Dyplomacja PiS (01.04.15)

 

Kasprzyk seksowna była zawsze, ale nie należała do kruszynek. Tak było w 2008 roku. A teraz? „Schudłam”. Porównaliśmy

Justyna
30.03.2015 06:11
Ewa Kasprzyk

Ewa Kasprzyk (KAPIF)

Taneczne umiejętności i coraz lepszą figurę aktorki możemy obecnie podziwiać w „Tańcu z Gwiazdami”. Zobaczcie, jak prezentuje się teraz, a jak wyglądała jeszcze kilka lat temu.

Ewa Kasprzyk pięknieje niemal dosłownie na naszych oczach. Wiele gwiazd biorąc udział w „Tańcu z Gwiazdami” mocno bierze się za siebie – ćwiczą, przestrzegają diety. Efektem jest oczywiście wspaniała figura i doskonała forma.

Schudłam, Janek [Kliment, taneczny partner Kasprzyk – red.] ma coraz mniej do podnoszenia. Przede wszystkim myślę jednak, że taniec daje fajną energię –mówiła gwiazda w rozmowie z Plotek.pl.

Do atutów aktorki należy nie tylko talent. Fani cenią ją za urodę i seksapil, który na szczęście nie ma wiele wspólnego z odkrywaniem jak największej powierzchni ciała. Ale taneczne show ma swoje wymogi – skąpe kostiumy to jeden z nich. Kasprzyk ciężko trenuje pod czujnym okiem Jana Klimenta, a my możemy podziwiać jej sylwetkę i ruchy. Prezentuje się doskonale!

<< ZOBACZ ZDJĘCIA >>

Nie można powiedzieć, że to nie jest okupione ciężką pracą, bo to jest ciężka praca po prostu – mówiła aktorka w rozmowie z nami. – Kiedy wracam do domu po 6-godzinnym treningu, to chce mi się spać.

Przyglądając się zdjęciom aktorki zauważyliśmy, że równie szczupłą sylwetkę miała cztery lata temu. Wtedy również ćwiczyła i pilnowała diety:

Wprowadziłam do mojego codziennego życia ćwiczenia. Jedyną receptą na to, żeby trzymać dobrą formę, jest ruch – mówiła w 2011 roku w rozmowie z „Faktem”. – Nie chodzę na siłownię, bo dobrze wiem, jakie ćwiczenia mam robić. Wykonuję je więc w domu. Codziennie rano biegam, robię ćwiczenia, zaliczam trzydzieści schodów oraz pływam.

Taniec to chyba przyjemniejsza forma treningu niż „zaliczanie trzydziestu schodów”. A efekty? Widać od razu. Jak zaś wygląda na treningu? Sami zobaczcie.

plotek.pl

Kopacz o oświadczeniu majątkowym Kamińskiego: Samo wszczęcie śledztwa nie znaczy, że zawinił

AB, PAP, 01.04.2015
Premier Ewa Kopacz

Premier Ewa Kopacz (Fot. Maciej Śmiarowski/ Kancelaria Premiera)

– Czekam na werdykt prokuratury. Samo wszczęcie śledztwa nie znaczy wcale, że zawinił – mówiła w Polsat News Ewa Kopacz. Szefowa rządu odniosła się w ten sposób do śledztwa ws. domniemanego zatajenia prawdy w oświadczeniach majątkowych Michała Kamińskiego. Premier złożyła też życzenia wielkanocne. – Błagam, rozmawiajcie o wszystkim, byle nie o polityce – zaapelowała.
Michał Kamiński jest obecnie sekretarzem stanu w KPRM odpowiedzialnym za Centrum Informacyjne Rządu. Według medialnych doniesień polityk jako poseł do Parlamentu Europejskiego nie umieszczał w składanych oświadczeniach zegarka wartego 37 tys. zł. Dziś prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.

– Czekam na werdykt prokuratury. Samo wszczęcie śledztwa w sprawie nie znaczy wcale, że pan Kamiński w tej sprawie zawinił – mówiła Kopacz pytana, czy cała sprawa może być dla niej powodem zawieszenia współpracy z Kamińskim. – Jeśli się tak okaże, oczywiście będą konsekwencje – dodała, zaznaczając, że jest pewna, iż wszystko zakończy się dobrze dla Kamińskiego.

„Przyjmiemy euro, gdy będzie to korzystne dla Polski i Polaków”

Wśród tematów rozmowy z szefową rządu znalazły się także m.in. sytuacja na Wschodzie i bezpieczeństwo Polski, a także wprowadzenie unijnej waluty. – Możemy się zastanawiać, ale wejść do strefy euro możemy wtedy, kiedy będzie to korzystne dla Polski i Polaków – podkreśliła Kopacz. Jak dodała, decyzja ta musi być poparta bardzo starannymi i rzetelnymi analizami. Szefowa rządu zaznaczyła także, że zmiana waluty wymaga większości w parlamencie i nie jest to uzależnione od tego, kto jest prezydentem.

– Możemy się czuć bezpiecznie, bo mamy poważnych i dobrych sojuszników, jesteśmy członkami NATO i Unii Europejskiej – przekonywała premier. Szefowa rządu dodała, że cieszy się, iż UE jednomyślnie potępia Rosję, podtrzymuje sankcje dla Rosji i równocześnie wspiera Ukrainę w jej reformach.

– Dzisiaj Rosja musi odczuć, że Europa nie wyraża zgody na jej postępowanie. Dopóki kraje UE mówią jednym głosem, jest szansa, że skończy się to, co dzieje się na Ukrainie – powiedziała.

Kopacz: Na pewno nie pojadę do Moskwy

Premier dopytywana, czy uważa, że gdyby PiS doszło do władzy, Polska byłaby traktowana mniej poważnie, Kopacz odparła: – Ja nie przypominam sobie, by ktoś z ekipy PO-PSL zrywał kiedykolwiek szczyt z powodu jednego czy drugiego artykułu w gazecie czy niepochlebnej wypowiedzi na temat któregoś z polityków opcji rządzącej. Odpowiedź chyba nasuwa się sama.

Szefowa rządu oświadczyła też, że nie wybiera się do Moskwy na uroczystości, które odbędą się 9 maja z okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej. – Ja na pewno do Moskwy nie pojadę. Zresztą złożyłam taką deklarację, to był również temat naszej dyskusji podczas ostatniej Rady Europejskiej. Bardzo nieliczni szefowie rządów UE zgłosili swoją deklarację, że przyjmą zaproszenie do Rosji. Ja będę tu, w kraju – zapowiedziała.

„Błagam, rozmawiajcie o wszystkim, byle nie o polityce”

Kopacz była również pytana o unię energetyczną, in vitro i pakiet onkologiczny. – Po świętach minister Arłukowicz zda mi kompletny raport o funkcjonowaniu pakietu onkologicznego – przekazała premier. Szefowa rządu przypomniała też, że w Polsce jest około 1,5 mln par, które nie mogą mieć dzieci. – Lepsza jest sytuacja, kiedy wprowadzamy regulacje chroniące zarodki i osoby decydujące się skorzystać z tej metody (in vitro – przyp. red.) niż bezprawie w tym obszarze – dodała. Kopacz zapowiedziała też, że podczas procedowania projektu ws. in vitro nie będzie dyscypliny partyjnej.

Premier odniosła się także do katastrofy smoleńskiej i wraku prezydenckiego Tu-154. – Ja bym bardzo chciała, żeby wrak był w Polsce. (…) Pierwszy powód, że to nam się po prostu należy. A po drugie, że skończyłyby się spory, które akurat w przypadku katastrofy smoleńskiej, katastrofy, która pewnie przeszła do historii, bo zginęło mnóstwo wybitnych polityków i zginęła para prezydencka, że to nieszczęście będzie jednak bardzo łączyć Polaków, a nie dzielić. Ja bym nie chciała, żeby pomnik czy wrak dzielił Polaków w tej sprawie. Tu nie ma podziału. Wiemy, że to była straszna rzecz, która się wydarzyła, straszna tragedia, w której zginęło 96 wybitnych osób – mówiła.

Na zakończenie rozmowy Kopacz złożyła życzenia wielkanocne. – Chcę życzyć dwóch rzeczy: spokoju i zdrowia. Niech ten pokój i zdrowie towarzyszą przez dni świąteczne w gronie najbliższych. Błagam, rozmawiajcie o wszystkim, byle nie o polityce – mówiła podczas wywiadu dla Polsat News.

Zobacz także

TOK FM

Duda porównuje wyrok na Kamińskiego do… kar za gwałty. Materska-Sosnowska: „To, co zrobił b. szef CBA, to był gwałt. Na demokracji”

Daria Krotoska, 01.04.2015
Były szef CBA Mariusz Kamiński 10 czerwca 2014 r. po zamkniętym posiedzeniu Sejmu, na którym<br />
głosowano wniosek o uchylenie<br />
mu immunitetu. Za nim (pierwszy z prawej) jego zastępca w CBA Maciej Wąsik, obecnie radny Warszawy z PiS. Sejm nie zgodził się na uchylenie immunitetu Mariuszowi Kamińskiemu

Były szef CBA Mariusz Kamiński 10 czerwca 2014 r. po zamkniętym posiedzeniu Sejmu, na którym głosowano wniosek o uchylenie mu immunitetu. Za nim (pierwszy z prawej) jego zastępca w CBA Maciej Wąsik, obecnie radny Warszawy z PiS. Sejm nie zgodził się na uchylenie immunitetu… (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

– Ten werdykt prognozuje zmianę świadomości społecznej – tak wyrok na Mariusza Kamińskiego, b. szefa CBA, skomentowała w TOK FM dr Materska-Sosnowska z UW. Odniosła się też do słów Andrzeja Dudy, który ocenił wyrok jako „skandaliczny, bo za gwałt dostaje się trzy lata”. Ekspertka w odpowiedzi stwierdziła, że to, co zrobił Kamiński, to właśnie gwałt – na demokracji i państwie prawa.
Mariusz Kamiński, były szef CBA, został skazany na 3 lata pozbawienia wolności za nadużycia, jakich dopuszczał się w latach pełnienia funkcji. Ten wyrok, wydany przez sędziego Łączewskiego, w rozmowie z Jackiem Żakowskim komentowały w Poranku TOK FM dr Anna Materska-Sosnowska z UW, Aleksandra Pawlicka z „Newsweeka” i Bianka Mikołajewska z „Gazety Wyborczej”.Według Żakowskiego to prawdziwy przełom, bo w Polsce dotychczas polityków nie wsadzało się za kraty. – Kara za błędy urzędników nie istniała – skomentował Żakowski. – To nie jest wyrok jednego, tylko trzech zawodowych sędziów, który został zasądzony jednomyślnie. Są to uznani sędziowie i moc tego wyroku jest bardzo duża – dodała z kolei dr Anna Materska-Sosnowska, politolożka z UW.

Ekspertka wyraziła nadzieję, że wyrok prognozuje zmianę świadomości społecznej. Dodała, że odkąd na jaw wyszła sprawa więzień CIA w Kiejkutach i konsekwencji z nimi związanymi, poruszony został też temat odpowiedzialności urzędników za decyzje i nadużycia, jakich się dopuścili. Materska-Sosnowska odwołała się również do wypowiedzi Andrzeja Dudy, który ocenił wyrok jako „skandaliczny, bo za gwałt dostaje się trzy lata”. Ekspertka w odpowiedzi na ostry komentarz powiedziała, że to, co zrobił pan Kamiński, to gwałt na demokracji i państwie prawa. – Nie wiem, czy wyrok się utrzyma, bo należy do najostrzejszych wydanych w ostatnich latach – dodała.

Sędzia na medal

Na najwyższą pochwałę według Bianki Mikołajewskej zasługuje odwaga sędziów, którzy wyrok wydali. Podkreśliła, że za niepopularne decyzje różni sędziowie byli wielokrotnie atakowani. Za przykład podała sędzia Tuleję, który skazał lekarza wskazanego przez CBA, ale w orzeczeniu podkreślił, że działania Biura przypominają te prowadzone przez SB. Według dziennikarki za te słowa sędziego zaatakowali go politycy PiS-u, domagając się postępowania dyscyplinarnego, a na drzwiach jego domu ktoś wysprejował wulgarne groźby. Zdaniem Mikołajewskiej w wielu sprawach po kilku posiedzeniach wiadomo, jaki wyrok powinien zapaść, ale sędziowie się boją i przedłużają postępowanie, wydają miałkie wyroki. Dziennikarka podkreśla, że dzieje się tak szczególnie w sprawach, które angażują osoby publiczne.

Tradycja

Żakowski nadmienił, że trzeba pamiętać o polskiej tradycji „pryncypia ponad procedurami”. Jego zdaniem jest to wielki problem. Polacy zbyt często wartości stawiają ponad zasadami demokratycznego państwa. Według Żakowskiego przykładów jest wiele, ale te najbardziej rzucające się w oczy to episkopat i ciągłe szantażowanie posłów, prof. Chazan i klauzula sumienia, i oczywiście Mariusz Kamiński i CBA.

Jak stwierdziła Aleksandra Pawlicka, właśnie to daje możliwość PiS-owi „odkręcenia kota ogonem”, krzyczenia, że polityków walczących z korupcją zamyka się w więzieniach, i powiedzenia: „Kamiński dostał wyrok, Hofman dostał wyrok, władza zamyka usta opozycji”.

Wyrok podzieli społeczeństwo

– Wyrok jest ciekawy, bo myślę, że odpowiada większości społeczeństwa, bo narodziło się poczucie, że urzędnik też musi wziąć odpowiedzialność za swoje błędy – mówił Żakowski. Zaznaczył jednak, że w tym samym czasie wyrok polaryzuje Polskę, bo podział między wyborcami PiS-u a resztą się pogłębi. Dodał, że jest to normalny wyrok w nienormalnym świecie.

Materska-Sosnowska podkreśliła, że wyrok ten zapowiada zmianę standardów wyroków. – Mamy szanse wyjść poza asekuranctwo – skwitowała.

Dodała również, że co prawda wczorajszy wyrok dotyczył Kamińskiego, ale Janusz Kaczmarek już zgłosił postulat, że trzeba sięgnąć dalej i postawić przed sądem ludzi, którzy Kamińskiemu na takie zachowanie pozwolili. – W tej sprawie nie wszystko zostało powiedziane, nie wszyscy zostali pociągnięci do odpowiedzialności – dodała Pawlicka. Jak zaznaczyła, przewlekłość spraw nie działa dobrze na korzyść ich sprawiedliwego rozwiązania. – Kiedy w końcu zapada wyrok, to nikt już nie pamięta ani o co tam chodziło, ani emocji z tym związanych – tłumaczyła.

Zobacz także

TOK FM

Komunia święta albo in vitro? Episkopat apeluje do parlamentarzystów ws. rządowego projektu ustawy o leczeniu niepłodności

jagor, PAP, 01.04.2015
Abp Stanisław Gądecki

Abp Stanisław Gądecki (Fot. Łukasz Węgrzyn / Agencja Gazeta)

Rządowy projekt ustawy o in vitro jest radykalny, „odrzuca wszelką wrażliwość na wartość i podmiotowość życia ludzkiego na etapie embrionalnym”, a zarodek ludzki „jest w nim traktowany na równi z grupą komórek lub tkanką” – oceniło prezydium Konferencji Episkopatu Polski.
Przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia projekt ustawy o leczeniu niepłodności, w tym metodą in vitro, w połowie marca został przyjęty przez rząd i skierowany do Sejmu; projekt ma być rozpatrzony na posiedzeniu po Wielkanocy. W związku z tym prezydium KEP zaapelowało do parlamentarzystów o rozważenie argumentów związanych z „oceną moralną proponowanych rozwiązań”, podyktowanych – jak podkreślono – troską o ochronę ich sumienia, oraz żeby mogli „pozostać w pełnej łączności ze wspólnotą Kościoła katolickiego i w dyspozycji do przyjmowania Komunii świętej”.
Cały dokument KEP „Zarodek ludzki traktowany na równi z grupą komórek”

W apelu podpisanym przez przewodniczącego KEP abp. Stanisława Gądeckiego, wiceprzewodniczącego abp. Marka Jędraszewskiego oraz sekretarza generalnego KEP bp. Artura Mizińskiego uznano, że w projekcie „zarodek ludzki jest traktowany na równi z grupą komórek lub tkanką, co oznacza to samo, gdyby żyjącego człowieka sprowadzić do zespołu organów”. Według Prezydium KEP jest to podstawowa i zarazem nieusuwalna wada tego projektu.

Osiem grzechów projektu ustawy

W apelu wskazano osiem „najbardziej bulwersujących” rozwiązań projektu, „które nakazują wyrażenie zdecydowanego sprzeciwu wobec niego”; jak zaznaczono, „rodzą one nakaz moralny doprowadzenia do tego, by nie został on uchwalony”. Według biskupów projekt umożliwia stosowanie procedury in vitro „bez podjęcia realnej próby leczenia prawdziwej przyczyny niepłodności”, „lekceważy dobro dziecka, jakim jest zapewnienie, by urodziło się ono w stabilnej i pełnej rodzinie, tak jak to się dzieje przy procedurach adopcyjnych”, a także pozwala na urodzenie dziecka „przez kobiety pozostające w związkach z osobami tej samej płci”.

„Eugeniczna selekcja zarodków”

W ocenie prezydium KEP proponowane przez rząd rozwiązania zakładają też „eugeniczną selekcję zarodków”, umożliwiają klonowanie człowieka, a jako normalny element procedury przewidują mrożenie i przechowywanie embrionów. Ponadto, jak zaznaczają autorzy apelu, projekt pozostawia embrion ludzki „poza jakimikolwiek relacjami osobowymi”, gdyż zgodnie z proponowanymi rozwiązaniami „nie ma on rodziców, którzy sprawują nad nim pieczę i na których ciążą względem niego jakiekolwiek obowiązki rodzicielskie”.

Hierarchowie wskazują, że rządowy projekt przewiduje niedopuszczalność przeniesienia zarodków do organizmu matki biologicznej, jeżeli po ich „powołaniu do życia” któryś z dawców komórek rozrodczych wycofał zgodę. „Ponieważ bioetyka katolicka wyklucza możliwość adopcji zarodków pochodzących od innych rodziców biologicznych, zarodki te nigdy nie będą mogły rozwinąć się w celu urodzenia. Tym samym projekt czyni urodzenie dziecka zakładnikiem zgody dawców komórek rozrodczych, z których powstało ono do życia, i więzi je w stanie zamrożenia” – czytamy w dokumencie.

Biskupi przygotowali „nieodzowne minimum” dla katolickich posłów

W kontekście procedury zapłodnienia in vitro biskupi piszą też o „nieodzownym minimum, które katolicki poseł mógłby poprzeć w głosowaniu”. Wskazują, że powinno ono charakteryzować się m.in.: uznaniem człowieczej godności ludzkiego embrionu, gwarancją jego rozwoju w organizmie biologicznej matki, stabilnością związku mężczyzny i kobiety będących dawcami komórek rozrodczych, wykluczeniem mrożenia embrionów oraz ich selekcji i poczęcia po śmierci rodzica.

Prezydium KEP podkreśla, że należy przyjąć prawo, które „poprawi obecną sytuację, a nie ją bez zastrzeżeń zalegalizuje”.

„Dlatego też ponownie wzywamy polski rząd do opracowania i rozpoczęcia prawdziwego medycznie programu leczenia niepłodności, opartego na uczciwej i rzetelnej diagnostyce przyczyn oraz podejmowaniu prób ich likwidowania. Trzeba powiedzieć to wyraźnie, duża grupa par borykających się ze skutkami niepłodności ma szansę na poczęcie dziecka w wyniku starań naprotechnologów, czyli lekarzy i instruktorów specjalizujących się w nowoczesnych metodach identyfikacji i leczenia biologicznych przyczyn niepłodności” – czytamy.

Założenia rządowego projektu o in vitro

Zgodnie z rządowym projektem ustawy z zapłodnienia metodą in vitro będą mogły korzystać małżeństwa i związki nieformalne, jeśli potwierdzą fakt wspólnego pożycia stosownym oświadczeniem. Ogranicza on możliwość tworzenia nadliczbowych zarodków – zapłodnionych będzie mogło być nie więcej niż sześć komórek jajowych. Większą liczbę zarodków będzie można tworzyć, gdy kobieta ukończy 35 lat lub gdy będą ku temu wskazania – współistniejąca z niepłodnością choroba i wcześniejsze dwukrotne nieskuteczne leczenie metodą zapłodnienia pozaustrojowego.

Leczenie niepłodności w drodze procedury zapłodnienia pozaustrojowego będzie mogło być podejmowane po wyczerpaniu innych metod leczenia, prowadzonych przez co najmniej 12 miesięcy.

Proponowane przepisy zakazują preimplantacyjnej diagnostyki genetycznej w ramach procedury medycznie wspomaganej prokreacji w celu wyboru cech fenotypowych, w tym płci dziecka. Wyjątkiem mają być sytuacje, gdy wybór taki pozwala uniknąć ciężkiej, nieuleczalnej choroby dziedzicznej.

Projekt zakazuje niszczenia zarodków zdolnych do prawidłowego rozwoju (grozić ma za to kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 5 lat).

Zobacz także

TOK FM

AGH dyscyplinuje mamę Andrzeja Dudy za zbieranie podpisów

OS, 01.04.2015

JAKUB OCIEPA

Rektor krakowskiej AGH przeprowadził w środę rozmowę dyscyplinującą z matką Andrzeja Dudy, wykładowczynią uczelni, po tym, jak „Fakt” ujawnił, że zbierała podpisy wśród swoich studentów pod poparciem kandydatury syna w wyborach prezydenckich. Będzie też postępowanie wyjaśniające.
– Nie jesteśmy „Faktem”, nie będziemy działać z prędkością Twittera. Dziennikarze już chcieliby wiedzieć, czy postawimy panią Janinę Milewską-Dudę przed komisją etyki, czy wytoczymy jej sprawę dyscyplinarną. Zanim coś powiemy w tej sprawie, rektor osobiście porozmawia z panią Dudą o tym, co się stało. Tego wymaga kultura akademicka. Dopiero po tej rozmowie zadecydujemy, co dalej – mówił nam jeszcze przed południem poirytowany Bartosz Dembiński, rzecznik prasowy Akademii Górniczo-Hutniczej.Mama Dudy nagrana

Od rana, gdy gazeta „Fakt” zamieściła na swojej stronie internetowej film, na którym Janina Milewska-Duda namawia swoich studentów do składania podpisów pod poparciem jej syna, kandydata Prawa i Sprawiedliwości w wyborach prezydenckich, uczelnię szturmowali dziennikarze.

Na filmie matka kandydata przedstawia się słuchaczom Wydziału Energetyki i Paliw AGH. Opowiada, że będzie miała z nimi zajęcia z chemii organicznej. Mówi o końcowych egzaminach, które czasem trzeba zaliczać po cztery razy. Namawia do zdawania ich w zerowym terminie, bo za zerówki nie stawia dwój.

Nagle ścisza głos. – Zanim przejdę do tematu, pozwolę sobie dyskretnie zrobić taką prywatę na zajęciach. Jestem mamą Andrzeja Dudy, który startuje jako ten… eee… kandydat na prezydenta. Potrzebne mi jest, prosił mnie, jeśli mogę, żeby zebrać od studentów podpisy – informuje. Dodaje też, że podpisuje ten, kto chce, i że dwa razy podpisać się nie wolno, bo to sprawdzają.

AGH się nie spieszy

Bartosz Dembiński: – Film wydaje się wiarygodny. Uczelnia z założenia jest miejscem apolitycznym i takie zachowanie nie wydaje się właściwe. Jednak nie jestem od oceny etycznej ani moralnej naszych wykładowców.

Jak pierwotnie ustaliliśmy, rektor AGH, prof. Tadeusz Słomka, chciał skontaktować się z Janiną Milewską-Dudą dopiero po świętach, ponieważ – jak informował rzecznik – od rana do wieczora miał zapełniony grafik. Ostatecznie zmienił zdanie i porozmawiał z Janiną Milewską-Dudą. Po rozmowie uczelnia wydała krótkie oświadczenie. „W związku z doniesieniami medialnymi na temat zbierania przez panią prof. Janinę Milewską-Dudę podpisów na rzecz kandydata na Prezydenta RP podczas wykładu na AGH informuję, iż JM Rektor AGH prof. Tadeusz Słomka przeprowadził dziś rozmowę dyscyplinującą z panią profesor, w której uświadomił pani profesor, że tego typu zachowanie jest, w opinii władz uczelni, nieetyczne. Rektor AGH pragnie jednocześnie podkreślić, że Pani prof. Janina Milewska-Duda od wielu lat cieszy się nieposzlakowaną opinią dobrego i rzetelnego wykładowcy oraz naukowca. Władze uczelni dalsze ewentualne kroki w tej sprawie uzależniają od postępowania wyjaśniającego, które zostanie przeprowadzone w najbliższych dniach”.

krakow.gazeta.pl

Szkoła dyplomacji PiS

Bartłomiej Kuraś, 31.03.2015

Karol Serewis / East News

Gdy Jarosław Kaczyński wygra wybory, działacze krakowskiej fundacji Dyplomacja i Polityka ukształtują polską politykę zagraniczną
Krakowskiej fundacji Dyplomacja i Polityka ideowo bliscy są ksiądz Dariusz Oko, doktor Bogdan Chazan, poseł Antoni Macierewicz czy główny ekonomista SKOK Janusz Szewczak.Fundacja siedzibę ma w okazałym domu w willowej dzielnicy w centrum Krakowa. Lokal udostępnia wydawnictwo Biały Kruk, które mieści się w tym samym budynku. W ostatnich latach odniosło finansowy sukces, publikując albumy fotograficzne ze zdjęciami Jana Pawła II.

Zbieżność adresów nie jest przypadkowa. Jednym z założycieli fundacji jest właściciel wydawnictwa Leszek Sosnowski – w czasach PRL dziennikarz, dyrektor krakowskiego kinoteatru Związkowiec, współzałożyciel Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Kinematograf”, a także współorganizator Tygodni Kultury Chrześcijańskiej. W 1988 r. wyjechał do Austrii. Osiem lat później wrócił do Krakowa i założył Białego Kruka.

Sosnowski ostatnio mniej interesuje się fotografią, a bardziej polityką. Właśnie nakładem jego wydawnictwa ukazała się książka „Wygaszanie Polski. 1989-2015”.

Wygaszanie Polski

„Wygaszanie Polski lawinowo nabrało na sile po śmierci św. Jana Pawła II i jeszcze przyspieszyło po katastrofie smoleńskiej. Dwudziestu jeden wybitnych autorów – naukowców, publicystów, posłów, specjalistów z wielu dziedzin dokonuje niezwykle trafnej, przenikliwej analizy obecnej sytuacji w naszym kraju” – tak Biały Kruk zachęca do lektury swojego najnowszego dzieła.

Wśród autorów są m.in. Antoni Macierewicz (o „wygaszaniu obronności”), ksiądz Dariusz Oko (o „wygaszaniu rodziny”) czy profesor Bogdan Chazan (o „wygaszaniu służby zdrowia”), a też główny ekonomista SKOK Janusz Szewczak – narzekający na „wygaszanie polskiej bankowości”. Leszek Sosnowski napisał o „wygaszaniu zarządzania na przykładzie górnictwa”. A poseł PiS Krzysztof Szczerski – kolejny założyciel fundacji – o „wygaszaniu polskiej dyplomacji”.

Szczerski to doktor politologii, redaktor naczelny prawicowego dwumiesięcznika „Arcana”, były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, w czasach gdy resortowi szefowała Anna Fotyga. To on w 2013 roku wpadł na pomysł założenia fundacji, która zwerbowała kilkudziesięciu młodych absolwentów politologii, prawa czy stosunków międzynarodowych. Nie kryje, że fundacja i wydawnictwo Biały Kruk są sobie bliskie ideowo.

– Ja nakreśliłem ideę fundacji, a pan Sosnowski wsparł ją lokalem w siedzibie Białego Kruka. Robimy wszystko, by zaradzić katastrofie, do której mogą prowadzić obecne rządy. To misja fundacji Dyplomacja i Polityka, którą chcemy zainteresować młodych ludzi, kierunkować ich postawy, by chcieli Polski innej od obecnej – wyjaśnia Szczerski.

Niszczenie państwa

We wstępie do „Wygaszania Polski” autorzy piszą, że przez ostatnie 25 lat – z krótką przerwą na rządy Jarosława Kaczyńskiego – nasz kraj był niszczony: „Od 1989 r., od Okrągłego Stołu, gdzie doszło do zawarcia kontraktu między komunistycznym establishmentem a częścią przedstawicieli „Solidarności”, którzy zdradzili idee Sierpnia ’80 i ogłosili się samozwańczo elitą narodu, rozpoczęły się powolny demontaż i wyprzedaż polskiego państwa za plecami społeczeństwa. Wraz z niszczeniem państwa dokonuje się od lat zamierzone i w szczegółach zaplanowane niszczenie polskości – zarówno wielowiekowej polskiej tradycji i dorobku kulturalnego opartego na chrześcijańskich wartościach, jak i współczesnej polskiej gospodarki, zwłaszcza przemysłu”.

Premiera książki miała miejsce w połowie marca w sanktuarium w Łagiewnikach. Ksiądz Oko zasiadł obok posła Macierewicza.

– Teraz najgorszy atak idzie na rodzinę – mówił ks. Oko. – Bo jeżeli zniszczymy rodzinę, zniszczymy to miejsce kształtowania się człowieczeństwa, to zniszczymy samego człowieka. Ze zniszczonych rodzin nie będzie mógł wyjść normalny, mocny duchowo człowiek. Nie będzie mógł wyjść ktoś, kto się przeciwstawi kłamstwu, niegodziwości. Po prostu w ten sposób nasi przeciwnicy wyeliminują swoich krytyków, zostanie im właściwie bezwolna masa, którą łatwo będzie sterować”.

A poseł Macierewicz opowiadał o katastrofie smoleńskiej: – To nie jest tylko tak, że pięć lat temu w sytuacji zamieszania, niepewności, niejasności, jakiegoś szoku poznawczego pan Donald Tusk, pan Sikorski czy ktokolwiek inny zgodzili się na przejęcie tego śledztwa przez Rosjan. Zostali okłamani, oszukani, więc przyjęli, że może rzeczywiście była to wina polskich pilotów. Dzisiaj ci ludzie wszystko wiedzą. Są w pełni świadomi, że to nie była wina pilotów. Są w pełni świadomi, że to była jedna z wielu zbrodni Federacji Rosyjskiej i rządu pana Władimira Putina. A mimo to chronią Władimira Putina.

Fundacja PiS niezależna od PiS

Fundacja Dyplomacja i Polityka utrzymuje się z grantów, także unijnych. Chce zmienić polską politykę zagraniczną. Oprócz posła Szczerskiego i wydawcy Sosnowskiego wśród jej założycieli są jeszcze: kandydat PiS na premiera profesor Piotr Gliński oraz dwaj eurodeputowani PiS: prof. Ryszard Legutko, który w ubiegłym roku oprotestował doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego dla José Manuela Barroso, i prof. Zdzisław Krasnodębski, członek rady programowej partii.

Ale Szczerski przekonuje, że fundacja jest niezależną organizacją pozarządową, jakiej do tej pory brakowało w Polsce. – Wprawdzie działa Fundacja Batorego, ale ona jest finansowana z zagranicy. O Instytucie Obywatelskim w ogóle nie ma co mówić, bo to jawna przybudówka PO. Tymczasem władze PiS nie mają żadnego wpływu decyzyjnego na działalność fundacji Dyplomacja i Polityka – zarzeka się.

Prezesem fundacji jest 30-letni Marcin Przydacz – z wykształcenia prawnik, z przekonania republikanin. Jeszcze trzy lata temu działał w Fundacji Republikańskiej, dzisiaj związanej z posłem Przemysławem Wiplerem, byłym członkiem PiS.

– To już przeszłość. Wprawdzie w sercu nadal jestem republikaninem, ale z panem posłem Wiplerem nie jest mi po drodze – mówi Przydacz. – Jesteśmy organizacją niezależną, choć faktycznie tak się składa, że zgłaszają się do nas głównie europosłowie PiS, prosząc o przygotowanie analiz w różnych sprawach. Ale gdyby zgłosił się ktoś z PO, to też przygotowalibyśmy dla niego analizę. Zastrzegam jednak, że trudno nam nie być krytycznymi wobec poczynań obecnego rządu. To obiektywna prawda, którą przedstawiamy w naszych analizach. Takie są fakty.

Na stronie internetowej fundacji można przeczytać analizę, że Polska propozycja stworzenia europejskiej unii energetycznej jest skazana na niepowodzenie, a rząd w Warszawie powinien się raczej skupić na zwiększeniu w kraju wydobycia gazu i węgla. Dokładnie to, co postuluje w „Wygaszaniu” Leszek Sosnowski.

Za to w sprawie Węgier fundacja nie jest już tak zasadnicza. Na tej samej stronie internetowej opublikowała analizę, z której wynika, że bratający się z prezydentem Putinem premier Orbán – któremu do niedawna mocno kibicował Jarosław Kaczyński – nie jest jednoznaczny, bo ma „taktyczne triumfy i strategiczne dylematy”.Ostatnia analiza fundacji pochodzi z listopada. Dotyczy relacji rosyjsko-pakistańskich.

U boku przyszłego premiera

– W kwietniu ruszamy z ofensywą. Będziemy zajmować się Grupą Wyszehradzką. Ocenimy, jak spełnia oczekiwania działających w niej poszczególnych państw, w tym Polski – zdradza Przydacz.

– Będzie głośno o naszych analizach. Tak się składa, że będą one publikowane w czasie kampanii wyborczych – prezydenckiej i parlamentarnej – ale to czysty przypadek – twierdzi poseł Szczerski. I dodaje, że działalność w fundacji może być dla wielu młodych ludzi początkiem drogi do poważnej polityki.

Polityczną karierę, choć na razie na szczeblu lokalnym, wybrała już jedna z młodych ekspertek fundacji. Ekonomistka i germanistka Małgorzata Popławska do stycznia była przewodniczącą Forum Młodych PiS w Krakowie. Od jesieni jest krakowską radną PiS.

– Relacje, jakie nawiązałam w fundacji, bardzo mi pomogły w wyborach. Takie zaplecze jest bardzo pomocne przy stawianiu pierwszych kroków w polityce – ocenia Popławska.

Przydacz zapewnia, że na razie nie myśli o karierze politycznej. A jeśli już, to w nieokreślonej przyszłości. Ale zaraz dodaje: – Gdyby ktoś z polityków obejmujących władzę chciał skorzystać z doświadczenia naszych ekspertów, będzie to dla nas wielkie uznanie.

Szczerski mówi wprost, że ludzie z Dyplomacji i Polityki to potencjalne kadrowe zaplecze dla rządów prawicy: – Fundacja jest kuźnią talentów, które mogą wspomagać kształtowanie polityki zagranicznej Polski.

Wierzy, że już jesienią zajmie się tym rząd PiS przy pomocy fundacji. W końcu Piotra Glińskiego – jej współzałożyciela – Jarosław Kaczyński wciąż wskazuje jako kandydata na premiera.

wyborcza.pl

Z polityki do specsłużb i z powrotem

Wojciech Czuchnowski (Gazeta Wyborcza), 01.04.2015
Mariusz Kamiński

Mariusz Kamiński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Poniedziałkowy wyrok na Mariusza Kamińskiego, posła PiS i byłego szefa CBA, można przedstawić tak: oto w Polsce w roku wyborczym wiceszef największej partii opozycyjnej zostaje skazany na trzy lata więzienia.
Rzecznik PiS Marcin Mastalerek mówi, że jego partia „nagłośni tę sytuację na forum Parlamentu Europejskiego”. – W Polsce zbliżamy się do standardów białoruskich – powtarza „przekaz dnia” za swoim prezesem Jarosławem Kaczyńskim. – To złamanie zasad demokracji i będziemy chcieli je umiędzynarodowić. Niech Europa zobaczy, co się dzieje w Polsce pod rządami Platformy.Zaraz po ogłoszeniu wyroku politycy PiS i sprzyjający im publicyści mówili też o „hańbie” „skandalu”, „niegodziwości”, „pogardzie dla opozycji”. Zbigniew Ziobro porównał Kamińskiego do „żołnierzy wyklętych” mordowanych przez stalinowskie sądy.

Forsując taką interpretację, PiS i jego zwolennicy próbują zakrzyczeć prawdę. A jest ona dla nich przykra. Otóż za surowe wyroki dla Kamińskiego, jego zastępcy Macieja Wąsika i dwóch funkcjonariuszy, którzy dali się zniewolić urokom IV RP, odpowiedzialność ponosi Jarosław Kaczyński.

W ciągu dwóch lat rządów swojej partii wcielał on bowiem w życie, ręka w rękę z Ziobrą, wizję państwa, którego zbrojnym ramieniem w dziele zwalczania „układu” i oczyszczania Polski miało być CBA. W szeregu z CBA karnie szły Instytut Pamięci Narodowej z programem totalnej lustracji, speckomisja Antoniego Macierewicza ds. likwidacji WSI i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Na czele tych instytucji PiS postawił swoich ludzi, a kierownictwo CBA niemal w całości obsadził wypróbowanymi działaczami i sympatykami partii. I tak politycy z dnia na dzień przeobrazili się w funkcjonariuszy służby specjalnej. Do pracy przystąpili tak gorliwie, że Wąsik miał na biurku stanowisko do odsłuchiwania kontrolowanych przez CBA rozmów, a Kamiński osobiście jeździł do aresztu, by straszyć zatrzymanego przez agentów dr. Mirosława G.

Gdy IV RP po dwóch latach poniosła porażkę, PiS rzucił swoim funkcjonariuszom koło ratunkowe, wciągając ich na listy do Sejmu. Posłami zostali Kamiński, Macierewicz i szef ABW Bogdan Święczkowski. Dla Wąsika znalazła się posada szefa klubu radnych PiS w Warszawie. Mandat poselski dostał nawet Tomasz Kaczmarek – agent Tomek.

Jeśli ktoś jeszcze wierzył w ich apolityczność, po tych nominacjach musiał tę wiarę utracić.

Kaczyński, robiąc z polityków funkcjonariuszy, a potem na powrót z funkcjonariuszy posłów, zburzył bariery, które w demokracji powinny oddzielać służby specjalne od czynnej polityki. Dowiódł, że w państwie przez niego rządzonym agent tajnej policji może oczekiwać nagrody i immunitetu, jeśli gorliwie realizuje linię partii.

To są właśnie standardy… Nie wiem, czy białoruskie, ale na pewno głęboko szkodliwe dla demokracji.

Wyroki na Kamińskiego i Wąsika to nie koniec. Za kłamstwa i pomówienia w raporcie o WSI przed sądem stanie jeszcze Macierewicz, a zarzuty łamania prawa postawiono już agentowi Tomkowi.

Nie są rozliczani jako opozycyjni politycy, ale jako funkcjonariusze i szefowie służb, którzy łamali prawo i przekraczali uprawnienia. Pełniąc funkcje w aparacie ścigania, nie zostawili za drzwiami swoich politycznych sympatii. Przeciwnie, do służb poszli kierowani „szlachetnym wzmożeniem”, zaprzęgając je do ścigania ludzi nieposłusznych czy niewygodnych oraz ówczesnej opozycji. Za to, i tylko za to ponoszą dzisiaj odpowiedzialność.

PS Kusi mnie, by w ramach publicystyki political fiction napisać przemówienie Kaczyńskiego, które prezes wygłosiłby, gdyby w sprawie Kamińskiego zapadł wyrok uniewinniający. Zaczynałoby się od zdania: „Są jeszcze sądy w Warszawie…”.

Zobacz także

wyborcza.pl

Jak pies z kotem. Bo pies rozumie

Margit Kossobudzka, 01.04.2015

Psy doskonale nas rozumieją, bo żyją z nami od tysięcy lat

Psy doskonale nas rozumieją, bo żyją z nami od tysięcy lat (Liudmyla Soloviova / 123RF)

„Jesteś kociarą czy psiarą?”. Odpowiedź, że lubię i psy, i koty, jest całkowicie niezadowalająca. Przecież muszę wybrać!
Nie mam zamiaru się podkładać. Psy miałam zawsze, koty sporadycznie, ale ostatnio aż cztery. Dziś jednak na chwilę będę rzecznikiem psiarzy.Większość właścicieli psów jest przekonana, że ich czworonogi mają osobowość, a przede wszystkim doskonale „rozumieją”, co ich pan/pani myśli lub czuje. Co na to nauka?

Kolejne badania zdają się to potwierdzać. Uczeni z wiedeńskiego Instytutu Messerli dowodzą w „Current Biology”, że psy potrafią rozróżniać emocje malujące się na twarzy człowieka. Co więcej, nie były to twarze ich właścicieli, ale osób im obcych.

Oczywiście to nie znaczy, że psy są ludźmi na czterech łapach. Według behawiorystów odczuwają prawdopodobnie połowę tych emocji co my. Uczeni od lat badają, co właściwie czują zwierzęta. Bada się emocje tzw. podstawowe, takie jak lęk czy niepokój, a także bardziej złożone, jak poczucie winy, duma czy żal. Te ostatnie wymagają już świadomego myślenia.

A czy nasze psy nas kochają ?

Dwa lata temu ciekawe doświadczenia nad psią miłością prowadził neurobiolog z Uniwersytetu Emory Gregory Berns. Udało mu się tak wytrenować psy, że były w stanie leżeć nieruchomo podczas badań funkcjonalnych rezonansem magnetycznym, dzięki czemu mógł podglądać aktywność ich mózgów. Berns dowiódł, że psy naprawdę kochają właścicieli. Nie tylko dlatego, że są karmione. Jest im to potrzebne do tworzenia społecznych więzi i dobrego samopoczucia. Czyli są w tym podobne do ludzi.

Jednak najprawdopodobniej psy nie zdają sobie sprawy z tego, że odwzajemniamy ich uczucia. W takim sensie jak my rozumiemy odwzajemnioną miłość. Właściwie nie postrzegają w nas myślących istot. Żeby tak się stało, psy musiałyby posiadać tzw. teorię umysłu. To zdolność do przypisywania określonych stanów psychicznych innym.

Uczeni wciąż się spierają, czy któryś z gatunków zwierząt to potrafi. Najbliżej tego są szympansy, choć psy także mają niektóre cechy świadczące o takich zdolnościach. Jednak tu dochodzimy do innego wątku – posiadania świadomości.

Behawioryści są dziś zdania, że psy w toku ewolucji wytworzyły narzędzia do odczytywania ludzkiej psychiki – żyły z nami tak blisko, że po prostu musiały się nauczyć odczytywać nasze zamiary czy nastroje, by nasze współżycie było jak najbardziej udane. Ponieważ psy żyją z nami tak długo, wydoskonaliły się w dostrzeganiu wszystkiego, co robimy czy mówimy. Zauważają każdą zmianę naszego zachowania i najprawdopodobniej są mistrzami w odczytywaniu naszej mowy ciała. Na dokładkę bardzo szybko się uczą i potrafią być plastyczne, tj. dostosowywać się do różnych osób.

To niemal tak jak bycie z jednym partnerem przez tysiące lat. Niektóre związki psów z ludźmi przypominają stare dobre małżeństwo, które rozumie się bez słów. To bardzo pomaga, kiedy nie mamy ochoty na tłumaczenie i potrzebujemy tylko milczącego wsparcia. Za to kocham psy i ja.

Czy człowiek może zrozumieć kota lub psa? O tym przeczytaj w książkach >>

Zobacz także

wyborcza.pl

Dodaj komentarz