Sadurski (28.03.15)

 

Prezesie Kaczyński, w sprawie SKOK-ów białe jest białe, a czarne jest czarne.

Agata Kondzińska, 28.03.2015
Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

W obronie Grzegorza Biereckiego, twórcy SKOK-ów, Jarosław Kaczyński posługuje się fałszywymi argumentami. Obalamy je punkt po punkcie.
W piątek „Wyborcza” opisała odwiedziny twórców systemu SKOK-ów Grzegorza Biereckiego i Adama Jedlińskiego w Pałacu Prezydenckim jesienią 2009 r. na finiszu prac nad ustawą poddającą SKOK-i kontroli Komisji Nadzoru Finansowego. Szefem prawników prezydenta Lecha Kaczyńskiego był wtedy minister Andrzej Duda. To on pilotował skargę konstytucyjną na tę ustawę.Na temat tego intensywnego lobbingu Andrzej Duda, dziś kandydat PiS na prezydenta, milczy. Mówią za niego inni, choć niechętnie, niewiele i – delikatnie mówiąc – bałamutnie.

Kaczyński mówił to, co chciał

W sobotę oświadczenie wygłosił prezes PiS Jarosław Kaczyński. Niestety, dziennikarze nie mogli zadać mu pytań. Dlatego mówił to, co chciał, żeby było usłyszane.

Przekonywał, że PiS i prezydent Lech Kaczyński zawsze uważali, iż SKOK-i powinny być objęte nadzorem państwowym. Oraz że w 2008 r. Lech Kaczyński złożył w parlamencie projekt takiej ustawy. – Ale został odrzucony, jak wszystkie ustawy prezydenta, głosami PO i PSL już w pierwszym czytaniu – poskarżył się prezes PiS.

Jednakże – co już w „Wyborczej” wyjaśnialiśmy – nadzór proponowany przez Lecha Kaczyńskiego był czysto symboliczny. KNF mogła „żądać udostępnienia przez kasę kopii dokumentów i danych, związanych z jej działalnością oraz zapoznawania się z ich treścią” oraz „udzielenia wszelkich informacji i wyjaśnień”.

W ramach nadzoru nad SKOK-ami KNF mogła też dokonywać „oceny sprawowanego przez Kasę Krajową nadzoru nad kasami”. A gdyby Kasa Krajowa nie realizowała działań wynikających z prawomocnej decyzji KNF, to „po uprzednim upomnieniu na piśmie” KNF mogłaby „nałożyć na Kasę Krajową karę finansową w wysokości do 100 tys. zł”.

Żadnych realnych uprawnień nadzorczych dla KNF Lech Kaczyński nie przewidział. A do takich uprawnień należy np. zawieszenie i odwołanie władz instytucji finansowej, która zagraża bezpieczeństwu wkładów jej klientów, oraz wprowadzenie zarządu komisarycznego, aby taką instytucję uzdrowić bądź w sposób kontrolowany przeprowadzić jej upadłość. Dzisiaj, gdy KNF wreszcie naprawdę nadzoruje SKOK-i, nie zezwoliła już kilkunastu prezesom Kas na dalsze pełnienie funkcji, zapewne w obawie, że mogliby własną instytucję jeszcze bardziej pogrążyć.

– To był projekt [ten z 2008 r.], który miał wprowadzić nadzór i związane z tym gwarancje dla obywateli, ale nie był jednocześnie projektem skierowanym przeciwko SKOK-om – twierdzi dziś prezes PiS.

I znów pudło. Prezydencki projekt Lecha Kaczyńskiego z 2008 r. wcale nie zakładał objęcia SKOK-ów państwowymi gwarancjami depozytów! Dopiero dzisiaj, dzięki państwowemu nadzorowi, Bankowy Fundusz Gwarancyjny zabezpiecza depozyty członków Kas; z powodu upadłości kilku z nich wypłacił już deponentom ponad 3,2 mld złotych.

Co uznał Trybunał?

Prezes PiS mówi: – Kolejny projekt, tym razem rządowy, zawierał wiele elementów sprzecznych z konstytucją, co zostało uznane przez Trybunał.

Rzeczywiście. W styczniu 2012 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że dwa artykuły (a nie „wiele”) – na ponad 90 – ustawy o SKOK-ach są niezgodne z konstytucją. Rok wcześniej prezydent Bronisław Komorowski zmienił decyzję swojego poprzednika ws. zaskarżenia do Trybunału całej ustawy o SKOK-ach z 5 listopada 2009 r. i wystąpił o zbadanie zgodności z konstytucją tylko dwóch artykułów.

Pierwszy stwierdzał, że zebranie przedstawicieli członków jest najwyższą władzą w SKOK-u, a nie walne zgromadzenie członków. Trybunał uznał, że to jednak walne zgromadzenie daje wszystkim członkom możliwość decydowania o najważniejszych sprawach spółdzielni.

Drugi przepis zakładał, że w latach 2009-10 środki funduszu stabilizacyjnego systemu SKOK można przeznaczyć na pokrycie roszczeń członków Kas z tytułu zgromadzonych w nich środków w przypadku upadłości SKOK-u. Tu Trybunał stwierdził, że „w związku z określeniem przedziału czasowego obowiązywania tych regulacji na lata 2009-2010 nie znajdą one żadnego zastosowania – są puste i bezprzedmiotowe”.

„Nie ma to nic wspólnego z działalnością lobbystyczną”

Nie były to w żadnym razie przepisy kluczowe dla bezpiecznego działania SKOK-ów. Bo kluczowe są właśnie prawdziwy nadzór oraz gwarancje depozytów.

Prezes Kaczyński przekonywał w sobotę, że rządowy projekt z 2009 r. „zawierał wiele elementów, by SKOK-i, polskie duże przedsięwzięcie kapitałowe, niezależnie od mankamentów udane, zostało przejęte przez banki. Stąd był sprzeciw, ale sprzeciw dotyczył przede wszystkim sprzeczności z konstytucją”.

I znów nieprawda. Zapisy regulujące m.in. zasady przejmowania Kas przez banki dodano dopiero w 2013 r. – w nowelizacji ustawy z 5 listopada 2009 r. Sejm je uchwalił, prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę, ale w trybie tzw. kontroli następczej skierował jej niektóre zapisy do rozpatrzenia w Trybunale Konstytucyjnym. Między innymi te dotyczące możliwości przejmowania Kas przez banki krajowe.

Zresztą przejmowanie niewypłacalnych i źle zarządzanych SKOK-ów przez banki okazało się już w paru przypadkach zbawienne – uratowało SKOK-i przed upadłością.

Prezes PiS twierdzi też, że nie ma nic złego w wizytach Biereckiego i Jedlińskiego w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, bo Bierecki spotykał się też z Bronisławem Komorowskim. – Nie ma to nic wspólnego z działalnością lobbystyczną – przekonywał Jarosław Kaczyński.

Nie pozwolił jednak dziennikarzom zadać kilku ważnych pytań:

* Czy na finiszu prac nad ustawą o SKOK-ach jesienią 2009 r. równie często Pałac wizytowali np. konstytucjonaliści, których opinie mogły mieć znaczenie przy pisaniu skargi konstytucyjnej?

* Czy Bierecki przynosił prezydenckim prawnikom opinie zlecane przez Kasę Krajową SKOK, której był szefem?

* Skąd w biurze prawnym i ustroju prezydenckiej kancelarii – nadzorowanym wtedy przez ministra Andrzeja Dudę – wzięła się bardzo obszerna ANONIMOWA opinia, której fragmenty przepisano we wniosku do Trybunału?

Chciałoby się też zapytać, w imieniu jakich to zwykłych i niezamożnych ludzi Jarosław Kaczyński tak broni Grzegorza Biereckiego – milionera i twórcy SKOK-ów, na których wyrosła jego fortuna?

Debata o SKOK-ach jest merytorycznie trudna, ale społecznie – wrażliwa, bo chodzi o oszczędności 2,5 mln ludzi, często właśnie zwykłych i niezamożnych. Zawiłość problemu wykorzystują politycy, gdy w słowach pełnych demagogii, z pominięciem wielu faktów, oceniają – jak w sobotę Kaczyński – że to „kolejna kampania zwrócona przeciwko uczciwemu człowiekowi, zmierzająca do tego, by wmówić ludziom, że białe jest czarne, a czarne jest białe”.

Dobrze jednak pamiętamy, jak ten sam prezes Kaczyński mówił: „Żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne”.

Zobacz także

wyborcza.pl

Magdalena Ogórek w pierwszym obszernym wywiadzie: To od Polski zależy, czy stosunki z Rosją będą lepsze

Magdalena Ogórek udzieliła pierwszego telewizyjnego wywiadu w tej kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi.
Magdalena Ogórek udzieliła pierwszego telewizyjnego wywiadu w tej kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta

– Mój program nie jest stricte tym samym, który posiada Sojusz Lewicy Demokratycznej – przypominała w pierwszym obszernym wywiadzie telewizyjnym Magdalena Ogórek, kandydująca z ramienia SLD w wyborach prezydenckich. – Nie jestem kandydatką partii – stwierdziła polityk w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem na antenie TVP Info.

W innej rzeczywistości…
Magdalena Ogórek od chwili ogłoszenia swojej kandydatury w wyborach prezydenckich skutecznie unikała obszerniejszych wystąpień w mediach. Okazje do rozmowy z nią media miały właściwie tylko przy okazji jej spotkań z wyborcami. W sobotę kandydatka popierana przez Sojusz Lewicy Demokratycznej tłumaczyła, że właśnie ze względu na liczne obowiązki wobec wyborców nie miała dotąd czasu na wywiady.

– Najważniejsi byli są i będą wyborcy. To z nim spotykam się na co dzień – wyjaśniała Magdalena Ogórek. W swoim pierwszym wywiadzie telewizyjnym przekonywała, że wszystkie dotychczasowe spotkania z potencjalnym elektoratem przebiegały bardzo serdecznie i dodały jej wiele energii. – Jestem w innej rzeczywistości – odpowiedziała Ogórek pytana o to, czy przykrości nie sprawiają jej kpiące głosy nie tylko politycznych konkurentów i wielu dziennikarzy, ale nawet części przedstawicieli SLD.

Kandydatka w wyborach prezydenckich przekonywała, że alternatywna rzeczywistość przedstawiana jest też w tej kampanii wyborcom. Zdaniem Magdaleny Ogórek, to nieprawdą jest twierdzenie, że prezydent odpowiada za kwestie obronności i polityki zagranicznej. – Tu mamy do czynienia z żyrandolem, o którym mówił Donald Tusk – stwierdziła.

Wymarzona kandydatka dla Kremla?
Pomimo tego, w rozmowie z Krzysztofem Ziemcem Magdalena Ogórek sporo uwagi poświęciła rónież swojej ocenie polityki międzynarodowej. Szczególnie mocno podkreślała ona, iż nie ma potrzeby poświęcania zbytniej uwagi sprawom Ukrainy i ewentualnego zagrożenia ze strony Rosji.

– USA i Rosja koncentrują się teraz w rejonie Pacyfiku – przekonywała kandydatka. Przypomniała ona, że podczas wizyty szefa NATO Jensa Stoltenberga w Waszyngtonie prezydent USA Barack Obama nie znalazł czasu na spotkanie z Norwegiem. Ma to sugerować, że kwestie Europy Wschodniej nie są dla USA ważne i nie powinny też zbytnio angażować polskich przywódców.

W pierwszym obszernym wywiadzie telewizyjnym w swojej karierze kandydatka popierana przez SLD zapowiedziała też wprowadzenie zupełnie nowej polityki wobec Rosji.– Otwierałam szeroko oczy słysząc o wysyłaniu broni i żołnierzy na Ukrainę. Nie rozumiem tego – mówiła. – Nie wyskakujmy z szabelką wobec państwa, które posiada broń atomową – dodała Magdalena Ogórek.

I kolejny raz zapowiedziała odbycie po zwycięskich dla siebie wyborach rozmowy z Władimirem Putinem. – Rozmawiałbym o normalizacji naszych stosunków – stwierdziła. I stanowczo przekonywała, że – wbrew powszechnej opinii – to od strony polskiej zależy, czy stosunki z Kremlem będą lepsze.

Bez zaglądania w sumienia
Podsumowanie wywiadu Magdalena Ogórek poświęciła natomiast przedstawieniu swojej wizji polityki w zawsze gorących nad Wisłą kwestiach światopoglądowych. – Nie będę zaglądała Polakom sumienia. Nie będę wetowała ustaw światopoglądowych – obiecała kandydatka.

naTemat.pl

Wybory prezydenckie 2015. Komorowski pozywa Hofmana. B. rzecznik PiS: „To próba zamknięcia ust”

mig, 28.03.2015
Adam Hofman

Adam Hofman (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Bronisław Komorowski pozwał Adama Hofmana w trybie wyborczym. Za to, że były rzecznik PiS zapytał w TVN24 Tomasza Nałęcza, czy jeden z szefów SKOK Wołomin jest w komitecie poparcia obecnego prezydenta. Dementi z Kancelarii Prezydenta przyszło telefonicznie jeszcze w trakcie trwania programu. Ale potem przyszedł też pozew.
Adam Hofman potwierdził w rozmowie z „wPolityce.pl”, że został pozwany przez Komorowskiego.
Były rzecznik PiS tłumaczył, że informację, jakoby członek władz SKOK Wołomin Andrzej Kleszczewski był członkiem honorowym komitetu obecnego prezydenta, dostał „z otoczenia Bronisława Komorowskiego, od bliskiego współpracownika, który chce pozostać anonimowy”. W TVN24 wyjaśniał, że zadał pytanie o Kleszczewskiego Nałęczowi, gdyż lista członków komitetu poparcia Komorowskiego jest niedostępna i nie dało się zweryfikować słów informatora. Tymczasem„Dziennik Gazeta Prawna” dotarł do listy. Kleszczewskiego na niej nie ma.

Jak Hofman zareagował na informację o pozwie? – Chodzi o to, by nie tylko nie można było krytykować, ale by nie można było nawet pytać(…) obecnego prezydenta ani o jego związki ze SKOK-iem Wołomin, z WSI, z poprzednim systemem – skomentował dla „wPolityce.pl”. Dodał, że jego zdaniem to „próba zakneblowania ust, (…) ograniczenia wolności słowa”.

Zobacz także

TOK FM

Wybory prezydenckie 2015. Palikot: „Pogrzeby mają być za darmo”. I opowiada o żądaniach księdza

osi, PAP, 28.03.2015
Janusz Palikot / dokument poświadczajacy, że ksiądz wziął za pogrzeb ponad 3 tys. zł

Janusz Palikot / dokument poświadczajacy, że ksiądz wziął za pogrzeb ponad 3 tys. zł (Fot. AG / Facebook.com)

– Księża muszą płacić takie same podatki jak wszyscy obywatele – powiedział kandydat Twojego Ruchu na prezydenta Janusz Palikot na swojej konwencji w Lublinie. Opowiedział historię człowieka, od którego ksiądz zażądał za pochówek 3 tys. 250 zł. – Pogrzeby mają być za darmo – postuluje polityk.
– Państwo ma być świeckie i państwo nie może łożyć na Kościoły, państwo nie może też finansować lekcji religii. Lekcje religii będą wycofane ze szkół, jak będę prezydentem Rzeczypospolitej. Polska nie będzie za to płacić – powiedział Palikot.
Palikot opowiedział o poczynaniach księdza– Księża muszą płacić takie same podatki jak wszyscy obywatele – podkreślił polityk i opowiedział historię człowieka, od którego ksiądz zażądał za pochówek 3 tys. 250 zł, w tym „tysiąc złotych za usługi pogrzebowe, czyli za mszę, tysiąc za wizytę na cmentarzu i 5 proc. od usług kamieniarskich wykonywanych przez inną firmę”. Człowiek ten dostał na piśmie potwierdzenie takich opłat.Potwierdzenie, które pojawiło się na telebimie podczas konwencji, zamieścił na swoim Twitterze jeden z sympatyków Palikota. Musiało na nim zrobić spore wrażenie, bo mężczyzna błędnie napisał, że ksiądz chciał 3,5 tys. złotych:

palikotZnów1

– Ten ksiądz dał ten list, nie czuł żadnego zażenowania, że jest 5 proc. od usług kamieniarskich, że są tego typu opłaty, jemu to się wydało po bożemu, normalnie, tak jak trzeba – oburzał się Palikot. – Pogrzeby i śluby mają być za darmo, ludzie mają prawo być pochowani bez pieniędzy – postulował.

Treść dokumentu pojawiła się też na Facebooku Palikota:

„Wszystko, by Polska była bezpieczna”

Odnosząc się do sytuacji na Ukrainie, Palikot zapewnił, że zrobi wszystko, aby Polska była bezpieczna. – Prawica w Polsce narzuca nam to pytanie: czy jesteśmy w stanie, czy jesteśmy gotowi, każdy z nas, umrzeć za Polskę? Za tym pytaniem pada oskarżenie, że jeśli nie chcesz umrzeć za Polskę, jesteś zdrajcą, kolaborantem, chcesz się poddać – mówił Palikot.

– Bardzo trudno jest powiedzieć pod presją tej naszej przeszłości, tej naszej miłości do Polski, ciągle pilnowanej i utracanej. Strasznie trudno jest powiedzieć – nie, nie chcę umierać za Polskę, chcę żyć dla Polski. Dla moich dzieci i dla was. Chcę żyć – dodał kandydat na prezydenta. Jak podkreślił, „jest przekonany, że to wymaga znacznie większej odwagi, niż zginąć”.

„Wystarczy pójść i dać się zabić”

– Zginąć jest strasznie łatwo, wystarczy zamknąć oczy i bez uzbrojenia, tak jak to było w powstaniu warszawskim, styczniowym i listopadowym, pójść i dać się zabić. Dziś Bronisław Komorowski, prezydent naszego kraju, minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna, minister obrony narodowej Siemoniak, a także Kaczyński, Duda, Macierewicz i wszyscy inni polityczni prawicowi przywódcy mówią: tak, trzeba pójść, zginąć – uważa Palikot.

– Otóż chcę wam powiedzieć i mówię to jako kandydat na prezydenta Rzeczypospolitej z całą siłą tego znaczenia, jako człowiek, który być może będzie odpowiadał za polską armię, że nigdy nie pozwolę na to, jako prezydent naszego kraju, żeby chociaż jeden człowiek zginął w wyniku działań wojennych – powiedział Palikot.

„Armia jest, by pilnowała pokoju, a nie pchać się do wojny”

Podkreślił przy tym, że armia zawodowa jest po to, „by pilnowała pokoju, a nie pchała do wojny”. Zapewnił, że gdyby doszło do „strasznego doświadczenia”, on nigdy nie opuści kraju. – Zostanę tutaj i wezmę na siebie całą odpowiedzialność za to, że tu nie będzie wojny – powiedział.

Przekonywał, że bezpieczeństwo naszego kraju najlepiej może zapewnić przyjęcie euro. – Polska, żeby czuć się bezpieczna, musi doprowadzić do sytuacji, w której Niemcy będą bronili Polski. To jest możliwe tylko w jednych okolicznościach – kiedy Polska wstąpi do strefy euro – powiedział.

„Jeśli będzie euro, Merkel często będzie jeździć do Warszawy”

– Polska musi wstąpić do strefy euro, nawet jeśli większość ludzi w Polsce dziś się tego boi – podkreślił Palikot. Dodał, że tylko wtedy „Angela Merkel będzie równie często jeździła do Warszawy, jak dzisiaj jeździ do Aten”, bo gospodarkę niemiecką „boli to, co się dzieje w strefie euro”.

– Wolisz, żeby twoje dzieci były zmobilizowane do wojska, czy wolisz, żebyśmy wprowadzili euro? – pytał Palikot. Zapewnił, że ma program, który sprawi, iż przyjęcie euro nie spowoduje obniżenia poziomu życia, a wręcz jego podniesienie. – To jest pierwsza ustawa, którą przedstawię w parlamencie, jeśli zostanę prezydentem. Ustawa o tworzeniu miejsc pracy i podwyższaniu wynagrodzeń, to będzie priorytet mojej prezydentury – zapowiedział.

„Zlikwidować KRUS i ZUS”Wśród projektowanych rozwiązań Palikot zapowiedział m.in. zwiększenie do 6 tys. zł kwoty wolnej od podatku. Przyniesie to – według wyliczeń Palikota – 14 mld zł, które nie pójdą do budżetu i zostaną w kieszeniach ludzi.Ponadto Palikot chce zlikwidować ZUS i KRUS oraz wprowadzić emeryturę w wysokości nawet 2 tys. zł płaconą z budżetu państwa, co – jego zdaniem – „może oznaczać niesamowity wzrost konsumpcji”, a także odblokowanie rynku pracy i likwidację umów śmieciowych. Zapowiedział też ułatwienia dla rolników, którzy chcą sprzedawać swoje przetworzone wyroby, działania na rzecz obniżenia cen energii, wprowadzenie odpowiedzialności urzędników za podejmowane decyzje, wdrożenie ulg inwestycyjnych dla przedsiębiorców.

Punkty „przelewane” do lekarzy

W sferze służby zdrowia Palikot chce wprowadzić system polegający na przyznawaniu obywatelom określonej liczby punktów, które byłyby „przelewane” do lekarza po wizycie i byłyby postawą do wypłacenia mu należności.

W sferze edukacji – zmiany zmierzające do nauki zespołowego działania w szkołach, odejście od testów i uczenie kreatywności. W sferze kultury – większą promocję polskich twórców. – Dzięki kulturze możemy zbudować wizerunek kraju, za którego produkty i usługi płaci się więcej, bo są z kraju wysokiej kultury – przekonywał.

„Prezydent z PO lub PiS nic nie będzie robił”

Palikot zapewniał, że przedstawiony przez niego program jest możliwy do zrealizowania przez prezydenta, jeśli to nie będzie prezydent z PO ani z PiS. – Gra tych partii (…) będzie powodowała, że [ich] prezydent nic nie będzie robił albo będzie tylko sypał piasek w tryby konkurencyjnego ugrupowania – ocenił Palikot.

Wybory prezydenckie odbędą się 10 maja. Jeśli żaden z kandydatów nie uzyska ponad połowy ważnie oddanych głosów, 24 maja odbędzie się druga tura.

Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała dotąd pięciu kandydatów w wyborach na prezydenta: ubiegającego się o reelekcję Bronisława Komorowskiego, Janusza Korwin-Mikkego (z poparciem KORWiN), Adama Jarubasa (PSL), muzyka Pawła Kukiza oraz Jacka Wilka (Kongres Nowej Prawicy). Sześcioro kandydatów, którzy złożyli co najmniej 100 tys. podpisów poparcia, czeka na decyzję ws. rejestracji.

gazeta.pl

Młodzi katolicy zakłócili Marsz Ateistów. „Gdzie jest inkwizycja”

PAP, k, 28.03.2015
Ateiści przeszli w marszu i na Rynku Starego Miasta odtworzyli ścięcie Kazimierza Łyszczyńskiego

Ateiści przeszli w marszu i na Rynku Starego Miasta odtworzyli ścięcie Kazimierza Łyszczyńskiego (JACEK MARCZEWSKI)

Marsz Ateistów przeszedł ulicami Warszawy; zakończył się rekonstrukcją stracenia XVII-wiecznego autora traktatu przeczącego istnieniu Boga Kazimierza Łyszczyńskiego. Marsz był częścią odbywających się w weekend Dni Ateizmu.
W rolę Łyszczyńskiego wcieliła się Grażyna Juszczyk – nauczycielka, która zdjęła krzyż ze ściany pokoju nauczycielskiego w szkole, w której pracuje, za co – jak mówiła – spotkał ją ostracyzm ze strony dyrektorki szkoły i innych nauczycieli. – Polska szkoła publiczna, choć państwo zgodziło się na organizowanie w niej lekcji religii, nie jest katolicka, tylko świecka (…) Musimy sprzeciwiać się tej agresywnej ekspansji Kościoła katolickiego i tym politykom, którzy Kościołowi ulegają, w przeciwnym razie któregoś dnia obudzimy się w państwie totalitarnym – przekonywała.„Zakonnicy” i „biskupi” na pochodzieJuszczyk zachęcała też do poparcia obywatelskiego projektu noweli ustawy o systemie oświaty, który zakłada zniesienie finansowania nauczania religii z budżetu państwa. W trakcie marszu można się było podpisać pod tym projektem.

W rekonstrukcji kaźni Łyszczyńskiego uczestniczyli m.in. zakapturzony „zakonnik” z krucyfiksem, „biskupi” z pastorałami, „kat” w czerwonym kapturze, „zakonnice” i inne osoby w strojach z epoki. Juszczyk przebrana była w zgrzebny wór, a ręce miała skute kajdanami.

Uczestnicy marszu, który przeszedł spod pomnika Kopernika na Rynek Starego Miasta, nieśli transparenty z napisami: „Chrzest to przestępstwo” oraz „Artykuł 196 to święta inkwizycja” (art. 196 kodeksu karnego stanowi: Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2).

Zakłócali przemarsz

Na Rynku Starego Miasta odczytano zarzuty wobec negującego istnienie Boga Łyszczyńskiego, postanowienie o podziale dóbr po straconym między denuncjatora i skarb państwa, po czym kat symbolicznie wyrwał skazańcowi język, uciął dłoń, a potem głowę.

Przemarsz był kilkakrotnie zakłócany. Na początku dołączyła się do niego kilkunastoosobowa grupa młodych mężczyzn, którzy głośno skandowali: „Wielka Polska katolicka”, „Bóg, Honor i Ojczyzna”, „Wyszyńskiego pamiętamy, ateistom żyć nie damy”.

Na ich okrzyk: „Gdzie jest inkwizycja?”, starsza kobieta uczestnicząca w marszu głośno odpowiedziała: „Przecież idziecie”. Interweniowała policja, która oddzieliła zakłócających marsz.

Dni Ateizmu

Marsz był częścią Dni Ateizmu, w ramach których do niedzieli odbywają się m.in. spotkania i debaty.

Marsz Ateistów odbywa się w rocznicę śmierci patrona polskich ateistów Kazimierza Łyszczyńskiego, straconego 30 marca 1689 r. (za panowania Jana III Sobieskiego). Łyszczyński, szlachcic, filozof, żołnierz, przez siedem i pół roku jezuita, w 1685 r. został ekskomunikowany, ponieważ chciał wydać córkę za mąż za krewnego.

Został stracony za napisanie traktatu „De non existentia Dei” („O nieistnieniu Boga”). W liczącym 265 kart dziele Łyszczyński dowodził, że Bóg jest dziełem człowieka, a religię wymyślono, by ciemiężyć biednych. Nie miał zamiaru publikować dzieła, ale sąsiad, który był mu winien pieniądze, doniósł na Łyszczyńskiego biskupowi.

Jedyny egzemplarz traktatu został spalony na rynku, kilka fragmentów pracy ocalało w mowie oskarżyciela, poglądy Łyszczyńskiego udało się częściowo odtworzyć także na podstawie relacji, listów i dokumentów.

Wyborcza.pl

Kaczyński zabiera głos ws. SKOK-ów: to problem Komorowskiego. Duda nigdy nic niedobrego nie zrobił

osi, PAP, 28.03.2015
Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński (KUBA ATYS)

– Andrzej Duda w całej swojej karierze nie miał do czynienia z niczym niedobrym z punktu widzenia interesu publicznego. Organizacja SKOK Wołomin to problem Komorowskiego – prezes PiS Jarosław Kaczyński zabrał głos w sprawie SKOK-ów.
Kaczyński w swoim wystąpieniu odniósł się do publikacji „Wprost” oraz „Gazety Wyborczej”, która pisała, że senator PiS i „twórca SKOK-ów Grzegorz Biereckiwyprowadził kilkadziesiąt milionów złotych do spółki, której dziś jest właścicielem i prezesem”.
Według „GW”, chodziło o to, by Kasy nie podlegały realnej kontroli Komisji Nadzoru Finansowego, jak przewidywała uchwalona ustawa. Prezydent Lech Kaczyński w 2009 roku zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego niekorzystną dla SKOK-ów ustawę. Skargę miał przygotować jego ówczesny minister – Andrzej Duda. Bierecki po publikacjach został zawieszony w partii.

– Wkroczyliśmy w brutalną fazę kampanii wyborczej. Kandydat PiS na prezydenta jest bezpardonowo i niesłusznie atakowany – skomentował sprawę prezes PiS.

„Nie było żadnej procedury nadzwyczajnej”

– W trakcie prac nad tą ustawą, w trakcie procesu podejmowania decyzji o skierowaniu jej do TK, pan senator Bierecki interweniował w Pałacu Prezydenckim i był przyjmowany przez Andrzeja Dudę, wtedy podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta – opisywał prezes PiS. Według niego „nie jest to jakaś procedura nadzwyczajna”. – Pan senator Bierecki był przyjmowany także w Pałacu Prezydenckim, gdy urzędował tam już Bronisław Komorowski. Krótko mówiąc, mamy do czynienia z praktyką, w której nie ma nic złego, która nie ma nic wspólnego z działalnością lobbystyczną – stwierdził Kaczyński.

Kaczyński mówił, że zarówno jego partia, jak i Lech Kaczyński byli za tym, by SKOK-i objąć nadzorem jak inne banki.

„Kampania przeciwko uczciwemu człowiekowi”

– To kolejna kampania skierowana przeciwko uczciwemu człowiekowi, zmierzająca do tego, by wmówić ludziom, że białe jest czarne, a czarne białe. Bo pan minister Duda nie miał przez całą swoją karierę polityczną nic wspólnego z żadnymi niedobrymi z punktu widzenia interesu publicznego działaniami – oświadczył Kaczyński.

Według niego jedna z Kas – SKOK Wołomin – była „organizowana przez ludzi WSI”. Prezes PiS twierdzi, że Komorowski „nie ukrywa swoich związków i sympatii do WSI”, a więc „organizacja SKOK Wołomin to jego problem”.

O co chodzi w sprawie SKOK-ów?

Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe (SKOK) stały się jednym z głównych tematów politycznego sporu. PO wskazuje na patologie w kasach, wykazane w raportach Komisji Nadzoru Finansowego. PiS uważa, że temat jest instrumentalnie wykorzystywany w kampanii wyborczej. To m.in. efekt publikacji prasowych na ten temat.

Powołano nawet podkomisję ds. SKOK-ów, co jest pokłosiem środowego, prawie dziewięciogodzinnego, zamkniętego posiedzenia sejmowej komisji finansów. Komisja wysłuchała informacji m.in. KNF, ABW i prokuratury na temat sytuacji w SKOK.

Szefowa komisji finansów Krystyna Skowrońska (PO) nie chciała – ze względu na utajniony charakter spotkania – zdradzać żadnych szczegółów dotyczących jego przebiegu; powiedziała tylko, że pojawiły się głosy mówiące o potrzebie powołania specjalnej podkomisji, która zajmie się tematem SKOK.

gazeta.pl

Komorowski: Nie warto straszyć Polaków euro. Zwłaszcza kiedy robią to ludzie, którzy sami grube pieniądze biorą w tej walucie

klep, PAP, 28.03.2015
Prezydent Bronisław Komorowski

Prezydent Bronisław Komorowski (Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

– Nie warto straszyć Polaków strefą euro. To nieodpowiedzialne – mówił Bronisław Komorowski, wskazując między wierszami na europosła Andrzeja Dudę, kandydata PiS na prezydenta. Komorowski podkreślił, że „nie ma i nie może być” planów szybkiego wejścia do strefy euro.
Bronisław Komorowski odwiedza „bronkobusem” województwo lubuskie i wielkopolskie. Podczas wizyty w Siedlcu prezydent wrócił do tematu straszenia euro – PiS w kampanii próbuje straszyć Polaków konsekwencjami przyjęcia w przyszłości nowej waluty.

Straszenie euro „głupie i szkodliwe”

– Nie warto straszyć Polaków strefą euro. Szczególnie wtedy, kiedy robią to ludzie, którzy sami grube pieniądze, grubą pensję europejską w euro biorą, a innych straszą perspektywą, że być może też mieliby pensje w euro w przyszłości. To głupie straszenie, nieodpowiedzialne, szkodliwe z punktu widzenia interesu państwa polskiego – powiedział Komorowski.

Jego zdaniem w czasie kampanii wyborczej toczy się „kompletnie bezsensowna akcja walki z wiatrakami związana z rzekomymi planami szybkiego wejścia do strefy euro”. – Takich planów nie ma i być nie może. Jesteśmy dopiero na etapie uzyskiwania realnej zdolności o dyskutowaniu na ten temat. Najpierw trzeba spełnić tzw. kryteria z Maastricht i zmienić konstytucję, żeby w ogóle na ten temat dyskutować – dodał.

Duda mówi, jak wzrosną ceny w strefie euro [SPARWDZILIŚMY] >>>

Prezydent odpowiedział w ten sposób na zarzuty ze strony PiS, jakoby dążył do jak najszybszego wprowadzenia w Polsce euro, co miałoby skutkować znacznym wzrostem cen i w konsekwencji zubożeniem społeczeństwa.

„Musimy zadbać o środki z UE”

Prezydent powiedział, że powołał w kancelarii zespół, który w następnej kadencji będzie zajmował się głównie monitorowaniem, ale i promowaniem rozwiązań, które powinny wszystkich przygotować do maksymalnego wykorzystania środków unijnych. Mówił również o dalszych zmianach na wsi, które mają wyrównywać poziom życia.

– Od tego, jak wykorzystamy środki finansowe z UE, także w obszarze rolnictwa, będzie zależało to, czy w przyszłości będziemy sobie lepiej radzić w świecie skazanym na konkurencję; także rolnictwa wewnątrz UE – stwierdził.

– Wieś Polska w ciągu ostatnich 10 lat, czyli lat członkostwa w UE, zyskała ogromny zastrzyk dodatkowych pieniędzy unijnych, to chyba skala 200 mld zł. Są to gigantyczne środki widoczne wszędzie i tu w Siedlcu – mówił.

gazeta.pl

„Horror podczas gryfickich rekolekcji”. Dodatkowy argument w walce o wycofanie religii ze szkół?

Czy lekcje religii będą opłacane z budżetu Kościoła? | Fot. Jim V / CC BY

„Rekolekcje grozy” i „Rekolekcje jak egzorcyzmy” – tymi słowami media donosiły o sytuacji, która spotkała gimnazjalistów i licealistów w Gryficach. Brzmiało to trochę, jak tania sensacja, która może stanowić dodatkowy argument w walce o wycofanie lekcji religii ze szkół.

Kościół sam pod sobą dołki kopie?
Tak pomyślałam, kiedy przeczytałam o rekolekcjach w Gryficach i zaczęłam na ten temat rozmawiać z pewnym mądrym księdzem. Wspólnie się zastanawialiśmy, czy to medialna nagonka na tę parafię, a może personalne rozgrywki? Abstrahując od tego, ksiądz wyjaśnił mi, na czym polegała modlitwa, która stała się przyczyną pojawienia się informacji w mediach. Była modlitwą o łaskę Ducha Świętego i doświadczenie jego działania. Wśród grup charyzmatycznych w Kościele zdarza się , że towarzyszą temu znaki — upadek (tzw. spoczynek w Duchu Świętym), melodyjna modlitwa, a czasem pełen współczucia płacz albo radosny śmiech. I właśnie owe omdlenia i dziwne zachowania miały przerazić uczniów i samych nauczycieli, a może i rodziców.

Być może w tym przypadku zabrakło zwykłej rozmowy, wyjaśnienia dzieciom na czym modlitwa polega, przygotowania na to, co może się zdarzyć. Chcąc wyjaśnić tę sprawę próbowałam skontaktować się z proboszczem parafii – niestety nie chciał rozmawiać. Brak dialogu w tym momencie jest dla mnie największym zaniedbaniem, przecież powinniśmy rozmawiać, wyjaśniać sobie wątpliwości, to daje możliwość porozumienia i rozwoju. No, ale ja z tych naiwnych.

Burzliwe Polaków rozmowy
Dyskusja nad słusznością bądź jej brakiem lekcji religii w szkołach wraca od czasu do czasu jak bumerang. Prawda jest jednak taka, że pomimo podnoszonych głosów, od wielu lat w tym temacie praktycznie nic się nie zmienia. Obecnie za sprawą akcji „Świecka Szkoła” ponownie rozgorzały dyskusje pełne emocji. Inicjatorzy akcji zbierają bowiem podpisy pod zmianą ustawy o systemie oświaty, której nowelizacja zakładałby finansowanie lekcji religii z budżetu Kościoła, a nie jak to jest obecnie z budżetu państwa.

Artykuł 12 ustawy po zmianie miałby brzmieć:

AKCJA „ŚWIECKA SZKOŁA”
Art. 12 ustawy o systemie oświaty, propozycja zmiany

Publiczne przedszkola, szkoły podstawowe i gimnazja organizują naukę religii na życzenie rodziców, publiczne szkoły ponadgimnazjalne na życzenie samych uczniów. Kosztów związanych z organizacją nauki religii nie można w części ani w całości finansować ze środków publicznych w rozumieniu przepisów o finansach publicznych.

Akcja „Świeckiej Szkoły” trwa zaledwie od kilku dniu, a na Facebooku już zebrała około 50 tysięcy fanów. Toczą się tam dyskusje na różnych poziomach, przytaczane są bardziej lub mnie racjonalne argumenty. Słowem, ilu Polaków, tyle opinii.

Ja jestem z pokolenia, które w szkole podstawowej na lekcje religii chodziło na salki katechetyczne. Do dzisiaj miło to wspominam, wspólne wyprawy na zajęcia, śpiewanie ze scholą, zabawy w chowanego podczas powrotu do domu. Kiedy religia trafiła do szkół, żałowałam, że nie będzie odbywać się przy parafii. Straciła na swojej atrakcyjności i stała się zwyczajnym szkolnym obowiązkiem. Miałam jednak szczęście do katechetów. Najpierw fantastyczna siostra zakonna, z którą można było porozmawiać o duchach, a później ksiądz, za którym szła młodzież, z którym można było dyskutować na wiele tematów.

Kto chce religii w szkołach?
Badania pokazują, że 51% Polaków opowiada się za tym, aby religia w szkołach pozostała(w 2007 roku było to 72% ), a 43% chciałaby ich przeniesienia do parafii. Natomiast tylko 47% społeczeństwa akceptuje fakt finansowania lekcji religii przez państwo. Toczą się rozmowy, że powinno rozdzielać się opinię rodziców, których dzieci uczęszczają do szkoły podstawowej, a których do gimnazjum czy szkoły średniej. Ważną kwestią w tym momencie pozostaje opieka nad dziećmi.

Jak powszechnie wiadomo, obecnie religia w szkołach nie jest obowiązkowa, odbywa się na życzenie rodziców. Dzieci, które na religię nie uczęszczają mogą, chodzić na lekcje etyki lub przeczekać godzinę na szkolnym korytarzu czy świetlicy. Problemem jednak bywa fakt, że lekcje etyki odbywają się w godzinach, które nie sprzyjają obecności na nich uczniów, nie współgrają z ich planem i wymagają spędzenia dodatkowego czasu w szkole. Lekcje religii umieszczane są najczęściej (jeśli nie zawsze, ale nie sposób sprawdzić wszystkie szkoły) w planie między zwykłymi lekcjami.

MONIKA
wychowawczyni kalsy szóstej

Uczeń mojej klasy otwarcie mówi na religii, że chodzi na te lekcje tylko dlatego, że rodzice mu każą, żeby nie było wstydu przed innymi. Powtarza, że jak tylko sam będzie mógł decydować, to na religię chodzić nie będzie.

Skąd tyle emocji?
Dyskusje na tematy religijne najczęściej są bardzo zażarte. Dlaczego? Pewnie można doszukać się kilku przyczyn. Od kilku lat obserwuje się spadek liczby wiernych, jak podają statystyki, jest ich mniej o około dwa miliony w porównaniu z danymi sprzed dziesięciu laty. Zmniejsza się także liczba dzieci uczęszczających na lekcje religii, a kiedy osiągają pełnoletniość często same wypisują się, wybierając etykę.

Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Nietrudno zgadnąć śledząc chociażby internetowe wpisy, w których dużo jest opinii, że lekcje religii nierzadko służą do odrabiania zadań domowych z innych przedmiotów, że panuje na nich chaos, a katecheta powtarza to samo od kilku lat. Na korzyść lekcji religii nie przemawiają także medialne doniesienia – jak chociażby te z Gryfic.

BOŻENA
nauczycielka w szkole podstawowej

Okazało się, że siostra zakonna, która uczy w naszej szkole religii, na każdej lekcji skrupulatnie odpytuje uczniów, czy byli w niedzielę w kościele. Jeśli któryś nie był, każe mu stać za karę całą lekcję. Co więcej, moi uczniowie powiedzieli mi o tym po dwóch latach, wcześniej się bali.

Cóż, podobne historie niestety można by mnożyć.

ANETA
mama Julki

Moja córka jest w trzeciej klasie. Wczoraj przyszła do domu informując mnie, że ksiądz na religii nakrzyczał na chłopca pytając dlaczego ma z jednej strony włosy dłuższe, a z drugiej krótsze? Julka spytała, czy w takim razie ona nie może zrobić sobie loków do szkoły, bo ksiądz uzna to za zbyt ekstrawaganckie i na nią też nakrzyczy?

I być może przykład z Gryfic nie był wcale drastycznym w porównaniu z tym, co się wydarzyło w pewnym gimnazjum. Historię opowiedziała mi jedna z nauczycielek. Rekolekcje prowadził ksiądz, który na co dzień przebywa na misji w Rosji. – Na pierwszych zajęciach ksiądz pokazywał dzieciom slajdy z Rosji. Opowiadał, ile jest tam śniegu, że dzieci mają do kościoła po 30 a nawet 40 kilometrów i nagle zaatakował młodzież słowami: A wy co robicie? Was bym postawił pod ścianą i rozstrzelał, tylko wiara mi nie pozwala. Ów ksiądz od razu trafił do gabinetu dyrekcji szkoły, gdzie otrzymał reprymendę. Skutkiem jego słów było to, że na drugi dzień przyszła jedynie 1/3 uczniów, a rekolekcjonista przez całe zajęcia grał na gitarze i śpiewał.

Sama byłam świadkiem sytuacji, kiedy syn znajomej, który przygotowywał się do przyjęcia pierwszej komunii odwlekając wyniesienie śmieci, kiedy usłyszał od babci: – Piotrek, ale ty jesteś leniwy, rozpłakał się mówiąc: – To znaczy, że pójdę do piekła, bo lenistwo to jeden z siedmiu grzechów głównych?

Oczywiście dużą niesprawiedliwością byłoby generalizowanie i mierzenie jedną miarą wszystkich katechetów. Przeczytałam wypowiedź nastolatka, który pisał o tym, że w gimnazjum na lekcjach religii miał sprawdziany z wiedzy o islamie i buddyzmie. Z pewnością jest tylu złych katechetów, co złych matematyków czy biologów i tylu samo bardzo dobrych, z powołaniem pedagogicznym.

Prawo do ateizmu
Jednak dyskusje nie toczą się, czy dzieci powinny uczyć się matematyki lub biologii, rozmawia się ewentualnie o metodach i podstawach programowych. Religia jest osobnym tematem. Dzieje się tak z pewnością, gdyż przede wszystkim uczestnictwo w niej jest dobrowolne, a jednak ocena z tego przedmiotu wlicza się do ogólnej średniej ucznia. Głos zaczęli zabierać rodzice, którzy nie wierzą i nie wyrażają zgody na uczestnictwo ich dzieci w lekcjach religii.

– Być może i pozwoliłabym chodzić moim dzieciom na religię, aby zdobyły wiedzę na temat chrześcijaństwa, ale słysząc i wiedząc jak te lekcje się odbywają, jakie metody przymusu stosują katecheci, nie chcę żeby były obiektem takich praktyk.

Ateiści w szkołach są mniejszością, zdarza się, że szkolnej codzienności zupełnie nie braną pod uwagę. Tak zadziało się w szkole podstawowej, do której uczęszczały córki Tomka i Anny. Rodzice dziewczynek są osobami niewierzącymi, a szkoła ich dzieci nosi nazwę Jana Pawła II. I pewnie nie byłoby w tym nic budzącego emocji, gdyby nie fakt, że w dniu święta patrona szkoły odbywała się msza święta. Niestety w tym czasie świetlica była zamknięta, a dzieciom nie została zapewniona opieka. Ponadto w trakcie zajęć lekcyjnych szkoła chciała zorganizować bal świętych mający charakter religijny, na który każdy z uczniów miał się przebrać za swojego ulubionego świętego. Dziewczynkom, jak i innym dzieciom nie uczęszczającym na lekcje religii pozostało spędzenie tego czasu na świetlicy lub uczestniczenie w balu narażając się na różne na nieprzyjemne komentarze.

Tomek wraz z żoną zwrócili się do dyrekcji szkoły z prośbą o podjęcie rozmów w tym temacie, pytając dlaczego lekcje religii nie mogą odbywać się jako pierwsze lub ostatnie, aby uczniowie, którzy w nich nie uczestniczą, nie musieli mieć tak zwanych „okienek”. Rodzice apelowali, by pamiętać o dzieciach, które w zajęciach jak i w wydarzeniach religijnych nie uczestniczą, gdyż odnieśli wrażenie, że są one traktowane tak, jakby nie istniały. Szkoła zaprosiła rodziców na rozmowę. Dyrekcja wykazała się zrozumieniem i wypracowano wspólny kompromis satysfakcjonujący w tym wypadku obie strony. Jednak czy do takiego podjęcia rozmów zawsze dochodzi?

Miliard na religię
Jednym z inicjatorów „Świeckiej Szkoły” jest Leszek Jażdżewski, redaktor naczelny pisma Liberte, zwolennik wycofania religii ze szkół w ogóle. Jak sam mówi, zdaje sobie sprawę, że w związku z konkordatem, jaki podpisała Polska, byłoby to trudne. Zdecydowanie łatwiej jest dyskutować o finansowaniu tych zajęć, na które rocznie budżet państwa przeznacza 1,2 miliarda złotych.

LESZEK JAŻDŻEWSKI
inicjator akcji „Świecka Szkoła”

Istnieją zdecydowanie lepsze dla polskiej edukacji sposoby wydawania pieniędzy niż lekcje religii. To sprzeczne z logiką, by państwo finansowało lekcje, nad którymi nie ma kontroli. Jest daleka droga od tego, by państwo umożliwiało naukę religii, do tego, żeby ją organizowało, płaciło za nią i jeszcze zmuszało rodziców do składania deklaracji, czy są wierzący czy też nie. Skończmy z fikcją traktowania katechezy jak wszystkich innych przedmiotów w szkole. Czytaj więcej

Obecnie katecheci otrzymują tak zwaną misję kanoniczną od biskupa, która uprawnia ich do prowadzenia lekcji religii. Każdy katecheta posiada wykształcenie, także w kierunku pedagogicznym. W samej szkole dyrekcja pełni nadzór pedagogiczny nad prowadzącymi lekcje religii, zaś nadzór metodyczny i merytoryczny sprawuje kuria, która może wysłać swoich kuratorów z wizytacją. Tak też czyni.

Z kilkunastu szkół do których wybiórczo zadzwoniłam, kilka potwierdziło, że takie wizytacje się odbywają. Nie zmienia to jednak faktu, że choć religia finansowa jest z budżetu państwa, ono samo nie ma wpływu na podstawę programową zajęć, której autorem jest Episkopat, a MEN jedynie się z nią zapoznaje.

JOANNA
nauczycielka w szkole podstawowej i gimnazjum

Jestem osobą wierzącą, ale proszę uwierzyć, że krew mnie zalewa, kiedy moi szóstoklasiści i gimnazjaliści przystępują do egzaminów mając jedną lekcję historii czy biologii w tygodniu, a dwie godziny religii. Uważam, że religia powinna być prowadzona jako zajęcia dodatkowe, a najlepiej, gdyby wróciła do salek katechetycznych przy parafii. Sama na takie uczęszczałam.

Czasami mam wrażenie, że osoby, które głośno mówią o wycofaniu religii ze szkół, traktowane są jak zacietrzewieni przeciwnicy samej wiary. A przecież nie o tym mowa. Może rozsądnym jest argument, że w momencie odbywania się zajęć przy parafii lub po lekcjach, na zajęcia będą uczęszczać ci faktycznie wierzący, a katecheci nie będą musieli walczyć z brakiem zainteresowania ze strony dzieci. Prowadzenie zajęć w atmosferze podgrzewanej przez uczniów niechęci do przedmiotu z pewnością nie jest łatwe.

W całej tej dyskusji nie brakuje też osób, które siedzą spokojnie mając pewność, że jeśli projekt nowelizacji trafi do sejmu z podpisami stu tysięcy osób, to i tak utknie w rządowej zamrażarce. Czy tak faktycznie będzie?

mamadu.pl

Katarzyna Lubnauer: „No pan sobie świetnie radzi bez mózgu”, czyli coś o redaktorze Terlikowskim

28.03.2015

Znana aktorka Angeliny Jolie podjęła po dłuższym namyśle decyzję, że wobec ryzyka nowotworu sięgającego przy jej genetycznych uwarunkowaniach ponad 80%, podda się operacji usunięcia jajników. Nie tak dawno poddała się też mastektomii. Zrobiła to dla męża, dzieci i dla siebie. Chciała uniknąć losu swojej babki, matki i ciotki. Zrobiła to też dla wielu kobiet, które dzięki jaj otwartości i podzieleniu się tą informacją sprawdzą, czy w ich rodzinie nie powtarzały się przypadki choroby nowotworowej, czy nie warto poddać się badaniom profilaktycznym.

Angelina Jolie świadomie poddała się osądowi ludzi i chociaż na operację zdecydowała się nie na skutek kaprysu, tylko po konsultacji z lekarzami, wiedziała, że jej decyzja spotka się również z krytyką. I oczywiście można zastanawiać się czy powinna wybrać leczenie zachowawcze, profilaktykę, czyli coroczne badania, czy też zdecydować na rozwiązanie ostateczne, to trudno odmówić jej działaniom rozmysłu. Wiemy, też, że zdawała ona sobie sprawę ze skutków medycznych, z faktu, że nie będzie już mogła mieć dzieci i że skazuje się na przyśpieszoną menopauzę.

Tak jej decyzję odbiera większość cywilizowanego Świata, jednak są ludzie, którzy wiedzą wszystko najlepiej i iście po chrześcijańsku z przyjemnością osądzą bliźniego: „Ciekawe, czy Angelina Jolie wie, że istnieje też rak mózgu… I pytanie, kiedy jej mąż wyrazi radość, że w celu wiecznego życia żona prewencyjnie dokonała amputacji mózgu?”  czytamy na Twitterze Tomasza Terlikowskiego i przyznam, że natychmiast przypomina mi się sławny cytat ze Szpitala na peryferiach.  I już wiem,  że  gdyby głupota miała skrzydła, latałaby Pan redaktor  jak gołębica.

Zastanawiałam się też jakie motywacje kierowały panem redaktorem, dlaczego uznał, że ma prawo osądzać kogoś, kto podjął jedną z najtrudniejszych decyzji w swoim życiu, decyzję, która nikogo nie krzywdzi, a jej daje nadzieję na długie życie. I naprawdę nie znajduję nic, co bo mogło uzasadniać taką głupotę i okrucieństwo autora wpisu. Moje odczucia, na szczęście, podziela wielu internautów i trudno się dziwić, że najbardziej popularnym komentarzem pod statusem Terlikowskiego o Angelinie Jolie jest uwaga: „No pan sobie świetnie radzi bez mózgu”.

Liczę tylko na to, że Angelina Jolie nie czyta polskich mediów. I też dałam temu komentarzowi lajka.

TOK FM

 

W bydgoskim schronisku pracuje niezwykły pielęgniarz. Kot Rademenes pomaga innym zwierzętom

klep, 28.03.2015
Kot Rademenes ze schroniska w Bydgoszczy

Kot Rademenes ze schroniska w Bydgoszczy (Facebook)

W bydgoskim schronisku dla zwierząt pracuje niezwykły pielęgniarz. To Rademenes, półroczny kociak, który „opiekuje się” pacjentami lecznicy. Kot przytula się do zwierzaków po zabiegach, dogrzewając je, czasem nawet liże im uszy.

Rademenes trafił do bydgoskiego schroniska w ubiegłym roku. Miał zapalenie płuc, grzybicę, łysiał. Miał zostać uśpiona. Lucyna Kuziel-Zawalich, weterynarz pracujący w lecznicy przy schronisku, mówiła jednak w TVN24, że „wzięła tę małą kulkę na ręce i nie była w stanie jej uśpić”. – Ujął nas swoim charakterem, podejściem do ludzi, bezgranicznym zaufaniem – powiedziała Kuziel-Zawalich „Gazecie Pomorskiej”.

Z czasem kot doszedł do siebie i zaczął pomagać innym zwierzętom w trudnych chwilach. A skąd nietypowe imię? To nawiązanie do serialu „Siedem życzeń”, w którym mówiący kot o takim imieniu spełniał życzenia głównego bohatera. – Może nam się odwdzięczy i też będzie spełniał życzenia. Dlatego Rademenes – tłumaczy Kuziel-Zawalich.

deser.pl

Układ domknięty

W końcu września 2009 Sejm przyjmuje – wbrew żarliwej opozycji ze strony PiS – ustawę o SKOK-ach. Przekazuje ją do Senatu, ten ma drobne poprawki, Sejm przyjmuje je i uchwala ustawę 5 listopada. To zła wiadomość dla Grzegorza Biereckiego i wąskiej grupy ludzi – jego brata i kolegów – którzy z centrali SKOK uczynili sobie dojną krowę, zbierając wpłaty z poszczególnych SKOK-ów w kraju i pozostając poza normalnymi bankowymi kontrolami i restrykcjami.

Ale na szczęście dla nich, po stronie SKOK-ów jest jeszcze prezydent: Bierecki idzie do Lecha Kaczyńskiego i lobbuje. Prezydent, przy pomocy cichego, usłużnego urzędnika nazwiskiem Andrzej Duda przygotowuje wniosek o zbadanie konstytucyjności ustawy do TK (oparty na ekspertyzach SKOK-owych lub bliskich SKOK-om prawników, np. profesora Andrzeja Bałabana, który nadal figuruje w składzie rady naukowej Spółdzielczego Instytutu Naukowego Grzegorza Biereckiego). Teraz bardzo liczy się czas: , Prezydent dosłownie w ostatniej chwili, na pół godziny przed ustawowym terminem (ma na to 21 dni), składa wniosek do TK, wstrzymując na dłuższy czas obowiązywanie ustawy. Zegar przestaje tykać nad SKOK-ami.

To daje oddech Biereckiemu i kolegom na czary-mary z majątkiem: pozwala zlikwidować w 2010 fundację i przekazac fundacyjne 65 milionów na konto całkowicie już prywatnego Spółdzielczego Instytutu Naukowego. Przemieniona cudownie w Instytut fundacja daje wlascicielom grube miliony dywidend corocznie. Miliony są też wyprowadzane do SKOK Holding (w Luksemburgu), założonego przemyślnie w grudniu 2007.

A co się dzieje z ustawą? Po dojściu do władzy Bronisława Komorowskiego, nowy Prezydent praktycznie wycofuje całość wniosku (w marcu 2011), poza drobiazgiem o charakterze instytucjonalnym i drugorzędnym, dotyczącym mianowicie możliwości powoływania walnego zgromadzenia Kasy (zamiast tego przyjmując instytucję „zebrania przedstawicieli” – trzeciorzędny drobiażdżek prawny, który nikogo specjalnie nie interesuje). W tej sytuacji Trybunał zajmuje się tylko tym drobiazgiem i orzeka 12 stycznia 2012 że istotnie, jest on niezgodny z Konstytucją, ale nie ma to żadnego wpływu na resztę ustawy, która jest w pełni OK. Zgodnie z prawem TK nie musi – w istocie nie ma prawa – rozpatrywać wniosków złożonych przez jednego prezydenta, ale wycofanych przez jego następcę przed podjęciem orzeczenia. (Jak stwierdza Trybunał: „W związku z częściowym wycofaniem wniosku przez Prezydenta przedmiot zaskarżenia został radykalnie ograniczony w stosunku do pierwotnego wniosku”). Ustawa, rozciągająca nadzór bankowy na SKOKi wchodzi więc w życie w 2012 roku.

Ale już jest dobrze, już jest spokojnie, już nowa ustawa tak nie boli, bo to, co trzeba było zrobić, zostało zrobione…

Wróćmy do rozmów w Pałacu Prezydenckim. W końcu października i w listopadzie 2009 odbyły się trzy wizyty Biereckiego w Pałacu. W ostatniej, towarzyszy mu podobno (opieram sie na relacjach gazetowych) Adam Jedliński, jeden z czołówki kierownictwa SKOK – zaprzyjaźniony z Prezydentem Kaczyńskim – który nie jest jednak tylko szychą w Kasie Krajowej SKOK, ale także partnerem i współwłaścicielem czołowej w Trójmieście kancelarii adwokackiej. Przed rozmową o SKOK-ach, mógł, gdyby chcial, w charakterze tak zwanej „small talk” zamienić parę słów o prezydenckiej córce, Marcie Kaczyńskiej, która była praktykantką w jego kancelarii. Oczywiście prywatny właściciel prywatnej firmy może zatrudnić kogo chce, na podstawie jakich chce kryteriów – nie musi mu przeszkadzać to, że Marta Kaczyńska nie była chyba przodującą absolwentką, a na prawo początkowo nie została przyjęta i dostała się dopiero z odwołania.

A więc tak domyka się klasyczny układ: Prezydent idzie na rękę biznesmenom, którzy zyskują czas na obejście niefortunnych dla nich przepisów, biznesman zatrudnia córkę Prezydenta w swojej kancelarii, partia prezydencka oponuje przeciwko zmianom niekorzystnym dla biznesmena, biznesman wspiera finansowo partię i jej media… Scenariusz do filmu o układzie finansowo-polityczno-medialnym, może trochę zbyt toporny, nie wiem czy komisja przy PISF by go zakwalifikowała do produkcji, bo przydałoby się coś nieco bardziej subtelnego.

Ale oczywiście to wszystko można przedstawić – i będzie przedstawiane, zapewniam Państwa – zupełnie inaczej. Szef firmy ma ustawowy obowiązek prezentować stanowisko firmy, zwłaszcza w obronie drobnych, niezamożnych ciułaczy, władzom państwowym. Władze państwowe uwzględniają to stanowisko: prezydent szczerze dostrzega usterki konstytucyjne w przyjętej przez Sejm ustawie, a urzędnik wedle najlepszego rozeznania zdobywa ekspertyzy wybitnych uczonych w prawie i kieruje wniosek do TK. Związany z firmą wybitny adwokat zatrudnia młodą praktykantkę, traf chce, że akurat córkę Prezydenta, bo ocenił, że jest akurat najlepsza ze wszystkich kandydatów.

Można w to wszystko uwierzyć, zupełnie tak samo jak w to, że Elvis żyje, atak 9/11 został zaplanowany przez Żydów, a szczera modlitwa skutkuje zapłodnieniem.

naTemat.pl

Wanda Półtawska: Polacy nie zrozumieli nauczania Jana Pawła II. Żenująca ignorancja

kospa, 28.03.2015
Wanda Półtawska

Wanda Półtawska (Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz / Agencja Gazeta)

– Ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w zakonie. Kościół nie może zmienić niczego, co jest objawieniem bożym – w ten sposób wieloletnia przyjaciółka Jana Pawła II skomentowała w RMF FM poczynania papieża Franciszka. – Gdyby istotnie wszyscy katolicy byli świętymi, to świat byłby już dawno nawrócony.
– Muszę powiedzieć, że dla mnie jest trochę tak, że na tym miejscu jest ktoś inny – stwierdziła w RMF FM Wanda Półtawska pytana, jak podoba się jej obecny papież. To oczywiste nawiązanie do pontyfikatu jej wieloletniego przyjaciela Jana Pawła II. Za kilka dni przypada 10. rocznica jego śmierci.Całkowite niezrozumienie nauczania papieża Jana Pawła IIKrzysztof Ziemiec dopytywał ją, czy nie bulwersują jej niektóre wypowiedzi Franciszka, np. na temat rodziny. – Ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w zakonie. Kościół nie może zmienić niczego, co jest objawieniem bożym. Kościół może zmienić metody, które są wtórne. Czyli powiedzmy szaty liturgiczne, ustanowić dodatkowe święto czy dodatkowe sposoby modlenia się, ale nie może zmienić zasady i dogmatów wiary. I tego nikt, nigdy nie zmieni – stwierdziła Półtawska.I dodała: – Zresztą to jest dobro ludzkości. Bo cóż to są dogmaty wiary katolickiej? Miłuj, kochaj wszystkich, nieprzyjaciół. Gdyby istotnie wszyscy katolicy byli świętymi, to świat byłby już dawno nawrócony.Zdaniem Półtawskiej luki po Janie Pawle II jak dotąd nie udało się wypełnić, a Polacy „nie zrozumieli nauczania, wagi wspaniałego pontyfikatu i tego człowieka”. – Polacy najwięcej wypielgrzymowali, najwięcej jest fotografii z papieżem. Jest mnóstwo słów i całkowite niezrozumienie tego, czego on uczył – mówi. – Dokumenty papieskie są nieznane w Polsce. Jest żenująca ignorancja.Gender? „Wojna pokazała nieludzkich mężczyzn i kobiety”

Prowadzący zapytał też Półtawską o tzw. ideologię gender, która jak zauważa, „stała się synonimem wszystkiego, co najgorsze dla Kościoła i ludzi Kościoła”.

– Nie dla kościoła. Dla ludzi. Dla ludzi jest najgorsze, co może być, jak tracą poczucie swojej tożsamości i nie wiedzą, kim są – stwierdziła Półtawska. I dodała, że „wojna pokazała jej nieludzkich mężczyzn i nieludzkie kobiety”.

– A co to ma wspólnego z ideologią gender? – dopytywał Ziemiec.

– Bo człowiek traci swoją własną tożsamość. Traci poczucie męskości, odpowiedzialności za to, że jest mężczyzną. Traci poczucie odpowiedzialności za kobietę, która jest macierzyństwem – odpowiedziała Półtawska.

Problemu z równouprawnieniem jej zdaniem nie ma: – Każdy jest równouprawniony. Każdy ma oczy, ręce, nogi i życie dane. To nie jest prawda, że komuś brakuje czegokolwiek. Tylko co rozwinąłeś w sobie? Bo człowiek jest potencjalnie stworzony z jednej komórki, a dopiero potem się rozwija i ciało, intelekt, jego psychika. I powinna rozwijać się jego dusza.

Półtawska krytykuje również współczesną medycynę. – W tej chwili medycyna zagraża równowadze człowieka i równowadze rodziny – mówi.

Zobacz także

wyborcza.pl

Dodaj komentarz