego rolę mogłaby pełnić Komisja Europejska z szefem Jean-Claude Junckerem i znienawidzonym przez PiS Fransem Timmermansem.

W ciągu roku równowaga zwolenników ścisłej współpracy i modelu Europy „narodowych państw suwerennych” ze stycznia, a wynosiła wówczas po 43 proc. przechyliła się na rzecz zwolenników ściślejszej integracji członków Unii Europejskiej i obecnie wynosi 51 proc. dla zacieśnienia współpracy, a tylko 35 proc. jest temu przeciwna.

Co to znaczy? To, że PiS mimo ataków na Komisję Europejską i Trybunał Sprawiedliwości UE (dał ostatnio popis Andrzej Duda, który uważa, że sprawiedliwość europejska – TSUE – odbiera Polsce suwerenność), nie przysparza sobie zwolenników, a eurosceptycy nabierają zaufania do instytucji unijnych.

W Polakach uciera się świadomość, że rząd PiS reprezentuje interesy partyjne, a nie ich dobro. Dlatego mieliśmy ostatnio nagłe przepoczwarzenie się pisowskiej walki z Komisją Europejską w wyznanie miłości do Unii.

Powód tego jest aż nazbyt oczywisty, a ciemnego ludu jest coraz mniej. PiS się spieszy, bo kurczy mu się elektorat i rodakom spadają łuski z oczu. Dlatego najprawdopodobniej dojdzie do przedterminowych wyborów parlamentarnych, które zostaną ogłoszone wraz z populistycznym socjałem przebijającym 500+.

Gdyby PiS utrzymał się u władzy, doznalibyśmy powtórki z rozrywki, jaką była przedwojenna Polska sanacyjna, a Europę rozrywały egoizmy narodowe, nacjonalizmy, które musiały doprowadzić do wojny, wtórnym jest, iż głównym winowajcą był faszyzm niemiecki.

Polska może mieć tylko jeden cel: zintegrowana Europa, w której nacjonaliści Kaczyński, Orban, Le Pen zostaną w niej zmarginalizowani. Sondaż oko.press wskazuje, że rodacy idą po rozum do głowy i coraz mniej wierzą oszołomom z PiS.

Nie jestem zdziwiony, że Andrzej Duda jest fundamentalnym katolikiem. I nie chodzi mi o chrześcijaństwo ze swoimi wartościami, które są wtórne do wartości humanistycznych, ale o wiarę, jaką wyznają hierachowie Kościoła w Polsce i w którą każą wierzyć swoim owieczkom.

Duda, którego coraz więcej osób nie nazywa prezydentem, ale panem (piszą: pan Duda), popełnia fundamentalny błąd, jaki jest udziałem nuworyszy, którzy zostali wywyższeni przez przypadek, a nie wznieśli się dzięki własnym talentom, zaletom, pracowitości.

Nuworysz swoją pozycję utożsamia ze sobą, a nie z funkcją. W tym wypadku funkcja prezydenta powinna nakazywać pilnowania Konstytucji i praw, które są stanowione i aby nie były kolizyjne do Konstytucji. Duda jednak przeflancował myślenia nuworysza na siebie i uważa, iż on jest Konstytucją.

Duda do tego jest słabym na umyśle i charakterze, bo podporządkuje się temu, kto go wywyższył. Prezes Kaczyński stanowi, jaką funkcję ma Duda wypełniać, a zatem swoją funkcją prezydenta sprowadził do roli ust prezesa. Co prezes powie – a nawet pomyśli – Duda wypowie.

I oto mamy prawdę nie tyle o Dudzie, co o prezesie, a Duda wypowiedział, że Trybunał Sprawiedliwości UE orzekając w sprawie Sądu Najwyższego „posuwa się za daleko i zbyt dalece ingeruje w wewnętrzne sprawy krajów członkowskich’. A zatem usta Kaczyńskiego uznały prawo europejskie jako wrogie i sprzeczne z jego osobą, bo nie z Konstytucją RP, wszak TSUE zachowało staranność orzeczenia o niezależności Sądu Najwyższego, który to standard demokratyczny jest zapisany w naszej Konstytucji.

Wypowiedź Dudy świadczy o czymś zgoła niebezpiecznym dla Polski, mianowicie wypowiedzenie się przeciw orzeczeniu TSUE spowoduje w przyszłości, że nie podporządkuje się jego decyzjom, a w konsekwencji doprowadzi do wyjścia Polski z UE – do Polexitu. Duda wypowie wszystko, co pomyśli głowa prezesa (że strawestuję Juliana Słowackiego).

Wypowiedź Dudy jest tak samo absurdalna, jak hierarchów Kościoła katolickiego. Oto abp Stanisław Gądecki wypowiedział się na temat ofiar pedofilii kleru, którym powie (bo tak nakazał papież Franciszek): „… jest coś ważniejszego, aniżeli grzech, że istnieje i odkupienie, i przebaczenie, i możliwość tego, co nazywamy cierpieniem za kogoś innego”.

Ale jeszcze fajniejsze jest stwierdzenie hierarchy poznańskiego, iż „Kościół potrzebuje cierpienia za swoją egzystencję”. Przepraszam, da się to przełożyć na alegoryczny obrazek z udziałem Gądeckiego, który – cofając się dwa tysiące lat – znajduje się na Golgocie, właśnie krzyżują Joszuę z Nazaretu, a on wchodzi na drabinkę i zamiast ulżyć cierpieniem Jezusa, wbija mu jeszcze jeden gwóźdź ze słowami, że to „cierpienia za egzystencję”.

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Zwierzęta swój teren oznaczają uryną. Ludzie różnie, choć patrioci najchętniej przelaną krwią. Elity wolą symbole. Przez 3 lata władzy politycy pisowscy wpadli w takie zasiedzenie, że teren Sejmu i Senatu uważają za swój. Czym oznaczają?

Marek Kuchciński znany jest z tego, że odzywa się tylko wtedy, gdy na kartce ma napisane, co ma powiedzieć. Ale wpadł na pomysł, aby każdy poseł na koniec kadencji dostał odznakę z napisem prawo (lex). Odznaka jest wzorowana na tej z Sejmu Ustawodawczego II Rzeczpospolitej z lat 1919-22. Opozycja mogłaby wyprodukować odznakę, która zdecydowanie więcej mówiłaby o Sejmie obecnej kadencji, mianowicie przedstawiać Salę Kolumnową z napisem: bezprawie.

Stanisław Karczewski przebił marszałka Sejmu. Umieścił w Senacie swój portret za pieniądze z kieszeni podatnika, lecz nie uzyskany aparatem fotograficznym, ale pędzlem zawodowego malarza. Karczewski myśli jednak kilka lat naprzód, mianowicie jego wizerunek może znaleźć się w Pałacu Saskim, który ma być odbudowany z przeznaczeniem na funkcjonowanie w nim Senatu. Karczewskiemu marzy się prowadzić obrady pod własnym portretem, jak na pisowskiego sarmatę przystało.

Wzmiankowani politycy  PiS są puści jak dzwony. Nie znam żadnych ich osiągnięć godnych zapamiętania, oprócz ich pomocniczości w demolowaniu instytucji demokratycznych i zaprowadzania państwa bezprawia.

W Sejmie doszło do spektakularnej sceny z udziałem szeregowego posła Jarosława Kaczyńskiego, który wszedł na trybunę i zażądał wycofania nowelizacji ustawy Prawo o ruchu drogowym. Prace nad nią dobiegały końca, była już po poprawkach, miało dojść do ostatecznego głosowania. Prezes pstryknął i ten punkt obrad został wykreślony z porządku. Taka jest wola prezesa i ona jest prawem.

Mateusz Morawiecki miał okazję zobaczyć w Brukseli, jak Polska została zmarginalizowana w Unii Europejskiej za władzy PiS dwóch lat rządu Beaty Szydło i rok jego. Szczyt państw strefy euro podjął decyzję, iż strefa euro będzie miała swój budżet. A zatem Europa dwóch prędkości staje się ciałem, a Polska nawet nie zmieści się w tej drugiej prędkości, bo jest hamulcowym standardów, jakie obowiązują w UE.

Morawiecki ponadto ma kłopoty w kraju. Niedawne wotum zaufania to było teatrum dla twardego elektoratu PiS, aby pokazać, jak skonsolidowana jest władza zjednoczonej prawicy. Farbę jednak puścił tatuś premiera Kornel Morawiecki, który stwierdził w Radiu Plus, że kłody pod nogi jego syna Mateusza (Kornel nazywa go kuriozalnie nawet jak na sferę publiczną: panem) rzuca Zbigniew Ziobro. Minister sprawiedliwości zaostrza aferę KNF, aresztując byłych jej członków, w tym Wojciecha Kwaśniaka, a także sprzeciwia się wycofaniu PiS z ustaw sądowniczych, które zostały zaskarżone przez Komisję Europejską w Trybunale Sprawiedliwości UE.

Czy Jarosław Kaczyński, przewidując kolejne afery, zdecyduje się na przyspieszone wybory?

Mateusz Morawiecki nikomu nie wywrócił stolika, jak chcą niektórzy publicyści, odnosząc się do sejmowej bufonady premiera z wotum zaufania. Niezależnie od tego, jak wypadnie piątkowe wotum nieufności wobec niego, które zgłosiła Platforma Obywatelska, afera KNF nie zostanie zamieciona pod dywan. Walczący z mafijnymi układami w SKOK-ach Wojciech Kwaśniak niemal zapłacił życiem, dzisiaj jasno artykułuje, z jakimi osobnikami się mierzył. Zaś stając przeciw niemu Grzegorz Bierecki i Zbigniew Ziobro – bez umawiania się – mówią językiem przestępców z Wołomina.

Morawiecki swoją bufonadę przeniósł do Brukseli, gdzie o sporze z Komisją Europejską ws. Sądu Najwyższego i w ogóle sądownictwa w Polsce stosuje sztuczkę z wyciągniętą ręką. Premier uważa, że jedną nowelą PiS cofnął demolkę sądownictwa i oczekuje od Komisji Europejskiej, a w szczególności od wiceszefa KE Fransa Timmermansa wycofania skargi z Trybunału Sprawiedliwości UE. Morawiecki jednak mówi to do naszej publiki, bo na unijnych salonach podkula ogon, tam takie prostackie manipulacje nie działają.

PiS ma kłopot z podwyżką cen prądu, różne płyną na ten temat komunikaty, zarówno od ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego, jak i spółek energetycznych. Podwyżki będą i to bardzo duże, zarówno dla przedsiębiorców, którzy już podpisują umowy na dostarczenie energii z nowymi cenami, jak i dla gospodarstw indywidualnych. W tej chwili mamy chaos informacyjny, ale to jest jedna z metod pisowskich.

Głowę może dać Tchórzewski i być zdymisjonowany, na kogoś trzeba zwalić winę. Może być jednak i tak, że PiS, przewidując kolejne afery, zdecyduje się na przyspieszone wybory i zechce z podwyżkami cen prądu przeczekać do okresu powyborczego. Tak pomyślana była sztuczka z wotum zaufania. Po nich choćby potop.

Jarosław Kaczyński nie może jednak spać spokojnie. Tadeusz Rydzyk całkiem poważnie myśli o starcie swojej partii w wyborach. Ruch Prawdziwa Europa kuma się z Ruchem Narodowym, z tego może powstać koalicja przypominająca neofaszystowski podmiot polityczny księdza Jozefa Tiso. Gdyby tak miało się stać, to Mateusz Morawiecki na 28. urodzinach Radia Maryja skakałby hopsasa w hołdzie ojcu dyrektorowi.

Nawet jeżeli ceny prądu nie zabiją PiS, to na pewno ich nie wzmocnią, bo elektrowstrząsy społeczne będą miały miejsce, gdyż Polacy obawiają się – i słusznie – że podwyżki cen prądu są nośnikami podwyżek cen w ogóle.

Premier i PiS robią wszystko, żeby przykryć afery ich rządu.

Mateusz Morawiecki jest dobry w wyprowadzaniu kozy. Rola Morawieckiego jako premiera sprowadza się głównie do tej dyspozycji. Taką kozą była ustawa o IPN, kolejną kozą ustawa o Sądzie Najwyższym. Morawiecki te ustawy wyprowadził, ale czy zmieniła się atmosfera wokół Polski? Śmiem wątpić.

Pod koniec roku dopadła rząd pisowski afera KNF, której przerzut SKOK Wołomin pokazał, jak zrakowaciała jest ta władza. Aby przykryć aferę KNF, trzeba było wprowadzić jeszcze jedną kozę i przy fanfarach własnych ją wyprowadzić. Przy tym obdarzyć się oklaskami, jacy to fajni jesteśmy.

Drożyzna to koza wymarzona, bo kto lubi, aby uszczuplano mu portfel. O podwyżkach prądu zakomunikował minister energetyki Krzysztof Tchórzewski, przy tym kłamliwie zapewnił, że państwo zrekompensuje. Nikt na taką manipulację się nie nabrał. Do tego opozycja zapowiedziała wotum nieufności dla Morawieckiego z powodu afery KNF i nie tylko. Wotum nieufności pozwala opozycji wyartykułować, jakim marnym politykiem jest Morawiecki.

Morawiecki mimo swej charakterologicznej bufonady musi mieć tego świadomość, bo to jednak dorosły człowiek, ale w pijarowskie klocki jest lepszy od opozycji, całe życie w to się bawi. Więc za jednym zamachem postanowił wyprowadzić kozy. Poprosił Sejm o wyrażenie wotum zaufania. Niby to samo, co opozycyjne wotum nieufności, lecz diametralnie inne.

Morawiecki nie pozwolił zatem na debatę nad swoją osobą, a przy okazji obiecał publice, że podwyżek prądu nie będzie. Nawet więcej – poprawi się stan portfeli Polaków. A zatem kozy zostały wyprowadzone. Niestety, wrócą szybciej niż Morawieckiemu się wydaje, bo publika nie zapomni obietnic, a afery i tak będą się ciągnąć za PiS.

Gdyby Polska była pastwiskiem, to Morawiecki byłby najlepszym pastuchem w roli premiera. Niestety, tak nie jest – i niedługo ten pijarowiec o tym się przekona, choć dzisiaj ku swej chwale strzela z bicza.