Spaghetti (18.08.2015)

 

Jasna Góra w kryzysie. Spada liczba pielgrzymek, a Światowe Dni Młodzieży w 2016 r. całkiem odciągną wiernych

Coraz mniej pielgrzymów idzie pieszo na Jasną Górę.
Coraz mniej pielgrzymów idzie pieszo na Jasną Górę. Fot. Łukasz Kolewiński / Agencja Gazeta

Z roku na rok spada liczba pątników, którzy idą na Jasną Górę. W tym roku do Częstochowy na własnych nogach przyszło 70 tys. osób. To o 3,4 tys. mniej, niż rok temu. Znacznie spadła liczba pielgrzymek: z 59 do 50. Księża przyznają, że trend jest właściwie niemożliwy do odwrócenia.

Jasna Góra pustoszeje. O ile jeszcze dekadę temu do Częstochowy przychodziło ponad 100 tys. pielgrzymów, w tym roku było ich tylko 70 tys. W porównaniu z poprzednim rokiem to spadek o 3,4 tys. – informuje„Rzeczpospolita”. Rekordowe minimum może wystąpić w przyszłym roku.

Z powodu Światowych Dni Młodzieży w Krakowie wielu wiernych zdecyduje się pojechać właśnie tam, rezygnując tego jednego roku z wizyty na Jasnej Górze. Do tego dochodzą inne przyczyny: demografia, ekonomia czy wreszcie odchodzenie od Kościoła instytucjonalnego.

Księża starają się jednak robić dobrą minę do złej gry, tłumacząc, że wielu wiernych dołącza do pielgrzymki na ostatni etapie, bo nie mogą sobie pozwolić na 10-dniowy urlop (tyle idzie się z Warszawy), więc trasę pokonują rowerami. Pocieszają się też tym, że rośnie liczba Polaków pokonujących szlak do Santiago de Compostela, choć nie rekompensuje ona mniejszej frekwencji na drodze do Częstochowy.

Podczas sobotnich uroczystości abp Wacław Depo, metropolita częstochowski, przekonywał, że mówienie o państwie wyznaniowym to demagogia. – Nam nie grozi – demagogicznie ujmując – państwo wyznaniowe, ale – jak mocno wołał św. Jan Paweł II – zagraża nam kłamstwo udające prawdę i grzech udający dobro – cytuje hierarchę Polskie Radio.

Źródło: „Rzeczpospolita”

jasnaGórawKryzysie

naTemat.pl

Passent chwali Dudę za plan wizyt zagranicznych. „Interesujący, niebanalny, autorski”

klep, 18.08.2015

Daniel Passent

Daniel Passent (Fot. Wojciech Surdziel/AG)

„Nie wątpię, że z punktu widzenia PR para prezydencka jest młoda, nowoczesna, wykształcona, można powiedzieć – efektowna i zostanie zaakceptowana na salonach” – pisze Daniel Passent o planach podróży zagranicznych Andrzeja Dudy. Zdaniem publicysty ambicje prezydenta są jednak tak duże, że aż nierealne.

 

„Interesujący, niebanalny, wyraźnie autorski” – tak Daniel Passent ocenia na blogu w serwisie Polityka.pl ogłoszony wczoraj program zagranicznych podróży Andrzeja Dudy. Zdaniem publicysty plan wyraża ambicje prezydenta, by „Polska stała się liderem wspólnoty państw Europy Środkowo-Wschodniej”. – Ambicja ta wydaje się nierealna, ale jeśli nawet powiedzie się częściowo (czyli poprawi się współpraca w regionie), to i tak byłoby dobrze – komentuje Passent. I ocenia każdy z najbliższych celów podróży Dudy.

Tallin, Estonia

Passent zauważa, że wizyta planowana jest na 23 sierpnia, czyli rocznicę podpisania układu Ribbentrop-Mołotow. Następnego dnia przypada natomiast rocznica rozpadu ZSRR. Przede wszystkim jednak bliższa współpraca Polski z państwami bałtyckimi zdaniem publicysty na pewno zaniepokoi Rosję.

Berlin, Niemcy

Passent wskazuje, że choć współpraca między Polską i Niemcami jest aksamitna, to spraw drażliwych nie brakuje – jak choćby kwestia stałych baz NATO w Polsce czy status mniejszości polskiej w RFN. Publicysta zaznacza, że stosunki z Angelą Merkel to niewiadoma, ale już zbliżenie z prezydentem Gauckiem ma być pewne. „Pierwsza dama – germanistka – i znajomość niemieckiego przez Dudę będą dużymi atutami. Żaden Kurski nie będzie tropił dziadków w Wehrmachcie” – podkreśla Passent.

 

Londyn, Wielka Brytania

To będzie trudna wizyta – przekonuje publicysta. Głównie ze względu stosunku Davida Camerona do problemu imigrantów – także polskich. Zdaniem Passenta konkretów może być niewiele, ale okazja upamiętnienia polskich lotników z Bitwy o Anglię będzie ważna w warstwie symbolicznej.

Erfurt, Niemcy

Tu odbędzie się spotkanie prezydentów siedmiu europejskich państw – Austrii, Niemiec, Portugalii, Estonii, Słowacji, Bułgarii i Polski. „Nie wątpię, że z punktu widzenia PR będzie to korzystne – para prezydencka jest młoda, nowoczesna, wykształcona, można powiedzieć – efektowna i zostanie zaakceptowana na salonach” – przyznaje Passent.

Szczyt NATO w Warszawie

Szczyty państw Trójkąta Wyszehradzkiego w Budapeszcie i Europy Środkowo-Wschodniej w Bukareszcie będą przetarciem przed przyszłorocznym szczytem NATO w Warszawie. „Wtedy zaczną się schody. Wtedy prezydent Duda – i my wraz z nim – przekonamy się, na ile kraje regionu stanowią wspólnotę” – wskazuje Passent. I jak duże szanse na sukces będzie miała wizja dyplomacji prezydenta Dudy.

Więcej w serwisie Polityka.pl >>>

Zobacz także

 

TOK FM

Konstytucję trzeba pisać w spokoju

Katarzyna Kolenda-Zaleska, „Fakty” TVN, 18.08.2015

Konstytucja RP

Konstytucja RP (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Nie da się napisać nowej konstytucji w obecnych warunkach politycznych. Nie da – gdy jest taka temperatura politycznego sporu, politycy pokłóceni, społeczeństwo podzielone. Konstytucja to nie jakaś tam ustawa, którą można szybko zmienić, gdy się okaże bublem prawnym. Konstytucja to fundament państwa. Jej pisanie wymaga spokoju, odpowiedzialności i skłonności do kompromisu, a to ostatnia rzecz, którą reprezentuje sobą obecna klasa polityczna.

Wyobraźmy sobie Sejm i Senat powołujące komisję konstytucyjną. Czy ktokolwiek mógłby się pokusić o wskazanie jej składu, wybitnych prawniczych, „konstytucyjnych” umysłów pozbawionych politycznej zaciekłości, kierujących się dobrem państwa a nie dobrem partii? Hm.

A potem wyobraźmy sobie pisanie na przykład nowej preambuły. Albo artykułu o ochronie życia. Przy tej skali politycznej zapiekłości wydaje się to absolutnie niemożliwe. Co więcej, kłótnie wokół tych spraw mogą się okazać naprawdę gorszące – wystarczy sobie przypomnieć senacką debatę o in vitro.

Zapowiedzi prezydenta Dudy, że chce zainicjować debatę o nowej konstytucji, są ciekawe, ale prezydent też dobrze wie, jakie są – powyższe – słabości tej propozycji. Wie również, że do tego potrzebna jest prawdziwa wspólnota celów, a tej nie ma. Zapowiada jej odbudowę. Ale na razie tylko zapowiada, a jego wypowiedzi czasem przeczą tym deklaracjom.

Ale dobrze. Można przyjąć z otwartością tę jego propozycję. Niech przedstawi zarys tego, co mu chodzi po głowie. Niech przedstawi listę ekspertów, którzy mieliby opracować wstępny projekt. Już sam skład tej jego quasi–komisji konstytucyjnej byłby wyznacznikiem dobrej woli. Czy znaleźliby się w niej zwolennicy wprowadzenia euro, związków partnerskich, świeckiego państwa, czy też byłoby to ciało złożone wyłącznie z ludzi o jednakowych poglądach?

Debata o konstytucji wcale nie jest wygodna dla Andrzeja Dudy. Jeśli okaże się on zbyt otwarty, narazi się własnej partii, jeśli zbyt zamknięty – legną w gruzach jego deklaracje o wspólnocie.

Może więc, zamiast pisać konstytucję od nowa, poprawić w obecnej to, co jest do poprawienia. Dyskusja o tym, ile władzy dla prezydenta, może być naprawdę inspirująca. Czy prezydent Duda będzie chciał samoograniczenia, czy wręcz przeciwnie – opowie się za systemem kanclerskim? Z zapowiedzi wynika, że ma apetyt na więcej. Ale też dobrze by było, aby przed przystąpieniem do prac przedstawił swoje poglądy.

Problem zakresu władzy prezydenta warto by doprecyzować. Trzeba by też zdecydować, jaki system ma być w Polsce obowiązujący. Taki jak w Niemczech czy taki jak we Francji? Prezydent o tym wspomina, ale nie daje jasnej odpowiedzi, jak to widzi. Chyba raczej widzi siebie na czele państwa, skoro już wysyła sygnały o zwiększeniu uprawnień prezydenta w zakresie bezpieczeństwa i chciałby konsultować kandydatów na ministra obrony. A to dopiero początek kadencji!

Jeśli prezydent chce zacząć debatę – niech zaczyna! Zobaczymy skład ekspertów, a będziemy wiedzieli, w jakim kierunku to zmierza. Na razie wiemy jedynie tyle, że prezydent chce być aktywny za wszelką cenę.

Zobacz także

prezydentDudaMaApetytNaWięcej

wyborcza.pl

PiS chce demokratury

Marek Borowski, 18.08.2015

Andrzej Duda i lider PiS Jarosław Kaczyński

Andrzej Duda i lider PiS Jarosław Kaczyński (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

Jest taka jedna partia, która co rusz chce zmieniać wszystko,bo na ewolucyjne zmiany szkoda jej czasu. Ta partia to oczywiście Prawo i Sprawiedliwość

Uchwalona w 1997 r. konstytucja z pewnością nie jest doskonała, dlatego co pewien czas podnoszą się głosy, że warto by to i owo w niej zmienić, uczytelnić, lepiej rozdzielić kompetencje. Niewiele z tego wynika, bo gdy jedna partia chce zasadnie poprawić jeden artykuł, pozostałe warunkują to zmianami w pięciu innych miejscach i kończy się to tak, jak powiedział były premier Rosji Czernomyrdin: „Chcieliśmy dobrze, ale wyszło jak zwykle”.

Poprawki poprawkami, nikt jednak nie podważa konstytucji jako takiej. Nikt? Oj, chyba przesadziłem. Jest taka jedna partia, która co rusz chce zmieniać wszystko, bo na ewolucyjne zmiany szkoda jej czasu. Ta partia to oczywiście Prawo i Sprawiedliwość.

Co pewien czas wielkim nakładem pracy ekspertów i polityków wytwarza kompletny, całościowy projekt nowej konstytucji. Oczywiście, uchwalenie ustawy zasadniczej nie jest takie proste – trzeba mieć 307 posłów i 51 senatorów. Do tej pory była to mrzonka, ale kto wie, co będzie w październiku?

Prezentowany obecnie program PiS-u („3×15”, czyli po 15 mld zł miesięcznie na dzieci, na wyższą kwotę wolną od podatku oraz na obniżenie wieku emerytalnego i VAT-u) to jedynie wabik, który ma przyciągnąć wyborców. Zagłosują, a dopiero potem dowiedzą się, o co naprawdę chodziło. Właśnie dlatego warto o tym pisać, bo projekty te nigdy – zapewne przez skromność – nie były przesadnie eksponowane, a to z nich wyziera prawdziwa myśl ustrojowa Prezesa.

2005 r. Nowy Człowiek. PiS-man

Pierwszy projekt nowej konstytucji powstał w 2005 r. i miał zwiastować nadejście IV RP. Przewidywał objęcie przez władzę wykonawczą żelaznym uchwytem telewizji i radia (co zresztą w ciągu jednej nocy się dokonało), prasy, sądów, opozycji i systemu edukacji. Napisałem wtedy w „Wyborczej”, że tak jak w przeszłości komunistom, tak teraz Jarosławowi Kaczyńskiemu marzy się uformowanie nowego Polaka. Taki Nowy Człowiek, PiS-man, myślałby o różnych sprawach to, czego chcieliby jego twórcy. Dopiero taka przemiana zagwarantowałaby PiS-owi długoletnią władzę, gdyż każdy osobnik głoszący inne poglądy byłby uważany za wybryk natury. Podobieństwo do Orwella było oczywiście całkowicie przypadkowe.

IV RP szybko legła w gruzach pod własnym ciężarem, choć zanim się rozsypała, zdążyła sporo naszkodzić. Konstytucję z 2005 r. odłożono na półkę i pięć lat później (styczeń 2010 r.) opracowano nową, stanowiącą – jak rozumiem – aktualną propozycję ustrojową PiS-u (www.pis.org.pl). Pobrzękują w niej licznie te same tony, co w poprzednim projekcie, ale są i nowe.

2010 r. Ustrój prezydencki

Zacznijmy od nowości. Projekt 2010 radykalnie przekształca ustrój RP z gabinetowo-parlamentarnego w prezydencki. Wtedy prezydentem był Lech Kaczyński i autorzy tego projektu optymistycznie zakładali, że będzie on ponownie wybrany jesienią 2010 r.

Dziś sytuacja jest klarowna: prezydentem jest Andrzej Duda i pisowski projekt konstytucji (dalej: PPK) jest wręcz skrojony dla niego, a co najważniejsze – sam Andrzej Duda napomknął o potrzebie uchwalenia nowej konstytucji.

Poinformujmy zatem opinię publiczną, co zawiera ten projekt. Zaczniemy od tego, co będzie mógł uczynić prezydent Andrzej Duda, jeśli w wyborach oddamy dostatecznie dużo głosów na PiS i ewentualnie na ruch Kukiza.

Po pierwsze, w ciągu pierwszych sześciu miesięcy od objęcia urzędu będzie mógł rozwiązać Sejm (art. 94 PPK). Dlaczego? Nie wiadomo, bo taka będzie jego prezydencka wola.

Po drugie, Sejm może sobie wybierać premiera i ministrów, a prezydent wcale nie musi ich powoływać. Wystarczy, że dręczy go „uzasadnione podejrzenie, że nie będą oni przestrzegać prawa (sic!)” (art. 122 PPK).

Po trzecie, jeśli prezydentowi nie spodoba się ustawa przyjęta przez Sejm (np. sześciolatki do szkoły), może sam z siebie zarządzić nad nią referendum i gdy naród ją odrzuci, prezydent może – zgadnijcie państwo co? – oczywiście rozwiązać Sejm (art. 103 PPK).

Po czwarte, odwróćmy sytuację: prezydent, jako dobry pan, postanowił obniżyć wiek emerytalny wszystkim do 60. roku życia. Poddaje ustawę pod referendum i po oczywistym poparciu przez naród kieruje ją do Sejmu. Ustawa jest szkodliwa, więc Sejm ją odrzuca. I już po Sejmie, bo prezydent sięga do art. 105 PPK i Sejm rozwiązuje.

Powie ktoś, że przesadzam – przecież wiążące minimum frekwencji w referendum to aż połowa wyborców. Uprawnienia z pkt 3 i 4 to zatem raczej straszak niż realna groźba. Czyżby? Nie radzę lekceważyć autorów PPK i ich holistycznego podejścia do tematu. Art. 8 PPK obniża ten próg do 30 proc.!

Mogę się także spotkać z zarzutem, że przecież jeśli PiS zdobędzie w wyborach większość (tym bardziej, jeśli będzie to większość konstytucyjna), to Andrzej Duda nie będzie się przecież wadził z Prezesem i korzystał z tych uprawnień. Zgoda, ale nic nie trwa wiecznie. Rządy PiS nie muszą trwać cztery lata. Może dojść do rozpadu koalicji albo wcześniejszych wyborów – i wtedy nowe szaty prezydenta, utkane przez PPK, będą bardzo przydatne.

A poza tym, spójrzmy na te pomysły bez kontekstu politycznego: po ich wprowadzeniu demokratycznie wybrany parlament i rząd zostają ubezwłasnowolnione, bo w każdej chwili mogą zniknąć.

Prezydent ma w PPK jeszcze inne przywileje. Przed Trybunałem Stanu staje tylko za umyślne naruszenie konstytucji, podczas gdy np. minister odpowiada za każde naruszenie. Ale i tu jest ciekawostka. Obecna konstytucja zobowiązuje, aby większość członków TS miała kwalifikacje sędziowskie. W PPK tego warunku już nie ma – każdy krewny i znajomy Królika będzie mógł zostać członkiem Trybunału.

Rząd wzięty, Sejm opanowany…

Przejdźmy teraz do drugiej kwestii – co PPK mówi o relacjach rządu i opozycji? Niewiele, ale za to konkretnie. „Gęganie” opozycji będzie mocno ograniczone. Rada Ministrów, wnosząc projekt ustawy, może zabronić wnoszenia poprawek (art. 106). Na wniosek RM prezydent może rządzić dekretami (art. 62). Inicjatywę ustawodawczą będzie miało nie 15 (jak dziś) posłów, ale 36, przy czym liczba posłów ma ulec zmniejszeniu do 360, czyli do wniesienia projektu ustawy klub musiałby liczyć co najmniej 10 proc. ogólnego stanu izby. W obecnych warunkach 10 proc. to 46 posłów, czyli takie partie jak SLD, PSL czy wcześniej Ruch Palikota byłyby pozbawione podstawowego prawa, jakim jest wnoszenie pod debatę własnych propozycji.

A może jakąś szansę dla opozycji będzie stanowił Trybunał Konstytucyjny, który ustawy niebezpieczne dla pluralizmu, świeckości państwa czy demokracji – uchwalane przez PiS – będzie uchylał? Porzućcie wszelką nadzieję – autorzy PPK zamknęli i tę furtkę. Z art. 135 wynika, że wyroki Trybunału będą miały moc obowiązującą nie wtedy, gdy po prostu większość sędziów zakwestionuje zgodność z konstytucją, ale wtedy, gdy większość ta wyniesie cztery piąte składu (!).

Tak więc nawet jeśli 11 sędziów stwierdzi brak zgodności z konstytucją, a tylko czterech będzie przeciwnego zdania – ustawa zostanie uznana za konstytucyjną! Już tylko dla porządku dodajmy, że w myśl art. 128 PPK prezesa i wiceprezesów TK prezydent powołuje, nie prosząc sędziów o przedstawienie kandydatur, jak tego wymaga obecna konstytucja.

Tak więc rząd wzięty, Sejm opanowany, prezydent na posterunku, gotowy do akcji – ale przecież są jeszcze chyba sądy w Warszawie?!

…a sądy pod specjalną kontrolą

Niestety, po wejściu w życie PPK – już nie. Jeśli postulowane przez ekspertów PiS badanie „butnych i aroganckich sędziów” wariografem oraz badanie ich moczu na obecność substancji szkodliwych nie pomoże – wkroczy prezydent i na mocy art. 145 PPK złoży sędziego z urzędu za „niezdolność lub brak woli” rzetelnego wypełniania obowiązków. Te przykre defekty u sędziego wykryje i stwierdzi większością trzech piątych głosów Rada do spraw Sądownictwa, powołana w miejsce obecnej Krajowej Rady Sądownictwa.

I tu niespodzianka (czy aby na pewno niespodzianka?): o ile obecna KRS składa się w trzech czwartych z osób niezależnych od rządu i prezydenta (a więc nieskorych do realizowania poleceń władzy wykonawczej), to we wspomnianej Radzie do spraw Sądownictwa wprost przeciwnie: 80 proc. członków powołuje prezydent, rząd lub większość parlamentarna, a na dodatek, dla wszelkiej pewności, przewodniczącym Rady jest sam prezydent!

Tak więc, panie i panowie sędziowie, musicie zrozumieć, że nie będziecie już „świętymi krowami”, a dobra i rozumna władza będzie po ojcowsku korygować wasze postępowanie.

Koniec państwa świeckiego

Na koniec zostawiłem to, co oczywiste: PPK rezygnuje z wszelkich zasad świeckiego państwa. Poczynając od nowej preambuły („W imię Boga Wszechmogącego”), przez całkowity zakaz aborcji, liczne rezygnacje z dotychczasowych przepisów gwarantujących wolność sumienia, aż do nowej roty przysięgi składanej przez osoby publiczne obejmujące różne urzędy.

Dziś rota jest świecka, a składający przysięgę może dodać: „Tak mi dopomóż Bóg”. W PPK rota kończy się słowami „Tak mi dopomóż Bóg”, a składający przysięgę może z nich zrezygnować. Bardzo oryginalnie będzie zatem wyglądać ślubowanie poselskie, gdy marszałek odczytuje rotę, a posłowie kolejno wstają i mówią: „Ślubuję”. Dziś wielu dodaje: „Tak mi dopomóż Bóg”, ale po nowemu ci, którzy nie zechcą akcentu religijnego, będą zmuszeni mówić: „Ślubuję, ale bez ostatniego zdania”!

Groźną cechą PPK jest możliwość zmiany przez odpowiednią większość każdego artykułu konstytucji, czyli dokonania tzw. demokratycznego zamachu na podstawowe prawa obywatelskie. Obecna konstytucja zawiera przepis, że jeśli parlamentarna większość zechce np. wprowadzić do konstytucji możliwość stosowania cenzury lub zakaz strajków, to na żądanie opozycji musi być w tej sprawie zorganizowane referendum. W PPK takiego przepisu nie ma, a tak na marginesie – nie ma również zagwarantowanego prawa do strajku (!).

Czas na podsumowanie

O PPK można by pisać jeszcze długo, ale chyba już wszystko jasne. Ustrój, jaki się z tego projektu wyłania, to wprawdzie jeszcze nie dyktatura, ale na pewno już nie demokracja.

To demokratura. Nie wiemy, czy tego właśnie chce prezydent Duda. Miejmy nadzieję, że wkrótce skonkretyzuje swoje zamiary. Wiemy jednak, czego chce PiS. Dlatego stawka październikowych wyborów jest znacznie większa, niż się wielu rodakom wydaje. Trzeba będzie wybierać między naszą nieidealną, wymagającą poprawy demokracją a autorytarną, znaną z niektórych sąsiednich krajów, demokraturą. Nie zróbmy błędu!

Marek Borowski – senator niezależny, były marszałek Sejmu, związany z lewicą poseł na Sejm wielu kadencji, współautor konstytucji i jej preambuly (1997 r.)

Zobacz także

JestTakaJednaPartia

wyborcza.pl

Prezydent Duda rusza w świat

Paweł Wroński, Agnieszka Filipiak, bart, 18.08.2015

Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Adam Stpie / Agencja Gazeta)

Tallinn, Berlin, Londyn to pierwsze stolice, które odwiedzi Andrzej Duda. W dużym stopniu będzie kontynuował plany Bronisława Komorowskiego.

Przyznał to w poniedziałek minister Krzysztof Szczerski odpowiedzialny za politykę zagraniczną nowej głowy państwa. Taki charakter ma na przykład wizyta 15 września w Londynie (rocznica bitwy o Anglię; przy okazji odbędzie się spotkanie z premierem Davidem Cameronem) czy wyjazd na doroczne Zgromadzenie Ogólne ONZ pod koniec tego miesiąca (i rozmowa z prezydentem Barackiem Obamą).

Według naszych informacji program zagranicznych podróży kancelaria Dudy konsultowała z MSZ. Głowie państwa będzie w nich tradycyjnie towarzyszył jeden z wiceministrów spraw zagranicznych, a w Nowym Jorku minister.

Z wypowiedzi Szczerskiego wynika też, że nie będzie wojny o krzesło – czyli o to, kto ma reprezentować Polskę na unijnych szczytach – jak miało to miejsce, wtedy gdy prezydentem był Lech Kaczyński, a premierem Donald Tusk.

Duda nie pretenduje bowiem do udziału w posiedzeniach Rady Europejskiej, na razie w ogóle nie wybiera się do Brukseli. Oficjalny powód to problem z dostosowaniem kalendarza ze względu na sezon wakacyjny w instytucjach UE. To może być wymówka – Tusk, dziś przewodniczący Rady Europejskiej, nie uczestniczył w zaprzysiężeniu Dudy i ominięcie Brukseli może wskazywać na to, że prezydent nie bardzo chciałby się z nim widzieć.

Bronisław Komorowski rozpoczął kadencję od prywatnej wizyty na Litwie, a następnie od touru Bruksela – Paryż – Berlin. Ta podróż miała symbolizować powrót do głównego nurtu polityki europejskiej po eurosceptycznej prezydenturze Kaczyńskiego. On z kolei najpierw poleciał do Watykanu, a następnie do USA, co miało świadczyć o strategicznym sojuszu z Ameryką.

Andrzej Duda poleci do Tallinna 23 sierpnia – to rocznica podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow i Europejski Dzień Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu.Prezydent ma tam przedstawić wizję bezpieczeństwa Europy Środkowej. Duda głośno domaga się utworzenia stałych baz NATO w nowych krajach Sojuszu, czego chce też Estonia. Jednym z celów prezydenta jest także stworzenie regionalnej osi współpracy od Tallinna po Bukareszt, której Warszawa ma być liderem.

28 sierpnia w Berlinie Duda będzie rozmawiał z prezydentem Joachimem Gauckiem i kanclerz Angelą Merkel. W pierwszych wypowiedziach po wygraniu wyborów współpracownicy prezydenta podkreślali, że zależy im na wizycie w dużej stolicy UE i że ma to być właśnie Berlin. Również Niemcy wysyłali jednoznaczne sygnały – chcą zachować jak najlepsze relacje z Polską. Stąd nie tylko szybkie ustalenie szczegółów wizyty, ale także ciepłe listy od Gaucka i Merkel po wygranej Dudy w II turze wyborów.

Wcześniej przyszły prezydent kilkakrotnie wspominał o konieczności „wyjścia z głównego nurtu” polityki europejskiej. Liderzy PiS wielokrotnie mówili o Polsce jako „rosyjsko-niemieckim kondominium”. Sam Szczerski podkreślał, że warunkami dobrej współpracy z Berlinem są m.in. zgoda na budowę baz NATO oraz zrewidowanie niemieckiej polityki klimatycznej bijącej w polską energetykę węglową.

Wczoraj Szczerski tłumaczył, że nie chodziło o warunki, ale raczej o „wyzwania” we wspólnych relacjach. Stwierdził, że „rozumiemy i uznajemy” rolę Niemiec w polityce europejskiej. Dodał, że nowy prezydent pragnie mieć z nimi „dobre stosunki”.

– Zależy nam na dobrej współpracy. Jeśli prezydent Duda będzie chciał rozmawiać o tym, jak poprawić stosunki dwustronne, jesteśmy na to otwarci – powiedział nam jeden z niemieckich dyplomatów. Nasi niemieccy rozmówcy powtarzają, że powrót do zimnej wojny z czasów rządów Jarosława Kaczyńskiego byłby najgorszym scenariuszem. Dlatego Duda w Berlinie będzie podejmowany ze wszystkimi honorami.

Wybór stolic europejskich według kalendarza poprzednika świadczy o woli kontynuacji polityki zagranicznej – podkreślał wczoraj szef MSZ Grzegorz Schetyna, który osobiście rozmawiał z prezydentem dwa dni przed jego zaprzysiężeniem. Zdziwił się, że na liście nie ma Brukseli ani Paryża.

Według Szczerskiego w przypadku Francji nie dało się ustalić terminu wizyty. Nieoficjalnie wiadomo, że Paryż z niepokojem patrzy na zabiegi posłów PiS zmierzające do podważenia kontraktu firmy Airbus na dostawę śmigłowców dla polskiej armii.

Na liście nie ma też Ukrainy, choć Szczerski zapewnił, że we wrześniu wyjeżdża do Kijowa i do spotkania prezydentów Petra Poroszenki i Andrzeja Dudy dojdzie.

Premier Ewa Kopacz plan zagranicznych wizyt prezydenta skwitowała ironicznie, mówiąc, że skoro ostatnie podróże po kraju przekonały go, że Polska nie jest „w ruinie”, to wizyty zagraniczne przekonają go, że Polska przez osiem lat zbudowała silną pozycję w Europie i świecie.

Plan wizyt prezydenta:

23 sierpnia – Estonia. Obchody 76. rocznicy paktu Ribbentrop-Mołotow. Przemówienie o roli prawa międzynarodowego we współczesnym świecie oraz roli Europy Środkowej.

28 sierpnia – Niemcy. Rozmowy z prezydentem Joachimem Gauckiem, kanclerz Angelą Merkel oraz szefem MSZ Frankiem-Walterem Steinmeierem.

15 września – Londyn. Obchody rocznicy bitwy o Anglię. Osobne spotkanie z premierem Davidem Cameronem.

21-22 września – Erfurt. Szczyt państw Europy Środkowej.

26-29 września – Nowy Jork. Sesja plenarna ONZ i m.in. spotkanie z prezydentem Obamą oraz bilateralne spotkania z ośmioma przywódcami państw „nie tylko europejskich”.

8-9 października – Węgry. Szczyt Grupy Wyszehradzkiej.

3-4 listopada – Rumunia. W Bukareszcie szczyt krajów „wschodniej flanki NATO” współorganizowany przez prezydentów Rumunii i Polski.

Listopad – Pekin. Szczyt Europa Środkowa – Chiny. Jak stwierdził minister Szczerski, „wolą prezydenta jest przewodniczyć delegacji”. Uzasadniał to kalendarzem wyborczym, bo w tym czasie będzie formowany nowy rząd.

Ale jak mówił wczoraj szef MSZ Grzegorz Schetyna, jest to uzgodniona formuła, którą zapoczątkował prezydent Komorowski. Pierwszy szczyt odbył się w Warszawie, drugi w Belgradzie.

W Chinach 3 września uroczystości zakończenia II wojny światowej. Na prośbę prezydenta kraj będzie reprezentowała marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska.

W planie wizyt nie ma Brukseli, Paryża i Ukrainy. Szczerski tłumaczył to okresem wakacyjnym i trudnością z ustaleniem terminów.

Minister Schetyna i prezydent Duda w najbliższych dniach mają rozmawiać o koordynacji polityki zagranicznej. Spotkali się już dwa dni przed zaprzysiężeniem prezydenta.

Dla „Wyborczej”

Andres Kasekamp, szef estońskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych

– Relacje Warszawa – Tallinn są bardzo dobre, pełne zrozumienia i sympatii, szczególnie w okresie ostatnich pięciu lat. Bardzo często dochodzi do spotkań na wysokim szczeblu, zarówno prezydentów, jak i ministrów oraz wojskowych. Jesteśmy szczególnie blisko w kwestiach bezpieczeństwa po aneksji Krymu.

Jeśli prezydent Duda chce podkreślić znaczenie nowych krajów NATO, zagrożonych potencjalnie ze strony Rosji, to nie miał innego wyboru spośród krajów bałtyckich niż Estonia. Litwa, choć sąsiad, odpada ze względu na kontrowersyjną kwestię mniejszości polskiej. To Estonia jako jedna z nielicznych w NATO wydaje 2 proc. swojego PKB na obronność, to tu mieści się natowskie Cyber Defence Centre of Excellence.

23 sierpnia w krajach bałtyckich to dzień szczególny, ale nie ze względu na rocznicę paktu Ribbentrop-Mołotow. Pamiętamy oczywiście, co się stało w 1939 roku, ale dla nas ważniejsze są wydarzenia z 1989 roku. Wtedy dwa miliony mieszkańców Estonii, Łotwy i Litwy utworzyło żywy łańcuch o długości ponad 600 km. Świadomie wybrano wtedy 50. rocznicę podpisania paktu, symbolu podziału Europy na strefy wpływu.

Zobacz także

prezydentDudaRusza

wyborcza.pl

Beata Szydło jako burmistrz Brzeszcz. „Sprawy całej gminy to już było dla niej trochę za dużo”

Bartłomiej Kuraś, 18.08.2015

Kandydatka PiS na premiera Beata Szydło i szef sztabu wyborczego tej partii Stanisław Karczewski wczoraj przed Kopalnią Węgla Kamiennego

Kandydatka PiS na premiera Beata Szydło i szef sztabu wyborczego tej partii Stanisław Karczewski wczoraj przed Kopalnią Węgla Kamiennego „Brzeszcze” w Brzeszczach (ANDRZEJ GRYGIEL)

O Beacie Szydło w Brzeszczach – gdzie przez siedem lat była burmistrzem – mówią, że dobrze jej szło kierowanie Gminnym Ośrodkiem Kultury. Ale już z zarządzaniem ludźmi miała problemy.

Szydłowie mieszkają tuż pod Brzeszczami, w malutkiej wiosce Przecieszyn. Niedaleko stąd do Oświęcimia i Wadowic. Dom mają ładny, zadbany.

– Jeśli pani Beatka będzie tak dbała o całą Polskę, jak o swoje obejście, to będzie dobrze. Tylko czy takie sprawy wagi państwowej to nie za dużo na jej głowę? Bo jak nam burmistrzowała, to nie wszystko szło jak należy – zamyśla się jeden z sąsiadów. – Do prasy nazwiska nie podam. Bo z sąsiadami trzeba dobrze żyć, choćby się o nich nie wszystko co najlepsze myślało.

Podwładna przywłaszczyła

Beata Szydło w 1998 r. została burmistrzem Brzeszcz na siedem lat. Wtedy było to województwo katowickie. W następnym roku po reformie administracyjnej miasto znalazło się w Małopolsce. Wcześniej była dyrektorem Gminnego Ośrodka Kultury. Tam wypatrzyli ją działacze AWS i zaproponowali start w wyborach samorządowych.

Pracownicy GOK do dzisiaj nie mogą się nachwalić. – Rozruszała kulturę w mieście. Była pełna pomysłów, sprowadzała imprezy, organizowała festyny. Coś się w końcu zaczęło u nas dziać – opowiada Danuta, była podwładna Szydło.

Aneta, inna była pracownica GOK, ma identyczne zdanie. – To u pani Beaty nabierałam doświadczenia. Rozkręcaliśmy wtedy kino Wisła, którego byłam kierowniczką – mówi z dumą.

Choć akurat tym wyznaniem kandydatka na premiera raczej nie będzie się podpierać w kampanii wyborczej. Prokuratura Rejonowa w Oświęcimiu postawiła Anecie W. zarzuty „przywłaszczenia z kasy kina kwot o różnej wysokości oraz podrabiania dokumentów, w tym faktur VAT”. Chodzi o 65 tys. zł. Sprawa wyszła na jaw, gdy Szydło – była przełożona Anety W. – została już posłem, i wciąż czeka na ostateczne rozstrzygnięcie.

– Nie chcę na ten temat się wypowiadać. Mogę tylko powiedzieć, że cieszę się ze spotkania na mojej drodze zawodowej pani Beaty – ucina rozmowę na ten temat Aneta W.

PiS tu przegrało wybory

O tym, że Beata Szydło nie do końca potrafi poznać się na ludziach, przekonani są niektórzy lokalni politycy związani z PiS.

Radosław Szot był w poprzedniej kadencji radnym klubu PiS w Brzeszczach. Aktywny, angażował się w lokalne sprawy. – Do partii nie wstąpiłem, bo jestem pracownikiem inspekcji pracy i prawo nie zezwala mi na przynależność partyjną. Ale idee PiS mocno sobie wziąłem do serca. Jako radny bywałem w biurze poselskim pani Beaty, by pomagać rozwiązywać problemy naszej społeczności – opowiada Szot.

Ostatniej jesieni wystartował w wyborach na burmistrza Brzeszcz. Liczył, że skoro był radnym klubu PiS, to ta partia i Beata Szydło poprą go w kampanii. Tak się jednak nie stało. PiS pod swoim szyldem wystawiło innego kandydata. W efekcie obaj przepadli, a burmistrzem została Cecylia Ślusarczyk związana z PO.

– Nie rozumiem takiej strategii kierownictwa PiS. Ludzie potrzebują przecież nadziei, że coś się może zmienić na lepsze. W wyborach samorządowych wspólnie mogliśmy tu wygrać, a przegraliśmy – wzdycha Radosław Szot.

Inni członkowie PiS z Małopolski opowiadają, jak zwracali Beacie Szydło – zastępczyni Jarosława Kaczyńskiego – uwagę, że nie wszyscy lokalni działacze tej formacji spełniają wysokie standardy. – Chodziło nam o układ w pobliskich Wadowicach. Pełno było tam skarg, że na miejscowej pływalni jest brudno, deficyt sięgał miliona złotych, a dyrektor, członek PO, brał tam niezłe pieniądze. Jego żona, szefowa lokalnego PiS, pełniła funkcję kierowniczą w magistracie i to tolerowała. Razem zarabiali ponad 250 tys. zł rocznie. Taki rodzinno-partyjny układ. Chcieliśmy, by Beata Szydło wpłynęła na tę działaczkę PiS. Ale układ trwał. W efekcie ostatnie wybory na burmistrza Wadowic wygrał mocno lewicowy Mateusz Klinowski, publicznie deklarujący używanie miękkich narkotyków. I się zrobiła sensacja na całą Polskę, a nawet świat. Bo przecież Wadowice to papieskie miasto. Jak w takim miejscu PiS, słynące z przywiązania do katolickiej wiary, mogło stracić polityczne wpływy? – dziwi się miejscowy działacz PiS.

Jednak Zdzisław Filip – wiceprzewodniczący małopolskiego sejmiku z PiS, który w latach 90. zaproponował Beacie Szydło start w wyborach samorządowych z listy AWS – ma zupełnie inny obraz lokalnej polityki: – Beata Szydło jest znakomitym organizatorem. Doskonale zarządza strukturami partyjnymi na naszym terenie. Była bardzo dobrym burmistrzem, będzie świetnym premierem – ocenia.

Kopalnia zajmuje konto gminy

Burmistrz Cecylia Ślusarczyk prosi, by na Brzeszcze patrzeć nie tylko przez pryzmat strajku w kopalni, o którym głośno było w całej Polsce na początku roku.

– Wcale nie uważam, żeby Polska była w ruinie. Brzeszcze też nie są – ocenia, nawiązując do głośnej konferencji Beaty Szydło w Nowej Soli na tle zdewastowanych budynków, po której przez Polskę przetoczyła się fala oburzenia. – Oczywiście, los górnictwa ma przełożenie na życie mieszkańców, ale mamy też inne ważne lokalne sprawy do załatwienia – mówi burmistrz. I cieszy się z realizowanego właśnie projektu termomodernizacji szkół.

– A przy współpracy z kopalnią pojawiają się też kłopoty. Komornik na jej wniosek zajął nam gminne konto – opowiada burmistrz.

Kompania Węglowa wystąpiła o zwrot pieniędzy za nadpłatę podatku wpłaconą do kasy urzędu jeszcze w 1996 r. W 1997 r., rok przed objęciem stanowiska burmistrza przez Beatę Szydło, rozpoczął się proces sądowy. Szydło, a także jej następczyni, nie udało się dojść do porozumienia z kopalnią. Przez lata dług wraz z odsetkami został wyliczony na blisko 4 mln zł. Na tej podstawie w ubiegłym roku komornik zajął konto gminy.

– Pani Beata lubiła rządzić, zarządzać festynami. To nawet było widać ostatnio, kiedy organizowała wiece Andrzeja Dudy. Wszystko było perfekcyjnie dopracowane. Sprawdziła się w Gminnym Ośrodku Kultury. Ale mam wrażenie, że sprawy całej gminy to już było dla niej trochę za dużo – uważa urzędnik z Brzeszcz, który pracuje w miejscowym samorządzie już 20 lat.

Drobne zastrzeżenia do gminy Brzeszcze w czasie burmistrzowania Beaty Szydło miała również Regionalna Izba Obrachunkowa. Dotyczyły braku dokumentów na zlecenie warte ok. 6 tys. zł przy projektowaniu sieci gazowej, a także nieopublikowania ogłoszenia o przetargu.

Mąż, donos i droga

Lokalna prasa rozpisywała się też o Edwardzie Szydle – mężu Beaty – który w czasie jej burmistrzowania był radnym powiatu oświęcimskiego i specyficznymi metodami próbował ukrócić protest mieszkańców przeciwko planowi zagospodarowania przestrzennego, w którym urzędnicy chcieli nakreślić przebieg trasy S1.

Jeden z mieszkańców wydał w tej sprawie pełne oburzenia oświadczenie: „Oświadczam dobrowolnie, iż zgłosił się do mnie osobiście pan Edward Szydło, mąż pani burmistrz gminy Brzeszcze, oferując mi, że jeżeli zgłoszę donos do Nadzoru Budowlanego w Oświęcimiu na pana G., aby go skontrolować, czy ma zezwolenie na wybudowany budynek mieszkalny, iż jest on przeszkodą w uchwaleniu planu zagospodarowania gminy Brzeszcze, oferując mi wysoką cenę za pole, przez które ma przebiegać droga S1”.

Edward Szydło odpowiedział na to: „Oświadczam, że w sprawie przebiegu drogi krajowej w powiecie oświęcimskim rozmawiałem w dniu 26.07. br. w obecności radnego gminy Brzeszcze z panem W. w kontekście zgodności przebiegu tej inwestycji z prawem budowlanym. Rozmowę tę przeprowadzałem wyłącznie z pozycji radnego powiatowego, mając na uwadze nasze wspólne dobro, tzn. moich wyborców i wszystkich mieszkańców powiatu oświęcimskiego. Rozmowa dotyczyła wyłącznie spraw związanych z planem budowlanym, zagospodarowaniem przestrzennym i skutków, jakie te przepisy niosą dla mieszkańców naszego powiatu”.

– Nie oceniam źle rządów Beaty Szydło w naszej gminie. W każdym samorządzie zdarzają się jakieś niedociągnięcia. A z kopalnią w sprawie długu powoli zaczęliśmy się dogadywać – zapewnia Cecylia Ślusarczyk.

Gdzie wystawić kandydatkę

Beata Szydło w ostatnich dniach mniej się udzielała politycznie. Nie odbierała telefonów od dziennikarzy, nie odpowiadała na SMS-y. – Odpoczywa przed finałem kampanii wyborczej – słyszę od sztabowca PiS. – Obmyśla swoją strategię. Bo wcale nie jest zdecydowane, że Beata wystartuje w swoich Brzeszczach, czy w ogóle w Małopolsce. Ona może uzyskać lepszy wynik gdzie indziej niż w rodzinnych stronach. Taki pojedynek wyzwoliłby w niej dodatkowe siły i dał mocniejszy mandat do rządzenia. W końcu jest naszą kandydatką na premiera – przypomina.

Zobacz także

jakKandydatkaPiS

wyborcza.pl

Kolorowe życie w ciężkich, szarych czasach. Zbuntowana młodzież PRL na zdjęciach Wasążnika

karo, 17.08.2015

Kasia i Zygzag (Tzn Xenna) 1984r. Autor zdjęcia, Michał Wasążnik od lat 70. związany jest z niezależnym środowiskiem artystycznym. Pierwsze zdjęcia robił w czasie spektakli teatralnych Tadeusza Kantora i Jerzego Grotowskiego. Fotografował też festiwale jazzowe np. Jazz Jamboree, Jazz nad Odrą, a także zloty polskiego ruchu hipisowskiego w Częstochowie i koncerty w głośnych warszawskich klubach studenckich jak Riviera Remont i Stodoła.

Michał Wasążnik

Kasia i Zygzag (Tzn Xenna) 1984r. Autor zdjęcia, Michał Wasążnik od lat 70. związany jest z niezależnym środowiskiem artystycznym. Pierwsze zdjęcia robił w czasie spektakli teatralnych Tadeusza Kantora i Jerzego Grotowskiego. Fotografował też festiwale jazzowe np. Jazz Jamboree, Jazz nad Odrą, a także zloty polskiego ruchu hipisowskiego w Częstochowie i koncerty w głośnych warszawskich klubach studenckich jak Riviera Remont i Stodoła.
  • Kasia i Zygzag (Tzn Xenna) 1984r. Autor zdjęcia, Michał Wasążnik od lat 70. związany jest z niezależnym środowiskiem artystycznym. Pierwsze zdjęcia robił w czasie spektakli teatralnych Tadeusza Kantora i Jerzego Grotowskiego. Fotografował też festiwale jazzowe np. Jazz Jamboree, Jazz nad Odrą, a także zloty polskiego ruchu hipisowskiego w Częstochowie i koncerty w głośnych warszawskich klubach studenckich jak Riviera Remont i Stodoła. - miniatura
  • Wasążnik w 1983 pokazał w Pracowni Dziekanka cykl zdjęć przedstawiających młodzież alternatywną, słuchającą muzyki tzw. Nowej Fali, czyli np. punk rocka. Na zdjęciu kapela Dezerter - Darek Skandal Hajn, Magdalena Kalenik, Darek Stepa Stepnowski - Jarocin 1983r. - miniatura
  • Wystawa nosiła tytuł 'Osiemdziesiąta czwarta generacja' i była prawdopodobnie pierwszą próbą pokazania tego zjawiska społecznego. Nie uszło to uwadze władz - w rezultacie Wasążnik, z powodu niepoprawnych politycznie zdjęć zmuszony był wyjechać z kraju. Izrael. Sesja fotograficzna - Warszawa, styczeń 1983r. - miniatura
  • Gogo Szulc (Tzn Xenna, Tilt). Warszawa 1985r. W rezultacie, fotograf w 1986 roku wyjechał z Polski i na stałe zamieszkał w Oslo, gdzie prowadzi teraz własną pracownię fotograficzną. - miniatura
  • Załoga punkowa w klubie Riviera Remont, Warszawa 1982r. - miniatura
  • Paweł Kukiz (Hak), Jarocin 1983r. - miniatura
  • Brygada Kryzys 1982r. - miniatura
  • Rock Galicja 82. Robert Afa Brylewski, Krzysiek Grabowski, Tomek Żwirek Żmijewski. - miniatura
  • Rock na Wyspie - Wrocław, sierpień 1983r. - miniatura
  • Sidney i Gogo Szulc (Tzn Xenna) - Zakopane 1983r. - miniatura
  • Skrzypek na 18-nastece u Goga Szulca - Warszawa 1985r. - miniatura
  • Na zdjęciu, przed klubem Remont - Sydney, Monika, Gogo Szulc, Falkonetti, Markus. Warszawa 1982r. - miniatura
  • Jarocin 1983r. - miniatura
  • Tzn Xenna - Riviera Remont, Warszawa 1982 - miniatura
  • Beksa Lala- sesja fotograficzna z udziałem modelek - Zalesie 1984r. - miniatura
  • Dezerter - Jarocin 1983r. - miniatura
  • Skandal (Dezerter) i Magda 1985r. - miniatura
  • Załoga punkowa przed klubem Riviera Remont 1982r. - miniatura
  • Jarocin 1983r. - miniatura
  • Izrael. Sesja zdjęciowa nad Wisłą, Warszawa, styczeń 1983r. - miniatura
  • Misty In Roots - Hala Gwardii, Warszawa 26.08.1983r. - miniatura
  • Magda i Małgosia - Jarocin 1983. Festiwal w Jarocinie powstał w 1980 roku, choć koncerty odbywały się już tam wcześniej - od lat 70. Ten konkretny przegląd długo cieszył się tytułem największego festiwalu muzyki młodzieżowej w państwach Bloku wschodniego. - miniatura
  • Pogo - Jarocin 1983r. - miniatura
  • Tilt - Jarocin 1985r. - miniatura
  • Vivianne, Robert Robi Goldrocker Brylewski - Jarocin 1984r. - miniatura
  • Brygada Kryzys - Robert Afa Brylewski, Tomek Frantz Lipiński - Warszawa 1981r. - miniatura
  • Gruszka- sesja fotograficzna z kotem u Goga, Warszawa 1984r. - miniatura
  • T-Love Alternative - Jarocin 1984r. - miniatura
  • Przed Pałacem Prezydenckim Maleo , Gogo, Szulc i przyjaciele - Warszawa 1985r. - miniatura
  • Tzn Xenna - (Sidney, Falkonetti), Warszawa - Riviera Remont 1982r. - miniatura

wyborcza.pl

 

Naukowcy znaleźli dowód na istnienie Latającego Potwora Spaghetti!

dt, 17.08.2015

Rurkopławiec

Rurkopławiec (Fot. YouTube)

Wprawdzie nie lata w przestworzach, ale zamieszkuje oceaniczne głębiny, lecz najwyraźniej naprawdę istnieje – naukowcy znaleźli latającego potwora spaghetti. To przedstawiciel gatunku Bathyphysa conifera. Udało się go sfilmować u wybrzeża Angoli.

Zwierzę (dla niektórych mesjasz) zostało sfilmowane w Oceanie Atlantyckim niedaleko Angoli przez należący do koncernu BP zdalnie sterowany pojazd podwodny na głębokości 1352 metrów – informuje „The Independent„. Na wideo widać istotę do złudzenia przypominającą wyposażone w macki kłębowisko makaronu. Nagranie trafiło do centrum oceanograficznego w Wielkiej Brytanii.

Tamtejsi naukowcy stwierdzili, że Latający (a właściwie pływający) Potwór Spaghetti to zwierzę należące do rzędu Siphonophora, czyli rurkopławów (żyjących w morskich głębinach stworzeń mogących osiągać długość nawet 40 metrów).

To, że ich bóg jest bliskim krewnym koralowców i meduz, to zaskakująca, ale z pewnością i tak radosna nowina* dla członków Kościoła Latającego Potwora Spaghetti (KLPS), czyli pastafarian.

 

Pastafarianie wierzą, że Latający Potwór Spaghetti to miły, życzliwy ludziom bóg, przyjaciel piratów i miłośnik piwa. To on zdaniem wyznawców KLPS stworzył świat i ludzi (ale nie bezpośrednio, gdyż zgodnie z jednym z dogmatów tej religii wyewoluowali oni z piratów).

Na świecie wciąż przybywa pastafarian. Można ich spotkać m.in. w Austrii, USA, Czechach i w Polsce. W wielu miejscach (w tym w Polsce) pastafarianie uważają się za represjonowanych, gdyż urzędy odmawiają im rejestracji ich Kościoła, twierdząc, że pastafarianizm to parodia religii.

W Polsce pierwszy wniosek o rejestrację KLPS został wysłany 27 lipca 2012 r. 15 marca 2013 r. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji wydało decyzję odmowną. 28 kwietnia 2015 r. sąd uchylił II odmowną decyzję MAiC. Obecnie wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti czekają na kolejną decyzję. Rozważają też udanie się ze skargą do Strasburga.

*Tak naprawdę ten gatunek jest od dawna dobrze znany naukowcom i już niejednokrotnie bywał filmowany. Jednak dopiero niedawno Siphonophora zostały skojarzone z pastafarianizmem…

wprawdzie

wprawdzie1

wprawdzie2

wprawdzie3

 

 

wyborcza.pl

Dodaj komentarz