M. Boska (25.06.2015)

 

Sierakowski: Ludzie stracili wiarę w PiS i PO. Może nie wszyscy, ale tylu, by wszystko zaczęło się sypać. Idzie przełom

Krzysztof Lepczyński, 25.06.2015
Sławomir Sierakowski, szef Krytyki Politycznej

Sławomir Sierakowski, szef Krytyki Politycznej (ALBERT ZAWADA)

– Polską politykę od dawna robi Jarosław Kaczyński. On inicjuje, a wszyscy na to reagują – mówi Sławomir Sierakowski w rozmowie z Tokfm.pl. Założyciel Krytyki Politycznej przekonuje, że nie potrwa to jednak długo. System polityczny się sypie i zastąpić musi go coś nowego.

 

„Nadchodzi kolejny przełom w polskiej polityce po 1989 roku” – napisał niedawno w „Polityce” Sławomir Sierakowski. Jego zdaniem podział na PO i PiS przechodzi do historii. A że polityka lubi dychotomie, scenę mogą zdominować dwa nowe ugrupowania. Jakie? O tym i nie tylko rozmawiamy z założycielem Krytyki Politycznej.

Krzysztof Lepczyński: W polityce nadchodzi przełom?

Sławomir Sierakowski: Chyba każdy już czuje, że model PO-PiS-owski przestał Polakom odpowiadać i jest coraz silniej kontestowany. Może nawet nigdy nie odpowiadał, ale na tyle dobrze osadził się w rzeczywistości, że mógł trwać przez lata. Teraz jednak wyraźnie widać, że zaczyna się sypać.

Dlaczego?

– Pozostawiając z boku jakość sporu politycznego między PO i PiS oraz fakt, że głosuje się bardziej przeciw partii Kaczyńskiego czy przeciw PO niż za tymi partiami, to znaczenie mają frustracje socjalne. W ostatnich latach mamy najwyższy skumulowany wzrost gospodarczy wśród wszystkich państw regionu. I widać, że z tym wzrostem coś jest nie tak. Polacy widzą, że jest wzrost, poprawa w infrastrukturze, słyszą o płynących z Brukseli miliardach. Niektórzy są z tego zadowoleni, to część elektoratu PO i Petru. Ale ogromna część widzi, że nic z tego nie ma. A kwestie samozatrudnienia i umów śmieciowych przekroczyły masę krytyczną. To wszystko stworzyło rozwarstwienie, którego wielu Polaków nie akceptuje. Ludzie już nie wierzą, że istniejące partie to zmienią, stracili wiarę w PiS i PO. Nie wszyscy i nie od razu, ale być może wystarczająco wielu, by posypała się cała struktura.

 

Platformie wysiadł bojler i nie leci ciepła woda?

– To nie tak. Polską politykę od dawna robi Jarosław Kaczyński. On inicjuje, a wszyscy na to reagują. Rzuca hasło IV RP, lustracji, układu, zamachu i na to reagują media i inne partie. W tym sensie PO była konstrukcją bez pozytywnej tożsamości, bez własnego planu. Miała przede wszystkim zatrzymać Jarosława Kaczyńskiego i jego ludzi, to był kordon sanitarny przeciwko PiS. W tym celu brała na pokład kolejnych polityków, od SLD przez PiS po ZChN, tworząc konstelację bez ładu i składu. Nie dało się podjąć jakiejś decyzji, bo zawsze ktoś był przeciw.

PO miała więc wyłącznie negatywną tożsamość. A ciepła woda była właśnie tą programową bezprogramowością. Ale do końca świata tak nie można. Kiedy wyjechał Donald Tusk, okazało się, że po wyjęciu mocnego kręgosłupa całe to ciało polityczne przestało chodzić.

Ale PiS trzyma się mocno.

– To jest partia quasi-religijna, jak niektóre zachodnie populistyczne formacje. Kaczyński robi tam za totem albo za przywódcę sekty.

W ostatnich dekadach to, co nazywano wojną klasową, czyli konflikt ekonomiczny, przemieniło się w wojnę kulturową. Wojnę, w której ludzie nie mogli się pokłócić o ekonomię, bo w zglobalizowanym świecie decyzje gospodarcze są politykom w dużej mierze narzucane z zewnątrz. Jednak politycy muszą się przecież o coś spierać, więc pokłócili się o kwestie mniej lub bardziej wydumane. Bo jakiego problemu społecznego dotyka lustracja, układ albo zamach? To zagospodarowywanie frustracji, których nie da się wyartykułować bezpośrednio, więc ubiera się je w kostium.

Razem chce zmian. „W Polsce panuje totalna schizofrenia…” >>>

Ja w swoim tekście staram się dostrzec jakąś możliwość zmiany, ale w tym jest tyle samo diagnozy co projekcji. Niektórzy odebrali ten artykuł w „Polityce” jako tekst programowy, apel o powrót do wyjścia z tych absurdalnych wojen kulturowych i wejście w bardziej funkcjonalny spór. Bo spór PiS i PO był zły dla polskiej demokracji i modernizacji. To nie był spór o to, kto ma lepszy pomysł, ale o to, kto kogo bardziej ściągnie w dół.

Nic nowego. David Ost pisał, że od czasów Wałęsy zajmujemy się tymi wydumanymi kwestiami. Czy Polacy nie znajdą sobie kolejnego wiatraka, z którym będą walczyć?

– Mam nadzieję, że nie. Od 1989 roku zamiast „left and right” mamy konflikt „right and wrong”. „Right” to jest konsensus waszyngtoński, który nie znosi sprzeciwu. Projekt modernizacji czy transformacji, który zakłada jedną racjonalność ekonomiczną, demokrację proceduralną, wartości europejskie i lekceważy inne kwestie. Albo się z tym zgadzasz, albo jesteś populistą. Tak w Polsce było przez dwie dekady, na tym też opierał się spór między PiS i PO. Platforma reprezentowała konsensus transformacyjny, a PiS to kontestował. Ten konsensus w dużej mierze był efektem okoliczności zewnętrznych, dominujących przekonań na świecie w latach 90. Nawet polscy politycy przyznają się dziś, że nie było wyboru. To nie znaczy, że był jakiś spisek. Przekonanie, że możliwy jest tylko jeden – neoliberalny – model transformacji było tak silne, że nikomu nawet nie przyszło do głowy, że można to zrobić inaczej. Dopiero ostatnie lata mocno podważyły te przekonania w Polsce.

I co sprawi, że nagle porzucimy te chochoły i zabierzemy się w polityce za poważne sprawy?

– Dopóki będzie tak, że ludzie socjalnie poszkodowani będą głosowali na PiS, który będzie obniżał podatki najbogatszym, dopóty będzie trwał chocholi taniec polskiego społeczeństwa. Co robił PiS? Mówił przed wyborami „jesteśmy solidarną Polską”, a później zachowywał się bardziej liberalnie niż PO. I dziś znów szykuje nam taki sam numer. Na jakiej zasadzie mam ufać Jarosławowi Kaczyńskiemu, który reklamuje się z książką Piketty’ego, skoro dobrze wiem, że brał udział w tworzeniu neoliberalnego modelu polskiej transformacji? A czy to nie on zniósł podatek spadkowy? To jest antypiketyzm! Nie można zrobić nic bardziej na kontrze do Piketty’ego.

Jedni idą za Kaczyńskim, ale drudzy się wkurzyli.

– Wkurzeni byli nieraz. Dla ogromnej części społeczeństwa dalej jest tak, że kto się boi PiS, idzie za PO, a kto się boi PO, idzie za PiS. Ale jest wystarczająca grupa ludzi, którzy mówią: nie będę się wdawał w tę pasożytniczą symbiozę między partiami, poprę tego, który najgłośniej protestuje. Czyli Kukiza. Bo nie sądzę, żeby ludzi przyciągały do niego JOW-y.

 

On jest tylko kolejnym w poczcie polskich antysystemowców?

– Kukiz jest tylko symptomem. Nie ma substancji, treści, to nie jest ktoś, na kim się zbuduje formację polityczną, kto wyrazi coś więcej niż frustracja. Kukiz to krzyk. Nic więcej.

A Razem i NowoczesnaPL mają tę substancję? Trochę im pan schlebia.

– Oczywiście, o to mi chodzi. A ponieważ nie ma polityki poza podziałem, siłą rzeczy sprzyjam także NowoczesnaPL, choć jej nie popieram. Wiem, że obecny duopol zastąpi nie jedna partia, tylko inny duopol. Wolałbym, żeby to był Petru jako prawica i Razem jako lewica. Gdyby doszło w sferze publicznej do takiej konfrontacji, Razem ma większe szanse. Media będą interesowały te partie, które są w sporze. Ludzie oglądają programy publicystyczne nie po to, żeby poznać program, ale żeby zobaczyć spór. I nie ma w tym nic złego, gwarancją dla pluralizmu i wyboru demokratycznego jest jakiś konflikt, a nie konsensus. Konsens może być potem, po wyartykułowaniu różnic.

Petru: Wkurza mnie to, co się dzieje w Polsce >>>

Od zwolenników Razem słyszę nawet, że chcieliby mieć taką opozycję jak Petru. Ale on chwilami mówi Korwinem!

– Nie zgadzam się. Petru od Korwina różni się tym, że koncentruje się na gospodarce i nie mówi obraźliwych głupot, za które należałoby go co najmniej bojkotować w mediach. Nie obraża kobiet, nie wietrzy medialnych spisków przeciwko sobie, nie jest watażką. A to wyróżnia Korwina. Skrajnych liberałów ekonomicznych jest znacznie więcej.

Czy Petru nie jest neoliberalnym populistą?

– Oczywiście, że jest. Ale powiedzmy sobie szczerze: Razem świadomie zdecydowało się na pierwiastek populizmu. Więcej, teoretycy lewicy mówią, że lewica musi znaleźć kompromis między populizmem a swoimi postulatami. Podemos i Syriza to są takie właśnie kompromisy. Dlaczego Razem nie mówi nic o kwestiach światopoglądowych? Z czystego pragmatyzmu, a nawet oportunizmu. Taki zarzut jest zasadny, przecież Razem ukrywa coś przed ludźmi, bo nie chce ich odstraszyć. To zagrywka populistyczna.

Nie da się bez populizmu?

– Być może dzisiaj nie. Gdybym uważał, że się da, to sam bym robił partię, a nie pracę u podstaw.

Ale przyzna pan, że w polskich warunkach Razem to radykałowie.

– Ja tak nie myślę, ale taki może być odbiór. Kiedy pisałem tekst o Razem, bałem się, że najbardziej im zaszkodzę, cytując cały program.

Są zbyt radykalni?

– Niektóre decyzje mogą się źle skończyć dla tej partii. Nie chcą zaproponować jakiejś współpracy Barbarze Nowackiej czy Annie Grodzkiej. Nie chcą mieć lidera. Polityka jest dziś strasznie spersonalizowana, ludzie orientują się na twarze i nic na to nie poradzimy. I tutaj brakuje dobrego populizmu. Jeśli to im odbierze szanse na sukces, to będzie błąd. To będzie radykalizm, który się okaże antypolityczny.

A skąd ta moda na młodych? Przecież osiem lat temu też mieli decydować o wyniku wyborów.

– Kategoria młodości już od dawna jest towarem w kulturze masowej. Ciało, miłość, młodość są utowarowione. Przecież każdy chciałby być młody i piękny. Ale są i racjonalne powody. To ludzie, których poglądów nie znamy. Ludzie w wieku 35 do 50 lat są zależni od systemu, mają kredyty i rodziny. To elektorat stabilizacji. A najmłodsi i najstarsi mogą sobie pozwolić na ryzyko. Dlatego młodzi są w stanie dużo zmienić.

Zaraz po wyborach prezydenckich prof. Janusz Czapiński bezradnie rozłożył ręce i stwierdził, że nie rozumie decyzji młodych.

– Czapiński chodzi i opowiada, że żyjemy w najszczęśliwszym kraju na świecie, bo w jakiejś statystyce wychodzi mu, że 80 proc. Polaków jest szczęśliwych. Ale to nie ma przełożenia na politykę. Mogę być szczęśliwy, bo mnie kocha dziewczyna albo mam satysfakcję w pisaniu wierszy do szuflady. Ale to nie musi znaczyć, że nie wkurza mnie polityka.

Komentatorzy chyba niewiele rozumieją z całej tej polityki.

– Ona nie jest taka niezrozumiała, ale i przekonanie, że da się ją w całości zrozumieć, jest fałszywe. Poza tym politykę próbujemy badać, a z drugiej strony sami mamy na nią wpływ. Pomiar zniekształca to, co mierzymy.

A jesienią Polacy znów zrobią nam psikusa?

– Nam? Sami sobie go zrobią.

Zobacz także

 

TOK FM

„Może Matka Boska będzie nad nami czuwać”. Sprawdzamy, jak żyje się w zawierzonym mieście

Burmistrz Kraśnika na Jasnej Górze
Burmistrz Kraśnika na Jasnej Górze Fot. Facebook/Mirosław Włodarczyk

Głośno było o tej sprawie kilka dni temu, gdy okazało się, że władze Kraśnika pojechały do Częstochowy na koszt podatników. Cel liczącej 200 osób pielgrzymki był jeden – zawierzyć miasto i powiat Matce Boskiej, by chroniła je od wszelkiego zła. Jak się żyje pod zawierzeniem Matki Boskiej? Spróbowaliśmy się dowiedzieć.

”Dziennik Wschodni” zamieścił tekst Aktu Zawierzenia Kraśnika Niepokalanemu Sercu Maryi, Królowej Polski”. Tekst, który burmistrz Mirosław Włodarczyk wygłosił przed ołtarzem na Jasnej Górze brzmi następująco:

„Ja, Burmistrz Miasta Kraśnik stoję przed Twoim obliczem, w obecności wszystkich Aniołów i Świętych, Męczenników i Patronów Polski, aby zawierzyć Twojemu Niepokalanemu Sercu władze samorządowe Kraśnika, pracowników Urzędu Miasta Kraśnik, radnych, wszystkich przedstawicieli władzy byłej, obecnej i przyszłej oraz ich rodziny. Twojemu Niepokalanemu Sercu, Maryjo, zawierzam wszystkie rodziny, instytucje, zakłady pracy, placówki oświatowo-wychowawcze, służbę zdrowia, parafie i ich duszpasterzy. [..] Twojemu Niepokalanemu Sercu zawierzam również rozwój naszego regionu i proszę chroń naszą miejscowość i jej mieszkańców od wszelkiego zła”. Czytaj więcej

Słów burmistrza słuchali w Częstochowie radni, urzędnicy i nauczyciele. A w Kraśniku zwykli ludzie. I – trzeba przyznać – większości się podobało.

Nie ma nic przeciwko, żeby czuwała
– Chyba nie jest pani katoliczką, skoro pyta pani o takie rzeczy – słyszę w zakładzie zajmującym się produkcją odzieży. – Jestem – ripostuję. Tłumaczę, że zjawisko ciekawe, że w końcu nie każdy burmistrz w Polsce jedzie do Częstochowy, by zawierzać swoje miasto pod opiekę Matki Boskiej. Dlatego chcę się dowiedzieć, czy dla mieszkańców ma to jakiekolwiek znaczenie? – A mnie to nie zaskakuje, bo jestem katoliczką – pada odpowiedź.

 

Firma spożywcza – spory zakład, zatrudnia kilkanaście osób. Tu reakcja podobna. – Absolutnie mi to nie przeszkadza, bo jestem osobą bardzo wierzącą. To chyba dobrze, że katolicy modlą się za innych katolików? Przecież tak powinno być. Nie ma w tym nic złego – mówi pani Agata. Czy czuje się lepiej wiedząc, że Matka Boska będzie czuwać nad jej firmą? Zastanawia się. – Chyba w Kraśniku nie jest aż tak strasznie źle, żeby wzywać na pomoc Matkę Boską, ale nie mam nic przeciwko temu, że będzie nad nami czuwać – śmieje się.

Żeby dobrze zrobić zastrzyk
Dzwonię do jednej z przychodni. W końcu burmistrz zawierzył też służbę zdrowia. Co zaskakuje już przy kolejnym telefonie – znów nikt nie dziwi się pytaniu. Nie ma żadnej reakcji, że zawracam głowę, szukam dziury w całym. Z pełną powagą pada odpowiedź: – Nie mam nic przeciwko temu, że burmistrz zawierzył miasto Matce Boskiej. Jestem osobą bardzo wierzącą, dużo zawdzięczam Bogu. Jak najbardziej popieram, jeśli chodzi o zawierzenie się. Bez względu na to, czy jako osoba prywatna, czy firma, czy placówka. Nie mam nic przeciwko temu.

Pani Mariola jest pielęgniarką i podkreśla, że wyraża tylko swoją własną opinię. A opinia jest taka, że czuwania Matki Boskiej nigdy nie za wiele. A na pewno nie ma w tym nic złego, bo nikomu od tego krzywda się nie stanie.

– Oczywiście, że burmistrz mógł nas zawierzyć. Matka Boska mogłaby chronić to miejsce od złych wydarzeń. Takich wydarzeń często da się uniknąć dzięki temu, że ktoś nad nami czuwa. A już tym bardziej, jeśli jest to Matka Boska – tłumaczy.

Przed czym, na przykład, jej przychodnię mogłaby ochronić Matka Boska? – Nawet przy takich drobnych, codziennych sprawach. Choćby wtedy, gdy wkłuwamy igłę. Żeby dobrze został wykonany zabieg– mówi.

Pani Mariola zastrzega, że nie jest fanatyczką. Co więcej, PiS nie jest nawet jej ulubioną partią. Sprawę traktuje poważnie, choć ma świadomość, że przeciwnicy polityczni PiS pielgrzymce do Częstochowy byli przeciwni i teraz się z niej wyśmiewają. A to – jej zdaniem – wcale śmieszne nie jest.

Silne przywiązanie do Kościoła
Jeden z lokalnych dziennikarzy tłumaczy nam, że trzeba pamiętać, gdzie leży Kraśnik. Na wschodzie Polski, a tam przywiązanie do religii jest na pewno mocniejsze niż w innych regionach kraju. Może tylko z wyjątkiem Podhala.

– Widać to po wynikach wyborów. Na wschodzie wygrywają partie, które w swoich hasłach podkreślają tradycję i przywiązanie do Kościoła. To samo widać w Kraśniku – wahnięcie w prawo i skłonność do większego manifestowania religijności. Dlatego większość mieszkańców odbiera akt zawierzenia pozytywnie – mówi. Przyznaje, że nawet ci, którzy krytykują ten akt – bo tacy też są – to robią to głównie z powodu wydatków samorządowych i sfinansowania wyjazdu, a nie samego aktu zawierzenia. Co prawda Urząd Miasta tłumaczy, że wydał tylko 2 tysiące zł na wynajem autokaru i 20 zł na parking, a radni dostaną diety w wysokości 30 zł, ale przeciwników to nie przekonuje.

– Ale są też tacy, którzy patrzą z przymrużeniem oka, bo ta pielgrzymka to rzeczywiście przejaw strasznej religijności naszych samorządowców i ich przekonań religijnych. Niektórzy uważają, że to trochę było na pokaz – przyznaje.

Próbujemy dalej
Telefon do jednej z firm budowlanych. I szybka odpowiedź:– Zawierzenie? Super. Dobrze, że nas burmistrz zawierzył.

– Nie zdziwiło to pana? – pytam.
– A dlaczego? Dobrze, że pomyślał o wszystkich. Tylko się cieszyć, że burmistrz jest wierzący.

W jednej ze szkół – w końcu placówki oświatowo-wychowawcze też zostały zawierzone – słyszę, że skoro burmistrz działał dla dobra ogółu, to nikomu nie powinno to przeszkadzać. – Nic złego z tego przecież nie będzie. Ludzie mówią, że zapłacił z pieniędzy podatników. Ale pieniądze podatników idą przecież na różne rzeczy. Raz dobre, raz złe. Zależy, kto ocenia – mówi pracownica.

To już drugie zawierzenie
Burmistrz rządzi już drugą kadencję. Choć sam nie należy do PiS, to jednak mocno ze sobą współpracują. Za pierwszej kadencji też był w Częstochowie, i też zawierzał miasto Matce Boskiej. Tyle że tamta wyprawa była zdecydowanie bardziej ekonomiczna. Jak mówią w Kraśniku, ograniczyła się do jednego samochodu. Tym razem pojechał też starosta kraśnicki i kilku radnych powiatowych.

– Czy czuje się pan zawierzony? – pytam na koniec dziennikarza. – Strasznej wagi do tego nie przywiązuję. Dla mnie nic się nie zmieniło – mówi.

naTemat.pl

Komentarze

Dodaj komentarz