PiS (28.08.2015)

 

Być kobietą, być kobietą…

Monika Olejnik, „Kropka nad i”, TVN 24, „Gość Radia Zet”, 28.08.2015
Ewa Kopacz 
jest premierem 
rządu i nie powinna
się łasić

Ewa Kopacz jest premierem rządu i nie powinna się łasić (fot. Roman Rogalski / Agencja Gazeta)

Prezydent Andrzej Duda pozostaje głuchy na prośby premier Ewy Kopacz. Ta od wielu dni apeluje o zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Cieszy to, że pan prezydent znajduje czas dla „Bilda”, któremu opowiada, że ma sygnały, iż do Polski może przyjechać kilkaset tysięcy uchodźców z Ukrainy. Czy to nie jest temat do rozmów z Ewą Kopacz?

Cieszy też, że pan prezydent zapewnia „Bild”, że Polska chce dobrych relacji z Niemcami, i śle ukłony dla kanclerz Angeli Merkel.

Szacunek należy się nie tylko kanclerz Merkel, ale też premier Ewie Kopacz. Pan prezydent nie lekceważy Ewy Kopacz, tylko Polskę. Tak się składa, że jest ona premierem rządu, czy Andrzej Duda tego chce, czy nie. Nie wystarczają rozmowy z ministrem spraw zagranicznych i obrony narodowej. Ta pogarda naprawdę nie uchodzi.

Odpowiedź prezydenta brzmi: „Premier Kopacz prowadzi kampanię wyborczą, a ja prowadzę sprawy Polski”. Pan Duda też prowadzi kampanię wyborczą. Przygotował nam, podobnie jak Bronisław Komorowski, pasztet referendalny. Czy to się nie nadaje do rozmów?

Jestem zażenowana, kiedy słyszę argumenty pani premier: cóż ja mogę zrobić więcej jako kobieta, niż tylko powiedzieć „proszę”? Mnie nie interesuje, czy Ewa Kopacz jest w spódnicy, czy w spodniach, jest premierem rządu i nie powinna się łasić. A cóż to są za merytoryczne argumenty, kiedy zapewnia na konferencji prasowej, że ona nie gryzie? Czy tego się boi Andrzej Duda?

Może pani premier Kopacz wzięłaby przykład z kanclerz Angeli Merkel, która nie używa kobiecych argumentów?

Nie żyjemy w spokojnych czasach, warto, żeby politycy to sobie uświadomili. Panu prezydentowi radzę poczytać konstytucję, a skoro cały czas powołuje się na Lecha Kaczyńskiego, to niech sobie przypomni, że prezydent Lech Kaczyński zacisnął zęby i z Donaldem Tuskiem się spotkał.

Swoją drogą, gdyby doszło do rozmów między prezydentem a panią premier, to nie wiadomo, gdzie one mogłyby być prowadzone. Bo zdaje się, że w Polsce nie ma już miejsca bez podsłuchu.

Zobacz także

ewaKopaczJestPremierem

wyborcza.pl

Szef NIK odpiera zarzuty prokuratury i oświadcza: Sam mogę wystąpić o uchylenie immunitetu

past, 28.08.2015
„Nowi dyrektorzy NIK byli wybierani zgodnie z prawem i procedurą” – stwierdza w swoim oświadczeniu prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski i odpiera zarzuty ze śledztwa prokuratury. Podkreśla też, że jest gotów sam wystąpić o uchylenie immunitetu. „Pragnę szybkiego wyjaśnienia sprawy” – stwierdza.

Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK

Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK (TOMASZ SZAMBELAN)

 

Prokuratura Apelacyjna w Katowicach chce uchylenia immunitetów prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego i szefa klubu PSL Jana Burego – podał wczoraj TVN24.pl. Powodem ma być podejrzenie ustawiania konkursów w centrali i delegaturach Najwyższej Izby Kontroli.

Kwiatkowski miał „wpływać na wyniki konkursów na wicedyrektora delegatury Izby w Rzeszowie oraz dyrektora delegatury w Łodzi” – wedle dziennikarzy chodziło m.in. o wyciek pytań z konkursu na stanowisko szefa łódzkiego NIK.

„Podczas konkursów pojawiały się trudności”

„Od ponad 20 lat funkcjonuję w życiu publicznym. Zawsze postępowałem uczciwie” – zaczyna swoje oświadczenie Kwiatkowski. Podkreśla on, że prokuratura prowadzi śledztwo od dwóch lat, a żaden z pracowników NIK nie ma postawionych zarzutów.

„Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że nowi dyrektorzy i wicedyrektorzy zwyciężyli w konkursach przeprowadzonych zgodnie z ustawą i wewnętrzną procedurą” – czytamy w oświadczeniu opublikowanym na stronie NIK. „Wybrani zostali najlepsi kandydaci dla poszczególnych jednostek” – dodaje szef Izby.

Kwiatkowski wyjaśnia, że „podczas konkursów pojawiały się trudności”, a czasem trzeba było je odwoływać. „Np. wtedy, gdy zgłaszał się jeden kandydat nieprezentujący się szczególnie dobrze przed komisją, albo gdy wśród kandydatów nie było osoby zdolnej do udźwignięcia problemów wewnętrznych” – stwierdza szef Izby i dodaje, że „tak stało się np. w Łodzi czy Lublinie”.

„Reformując NIK, mogłem naruszyć czyjeś interesy”

„Przez ostatnie 20 lat kadra kierownicza w NIK praktycznie się nie zmieniała w inny sposób, jak przez odejście na emeryturę. To nie była dobra sytuacja” – kontynuuje Kwiatkowski i dodaje, że konkursy zaczął przeprowadzać już jego poprzednik.

Szef Izby podkreśla, że cała obecna kadra kierownicza NIK to osoby z długoletnim stażem kontrolerskim, a także że wzrosła liczba kobiet na stanowiskach dyrektorskich (z 15 do 25 proc.).

„Zdaję sobie sprawę, że reformując NIK, dynamizując jego działalność, prowadząc konkursy, wymagając od kontrolerów bezkompromisowej pracy, mogłem spowodować czyjeś niezadowolenie, naruszyć jakieś interesy i zostać pomówionym” – stwierdza Kwiatkowski.

„Sam mogę wystąpić o uchylenie immunitetu”

„Pragnę szybkiego wyjaśnienia sprawy. Dlatego jeśli Prokurator Generalny skieruje wniosek w tej sprawie do Marszałek Sejmu, wówczas sam wystąpię z prośbą o uchylenie mi immunitetu” – stwierdził Kwiatkowski.

„Szanując Najwyższą Izbę Kontroli, kierując się nadrzędnym interesem dobra publicznego, przekazałem nadzór nad wszystkimi kontrolami moim zastępcom”- oświadczył.

Szef NIK dodaje też, że „postanowił wyłączyć się z wszelkiej aktywności zewnętrznej” po to, aby tocząca się sprawa „nie rzutowała na codzienną pracę NIK”.

„Afera podkarpacka”

Na trop ustawiania konkursów w Najwyższej Izbie Kontroli CBA miało wpaść przy okazji tzw. afery podkarpackiej. Podsłuchano wtedy rozmowy szefa PSL z szefem NIK.

W początkach lipca ub.r. śledczy na zlecenie Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie przeszukali m.in. biuro poselskie i pokój poselski Burego. Działania prokuratury prowadzone były w ramach śledztwa ws. korupcji i powoływania się na wpływy w instytucjach przez biznesmenów z Podkarpacia.

Zarzuty usłyszeli wówczas dwaj biznesmeni z Leżajska, były dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie oraz dwóch duchownych z Podkarpacia: ks. płk Robert M., były proboszcz katedry polowej Wojska Polskiego, oraz ks. Jan C.

szefNIK

gazeta.pl

Kukiz dla „DGP”: Jak PiS wygra wybory, to znowu zrobi się kocioł

jagor, PAP, 28.08.2015
Nie interesuje mnie kariera, ja chcę zmienić system, mówi Paweł Kukiz w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”. I zapowiada, że „PiS wygra wybory, ale praktycznie rządzić nie będzie. Znowu się zrobi kocioł i będziemy mieli przedterminowe wybory”.

Paweł Kukiz

Paweł Kukiz (#Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta)

Obszerny fragment wywiadu dotyczy Ukrainy. – Wielka polityka, mówi Kukiz, odbywa się na linii Rosja – Niemcy, bez udziału Polski. My najpierw powinniśmy się zająć odbudową państwa, bezpieczeństwa wewnętrznego, reformą Polski, a nie zaczynać od reformowania świata, od wtrącania się w sprawy Ukrainy.

kukizWDGP

Na uwagę gazety, że jeszcze niedawno brał czynny udział w pomocy dla Ukrainy, Kukiz odpowiada, że w momencie kiedy Ukraińcy ogłosili UPA bohaterską armią, a Petro Diaczenko, który dowodził Ukraińskim Legionem Samoobrony i brał udział w pacyfikacji powstania warszawskiego, został okrzyknięty bohaterem narodowym Ukrainy, to jego pomoc dla tego kraju się skończyła.

Zdaniem Kukiza Biuro Bezpieczeństwa Narodowego powinno „dać temu naszemu nowemu prezydentowi informacje: Nie mieszaj się teraz w sprawy Ukrainy, bo tam jest antypolski klimat. Oni są prawie tak oszołomieni, jak wtedy, kiedy doszło do rzezi wołyńskiej”, szokuje rozmówca „DGP”.

kukizDlaDGP

gazeta.pl

Listy wyborcze PiS bez Kurskiego i Mastalerka. Prezes zaskoczył wszystkich

Agata Kondzińska, 28.08.2015

Małgorzata Wassermann, Jacek Kurski, Krystyna Pawłowicz, Marcin Mastalerek, Piotr Gliński

Małgorzata Wassermann, Jacek Kurski, Krystyna Pawłowicz, Marcin Mastalerek, Piotr Gliński (fot. AG)

Marcin Mastalerek bez miejsca na listach PiS. Podobnie jak Jacek Kurski. Do Sejmu ponownie wystartuje Krystyna Pawłowicz i po raz pierwszy Małgorzata Wassermann. Prof. Piotr Gliński dostał jedynkę w Łodzi

Prawie siedem godzin trwało wczoraj wieczorem posiedzenie komitetu politycznego PiS, na którym układano listy wyborcze. To grono współpracowników Jarosława Kaczyńskiego spotkało się w siedzibie partii przy ulicy Nowogrodzkiej, by zatwierdzić kandydatów na posłów i senatorów. Joachim Brudziński, szef komitetu wykonawczego, który odpowiada za struktury regionalne, czytał po kolei każdą listę w 41 okręgach wyborczych. – Czasem prezes przerywał, proponował zmiany, albo wszczynał dyskusję – opowiada nam jeden z polityków.

Tak było w przypadku Marcina Mastalerka, byłego rzecznika PiS, dziś rzecznika kampanii. – To była decyzja prezesa, ale nikt Mastalerka nie bronił. Mówił oględnie, że Marcin nie współpracował w kampanii jak należy, że był wobec niego nieuprzejmy i arogancki – opowiada polityk PiS.

Ale jak podkreślają nasi rozmówcy, żaden z nich nie wie, co jest prawdziwym powodem wycięcia Mastalerka z listy. Kiedy w lipcu Kaczyński wymienił rzecznika partii, i za Mastalerka obowiązki przejęła Elżbieta Witek, posłowie spekulowali o „chłodnych relacjach” między liderem PiS, a jego rzecznikiem.

Jedni wskazywali wtedy, że to zaszłości z kampanii prezydenckiej. – Znamienne było, że na ustalenia do telewizji przed debatą prezydencką pojechał Jacek Kurski, a nie Mastalerek. To był znak, że Kurski się umacnia i wraca do łask. Mimo że nie bywał na sztabach, suflował prezesowi swoje pomysły kampanijne, często zbyt radykalne, by je zastosować – opowiadał nam wtedy polityk PiS.

Inni mówią, że do prezesa coraz częściej docierały żale o butnym zachowaniu rzecznika.

Mastalerek chwilę posiedział i wyszedł

Wczoraj wieczorem Mastalerek siedział na sali i słuchał jak Kaczyński wyrzuca go z listy. – W pewnym momencie prezes zapytał, czy chcemy głosować decyzję o usunięciu Marcina z list, ale Mastalerek zaoponował. Powiedział, że to nie jest konieczne, chwilę jeszcze posiedział i wyszedł – opowiada uczestnik spotkania.

Kaczyński miał go zapewnić, że nadal może pracować dla partii po wygranych wyborach – przy Beacie Szydło, która jest kandydatką na premiera, ale na pewno już więcej nie w jego najbliższym otoczeniu.

Mastalerek nadal ma pełnić funkcję rzecznika sztabu kampanii.

Nikt nie podniósł ręki za Kurskim

Za wyborczą burtą jest też Jacek Kurski, były spindoktor PiS. Kaczyński poświęcił mu wczoraj kilka minut, tylko dlatego, że rzeczniczka PiS Elżbieta Witek, zapytała co ma odpowiadać dziennikarzom, którzy ciągle dopytują o Kurskiego. Opowiada poseł PiS: – Wtedy prezes stwierdził, że Kurski rzeczywiście się stara, że w kampanii prezydenckiej pracował, ale czy dał z siebie wszystko?

By dostać odpowiedź na to pytanie, prezes PiS rzucił: – Otwieram dyskusję.

Elżbieta Witek miała na to powiedzieć: – A o czym tu dyskutować?

I Kaczyński zarządził głosowanie. Nikt nie podniósł ręki, że chce mieć go na listach.

Nie dostała pierwszego miejsca w Wałbrzychu Anna Zalewska. Lokalni działacze słali do Kaczyńskiego listy, w których protestowali przeciwko jej kandydaturze. „Nie może być tak, że takie osoby jak pani Anna Zalewska reprezentują nas, sympatyków tej partii, w wyborach do Parlamentu RP” – napisali do centrali partii.

Kaczyński się ugiął i poparł propozycję wiceprezesa Adama Lipińskiego, by wałbrzyską listę otwierał Michał Dworczyk, były doradca premiera Kaczyńskiego ds. polityki wschodniej i współautorem Karty Polaka. – Zalewskiej próbowała bronić Witek, ale Lipiński się postawił, a prezes go wsparł. Uznał, że Zalewska da sobie radę z dwójki, a w Sejmie PiS potrzebuje znawcy od polityki wschodniej – mówi jeden z posłów.

Pierwsze miejsce na liście w Łodzi dostał prof. Piotr Gliński, a w Krakowie Małgorzata Wassermann. Odległe miejsce do Sejmu na liście w Siedlcach dostała ostatecznie Krystyna Pawłowicz, chociaż w PiS od dawna szepczą, że prezes stracił do niej cierpliwość.

Zobacz także

kulisyUstalanialistPiS

wyborcza.pl

Wywołał wojnę z Kościołem, bo ujawnił, ile Poznań płaci duchownym. Katolickie media: ”To propagandowy dokument”

Prezydent Poznania, do pracy jeździ na rowerze
Prezydent Poznania, do pracy jeździ na rowerze Fot. Facebook

Jacek Jaśkowiak rządzi Poznaniem od grudnia i już zamęt zrobił ogromny. Na całą Polskę poszła wieść, że walczy z Kościołem, choć on sam zapiera się rękami i nogami, że o żadną walkę mu nie chodzi. Chce tylko, rozdziału państwa od Kościoła. I tego, by Kuria płaciła miastu takie same czynsze, jak miasto płaci jej za korzystanie z różnych budynków. Bo na razie Kościół płaci zdecydowanie mniej. I właśnie przez to – jak grzmią prawicowe media – prezydent Jaśkowiak stał się w Poznaniu jego największym wrogiem…

Mieszkańców Poznania najbardziej bulwersuje fakt, że Kościół pobiera opłaty za to, że przez jego ziemię biegnie kolejka wąskotorowa. Słynna Maltanka, jedna z największych atrakcji turystycznych miasta, która wozi dzieci do ZOO. Miasto – a konkretnie poznańskie MPK – musi płacić kurii ponad 12 tys. zł miesięcznie. Tak było już za poprzedniego prezydenta, który rządził miastem przez 16 lat. Tyle, że wtedy nikt o tym nie mówił. Ba, nikt z mieszkańców nawet o tym nie wiedział. Aż do czerwca. A wtedy Jaśkowiak postawił się od razu. I się zaczęło.

Przez katolickie media natychmiast został okrzyknięty wrogiem. A mediom, które z nim sympatyzują, też się dostaje. Że kreują ”wizerunek niepokornego włodarza stawiającego opór pazerności poznańskiego kleru”. ”Gość Niedzielny” napisał właśnie, że robią to tylko po to, byle tylko w Polskę poszło przesłanie do innych samorządowców: ”bierzcie wzór z Poznania!”. Ten obraz, według nich, jest fałszywy.

ANDRZEJ GRAJEWSKI, GOŚĆ NIEDZIELNY

„Gazeta Wyborcza” kreuje obecnego prezydenta Poznania na jedynego niezłomnego, który miał odwagę postawić się Kościołowi. Tyle że jest to obraz nieprawdziwy. Jego poprzednik, prezydent Ryszard Grobelny, rządzący miastem przez 16 lat, także często spierał się z instytucjami kościelnymi, procesując się z nimi przez lata. Różnica jest taka, że prezydent Grobelny nie dorabiał do tego ideologii, jak to zdaje się robić obecny prezydent. Czytaj więcej

Obiecywał taras widokowy na katedrze
Poprzedni prezydent był bardzo kojarzony z Kościołem, pojawiał się na ważnych kościelnych uroczystościach, często siedział w pierwszej ławce. W kampanii wyborczej ani on, ani Jaśkowiak o Kościele nie wspominali.

– Jako sygnał poparcia arcybiskupa dla Grobelnego, można odczytywać zapowiedź stworzenia wspólnymi siłami tarasu widokowego na wieży poznańskiej katedry. Pod koniec kampanii prezydenckiej do mediów poszedł komunikat, że arcybiskup oraz prezydent wspólnie będą szukać środków unijnych. Temat tarasu ciągle w Poznaniu wraca. Mieszkańcy żałują, że w mieście czegoś takiego nie ma. Dlatego ta informacja była odczytywana wprost jako kiełbasa wyborcza i chęć zaskarbienia sobie sympatii wyborców. Poza tym wyjątkiem, żaden z kandydatów tematu Kościoła nie poruszał – mówi Karolina Koziolek dziennikarka ”Głosu Wielkopolskiego”.

W mszach uczestniczył nie będzie
Dlatego tym bardziej, trudno było oczekiwać, że Jaśkowiak będzie z Kościołem prowadził jakąkolwiek walkę. A może nawet on sam się nie spodziewał? Na początku brał nawet udział w ważnych nabożeństwach kościelnych. Potem wyszła sprawa Maltanki, Jaśkowiakowi nie spodobało się ile miasto płaci parafii za jej przejazd. Wówczas prezydent kazał sporządzić raport. Niedługo później, podczas mszy z okazji rocznicy Poznańskiego Czerwca, usłyszał wiele niepochlebnych słów pod adresem włodarzy miasta. Wtedy zapowiedział, że w nabożeństwach uczestniczył już nie będzie.

Raport pokazał, że za używanie należącego do kurii budynku, w którym mieściło się VIII LO, miasto płaciło 400 tys. zł rocznie. Sprawa obiła się nawet o sąd, który nakazał miastu oddać budynek Kościołowi i wypłacić 4,5 mln odszkodowania. Dziś szkoła działa już w zupełnie innym miejscu. Prezydent Jaśkowiak wyliczył przy okazji, że budynek, który Kościół wynajmował od miasta dla szkoły katolickiej, kuria płaciła 11-14 tys. zł.

Przy okazji raportu opinia publiczna dowiedziała się także o wielu sprawach gruntowych. W większości dotyczyły Drukarni i Księgarni Św. Wojciecha. Wydawnictwo ma w mieście bardzo dużo terenów, które utraciło w czasach PRL, a które chciałoby odzyskać. Pojawił się pomysł wymiany terenów z miastem. Podobno poznańska kuria jest otwarta, gotowa do negocjacji. Choć – jak słyszę w Urzędzie Miasta – do dziś nie odpowiedziała na list otwarty, który prezydent wysłał do arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, Metropolity Poznańskiego.

FRAGMENT LISTU OTWARTEGO

Szacunkowa wartość terenów będących w zainteresowaniu Miasta Poznania to kwota około 12 mln zł. Tereny będące w zainteresowaniu Kościoła to, według naszych szacunków, ponad 20 mln zł.(…) Poznaniacy mają prawo wiedzieć, na co wydawane są publiczne pieniądze. Poznaniacy mają również prawo uzyskania pełnej i rzetelnej informacji o wzajemnych rozliczeniach pomiędzy Miastem Poznaniem i Kościołem Katolickim.

Wojny nie ma, to media
– Ze strony Kurii nigdy nie padło słowo ”wojna”. Trudno mówić o sporze między miastem, a Kościołem. Kurii też zależy na uregulowaniu spraw majątkowych z miastem i jego dobrej woli przy wymianie gruntów. Prezydent spotykał się już z arcybiskupem w tej sprawie, ale negocjacje jeszcze się nie rozpoczęły. We wrześniu Kościół ma przygotować swój własny raport, wtedy zaczną się negocjacje. Nie ma wojny między miastem, a kurią. Mówią o niej wyłącznie katolickie media i publicyści – tłumaczy Karolina Koziolek.

MEC. MIKOŁAJ DROZDOWICZ, PRAWNIK ARCHIDIECEZJI POZNAŃSKIEJ

W mojej ocenie ten raport po pierwsze jest nieścisły, a po drugie zawiera półprawdy, tzn. przedstawia co najwyżej pewne źródła pozyskiwania środków przez stronę kościelną, natomiast w żaden sposób nie odnosi się do tego w jaki sposób Kościół te środki następnie rozdysponowuje na działalność społeczną. Czytaj więcej

Jakkolwiek by nie było Poznań się podzielił. Wielu mieszkańców zraziło się do Kościoła, a drugie tyle do prezydenta. Jest duża grupa takich, którym nie podoba się na przykład to, że Jaśkowiak nie godzi się na postawienie nad Maltą wielkiego, 5-metrowego pomnika – figury Chrystusa. Mówił, że owszem, może stanie, ale na pewno nie w parku, ale w innej części miasta – niedaleko katedry.

Zwolennicy pomnika złożyli do urzędu miasta kolejny wniosek. Władze mają czas do końca sierpnia na jego rozpatrzenie.

Jedni żartują, inni kibicują
Wytykają też prezydentowi, że walczy z Kościołem i innych rzeczy nie widzi. Że jeździ rowerem i przez pierwsze miesiące prezydentury zachowywał się tak, jakby interesowali go tylko rowerzyści. ”Chcemy, by coraz więcej uczniów dojeżdżało do szkoły rowerem. Miasto sfinansowało wiaty rowerowe w 13 szkołach. To początek. Policja czuwa, by te dojazdy były bezpieczne. Mocno zachęcamy rodziców: puszczajcie dzieci do szkół rowerami! Przecież czego Jaś się nie nauczył… ?” – pisał prezydent na Facebooku.

prezydentJaśkowiak

Niektórzy żartują, mówią, że prezydent dopiero się uczy, że się miota, nawet, że źle sobie ludzi dobiera.

terazPytanie
kościelnaSpółka

A zwolennicy Jaśkowiaka się cieszą. – O Kościele i jego zachłanności już w ogóle zaczyna się mówić źle. Sytuacje, które Kościół pokazuje swoim wiernym są fatalne dla niego samego – słyszę od jednego z pracowników Uniwersytetu in. Adama Mickiewicza. Jak mówi, ludzie rozmawiają między sobą, ale głośno boją się mówić. – W Polakach jeszcze jest zakodowany strach. A ja mieszkam na osiedlu, gdzie wszyscy się znają. Chodzą do jednego kościoła i widzą, kto chodzi, a kto nie – mówi. Ale podkreśla, że z prezydenta jest dumny: – Mamy powody do dumy, że ktoś po raz pierwszy, oficjalnie postawił veto.

RADIO MARYJA

Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak bezpardonowo atakuje metropolitę poznańskiego księdza arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. Ujawniając niektóre fakty dotyczące roszczeń kościelnych, Jaśkowiak przyrównuje księży do bankierów. Czytaj więcej

Sam prezydent tłumaczy, że wykonuje tylko swoją pracę. – Tak jak w roku 2010 zauważyłem potrzebę doskonalenia transportu publicznego czy fatalny wpływ galerii handlowych na centra miast, tak teraz uważam, że należy uporządkować relacje miasto – Kościół. Dziwi mnie podejście części Kościoła, która ten raport odebrała jako atak na Kościół i arcybiskupa. Rozmowa o finansach i pilnowanie pieniędzy mieszkańców Poznania jest moim obowiązkiem – powiedział kilka dni temu w wywiadzie dla ”Głosu Wielkopolskiego”. Prosto i konkretnie.

wywołałWojnę

naTemat.pl

ludzik8

ludzik7

ludzik6

ludzik5

ludzik4

ludzik3

ludzik2

Duda rakiem wycofuje się z kampanijnych ocen. Zmienił pytania referendalne i nie uważa, że Polska jest w ruinie

Andrzej Duda złagodził język po kampanii i wycofuje się z niektórych obietnic.
Andrzej Duda złagodził język po kampanii i wycofuje się z niektórych obietnic. Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

Politycy zdają się być przekonani, że to, co w kampanii się nie liczy. Teraz pokazuje to Andrzej Duda, który nie tylko przestał mówić, że trzeba Polskę „odbudować ze zgliszcz”, ale też rakiem wycofuje się z obietnic w sprawie wieku emerytalnego oraz zmienia pytania referendalne ws. Lasów i sześciolatków.

W kampanii wyborczej trzeba być wyrazistym, a przede wszystkim mocno krytycznym. I taki był – w przeciwieństwie do Bronisława Komorowskiego – Andrzej Duda. Powtarzał, że trzeba odbudować Polskę ze zgliszcz czy że nasza pozycja w Europie jest słaba. Do tego masa konkretnych zarzutów: o kwotę wolną od podatku (którą trzeba podnieść, ale rząd nie chce tego zrobić), o wiek emerytalny (który musi zostać obniżony, ale rząd nie chce tego zrobić) czy o Lasy Państwowe (które rząd chce sprywatyzować).

Polska w ruinie
Między innymi dzięki temu Andrzej Duda został prezydentem, pokonując Bronisława Komorowskiego. Ale to była kampania. Po wyborach Duda złagodził ton (co trzeba docenić, bo teraz jest głową państwa, a nie kandydatem). Dziewięć dni po zaprzysiężeniu, w Święto Wojska Polskiego Andrzej Duda wywołał spore zdziwienie mówiąc: „Polska jest piękna, Polska staje się coraz silniejsza”.

To jednak zmiana stylu, która po zakończeniu kampanii wyborczej nie tyle może, co powinna nastąpić. Ale zmiany są znacznie głębsze i dotyczą nie tylko słów, lecz także konkretnych decyzji Andrzeja Dudy. Najnowszym przykładem jest mało rzucająca się w oczy, ale jednak niezwykle istotna zmiana pytań, które prezydent chce zadać Polakom 25 października.

Pytania Andrzeja Dudy

Czy jest Pani/Pan za obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych ze stażem pracy?

Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe?

Czy jest Pani/Pan za zniesieniem powszechnego ustawowego obowiązku szkolnego sześciolatków i przywróceniem powszechnego ustawowego obowiązku szkolnego od siódmego roku życia?

Oryginalne pytania

Czy jest Pani/Pan za przywróceniem powszechnego wieku emerytalnego wynoszącego 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn?

Czy jesteś za utrzymaniem dotychczasowego systemu finansowania albo funkcjonowania państwowego gospodarstwa leśnego Lasy Państwowe określonego w ustawie z dnia 28 września 1991 roku o Lasach Państwowych, co zabezpiecza dotychczasową rolę tego podmiotu w wypełnianiu potrzeb narodowych?

Czy jest Pani/Pan za zniesieniem obowiązku szkolnego dla sześciolatków?/Czy jesteś za zniesieniem obowiązku przedszkolnego pięciolatków?

Pytania vs pytania
Dodatkowo małżeństwo Elbanowskich pytało jeszcze o zwiększenie wymiaru nauczania historii w liceach i o powrót do ośmioletniej podstawówki i czteroletniego liceum. Z nich prezydent wybrał tylko jedno. Jednak dwa pierwsze pytania Elbanowskich tylko likwidowały przymus posyłania sześciolatków do szkół, nie podnosiły go sztywno do 7 roku życia, pozostawiając rodzicom wybór. U Dudy jest inaczej – wszystkie dzieci mają zaczynać naukę w wieku 7 lat.

Coraz bardziej rozwodniona jest też jedna z kluczowych propozycji kampanii parlamentarnej, czyli „500 zł na dziecko”. Jeszcze przed wyborami zaczęto zawężać jej zakres, mówiąc tylko o wielodzietnych i biednych rodzinach. Po wyborach prezydent ogłosił, że projekt powinien przygotować rząd.

Silni za granicą (w gębie)
W czasie kampanii wyborczej Andrzej Duda ostro krytykował też polską politykę zagraniczną. Kiedy sam zaczął się nią zajmować szybko przekonał się jak trudna to działka. Jego plan rozszerzenia grona negocjatorów ws. Ukrainy o Polskę spalił na panewce, po tym jak taką potrzebę wykluczył Petro Poroszenko.

Po ostrej, zaczepnej kampanii prezydent przechodzi przyspieszony kurs polityki. A raczej przypomina sobie jak ona wygląda, bo przecież pracował zarówno w rządzie, jak i w Kancelarii Prezydenta. Ale aby skutecznie walczyć na obietnice z Bronisławem Komorowski musiał o tym zapomnieć. Liczy, że teraz amnezja dotknie wyborców.

dudaWycofujeSie

naTemat.pl

TVN24: Prokuratura chce uchylenia immunitetów Kwiatkowskiemu i Buremu. W NIK ustawiano konkursy?

WB, 27.08.2015
Prokuratura Apelacyjna w Katowicach chce uchylenia immunitetów prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego i szefa klubu PSL Jana Burego – podaje tvn24.pl. Powodem ma być podejrzenie ustawiania konkursów w centrali i delegaturach Najwyższej Izby Kontroli.

Krzysztof Kwiatkowski i Jan Bury

Krzysztof Kwiatkowski i Jan Bury (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

 

Szef NIK Krzysztof Kwiatkowski miał „wpływać na wyniki konkursów na wicedyrektora delegatury Izby w Rzeszowie oraz dyrektora delegatury w Łodzi” – wedle dziennikarzy chodziło m.in. o wyciek pytań z konkursu na stanowisko szefa łódzkiego NIK. Kwiatkowski miał także wpływać na rozstrzygnięcie konkursu na wicedyrektora Departamentu Środowiska Izby.

Z kolei Jan Bury, w 2013 roku, jeszcze przed objęciem urzędu przez Kwiatkowskiego, rzekomo wywierał naciski ws. obsady delegatury rzeszowskiej. Wyboru dokonano wtedy zgodnie z przepisami, ale szef klubu ludowców miał w tej samej sprawie zwracać się później także do Kwiatkowskiego. Osoba wskazana przez Burego wygrała wówczas konkurs na wicedyrektora.

Zdaniem dziennikarzy, Bury chciał w ten sposób chronić swoich ludzi w jednej z podkarpackich gmin – Chmielnik, gdzie próbował również zmieniać wyniki kontroli NIK dotyczące nieprawidłowości wokół budowy farmy wiatrowej.

Radio ZET dotarło do treści rozmów

Według informacji dziennikarzy Radia ZET, poseł Bury w rozmowach z szefem NIK żądał anulowania konkursu na stanowisko dyrektora delegatury NIK w Rzeszowie. Kwiatkowski próbował spełnić prośbę i zablokować kandydaturę Wiesława Motyki na to stanowisko. „Wg ustaleń prokuratorów w tym celu, poza procedurą, dwukrotnie zmieniano skład komisji konkursowej” – czytamy w informacji przesłanej przez Radio.

Kolejny zarzut dotyczy wyników kontroli NIK dotyczącej nieprawidłowości w budowie farmy wiatraków. Zdaniem dziennikarzy, farmę prowadzą przyjaciele Burego, a w ostatecznym raporcie – wbrew początkowej opinii – pozytywnie oceniono inwestycję.

Cztery zarzuty dla Kwiatkowskiego i trzy dla Burego

W swoich ustaleniach dziennikarze tvn24.pl powołują się na materiały zebrane przez CBA.

Agenci biura we wnioskach o uchylenie immunitetów Burego i Kwiatkowskiego napisali, że chcą zarzucić im przestępstwa urzędnicze. „Dowodami są nagrania rozmów – podsłuchanych przez CBA – Krzysztofa Kwiatkowskiego i Jana Burego oraz prezesa NIK i byłego wiceprezesa Izby, do którego kompetencji należała sprawa kontroli w gminie Chmielnik” – czytamy na portalu TVN24.

Treść rozmów – już odtajnionych przez szefa Biura – ma trafić teraz do marszałek Sejmu, która przekaże wnioski śledczych do Komisji Regulaminowej i Odpowiedzialności Poselskiej.

„Afera podkarpacka”

Na trop ustawianiu konkursów w Najwyższej Izbie Kontroli CBA miało wpaść przy okazji tzw. afery podkarpackiej. Podsłuchano wtedy rozmowy szefa PSL z szefem NIK.

W początkach lipca ub.r. śledczy na zlecenie Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie przeszukali m.in. biuro poselskie i pokój poselski Burego. Działania prokuratury prowadzone były w ramach śledztwa ws. korupcji i powoływania się na wpływy w instytucjach przez biznesmenów z Podkarpacia.

Zarzuty usłyszeli wówczas dwaj biznesmeni z Leżajska, były dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie oraz dwóch duchownych z Podkarpacia: ks. płk. Robert M, były proboszcz katedry polowej Wojska Polskiego, oraz ks. Jan C.

To właśnie w ramach weryfikowania wyjaśnień podejrzanych prokuratura i CBA podjęły działania polegające na żądaniu wydania określonych przedmiotów oraz przeszukaniu pomieszczeń należących m.in. do osób publicznych.

wNIK

gazeta.pl

Listy PiS bez Kurskiego. Są Ziobro, Pawłowicz i Macierewicz. Co z Mastalerkiem?

WB, 27.08.2015
Komitet polityczny PiS zakończył debatę nad listami wyborczymi. Jak poinformowała rzeczniczka partii, na listach wyborczych nie znajdzie się Jacek Kurski. Według nieoficjalnych informacji nie będzie na nich także Marcina Mastalerka.

Jacek Kurski | Marcin Mastalerek

Jacek Kurski | Marcin Mastalerek (Agencja Gazeta)

 

– Komitet Polityczny przyjął listy. Pojawiły się niewielkie korekty. Wysyłamy to do szefów regionów i do środy chcemy mieć wszystko zamknięte – powiedziała rzeczniczka PiS Elżbieta Witek po opuszczeniu posiedzenia.

Po wielu godzinach debat Witek odpowiedziała na pytania dziennikarzy dotyczące najbardziej spornych nazwisk. I tak okazało się więc, że na listach PiS nie znalazło się miejsce dla Jacka Kurskiego, choć jeszcze dwa tygodnie temu była mowa o jego powrocie do partii. Na listach z pewnością pojawią się jednak prof. Piotr Gliński, Krystyna Pawłowicz i Antoni Macierewicz.

Rzeczniczka mówiła również o koalicjantach Prawa i Sprawiedliwości – Zbigniew Ziobro ma startować z ostatniego miejsca w Krakowie, a Adam Bielan będzie kandydował do Senatu. Nie odpowiedziała jednak na pytanie o Jarosława Gowina.

Mastalerek wyrzucony przez Kaczyńskiego?

Z kolei Ryszard Czarnecki po wyjściu z siedziby partii mówił, że „emocji nie było zbyt wiele”. Nie chciał jednak skomentować spekulacji, które wśród komentatorów wywołują największe emocje – rzekomego usunięcia z list Marcina Mastalerka, o czym informuje m.in. PAP.

Jak podała 300Polityka, decyzję o usunięciu byłego rzecznika partii i aktualnego rzecznika sztabu miał podjąć Jarosław Kaczyński. Szef PiS miał to uzasadniać konfliktem, który narodził się w trakcie kampanii Andrzeja Dudy.

„Z naszych informacji wynika, że Mastalerek nie chciał zgodzić się m.in. na pomysły forsowane przez Jacka Kurskiego, które miały doprowadzić do zaostrzenia kampanii Andrzeja Dudy. Kaczyński miał nawet zaproponować głosowanie w sprawie Mastalerka, ale – jak stwierdził – jeśli przegra, to poda się do dymisji” – podał portal.

Jednocześnie Mastalerek zdecydował, by nie odnosić się do zarzutów Kaczyńskiego, „ponieważ trwa kampania wyborcza, a on nie chce szkodzić partii”. Według rozmówców portalu polityk zachował się z „bardzo dużą klasą”.

niespodziankaNaListachPiS

gazeta.pl

Dlaczego świadkowie Jehowy nie ujawniają pedofilów

Robert Rient, 26.08.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,147367,18632186,video.html?embed=0&autoplay=1
Jeśli pedofil nie przyznaje się, „musi być dwóch lub trzech naocznych świadków grzechu”, wyjaśnia podręcznik dla starszych zboru „Paście trzodę Bożą”.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Ilona: Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham i potrzebuję. Dzisiejszy dzień to będzie koszmar. Jeśli się nie odezwę po południu – nie dzwoń. Już dawno powinnam zamknąć tamte dzieje. Nie potrafię. Zamiast iść do przodu, cofam się wciąż o parę kroków.

Mąż: Kocham cię najbardziej na całym świecie. Chciałbym ci pomóc, tylko powiedz jak.

Ilona: Żebym to wiedziała jak. Czemu to za mną chodzi wciąż i wciąż?

Mąż: Takich rzeczy nie da się zapomnieć.

Ilona: A żyć z tym się da? Dlaczego nie oddali mnie po prostu do domu dziecka i nie pozwolili normalnie żyć? Co Bóg chce osiągnąć, mając mnie na świecie?

Mąż: Ojciec powinien cię chronić, a on cię sprzedał. Trzymał cię, a oni gwałcili.

Ilona: Tato wychodził i wracał, a oni się bawili. Chciałam uciec, biec za nim, ale dostałam parę razy w twarz, szarpali mnie i popychali jak zabawkę. Gdy się obudziłam, wszystko mnie bolało, leżałam rozebrana. Miałam siniaki. Byłam brudna, wtedy myślałam, że to jakiś żel. Na brzuchu, we włosach, w buzi, wszędzie. A tato spał.

Mąż: Porzucił, zostawił.

Ilona: Obiecaj mi, że nigdy mu nic nie powiesz, ani jemu, ani dzieciom, ani mamie, obiecaj, proszę.

Mąż: Znowu zatrzymałaś się w pół kroku.

Ilona: Co mam ci napisać? Jak zamknę oczy, to widzę ich każdy ruch, czuję każde uderzenie. Pamiętam każdy jeden raz, pięć lat z rzędu. Nie chcę tego znów przeżywać, nie chcę się bać. Mam ci opisać wszystkie kolejne wybryki Tadzia, Rysia i Adasia?

28 lipca 2015 roku Ilona rozmawia ze swoim mężem na Skypie. Zaczęli pisać po piętnastej, skończyli przed pierwszą w nocy. Tej nocy Ilona nie usnęła.

Nie umiem patrzeć mu w oczy, gdy o tym rozmawiamy. Wstydzę się, chociaż psycholog mówił, że nie mam czego.

Gwałcił Tadeusz, brat starszy zboru świadków Jehowy.

Gwałcił Ryszard, brat starszy zboru świadków Jehowy.

Gwałcił Adam, brat starszy zboru świadków Jehowy.

Były świadek Jehowy: Nie jestem gnojem na polu

Ilona: Chciałam zabić ojca

Mieszkam na zachodzie Polski, mam 36 lat. Jestem mamą dwójki dzieci. W zeszłym roku poszłam do psychologa. Przerwałam terapię, gdy kazał mi opisać pierwszy raz.

Te historie mi się śnią. Czasami dzieci budzi mój płacz. Wiedzą tylko, że dziadek nadużywał alkoholu, że nas bił, mnie i siostrę, że czasami w nocy, w koszulach nocnych, uciekałyśmy z bloku po rynnie. Miałam wtedy 11 lat, a siostra 13. Wiedzą też, że tato wbił mi nóż w rękę. A w sumie ojczym. Jak miałam 22 lata, dowiedziałam się, że świadkowie Jehowy, ludzie, którzy mnie wychowali, nie są moimi biologicznymi rodzicami.

Jako nastolatka często dzwoniłam na policję. Dyżurny rozpoznawał mnie po głosie, mówił: dobrze, Ilona, radiowóz już do was jedzie. Ojciec był wiele razy na dołku, w izbie wytrzeźwień, miał założoną niebieską kartę. Cały czas był wtedy starszym zboru. Szkoda, że policja nigdy nie powiadomiła prokuratury. Po jednej z takich interwencji zabrano mnie do pokoiku w Sali Królestwa. Brat starszy wypytywał, dlaczego dzwonię na policję. Opowiedziałam, wyjaśniłam, że mogą sprawdzić wszystko w aktach policji. Dostałam w twarz za oczernianie porządnego człowieka.

1991 rok, luty, piątek. Miałam 12 lat. Mama z moimi siostrami była u babci. Odrobiłam lekcje, poszłam z koleżanką na sanki. Tata zawołał mnie na kolację. Powiedział, że przyjedzie wujek Adam i wujek Rysiek, znałam ich ze zboru. Poszłam do pokoju, poczytałam i usnęłam. Weszli. Tato powiedział, że wyglądam jak kobieta, że siostra, chociaż starsza, to jest płaska jak deska. Jeden wujek chciał sprawdzić, czy mam prawdziwe piersi. Tato wyszedł z pokoju. Wołałam go. Na początku popychali mnie, z rąk do rąk. Jakby rzucali misiem. Upadłam, uderzyłam się. Obudziłam się o czwartej rano, rozebrana. Tato spał nawalony. Wszystko mnie bolało. Byłam brudna. Nie wiedziałam, co to za żel. Przeleżałam w łóżku dwa dni. Oni przyjechali i powiedzieli, że jeśli pisnę słówko mamie, to już jej nigdy nie zobaczę. Gdy mama pytała o siniaki, mówiłam, że się uderzyłam.

Cztery miesiące później wujkowie znowu przyjechali. Chciałam wyjść z domu. Tato zamknął drzwi i kazał iść do pokoju. Wiedzieli, po co przyjechali. Ojciec dołączył. Trzymał mnie za ręce, drugi za nogi, trzeci się zabawiał. Za twarz, za buzię trzymali.

Tadziu to ojciec. Rysiu ma żonę i dwóch synów. Adam już nie żyje, miał żonę i dwie córki. Wszyscy po czterdziestce. Użyj ich imion, wyślę im tę gazetę.

Jak miałam 13 lat, chciałam zabić ojca. Mieliśmy remont, spałam z rodzicami w jednym pokoju. Wzięłam z szafki nóż, stanęłam nad ojcem. Rozpłakałam się. Gdybym wtedy wiedziała, że to, co robił, zabierze mi moje życie, myślę, że bym zabiła. Czasami mam wrażenie, że kocham rodziców, tym bardziej że ojciec jest po udarze. Kocham ich i nienawidzę.

Gdy ojciec przychodził wypity, mama brała siostry i uciekała do babci. Ojciec zawsze kazał mi zostać. Myślałam, że moją rolą jest pilnować ojca. Jak miałam 16 lat, a mama znowu uciekała z siostrami, wykrzyczałam jej, że za chwilę przyjadą i będą się mną bawić. Wybiegła z domu ze łzami.

Może ojciec uznał, że to nie kazirodztwo, bo nie jestem ich. Jestem ta gorsza, bez rodziców, więc może ze mną robić, co chce. Żywił, karmił, do szkoły wysyłał, byłam jego. Im byłam starsza, tym częściej mnie gwałcili. Bili mnie. Nosiłam czarne ciuchy, mnóstwo pudru, fatalny makijaż, musiałam się ukrywać.

Słuchałam przemówień tych starszych, gdy siedziałam na zebraniach. Gdy wchodziłam na Salę Królestwa, podawali mi rękę, z uśmiechem. To bolało. Pamiętam wykład ojca o szacunku i miłości do bliźniego. Rozpłakałam się i wybiegłam z sali. Ktoś za mną wyszedł, myślał, że wzruszyłam się słowami ojca.

Boję się, że nie byłam jedyna. Dzieci i młodzieży w dwóch zborach było sporo. Sabina, moja przyjaciółka, też wychowywała się w rodzinie świadków Jehowy. Gdy miała 20 lat, poznała chłopaka ze świata, wykluczyli ją. Miała z nim dwójkę dzieci. Facet trafił do więzienia, jak wyszedł na przepustkę, machnął jej trzecie dziecko. Dzień przed jego wyjściem z więzienia, w dziewiątym miesiącu ciąży, z dwójką dzieci, poszła do rodziców 12 kilometrów, piechotą. Prosiła o pomoc. Rodzice wzięli dzieci, a jej zamknęli drzwi przed nosem. Bo takie są zasady świadków Jehowy. Przecież sama zgotowała sobie życie w szatańskim świecie. Sabina położyła się na torach, nie żyje.

Chrzest wzięłam, gdy miałam 15 lat. Ojciec kazał.

Uciekłam z domu dwa lata później. Trzy dni spałam na ławce w parku. Do domu przywiozła mnie policja. Tato czekał z pasem. Po kilku dniach miałam rozmowę ze starszymi. Przyszła tamta dwójka. Rodzice byli w kuchni. Powiedziałam, że mogą mnie wykluczyć, ale jeśli jeszcze raz mnie skrzywdzą, powiem o tym głośno. Więcej nie gwałcili.

Zostałam pionierką. Wierzyłam, że Jehowa pomoże. Głosiłam ludziom o tym, jaka miłość panuje wśród sług Jehowy, chociaż sama nigdy jej nie poczułam. Moi gwałciciele wciąż byli starszymi zboru. Nikt nigdy nie doniósł na nich na policję o tym, co mi zrobili. Inny starszy zboru powiedział, że wie o wszystkim od lat, ale jest już stary, schorowany. Przypomniał, że muszę mieć dwóch świadków, którzy potwierdzą, co mówię. Nie miałam.

Znalazłam pracę w restauracji. Zaczęłam palić i chodziłam z fajką po mieście, żeby mnie ktoś ze zboru zauważył, żeby mnie wezwali na komitet sądowniczy i wykluczyli. Tak się stało. Moi byli znajomi, bracia, siostry ze zboru witają się z moimi dziećmi, a mnie nie widzą. Wszystko w imię miłości.

Czasami tęsknię za konkretną dawką leków, wiesz, co mam na myśli. Ale są dzieci, mam dla kogo żyć, staram się – co mogę więcej?

Żadnej krwi: jak wyzwoliłem się z religii

Dwóch świadków gwałtu

Organizacją świadków Jehowy zarządza Ciało Kierownicze złożone z siedmiu mężczyzn. Pracują w Biurze Głównym, które od 1909 roku znajduje się na nowojorskim Brooklynie. Nadzorują 90 Biur Oddziałów na całym świecie, w tym polskie w Nadarzynie pod Warszawą.

24 maja 2010 roku Ciało Kierownicze w liście do grona starszych zborów napisało: „Za każdym razem, gdy ktoś zgłasza przypadek seksualnego molestowania dziecka, starsi muszą poprosić o wskazówki Dział Prawny” z krajowego Biura Oddziału. Nie policję ani prokuraturę.

Szeregowi wyznawcy, zwani głosicielami, nie mają dostępu do listownych zaleceń docierających od Ciała Kierowniczego do starszych zborów. Ani do tajnych podręczników dostępnych wyłącznie liderom społeczności.

17 listopada 2012 roku do wszystkich zborów świadków Jehowy przyszedł list zalecający usunięcie zapasów starszej literatury. Zniszczono czasopisma gloryfikujące śmierć dzieci, które umarły wskutek odmowy transfuzji krwi, i publikacje, które zawierały nieaktualne nauki, np. datę końca świata.

Aby zostać starszym zboru, trzeba być zaangażowanym głosicielem i wyznawcą. Wykształcenie czy przygotowanie psychologiczne nie mają znaczenia, wymagane są jedynie kwalifikacje duchowe.

Starsi prowadzą komitety sądownicze dla tych, którzy zgrzeszyli, czyli złamali wymogi nakładane na wyznawców przez Ciało Kierownicze. Jeśli pedofil nie przyznaje się do winy, „musi być dwóch lub trzech naocznych świadków grzechu” – wyjaśnia podręcznik dla starszych zboru „Paście trzodę Bożą”. Jeśli nie ma świadków, a pedofil nie przyznaje się do winy, można zorganizować jego spotkanie z ofiarą.

M.: Mój oprawca głosi

Jestem M., mam 35 lat, mieszkam na południu Polski. Byłem wykorzystywany seksualnie od 1993 do 1997 roku. Wspomnienia wracają w snach i na jawie. Zaczęło się, gdy miałem 12 lat. Starszy ode mnie krewny, od wielu lat ochrzczony świadek Jehowy, nazywał to zabawą. Mówił, że wiele osób tak robi i nie ma w tym nic złego. Dawał do zrozumienia, że jeśli komukolwiek powiem, wystawię się na pośmiewisko i wszyscy się ode mnie odwrócą.

Do tej pory walczę z poczuciem winy i wstydem. W dużym stopniu wytworzyli go starsi zboru. Będąc pełnoletni, zgłosiłem im sprawę, powołali komitet sądowniczy. Musiałem przed trójką starszych zboru i moim oprawcą opowiadać szczegóły intymnych zdarzeń. Trwało to wiele godzin. Pytania sugerowały moją współodpowiedzialność. Oprawca mówił, że sam go do tego skłaniałem. Nie miałem siły się bronić, ale wierzyłem w sprawiedliwy sąd. Starsi uznali jednak, że jesteśmy obaj równie winni. Zdecydowanie przestrzegali przed przekazywaniem tej sprawy komukolwiek, bo „nie macie się czym chwalić”. Na mnie i na krewnego nałożyli długoterminowe ograniczenia, straciliśmy większość przywilejów w zborze.

Pogrążony we wstydzie starałem się zaangażować w służenie Bogu.

Przeczytałem od tego czasu mnóstwo książek, które pomogły mi poukładać sobie w głowie to wszystko. Zrozumiałem, że Bóg nie może błogosławić tym, którzy bezpośrednio przed i po komitecie sądowniczym modlili się o mądrość w osądzie.

Z czasem wyszło na jaw, że nie byłem jedyną zabawką mojego krewnego. O tym, co się stało, wie kilka najbliższych mi osób. Oprawca ma żonę, dzieci i głosi, jest aktywnym świadkiem Jehowy.

Gwałt. Przerwać milczenie

1006 pedofilów w Australii

W Australii trwa właśnie rządowe śledztwo prowadzone przez Królewską Komisję ds. Wykorzystywania Seksualnego Dzieci. „Nadużycia zostały starannie skatalogowane. Od 1950 do 2014 r. Strażnica – Towarzystwo Biblijne i Traktatowe zgromadziła 5000 dokumentów szczegółowo opisujących wykorzystywanie seksualne australijskich dzieci przez 1006 wyznawców, którzy uważają, że tylko oni – świadkowie Jehowy – głoszą prawdę o Bogu” – napisał „The Washington Post” 14 sierpnia 2015 r. „W Zborze świadków Jehowy istnieje praktyka ukrywania informacji dotyczących przestępstw seksualnego wykorzystywania dzieci i niezgłaszania tych spraw policji lub innym właściwym organom” – powiedział Angus Stewart, prawnik prowadzący śledztwo.

14 sierpnia przed komisją zeznawał Geoffrey Jackson, od 2005 członek Ciała Kierowniczego. Przyznał, że problem wykorzystywania seksualnego „jest czymś, z czym również my musimy się zmagać”.

W Australii 1006 pedofilów wśród świadków Jehowy dokonało gwałtów na przynajmniej 1857 ofiarach, 170 z nich to dzieci do pięciu lat. Gdy sprawcą był starszy zboru, często pozostawał na swoim stanowisku. W 276 przypadkach wykluczony pedofil okazywał skruchę i wracał do zboru. Jeden został wykluczony cztery razy. Żadna sprawa nie została zgłoszona na policję.

Na świecie jest 8 milionów świadków Jehowy. W Polsce – 124 tysiące. O tym, ilu pedofilów funkcjonuje w zborach, wiedzą zarządzający organizacją.

Członkowie zboru, w tym rodzice i dzieci, nie zostają powiadomieni, że żyją w jednej małej społeczności z pedofilem.

Jeśli podczas komitetu sądowniczego pedofil nie okazał skruchy, został wykluczony, bo to „pomaga utrzymać zbór w duchowej czystości” („Strażnica” z 15 XI 2006 r.). Osobie wykluczonej świadkowie nie powinni mówić dzień dobry. Starsi zboru prowadzą notatki na temat wyznawców, przebiegu komitetów sądowniczych i wykluczonych. Gdy wykluczony przeprowadzi się, starsi „nie powinni wysyłać jego Zborowej karty sprawozdań głosiciela (S-21) ani poufnych zapisków do zboru, do którego przychodzi na zebrania lub na którego terenie mieszka” („Paście trzodę Bożą”). Dokumenty takiej osoby mają pozostać w jej rodzinnym zborze.

Zarządzający organizacją wiedzą, ilu pedofilów zostało wykluczonych ze zborów, ale zazwyczaj nie informują o nich policji ani prokuratury.

Elbląg gwałtu nie widzi

Waldek: Przykładał mi do gardła długą finkę

Urodziłem się w rodzinie świadków Jehowy. Starszym zboru zostałem, gdy miałem 24 lata, byłem jednym z najmłodszych w Polsce. Gdy w zborze pojawia się pedofil, trzeba powiadomić Dział Prawny w Nadarzynie i on przejmuje sprawę. Starsi czują się zwolnieni z odpowiedzialności. Ten system chroni pedofilów, zamyka usta ofiarom. Mówię to, bo chcę, by organy państwowe zareagowały, prześwietliły akta organizacji. Ale boję się, że po Australii zaczęli już niszczyć dokumenty.

Przez to, że sam byłem ofiarą, nie odpuszczałem pedofilom. Jednego wykluczyliśmy. Lata 90. Uboga rodzina spod Głogowa, piątka dzieci. Magda jako mała dziewczynka zgłosiła starszym, że była wykorzystywane przez ojczyma. Została zignorowana. Gdy trafiłem do zboru, dotarłem do Magdy, jej przyjaciół, pytałem starszych. W końcu rodzeństwo zdecydowało się zeznawać, wiedzieli, ale byli zastraszeni. Pedofil nie zaprzeczał, mówił, że nie powinna chodzić z gołą dupą po domu. Nie okazywał skruchy, nie chciał iść na terapię. Dramat Magdy trwał dziesięć lat. Skończył się, gdy miała 17 lat, nie zgłosiła sprawy na policję, sprawca nie poniósł żadnych prawnych konsekwencji.

Innym razem nie udało się powołać komitetu, bo nie było dwóch świadków potwierdzających winę. To doskonały knebel. Przecież zwykle pedofil to bliska osoba ofiary, a gwałt odbywa się w zaciszu domowym. W zborze była siostra Danusia, moja rówieśniczka. Jej ojciec, starszy zboru, regularnie ją gwałcił. Bracia też. Rozbijałem się o sprawę wiele lat, wypierali się, nie było świadków, sprawa nie została wyjaśniona.

Blizny? Wsadzałem nożyczki pod skórę i ciąłem jak gruby papier. A te tiki zaczęły się od historii z dziadkiem.

Mieszkaliśmy w Lesznie. Dziadek wychodził ze mną do łazienki, niby pomóc mi się załatwić. Tylko jakoś strasznie długo to zawsze trwało. Wszyscy siedzieli za ścianą obok. Miałem cztery lata. Gwałcił dłonią, narzędziami. Przykładał mi do gardła długą finkę. Pamiętam odbicie mojej twarzy w ostrzu.

Po półtora roku wyprowadziliśmy się od dziadka, na swoje, do Głogowa, tam chodziłem do przedszkola. Wtedy mama zaczęła mnie molestować. Na początku przy myciu. Dziwne dotykanie, macanie, czasami seks oralny. Pewnej nocy, gdy zacząłem się bronić, wsadziła mi palec do oka, uszkodziła rogówkę. To była piąta klasa szkoły podstawowej. Oko ropiało. Pielęgniarka powiedziała z dezaprobatą, że taki jestem duży, a wciąż śpię z mamą. A mama zaśmiewała się przy gościach, że przez przypadek wsadziła mi palec w oko. Pamiętałem o wielu wydarzeniach, które stały się anegdotą opowiadaną przy rodzinie. Ojciec bił, rzucał o ścianę, czasami traciłem przytomność.

Wpadałem w dziwne stany, miałem poczucie, że nie mam głowy. Dotykałem się, sprawdzałem, czy jestem. Prowadzali mnie do lekarzy. Wychodziłem z ciała, obserwowałem mamę z góry, jak jest ze mną w łóżku, czaiłem się w kącie, między ścianami a sufitem. Teraz wiem, że to klasyczne stany dysocjacyjne.

Ochrzciłem się, gdy miałem 15 lat. Chciałem przyciągnąć do siebie uwagę. Poczułem się wyróżniony, zauważony w zborze.

Gwałty skończyły się, gdy miałem siedemnaście lat. Wielka pierwsza miłość. Po roku musieliśmy zakończyć związek, bo nie podobał się naszym rodzinom. Wróciłem zapłakany do domu. Mama zabrała się do pocieszania, zaczęła mi wkładać język do ust. Uderzyłem ją. To był koniec. Nigdy nie wpadłem na pomysł, by to zgłosić na policję.

Szybko odkryłem alkohol. Jak się ciąłem, to głęboko. Miałem 12 razy złamane ręce, połamane nogi, żebra, szedłem jak czołg przez życie albo jak robot.

Wyprowadziłem się z domu. Poszedłem do technikum gastronomicznego, ale nie umiałem się skupić i przeniosłem się do zawodówki. Uczyłem się na elektryka. Pogrążałem się w depresji. Czasami płakałem, życzyłem im śmierci. Przez trzy miesiące nie wstałem z łóżka. Tiki miałem takie, że nie mogłem utrzymać szklanki. Zawieźli mnie do Wrocławia na oddział neurologiczny. Wyleczyło mnie bycie poza domem.

Lata 80. – byłem już po kilku próbach samobójczych. To mama – co za paradoks – zawiozła mnie do Piotra B., psychologa i starszego zboru. Świadkowie Jehowy nie powinni problemów wynosić poza zbór.

Tolek M., nadzorca podróżujący, postawił sobie za punkt honoru, bym został pionierem. Urabiał mnie. Przestałem palić, zacząłem głosić, angażować się. Opowiedziałem Tolkowi, że ojciec mnie bije, nic więcej. Pomógł zorganizować wyjazd do Kutna na placówkę pionierską, by głosić. Później pojechałem do Krośniewic zakładać zbór. To trwało jakieś trzy lata. Poznałem Monikę, młodą siostrę, została moją żoną. Trudno było o pracę, więc wróciliśmy do Głogowa. Ciekawe, jak się ludzie dobierają. Moja żona też była wykorzystywana seksualnie, przez ojczyma. W 2008 roku rozstaliśmy się. Dziwny związek, mógłbym go nazwać białym. Na 14 lat małżeństwa na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy współżyliśmy. Kręciliśmy się wokół własnych ogonów.

Przeszedłem terapię w związku z uzależnieniem od opiatów. Jeździłem do Piotra B., m.in. do Ośrodka Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia „Radzimowice” w Szklarskiej Porębie. Byłem już wtedy starszym zboru. Raz w miesiącu spotykaliśmy się w grupie świadków Jehowy, przyjeżdżali z całej Polski. To nie było powiedziane wprost, ale czułem, że nie możemy psuć dobrego imienia organizacji, dlatego spotykamy się w zamkniętym gronie. Było nas około 30 osób, miało być mniej, ale grupa się rozrastała. Wszyscy byliśmy uzależnieni od Jehowy. Takie świadkowskie poczucie bycia wybranym. Byłem na dnie, ale i tak czułem się lepszy od światusów. Przecież znałem prawdę i głosiłem ją. Nie mogliśmy więc zniżać się do poziomu świata, ujawniać zbrodni. To poczucie wybraństwa powoduje, że racjonalizacja, wyparcie, myślenie magiczne i inne mechanizmy obronne są jeszcze mocniejsze.

W grupie były osoby wykorzystywane seksualnie, erotomani i homoseksualiści, którzy próbowali leczyć swoją orientację. Jedynym prowadzącym i rekrutującym do grupy był Piotr. Wiele osób miało poczucie winy. Ich oprawcą był przecież świadek Jehowy. Wiedzieliśmy, że nie możemy szkalować imienia Jehowy przez wynoszenie tych historii poza zbór. Wtedy ten knebel mi pasował. Większość w grupie była wykorzystywana seksualnie. Żadna z tych spraw nie została zgłoszona. Ale wiem, że gdy Piotr dowiadywał się o gwałtach na nieletnich, zawiadamiał policję, składał zeznania. Naraził się w ten sposób braciom zarządzającym w Nadarzynie.

Mój zwykły coming out. Żadna duma, żaden wstyd

Z grupy zapamiętałem dziewiętnastoletnią dziewczynę wykorzystywaną przez rodzonego brata, świadka Jehowy, starszego zboru. Zgłosiła to rodzicom, starszym zboru, napisała do Biura Oddziału w Nadarzynie. Słowo przeciwko słowu. Z soboty na niedzielę był u niej w nocy, gwałcił, w niedzielę rano wygłaszał wykład. Działo się to w zborze w Polkowicach, nadzorcą zboru był brat Gerard, mówił, że sprawy trzeba zostawić Jehowie. W końcu zakazano jej o tym mówić, bo będzie to uznane za oszczerstwo i zostanie wykluczona. Wiedziała, że jeśli nie zamilknie, straci wszystkich bliskich.

Gdy głosiłem innym dobrą nowinę, coraz częściej zastanawiałem się, co tutaj robię. W końcu odszedłem od świadków.

Mam 44 lata i regularnie budzę się co godzinę, dwie. Mam starszego brata, odszedł z religii. Mam też młodszą siostrę, nie chce o tym rozmawiać, nadal jest świadkiem Jehowy. Każde z nas zostało pokaleczone.

Trauma stwarza cień, możesz nią wszystko usprawiedliwić, każdą niemoc. Nie chcę swoją śmiercią fundować traum kolejnemu pokoleniu, mam dwójkę dzieci, żonę i pracę w Warszawie. Wychodzę właśnie z roli ofiary, przestaję się bać.

Piotr B. zmarł w 2010 roku. Obecnie w Ośrodku Terapii Uzależnienia i Współuzależnienia „Radzimowice” w Szklarskiej Porębie pracują i leczą się nie tylko świadkowie Jehowy.

Edyta Stawiarska-Wesołowska, psychoterapeutka: – Gdy pracowałam w Szklarskiej Porębie, część moich klientów to byli świadkowie Jehowy wykorzystywani seksualnie, zazwyczaj przez członków rodziny i bliskich. Średnio na dziesięciu pacjentów świadków Jehowy dwóch z nich zgłaszało problem wykorzystania seksualnego.

Odważny reportaż „Świadek” w formie ebooka jest dostępny na Publio.pl >>

E.: Bóg mnie zniszczy w Armagedonie

Jestem E., urodziłam się w rodzinie świadków Jehowy. Wykluczyli mnie, gdy miałam 16 lat, chciałam, by mnie wyrzucili, bałam się sama odejść. Teraz mam 22 lata. Szczerze, nie radzę sobie, ciężko po czymś takim być normalnym. Zostałam sama z córką, czuję się zagubiona. Prawie cała moja rodzina to świadkowie Jehowy, nie mam z nimi kontaktu. Czasami na chwilę z mamą, gdy bierze moją córkę do siebie. Starszy o trzy lata brat nie zaprosił mnie na ślub, też ma córkę, lepszą, bo w religii.

Mój ojciec był alkoholikiem, mieszkaliśmy na wsi. Jak miałam dwa lata, wkładał mi rękę do pieluchy. Sam się przyznał. Przychodził do mnie do ósmego roku życia, dotykał, klepał po pośladku. Starsi nie chcieli go wykluczyć, nie wierzyli mojej mamie, gdy przyszła im powiedzieć, że ojciec straszył, że ją pobije, że ją gwałcił. Ojciec pozostał w zborze i robił, co chciał. Mama była wyczerpana. Pamiętam, że nie mogła się ruszyć po próbie samobójczej. Kilka godzin wymiotowała. Chowałam się wtedy w szafie. A gdy coś zbroiłam, płakałam na jej ramieniu i błagałam, żeby mnie nie biła. Tłumaczyła, że musi, że Biblia nakazuje używać „rózgi karności”, bo inaczej Bóg mnie zabije w Armagedonie.

Wszystko nabrało tempa, gdy miałam dziewięć lat. Szesnastoletni syn przewodniczącego i starszego zboru przyjaźnił się z moim bratem. Graliśmy w karty. Przegrywasz, ściągasz jedno ubranie. Przy każdym spotkaniu posuwali się coraz dalej, trzymali za nadgarstki, żebym nie uciekła. Zamykali w piwnicy, żeby rodzice mnie nie znaleźli, kładli na betonie i robili, co chcieli. Wszystko trwało półtora roku, można powiedzieć, że dzień w dzień. Jeśli nie kolega brata, to mój brat przychodził do mnie w nocy. Gwałcili też młodszą siostrę kolegi brata.

Czasami miałam otwarte rany na narządach płciowych. Żyłam z wyrzutami sumienia, że skrzywdzę rodziców, bo zgrzeszyłam i Bóg mnie zniszczy w Armagedonie.

W końcu powiedziałam mamie, zaczęłam płakać. To było po brutalnym gwałcie, miałam rany od wyrywania się, od częstych stosunków. Mama zabrała mnie i brata na terapię. Powiedziała starszym zboru i rodzicom tego chłopaka. A on pół roku później przyjął chrzest. Jak zobaczyłam go na zgromadzeniu, myślałam, że zwymiotuję. Gdy próbowałam porozmawiać z nim przy mojej mamie, zaśmiał mi się w twarz. Ma teraz żonę, jest aktywnym świadkiem Jehowy. Starsi zboru, jak przyjechali do nas do domu, to zapytali, czy ktoś mi rączki trzymał. Jeden powiedział: „przecież cię nie przywiązał”. Zrobili ze mnie dziesięcioletnią szmatę.

Przez miesiąc mój ojciec się do mnie nie odzywał. Zapytałam go w końcu, czy wie o wszystkim. Powiedział, że tak, i że gdyby nie był świadkiem, to by coś zrobił, ale tak to nie może. Brat przyszedł do pokoju przeprosić za to, co zrobił, bo mama mu kazała – tak powiedział. Ma córkę, żonę, jest gorliwym świadkiem. Mama zgłosiła sprawę na policję, skończyło się tym, że ona dostała kuratora. Starsi zakazali o tym mówić i przenieśli naszą rodzinę do innego zboru. Przewodniczący z synem gwałcicielem zostali w rodzinnym zborze.

Przez rok brałam zastrzyki dopochwowe. Mama mówiła, że seks w małżeństwie jest dobry, ale nie mogłam sobie tego wyobrazić.

Chrzest wzięłam, gdy miałam 12 lat. Chciałam, tak mi się wydawało. Rodzice byli w trakcie rozwodu. Mama starała się dowieść, że tato molestował mnie seksualnie. Wtedy miałaby biblijne podstawy do rozwodu i nie zostałaby wykluczona.

Zaczęłam się okaleczać. Mam wiele blizn na rękach, nogach, brzuchu. W końcu, w wieku 15 lat, zostałam najmłodszą w obwodzie pionierką stałą, głosiłam 70 godzin w miesiącu. Miałam kilka prób samobójczych między 16. a 17. rokiem życia. Wdałam się w związek z kobietą, bo chciałam zrobić coś, czego mi nie było wolno. Raz, jak łyknęłam tabletki ojca, przyjechała karetka. Potem rodzice wysłali mnie do psychiatryka. Napisałam do zaprzyjaźnionego starszego zboru, który był sympatycznym człowiekiem, czy mnie odwiedzi, bo źle się czuję i jestem w szpitalu. Odpowiedział: „Będziesz miała za dwa dni komitet sądowniczy. Nie mogę cię odwiedzić”.

Komitet sądowniczy. Trzech starszych. Pytali, czy miałam orgazm z tą dziewczyną. Chcieli usłyszeć najdrobniejsze szczegóły naszych kontaktów seksualnych. Przeczytali kilka wersetów biblijnych, zapytali, czy wykazuję skruchę, nie wykazywałam. Nie zostałabym wykluczona, gdybym wzięła winę na siebie.

Potem zaczął się najgorszy okres. Mama wmawiała mi chorobę psychiczną. W domu napięcie. Nie jedli przy mnie obiadów. Gdy przychodzili do nich bracia i siostry ze zboru w gościnę, kazali mi wychodzić z domu. Gdy sami wychodzili, zamykali mnie na klucz. Nie mogłam spotykać się z ludźmi ze świata, nie mogłam być z ludźmi ze zboru. Czułam, jakbym wymarła w środku.

W końcu trafiłam na terapię do Piotra B. To był jedyny facet, któremu ufałam. Tam byli prawie sami świadkowie. Słuchałam historii uprowadzonych kobiet, gwałconych i bitych, molestowanych przez ojców, zmuszanych do jedzenia własnych wymiocin. Czułam się skołowana. Dlaczego naród wybrany tak wygląda?

Piotr pisał do mnie, wspierał. A potem uratował mi życie, bo kiedy nałykałam się w szkole tabletek i odezwałam się do niego, zmusił ojca, by zawiózł mnie do szpitala.

Zaczęłam chodzić do pracy. Ojciec uznał, że pewnie dupą zarabiam. Na drugi dzień się wyprowadziłam, w sumie wyrzucili mnie, ale to była dobra decyzja. Zaszłam w ciążę, gdy miałam 18 lat. Nie zdążyłam zrobić studiów, więc jaką mam mieć pracę jako samotna mama?

Czy to w porządku, że dziecko, które od urodzenia było wykorzystywane seksualnie i zastraszane, w wyniku czego ma problemy z psychiką, staje przed sądem starszych zboru, a ci, którzy jej to zrobili, nie ponoszą za to odpowiedzialności? Dlaczego straciłam kontakty z całą rodziną i przyjaciółmi, a oni mają rodziny, są nadal w organizacji?

Pytania do świadków i urzędów

Rzecznik prasowy świadków Jehowy nie odbiera telefonu. 13 sierpnia odpowiada mi na SMS-a: „Proszę napisać nam więcej konkretów”. Wysyłam mail z pytaniami:

Czy ofiary pedofilii są zachęcane przez starszych zborów do zgłaszania spraw na policję i/lub prokuraturę?

W liście Ciała Kierowniczego adresowanym do grona starszych zborów z 24 maja 2010 roku można przeczytać: „Za każdym razem, gdy ktoś zgłasza przypadek seksualnego molestowania dziecka, starsi muszą poprosić o wskazówki Dział Prawny”. Dlaczego „Dział Prawny”, a nie policję?

Od momentu zarejestrowania świadków Jehowy w Polsce 12 maja 1989 roku pod nazwą „Strażnica – Towarzystwo Biblijne i Traktatowe. Zarejestrowany Związek Wyznania Świadków Jehowy”:

A) Ile przeprowadzono komitetów sądowniczych dotyczących pedofilii?

B) Ilu pedofilów zostało wykluczonych ze zborów?

C) Ilu pozostało w zborach?

D) Ile powyższych spraw zgłoszono na policję, do prokuratury lub innych służb?

Świadkowie Jehowy w swoich publikacjach jednoznacznie potępiają pedofilię – dlaczego jednak nigdzie nie piszą i nie ostrzegają swoich wyznawców, że pedofilami mogą być starsi zboru, głosiciele, członkowie zboru, rodziny?

W liście Ciała Kierowniczego adresowanym do grona starszych zborów z 1 października 2012 roku pada zdanie: „Nie jest powiedziane, że w każdej sprawie ktoś, kto dopuścił się seksualnego molestowania dziecka, nigdy nie będzie miał kwalifikacji, by pełnić przywileje służby w zborze”. Jakie przywileje w zborze może pełnić pedofil?

Rzecznik nie reaguje na prośby o spotkanie, nie odbiera telefonu, nie odpowiada na SMS-y.

Stowarzyszenie Wyzwoleni działające w imieniu ofiar Towarzystwa Strażnica od kilku lat próbuje zainteresować tematem pedofilii wśród świadków Jehowy instytucje państwowe. Listy w tej sprawie otrzymali m.in.:

5.06.2013 – Beata Kempa.

23.09.2013 – Marek Woźniak, marszałek województwa wielkopolskiego, i Wanda Nowicka, marszałek Sejmu RP.

21.02.2014 – sejmowa komisja praw człowieka.

23.11.2014 – Adam Bodnar, wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, obecnie rzecznik praw obywatelskich.

Nikt nie zareagował.

– W Polsce jest 1350 zborów, problem pedofilii pojawia się w co drugim, trzecim zborze – twierdzi Stanisław Chłościński, były prezes Wyzwolonych, dziś lider Centrum Edukacji i Obywatelskich Inicjatyw Społecznych. – Czasami jest to molestowanie, dotykanie, aż po gwałty, które trwają latami. Rozmawiałem z wieloma byłymi świadkami Jehowy, ofiarami pedofilów. Skala zjawiska jest ogromna, porównywalna do ujawnionej w Australii, a być może znacznie większa (w Polsce jest dwa razy więcej świadków Jehowy niż w Australii). Proceder ukrywania pedofilów przez zarządzających organizacją świadków Jehowy na początku ujawniła Ameryka, Anglia, teraz Australia, mam nadzieję, że Polska będzie kolejnym krajem, w którym rządowe instytucje poważnie zajmą się problemem. Zagrożeni są nie tylko świadkowie Jehowy, których starsi zboru nie informują o pedofilu pozostających w ich zborze, ale całe społeczeństwo, ponieważ świadkowie Jehowy mają w zwyczaju nie powiadamiać policji o wykluczonym pedofilu. Ten działa dalej poza zborem.

18 listopada 2014 w Poznaniu przy okazji konferencji „Prawa dziecka. Lubię to!” Chłościński opowiedział o problemie pedofilii Markowi Michalakowi, rzecznikowi praw dziecka, a 30 lipca 2015 wysłał do Michalaka kolejny list: „W Polsce są osoby wykorzystywane seksualnie przez starszych zboru świadków Jehowy. Dlaczego Pan milczy w tej sprawie?”.

PS 18 sierpnia, już po napisaniu tego reportażu, otrzymałem informację z Biura Rzecznika Praw Dziecka, że rzecznik przekazał materiały od Stanisława Chłościńskiego do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście.

Imiona bohaterów reportażu nie zostały zmienione. Żaden ze sprawców nie poniósł kary. Za pomoc dziękuję forumowiczom z Watchtower-forum.pl, szczególnie moderatorom i WTS Archive

Wideo „Dużego Formatu”, czyli prawdziwi bohaterowie i prawdziwe historie, Polska i świat bez fikcji. Wejdź w intrygującą materię reportażu, poznaj niezwykłe opowieści ludzi – takich jak Ty i zupełnie innych.

W ”Dużym Formacie” czytaj:

Autor kontynuacji „Millennium”: Szwecjo, obudź się!
Zabrali mi moją Szwecję! Żebracy na ulicach, nacjonaliści w parlamencie? Stieg Larsson przewidział nasze czasy, trylogia „Millennium” była ostrzeżeniem. Nie posłuchaliśmy. Napisałem czwarty tom, żeby to ostrzeżenie przypomnieć – mówi David Lagercrantz

Dlaczego świadkowie Jehowy nie ujawniają pedofilów
Jeśli pedofil nie przyznaje się, „musi być dwóch lub trzech naocznych świadków grzechu, wyjaśnia podręcznik dla starszych zboru „Paście trzodę Bożą”

Wkurzeni 1980
Negocjacje strajkowe nagrywaliśmy na sonacie b-moll Chopina. Czasem, jak nieuważnie wcisnęliśmy klawisz, w momencie największego napięcia odzywała się piękna melodia. Z Małgorzatą Szejnert i Tomaszem Zalewskim, autorami książki „Szczecin. Grudzień – Sierpień – Grudzień”, rozmawia Ariadna Machowska

Ile jest „Solidarności” w „Solidarności”
Poznałam dwie „Solidarności”. Jedna jest między nami, dziewczynami z Perły. Druga tworzy struktury

Droga Pani Premier Ewo: Wychowałam piętnaścioro dzieci, proszę o emeryturę
Jestem Grażynką od dzieci, tak tu o mnie mówią. Piszę do Pani, bo mimo że całe życie pracowałam jak wół, to okazało się, że nie pracowałam wcale

Królowe Mogadiszu. Kobiety w obozach dla uchodźców z Somalii
Ludzie kiedyś normalni powariowali. Wydają za mąż nawet dziewięcioletnie dziewczynki. Mają za wąskie biodra, żeby rodziły

Kicz umierania, czyli Kot się pręży na próżno [VARGA]
Szantaż moralny pleni się w polskim kinie jak barszcz Sosnowskiego

dlaczegoŚwiadkowie

wyborcza.pl

Jesień w TV. To może być dobry sezon dla polskich produkcji. Zobacz, jakie nowe seriale debiutują w ramówkach

Wojtek Krzyżaniak, 26.08.2015

„Prokurator” – nowy serial TVP. Prokurator Kazimierz Proch i komisarz Witold Kielak (fot. G. Gołębiowski/TVP)

Solą, pieprzem i kilkoma jeszcze przyprawami telewizji są seriale. No, może powinny być, bo nie są. Ale wizytówką są na pewno. Bo nawet jeśli nie mają najwyższej oglądalności w ramówce, to po ich jakości często ocenia się całą stację. Krótko mówiąc budują jej wizerunek. I jak budują go w tym sezonie? Kto będzie miał głowę podniesioną najwyżej?

Otóż był czas, że seriali powstawało bardzo dużo. Ilość niestety często gęsto przechodziła w bylejakość, więc może lepiej, że tym razem nowości jest w sumie mniej. Bo przecież skoro tak, to powinno być lepiej, nie? No, powinno. A jest?

Otóż wszystko wskazuje na to, że tak. I, że być może będzie to pierwszy od dawna sezon, w którym nie będzie wielkiego utyskiwania na miałkość naszych produkcji, na ich słabość, prowincjonalizm i nijakość. Jako człowiek z urodzenia skłonny do narzekania i szukania dziury w całym jestem więc w trudnej sytuacji, ale co tam, przyznam się, że odczuwam przyjemność i satysfakcję. A, no właśnie. Bo będzie to również ten sezon, w którym chyba wszystkie nowości są lepsze od wszystkich kontynuacji. Czego oczywiście nie wiążę z politycznym klimatem, ale uszami wyobraźni słyszę już pana Mastalerka oświadczającego, że wystarczyło zmienić prezydenta, żeby seriale były w telewizji lepsze. Nie wiem jak poradzi sobie z tym, żeby pochwalić serial TVN-u, ale to zmyślny facet jest i coś wymyśli. Albo mu ktoś podpowie.

 

TVN: singielka szuka miłości i małżeństwo ze stażem

Co zatem mamy? Zacznijmy od wywołanego już TVN-u. Tu nowości serialowe są dwie. Pasmo popołudniowe od października zagęści telenowela „Singielka”. Tu nie będę się długo rozwodził, boć i nie ma o czym. TVN wraca nią do sprawdzonego „Brzydulą” i kilkoma potem jeszcze modelu adaptacji południowoamerykańskich scenariuszy. Ten akurat jest z Argentyny. I jest komedią romantyczną o tym jak dziennikarka po trzydziestce uznając, że już czas na to najwyższy, postanawia znaleźć miłość swego życia i stawić się z nią na ślub swojej siostry. A potem już według schematów: 1) chciałabym i boję się; 2) bo w tym właśnie jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz. W roli głównej Paulina Chruściel, a absztyfikantów zagrają Filip Bobek i Mateusz Janicki. W TVN od października od poniedziałku do piątku o godz. 17:30.

Ale o wizerunek stacji w tym sezonie powalczy inna nowość, czyli „Aż po sufit” z Edytą Olszówką i Cezarym Pazurą w rolach najgłówniejszych, oraz Karoliną Staniec, Krzysztofem Chodorowskim i Kamilem Szeptyckim w rolach głównych nieco mniej. To nie jest serialowe dzieło wywalające telewizyjny świat, ale bardzo sympatyczna rodzinna opowieść z niezłymi dialogami, bardzo krzepiąca i dająca przyjemny oddech, z całkiem sporą dawką humoru. Ten ostatni nie zawsze jest bardzo wyszukany, ale nie o to przecież chodzi. Za to wszystkich, którzy zwątpili już w to, że spodoba im się kiedyś jeszcze ekranowe wcielenie Cezarego Pazury, uprzedzam, że się zdziwią. Pan Czarek przestał pajacować i od razu okazało się, że znowu można go bardzo polubić.

A o czym to? Otóż państwo Domirscy w zdrowiu i względnym szczęściu spędzili ze sobą 25 lat. Odchowali i wyprawili w świat dzieci, więc nareszcie mogą rozpocząć celebrowanie drugiej młodości oddając się rozpuście i spełnianiu wspólnych marzeń. Niestety – dla nich, bo dla nas na szczęście – gdy tylko uda im się zdecydować od czego zacząć wspomniana celebracje, do rodzinnego gniazda zlatują się poranione życiem dzieci pakując się im do domu z buciorami i wszystkim co mają na plecach. No i tyle spokoju. Jest i słodko (i wtedy trochę mdlić może), i gorzko (żeby jednak nie zemdliło do końca), i chociaż wielu z Was zauważy, że do życia to się ma wszystko tylko trochę, to jednak naprawdę nieźle się to ogląda. Co piszę po obejrzeniu dwóch odcinków – żeby potem, jak się zacznie kiepścić, nie było, że wychwalałem całość. Na razie, powinniście dać temu szansę. W TVN od 1 września we wtorki o godz. 21:30.

TVP: Ukrainki i prokurator w Warszawie

I płynnie przechodzimy do TVP. W Jedynce poza powrotami „Komisarza Aleksa” (od 5 września w soboty o godz. 20:25) i „Ojca Mateusza” (od 3 września w czwartki o godz. 20:30), premierą będzie nowy serial twórców „Rancza”, czyli „Dziewczyny ze Lwowa”. Serial promowany jest jako obyczajowo-komediowy, ale reżyser Wojciech Adamczyk w wywiadzie przekonywał mnie, że będzie to opowieść bardziej obyczajowa niż do śmiechu. Chociaż humoru oczywiście nie zabraknie.

Rzecz jest o czterech młodych damach z Ukrainy, które przyjeżdżają do Warszawy w poszukiwaniu lepszego życia. I wybierają różne ku temu drogi, spotykają się z bardzo różnym przyjęciem i problemami. Zamieszkają pod wspólnym dachem i to będzie ich baza wypadowa. Świetne dialogi, znakomite społeczne obserwacje i duża przyjemność z miejscem na refleksję. Chociaż osobiście nie sądzę, żeby powtórzył sukces „Rancza”, to będą mu kibicował. Najwyżej potem będę odszczekiwał. W rolach głównych Anna Gorajska, Magdalena Wróbel, Katarzyna Ucherska, Anna Maria Buczek, i w mniej głównych, ale bardzo donośnych m.in. Marta Lipińska i Marian Dziędziel. Od 6 września w niedzielę o godz. 20:05.

Z premier w Publicznej najbardziej jednak czekam na „Prokuratora” w TVP 2. To dziesięć 45-minutowych odcinków według scenariusza napisanego przez braci Miłoszewskich, w oparciu o kryminalną prozę starszego z nich. Każdy odcinek opowiada historię jednego śledztwa prowadzonego przez prokuratora Procha i jego pomocnika, niejakiego Kielaka. Ale otoczonych wianuszkiem innych postaci, w tym tę graną rewelacyjnie przez panią Dorotę Kolak.

Zdradzać za dużo nie powinienem, więc w treść wnikał nie będę. Powiem tylko tyle, że jeśli ktoś ostrzył sobie na tę premierę zęby i oczekiwania ma duże, to może się… nie zawieść. Jacek Koman oczywiście rewelacja, Wojciech Zieliński wspaniale, i przede wszystkim bardzo dobrze poprowadzona akcja. Akcja, a nie akcje, bo mimo tego, że odcinki są osobnymi śledztwami, to jednak – i tu porównanie do najlepszego ostatnimi czasy odcinkowego kryminału „Glina” – wątki osobiste bohaterów są równie wciągające i równie zajmujące jak wątki kryminalne. Ten serial polecam bardzo. W TVP 2 od 3 września w czwartki o godz. 21:45.

Do TVP wracają również „Rodzinka.pl” od 11 września i „Blondynka”, w grudniu, po zakończeniu „Dziewczyn ze Lwowa”.

Polsat: żony więźniów

A w serialowym Polsacie? Też coś nowego. I też coś zapowiadającego się bardzo nieźle, czyli „Skazane” na podstawie brytyjskiego formatu „Prisoner’s Wives”. Po sukcesie – przynajmniej wizerunkowym, bo oglądalność trudno nazwać było szaloną – dwóch serii „Na krawędzi”, Polsat dalej idzie ścieżką ambitniejszych produkcji z kryminalnym tłem. „Skazane” to trzynaście odcinków o czterech kobietach, których najbliżsi trafili za kraty, a one muszą sobie z tym radzić na różnych poziomach. W rolach głównych zobaczycie panie Monikę Krzywkowską, Olgę Bołądź, Paulinę Gałązkę i Beatę Ścibakówną. Wszystkie zagrały rewelacyjnie, chociaż dla mnie, na tym równym wysokim poziomie wyróżniają się Beata Ścibakówna i Monika Krzywkowska. I najlepsi – moim zdaniem – panowie, czyli Ireneusz Czop i Antoni Pawlicki. W Polsacie od 8 września we wtorki o godz. 21:35.

Wracają też „Przyjaciółki”, których nowy sezon będziecie mogli oglądać od 3 września w czwartki o godz. 21:05.

No i co? No i zapowiada się naprawdę nieźle, ale jak się okaże, że tylko pierwsze odcinki, tak na pokaz, zrealizowali trzymają poziom, to będę odszczekiwał. Na razie, zalecam żeby dać im szansę.

gazeta.pl