Syrenka (07.10.2015)

 

Platforma straszy Macierewiczem. „To nie jest kwestia kampanii, to kwestia bezpieczeństwa narodowego!” [#WyboryLIVE]

klep, 07.10.2015
Antoni Macierewicz spotkaniem z Polonią w Chicago wrócił do kampanii wyborczej PiS. Reakcja Platformy była błyskawiczna – posłowie pytali, dlaczego „człowiek rządzony obsesjami” ma kierować polską armią. Nasz reporter transmitował konferencję PO.
http://www.gazeta.tv/plej/19,143907,18983263,series.html?embed=0&autoplay=1

 

„Polska według Antoniego Macierewicza”.Zobacz relację naszego reportera Mateusza Włodarczyka na Periscope TUTAJ >>>

Ponad dwie godziny trwało spotkanie Antoniego Macierewicza z Polonią w Chicago. Publiczność zadawała pytania m.in. o katastrofę smoleńską, Łuk Triumfalny i „zdrajcę Donalda Tuska”.

Platforma Obywatelska z okazji powrotu polityka do kampanijnej walki zorganizowała konferencję prasową „Polska według Antoniego Macierewicza” z udziałem Marcina Kierwińskiego, posła i doradcy Ewy Kopacz, oraz Mariusza Witczaka. O czym mówili?

1. Amerykańska kompromitacja

Posłowie uparcie powtarzali, że spotkanie Macierewicza z Polonią to „amerykańska kompromitacja”. – Wydawało się, że PiS się zmienił, ale wystarczyło jedno spotkanie w USA, by pozbyć nas złudzeń. Ta kompromitacja pokazuje prawdziwe oblicze PiS – wskazywał Witczak.

2. Co na to Szydło?

Kierwiński pytał, czy Beata Szydło utożsamia się z kontrowersyjnymi poglądami Macierewicza. I czy polityk wciąż przymierzany jest do objęcia MON w ewentualnym rządzie PiS. – Czy budżetem MON, czy polską armią ma kierować człowiek rządzony obsesjami? – pytał poseł.

3. To coś więcej niż kampania

Politycy PO przekonywali, że „straszenie Macierewiczem” to coś więcej niż zagrywka wyborcza. – Proszę patrzeć na to nie jako kwestię wyborczą, to kwestia bezpieczeństwa państwa – zauważył Kierwiński. I zakończył stwierdzeniem, że Macierewicz w rządzie „może być szalenie niebezpieczny”.

aNtoniMacierewiczPojawiłSię

gazeta.pl

 

Nowacka. Liderka wszystkich liderów

Agnieszka Kublik, Sebastian Klauziński, 07.10.2015

Liderka

Liderka „Zjednoczonej Lewicy”, kandydatka do Sejmu Barbara Nowacka podczas przedwyborczej agitacji w Poznaniu. 06.10.2015 (Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta /)

Chcę być tą, która wprowadzi Zjednoczoną Lewicę do Sejmu.

AGNIESZKA KUBLIK, SEBASTIAN KLAUZIŃSKI: Kim pani jest?

BARBARA NOWACKA: Liderką Zjednoczonej Lewicy.

Przewodniczącą koalicji wyborczej ZL?

– Nie.

Szefową kampanii wyborczej?

– Nie.

Szefową sztabu wyborczego?

– Jestem tą osobą, która decyduje o kampanii, która wypowiada się w imieniu kampanii, która jeździ po Polsce. Tą jedną, której wszyscy przesyłają pomysły i która dokonuje wyboru. Powstała uchwała, że jestem liderką Zjednoczonej Lewicy.

Ależ liderką pani była i bez tej uchwały.

– Ale teraz jestem liderką wszystkich liderów składowych koalicji i odpowiadam za kampanię.

Odpowiedzialność bez władzy.

– Jestem współszefową Twojego Ruchu.

To najważniejsze po 1989 r. wybory dla lewicy, bo może nie wejść do Sejmu. A wy nie macie szefa.

– Mamy. Leszek Miller, Janusz Palikot, Waldemar Witkowski z UP, Adam Ostolski z Zielonych powiedzieli: „My tobie, Barbaro, oddajemy prawo do decydowania. Stawiamy na ciebie. To ty masz przeprowadzić tę kampanię od tej strony politycznej i merytorycznej”. Nie zostałam szefem kampanii, tylko liderką, bo to słowo bardziej się wszystkim podobało.

Chyba najbardziej Millerowi i Palikotowi, bo nie chcieli pani oddać nawet ułamka władzy, jaką mają w swoich partiach.

– W tej kampanii to ja jestem na froncie, a oni ze mną współpracują.

Jeżeli koalicja przekroczy próg, utworzy klub, kto stanie na jego czele? Pani?

– Czy będę to ja? Za wcześnie, byśmy się dzielili stanowiskami. Dzisiaj musimy zrobić dobrą kampanię i przekonać ludzi do naszego programu.

I zdąży pani to zrobić w 18 dni?

– Przecież jeździłam i przekonywałam już wcześniej! I w grupie też jeździliśmy. Teraz wiemy, że będzie lepiej, jak postawimy na jedną osobę.

Według CBOS w czerwcu 58 proc. nie wiedziało, kim jest Barbara Nowacka, we wrześniu – 53. Przespaliście wakacje. A Beata Szydło i Ewa Kopacz cały czas podróżują. Dlaczego dopiero teraz Włodzimierz Czarzasty przestał być szefem sztabu?

– Ze względu na stan zdrowia. Natomiast jeśli dzisiaj zaczęłabym mówić, kto z nas ma jakie winy na sumieniu, dojechalibyśmy donikąd.

A chcecie dokąd? Są trzy scenariusze. Najbardziej optymistyczny: wchodzicie do Sejmu, PiS nie ma większości i zdolności koalicyjnych, tworzycie z PO i Nowoczesną koalicję anty-PiS.

– To dobry scenariusz.

Stawiacie warunki? Programowe i personalne?

– Kwota wolna od podatku 21 tys. zł, płaca minimalna 15 zł za godzinę, tanie leki dla emerytów i rencistów, gwarancja niekomercjalizacji usług medycznych, inwestycje w rozwój mieszkań na wynajem. Świeckie państwo, świecka szkoła, związki partnerskie.

Fotel wicepremiera? Dla pani?

– Pożyjemy, zobaczymy. Nie znoszę sadzania się na jakimkolwiek stołku, zanim się on nie przybliży na tyle, żeby można go było zobaczyć.

Polityk musi być gotowy na różne scenariusze. Wicepremier i teka ministra nauki i szkolnictwa wyższego?

– Nie, to byłby konflikt interesów.

Musiałaby pani odejść z Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych.

– Nie będę sobie żadnych teczek przyznawała.

W czym się pani czuje kompetentna?

– Mam całkiem przyzwoite kwalifikacje do zarządzania, mam kwalifikacje w nowych technologiach, bo jestem z wykształcenia informatyczką, mam kompetencje w dziedzinie edukacji. Na pewno nie jestem dobra w służbie zdrowia i absolutnie nie nadaję się na ministra sprawiedliwości.

Najsmutniejszą postacią naszej polityki jest „premier z Krakowa”…

Jan Rokita.

-…który wiedział, kim chce być, jak będzie skonstruowany jego rząd, i tym premierem nigdy nie został. Więc ja nie chcę być „wicepremierką z Warszawy”. Chcę być tą, która wprowadzi Zjednoczoną Lewicę do Sejmu.

Miller nie chciałby być wicepremierem?

– Nie pytałam go. Przyjdzie czas, to będziemy się dzielić zadaniami. Na razie naszym celem jest udowodnienie, że w ogóle na ten Sejm zasługujemy. A kiedyś, w przyszłości, kiedy lewica będzie rządzić…

Kiedy będzie?

– Mam nadzieję, że w następnej kadencji.

Przy konstruowaniu koalicji z PO i Nowoczesną, co będzie istotniejsze: żeby PiS nie przejął całkowicie władzy czy możliwość realizacji waszego programu?

– To bardzo duży dylemat. Ale będziemy się starali próbować zatrzymać demokraturę, realizując część naszego programu. Będziemy musieli wymusić wtedy na Platformie np. świecką szkołę i podwyżki – płacy minimalnej, stawki godzinowej, najniższych emerytur. To istotne warunki. I choć mam duże wątpliwości, jak się porozumiemy z liberałami, z PO i z Ryszardem Petru, to uważam, że bezpieczniejsze dla przyszłości Polski jest powstanie koalicji blokującej przejęcie pełni władzy przez Jarosława Kaczyńskiego. W edukacji, kulturze, mediach publicznych, służbach, wymiarze sprawiedliwości – lepiej dla Polski będzie, gdy zatrzymamy PiS.

Kiedy słyszę niektórych posłów PiS, jak opowiadają, jak nas wszystkich porozliczają, to się lękam o Polskę. Bo ja wiem, że oni będą rozliczać nie tylko za rzeczy prawdziwe. Wiem, że mogą także za urojone. Tak już było. Będą wymyślać rzeczy, za które będą nas osądzać. Albo np. rozliczą kogoś za to, że jest niewierzący. Może nie na poziomie centralnym, ale na poziomie lokalnym, gminnym. Problemy mogą mieć ludzie, którzy myślą inaczej lub należą do innej partii. I tu widzę zagrożenie.

Teraz drugi scenariusz, mniej dla was korzystny. Wchodzicie do Sejmu, ale wygrywa PiS z taką większością, że rządzi. Jesteście małym klubem opozycyjnym.

– Oj, to PiS ma ciężkie życie. Bo jesteśmy wtedy opozycją odważną i zdeterminowaną. Będziemy taką opozycją, która udowodni swoją wiarygodność i gotowość do rządzenia Polską.

Platforma też będzie w opozycji.

– Mam wewnętrzne przekonanie, że Platforma, która weszłaby do Sejmu jako opozycja, długo by w tej formule nie przetrwała. Rozpadłaby się szybciutko. Jak patrzę na dzisiejszych posłów i kandydatów na posłów, to myślę, że dosyć łatwo byłoby PiS ich przejąć i mieć rząd większościowy. Część przeszłaby z PO do Kaczyńskiego.

ZL przetrwa jako mały klub opozycyjny? Miller i Palikot razem?

– Nie wiecie, jak oni się zaprzyjaźnili. Znaleźli nić porozumienia.

Serio?

– No tak, to szorstka przyjaźń. Ale rozmawiają ze sobą i rozmawiają sensownie. Na pewno klub musi być sprawny.

Będziecie produkować projekty ustaw?

– Tak.

Do szuflady?

– Nie, skąd! Będziemy o nie walczyć, wchodzić na mównicę. I tak z każdym tematem.

Ale nie sądzi pani chyba, że PiS będzie brał wasze projekty.

– PiS czasami nie będzie miał wyjścia, będzie nas musiał wysłuchać.

A dlaczego?

– Bo będziemy mieli za sobą przynajmniej część społeczeństwa obywatelskiego.

A oni będą mieli większość Sejmu i prezydenta wybranego w powszechnych wyborach przez naród.

– A my będziemy mieli organizacje obywatelskie, które będą protestować, jeśli PiS będzie realizował swój projekt zmian konstytucyjnych, jeśli nałoży na obywateli kaganiec światopoglądowy. Będziemy mieli za sobą społeczeństwo obywatelskie, które tego nie chce.

Dziś najliczniejsza grupa – ponad 30 proc., a według niektórych sondaży nawet ponad 40 proc. – chce poprzeć w wyborach PiS.

– Ale są tacy, którzy głosowali na Andrzeja Dudę i dziś już wiedzą, że popełnili błąd. I są z nami.

Krystian Legierski?

– Na naszych listach jest nawet kilka głośnych postaci, które zmieniły zdanie po wyborach prezydenckich, ale obiecałam, że nie będę im tego wypominać.

Trzeci scenariusz, najgorszy: nie wchodzicie do Sejmu.

– Stoimy pod Sejmem i robimy to, co robiłam przez wiele lat: mobilizujemy społeczeństwo obywatelskie. Będziemy robić akcje, pikiety i liczyć, że przyjdzie chociaż jeden dziennikarz z niezamkniętej jeszcze przez PiS gazety.

Ale koalicja ZL może się szybko rozpaść…

– Nie będę snuć takich czarnych scenariuszy.

Ludzie pytają panią na ulicy, jak żyć?

– Nie. Dlaczego mieliby pytać? Nie jestem premierem. Gdyby zapytali, tobym powiedziała: „Przyzwoicie żyć, uczciwie”. Mnie pytają, co zrobię, ci, którzy zarabiają 5 zł netto na godzinę. Mówię im, że złożyliśmy już projekt, który podnosi stawkę godzinową do 15 zł.

Platforma proponuje do 12 zł.

– I PiS też. Ale źle to wyliczyli. Bo wzięli najniższe wynagrodzenie i podzielili je przez godziny, i wyszło im 12 zł. Błąd polega na tym, że kiedy ktoś jest zatrudniony na umowę-zlecenie, to sam sobie organizuje narzędzia do pracy, a to kosztuje. Np. musi mieć pieniądze na odzież ochronną, kask, badania lekarskie, narzędzia, laptopa, papier do drukarki.

Chadecja i liberałowie oferują wyborcy prawie to samo co wy, lewica.

– W tej konkretnej sprawie może i tak. Niemniej można uznać za sukces lewicy to, że prawica de facto przyznaje nam rację w wielu sprawach istotnych społecznie.

Nie tylko w tej. Przez lata PiS i PO ograbiły lewicę z haseł socjalnych – pomoc dla najuboższych, dla rodzin wielodzietnych…

– Tak, mamy tego świadomość, że nasze dobre projekty zostały przejęte przez PiS. I co więcej, mam nadzieję, że jeśliby tak się złożyło, że PiS wygra wybory, to spełni swoje obietnice dotyczące kwestii społecznych.

Np. 500 zł na dziecko?

– Akurat tej nie. To chybiony pomysł, to nie jest właściwy sposób rozwiązywania problemów. Już było becikowe, 1 tys. zł. Poprawiło dzietność? Nie, to przecież kpina była. Danie rodzicom 500 zł nie sprawi, że dzieci dostaną jedzenie. Danie rodzicom pracy, wiedzy, żłobków, przedszkoli – to często jest dużo więcej warte niż 500 zł. No i ta pomoc PiS-owska może być kierowana tylko do bardzo konkretnych grup. Np. nie do samotnych matek, bo to nie jest pełna rodzina. Potem nie do dziecka wychowywanego przez dwie matki. PiS znajdzie mechanizmy, by pomagać tylko tym, którzy pasują do jego modelu świata. A w tym modelu każda inność, odmienność może wykluczać.

Podczas niedzielnej konwencji tylko kilka słów poświęciła pani największemu problemowi UE i Polski – uchodźcom. Dlaczego jako liderka lewicy nie zaapelowała pani do Polaków, by się bardziej otworzyli na obcych? Dlaczego nie spróbowała pani osłabić lęków Polaków przed imigrantami? Bo prawica je nakręca przedwyborczo.

– Chcemy być i będziemy solidarni we współpracy z Unią. Zgadzamy się na kwoty wynegocjowane w Brukseli. Uważam jednak, że Polskę trzeba bardziej przygotować na przyjazd uchodźców. Chodzi zarówno o ośrodki czy służby graniczne, jak i o kampanię informacyjną dla społeczeństwa. To zadanie dla rządu. Łatwo robić negatywną kampanię przeciwko uchodźcom, dużo trudniej przekonać Polki i Polaków do obcych. Nie możemy jednak popełniać błędów Zachodu i przyjmować wszystkich, nie zapewniając im najpierw bezpieczeństwa i opieki. Tu chodzi także o godność tych ludzi, o to, żeby Polska nie była dla nich następnym koszmarem.

Proponujecie bardzo kontrowersyjny podatek katastralny – podatek od wartości nieruchomości.

– Nie jest kontrowersyjny. Ma dotyczyć wyłącznie majątku powyżej 5 mln zł. Czyli tylko dla najbogatszych i tylko od pałaców. To nie są wielkie zyski, ale to jest społecznie istotne. Proponujemy też podatek 40 proc. dla najbogatszych i jeszcze podatek od spadków, również od fortun powyżej 5 mln zł. Żeby biedniejsi się dokładali mniej do tego wspólnego garnuszka, bogatsi więcej. Tak jako lewica wyobrażam sobie wspólnotę.

Dostała pani poparcie Cimoszewicza. A Borowski, Kwaśniewski?

– Marszałek Borowski kandyduje jako senator niezależny i jeżeli będzie potrzebował wsparcia Zjednoczonej Lewicy, z przyjemnością mu go udzielę. Specjalnie będę głosować na Pradze, by go poprzeć. I myślę, że będzie za nas trzymał kciuki. A prezydent Kwaśniewski już powiedział, że na mnie zagłosuje.

BARBARA NOWACKA

Ma 40 lat, urodziła się w Warszawie.
Informatyczka z wykształcenia. Jako dziecko występowała w programie „5-10-15”. Polityką zainteresowała się w 1997 r., zapisała się do młodzieżówki Unii Pracy, a cztery lata później wstąpiła do partii. W 2005 r. była jednym z założycieli lewicowej organizacji Młodzi Socjaliści. W 2014 r. wstąpiła do Ruchu Palikota. Startowała bez powodzenia w wyborach do europarlamentu z listy Europy Plus Twój Ruch. Od czerwca 2015 r. współprzewodnicząca Twojego Ruchu. Jedna z założycielek, a od niedzieli liderka koalicji Zjednoczona Lewica i jedynka warszawskiej listy. Córka Izabeli Jarugi-Nowackiej, wicepremier w rządzie Marka Belki, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. Barbara Nowacka jest kanclerzem w Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych, której rektorem jest jej ojciec Jerzy Nowacki.

POwSejmieJakoOpozycja

wyborcza.pl

 

Solidarność wybiórcza

Dominika Wielowieyska, 07.10.2015

Przed kopalnią Brzeszcze demonstrowali w poniedziałek górnicy wraz z liderem

Przed kopalnią Brzeszcze demonstrowali w poniedziałek górnicy wraz z liderem „S” Piotrem Dudą i szefem śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” Dominikiem Kolorzem (Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta / AGENCJA GAZETA)

„Solidarność” po raz kolejny pokazała, że nie jest związkiem zawodowym, który broni praw pracowniczych, tylko graczem politycznym. A gra się toczy o to, by do władzy doszła partia, która pozostawi przywileje działaczy związkowych bez zmian. Dlatego w kampanii trzeba grać na ostro ramię w ramię z PiS.

>> Czym powinni się zająć politycy? Wypełnij ankietę

Przed kopalnią Brzeszcze demonstrowali w poniedziałek górnicy wraz z liderem „S” Piotrem Dudą i szefem śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” Dominikiem Kolorzem. Obaj związkowcy nazwali rządzących na czele z premier Ewą Kopacz „oszustami, kanciarzami, ch…”.

Rząd nie może sobie poradzić z nierentownymi kopalniami, nie ma odwagi – szczególnie przed wyborami – postawić się związkowcom i powiedzieć, że kopalnie przetrwają tylko wtedy, gdy drastycznie zmniejszą się koszty wynagrodzeń. Ekipa PO-PSL chciała oczywiście trochę zaczarować rzeczywistość i znów sypnąć pieniędzmi publicznymi, by uspokoić górników.

Ale Komisja Europejska wysłała sygnał, że może być wszczęte postępowanie przeciwko Polsce z powodu niedozwolonej pomocy publicznej.

Owszem, rządząca od ośmiu lat koalicja nie potrafiła uzdrowić górnictwa. Bała się związkowców, którzy żyją przeszłością i którym się wydaje, że podatnicy w nieskończoność będą się dorzucać do utrzymania nierentownych kopalni i rozbuchanych dodatków do pensji górniczych.

Ale to przede wszystkim związkowcy są odpowiedzialni za mamienie górników wizją, że nic nie trzeba zmieniać w kopalniach, i to związkowcy blokowali przez lata restrukturyzację kopalni. Rachunek wcześniej czy później zapłacą zwykli pracownicy.

Sprawa kopalni dla rządu w kampanii wyborczej jest bardzo trudna, liderzy „S” to wiedzą, więc nakręcają spiralę niezadowolenia. Wiedzą, że to się przebije do opinii publicznej, więc bronią kopalni, w których średnie pensje to często kilka tysięcy złotych.

Ale tak rzekomo wrażliwego na ludzką krzywdę Piotra Dudy jakoś nie wzrusza los pracownic zarabiających minimalną pensję na umowie-zlecenie w ośrodkach zarządzanych przez związek „S”. To, jak pracownicy są traktowani w uzdrowisku Bałtyk i domu wczasowym Perła, firmach należących do związków lub przez nie zarządzanych, opisały „Newsweek” oraz „Wyborcza”. Była kierowniczka Perły chciała się dostać do przewodniczącego Dudy i powiedzieć mu, że prawa pracownicze są łamane, ale na takie rzeczy przewodniczący nie ma czasu. Ostatnio Państwowa Inspekcja Pracy potwierdziła zarzuty dotyczące Perły.

Dwa dni temu dziennikarze TVN chcieli więc poprosić szefa „S” o wypowiedź w tej sprawie, ale Duda za pośrednictwem rzecznika odrzekł, że to nie jego sprawa. Związkowcy, gdy prowadzą swój biznes, to wiedzą, jak ciąć koszty. Biznes musi się spinać, a prominentni działacze muszą przecież gdzieś spędzać wakacje za pół darmo.

Ale gdy chodzi o publiczne pieniądze, to można je górnikom rozdawać bez ograniczeń. Zresztą jest kampania wyborcza, Platforma zapowiedziała, że ograniczy przywileje związkowe, bo dziś w państwowych, deficytowych kopalniach tłumy działaczy związkowych żyją na koszt swoich pracodawców i nie są zobowiązane do wykonywania pracy na rzecz kopalni. Jest więc o co walczyć. A kobiety z uzdrowiska Bałtyk, zamiast marudzić, niech się zajmą psem Kacperkiem pana przewodniczącego, bo być może nieodpowiednią karmę pieskowi dostarczały. Czas się poprawić.

Zobacz także

KobietyzUzdrowiska

wyborcza.pl

Tajemnice domowe Kaczyńskiego. Biografia szefa PiS

Agata Kondzińska, 07.10.2015

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta)

„Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego” powstała z fascynacji autora bohaterem, ale nie powstrzymało go to przed rozprawieniem się z legendami, które przez lata tworzył lider PiS.

– Co Michał Krzymowski może wiedzieć o prezesie? Gdyby to pisał ktoś z nas, to byłoby coś – ironizuje jeden z posłów PiS, gdy pytam, czy czytał wydaną właśnie książkę Krzymowskiego „Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego”.

Poseł PiS się myli, bo ani autor, ani bohater książki nie są przypadkowi. A fakty, które składają się na biografię prezesa PiS, są dobrze udokumentowane. Rozczarują się przeciwnicy, którzy spodziewają się miażdżącej krytyki, zawiedzeni mogą być też fani prezesa.

To przewodnik po lękach, miłościach i emocjach szefa największej partii opozycyjnej. O dążeniu do akceptacji w grupie, pragnieniu bycia silnym przywódcą, ale też o kompleksach i lękach. Autor prowadzi nas przez dzieciństwo braci, czasy studenckie po ich dorosłe życie.

Dziennikarz „Newsweeka” Michał Krzymowski przyznaje we wstępie, że dla niego Jarosław Kaczyński jest „politykiem wielkim, największym w historii III RP”. I choć wielu skrzywi się na to wyznanie, to fascynacja autora 66-letnim politykiem jest w książce wyczuwalna. Zdarza się, że próbuje usprawiedliwiać swojego bohatera.

Krzymowski ściąga z piedestału Jadwigę Kaczyńską, na którym ustawili ją synowie. W archiwach Instytutu Badań Literackich, w którym pracowała, odnajduje notatkę o przynależności do ZNP w latach 1953-80. Nie była to zbrodnia, ale na pogrzebie matki Jarosław Kaczyński mówił: „Mama odrzuciła wszelkiego rodzaju ukłony od tych, którzy chcieli, by znalazła się w ówczesnych organizacjach komunistycznych, w ZNP”.

W tej samej mowie zwrócił uwagę, że „była wierna zasadom, kiedy przyszło wspierać kolegów, ale także i synów działających w opozycji, podpisywała różnego rodzaju protesty, to właśnie zwróciło na nią uwagę Służby Bezpieczeństwa”. Krzymowski idzie więc do IPN. I pisze: „Na informacje o tym, że Służba Bezpieczeństwa interesowała się mamą, nie natrafiłem”.

Przykładów jest więcej. Autor pyta: „Skąd u Jarosława ta skłonność – może nieuświadomiona – do uszlachetniania biografii pani Jadwigi? To wszystko z miłości”.

Tej miłości brak w relacji braci z ojcem. Na jego pogrzebie żaden z nich głosu nie zabrał. A przecież – pisze Krzymowski – historia żołnierza Armii Krajowej i powstańca z pewnością zasługuje na upamiętnienie nie mniej niż działalność mamy w Szarych Szeregach.

Rajmund Kaczyński w domu żoliborskim jest samotny. Prym wiedzie matka, ona wychowuje i kształtuje braci. Gdy są mali, dobiera lektury, uczy polityki i historii. Gdy są starsi – recenzuje występy telewizyjne, pilnuje, by Jarosław zjadł, gdy zatraca się w wielogodzinnych naradach Porozumienia Centrum. Niektórzy mówią: osacza synów.

Ojciec się nie liczy, całe godziny spędza w pracy. Nie w smak mu też polityczna droga braci w ich pierwszej partii Porozumienie Centrum, której program ocenia jako zbyt radykalny.

Jest to też książka Krzymowskiego o niesamodzielności Lecha Kaczyńskiego, który całe swoje polityczne życie podporządkował decyzjom brata. Prezesem NIK został, bo tak chciał Jarosław. Kiedy w 2000 r. Jerzy Buzek dzwoni do niego z propozycją wejścia do rządu, konsultuje się z bratem. W rządzie wytrwa trochę ponad rok. Ale na fali jego popularności Jarosław założy partię i odda przywództwo bratu. Cztery lata później Lech Kaczyński zostanie prezydentem Polski i zamelduje bratu wykonanie zadania.

Krzymowski pisze: „Jarek i Leszek jeszcze jako dzieci przyjmują odmienne role. Pierwszy od małego zdradza instynkt przywódcy, rozwija w sobie poczucie niezależności i odrębności. Nie podporządkowuje się ani ojcu, ani rówieśnikom. Przez pierwsze 40 lat swojego życia nie jest w stanie zadomowić się w żadnej grupie – towarzyskiej, zawodowej, politycznej. Bo w żadnej z nich nie sprawuje przywództwa, wszędzie jest jednym z wielu. Dobrze czuje się tylko w towarzystwie brata (dominuje nad nim, być może nieświadomie) i mamy (to jedyna osoba, której wyższość uznaje)”.

„Tajemnice Kaczyńskiego” nie są portretem apolitycznym, jak chciał autor. To lektura o człowieku, który całe swoje życie podporządkował matce, bratu, ale też polityce. A jednak zawsze był samotny. To właśnie udało się pokazać autorowi.

tajemniceKaczyńskiego

wyborcza.pl

Powrót śledczego. Macierewicz mówi, że Tusk był agentem Stasi, a lista winnych Smoleńska jest gotowa

Antoni Macierewicz pomawia Donalda Tuska o współpracę ze Stasi.
Antoni Macierewicz pomawia Donalda Tuska o współpracę ze Stasi. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Antoni Macierewicz jest praktycznie nieobecny w kampanii parlamentarnej PiS, choć jest wiceprezesem partii. Ale walczy o wyborców za Oceanem. Na spotkaniu z Polonią w Chicago polityk mówił m.in. o zniknięciu „100 zabytkowych przedmiotów z Pałacu Prezydenckiego”, o tym, że Donald Tusk był agentem Stasi i o prawie gotowej liście odpowiedzialnych za „zamach smoleński”

Beata Szydło to łagodna twarz Prawa i Sprawiedliwości, ale jest też ta druga, znacznie bardziej sroga. Antoni Macierewicz prowadzi kampanię wyborczą w Chicago, wśród konserwatywnej Polonii. Na spotkaniu mówił, że „z Pałacu Prezydenckiego zniknęło w ostatnich miesiącach ponad 100 zabytkowych przedmiotów”.

Te informacje dementowała szefowa prezydenckiego biura prasowego Katarzyna Adamiak-Sroczyńska, wskazując w rozmowie z „Faktami” TVN, że słowo „zniknęło” ma zabarwienie pejoratywne, a Komorowski miał prawo wypożyczyć meble do swojego nowego biura. Ale to najmniej szokujący z fragmentów wystąpienia Macierewicza w USA.

Były wiceminister obrony wyraźnie sugerował, że Donald Tusk jest agentem Stasi, czyli brutalnej służby komunistycznej NRD. Wyjaśniał też, dlaczego Andrzej Duda nie opublikował aneksu do raportu o likwidacji WSI. Apelował o cierpliwość. – Proszę poczekać jeszcze trzy tygodnie – mówił. W innym nagraniu z podróży w Stanach, którego „Fakty” nie pokazały Macierewicz tłumaczył, że do decyzji prezydenta o publikacji aneksu potrzebna jest kontrasygnata premiera, a Ewa Kopacz takiej nie złoży.

Macierewicz na spotkaniu w Chicago mówił też o katastrofie smoleńskiej, czy raczej „zamachu smoleńskim”. Zapewniał, że lista odpowiedzialnych za to wydarzenie jest już w dużej części gotowa.

Źródło: „Fakty” TVN

naTemat.pl

 

 

Jarosław Kaczyński coraz ostrzejszy: To najgorsze rządy od 1989 roku

Jarosław Kaczyński zaangażował się w kampanię i mówi, że obecny rząd jest najgorszym od '89 roku.
Jarosław Kaczyński zaangażował się w kampanię i mówi, że obecny rząd jest najgorszym od ’89 roku. Fot. Patryk Ogorzalek / Agencja Gazeta

Prezes Prawa i Sprawiedliwości spotkał się z wyborcami w kinie Wisła w Warszawie. Przekonywał, że Polsce potrzebna jest zmiana, bowiem „mamy za sobą osiem lat rządów niedobrych. Niektórzy twierdzą, że to najgorsze rządy po 1989 roku. Jestem skłonny przychylić się do tej opinii”.

Wizje powyborcze
Jak podaje TVN24, Jarosław Kaczyński zaprezentował wyborcom dwie możliwości, które przewiduje po wyborach: – Jest możliwość pierwsza – pełne zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości, spokojne rządy, współpraca z prezydentem i właściwy stosunek do opozycji – opcja druga jest według Jarosława Kaczyńskiego alternatywą o wiele mniej spokojną: – Skłócona koalicja różnych niewielkich ugrupować wokół PO, wojująca z opozycją i prezydentem, rozbijająca naród.

Jarosław Kaczyński w końcu w kampanii
Pisaliśmy niedawno o tym, że Jarosław Kaczyński, po długim okresie milczenia, zaangażował się w kampanię. Przed kilkoma dniami wygłosił stanowcze przemówienie w Nowym Sączu. Skrytykował wówczas zwolenników tego, jak Polska obecnie wygląda. Powiedział: – Mętna woda musi zostać oczyszczona. My chcemy żyć w przejrzystej wodzie.

Źródło: TVN24

naTemat.pl

powrótŚledczego

Macierewicz wypłynął w Chicago. – A jakie są plany PiS wobec zdrajcy Tuska?

Wojciech Czuchnowski, 06.10.2015

Antoni Macierewicz na spotkaniu z wyborcami w Chicago

Antoni Macierewicz na spotkaniu z wyborcami w Chicago (fot. Youtube.com)

– Polska jest grabiona i rządzą nią ludzie na poziomie Bieruta i okupantów. Wyzwolić ją mogą rządy PiS – mówił wiceprezes PiS Antoni Macierewicz na spotkaniu z wyborcami w Chicago. – Poczekajmy jeszcze te trzy tygodnie.

>> Czym powinni się zająć politycy? Wypełnij ankietę

– Rozgrabianie Polski musi mieć konsekwencje. To są ludzie, którzy zeszli na poziom Bieruta, Bermana, na poziom okupantów Polski z okresu komunistycznego. Główny problem polega na tym, by przestali rządzić ludzie dla których polskość to nienormalność, żeby zaczęli rządzić polscy patrioci – mówił Macierewicz na spotkaniu z Polonią, która nagradzała go burzliwymi oklaskami. Fragmenty jego wystąpienia z 2 października pokazały „Fakty” TVN.

Wiceprezes PiS Antoni Macierewicz w trakcie trwania kampanii wyborczej pozostaje w cieniu. To element strategii PiS, które nie chce zrazić wyborców radykalizmem b. szefa MSW, likwidatora WSI i autora teorii o „zamachu w Smoleńsku”.

Ale za oceanem Macierewicz poszedł na całość. Sam startuje do Sejmu w okręgu piotrkowskim, ale w Chicago prezentował kandydata PiS Marcina Gugulskiego, który ubiega się o mandat z Warszawy i liczy na głosy Polonii.

Gugulski, były rzecznik rządu Jana Olszewskiego, razem z Macierewiczem likwidował WSI i pisał raport o „zamachu smoleńskim”. Macierewicz zachwalał, że tylko tacy ludzie jak Gugulski uchronią Polskę przed „siecią służb specjalnych”. Zapewniał, że po wygranych przez PiS wyborach prezydent Andrzej Duda natychmiast opublikuje aneks do raportu z likwidacji WSI, też autorstwa Macierewicza (nie chciał tego zrobić przez dwa lata prezydent Lech Kaczyński).

– Wszystko będzie rozliczone, gdy aneks zostanie opublikowany, poczekajmy jeszcze te trzy tygodnie – mówił Macierewicz. Pytany o to, „czy PiS wie o Polakach, którzy są zamieszani w zamach smoleński”, stwierdził: – Wiele nazwisk, może nie wszystkie, ale większość, jeśli chodzi o zamach, zostało ustalonych. To samo dotyczy afer i zorganizowanej grabieży narodu polskiego.

Jako przykład „grabieży” podał przetarg na helikoptery dla polskiej armii wygrany przez francuski Caracal. – To grabież, 13 mld zł powinno pójść na polskie fabryki produkujące najlepsze helikoptery na świecie. To świadome działanie na szkodę Polski – oświadczył polityk planowany w rządzie PiS na szefa MON.

O Caracalu powiedział: – To jest przestarzały samolot, znaczy helikopter, no maszyna…

– A jakie są plany PiS wobec zdrajcy Tuska? Proszę też wyjaśnić sprawę nagłego zniknięcia z polityki zdrajcy Sikorskiego? – pytała sala.

Macierewicz ubolewał, że Sikorski „wprawdzie zniknął z Polski, ale odnalazł się w Ameryce”. A Tusk? – Tu jest takie miłe pytanie, czy jest prawdą, że Tusk był agentem STASI – Macierewicz przeczytał kolejne pytanie. I odpowiedział: – To ja zostawiam, żeby państwo sami sobie po jego czynach na to odpowiedzieli.

Na koniec wezwał zebranych by nie rozdrabniali swoich głosów na ewentualnych koalicjantów PiS (np. Pawła Kukiza). – Proszę państwa o większość, która pozwoli obozowi patriotów rządzić w Polsce po 25 zmarnowanych latach.

Zobacz także

macierewiczWChicagomacierewiczWypłynąłwChicago

wyborcza.pl

Syrenka S210. Czy zastąpi swoją kultową poprzedniczkę?

RADOSŁAW KĘDZIERSKI, 05.10.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,35153,18974713,video.html?embed=0&autoplay=1
Kultowy polski samochód wskrzesili konstruktorzy firmy AMZ-Kutno. W planach seryjna produkcja nowej wersji

Pracę nad nowym modelem syrenki rozpoczęły się w 2012 roku. Wtedy narodził się pomysł, którego założenie było bardzo proste – stworzyć współczesną wersję samochodu wycofanego z produkcji ponad 30 lat temu.

Polski samochód

Zajęła się tym firma AMZ-Kutno specjalizująca się w projektowaniu i tworzeniu specjalnych konstrukcji samochodowych. Firma wyprodukowała m.in. opancerzone samochody „Dzik” dla irackiej policji, miejskie autobusy „City smile” oraz setki karetek, bankowozów oraz policyjnych furgonetek. Projekt syrenki S201 jest szczególny. – Ideą było wskrzeszenie polskiej motoryzacji. Udało nam się pozyskać fundusze i stworzyć nowy samochód od podstaw, który ma szansę wejść do seryjnej produkcji – mówi Dariusz Fabisiak, prezes firmy AMZ-Kutno.

Do konstruowania nowej syrenki powołano kilkuosobową grupę konstruktorów. Do konkursu na projektanta nadwozia zgłosiło się kilkadziesiąt osób z całej Polski. Wygrał Bartosz Andrzejewski, student warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wspólnie z inżynierami opracował stylizację wnętrza i zabudowy pojazdu. Zgodnie z założeniem kształt legendarnej syreny został uwspółcześniony. Pozostawiono jej charakterystyczne elementy, jak wystający nad karoserię korek baku paliwa oraz zaokrąglony bagażnik. – Chcieliśmy, żeby nowy model nawiązywał w jak największym stopniu do starej wersji. Wybraliśmy syrenkę, bo jest to jedyny polski samochód osobowy w pełni zaprojektowany i wykonany w naszym kraju. To ogromny ukłon dla polskiej motoryzacji – podkreśla Andrzej Stasiak, główny konstruktor projektu.

Klimatyzacja w standardzie

W nowym modelu zastosowano ramową konstrukcję. Bryłę pojazdu, oszklenie, płytę podłogową oraz wykończenie wnętrza w całości wykonano w kutnowskiej fabryce. Długo szukano korzystnej oferty układu napędowego. Ostatecznie firma AMZ zakupiła od General Motors silniki o pojemności 1.4 i mocy blisko 90 KM montowane do tej pory w oplu corsie i adamie. Dzięki nim nowa syrenka przy wadze ponad jednej tony może osiągnąć około 180 km na godz. Od GM zakupiono również manualną, pięciobiegową skrzynię.

Konstruktorzy chcieli, aby nowa syrenka była miejskim samochodem osobowym. Do tej pory wyprodukowano pięć prototypów S201 w różnych wariantach kolorystycznych. Trzydrzwiowa konstrukcja przeznaczona jest dla czterech osób. Model wyposażono w klimatyzację, elektryczne szyby i lusterka, ABS, poduszki powietrzne, elektryczne wspomaganie kierownicy, dotykową nawigację oraz radio. S201 jako pierwszy polski samochód od 60 lat przeszedł wszystkie testy i otrzymał homologację Przemysłowego Instytutu Motoryzacji. Podobnie jak przed pół wieku nowa syrenka przeszła „badania zmęczeniowe” na historycznym torze Żerań-FSO.

Konkurencyjna cena

Konstruktorzy AMZ stworzyli także sportową wersję syrenki. We wzmocnionej konstrukcji GT zainstalowano silnik z lexusa gs430 o pojemności 4.3 litra i mocy blisko 400 KM z podtlenkiem azotu. Sportowy model wyprodukowano z myślą o zawodach driftingowych. Pierwsze poślizgi na zakrętach wyścigowego toru nowa syrenka ma już za sobą.

Koszt całego projektu to ponad 7,5 mln zł. Blisko połowa kwoty to wkład własny firm zaangażowanych w opracowanie modelu S201. Pozostałe pieniądze pochodzą z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. W ciągu najbliższych lat AMZ-Kutno chce uruchomić seryjną produkcję nowej syrenki. Trwają negocjacje dotyczące sprowadzenia silników spełniających obecne normy europejskie. Producent rozważa także zastosowanie w jednej z wersji elektrycznego napędu. Jaka będzie cena uwspółcześnionej legendy polskiej motoryzacji? – Na tym etapie nie jesteśmy w stanie tego dokładnie sprecyzować. Chcemy, żeby na nasze auto było stać ludzi – odpowiada prezes AMZ-Kutno. Nieoficjalnie twórcy modelu zdradzają, że cena będzie musiała być konkurencyjna rynkowo i nie powinna przekroczyć 60 tys. zł.

TOP 10 łódzkich wydarzeń jesieni. Będzie się działo!

wKutnie

lodz.wyborcza.pl