Ksiądz (20.02.15)

 

Prof. Irena Lipowicz odpowiada na list Jarosława Kaczyńskiego

mw, 20.02.2015
Irena Lipowicz

Irena Lipowicz (&Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta)

Czy policja przekracza swoje uprawnienia? W ubiegłym tygodniu Jarosław Kaczyński napisał w tej sprawie list do prof. Ireny Lipowicz, rzecznik praw obywatelskich. Dziś prof. Lipowicz odpowiada.
Kaczyński w swoim liście pisał m.in. o interwencji policji przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej, a także o awanturze z udziałem Przemysława Wiplera.

„Na Śląsku ma miejsce wielokrotne użycie broni gładkolufowej wobec demonstrantów, wiele osób jest w szpitalach. Wielu poszkodowanych i świadków wydarzeń stwierdza, iż strzelano do ludzi z bardzo bliskiej odległości (kilka metrów). Że stosowano broń wobec osób uciekających, a więc niestwarzających żadnego zagrożenia. Najwyraźniej broń palna używana jest w celu zastraszenia demonstrantów, a nie dla ochrony życia, zdrowia lub mienia znacznej wartości. Mamy więc do czynienia z bardzo poważnym nadużyciem, przy braku reakcji zarówno ze strony MSW, jak i Komendy Głównej Policji, a przede wszystkim prokuratury” – pisał wówczas Kaczyński.

Dziś prof. Irena Lipowicz odpowiedziała. Stwierdziła, że „z najwyższą uwagą” traktuje każdy sygnał o możliwości naruszania praw obywateli.

„Informuję pana prezesa, że sprawa użycia przez policję broni gładkolufowej w stosunku do protestujących górników z Jastrzębskiej Spółki Węglowej została przeze mnie podjęta z urzędu już w dniu 6 lutego br. W sprawie tej moje czynności będą zmierzały do ustalenia, czy w tym przypadku nie doszło do naruszenia praw lub wolności obywatelskich. W razie stwierdzenia takich naruszeń – podejmę kroki mające na celu wyciągnięcie stosownych konsekwencji wobec ich sprawców” – pisze rzecznik.

W sprawie Wiplera rzecznik nie chce zabierać głosu.

„Pragnę uprzejmie poinformować pana prezesa, że w znanej sprawie dotyczącej jednego z posłów (o której była mowa w liście) nie mogę obecnie podjąć działań, bowiem trwa sądowe postępowanie rozpoznawcze. Jakakolwiek zaś ingerencja w czynności procesowe sądu mogłaby spowodować naruszenie niezawisłości sędziowskiej, na co nie zezwala mi przepis art.14 pkt 2 ustawy o Rzeczniku Praw Obywatelskich” – pisze prof. Lipowicz.

Zobacz także

wyborcza.pl

 

Zapraszamy do Wrocławia na Dni Darwina 2015, 21 – 22 lutego

Wydział Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego i Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów zapraszają na Dni Darwina, które odbędą się w dniach 21 i 22 lutego w Instytucie Biologii Środowiskowej UWr, ul. Sienkiewicza 21. Telewizja RacjonalistaTV będzie sukcesywnie transmitować wykłady z Dni Darwina, ale oczywiście zachęcamy do osobistego udziału.

 

PROGRAM:

 

SOBOTA, 21 LUTEGO

11:00 – Kulisy Muzeum Przyrodniczego – wycieczka z przewodnikiem (wstęp wolny, obowiązują wcześniejsze zapisy)

13:00 – Inauguracja Dni Darwina. Prof. dr hab. Dariusz Skarżyński (UWr) i Kaja Bryx (PSR)

13:30 – Dr Tomasz Witkowski (KSP) „Inteligencja makiaweliczna. Rzecz o pochodzeniu natury ludzkiej”

14:45 – Dr Jerzy Luty (WSOWL, PTNCE) „Czy istnieje sztuka zwierząt?”

16:00 – Jacek Tabisz (PSR) „Wpływ ewolucjonizmu na współczesny ateizm”

17:15 – Andrzej Dominiczak (TH) „Sens życia czy produkt uboczny adaptacji – o miłości i religijności z perspektywy psychologii ewolucyjnej”

 

NIEDZIELA, 22 LUTEGO

11:00 – Tomasz Skawiński (UWr) „Polskie smoki: Smok wawelski i inne”

12:15 – Dr Bartosz Borczyk (UWr) „Darwinizm i jego antagoniści w Polsce – wczoraj i dziś”

13:30 – Prof. Bogusław Pawłowski (UWr, PTNCE) „Adaptacja czy niedostosowanie? <<Zaburzenia psychiczne>> w ujęciu medycyny ewolucyjnej”

14:45 – Dr Maciej Szarejko (PWr) „Terytorializm człowieka – archaizm czy klucz do zrozumienia życia we współczesnym mieście?”

16:00 – Panel dyskusyjny „Człowiek zezwierzęcony czy zwierzę uczłowieczone – o konsekwencjach odkryć Darwina” z udziałem dra B. Borczyka, A. Dominiczaka, prof. B. Pawłowskiego, prof. D. Skarżyńskiego i dra T. Witkowskiego. Prowadząca: Kaja Bryx.

Wydarzenie ma charakter otwarty, wstęp wolny.  Wszystkie wykłady odbywają się w Dużej Sali Wykładowej.

PSR Dni Darwina Wrocław nowy

racjonalista.tv

Eksperci: Polska wypadła z wielkiej gry europejskiej o Ukrainę. Jesteśmy na jej marginesie

AB, PAP, 20.02.2015
Ukraińscy żołnierze wycofali się z okolic miasta Debalcewe

Ukraińscy żołnierze wycofali się z okolic miasta Debalcewe (Fot. GLEB GARANICH / REUTERS)

USA już pogodziły się z faktem, że o bezpieczeństwie europejskim trzeba myśleć bez Rosji czy nawet wbrew jej – oceniają eksperci. Jak dodają, choć Ukraina nadal potrzebuje wsparcia Rosji, nasz kraj „jest na marginesie sprawy ukraińskiej”.
W niedzielę 22 lutego w Kijowie odbędą się obchody pierwszej rocznicy Majdanu – masowych protestów, które przed rokiem doprowadziły do obalenia ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza.Właśnie 22 lutego 2014 r. obarczany odpowiedzialnością za użycie broni przeciwko demonstrantom Janukowycz został odsunięty od władzy przez parlament, a potem zbiegł z kraju. Władzę na Ukrainie przejęły wtedy ugrupowania prozachodnie. Nowe władze muszą zmagać się m.in. ze wspieranymi przez Rosję zbrojnymi działaniami separatystów na wschodzie kraju.

„Postawa UE jest wielką niewiadomą”

Dyrektor Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego Jan Malicki zaznaczył w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że rozwój sytuacji na Ukrainie zależy w głównej mierze od zachowania Rosji i działań Zachodu. Jak dodał, o ile zachowanie Rosji daje się łatwo przewidzieć, to trudniej jest przewidywać reakcję państw UE.

– Bez wątpienia Moskwa będzie cisnęła coraz bardziej i bez przerwy na Ukrainę i na kraje sąsiednie, powiększając swoją strefę wpływów tak daleko, jak to tylko będzie możliwe, dopóki nie napotka na opór Zachodu bądź krajów regionu wspartych przez Zachód – mówił. Postawa UE – dodał – jest jednak „wielką niewiadomą”.

„USA pogodziły się, że o bezpieczeństwie Europy trzeba myśleć bez Rosji”

– Widać ogromną różnicę między postawą USA a postawą UE jako całości. Stany Zjednoczone już się pogodziły z faktem, że o bezpieczeństwie europejskim trzeba myśleć bez Rosji czy nawet wbrew Rosji. Natomiast UE nie jest w stanie pogodzić się z tym faktem i nadal dąży do tego, by Rosja była jednym z filarów bezpieczeństwa europejskiego – ocenił ekspert.

Z tej logiki – dodał – wymykają się jedynie kraje „nowszej grupy unijnej” – m.in. Polska, Rumunia czy kraje bałtyckie. – Jednak ich głos jest zbyt słaby, aby mógł przeważyć siłę głosu głównych krajów UE, przede wszystkim Francji i Niemiec. Dodatkowo te kraje nie tworzą żadnego sojuszu – zaznaczył Malicki.

„Polska wypadła z wielkiej gry europejskiej o Ukrainę”

Według szefa Studium Europy Wschodniej UW „Polska wypadła z wielkiej gry europejskiej o Ukrainę i w tej chwili nie jest w stanie ani sama silnie wpłynąć na poglądy UE w tej kwestii, ani nacisnąć czy przekonać kraje wschodniej Europy”.

Malicki podkreślił, że przyszłość Ukrainy zależy mocno od tego, co zrobi Zachód – „czy postanowi zablokować postępy Rosji we wschodniej Europie, mające na celu przywrócenie dawnej strefy wpływów”.

– Jeśli takiej blokady nie będzie – i tu nie chodzi o wojnę, tylko o zdecydowaną postawę, jasne deklaracje – to nacisk na Ukrainę będzie się powiększał i straty będą coraz większe, straty ludzkie, a być może także straty terenu – ocenił ekspert z UW. Tym bardziej – dodał – Ukraina potrzebuje jednoznacznego wsparcia Polski.

„Z bólem trzeba powiedzieć, że jesteśmy na marginesie sprawy ukraińskiej”

Według Malickiego Polska musi wziąć na siebie budowanie koalicji w gronie mniejszych, unijnych krajów regionu. – Nie chodzi tylko o Ukrainę, ale generalnie o budowanie grupy państw, która będzie myślała o bezpieczeństwie regionalnym, o zabezpieczeniu siebie, niestety przede wszystkich przed agresorem rosyjskim – zaznaczył. Jak dodał, „niestety to się nie dzieje”.

Ekspert zaznaczył, że polskie wsparcie dla ukraińskich reform, licznie fundowane stypendia dla ukraińskich studentów, współpraca organizacji pozarządowych i samorządów, to wszystko bardzo potrzebne i cenne inicjatywy, jednak powinniśmy też brać czynny udział w „wielkiej polityce” dotyczącej Ukrainy. Obecnie – stwierdził – „z bólem trzeba powiedzieć, że jesteśmy na marginesie sprawy ukraińskiej”.

„Widok Orbana z Putinem był naprawdę przerażającym spektaklem”

Dyrektor fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej PAUCI Jan Piekło ocenił natomiast, że niedzielna wizyta prezydenta Bronisława Komorowskiego w Kijowie na uroczystościach pierwszej rocznicy Majdanu będzie wyraźnym sygnałem wsparcia. – Pojawienie się prezydenta Polski w momencie trudnym w Kijowie będzie stanowić silny gest solidarności z Ukrainą – powiedział.

Jak dodał, będzie to gest szczególnie ważny po wizycie prezydenta Rosji Władimira Putina w Budapeszcie. – Był to naprawdę spektakl przerażający, kiedy widziało się Orbana z Putinem, który składa wieńce na grobach okupantów sowieckich, którzy dławili powstanie w Budapeszcie w 1956 r.” – stwierdził Piekło.

„Rozejm wszedł w życie po rozmowach w Mińsku, bo chodziło o zdobycie…”

Ekspert ocenił, że dozbrojenie przez Polskę Ukrainy byłoby krokiem w dobrą stronę. – NATO zdecydowało, że każdy kraj członkowski może podjąć w tej kwestii decyzję samodzielnie. Robi to już Litwa, państwo mniejsze, które ma znacznie mniejszą polityczną rangę. Powinniśmy pójść śladem Litwy, bo to, by Ukraina była krajem proeuropejskim, demokratycznym i stabilnym, leży w żywotnym interesie Polski – podkreślił Piekło.

Według niego drugie porozumienie z Mińska zakończyło się fiaskiem, a prezydent Rosji „wystawił do wiatru” przywódców europejskich, którzy przed rozpoczęciem rozmów w stolicy Białorusi mówili, że jest to ostatnia szansa powstrzymania konfliktu. – Widzimy teraz jasno, że rozejm miał wejść w życie dwa dni po rozmowach w Mińsku, ponieważ chodziło o zdobycie Debalcewe. Najwidoczniej taki był plan Putina i został dokładnie zrealizowany – mówił.

„Politycy europejscy błędnie oceniają Putina”

Ekspert obawia się jednak, że „przy takiej postawie polityków europejskich możemy spodziewać się porozumienia Mińsk III, do którego dojdzie po zdobyciu Mariupola”. – Wówczas zostanie postanowione, że trzeba jeszcze dać separatystom korytarz lądowy na Krym. Może wtedy będzie spokój, bo o ten właśnie korytarz Rosji chodzi. On zapewni możliwość zaopatrywania Krymu; w zimie jest to jedyna droga poza powietrzną – zaznaczył.

W jego ocenie decydowanie się na kolejne negocjacje przez przywódców europejskich świadczy o dużej słabości polityki europejskiej. – Kanclerz Niemiec Angela Merkel postawiła na szali swój wielki autorytet i ten autorytet został mocno nadszarpnięty przez przywódcę Rosji – uważa Piekło. Zdaniem eksperta politycy europejscy błędnie oceniają Putina, ciągle traktując go jako wiarygodnego partnera, który będzie dotrzymywał porozumień. – Tymczasem Putin wielokrotnie udowadniał, że to nieprawda – podkreślił ekspert.

Zobacz także

TOK FM

Dziewięć statystyk GUS, które pokazują smutną polską rzeczywistość [DANE]

Krzysztof Lepczyński, 20.02.2015
Marsz organizacji lewicowych i związków zawodowych w Białymstoku w 2010 r.

Marsz organizacji lewicowych i związków zawodowych w Białymstoku w 2010 r. (Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta)

Co druga rodzina nie jest w stanie pokryć nagłego wydatku w wysokości 1 tys. zł i nie może sobie pozwolić na tygodniowy urlop raz w roku. Dwukrotnie wzrosła liczba osób, które w prywatnych firmach dostają minimalną płacę. Taki ponury obraz wyłania się z opublikowanych niedawno danych GUS.
W ostatnim czasie GUS i CBOS opublikowały raporty, w których rysuje się dość ponury obraz naszego kraju. Spójrzmy na kilka statystyk:1. 52,7 proc. gospodarstw domowych deklaruje brak możliwości pokrycia z własnych środków nieoczekiwanego wydatku w wysokości 1000 zł.

2. 58,9 proc. gospodarstw domowych nie może sobie pozwolić na tygodniowy odpoczynek całej rodziny raz w roku. Jeśli myślisz, że tę liczbę zaniżają emeryci i renciści – wśród pracowników odsetek ten wynosi 53 proc.

3. Zaledwie co trzecie gospodarstwo domowe deklaruje, że nie ma trudności ze „związaniem końca z końcem” przy aktualnych dochodach.

4. Jednocześnie, według CBOS, 35 proc. osób jest niezadowolonych z dochodów i sytuacji finansowej.

5. Niemal co dziesiąty Polak zmuszony jest zrezygnować z wizyty u dentysty. Prawie połowa z nich z powodów finansowych.

6. 1,3 mln ludzi, czyli 13 proc. zatrudnionych, dostaje pensję nieprzekraczającą minimalnego wynagrodzenia. W budownictwie to aż 28 proc. pracujących, w usługach administracyjnych 25 proc., w handlu i gastronomii 24 proc.

7. Według „Dziennika Gazety Prawnej” od 2007 roku dwukrotnie wzrosła liczba dostających minimalne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw – z 211 tys. do 436 tys. osób.

8. 1,4 mln osób pracuje na umowę-zlecenie lub umowę o dzieło (to ok. 15 proc. pracujących, ale dane są szacunkowe).

9. Wskaźnik zagrożenia ubóstwem* wynosi 17,3 proc., ale dla osób w wieku do 17 lat już 23,2 proc. Średnio w Unii Europejskiej ten wskaźnik wynosi 16,7 proc., w Szwecji 14,8 proc., w Czechach 8,6 proc., a w Grecji 23,1 proc.

Dane dotyczą 2013 roku. Jeśli nie zaznaczono inaczej, źródłem danych jest raport GUS „Dochody i warunki życia ludności Polski”.

*) wskaźnik zagrożenia ubóstwem – odsetek osób z rocznym dochodem niższym niż 60 proc. krajowej mediany dochodów z uwzględnieniem świadczeń społecznych.

Zobacz także

TOK FM

Uwaga, dziś na niebie jeden z najpiękniejszych widoków w tym roku! Mars uwodzi Wenus

Karol Wójcicki, Planetarium Niebo Kopernika, 20.02.2015
Dziś wieczorem czeka nas na niebie jeden z najpiękniejszych widoków w roku. Tuż obok Księżyca zobaczymy Wenus, a nad nią Marsa

Dziś wieczorem czeka nas na niebie jeden z najpiękniejszych widoków w roku. Tuż obok Księżyca zobaczymy Wenus, a nad nią Marsa (-)

Wieczorną randkę tych planet podpatrywać będzie jeszcze Księżyc. W słowniku astronomicznym takie zjawisko nazywa się koniunkcją trzech ciał niebieskich. Coś pięknego!
Mówi się, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Mimo że od walentynek minął już prawie tydzień, zbliżenie tych dwóch planet na niebie nadal jest na czasie.A teraz szczegóły: efektowne zbliżenie można zobaczyć w ten weekend krótko po zachodzie Słońca nisko nad zachodnim horyzontem. Warto podnieść głowę i spojrzeć na niebo jeszcze dziś wieczorem, bo dzisiaj do „zakochanej” pary dołączy cienki sierp Księżyca. (Podpowiadamy, że to wymarzona sceneria na romantyczny spacer!).Jako pierwszą wypatrzymy jasną Wenus. Będzie wyglądała zupełnie jak „pierwsza gwiazdka” – jasna i samotna na tle ciemniejącego dopiero nieba. Wenus to na niebie najjaśniejszy obiekt po Słońcu i Księżycu. Ale biorąc pod uwagę małą fazę Księżyca, jego sierp zobaczymy pewnie chwilę później. Ostatni z trójki bohaterów wieczoru pojawi się Mars. Jego blask jest dużo słabszy od Wenus i jasnością nie przebija nawet najjaśniejszych gwiazd widocznych tej nocy na niebie. Znajdziemy go tuż nad Wenus, jak zwykle będzie charakterystycznie zabarwiony na czerwono.

Jeśli jednak będziecie mieli wątpliwości, czy patrzycie na te planety, zwróćcie uwagę na to, jak świecą. Wszystkie gwiazdy na naszym niebie wyraźnie migoczą, a planety nie. Ich blask jest stały, niezmienny. To dlatego, że są dość blisko, dużo bliżej Ziemi niż gwiazdy. Nie są więc punktowym źródłem światła – bardziej podobne są do szerokiej lampy reflektora samochodowego. Delikatne ruchy powietrza w atmosferze bez trudu zakłócają jasne „punkty” odległych gwiazd, ale szerszych plamek światła, które bije od planet, atmosfera tak łatwo nie zakłóca i dlatego planety na niebie nie migoczą.

Jeśli więc jasny punkt nad zachodnim horyzontem nie migocze, a obok świeci podobny, tyle że czerwony, to znaleźliście właśnie Wenus i Marsa. Albo… leci na was samolot.

Zbliżenie Wenus, Marsa i Księżyca bez trudu można obserwować gołym okiem. Warto jednak zaopatrzyć się w aparat na statywie i zrobić zdjęcie temu niezwykłemu trio. Bo taka randka na niebie nie zdarza się zbyt często.

Karol Wójcicki jest autorem strony „Z głową wśród gwiazd” na Facebooku

Zobacz także

wyborcza.pl

To głosowanie przejdzie do historii. Dlaczego PO nie lubi energetyki obywatelskiej?

Tomasz Ulanowski, 20.02.2015
panele słoneczne

panele słoneczne (Fot. Clive Shirley Greenpeace / Clive Shirley)

Piątkowe posiedzenie Sejmu może przejść do historii. Po raz pierwszy w Polsce został przełamany – choć bardzo delikatnie – monopol wielkich firm energetycznych.
Posłowie – głosami opozycji i PSL (!) – odrzucili narzucone przez PO poprawki Senatu do ustawy o odnawialnych źródeł energii (OZE). Odrzucili, i wielkie brawa im za to, poprawki niekorzystne dla tzw. prosumentów, czyli jednocześnie konsumentów i małych producentów elektryczności.Takim prosumentem może zostać każdy. Dzięki ustawie o OZE każdemu z nas opłaci się położenie na dachu paneli fotowoltaicznych albo postawienie małego wiatraka i produkcja prądu na własne potrzeby. Nadwyżki sprzedamy do sieci energetycznej.Policzmy. Posiadacze domowych instalacji o mocy do 3 kW dostaną po 75 gr za każdą kilowatogodzinę energii elektrycznej. Dla porównania: teraz kupując prąd z sieci, płacimy przeszło 24 gr za 1 kWh (plus 23 proc. VAT) oraz zmienną opłatę dystrybucyjną w wysokości 21 gr za 1 kWh (plus VAT), w sumie – około 45 gr netto za 1 kWh prądu.Dla prosumenta to czysty zysk. Np. właściciel mikroelektrowni słonecznej latem sprzeda nadwyżki wyprodukowanej przez siebie energii elektrycznej blisko dwa razy drożej, niż zimą zapłaci za nią zakładowi energetycznemu. Na jego zyski oczywiście złożą się wszyscy konsumenci elektryczności (ci, którzy zużywają, ale nie produkują). Ale prawie tego nie odczują: miesięcznie kilkadziesiąt groszy (ledwie!) z naszego rachunku za prąd pójdzie na dopłaty dla producentów energii odnawialnej.

Wniosek? Tylko głupi by nie skorzystał i nie położył sobie na dachu choćby tych kilku paneli fotowoltaicznych (mogą to zrobić nie tylko właściciele domków jednorodzinnych, ale i wspólnoty oraz spółdzielnie mieszkaniowe). Kto pierwszy, ten lepszy, bo posłowie postanowili, że wysokie taryfy gwarantowane znikną, kiedy połączone moce poszczególnych rodzajów OZE przekroczą pewne limity. Bardzo niskie limity – w porównaniu np. z niemieckimi.

Ustawa ma jednak szansę (dość niewysokim kosztem) wesprzeć rozwój OZE i sprawić, że polski tzw. miks energetyczny będzie bardziej zróżnicowany. Dzisiaj blisko 90 proc. prądu uzyskujemy z węgla. A więc stosujemy przestarzałą technologię, mocno trując przy okazji środowisko i siebie samych. Do górnictwa dopłacamy zaś grube miliardy złotych.

Tym bardziej dziwi, że przeciw odrzuceniu niekorzystnych dla energetyki obywatelskiej poprawek Senatu głosowali en block posłowie PO, czyli – przypomnę – Platformy Obywatelskiej.

Czyżby prawdziwe były oskarżenia ekologicznych organizacji pozarządowych, które mówią, że rządzący politycy lubią załatwiać sobie pracę w kontrolowanych przez państwo firmach energetycznych? I dlatego chronią interesy wielkich koncernów kosztem interesów obywateli? W końcu to te koncerny mocno lobbowały w Senacie i Sejmie przeciwko wsparciu dla OZE (którego zresztą wymaga od nas Unia Europejska).

Piątkowe głosowanie może przejść do historii. Ustawa o OZE nie tylko rozpocznie odwrót od węgla, ale pozwoli także zwykłym ludziom zarabiać na produkcji elektryczności. Po raz pierwszy w Polsce zostanie przełamany – choć bardzo delikatnie – monopol wielkich firm energetycznych. Mamy szansę na rozwój rozproszonej energetyki obywatelskiej, dzięki której będziemy mieli nasz naprawdę polski prąd ze słońca, wiatru, wody czy biogazu.

Jeśli ustawę podpisze prezydent RP.

Zobacz także

wyborcza.pl

 

Hania została zamordowana w walentynki. „Tej tragedii można było uniknąć”

MARCIN PIETRASZEWSKI, 20.02.2015

Maliszewski/REPORTER / REPORTER

33-letni mężczyzna zamordował w Tychach byłą dziewczynę, a następnie popełnił samobójstwo. Wiele wskazuje na to, że tragedii można było uniknąć. – Hania wiele razy zgłaszała policjantom, że Michał ją śledzi i grozi. Nie zareagowali – oskarża brat zamordowanej w walentynki kobiety.
27-latka walentynki miała spędzić w towarzystwie przyjaciółek i żony brata. Najpierw kino i „50 twarzy Greya”, potem wino i ploteczki. – W grudniu rozstała się z chłopakiem, który ją nękał, więc nie chciałyśmy, żeby tego dnia była sama – mówi Justyna, przyjaciółka Hani.Zaatakował nożem, potem sam się powiesiłKobieta do kina jednak nie dotarła. W niedzielę jej ciało znaleziono w dwupoziomowym apartamencie przy ul. Orzeszkowej w Tychach. Przed wyprowadzką mieszkała tam z 33-letnim Michałem. Według patologa zginęła w walentynki.- Jeden cios nożem przebił jej płuco, drugi, zadany od tyłu, uszkodził wątrobę – mówi prokurator Agata Słuszniak, szefowa Prokuratury Rejonowej w Tychach.Nie było śladów walki, wiele wskazuje na to, że Hania została zaatakowana zaraz po wejściu do mieszkania. Nawet nie zdążyła zdjąć kurtki. Sprawca zaniósł jej ciało do sypialni, gdzie znaleziono ją w łóżku z założonymi na piersiach dłońmi i wetkniętym w nie wspólnym zdjęciem z Michałem. Mężczyzna wisiał na schodach. Powiesił się na pętli zrobionej z pasków od spodni i szlafroka.

Rodzina kobiety twierdzi, że tragedii można było uniknąć

– Od czasu, jak Hania wyprowadziła się od Michała, ten zaczął ją nękać. Założył jej podsłuch w salonie kosmetycznym, podczepił lokalizator GPS do samochodu i wysyłał SMS-y, że „jak do niego nie wróci, to…” – mówi Adam, brat zamordowanej.

Koleżanki potwierdzają, że kobieta żyła w strachu. – Michał wyzywał Hanię przy klientkach, a potem miał fazy miłości i prosił, aby wróciła – mówi Basia.

Przed Bożym Narodzeniem Michał wszczął awanturę w mieszkaniu mamy byłej dziewczyny. Policja odwiozła go wtedy do izby wytrzeźwień. Potem został zatrzymany, bo zniszczył auto sąsiada i zaoferował mundurowym 6 tys. zł łapówki.

– Wtedy pojechałem z Hanią do ich mieszkania i pomogłem jej zabrać resztę rzeczy. Okazało się, że Michał zniszczył jej laptopa i tablet – mówi Adam. Twierdzi też, że siostra była na komendzie i mówiła mundurowym, że boi się byłego chłopaka. – Skończyło się na tym, że jeden z policjantów dał jej wizytówkę i powiedział, że jak się coś będzie działo, to ma dzwonić. Kiedy jednak zadzwoniła, to ją zbył – mówi Adam.

Pod koniec stycznia brat wsadził siostrę do samochodu i razem z nią pojechał na policję. – Przy mnie powiedziała policjantowi, że Michał cały dzień ją śledzi. Ten jednak stwierdził, że nic nie da się zrobić – mówi brat ofiary.

4 lutego Hania miała urodziny. Były chłopak podarował jej bilety lotnicze na Dominikanę. Powiedziała mu, że nie leci. – Gdyby policja zareagowała i nałożyła na niego nakaz zbliżania się do Hani, ona nadal by żyła. Przecież to był stalking – oskarża Adam.

Policja potwierdza, że Hania przyszła na komendę

– Nie złożyła jednak zawiadomienia o przestępstwie, traktowała rozmowę z policjantem jako poradę prawną. Nasz człowiek dał jej wizytówkę i powiedział, że ma dzwonić, jak coś się będzie działo. Tyle że nie zadzwoniła – wyjaśnia Agnieszka Semik, rzeczniczka prasowa tyskiej policji.

Rzeczniczka przyznaje, że dwukrotnie patrol był też wzywany na interwencję do salonu kosmetycznego Hani. W jednym przypadku, kiedy dojechał na miejsce, nikogo tam już nie było. – Jeśli rodzina uważa, że z naszej strony doszło do jakichś zaniedbań, zapraszamy do komendy – mówi sierżant Semik.

Adam twierdzi, że razem z matką złożą zawiadomienie o niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariuszy. – Najpierw jednak musimy pochować Hanię – twierdzi. Pogrzeb w sobotę.

Zobacz także

katowice.gazeta.pl

kalifat

Czytelnicy Frondy.pl usatysfakcjonowani [TOCHMAN]

Wojciech Tochman, 18.02.2015
Parada Równości w Warszawie

Parada Równości w Warszawie (Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta)

Na egzekucję homoseksualistów w Państwie Islamskim patrzy tłum. Patrzą i nasi internauci, bo są zdjęcia

Portal Fronda.pl co najmniej dwukrotnie zamieścił na swojej witrynie i na Facebooku informację o tym, że tzw. Państwo Islamskie morduje homoseksualistów. Wśród doniesień stamtąd są i takie: mordercy polują na podejrzewanych o te niecne skłonności, wprowadzają zakapturzonych na dachy wysokich budynków i spychają ich w dół. Na egzekucję patrzy tłum. Patrzą i nasi internauci, bo są zdjęcia. Niektórym, choć „nie pochwalają zboczeń”, zabijanie nie mieści się w głowie. Wyrazili to w komentarzach.Innym polskim katolikom (zakładam, że skoro czytają Frondę, to są polskimi wyznawcami Jezusa) takie zabijanie się podoba. Wielu polubiło wiadomość o egzekucji. Niektórzy ten news skomentowali. „Przynajmniej w tym się z nimi zgadzam” – napisał pan, który przedstawia się jako Gniewko Janas, absolwent XXV LO w Krakowie, pracownik Chorągwi Krakowskiej Związku Harcerstwa Polskiego im. Tadeusza Kościuszki.Napisałem do harcerza. Nie odpisał.Komentarz wstawiła pani, która podaje się za Lilianę Wojtulewicz. I jej profil sobie obejrzałem. Blondynka 50+, wilnianka, absolwentka Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Sopocie, aktualnie bez pracy. Ma 80 fejsbukowych znajomych, wśród nich Andrzeja Dudę, tego, który kandyduje na prezydenta. Pani Liliana Wojtulewicz popiera Grzegorza Brauna i jego komitet modlitewny, emocjonalnie angażuje się w wojnę na Ukrainie (nie chce mi się analizować, po której stronie), lubi wino w dużych butelkach, Mozarta, Tinę Turner i lubi zwierzęta. Ludzka pani! Informację o mordach na homoseksualistach skomentowała krótko: „Jestem usatysfakcjonowana”. Zapytałem: i my powinniśmy zabić wszystkich homoseksualistów? Eliminacja? Brak odpowiedzi.

Jak reagować na hejty?: Wyczyścimy internet z hejtów czy jednak „wolność słowa” ponad wszystko?

Odpowiedział pan, który deklaruje, że nazywa się Bartłomiej Szurgot. Z Łodzi. Lubi takie strony jak: „Jebać polski rząd” oraz „Najlepsze teksty napisane na murach”. Bierze udział w zajęciach Akademii Sztuk Walki. W sprawie morderców z Państwa Islamskiego stanowisko ma jasne: „To akurat im można wybaczyć”. Zapytałem: eliminacja? Zdziwił się: „Czy mój komentarz był aż tak rażący?”.

„Leczą swój kraj z parchów” – pochwalił morderców człowiek, który przedstawia się jako Jarosław Rasala, absolwent Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Jastrzębiu-Zdroju. Tam mieszka. Na zdjęciu: dobry ojciec, z małym dzieckiem na plaży. Jego wpis zwrócił moją uwagę z powodu tych parchów. Według słownika parch to choroba zakaźna ludzi i zwierząt wywoływana przez mikroskopijne pasożytnicze grzyby chorobotwórcze. Kiedy Niemcy przygotowywali się do Zagłady, wmawiali sobie i nam, że Żydzi mają wszy, że są jak szczury roznoszące tyfus. Hutu w Rwandzie powtarzali przez dziesięciolecia, że Tutsi to karaluchy i węże. Każdy, kto cokolwiek czytał o genezie ludobójstw, potrafi nazwać ten etap przygotowań do masowego zabijania – to dehumanizacja. Zabić milion albo kilka milionów to nie bułka z masłem. Najpierw trzeba sobie przygotować oddanych sprawie tysiące morderców. Dlatego przyszłe ofiary trzeba odczłowieczyć. Zwykli ludzie mają w nich zobaczyć szkodników i roznosicieli chorób. Muszą się zacząć bać o to, co najcenniejsze: o swoje dzieci. Choroby zagrażają naszym dzieciom. Przyszli mordercy muszą w to uwierzyć i – to tu, to tam – w końcu tak się staje. Wierzą. I z zapałem przystępują do oczyszczania świata. W przekonaniu, że robią dobrze. Jarosław Rasala z Jastrzębia nie jest oczywiście żadnym ludobójczym strategiem. On tylko publicznie pisze, co myśli. Trzeba homoseksualistów „nie mordować, tylko leczyć. Jak każdą chorobę, która zagraża ludzkości, jak epidemia”. Jarosław Rasala wie, o co toczy się gra: „Musimy chronić nasze dzieci przed tym, co złe”.

„Gej to gej, trzeba eliminować” – autorem tego publicznego komentarza (czy już wezwania do czynów?) jest człowiek, który przedstawia się jako Marcin Czarnacki z Lublina, student politechniki. „Jebać gejów i wszystkie inne zboczenia”. Eliminować? – dopytywałem. Jak? Odpowiedział: „Poniosło mnie trochę. Fakt, nie lubię gejów, ale nie jestem za mordowaniem. Proszę tego nie traktować dosłownie”. Odpisałem: „Nie potraktowałem Pana komentarza dosłownie. Bo dosłownie, tak mi się wydaje, znaczyłoby raczej, że ma Pan ochotę na jakiś seks z gejem. Broń Boże Panu tego nie sugeruję. Dlatego pomyślałem, że Pan by chętnie jakiegoś geja nie tyle jebał, ile zajebał”.

Marcin Czarnacki najwyraźniej nie złapał mojej prymitywnej pseudopsychoanalitycznej sugestii. „Przyznam się – odpowiedział – że chętnie bym ich wszystkich zajebał, ale niestety się nie da. Za dużo ich”. Dopytałem: gazem? „Nie wiem. Dziś to chyba zabronione. Wywieźć wszystkich na bezludną wyspę i sami pozdychają. Trzeba z tymi homopojebami walczyć i tępić jak zarazę”.

Parchy, grzyby, epidemia, zaraza, luty 2015 roku w Polsce.

Publiczna telewizja potraktowała bez dyskryminacji Kampanię przeciw Homofobii: Teraz TVP wypełnia misję

W ”Dużym Formacie” czytaj też:

Henryka Bochniarz: Etatów nie będzie
Przeraża mnie, że wciskacie czytelnikom przestarzały model zatrudniania jako jedyny możliwy i sprawiedliwy. Rozmowa z Henryką Bochniarz, szefową Konfederacji „Lewiatan”

Disco polo w wielkim mieście. Będzie ostro
Będzie drogi koniak i tanie wino. Będzie miłość i rozdziewiczanie. Będzie ruda i jej uda

Antyislamiści polscy. Chcemy deportować wszystkich muzułmanów
Muzułmanów nie chcemy zamykać w obozach. Nie chodzi o to, żeby ich zagazować. Naszym celem jest deportacja wszystkich z Polski

Bunt parasolkowy. Jak protestują w Hongkogu
Usunęliście tylko miasteczko. To nie jest kropka. To jest przecinek

Prof. Janusz Skalski opowiada, jak ratował dwuletniego Adasia z hipotermii
Adaś stał się pacjentem wszech czasów. Dowiedziało się o nim około 4 mld ludzi. Dostawaliśmy gratulacje z Południowej Afryki, Kenii, Zanzibaru, Japonii, Brazylii…

Amerykański producent filmowy o szansach „Idy” na Oscara
Spodziewałem się, że moment odkrycia tajemnicy przez Idę będzie histerią, rwaniem włosów: jak mogliście mi to zrobić! Tymczasem u Pawlikowskiego była cisza

Pieniądze Leny Dunham, czyli mój rant przeciw „Dziewczynom”
Wszyscy bohaterowie tego serialu to produkty fantazji Leny Dunham o tym, jak to jest być kimś ubogim [ŚWIAT WEDŁUG ORLIŃSKIEGO]

Wybatoż mnie, czyli mierność jest wielka
„Pięćdziesiąt twarzy Greya” to poradnik w stylu „jak zmienić i poprawić swoje życie seksualne”, a wszak wiadomo, że nic tak fenomenalnie się nie sprzedaje jak poradniki [VARGA]

Zobacz także

Wyborcza.pl

„Kopacz przeczołgała Orbana. Uczyła go węgierskiej historii, to jak celowy afront”. Po wizycie węgierskiego premiera

Krzysztof Lepczyński, 20.02.2015
Viktor Orban i Ewa Kopacz

Viktor Orban i Ewa Kopacz (ADAM STĘPIEŃ)

„Kopacz przeczołgała Orbana” – pisze w „Rzeczpospolitej” Jerzy Haszczyński. „To brzmiało jak celowy afront” – ocenia słowa polskiej premier Paweł Wroński w „Gazecie Wyborczej”. Po wizycie Viktora Orbana w Polsce publicyści są zgodni: „miło nie było”.
Premier Ewa Kopacz spotkała się wczoraj z Viktorem Orbanem, szefem węgierskiego rządu. Wszystko dwa dni po wizycie w Budapeszcie Władimira Putina, który publicznie naśmiewał się z wycofujących się pod ostrzałem wojsk separatystycznych ukraińskich żołnierzy. – W szczerej i trudnej rozmowie oznajmiłam panu premierowi Orbanowi, że jedność państw UE i państw Grupy Wyszehradzkiej wobec sytuacji na Ukrainie ma fundamentalne znaczenie – mówiła po spotkaniu Kopacz.„Miło nie było”„Kopacz przeczołgała węgierskiego gościa, wygłaszając w jego obecności najostrzejsze w czasie swego premierowania przesłanie dotyczące polityki zagranicznej, zwłaszcza wschodniej” – pisze w „Rzeczpospolitej” Jerzy Haszczyński. I cieszy się, że Kopacz wreszcie zajęła jasne stanowisko w sprawie ukraińskiej, jakże dalekie od znanego z początków kadencji „chowania się po domach”. „Polska premier pouczała go o węgierskiej historii. To brzmiało jak celowy afront” – dodaje Paweł Wroński w „Gazecie Wyborczej”.

Wroński podkreśla, że Orban, który od lat nadweręża węgierską demokrację, przez lata był przez polskich polityków traktowany raczej przyjaźnie. „Teraz miło nie było” – zaznacza. Haszczyński ocenia, że przywódcy największych polskich partii potraktowali węgierskiego premiera „zupełnie niedyplomatycznie”. „Może nawet ścigali się w okazywaniu, kto bardziej zawiódł się na Orbanie i bardziej nie może mu darować całowania po rękach Putina” – zauważa.

Jacek Żakowski w Poranku Radia TOK FM zwrócił uwagę przede wszystkim na słowa węgierskiego premiera. – Orban narzekał na Unię Europejską, kwękał, stękał, że w Europie nie ma silnych przywódców, którzy odważyliby się powiedzieć, że projekt Unii się zatkał. A może trzeba powiedzieć: w Europie delikatnie traktujemy pana Orbana, który zatyka program unijny wraz z wieloma innym politykami snującymi mrzonki o jakichś lokalnych mocarstewkach. Mrzonki, które prowadzą do uzależnienia nas od potężnego sąsiada na Wschodzie. Jest coś kabotyńskiego w takim gadaniu Orbana – stwierdził publicysta.

Wciąż potrzebujemy Orbana?

Wroński zaznacza jednak, że choć prawica zdystansowała się od Orbana, wciąż blisko jej do poglądów węgierskiego premiera. Publicysta przypomina, że Andrzej Duda chce „zerwania z głównym nurtem UE”, a Polska „musi stworzyć nurt osobny”, zgodny z narodowym interesem. Wroński wytyka, że także Orban prowadzi politykę poza unijnym głównym nurtem. „Orban wyjechał z Warszawy. W Polsce jednak pozostaną politycy, którzy myślą Orbanem, bez jakiejkolwiek refleksji, co to znaczy” – zaznacza.

Haszczyński wylewa jednak wiadro zimnej wody na rozpalone głowy. Zaznacza, że dziś powstrzymanie Rosji wymaga jedności Zachodu. Do tego potrzebny jest Orban. Co ciekawe, według „Rzeczpospolitej” węgierski premier zapowiedział, że nie zawetuje kolejnych sankcji wobec Rosji. „Ładny prezent na pożegnanie dla zdradzonych i zawiedzionych” – kwituje publicysta.

Zobacz także

TOK FM

Samorządy oddają szkoły organizacjom. Wyznaniowym

Justyna Suchecka, 20.02.2015
W styczniu 2011 r. - mimo protestów rodziców - radni podwrocławskiej Sobótki zlikwidowali podstawówkę w Mirosławicach (na zdjęciu). Uczyło się w niej ok. 70 dzieci. Dziś dowożone są do szkół w sąsiednich miejscowościach. Szefowa MEN apeluje, aby samorządy małych szkół<br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br />
nie zamykały. Jej zdaniem lepiej<br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br />
przekazać je organizacjom

W styczniu 2011 r. – mimo protestów rodziców – radni podwrocławskiej Sobótki zlikwidowali podstawówkę w Mirosławicach (na zdjęciu). Uczyło się w niej ok. 70 dzieci. Dziś dowożone są do szkół w sąsiednich miejscowościach. Szefowa MEN apeluje, aby samorządy małych szkół nie… (MACIEJ ŚWIERCZYŃSKI)

Ponad 2 tys. podstawówek może się znaleźć w rękach stowarzyszeń i fundacji – szacuje Związek Nauczycielstwa Polskiego. Wiele z nich to organizacje wyznaniowe. – Są miejscowości, w których nie ma świeckich szkół – mówi prezes ZNP.
W Polsce 4 tys. spośród 13 tys. podstawówek to szkoły małe, czyli liczące kilkudziesięciu uczniów. Aż 92 proc. z nich jest na terenach wiejskich. Zgodnie z prawem oświatowym te, które mają mniej niż 70 uczniów, gminy łatwo mogą przekazać do prowadzenia organizacjom pozarządowym. ZNP uważa, że nadużywają tej możliwości.- Według naszych szacunków obecnie ponad 2 tys. podstawówek jest zagrożonych przekazaniem – mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP. – A gminy robią wiele, by wyzbyć się nawet większych szkół. Dzielą je na części, rozbijają zespoły szkolno-przedszkolne, ograniczają nabór, by tylko zmniejszyć oficjalną liczbę uczniów i oddać komuś szkołę. Czasem w sposób pokrętny. Np. lubelska gmina Sitno twierdzi, że nie stać jej na podstawówkę, ale chce ją przekazać stowarzyszeniu prowadzonemu przez wójta.Jak wylicza ZNP, do tej pory najwięcej szkół przekazano w województwach: świętokrzyskim i lubelskim. A jak wynika z danych Instytutu Badań Edukacyjnych, tylko do 2012 roku gminy oddały organizacjom pozarządowym ponad 500 podstawówek.Regulaminy pisane po bożemu– Szkoły, które prowadzą samorządy, są z zasady świeckie, a te kierowane przez inne podmioty mają coraz częściej charakter wyznaniowy – mówi Broniarz. I cytuje statuty takich podstawówek. Np. w Publicznej Szkole Podstawowej Stowarzyszenia Przyjaciół Szkół Katolickich w Brzezince statut zakłada, że szkoła „kształtuje u uczniów świadomość, że zdrowie jest darem Boga i nie mamy prawa go niszczyć”. Nauczyciel ma podkreślać „duchowość wydarzeń, która polega na uznaniu, że każde wydarzenie pochodzi od Boga”. A wzorowe zachowanie dostanie uczeń, który „podejmuje wysiłek pielęgnowania więzi z Bogiem w codzienności poprzez kierowanie myśli ku Bogu, pamięć na obecność Bożą, podejmowanie aktów skruchy, wdzięczności, prośby”. W Brzezince nie ma innej szkoły.A jak zauważa ZNP, częstochowskie stowarzyszenie, które wpisuje Boga do statutów (tak jak w Brzezince), prowadzi w całej Polsce już 140 placówek oświatowych od przedszkoli po szkoły ponadgimnazjalne.Nie wszystkie statuty szkół katolickich wyglądają w ten sposób. Ks. Arkadiusz Szymczak, który w Poznaniu kieruje publicznymi szkołami salezjańskimi, uważanymi za jedne z najlepszych w mieście, podkreśla, że szkoły katolickie nie powinny być szkołami konfesyjnymi: – W gimnazjum mam dwójkę protestantów, w podstawówce w pierwszej klasie uczy się dziecko ateistów – mówi. – Wybrali nasze szkoły, bo zapewniają bardzo wysoki poziom edukacji, ale nie tylko. Od ateistów usłyszałem np., że chcą, by ich dziecko poznało promowane przez nas wartości. To, że szkoła ma katolicki charakter, nie oznacza, że katecheta na lekcjach pyta, co było na mszy. Kiedy kogoś przyjmuję, nie proszę o opinię proboszcza. Jesteśmy otwarci na ludzi innych wyznań, jeśli będą szanować charakter naszej szkoły, i mogę ich zapewnić, że nie będziemy ich indoktrynować.Ks. Szymczak przypomina, że salezjanie z powodzeniem prowadzą szkoły w krajach afrykańskich i Indiach, gdzie to uczniowie katoliccy bywają mniejszością.Małe gminy, mały wybór

Jak zauważa Broniarz, problemem są nie duże miasta, gdzie rodzice mają wybór, lecz małe miejscowości. – Jak mają się czuć rodzice dzieci niewierzących czy innego wyznania, którzy nie mogą posłać dzieci do szkół neutralnych? Np. w Ponikwi w Małopolsce rodzice mogą wybrać tylko publiczną szkołę wyznaniową, bo neutralna publiczna podstawówka jest w Wadowicach, oddalona o 12 km – dodaje.

Dwa tygodnie temu szefowa MEN Joanna Kluzik-Rostkowska zaapelowała do samorządowców o to, by nie likwidowali małych szkół, które w środowiskach wiejskich są często centrami lokalnego życia. O przekazywaniu ich innym podmiotom wypowiadała się dotąd pozytywnie, bo to lepsze rozwiązanie niż likwidacja. – Nie miałam wcześniej sygnałów o problemach z kwestiami światopoglądowymi w przejmowanych szkołach – mówi „Wyborczej”. – Ale podkreślam: szkoła publiczna musi być szkołą neutralną, a uczniowie zgodnie z Kartą nauczyciela mają być wychowywani w atmosferze wolności sumienia. Dlatego w szkołach publicznych nie może być mowy o wymogach takich jak obowiązkowa modlitwa przed lekcjami.

Kluzik-Rostkowska podkreśla, że organizacja, która decyduje się prowadzić szkołę publiczną, musi to uszanować. – Bez względu na to, czy to stowarzyszenie katolickie, protestanckie czy muzułmańskie – dodaje. – Jeśli zasady są łamane, to samorządy mają obowiązek przejąć taką szkołę z powrotem. Dlatego gdy rodzice mają podobne problemy, powinni zgłaszać sprawę kuratorom oświaty.

Zawsze chodzi o pieniądze

ZNP krytykuje oddawanie szkół, nie tylko ze względu na kwestie światopoglądowe. Szkoły przejmowane przez organizacje pozarządowe w większości przypadków nie zatrudniają nauczycieli na podstawie Karty nauczyciela. To oznacza dłuższy czas pracy i niższe wynagrodzenia.

MEN zapewnia, że wspiera wiejskie gminy, które mają problem z finansowaniem szkół. W tym roku zmieniło m.in. zasady naliczania subwencji na dzieci – wiejskie gminy na każdego ucznia w małej szkole dostaną rocznie o 1100 zł więcej niż dotąd. W praktyce licząca ok. 70 uczniów szkoła ma dostać ponad 70 tys. zł więcej.

Justyna Suchecka: Interesują Cię tematy związane z edukacją? Lubisz o nich czytać i dyskutować? Zapraszam na mój profil na Facebooku!

Zobacz także

wyborcza.pl

Szturm na pałac

Monika Olejnik, „Kropka nad i” TVN 24, „Gość Radia Zet”, 20.02.2015
Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

Nie wiem, kogo mam wybrać: Magdalenę Ogórek, Andrzeja Dudę czy Pawła Kukiza. Każde z nich by się pięknie prezentowało pod żyrandolem.
Kukiz wieszczy, że mamy tak słabą armię, iż Białoruś mogłaby nas zająć w ciągu dwóch dni, popada w ekstazę niczym Romuald Szeremietiew, były minister obrony narodowej, który twierdzi, że Polska jest wrzodem i Putin musi go wyciąć.Kandydatowi PiS Andrzejowi Dudzie nie podoba się to, że Polski nie było na rozmowach w Mińsku. Jest niezadowolony, że rozmowy się odbywają ponad naszymi głowami, ponad głowami Słowacji, Węgier, Rumunii. Nieważne, że giną ludzie, ważne, że nie jesteśmy pępkiem świata.A może trzeba sobie zadać pytanie, czy Niemcy, Francuzi i prezydent Poroszenko chcieli, byśmy siedzieli przy negocjacyjnym stole?Nie wiem, być może przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk za słabo naciskał na Angelę Merkel i François Hollande’a, by usiąść przy stole w Mińsku.PiS psioczy na prezydenta Komorowskiego, a kiedy przychodzi co do czego, to nawet w takiej sytuacji – gdy prezydent Putin odrywa po kawałku Ukrainę – nie potrafi się zdobyć na przejście paru kroków do prezydenta na spotkanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.Andrzej Duda z trudem odpowiada na pytania dotyczące premiera Orbána, który układa się z Władimirem Putinem. A przecież niedawno Jarosław Kaczyński marzył o Warszawie na podobieństwo Budapesztu.Kandydat na prezydenta PiS, który rzadko odpowiada precyzyjnie, tym razem stwierdził, że nie widzi błędu w tym, iż premier Kopacz spotka się z premierem Orbánem. A to błąd kandydata, bo PiS stwierdził, że Kopacz nie powinna się z Orbánem spotykać. No i jak tu zadowolić prezesa.Być może jest to oznaka tego, że Andrzej Duda ma własne zdanie, inne niż formacja, która go popiera. W każdym razie, gdyby żył Lech Kaczyński, nie doszłoby do aneksji Krymu i dalszego rozbioru Ukrainy. Jak twierdzi Anna Fotyga, przyjaciółka prezydenta Kaczyńskiego i była minister spraw zagranicznych, to Zachód podciął tę gałąź i poszło…Na tle kandydatów wyróżnia się Magdalena Ogórek, która stała się ulubienicą rosyjskich mediów. Piszą o niej: „krasawica, blondyna z lewej, popiera Putina”. Dreszcze przeszły rosyjskie media, kiedy kandydatka SLD powiedziała, że nie zawahałaby się zadzwonić do Putina. Politycy rosyjscy widzą przedstawicielkę nowego pokolenia, które nie jest rusofobiczne. Oby po tym wszystkim pani Ogórek nie pomyliła Pałacu Prezydenckiego z Pałacem Zimowym.No i mamy niezłą mozaikę wyborczą. Kule świszczą, a u nas jak w tyglu.

Zobacz także

wyborcza.pl

Ksiądz bez pieniędzy nie pozwoli pochować zmarłego. Ciało od soboty leży w chłodni

look, 19.02.2015
Pogrzeb Rafała Firchowa miał się odbyć w poniedziałek. Ale się nie odbył, bo uroczystość zablokował proboszcz, który zarządza cmentarzem. Rodzina zmarłego usłyszała, że albo zapłaci 2,4 tys. zł, albo pogrzebu nie będzie. Ksiądz nie chciał czekać, aż ZUS wypłaci dodatek pogrzebowy
Historię rodziny Firchowów opisały lokalne „Nowości: Dziennik Toruński”.Rozgrywa się w Wąbrzeźnie, w centrum woj. kujawsko-pomorskiego. Niewielkie miasto, 15 tys. mieszkańców. Żadnego cmentarza komunalnego. Za to dwa cmentarze parafialne zarządzane przez ks. Jana Kalinowskiego, proboszcza parafii Świętych Apostołów Szymona i Judy.”Zasiłek pogrzebowy z ZUS wynosi obecnie ok. 4 tys. zł. Proboszcz za pogrzeb woła średnio ok. 2 tys. zł. Drugie tyle rodziny zmarłych oddają zakładom pogrzebowym. Ksiądz dyktuje twarde warunki. Nie chce czekać, aż ZUS przeleje rodzinie pieniądze na konto” – opisuje Małgorzata Oberlan, dziennikarka „Nowości…”.Dwaj bracia, dwie śmierci jedna po drugiejBoleśnie o uporze księdza przekonała się Gertruda Firchow. 80-letnia wdowa z Wąbrzeźna w lutym straciła dwóch synów. Najpierw zmarł 50-letni Bogusław. W ubiegły czwartek rodzina pochowała mężczyznę na cmentarzu parafialnym. Dzień po pogrzebie brata zmarł 37-letni Rafał. Według matki bracia byli ze sobą bardzo związani i Rafał nie mógł pogodzić się ze śmiercią Bogusława.Wstrząśnięta rodzina musiała organizować drugi pogrzeb. Uroczystość zaplanowała na poniedziałek. Ale gdy wybrała się do kancelarii parafialnej załatwić formalności, odbiła się od ściany. O ile przy pierwszym pogrzebie parafia zgodziła się poczekać dwa-trzy tygodnie na zasiłek pogrzebowy, za drugim razem już nie chciała czekać. Ciało zmarłego w sobotę trafiło do kaplicy parafialnej i czeka tam do dziś.- Formalności załatwiał partner mojej córki. Od pani w biurze parafialnym usłyszał, że albo wpłacimy do ręki 2,4 tys. zł, albo nie będzie pogrzebu. A jeśli nie mamy pieniędzy, to możemy wziąć pożyczkę. Ale kto mi da pożyczkę, jak ja nawet na chleb nie mam? – mówi „Nowościom…” Gertruda Firchow. Obiecuje, że gdy tylko dostanie pieniądze, odda księdzu proboszczowi.Opłaty za pogrzeb „złożono w formie ofiary”Dziennikarka „Nowości…” pojechała do Wąbrzeźna. W biurze parafialnym usłyszała, że to ksiądz proboszcz o wszystkim decyduje. Gdy udało jej się skontaktować z proboszczem, usłyszała, że „nie można pozwalać na niedobre precedensy”.- Ostatnio mieliśmy cztery pogrzeby, za które wierni nie zapłacili. Nie można dopuszczać do takich precedensów. Przecież kopiący groby nie mogą pracować za darmo – mówił ksiądz.Tłumaczył dziennikarce, że z pieniędzy za pogrzeb opłaca m.in. sprzątanie cmentarza i wywóz śmieci. I jeśli ustąpi, część wiernych może sobie przekazywać informacje o takich „ulgach”. Ostatecznie proboszcz zgodził się jednak spotkać z rodziną i ponegocjować.”Sytuacja pani Gertrudy i rozmowa z proboszczem utwierdziły mnie w przekonaniu, że wąbrzeskie cmentarze to przedsięwzięcie czysto biznesowe. Sumy muszą się zgadzać i nie ma zmiłuj dla sytuacji wyjątkowych. Na usta ciśnie mi się pytanie, dlaczego ten biznes nie jest opodatkowany?” – pyta w komentarzu Małgorzata Oberlan.

„Nowości…” ustaliły, że ksiądz nie płaci za cmentarz żadnych podatków. W regulaminie cmentarza zapisano, że środki uzyskane z prowadzenia cmentarzy są przychodami parafii. Bliscy zmarłych otrzymują od proboszcza druk KP z adnotacją: „Złożono w formie ofiary”.

Dlaczego kuria nic nie zrobi z naszym księdzem?

Tekst o proboszczu ukazał się w czwartkowym wydaniu „Nowości…”. Szybko rozprzestrzenił się po sieci, wzbudzając oburzenie. Internauci opublikowali dane parafii. Niektórzy deklarują, że będą dzwonić do księdza, aby mu powiedzieć, co myślą o tej. Inni zastanawiają się nad zawiadomieniem diecezji, a nawet listem do papieża. A jeszcze inni wymieniają się swoimi doświadczeniami.

„Miałem identyczną historię w rodzinie. Ksiądz groził brakiem pochówku, jak się nie zapłaci. Zapytałem, skąd taka cena pogrzebu, to ściemniał, że za usługi pogrzebowe musi odprowadzać opłaty do urzędu miasta. Dodam tylko, że miejsce było wykupione, a grabarze wynajęci przez firmę pogrzebową. No i usłyszeliśmy od księdza: ‚Jak was nie stać na katolicki pogrzeb, to pochowajcie go pod płotem na cmentarzu komunalnym’. Załatwiłem mu za te słowa wzmiankę w gazecie ‚Fakty i Mity’ – opisuje w serwisie Wykop „mhrok”.

„Różnie z tym bywa. Jak u mnie w rodzinie był pogrzeb i chcieliśmy księdzu zapłacić, to nie wziął nic. Nawet jak mu wmawialiśmy, że się należy, to nie i koniec” – opisuje „Kuijda”.

„Dlaczego kuria nic nie zrobi z naszym księdzem proboszczem? Przecież to nie jest pierwsza taka sytuacja w parafii. Uważam że najwyższa pora na zmiany, ponieważ ks. Kalinowski pomylił biznes z posługą apostolską” – pisze na stronie „Nowości…” „Walla”.

wyborcza.pl

Komentarze

Dodaj komentarz