Stonoga (09.06.2015)

 

 

wCoW co gra Zbigniew Stonoga. Człowiek, który „przekazał Dudzie 2 proc. poparcia”

Łukasz Woźnicki, 09.06.2015
Zbigniew Stonoga

Zbigniew Stonoga (Fot. Rados?aw J üwiak / AG)

– Dziękuję wszystkim, którzy posłuchali mojego apelu i zagłosowali na Andrzeja Dudę. Mój wkład w jego zwycięstwo to aż 2,04 proc. – ogłosił tuż po wyborach kontrowersyjny biznesmen Zbigniew Stonoga. Dwa tygodnie później ujawnił w internecie akta sprawy afery podsłuchowej. Wyciek zbiegł się z pierwszymi spotkaniami, jakie Zbigniew Stonoga organizuje dla przyszłych członków swojej partii.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Od poniedziałku wieczorem Zbigniew Stonoga publikuje na swoim profilu na FB akta śledztwa w sprawie afery podsłuchowej. Merytorycznie niewiele wnoszą do sprawy, która została już wyczerpująco opisana przez media. Ujawniają za to prywatne dane świadków, pokrzywdzonych i chronione prawem nazwiska funkcjonariuszy ABW.

– Kieruje mną poczucie praworządności i sprawiedliwości społecznej. Te materiały pokazują poziom bezkarności elit rządowych. Nie może być tak, że zwykły Kowalski jest prześladowany przez państwo za jakiekolwiek naruszenie tzw. prawa. Co chwile nowe przepisy, nowe kary, nowe rzeczy, które mają nas okradać. Tymczasem ci skur…, złodzieje z Wiejskiej bawią się w najlepszych restauracja, żrą obiady za 2 tys. zł i piją wina za kilka tysięcy – tłumaczył powody ujawnienia akt afery podsłuchowej Zbigniew Stonoga. O swoich motywach mówił na opublikowanym w sieci filmie, gdzie przemawia na tle obrazu Jana Pawła II.

– To wy powinniście być sędziami społecznymi. To wy powinniście wydać w tej sprawie swój osąd i zaprezentować go w najbliższych wyborach parlamentarnych – zaapelował do 372 tys. swoich facebookowych fanów.

„Uwielbiam Pana panie Zbyszku. Brawa za odwagę!” – pisze Sandra. „Wielki szacunek, byle do jesieni! – wtóruje Marcin i dodaje: „Nas młodych nie da się omamić. Żyjemy w internecie, nie z telewizorem. Tutaj nic nie zostanie przed nami zatajone”.

Niektórzy boją się o Stonogę. „Świętej pamięci ks. Jerzy Popiełuszko oddał życie za głoszenie prawdy. Oby panu Zbyszkowi nie stała się krzywda, po tym co słyszę w mediach z ust przedstawicieli „władzy”. Prawdy nie da się zabić, ona zwycięży na pewno. Nie bójmy się stawać w jej obronie” – pisze Tadeusz. Taki jest z grubsza ton najpopularniejszych komentarzy po wycieku tysięcy stron akt śledztwa.

„Stonoga górą i wybory nieco szybciej…”

To drugi duży wyciek, za którym może stać biznesmen. W listopadzie „Fakt” i „Super Express” opublikowały nagranie z monitoringu przedstawiające pijanego posła KNP Przemysława Wiplera pałowanego przez policjantów, którym się stawiał. Film wypłynął 1,5 tygodnia przed wyborami samorządowymi, w których Wipler kandydował na prezydenta Warszawy. Poseł mówił, że nagranie przekazał gazetom… Zbigniew Stonoga. „Udostępniając je dziennikarzom nie wiedziałem, że są one materiałami dowodowymi w sprawie” – oświadczył wówczas biznesmen na FB.

Tym razem Stonoga przekonuje, że on akt wcale nie ujawnił, a jedynie „udostępnił to, co wisi na chińskich portalach od dwóch tygodni”. Tymczasem w poniedziałek sam pisał na FB: „Chińskie serwisy informacyjne zaczynają publikować takie zdjęcia [screeny akt- red.]. Sprawdzę, czy to nie podpucha, a jeśli nie to fiu fiu. Stonoga górą i wybory nieco szybciej…”

Ten brak konsekwencji nie zdziwi nikogo, kto śledzi poczynania Zbigniewa Stonogi. Biznesmen z warszawskiej Białołęki bywa w swoich wystąpieniach chaotyczny i porywczy. Często zmienia plany i zdanie. Np. w ubiegłym roku najpierw zarzucił Januszowi Korwin-Mikkemu „kurewskie zachowanie”, a później poparł polityka w wyborach prezydenckich i wypożyczył mu helikopter.

Jeden cel przebija się jednak wyraźnie przez działalność Stonogi.

– Suma zdarzeń ostatnich miesięcy pozwala mi złożyć jasne, przejrzyste i czytelne oświadczenie publiczne: oto powstaje Stonoga Partia Polska – ogłosił w połowie maja po półrocznych przymiarkach.

Zaapelował do chętnych, aby zgłaszali się przysyłając SMS-y. Twierdzi, że dostał takich wiadomości 14 tys. Na przełomie maja i czerwca zorganizował dwa spotkania z potencjalnymi członkami swojej partii w Lublinie i Rzeszowie.

W ubiegłym roku na spotkania ze Stonogą przychodziło nawet po pół tysiąca ludzi. Ale pod koniec maja na „spotkaniu organizacyjnym w sprawie partii” w Rzeszowie było ich mniej niż setka. Trzy dni po ostatnim spotkaniu „odpalił” materiały z afery podsłuchowej.

Stonoga walczy o popularność „walcząc z układem”

We wtorek, po ujawnieniu dokumentów, Polacy zadają sobie pytanie: Kim jest Zbigniew Stonoga? Nie ma na to jednej odpowiedzi. W przeszłości był asystentem i doradcą polityków Samoobrony. I klientem prokuratur i sądów w całym kraju, skazywanym za oszustwo i fałszowanie dokumentów.

Ze statystyk w Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga i podległych mu sądach rejonowych wynika, że od 2006 r. było 61 spraw, w których widnieje nazwisko Stonogi. Występuje w nich głównie w roli pozwanego o zapłatę, jako dłużnik lub oskarżony. W 2011 r. skazano prawomocnie Stonogę za groźby wobec funkcjonariusza publicznego i znieważenie go. A rok później za doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wyniku wprowadzenia w błąd.

Stonoga jest biznesmenem – właścicielem i współwłaścicielem kilku spółek importujących i sprzedających samochody. Ale przede wszystkim jest znany jako autor głośnych akcji, które w opinii rzeszy jego fanów (już 392 tys.) zapewniły mu status „ostatniego sprawiedliwego walczącego z układem”. Kibiców Stonogi lawinowo przybywa po jego każdej głośniejszej akcji. W ciągu ostatniej doby przybyło ich 20 tysięcy.

Wcześniej Stonoga oklejał swoje sportowe audi i ferrari napisami „pierydolę Fiskusa i złodziei z Wiejskiej”. Wywieszał na ścianie salonu samochodowego w Zamościu banner: „Wypierydolił nas urząd skarbowy na kwotę 1,9 mln zł. Dziękuję ci zasrana Polsko”. Ten pomysł podsunął mu ekspert od kreowania wizerunku Piotr Tymochowicz. – Stonoga chciał, abym mu pomagał, ale po antysemickich wypowiedziach z jego strony, nie chcę mieć z nim więcej nic wspólnego – mówił „Wyborczej” Tymochowicz w listopadzie.

Czy Stonoga wyprawił Sokołowskiego na emeryturę?

Stonoga prowadził wówczas swoją najgłośniejszą akcję (przebiła ją dopiero dzisiejsza publikacja akt prokuratury), która w kilka dni zapewniła mu dziesiątki tysięcy nowych fanów. Odkupił rzekomy długi insp. Mariusza Sokołowskiego, by go skompromitować i w konsekwencji doprowadzić do odwołania z funkcji rzecznika komendanta głównego policji.

– Sokołowski, kupiłem na ciebie smycz. Będziesz teraz moim nadwornym pieskiem. I tak już cię nie ma. Wiemy o tym obaj. Za chwilę cię urlopują, a potem pójdziesz w pizdu – zwracał się do Sokołowskiego na filmie na FB. Nagrania, w których przemawia do fanów, lub do wrogów, to jego ulubiona forma komunikowania się w sieci.

Sokołowski zarzucił Stonodze zniesławienie i poszedł do sądu. Żąda od biznesmena 100 tys. zł odszkodowania za naruszenie dóbr osobistych.

Stonoga także wystąpił przeciw Sokołowskiemu z oskarżenia prywatnego. W listopadzie mówił „Wyborczej”, że Sokołowski pomówił go. W rozmowie z mediami rzecznik Policji zarzucił biznesmenowi, że ten ma 29 spraw karnych, tymczasem część z nich to dawno zakończone sprawy sprzed kilkunastu lat. Sam Stonoga w internecie twierdził, że takich spraw ma obecnie trzy.

Biznesmen żąda przeprosin na stronie KGP, 25 tys. zł dla mieszkanki Wrocławia, której sąd odebrał dzieci a także… wypracowania, w którym Sokołowski napisze 1000 razy „nie będę więcej nadużywał swojego stanowiska służbowego do pomawiania Zbigniewa Stonogi”.

2 czerwca przed Sądem Rejonowym dla Warszawy – Woli miało się odbyć posiedzenie pojednawcze Stonoga przeciw Sokołowskiemu w sprawie o pomówienie. Tego samego dnia media ujawniły, że rzecznik odchodzi na emeryturę. Sokołowski tłumaczył, że chce skupić się na karierze naukowej, mieć czas dla dzieci, które od jesieni będą się uczyć w Londynie, gdzie ich mama jest oficerem łącznikowym policji.

Komisja Nadzoru Finansowego ostrzega przed Zbigniewem S.

Walcząc z Sokołowskim Stonoga wypracował metody zdobywania rozgłosu i prowadzenia interesów, które później wykorzystywał wielokrotnie. Swoim fanom zaproponował udziały w rzekomym długu rzecznika. Kupiło je kilkadziesiąt tysięcy ludzi, zadowolonych, że „tak łatwo kupiło psa”.

W kolejnych miesiącach Stonoga sprzedawał na Facebooku udziały w spółce Alkohole Stonoga, która oferuje piwo z jego własnym wizerunkiem. I w spółce „Gazeta Stonoga”, która od kwietnia wydaje dwutygodnik pod tą samą nazwą. Głównym bohaterem tabloidu jest… Zbigniew Stonoga i jego działalność: tropienie afer w policji czy pomoc poszkodowanym przez policjantów.

Walka z policją w wykonaniu Stonogi wygląda tak: „Milicjant z Legionowa zamordował 19-letniego dzieciaka z Legionowa klękając mu kolanem na krtań! Kto z Was wie, jak się nazywa ten Milicjant z KPP Legionowo?” – pisał Stonoga w marcu na wieść o śmierci nastolatka, który udusił się próbując połknąć woreczek z marihuaną. „Nadejdzie czas zemsty!” – wtórowali jego fani.

Stonoga sprzedaje także grę planszową „Stonoga”, jak łatwo się domyślić o Stonodze (99 zł za sztukę).

Gdy w lutym próbował sprzedać na FB akcje notowanej na giełdzie NewConnect spółki transportowej Uboat-Line sprawą zainteresowała się Komisja Nadzoru Finansowego. W marcu KNF umieściła na liście ostrzeżeń Zbigniewa S.

Miesiąc później Stonoga proponował już chętnym udziały w Telewizji Stonoga, która ma wystartować w sierpniu.

– Postanowiłem wejść w rynek medialny. Będą u mnie pracowali dziennikarze wykluczeni, a wcześniej bardzo znani i lubiani. Moja TV będzie telewizją rozrywkowo-publicystyczną – zapowiedział.

„Dla całej mojej rodziny jest pan prawdziwym autorytetem

Pieniądze ze sprzedaży „długu” Sokołowskiego biznesmen przekazał domowi dziecka. Na profilu opublikował nagranie rozmowy z wdzięcznym dyrektorem. Od tego czasu regularnie organizuje internetowe zbiórki na pomoc dla „ludzi bezsilnych” – rodzin żyjących w tragicznych warunkach, matki, której sąd odebrał dziecko czy małżeństwa, które zostało z długami po leczeniu syna zmarłego na raka.

W kwietniu Stonoga przywiózł do lubuskiego Deszczna volkswagena i wózek inwalidzki. Przekazał samochód wraz z wózkiem rodzinie niepełnosprawnego 8-latka. Złodziej ukradł rodzinie auto razem z wózkiem.

– Od listopada 2014 do czerwca 2015 roku udzieliliśmy wsparcia finansowego ludziom potrzebującym na kwotę, uwaga, ponad 300 tys. zł – twierdził na FB Stonoga.

„Dla mnie i dla całej mojej rodziny jest pan, panie Zbyszku, prawdziwym autorytetem. Życzę dużo zdrowia, bo będzie Panu potrzebne do walki z tym chamstwem i złodziejstwem, jakie się szerzy w naszym kraju – pisze na profilu Stonogi Jarek. Takich głosów jest mnóstwo. Najpopularniejsze: „Jest pan wspaniały, panie Zbyszku”.

Jak Stonoga próbował zdetronizować Korwin-Mikkego

Teraz Stonoga próbuje przekuć internetową popularność w poparcie polityczne. Do budowy własnej partii przymierzał się od ubiegłego roku. Był wtedy członkiem Kongresu Nowej Prawicy, co nie przeszkadzało mu flirtować z Ruchem Narodowym. Przemawiającego na Marszu Niepodległości Stonogę narodowcy witali owacjami.

Stosunki z KNP popsuły się, gdy biznesmen ogłosił, że zamierza kandydować na prezydenta Polski. Stała się wówczas rzecz niebywała. Część wiernych fanów Janusza Korwin-Mikego zaczęło namawiać prezesa KNP, aby zrezygnował z kandydowania. Przekonywali na FB, że popularny Stonoga popierany przez KNP i RN ma większe szanse.

Ostatecznie Korwin-Mikke ogłosił, że Stonoga nie startuje, a sam zainteresowany rzucił legitymacją. To wtedy na obchodne zarzucił Korwin-Mikkemu i Przmysławowi Wiplerowi „kurwskie zachowanie”. Minęło kilka miesięcy i Stonoga pogodził się z szefem partii KORWiN, który zdążył już odejść z KNP. Udostępnił mu nawet helikopter, aby latał po Polsce w czasie kampanii. – Zagłosuję na Janusza Korwin-Mikkego – ogłosił Stonoga przed pierwszą turą.

„Dziękuję, że mnie posłuchaliście w tym głupim internecie”

Przed drugą turą Stonoga zorganizował kolejną głośną na FB akcję. Zaproponował Andrzejowi Dudzie i Bronisławowi Komorowskiemu „poparcie 2 proc. wyborców”, którym – jak przekonywał – dysponuje. Nie wiadomo, skąd Stonoga wziął dwa procent. Nawet gdyby jakimś cudem wszyscy jego fani posłuchali swojego idola wyszłoby ponad 1 proc. W zamian Stonoga żądał wprowadzenia nowych przepisów, m.in. dekomunizacji.

Choć żaden z kandydatów nic Stonodze nie obiecał, biznesmen ostatecznie poparł Andrzeja Dudę. – Panie Andrzeju, z całego serca Panu kibicuję, życzę wygranych wyborów. Pańska wygrana to być może początek lepszej, sprawiedliwej Polski. W to wierzę i dlatego właśnie na Pana zagłosuję – pisał.

Na filmie z wyborczej niedzieli widać, jak Stonoga dosłownie skacze z radości na wieść o zwycięstwie Andrzeja Dudy. – Dziękuję wszystkim, którzy zareagowali na mój apel. Wiem na podstawie przysyłanych do mnie maili, że mój wkład w zwycięstwo Pana Andrzeja Dudy to aż 2,04 proc. Serdecznie wam dziękuję, że mnie posłuchaliście w tym głupim internecie, na tym głupim Facebooku – zwracał się do swoich fanów.

Stonoga Partia Polska „Jak Stonoga wejdzie na trybunę sejmową…”

Stonoga opublikował już zręby programu swojego ugrupowania – Stonoga Partia Polska (twierdzi, że złożył już w sądzie wniosek o jej rejestrację). Biznesem chce „zapisać w Konstytucji RP zakaz pełnienia funkcji publicznych dla członków PZPR i funkcjonariuszy państwowych PRL”, a także „zrównania emerytur ubeckich z emeryturami każdego Polaka”. Domaga się zniesienia jakichkolwiek immunitetów i wprowadzenia odpowiedzialności osobistej funkcjonariuszy publicznych za błędy w pracy. Chce zlikwidować NFZ i zastąpić lokalnymi kasami w szpitalach. Do „natychmiastowej likwidacji” zakwalifikował CBA, Straż Miejską, Urząd Kontroli Skarbowej i Służbę Celną. Żąda kary dożywocia dla pedofili i likwidacji bazy Biura Informacji Kredytowej dłużników posiadających nieobsługiwane zadłużenie do 25 tys. zł.

– Gdy Stonoga z 5-procentowym poparciem wejdzie do Sejmu, co jest moim marzeniem, to nic nie będzie mógł tam zrobić. Ale jak Stonoga wejdzie na trybunę sejmową i zacznie mówić to, co pisze na Facebooku, to będzie punkt wyjścia do czegoś nowego. Ludzie będą bliżej moich idei – wykładał w Rzeszowie przyszłym członkom swojej partii.

Wcześniej jednak Stonoga może zderzyć się z rzeczywistością. Za samo ujawnienie danych operacyjnych agentów ABW grozi kara do dwóch lat więzienia. Za podanie do publicznej wiadomości chronionych ustawą danych teleadresowych oraz informacji o chorobach – nawet trzy lata.

Zobacz także

wyborcza.pl

Powrót afery podsłuchowej. Kto pojawia się na taśmach? Co mówili podsłuchiwani?

09.06.2015
1/20
Powrót afery podsłuchowej. Kto pojawia się na taśmach? Co mówili podsłuchiwani?

Agencja Gazeta

Afera podsłuchowa (zwana również „taśmową”) rok temu. Tygodnik „Wprost” dotarł do nagrań rozmów ludzi polityki i biznesu, którzy spotykali się w restauracjach Sowa i Przyjaciele oraz Amber Room.

Nagrywać mieli kelnerzy Łukasz N. i Konrad L., na zlecenie biznesmena Marka Falenty. Kelnerzy zeznali, że ich zleceniodawca chciał obalić rząd Donalda Tuska.

Ich zeznania pozwoliły na postawienie zarzutów nielegalnego nagrywania i rozpowszechniania podsłuchów Falencie i jego wspólnikowi, a prywatnie szwagrowi Krzysztofowi Rybce. Sam Falenta zaprzecza, by stał za tą aferą.

Oprócz aroganckich wypowiedzi nagranych osób, opinia publiczna była też poruszona kwotami, które wydawano na wykwintne kolacje.

Osoby prywatne domagały się się od prokuratury m.in. postępowania w sprawie „doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzanie mieniem MSZ przez Radosława Sikorskiego w kwocie 1352 zł zapłaconych przez niego podczas kolacji w Amber Room – przez wprowadzenie w błąd, że był to wydatek służbowy”. Prokuratura odmówiła śledztwa w tej sprawie.

Dziś afera podsłuchowa powróciła za sprawą Zbigniewa Stonogi, który opublikował w sieci akta prokuratorskie z zeznaniami świadków, w tym m.in. Jana Kulczyka czy szefa CBA Pawła Wojtunika.

Prokuratura potwierdziła autentyczność akt i zapowiedziała śledztwo w sprawie ich wycieku, a BOR poinformował o dodatkowej ochronie osób, których nazwiska pojawiły się w opublikowanych dokumentach.

Od kiedy pierwsze taśmy za sprawą tygodnika „Wprost” ujrzały światło dzienne, minął już rok. Przypominamy bohaterów nagranych rozmów i ich najciekawsze wypowiedzi.

Zobacz również kim jest kontrowersyjny przedsiębiorca, który od lat prowadzi prywatną wojnę z policją i państwowymi instytucjami [SYLWETKA ZBIGNIEWA STONOGI] >>>

Wszystkie zdjęcia

  • Powrót afery podsłuchowej. Kto pojawia się na taśmach? Co mówili podsłuchiwani?
  • Bartłomiej Sienkiewicz
  • Marek Belka
  • Sławomir Cytrycki
  • Sławomir Nowak
  • Andrzej Parafianowicz
  • Dariusz Zawadka
  • Radosław Sikorski
  • Jacek Rostowski
  • Elżbieta Bieńkowska
  • Paweł Wojtunik
  • Krzysztof Kwiatkowski
  • Jan Kulczyk
  • Jacek Krawiec
  • Włodzimierz Karpiński
  • Zdzisław Gawlik
  • Paweł Graś
  • Stanisław Gawłowski
  • Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller

gazeta.pl

nowyRzecznik

Ks. Paweł Rytel-Andrianik nowym rzecznikiem Episkopatu

Michał Wilgocki, 09.06.2015
Ks. Józef Kloch (duże zdjęcie) złożył gratulacje swojemu następcy. Jest nim ks. prof. Pawel Rytel-Andrianik

Ks. Józef Kloch (duże zdjęcie) złożył gratulacje swojemu następcy. Jest nim ks. prof. Pawel Rytel-Andrianik(Przemek Wierzchowski (AG) / Twitter)

Ks. Paweł Rytel-Andrianik został wybrany przez Konferencję Episkopatu Polski jej nowym rzecznikiem. Zastępuje ks. Józefa Klocha.
Wybór księdza z diecezji drohiczyńskiej jest zaskakujący. Nowa twarz polskiego Episkopatu nie jest postacią rozpoznawalną. Urodził się w 1976 roku w Sokołowie Podlaskim. W 2001 roku na księdza wyświęcił go biskup drohiczyński Antoni Pacyfik-Dydycz.Przez pierwsze dwa lata pracował w parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Ostrożanach. Potem został skierowany na studia na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie. Zakończył je po dwóch latach licencjatem z teologii. Równolegle zaczął też studia w Studium Biblicum Franciscanum w Jerozolimie, które zakończył w 2012 roku rozprawą doktorską.

Ks. Rytel-Andrianik obronił też doktorat na Uniwersytecie Oksfordzkim w dziedzinie hebraistyki i judaistyki.

W 2010 roku w wywiadzie dla „Niedzieli” tak mówił o swojej pracy:

– Badania koncentrują się na mesjańskim użyciu cytatów Starego Testamenetu (szczególnie proroka Izajasza) w źródłach wczesnożydowskich (Qumran, Miszna, Talmud, Targum itd.) oraz w źródłach wczesnochrześcijańskich (Nowy Testament oraz ojcowie Kościoła: greccy, łacińscy i syryjscy) – mówił nowy rzecznik.

Był profesorem Pisma Świętego na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie i wykładowcą w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Od 2013 r. jest też zastępcą redaktora naczelnego tygodnika katolickiego Niedziela ds. Europy Zachodniej i Bliskiego Wschodu.

Podczas swej edukacji studiował 16 języków obcych, którymi posługuje się w pracy duszpasterskiej i naukowej. Włada biegle angielskim, włoskim, hiszpańskim, francuskim i współczesnym hebrajskim. Zna również rosyjski, białoruski, jidysz. W swojej pracy naukowej posługuje się też językami starożytnymi: łacińskim, hebrajskim, greckim, aramejskim, akkadyjskim, syryjskim i ugaryckim.

Jest autorem publikacji książkowej na temat Sanktuarium Trójcy Świętej w Prostyni, współautorem książki na temat Polaków ratujących Żydów w czasie II wojny światowej, a także współpracownikiem mediów katolickich: Katolickiego Radia Podlasie, Tygodnika „Niedziela”, „Naszego Dziennika”, KAI, Radia Maryja, Telewizji Trwam i Radia Watykańskiego.

Do końca czerwca rzecznikiem będzie kończący 12-letnią posługę ks. Józef Kloch.

– W tym czasie było trzech papieży, trzech przewodniczących KEP, czterech prymasów i czterech sekretarzy generalnych Episkopatu. Czas na nowego rzecznika! – napisał na Twitterze, ogłaszając swoje odejście. Choć funkcja rzecznika jest kadencyjna, a liczba kadencji – nieograniczona – ks. Józef Kloch z posługi zrezygnował dobrowolnie. Zamierza teraz skupić się na działalności naukowej.

Zobacz także

wyborcza.pl

Jak się żyje w czarnej dziurze?

Piotr Cieśliński (fizyk)*, 09.06.2015
Gdyby chcieć zmienić Ziemię w czarną dziurę, musielibyśmy ścisnąć naszą planetę do średnicy 1, 8 cm

Gdyby chcieć zmienić Ziemię w czarną dziurę, musielibyśmy ścisnąć naszą planetę do średnicy 1, 8 cm (Fot. materiały promocyjne)

Nie wskakuj do osobliwości, bo grawitacja zrobi z ciebie miazgę. I zabierz kostium kąpielowy, może być gorąco. Przygotuj się też na kłopoty z parkingiem, no i nie zapomnij kamery: widoki będą boskie!
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

 

Tysiące ochotników ostatnio zgłosiło się do lotu na Marsa z biletem tylko w jedną stronę. Mam lepszą propozycję: wyprawę do wnętrza czarnej dziury. To najbardziej egzotyczne ze wszystkich miejsc we Wszechświecie. Stamtąd także nie ma powrotu i także może nas czekać nowe życie, ba, nawet cały nowy kosmos! Albo… okrutna śmierć.

Dwie olbrzymie czarne dziury zderzą się za 21 lat. Wzbudzą fale grawitacyjne, które rozkołyszą Wszechświat

Pewności nie ma, ale prawdziwych odkrywców nie powinno to bardzo zniechęcać. W epoce wielkich odkryć geograficznych Ferdynand Magellan z towarzyszami wyruszył w drogę dookoła świata także bez wielkich szans na to, że wróci.

Chcesz się zaokrętować? Powiemy ci, jak się przygotować do takiej podróży.

Czy mogę zajrzeć do czarnej dziury?

Możesz, ale już się z niej nie wydostaniesz. Współczesna fizyka nie pozostawia złudzeń – czarna dziura nigdy cię nie wypuści ani nie zdołasz przekazać na zewnątrz żadnej informacji, bo zarówno światło, jak i fale radiowe nie są w stanie z niej uciec. To, co tam zobaczysz, pozostanie więc na zawsze twoją tajemnicą.

Czego się mogę spodziewać?

Czarna dziura jest otoczona krawędzią (fizycy nazywają ją horyzontem), poza którą przestrzeń i czas zostają zawinięte w coś, co przypomina długi lejek. Na samym jego końcu znajduje się punkt o nieskończonej gęstości, zwany osobliwością, do którego została ściśnięta cała materia, i gdzie czas oraz przestrzeń rozpadają się na kwanty. Ale to tylko czcze spekulacje, bo nie znamy jeszcze kwantowej teorii grawitacji, więc nie wiemy, jak ta studnia wygląda i dokąd tak naprawdę prowadzi.

Kiedyś wydawało się, że śmiałek, który wskoczy do czarnej dziury, nie uniknie wciągnięcia do osobliwości, gdzie grawitacja zrobi z niego miazgę. Ale trzy lata temu Wiaczesław Dokuczajew, fizyk z Instytutu Badań Jądrowych Rosyjskiej Akademii Nauk w Moskwie, opublikował wyliczenia, które dają nadzieję na to, że we wnętrzu czarnej dziury niekoniecznie czekać nas będzie marny los. Wynika z nich, że za horyzontem wirującej lub naładowanej elektrycznie czarnej dziury znajdują się stabilne orbity. Jeśli trafimy na jedną z nich, to będziemy się poruszać wokół straszliwej osobliwości, ale na nią nie spadniemy. Tak jak Ziemia krąży wokół Słońca z dala od jego wrzącej plazmy.

Jedyna różnica jest taka, że orbity za horyzontem czarnej dziury nie są kołowe ani eliptyczne, przypominają raczej skomplikowaną rozetę. Przy tym im większa czarna dziura, tym lepiej. Jest więcej miejsca dla takich orbit, a poza tym „rozwałkowujące na ciasto” grawitacyjne siły pływowe nie są już tak dotkliwe. W supermasywnych czarnych dziurach, które mają masę miliony, a czasem miliardy razy większą niż nasze Słońce, grawitacja osobliwości byłaby praktycznie nieodczuwalna dla ludzi.

Krótki poradnik, jak zostać astronautą

Jak daleko muszę jechać?

Przygotuj się na długą podróż, bo ani w Układzie Słonecznym, ani w jego sąsiedztwie żadnych dziur raczej nie ma.

Najbliższa znana nam znajduje się w gwiazdozbiorze Łabędzia – w odległości aż 6 tys. lat świetlnych. Ale tej nie polecamy, bo otacza ją wir materii, która „przelewa” się przez jej krawędź niczym woda wpadająca do odpływu na dnie wanny.

W tym wirze materia trze i rozgrzewa się do milionów stopni, emitując wszystkie możliwe typy promieniowania – radiowe, podczerwone, widzialne, ultrafioletowe, ale przede wszystkim bardzo energetyczne i przenikliwe fale rentgenowskie. Z powodu niezdrowego promieniowania lepiej więc trzymać się od takich wirów z daleka.

Inna czarna dziura – gigantyczna, o masie 4 mln razy większej niż Słońca – znajduje się w centrum Drogi Mlecznej. To także daleko – 25-30 tys. lat świetlnych stąd. Ona też od czasu do czasu pochłania materię, ale jest dużo spokojniejsza niż jej żarłoczne kuzynki, które siedzą w centrach innych galaktyk i wciągają materię tak łapczywie, że otaczające je wiry przyćmiewają blaskiem całą galaktykę z jej miliardami gwiazd.

Fajerwerki odwołane: czarna dziura się nie przebudziła

Po czym poznać, dokąd się kierować? Jak ją namierzyć?

Na wycieczkę poznawczą trzeba wybrać dziurę samotną, która nie będzie zasysała gazu z towarzyszącej jej gwiazdy (lub gwiazd) i nie będzie otoczona wirem rozgrzanej i promieniującej plazmy. Tylko jak ją znaleźć? Bez jasnego wiru materii będzie się zupełnie zlewała z czarnym tłem kosmosu.

Ale jest na to sposób. Czarna dziura ma potężną grawitację, która zakrzywia przechodzące w pobliżu promienie świetlne. Jeśli więc znajdzie się na tle jasnej galaktyki lub grupy gwiazd, to skupi ich światło niczym soczewka powiększająca, a bywa, że podwoi lub potroi obraz gwiazd jak w kalejdoskopie.

Przygotuj sprzęt foto, bo będą nieziemskie widokiGdy się zbliżymy, zakrzywienie promieni świetlnych może dać cudowny efekt. Ostatnio na potrzeby filmu „Interstellar” naukowcy przeprowadzili najbardziej do tej pory realistyczną symulację czarnej dziury.

Okazuje się, że światło wykonuje wokół niej wprost dziki taniec.

W zależności od kierunku i kąta padania promienie mogą się poruszać po różnych trajektoriach, niektóre zatoczą jeden łuk i wrócą jak bumerang, inne się „nawiną” na czarną dziurę niczym nić na szpulkę, a potem oddalą z powrotem w daleki kosmos. Grawitacja zmienia częstość światła, czyli także barwę. Filmową Gargantuę otaczają zjawiskowe świetlne pierścienie, a w rzeczywistości widoki mogą być jeszcze bardziej bajeczne.

Dysk akrecyjny
Wpadająca do czarnej dziury materia tworzy wir obracający się niemal z prędkością światła. Siła odśrodkowa rozpłaszcza go jak naleśnik. Rozpędzane cząsteczki gazu świecą i wir zamienia się w gigantyczną neonówkę.

Błądzące widma dysku
Przestrzeń jest tak mocno zakrzywiona w pobliżu horyzontu, że obraz płaskiego dysku zostaje zwielokrotniony i pojawia się zarówno nad, jak i pod czarną dziurą.

Jak ciepło trzeba się ubrać?

To zależy od rozmiaru dziury. Paradoksalnie te niewielkie są cieplejsze niż olbrzymie. Stephen Hawking odkrył, że temperatura czarnej dziury jest tym większa, im mniejsza jest jej masa. Typowa czarna dziura, która powstała po wypaleniu się gwiazdy 10 razy cięższej niż Słońce (tzw. gwiazdowa dziura), jest lodowato zimna, dużo chłodniejsza od próżni kosmicznej. Ma temperaturę ledwie jedną milionową stopnia powyżej zera absolutnego, więc jej promieniowanie cieplne (tzw. promieniowanie Hawkinga) jest niezauważalne.

Ale temperatura czarnej dziury wielkości jądra atomowego wynosi… aż miliard stopni! Taka mikroskopijna dziura mocno więc promieniuje, traci energię i się kurczy, co sprawia, że jej temperatura jeszcze bardziej wzrasta. Ten proces w ostatniej fazie jest lawinowy i wybuchowy. W chwili agonii czarna dziura powinna znikać w eksplozji przenikliwego promieniowania gamma (choć wciąż trwają dyskusje, czy znika całkowicie czy też jakiś „ogryzek” po niej zostaje).

Oczywiście, raczej nie jest wskazane zbliżanie się do takich rozgrzanych do białości i promieniujących maleńkich dziur. Na razie w ogóle nie wiadomo, czy takie istnieją. Według niektórych hipotez mogły narodzić się we wczesnym Wszechświecie i jeśli miały odpowiednią masę – przetrwać do dzisiaj. Gdyby się udało znaleźć choć jedną z nich, byłaby niezłym generatorem energii. Taka mała czarna dziura o promieniu mniejszym od atomu, która ma masę miliarda ton (mniej więcej tyle co góra taka jak Mount Everest), może emitować promienie gamma z mocą 10 gigawatów przez miliardy lat. Ale nikt ich jeszcze nie wykrył, choć z łatwością zarejestrowalibyśmy ich promieniowanie, gdyby zbliżyły się do Układu Słonecznego.

Jak zaparzyć espresso w kosmosie?

Wybierz większą dziurę, żeby cię nie rozerwało

Wielką przeszkodą na drodze do wnętrza czarnej dziury są tzw. siły pływowe, podobne do tych, które wywołują na Ziemi przypływy i odpływy oceanów, tyle że miliardy razy większe. To skutek potężnej grawitacji. Gdy bowiem zbliżamy się do krawędzi dziury, to narasta różnica sił, z jaką przyciągane są różne części twojego ciała. Jeśli lecisz głową do przodu – to jest ona przyciągana silniej niż położone nieco dalej stopy. W pewnej odległości różnica sił stanie się tak wielka, że cię rozerwie. Rozerwana zostanie także twoja rakieta, a potem nawet pojedyncze atomy. To siły pływowe rozbijają gwiazdy, miażdżą i niszczą materię, która wpada do czarnej dziury. Fizycy określają to mianem spagettyzacji, bo grawitacja traktuje materię jak ciasto – wszystko rozwałkowywuje i zgniata. Człowiek nie jest w stanie przeżyć zbliżenia do krawędzi czarnej dziury, która ma masę mniejszą niż tysiąc mas Słońca. Tylko do większych dziur da się blisko podlecieć, bo mają większy horyzont i siły pływowe osiągają śmiertelną wartość dopiero daleko za horyzontem.

Skąd wiem, że dotarłem na miejsce? I gdzie znaleźć parking?

Jeśli klasyczna teoria względności Einsteina się nie myli, to horyzont niczym szczególnym się nie wyróżnia, nie wykryjemy go żadnym przyrządem. Jeśli więc jeszcze się wahasz, czy wskoczyć do środka, bardzo uważaj – nic cię nie ostrzeże.

W celach krajoznawczych lub badawczych najwygodniej byłoby po prostu zaparkować na orbicie wokół czarnej dziury. Ale nie wszędzie jest to możliwe. W pobliżu krawędzi orbity nie są stabilne. Najmniejsze zaburzenie (np. nieostrożny manewr) może nas zepchnąć do środka. Obszar niestabilności rozciąga się na odległość trzech promieni czarnej dziury.

Sygnałem, że zbliżasz się w rejony bez powrotu, będą coraz bardziej zdeformowane obrazy nieba. Zakrzywienie czasoprzestrzeni stanie się tak duże, że promienie świetlne bardzo mocno się tam ugną i przed sobą możesz zobaczyć gwiazdy, które masz za plecami. W odległości półtora promienia światło tak się zakrzywia, że zostaje całkowicie uwięzione na orbicie wokół czarnej dziury! Gdy tam się zapędzisz, to patrząc prosto przed siebie, zobaczysz własne plecy.

Wtedy może cię uratować tylko manewr, który niegdyś opracował brytyjski astrofizyk Roger Penrose. Dzięki niemu wytrawni podróżnicy i – co tu ukrywać – ryzykanci mogą dotrzeć niemal do samego horyzontu dużej wirującej czarnej dziury i jeszcze stamtąd wrócić. Trzeba zbliżyć się rakietą w kierunku zgodnym z ruchem wiru grawitacyjnego, a w bezpośrednim sąsiedztwie horyzontu włączyć silniki i ustawić ją tak, aby gazy odrzutowe wpadały do czarnej dziury. Wówczas rakieta ulegnie przyspieszeniu i zostanie wyrzucona z ogromną prędkością, jak z grawitacyjnej procy. Oddali się, zabierając część energii obrotowej czarnej dziury, która wskutek tego nieco zwolni.

Być może na wyższym poziomie rozwoju naszej cywilizacji w ten sposób nauczymy się czerpać energię z czarnych dziur.

Uwaga na fale grawitacyjneU celu podróży zawsze musisz strzec się fal grawitacyjnych, które powstają, gdy do czarnej dziury wpadnie jakaś większa masa. Efekt przypomina rzucenie kamienia do wody – z prędkością światła rozbiegają się koncentryczne zmarszczki czasoprzestrzeni. Blisko horyzontu są one wyjątkowo silne, mogą nadwyrężyć konstrukcję statku, a przede wszystkim twoje ciało.

Czy w pakiecie są zabiegi odmładzające?

Silna grawitacja spowalnia bieg czasu. Z punktu widzenia odległych obserwatorów na horyzoncie czarnej dziury czas się całkowicie zatrzymuje. Naiwni sądzą, że zamieszkanie na orbicie czarnej dziury jest dobrym sposobem na wydłużenie życia. Niestety, nie jest to prawda, bo to spowolnienie biegu czasu jest odczuwalne tylko dla tych, którzy pozostają na Ziemi. Dla ciebie – jeśli zaparkujesz przy czarnej dziurze – sekundy, minuty, dni i lata mijają tak jak zwykle. Tyle że wydarzenia na dalekiej Ziemi zaczynają biec w przyspieszonym tempie. Po powrocie z rocznego pobytu nad horyzontem czarnej dziury może się okazać, że na Ziemi upłynęły w tym czasie już setki, a nawet tysiące lat.

Nocleg na parkingu przy czarnej dziurze nie jest więc najlepszym sposobem na osiągnięcie nieśmiertelności, ale – dodajmy na pocieszenie – to na pewno dobra metoda na podróż w daleką przyszłość.

Wielkie pytania małych ludzi: Jak astronauci robią siku i kupę?

A może osiedlić się tam na stałe? Czy można żyć w czarnej dziurze?

Nie jest to wykluczone. Wiaczesław Dokuczajew w swojej pracy sugeruje nawet, że wysoko rozwinięte cywilizacje mogą świadomie wybierać życie na orbitach ukrytych w czarnej dziurze. – Centralna osobliwość to źródło wiecznej energii – mówi fizyk. – Taka cywilizacja nie musiałaby już szukać innego schronienia, co prędzej czy później staje się koniecznością, jeśli mieszka się przy zwykłej gwieździe, która się z czasem wypala. Poza tym do czarnej dziury wpada mnóstwo skarbów – zasoby naturalne, które można wykorzystywać.

Wchodzą też w grę kwestie bezpieczeństwa. Żyjąca we wnętrzu czarnej dziury cywilizacja nie może być podglądana z zewnątrz. Sama jednak zawczasu dostrzeże zbliżającego się wroga.

Niestety, nie jest także wykluczone, że do czarnej dziury w ogóle nie da się wlecieć. W ostatnich latach wśród fizyków rozgorzał bowiem spór , czy na granicy horyzontu czarnej dziury znajduje się „pierścień ognia”, który miałby być efektem „wyciekania informacji” z czarnej dziury. Jeśli tak jest, to każdy śmiałek, który by chciał przekroczyć horyzont czarnej dziury, zostałby momentalnie spopielony przez niewyobrażalny żar.

Hawking walczy z czarnymi dziurami. Czy otacza je ściana ognia?

Anatomia czarnej dziury. Behemoty i maleństwa

Jedno z podstawowych praw w zakresie czarnych dziur mówi, że one „nie mają włosów”. Naprawdę, nie żartuję! Ten termin wymyślił amerykański fizyk John Wheeler, a miał na myśli to, że gdy patrzymy na czarne dziury, to nic, żaden włosek, nie zdradza tego, co wpadło do środka. Czarne dziury są jak faceci w czerni – wszystkie takie same. To znaczy – prawie takie same. Są trzy cechy, które odróżniają jedną dziurę od drugiej: masa, prędkość obrotowa i ładunek elektryczny. Z daleka najłatwiej poznać je po masie. Im większa, tym większy horyzont. Ze względu na kategorię wagową można je podzielić na kilka podstawowych gatunków, z których tylko dwa pierwsze zostały z całą pewnością dotychczas zaobserwowane:

1. Supermasywne behemoty. Siedzą w centrach galaktyk i mają masę od miliona do wielu miliardów razy większą niż masa naszego Słońca. Najbliższa z nich drzemie sobie w środku Drogi Mlecznej, ok. 25 tys. lat świetlnych od Ziemi, i waży 4 mln razy więcej niż Słońce. Ostatnio przez teleskop wypatrzono wielki obłok gazu – prawdopodobnie pochodzący z rozerwanej na strzępy gwiazdy – który zbliża się ruchem spiralnym do jej horyzontu i lada chwila wpadnie do środka. Największa z odkrytych do tej pory czarnych dziur swoją masą aż 12 mld razy przewyższa Słońce! Nazywa się J0100+2802 i leży, na szczęście, bardzo daleko – dzieli nas od niej 12,8 mld lat świetlnych. Gdyby siedziała w miejscu Słońca, jej horyzont sięgałby kilka razy dalej niż orbita najdalszej planety, czyli Neptuna.

2. Dziury gwiazdowe. Mają masę od trzech do stu mas Słońca i powstały po wypaleniu się oraz zapadnięciu bardzo masywnych gwiazd. Wedle ostrożnych szacunków na każde 10 tys. gwiazd przypada jedna taka dziura. To oznacza, że tylko nasza galaktyka zawiera co najmniej 20-40 mln gwiazdowych dziur.

3. Czarne dziury wagi średniej – dużo większe niż gwiazdowe, lecz wciąż maciupkie wobec olbrzymich supermasywnych behemotów. Astrofizycy wciąż na nie polują. Niedawno poinformowali, że znaleźli pierwszego kandydata na taką dziurę: najjaśniejsze źródło promieniowania rentgenowskiego w galaktyce M82, oznaczone przez X-1. Jeśli to rzeczywiście jest czarna dziura, to ma masę 400 słońc i otoczona jest gorącym, promieniującym wirem.

4. Pierwotne czarne dziury. To maleństwa, których tusza może jednak budzić szacunek, bo jest porównywalna z masą masywu Mount Everest. Średnica ich horyzontu nie przekracza jednak nanometra (miliardowej części metra), a więc mają mniej więcej rozmiar atomu. Podejrzewa się, że takie dziury mogły powstawać w gorących chwilach tuż po Wielkim Wybuchu i być może niektóre przetrwały do dziś (tj. nie zdążyły wyparować bez śladu). Nikt ich jednak jeszcze nie spotkał.

5. Elementarne czarne dziury – to najbardziej mikroskopowy i ulotny gatunek. Ich rozmiary są małe nawet w skali atomowej: miliony razy mniejsze niż średnica jądra atomowego. Według niektórych teorii tego typu dziury mogą się tworzyć w zderzeniach cząstek elementarnych w Wielkim Zderzaczu Hadronów (LHC) w ośrodku CERN pod Genewą. Byli tacy, którzy obawiali się, że wyprodukowana w nim czarna dziura, choć mała, okaże się żarłoczna – zacznie rozrywać i zjadać okoliczne atomy, połknie Genewę, Szwajcarię, a potem cały świat. Dyrekcja CERN powołała nawet zespół ekspertów, który miał ocenić, czy taki scenariusz może się spełnić. Najwybitniejsi specjaliści od fizyki wysokich energii uspokajali opinię publiczną, że miniaturowe czarne dziury, które mogłyby powstać w ziemskich akceleratorach, byłyby niegroźne. Żyłyby niesłychanie krótko, wyparowując w ułamku sekundy. W ziemskiej atmosferze codziennie dochodzi do setek tysięcy kolizji z udziałem kosmicznych jonów, protonów i elektronów mających o wiele większe energie niż te osiągane w największych nawet laboratoriach. Gdyby więc czarny scenariusz z czarną dziurą w roli głównej był możliwy, to już by się ziścił.

* Fizyk matematyczny, szef Działu Nauki

Oglądaj wideo „Nauki dla każdego” i odkrywaj największe zagadki otaczającego Cię świata. Daj się wciągnąć, zafascynować, zadziwić. Spójrz na siebie i rzeczywistość z innej, naukowej strony!

W ”Nauce dla Każdego” czytaj też:

Obudź w sobie neandertalczyka. Jego geny ma każdy z nas
Choć długo uważaliśmy go za tępego prymitywa, to jemu zawdzięczamy nasz europejski wygląd: białą skórę, jasne włosy i niebieskie oczy. Żyliśmy ze sobą, kochaliśmy się, kłóciliśmy. Jesteśmy mieszańcami Homo sapiens i neandertalczyka

Jak fizycy radzą sobie z parzeniem kawy
Wciągasz aromat, czujesz mocny smak, kofeina zaczyna pobudzać do pracy korę mózgową. Jesteś więc gotów, by poznać kilka użytecznych zasad dynamiki płynów, dzięki którym nie rozlejesz kawy ani się nią nie oparzysz

Dlaczego lubimy piosenki, które znamy?
Mogą cię irytować, a jednak noga sama zaczyna podrygiwać przy melodiach, które radio puszcza w kółko i w kółko. Wystarczy powtarzający się rytmiczny refren, by piosenka stała się hitem. Nasz mózg uwielbia powtórzenia

Jak się żyje w czarnej dziurze?
Nie wskakuj do osobliwości, bo grawitacja zrobi z ciebie miazgę. I zabierz kostium kąpielowy, może być gorąco. Przygotuj się też na kłopoty z parkingiem, no i nie zapomnij kamery: widoki będą boskie!

Źle się czujesz? Do zoobaczenia u weterynarza
Ludzki lekarz to po prostu gorszy weterynarz, bo zna się tylko na jednym gatunku – głosi jedna z bardziej popularnych ostatnio amerykańskich lekarek i zachęca, aby o naszym zdrowiu uczyć się od ważki albo końskiej muchy. Barbara Natterson-Horowitz, współczesny dr Dolittle

Co wysysa nocami prąd z gniazdek i pompuje rachunki za elektryczność?
Ładujesz nocą komórkę? Zostawiasz naładowany laptop podłączony do prądu? Budzisz wampiry. A niepracująca kuchenka mikrofalowa zużywa tyle prądu co trzydzieści ładowarek!

Jak oszukać ból
Boli? Albo boisz się, że będzie bolało? Oto kilka naukowo udowodnionych metod łagodzenia cierpienia

wyborcza.pl

 

 

pawełKukizSkrzyżowanie

Kukiz – skrzyżowanie Putina z Kononowiczem

Kmicic, Wernyhora i Szela polskiej polityki, muzyk Kukiz, zaczyna ujawniać swój „program”. I wielkie mu za to dzięki, bo już pierwszy fragmencik owego „programu” mówi o nim więcej niż wszystko to, co powiedział w kampanii prezydenckiej.

Kukiz zaczął od ujawniania swego „programu” w sprawie mediów. Generalnie wynika z niego, że media są złe, a szczególnie złe są wtedy, gdy mają zagranicznych właścicieli lub wydawców. Czyli na przykład Radio Maryja ojca dyrektora, wydawana de facto przez PiS „Gazeta Polska” i wydawany de facto przez Skoki tygodnik „W Sieci” są w porządku, ale na przykład „Newsweek” czy większość największych gazet regionalnych ok nie są, bo tak uważa nasz kandydat na wodzusia, Kukiz.

Czy chcesz oglądać najnowszy sezon Gry o Tron już od 1 zł miesięcznie?
tak, chcę
nie jestem zainteresowany

W zasadzie panu Kukizowi powinienem podziękować. Wielce mnie bowiem nobilituje, iż w swym „programie” wymienił mnie z nazwiska. Taki poważny polityk zajmuje się w swym „programie” taką nieistotną postacią jak ja – no dziękuję, kłaniam się panie muzyku.

Problem w tym, że jak w większości swych wypowiedzi muzyk Kukiz trafia kulą w płot. Pomijam już tortury, jakie zadaje on polszczyźnie, w szczególności składni, toż chęć szczera jest w przypadku Kukiza ważna, a nie wykształcenie, wiedza czy składnia.

Niestety, podobnie jak we wczorajszym liście do prezydenta Komorowskiego, w którym Kukiz z pasją zajął się nieistniejącym problemem, tak i w odniesieniu do mnie zajął się problemem, którego nigdy nie było.

Otóż Kukiz postuluje, by Telewizja Polska nie mogła zatrudniać dziennikarzy „pracujących dla mediów zagranicznych, jak Lis, któremu płacą Niemcy wydający „Newsweeka”. Jedno zdanie, trzy głupstwa, to nawet jak na Kukiza jest wynik imponujący.

Po pierwsze, nie jestem zatrudniony w TVP. Byłem w niej zatrudniony, ale przestałem być 18 lat temu. Przez ostatnie lata z TVP współpracowałem, robiąc w niej i dla niej program, ale nie czyni mnie to w TVP zatrudnionym. To powinien zrozumieć nawet Kukiz. Po drugie, nie pracuję w medium zagranicznym. Tygodnik „Newsweek” jest tygodnikiem polskim. Po trzecie, nie płacą mi Niemcy( a gdyby nawet, to co?). Wydawnictwo Rignier Axel Springer Polska jest wydawnictwem szwajcarsko-niemieckim. A płacą mi nie Niemcy, lecz w praktyce czytelnicy. Zresztą guzik Kukiza obchodzi kto mi płaci. Nie jego sprawa. Niech się lepiej zajmie tym, kto i jak finansował kampanię jego patrona z miasta Lubin.

Niechęć to wydawców zagranicznych nie jest oczywiście czymś specyficznym dla Kukiza. Wykazują ją różnej maści dyktatorzy i zagraniczni führerkowie, od Putina po Orbana. Granie na ksenofobii i germanofobii też oryginalne nie jest. Owszem, prymitywne i obrzydliwe, ale nie oryginalne. „Płacą mu Niemcy”, a fuj. Nie płacą? Ale może przylgnie.

Pomysły Kukiza są całkiem zabawną kombinacją mentalności Putina z intelektem Kononowicza.

Ja jednak Kukizowi dziękuję. Więcej, panie Kukiz, więcej proszę, chcemy poznać kolejne pana pomysły, które z takim entuzjazmem publikuje skrojony pod pana umysłowość portal pudelek. Wyborcom się ta wiedza należy. Z góry dziękuję.

I tylko mała prośba. Niech Pan pisząc „program” czasem zajrzy chociaż do Wikipedii. Jak Pan tego nie uczyni, wyborcom może przyjść do głowy własny postulat, wpisania do naszego prawa wyborczego punktu zakazującego kandydowania na poważne urzędu ludzi zdradzających ślady przebytych chorób.

naTemat.pl

Dodaj komentarz