Sadurski (19.03.15)

 

Balcerowicz o SKOK-ach: PiS bronił ich struktury przed nadzorem zewnętrznym

AB, PAP, 19.03.2015
Leszek Balcerowicz

Leszek Balcerowicz (Fot. STEFAN ROMANIK / AGENCJA GAZETA)

– Struktura SKOK-ów była broniona przed nadzorem zewnętrznym przez cały PiS – mówił w programie „Kropka nad i” w TVN24 prof. Leszek Balcerowicz. Były wicepremier odniósł się też do zarzutów, które PiS wysuwa w tej sprawie wobec prezydenta. – Dzikie slogany, dzikie oskarżenia – powiedział.
– Straty, jakie narosły w strukturze kas, są największe w historii III RP. Dlaczego do tej pory było tak mało protestów? Nikt nie stracił pieniędzy, bo ze środków bankowego funduszu gwarancyjnego uzupełniono te ogromne straty – do tej pory to trzy miliardy złotych – mówił w programie Moniki Olejnik Balcerowicz.

– Do tej pory żaden bank nie poniósł łącznie takich strat jak w SKOK-ach. Ale ostateczne ofiary tego to nie są same banki – te instytucje odbijają to sobie, oferując trochę gorsze warunki dla tych, co oszczędzają i dla tych, co pobierają kredyty. Ludzie powinni o tym wiedzieć – przekonywał.

Straty w SKOK-ach spadają na ludzi

– Komisja Nadzoru Bankowego mogła przejąć odpowiedzialność dopiero po 2012 roku, gdyż opracowany w 2009 roku projekt ustawy, na mocy której kontrolę miała przejąć Komisja Nadzoru Finansowego, nie wszedł w życie ze względu na skierowanie go przez poprzedniego prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego – tłumaczył były wicepremier.

– Osobą odpowiedzialną za przygotowanie tego wniosku był Andrzej Duda, obecny kandydat PiS na prezydenta. Straty zaczęły narastać w okresie od 2009 do 2012 roku. Wtedy następny prezydent wycofał tę niesłusznie skierowaną do Trybunału ustawę i ją podpisał. Wówczas się okazało, że przez te trzy lata narosły duże straty, które spadają na ludzi – mówił.

Balcerowicz: Dzikie slogany, dzikie oskarżenia

Monika Olejnik pytała też o zarzuty PiS wobec prezydenta Bronisława Komorowskiego. Według opozycji SKOK-i wołomińskie miały być prowadzone przez znajomego prezydenta i de facto to właśnie Komorowski ma ponosić odpowiedzialność za to, że tam były największe straty.

– Dzikie slogany, dzikie oskarżenia – to jest właśnie taki przykład. Z moralnego punktu widzenia patronowanie strukturze, czyli SKOK-om, w których wybuchły gigantyczne straty – przez co ponoszą konsekwencje ludzie – to nie jest czyn, który można przykryć tego rodzaju dzikim atakiem – kontrował Balcerowicz. Gość dziennikarki przekonywał, że senator Grzegorz Bierecki „powinien uznać przynajmniej z moralnego punktu widzenia, że takie straty narosły z powodu niekompetencji”.

– Ta struktura SKOK-ów, pewnie z niewiedzy, a niekoniecznie z perfidii, była niesłychanie broniona przed nadzorem zewnętrznym przez cały PiS – mówił Balcerowicz.

Nieprawidłowości w SKOK

Według ubiegłotygodniowych publikacji „Wprost” i „Gazety Wyborczej”, z materiałów zgromadzonych przez Komisję Nadzoru Finansowego wynika, że majątek zlikwidowanej w 2010 r. Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych, która kontrolowała system SKOK-ów i której prezesem był Grzegorz Bierecki, przekazany został do spółki będącej własnością kilku osób, w tym Biereckiego, mającego w niej najwięcej udziałów, nie zaś do instytucji w systemie SKOK, np. do Kasy Krajowej.

Sprawie tej poświęcone było pismo szefa KNF Andrzeja Jakubiaka, które otrzymali: premier Ewa Kopacz, marszałek Senatu oraz szefowie CBA i ABW. Premier oceniła w zeszły wtorek, że „sytuacja jest bardzo poważna” i należy ją wyjaśnić.

Bierecki: To brudna kampania wyborcza

Bierecki, w oświadczeniu wydanym w zeszłą środę napisał, że wszystkie zarzuty podnoszone w artykułach „Wprost” i „GW” to kłamstwa. – Kłamią na mój temat również politycy PO, z premier Ewą Kopacz na czele, prowadząc w ten sposób brudną kampanię wyborczą – oświadczył Bierecki.

Według niego, środki Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych nie były środkami publicznymi ani środkami spółdzielców. Były one – jak zapewnił – przekazane fundacji przez Światową Radę Unii Kredytowych „na konkretny cel” i dysponowane zgodnie z jej wolą. Bierecki zapowiedział, że będzie dochodził swoich praw w sądzie, „kierując pozwy przeciwko osobom i instytucjom powielającym skandaliczne oszczerstwa”.

gazeta.pl

„Spowiedź furtkowa” – magiczne praktyki we wsi pod Sochaczewem. Księża „psychologowie” przepytują o grzechy przodków

"Spowiedź furtkowa" - magiczne praktyki we wsi pod Sochaczewem. Księża "psychologowie" przepytują o grzechy przodków
„Spowiedź furtkowa” – magiczne praktyki we wsi pod Sochaczewem. Księża „psychologowie” przepytują o grzechy przodków Fot. Rafał Mielnik / Agencja Gazeta

„Spowiedź furtkowa” może prowadzić do poważnej szkody psychicznej i duchowej penitenta – napisali członkowie Komisji Wydziału Teologicznego KUL. To odpowiedź na prośbę Episkopatu o zbadanie, na czym polega stosowany przez małą grupę księży nowy, owiany tajemnicą, typ spowiedzi. – To dociekania natury antydemonicznej, zahaczającej częściowo o zakres egzorcyzmów – mówi naTemat ks. Krzysztof Mądel.

Rybno – mała wieś położona w powiecie sochaczewskim, gdzie sołectwo liczy zaledwie 600 mieszkańców. To właśnie tam, w grupie pobożnych kapłanów z ruchu charyzmatycznego, związanych z tzw. kręgiem miłosierdzia, pojawiła się dziwna, nowa praktyka religijna. Działają przy maleńkim zgromadzeniu – Wspólnoty Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia i wywołują zaniepokojenie wśród władz kościelnych.

Przepytują o grzechy przodków
Ludzie trafiają do spowiedników najprawdopodobniej za pomocą poczty pantoflowej, być może także poprzez maile. Penitenci szukają u nich czegoś więcej niż w innych polskich Kościołach. Spowiedź furtkowa jest połączeniem zwykłej, tradycyjnej spowiedzi z pewnym rodzajem „amatorskiej psychologii”. – To dociekania natury antydemonicznej, zahaczającej częściowo o zakres egzorcyzmów – mówi ks. Krzysztof Mądel.

Jest to inicjatywa zupełnie niezależna, nie stanowiąca części tradycji Kościoła. To dociekanie polega na przepytywaniu penitenta nie tylko na temat jego własnych grzechów, ale również jego przodków. Kryje się za tym czysto pogańska sugestia, że zło istnieje w tradycji danej osoby – u jej przodków.

– W rzeczywistości są one zupełnie niezwiązane z nią moralnie, bo grzechy te były popełnione przez inne osoby i mogły najwyżej stanowić o ich upadku. Tymczasem sugeruje się, że grzechy rodziców czy dziadków mają wpływ na nasze duchowe życie. Zdaniem praktyków, wymaga to nazwania rzeczy po imieniu i „zamknięcia furtek” – stąd nazwa spowiedzi furtkowej. – mówi ks. Krzysztof Mądel.

Egzorcyzm w tradycji Kościoła jest szczególną modlitwą o uwolnienie od zła, ale on nie ma w sobie nic z magii. Chodzi w nich po prostu o uprzytomnienie osobie, za którą się modlimy, że łaska boża jest skuteczna.

Amatorska psychologia
Zamknięcie furtek polega na odcięciu się od wpływów zła pochodzącego z przeszłości, do czego tradycyjna spowiedź mogłaby się wydawać niewystarczająca i nieskuteczna. Sprawa staje się coraz głośniejsza, dlatego też Konferencja Episkopatu Polski zwróciła się do Komisji z Wydziału Teologii KUL o opinię na temat spowiedzi furtkowej.

7-osobowy zespół ekspertów zarekomendował biskupom, aby zakazali tego typu praktyk religijnych, które łączą amatorską psychologię i praktyki egzorcystyczne, wykraczające poza tradycje życia duchowego Kościoła.

Fragment opinii komisji teologicznej KUL o spowiedzi „furtkowej”

Różne opisy „spowiedzi furtkowej” sugerują, że mamy tu do czynienia z pewnego rodzaju synkretyzmem, polegającym na łączeniu sakramentu pokuty z elementami psychoterapii i egzorcyzmu. Te trzy elementy należy wyraźnie od siebie oddzielić, gdyż stanowią one trzy różne płaszczyzny niesienia pomocy człowiekowi. Ich przekraczanie jest w większości przypadków przekraczaniem granic własnych kompetencji, co może prowadzić do poważnej szkody psychicznej i duchowej penitenta. W tym aspekcie „spowiedź furtkowa” jawi się jako prawdziwe zagrożenie duchowe. Czytaj więcej

Odnalezienie księdza, który oferuje spowiedź furtkową nie jest łatwe. Gdy zadzwoniłem do Wspólnoty Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia z prośbą o pomoc w dotarciu osób praktykujących spowiedź furtkową, dowiedziałem się jedynie, że „zajmują się tym księża”. Siostra nie potrafiła jednak wskazać, gdzie konkretnie mógłbym się udać.

Gdy zapytałem o opinię Komisji Teologicznej KUL, według której ten rodzaj spowiedzi może prowadzić do poważnej szkody psychicznej, usłyszałem. – Miała powstać jakaś komisja, tam jest coś nabałaganione. My się modlimy, a duch święty niech działa – powiedziała zakonnica.

Działają jak sekta
Ks. Mądel stara się zrozumieć potrzebę pojawienia się tej praktyki. Zauważa, że każdy chrześcijanin czuje się czasem bezradny. – Wtedy rodzi się pokusa, aby przy pomocy nietypowych praktyk rozwijać swoje życie duchowe i uciec do magii oraz pseudoreligijności. Takim osobom podaje się pseudolekarstwo. Jeśli ta praktyka znajdzie szersze zastosowanie, biskupi powinni na to reagować – mówi Mądel.

Fragment opinii komisji teologicznej KUL o spowiedzi „furtkowej”

W pogoni za nadzwyczajnością wierni mogą nie chcieć „zwykłej” spowiedzi jako w ich przekonaniu bezwartościowej. Grozi to pojawieniem się księży-specjalistów, namaszczonych lub samozwańczych „guru”, dysponujących monopolem na sprawowanie takiej czy innej formy sakramentu pokuty.

Zdaniem mojego rozmówcy, tego typu pobożność jest charakterystyczna dla osób pogubionych, żyjących w oziębłym środowisku rodzinnym. Ludzie ci znajdują niekiedy ukojenie w sektach. – Każda grupa, która jest mniejsza, akcentuje elementy emocjonalne i otacza ciepłem te osoby, tworzy rodzaj środowiska terapeutycznego – mówi Mądel.

Dziś najważniejsze jest, aby media, przede wszystkim te katolickie, mówiły wprost, że spowiedź furtkowa niekoniecznie jest czymś dobrym. – Trzeba pokazać, na czym polegają te nadużycia i wykazać ich nieskuteczność – uważa Mądel.

naTemat.pl

Superkasa Stefczyka
Spółdzielczym Kasom Oszczędnościowo-Kredytowym przyglądamy się od dwóch lat. Im więcej wiedzy udaje się zgromadzić – a w nieprzejrzystej, obrosłej spółkami i fundacjami strukturze SKOK zadanie to niełatwe – tym lepiej widać, jak działalność kas odbiega od pierwotnych, szczytnych założeń. Oto kolejna porcja ustaleń.

Gromadzącą oszczędności pół miliona członków Spółdzielczą Kasą Oszczędnościowo-Kredytową im. Stefczyka rządzi od lat Andrzej Sosnowski. W 2004 r. został skazany za niedopełnienie obowiązków, przyjęcie łapówek i wyrządzenie szkody majątkowej w SKOK w wysokości ponad 1,3 mln zł na 3 lata pozbawienia wolności oraz 100 tys. zł grzywny. (chodziło o kredyty udzielone p. Izabeli K. z Iławy – jak twierdziła, za łapówki – m.in. na zakup bankrutującego klubu Desperado, który należał do znajomych Sosnowskiego). Sąd zakazał mu także pełnienia funkcji kierowniczych w spółdzielniach przez trzy lata. Sąd drugiej instancji uchylił jednak wyrok ze względu na pewne rozbieżności w zeznaniach świadków i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.

– Kierując się troską o bezpieczeństwo pieniędzy powierzonych Kasie przez jej członków, rada nadzorcza Stefczyka powinna odwołać prezesa albo przynajmniej zawiesić go w wykonywaniu funkcji do czasu wyjaśnienia sprawy – przekonują członkowie Stowarzyszenia Odnowy Spółdzielczości, zrzeszającego byłych członków władz Kas zlikwidowanych przez Krajową SKOK. Ale rada do odwołania Sosnowskiego się nie kwapi.

Klucz do wszystkich Kas

Nic dziwnego, trzech z pięciu jej członków także ma kłopoty z prawem: Grzegorzowi Biereckiemu, Wiktorowi Kamińskiemu i Lechowi Lamencie prokuratura zarzuca, że pełniąc funkcje członków rady nadzorczej Wielkopolskiego Banku Rolniczego (którego akcjonariuszem były SKOK) działali na jego szkodę.

Rola SKOK im. Stefczyka w systemie Kas jest wyjątkowa. Trzecia część z 1,5 mln osób należących dziś do 72 Kas działających w całej Polsce to członkowie Stefczyka. Wiosną br. władze tej Kasy chwaliły się w swojej gazetce: „obracamy prawie dwoma miliardami złotych, zatrudniamy 1500 osób i 400 agentów”.

Stefczyk to także klucz do władzy nad wszystkimi Kasami.

Zgodnie z ustawą o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych, wszystkie SKOK muszą należeć do Krajowej SKOK. To w niej zapadają wszystkie najważniejsze decyzje dotyczące Kas. O liczbie głosów na walnym zgromadzeniu członków Krajówki decyduje liczba wykupionych udziałów. Od kilku lat przygniatającą większość w Kasie Krajowej mają właśnie SKOK im. Stefczyka i Fundacja na rzecz Polskich Związków Kredytowych (pisaliśmy o niej, POLITYKA 33). – Nie oglądając się na inne SKOK mogą wspólnie przegłosować każdą uchwałę – także dotyczącą wyboru władz Krajówki. A kontrolę nad Fundacją i Stefczykiem mają ludzie zasiadający w jej władzach – przekonują członkowie Stowarzyszenia Odnowy Spółdzielczości, w większości byli działacze SKOK.

Prezesem Stefczyka nieprzerwanie od 12 lat jest wspomniany Andrzej Sosnowski. – W latach 80. działali razem z Grzegorzem Biereckim (prezesem Krajowej SKOK) i Przemysławem Gosiewskim (obecnym posłem i szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów – przyp. aut.) w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów na Uniwersytecie Gdańskim. Byli niemal nierozłączni – mówi były działacz NSZ, obecnie poseł.

W 1990 r. Bierecki został prezesem Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych, która miała wspierać budowę systemu SKOK. Rok później pracownikiem Fundacji został Sosnowski – świeżo upieczony absolwent ekonomii. Jak nas poinformował za pośrednictwem rzecznika SKOK, kierowała nim wówczas chęć „stworzenia instytucji finansowej wolnej od wpływów agentury i układu postkomunistycznego”. Gosiewski wybrał politykę: został sekretarzem Porozumienia Centrum. Ale gdy partia znalazła się poza parlamentem – i on trafił do Fundacji. W latach 1993–95 był specjalistą w biurze pełnomocnika jej zarządu. Pełnomocnikiem była jego ówczesna żona – Małgorzata (obecnie poseł PiS).

Z Kasami związani są także członkowie rodziny Sosnowskiego: siostra Beata pracuje jako grafik w SKOK im. Stefczyka, szwagier Rafał Rywalski jest kierownikiem regionu pomorskiego tej Kasy, a żona Anita Rywalska-Sosnowska – śpiewaczka operowa, była do niedawna członkiem zarządu Stowarzyszenia Krzewienia Edukacji Finansowej, do którego muszą należeć wszyscy członkowie Stefczyka (Kasa do świątecznych kredytów dodawała gratisowo płytę z nagraniami żony prezesa).

Koło ratunkowe

SKOK im. Stefczyka pełni w systemie Kas jeszcze jedną bardzo ważną rolę: koła ratunkowego dla Kas zagrożonych niewypłacalnością i osób, które rządząc tymi Kasami doprowadziły do finansowego kryzysu. Stojąca na granicy bankructwa Kasa zostaje przyłączona do Stefczyka. Stefczyk zaś dostaje pieniądze z funduszu stabilizacyjnego utworzonego przy Krajowej SKOK (wszystkie Kasy odprowadzają na fundusz 1 proc. swoich aktywów) na przeprowadzenie programu naprawczego.

Jedną z Kas przyłączonych w ten sposób do Stefczyka był SKOK Dolny Śląsk. Funkcję prezesa pełnił w nim Zbigniew Puniewski (obecnie szef PiS we Wrocławiu), a wiceprezesa – Aleksandra Natalli-Świat (obecnie poseł PiS, szefowa sejmowej komisji finansów, w której rozstrzygało się ostatnio, czy SKOK zostaną objęte zewnętrznym nadzorem). Do 1998 r. wiceprezesem Dolnego Śląska był Jędrzej Jędrych (obecnie poseł PiS, autor poprawki do ustawy o finansowym wsparciu rodzin w zakupie mieszkań, dzięki której SKOK będą mogły udzielać kredytów dofinansowywanych przez państwo). W radzie nadzorczej zasiadali m.in. Andrzej Sosnowski, Jarosław Bierecki (brat Grzegorza Biereckiego) i Jarosław K. (obecnie pełnomocnik PiS w Poznaniu, zamieszany w opisywaną m.in. przez „Gazetę Wyborczą” aferę WBR).

W momencie przyłączenia do Stefczyka – w maju 1999 r. – ta niewielka Kasa miała ponad 650 tys. zł straty i około pół miliona niepokrytych strat z wcześniejszych lat. Dwa miesiące wcześniej Krajówka przyłączyła do niej przymusowo SKOK Pracowników Oświaty i Wychowania we Wrocławiu, uzasadniając, że „sytuacja finansowa SKOK POiW jest trudna” i „jedynie połączenie z dużą, silną kapitałowo kasą daje możliwości poprawy tej sytuacji. W rejonie Wrocławia kryteria te spełnia SKOK Dolny Śląsk”. Po miesiącu okazało się, że Dolny Śląsk z kolei może uratować tylko połączenie ze Stefczykiem. Mimo – delikatnie mówiąc – braku sukcesów w zarządzaniu SKOK Dolny Śląsk jego były prezes Zbigniew Puniewski został wiceprezesem Stefczyka.

W 1999 r. do Stefczyka została przyłączona również Wielkopolska SKOK. Jej byłemu prezesowi Jarosławowi K. (temu samemu, który dziś jest pełnomocnikiem PiS w Poznaniu) powierzono nowe funkcje – prezesa SKOK Wielkopolska i członka rady nadzorczej Krajowej SKOK. Cztery lata później do Stefczyka przyłączono SKOK Katowice (miał wówczas blisko 7,5 mln zł niepokrytej straty z kilku lat), a jego były prezes Jędrzej Jędrych został dyrektorem regionalnym Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych SKOK i Towarzystwa Ubezpieczeń SKOK Życie SA.

Windykatorzy

W sprawozdaniach finansowych Stefczyka wyczytać można, że „to nie tylko instytucja finansowa, ale także sposób na życie”. Dla wąskiego grona osób związanych ze Stefczykiem Kasa ta stała się sposobem na bardzo dostatnie życie.

Problemem wszystkich Kas jest coraz większa liczba nieterminowo lub w ogóle niespłacanych pożyczek. Ściąganiem należności od dłużników zajmują się piony windykacyjne działające we wszystkich Kasach. Ale kilka lat temu Krajowa SKOK zdecydowała, że windykację na rzecz wszystkich Kas będzie prowadziła, również należąca do systemu SKOK, spółka Asekuracja. Kasom nie opłaca się samodzielne ściganie dłużników: Krajówka zadecydowała, że na przeterminowane należności muszą w swoich budżetach robić rezerwę w wysokości równej przeterminowanym pożyczkom (im większa rezerwa – tym gorszy wynik finansowy Kasy). Jeśli przekażą windykację Asekuracji – rezerwa wynosi już tylko 10 proc. należności.

Faktycznie windykacją zajmuje się spółka HTP Puniewska, której wspólnikami są Asekuracja i Halina Puniewska, matka (a nie żona, jak kiedyś napisaliśmy) Zbigniewa Puniewskiego, byłego prezesa SKOK Dolny Śląsk, a następnie wiceprezesa SKOK im. Stefczyka, obecnie szefa PiS we Wrocławiu. Sam Zbigniew Puniewski jest pełnomocnikiem spółki. – W praktyce to on zarządza firmą. Pani Puniewska jest już osobą w podeszłym wieku i choć pojawia się w siedzibie HTP, jej wpływ na funkcjonowanie firmy jest niewielki – twierdzi wrocławski prawnik, który niegdyś współpracował z HTP.

Dwa lata z rzędu firma osiągnęła zysk w wysokości 5 mln zł. Duża część z tej kwoty to zyski z windykacji na rzecz SKOK im. Stefczyka. Zgodnie z umową aż 90 proc. z zysku przypadło w udziale Halinie Puniewskiej, resztę dostała Asekuracja.

Z HTP w działalności windykacyjnej współpracuje spółka Grabiński i Wspólnicy (dawna nazwa: HTP Puniewska Grabiński), której wspólnikami są m.in.: Halina Puniewska, Zbigniew Puniewski oraz Andrzej Grabiński – członek Naczelnej Rady Adwokackiej, obrońca Lecha Kaczyńskiego w procesie, który wytoczył prezydentowi Mieczysław Wachowski, od listopada 2005 r. – członek Trybunału Stanu z rekomendacji PiS (gdy Sejm wybierał członków Trybunału, jego kandydaturę przedstawiała Aleksandra Natalli-Świat).

Ile zarobiła na windykowaniu członków SKOK ta kancelaria – nie wiadomo, bo choć nie brakuje w niej prawników, od początku swego istnienia nie złożyła ani razu wymaganego prawem rocznego sprawozdania finansowego.

Skokowi posesjonaci

Biznesy dzięki SKOK im. Stefczyka robią jednak nie tylko byli członkowie jej władz. W 2003 r. pracownicy Stefczyka odpowiedzialni za sprawy lokalowe dostali od władz Kasy polecenie wyszukania najatrakcyjniejszych lokalizacji pod przyszłe placówki SKOK. Zgodnie z decyzją zebrania przedstawicieli członków SKOK (złożonego z małżeństw Biereckich, Lamentów, Kamińskich, Sosnowskich oraz kilku osób pełniących wysokie funkcje w podmiotach należących do systemu SKOK) Stefczyk miał kupować wytypowane przez swych pracowników lokale i sprzedawać „osobom gwarantującym wysoką rzetelność”. Osoby te z kolei miały wynajmować lokale Stefczykowi. Miał to być sposób na ominięcie przepisów zabraniających Kasom nadmiernego inwestowania w środki trwałe, np. nieruchomości (prawo skonstruowano w ten sposób, by zapewnić bezpieczeństwo pieniądzom członków SKOK).

Członkowie władz SKOK im. Stefczyka utworzyli wówczas szereg prywatnych spółek zajmujących się wynajmem nieruchomości. Za pieniądze pochodzące w dużej części z kredytów zaciągniętych w Kasach kupowali lokale, a następnie wynajmowali je Stefczykowi. Wysokość czynszów była dostosowana do wysokości rat kredytów zaciągniętych przez władze Kasy.

Prezes Stefczyka Andrzej Sosnowski i przewodniczący rady nadzorczej tej Kasy Grzegorz Bierecki założyli spółkę Arenda. W krótkim czasie kupili osiem lokali. Zapłacili za nie 5,6 mln zł – w dużej części z kredytów – np. na lokal przy ul. Piłsudskiego we Wrocławiu, za który zapłacili 845 tys. zł, wzięli 724 tys. zł kredytu. W tym roku do ich spółki dołączyła Halina Puniewska – wnosząc lokal przy sławnym sopockim Monciaku o wartości 879 tys. zł. O nieruchomościowych biznesach władz Stefczyka pisaliśmy w artykule „Kasa Wielkiej Piątki” (pisała o tym także „GW” – „Zarobić na SKOK–ach”).

Sam prezes SKOK im. Stefczyka – oprócz lokali na wynajem – jest właścicielem willi położonej w atrakcyjnej dzielnicy Sopotu, kilkadziesiąt metrów od centrali SKOK. Działkę o powierzchni blisko tysiąca metrów kwadratowych Sosnowski i jego żona kupili w 2003 r. za 950 tys. zł. Zaciągnęli na nią 900 tys. zł kredytu w SKOK Rodzina. Na budowę domu wzięli jeszcze kredyt i pożyczkę w Stefczyku – zabezpieczone hipoteką w wysokości ponad 1,2 mln zł oraz 314 tys. zł pożyczki w Towarzystwie Finansowym SKOK.

Zgodnie z prawem dane o wszystkich pożyczkach udzielonych członkom władz Kasy oraz o wszelkich transakcjach zawartych z nimi i ich rodzinami powinny się znaleźć w rocznych sprawozdaniach z działalności Kasy składanych w sądzie rejestrowym. W aktach rejestrowych Stefczyka takich danych jednak nie ma. „Zobowiązania w stosunku do udzielonych kredytów i wysokości stanowią tajemnicę instytucji finansowej, która w zakresie skutków prawnych jest zbieżna z tajemnicą bankową” – tłumaczy Andrzej Dunajski, rzecznik Kas (cytujemy w wersji oryginalnej).

Piarowcy i lobbyści

Sam Andrzej Dunajski z członkami władz SKOK przyjaźni się od lat: chodził do jednej klasy w liceum z Andrzejem Sosnowskim, z Grzegorzem Biereckim studiował na jednym roku polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim. W latach 90. był dziennikarzem – wspólnie z Romualdem Orłem (dziś redaktorem naczelnym należącej do spółki Media SKOK „Gazety Bankowej”). Należąca do żony Dunajskiego firma Dunaj AR zajmowała się piarem Kasy: przez ponad trzy lata (do wiosny br.) wydawała kwartalnik „Czas na SKOK”, który otrzymywali bezpłatnie członkowie SKOK Stefczyka. Zawierał on zarówno informacje o nowych produktach Stefczyka, jak i ostre repliki na ukazujące się w prasie krytyczne publikacje na temat Kas.

Z kolei żony członków zarządu Kasy Krajowej Grzegorza Biereckiego (Marzena), Jarosława Biereckiego (Alicja), Wiktora Kamińskiego (Danuta) i Lecha Lamenty (także Danuta) zaangażowane są w działalność lobbingową SKOK. Wszystkie zasiadają w zarządzie Stowarzyszenia Krzewienia Edukacji Finansowej, do którego muszą należeć wszyscy członkowie SKOK im. Stefczyka – czyli pół miliona osób. Zapisując się do Kasy, podpisują zgodę na odprowadzanie składki w wysokości 4 zł na konto SKEF. W zarządzie Stowarzyszenia zasiada także poseł II kadencji Sejmu Bogusław Kaczmarek, któremu Kasy zawdzięczają przeforsowanie ustawy o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych w obecnej formie.

Stowarzyszenie przygotowało m.in. projekt ustawy o zapobieganiu niewypłacalności i upadłości osób fizycznych (pisaliśmy o tym w artykule „Wielki SKOK”) złożony w Sejmie przez klub PiS. Organizuje liczne konferencje poświęcone ustawom dotyczącym Kas, na które zapraszani są politycy (częstymi bywalcami konferencji SKEF są posłowie Przemysław Gosiewski i Artur Zawisza).

– Biznesowa działalność członków władz SKOK przeczy wszystkim założeniom mojego pradziadka – Franciszka Stefczyka – twórcy przedwojennych Kas. Pradziadek w spuściźnie po sobie nie zostawił kont ani majątku. Tylko dobre imię. Nie pozwolę, by to imię przeklinali członkowie dzisiejszych Kas – mówi jedyna żyjąca prawnuczka Stefczyka – Teresa Kolińska. I zapowiada walkę o odebranie SKOK Stefczyka prawa do posługiwania się nazwiskiem jej przodka.

Polityka.pl

Bielan: In vitro i tzw. afera SKOK-ów to starannie, od dawna przygotowywane przez polityków PO tematy

Adam Bielan przekonuje, że kampania Andrzeja Dudy jest prowadzona dobrze, choć zaczęła się zbyt późno.
Adam Bielan przekonuje, że kampania Andrzeja Dudy jest prowadzona dobrze, choć zaczęła się zbyt późno. Fot. Parlament Europejski

Kampania Andrzeja Dudy po mocnym starcie została zepchnięta do defensywy. – Moja jedyna krytyczna uwaga jest taka, że kampania zaczęła się zbyt późno – mówi w „Bez autoryzacji” Adam Bielan, były europoseł, polityk Zjednoczonej Prawicy. Dodaje, że Duda powinien zacząć walczyć o wyborców jeszcze wcześniej niż w listopadzie.

To dobrze, że zawieszono kampanię wyborczą? I jak długo to powinno potrwać? Tylko dzisiaj? Dłużej?

Ta decyzja była potrzebna, bo to, co się wydarzyło, było wstrząsem dla nas wszystkich. Po pierwsze ze względu na śmierć naszych rodaków, a po drugie dlatego, że padli ofiarą zamachu terrorystycznego. To uświadamia nam, że terroryzm jest zagrożeniem globalnym, może dotknąć też nas. W takich warunkach trudno prowadzić kampanię wyborczą. Decyzja prezydenta Komorowskiego i Andrzeja Dudy jest zrozumiała.

Z jednej strony zawieszenie kampanii, z drugiej Paweł Szefernaker ze sztabu Andrzeja Dudy pisał, że Komorowski nie potrafi zaprowadzić zgody nawet w swoim obozie. Chodziło mu o rozbieżność w sprawie żałoby narodowej. To był typowo kampanijny wpis na Twitterze.

Decyzja dotyczy samych kandydatów. W kampanię są zaangażowane dziesiątki osób, mają różną wrażliwość, każdy inaczej reaguje na takie tragedie. Czasami osoby zaangażowane w kampanię 24 godziny na dobę nie potrafią tak od razu zwolnić. Z kolei media społecznościowe – co wiem także po sobie – piszemy coś, a dopiero później myślimy. Nie czyniłbym z tego jakiegoś zarzutu, dla mnie liczą się przede wszystkim deklaracje obu głównych kandydatów.

Te wydarzenia mogą wpłynąć na poparcie dla kandydatów, tak jak konflikt na Ukrainie wpłynął na wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego?

Nie sądzę. Konflikt na Ukrainie uświadomił nam, w jak niebezpiecznych czasach żyjemy, ale też przypomniał nam, jakie jest nasze położenie geopolityczne i rozpoczął dyskusję na temat naszego bezpieczeństwa narodowego i wydatków na armię. On miał oczywiście wpływ na wynik. W momentach dużego zagrożenia często zyskują rządzący, bo naturalną reakcją jest skupienie się ku rządzącym.

W tym przypadku nie mamy jednak do czynienia z narastającym zjawiskiem, stanem permanentnego kryzysu, tak jak na Ukrainie, ale ze zjawiskiem jednorazowym, które – mam nadzieję – szybko się nie powtórzy. Przynajmniej w stosunku do naszych rodaków.

Ma pan duże doświadczenie w prowadzeniu kampanii. Nie uważa pan, że sztabowcy Andrzeja Dudy przecenili jego młodość i wytrzymałość? Mocno go eksploatują, a zmęczenie na jego twarzy jest coraz bardziej widoczne.

Kampanię wyborczą należy oceniać po jej zakończeniu. Ocenianie jej teraz, to jak ocenianie meczu piłkarskiego po 15 minutach. Zdarza się, że drużyna, która gra ładnie, przegrywa. Liczy się wynik. Nie mam takiego wrażenia jak pan. Moja jedyna krytyczna uwaga jest taka, że kampania zaczęła się zbyt późno. Mam nadzieję, że w ostatecznym rozrachunku tego czasu nie zabraknie.

Andrzej Duda jest pracowity, ma dobrą kondycję. Może trzeba lepiej układać jego kalendarz. Ale w kampanii wyborczej takie zmęczenie jest nieuniknione. Dwukrotnie towarzyszyłem kandydatom na prezydenta i każdy, kto prowadził taką kampanię wie, że wtedy trzeba dać z siebie wszystko. Wyborcy oceniają też sposób reagowania na stres, zmęczenie, bo wiedzą, że głowa państwa może się znaleźć w takich sytuacjach kryzysowych. Moim zdaniem Andrzej Duda zdaje ten test pozytywnie.

Marek Migalski pisze, że polska kampania jest jak wysepka, na której są politycy i dziennikarze, ale wybory wygrywa się docierając do tych, którzy są na brzegu jeziora. Konkluduje, że na razie tylko Komorowskiemu udało się ich zainteresować, dzięki sprawom in vitro i konwencji antyprzemocowej.

Staram się czytać większość tekstów doktora Migalskiego, ale tego jeszcze nie znam. Myślę, że analogia jest trafna, bo o wyborach nie decydują ci, którzy już na początku kampanii mają sprecyzowane poglądy, ale ci, którzy na co dzień się polityką nie interesują. Zaczynają dopiero w trakcie kampanii, tuż przed samymi wyborami i to oni decydują o wyniku.

W takich warunkach kandydat taki, jak Andrzej Duda, który startował z niskim poziomem rozpoznawalności i nie ma takich zasobów medialnych jak urzędujący prezydent, miał trudniej. Dlatego liczy się czas. Wydawało mi się, że nawet start w listopadzie jest późny i trzeba wykorzystywać każdy dzień. Od sześciu tygodni kampania jest już bardzo intensywna i Andrzejowi Dudzie udało się zdobyć wysoki poziom rozpoznawalności.

Dzięki temu media nie mogą go już lekceważyć, bo na początku roku media ignorowały jego objazd po Polsce. To coś najgorszego dla kandydata, jeżeli jest przez media centralne niezauważany. Teraz tego już nie ma i ta rozpoznawalność będzie kluczowa po 26 marca, w najważniejszym etapie kampanii. Wtedy będziemy znać już nazwiska wszystkich zarejestrowanych kandydatów.

Po Świętach Wielkanocnych będzie walka o tych, którzy nie są zdecydowani. A wygrają ją ci, którzy mają inicjatywę, którzy narzucają korzystne dla nich tematy. Jeśli tego się nie da zrobić, to nie zawsze jest wina sztabu. Czasem są przyczyny obiektywne, albo przeciwnik jest tak silny, że nie da się go pokonać.

Nie ma co ukrywać, że zarówno in vitro, jak i tzw. afera SKOK-ów to starannie, od wielu tygodni przygotowywane przez polityków Platformy tematy. Tu nie ma żadnego przypadku, to element kampanii negatywnej, jak w przypadku SKOK-ów, a z drugiej strony mającej postawić Andrzeja Dudę w defensywie, jak w przypadku in vitro.

naTemat.pl

PiS pyta o powiązania prezydenta i PO z władzami SKOK Wołomin. PO: Wychodzi zaplecze Dudy – Macierewicz

jagor, PAP, 19.03.2015
Oddział SKOK Wołomin w Wołominie

Oddział SKOK Wołomin w Wołominie (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

PiS domaga się, aby prezydent Bronisław Komorowski i politycy PO wyjaśnili swoje powiązania z władzami SKOK Wołomin i fundacji „Pro Civili”, w których znaleźli się byli funkcjonariusze WSI. To próba odwrócenia uwagi przez PiS od problemów SKOK-ów – komentuje zarzuty PO.
W czwartek odbyło się posiedzenie zespołu parlamentarnego ds. skutków działalności komisji weryfikacyjnej WSI, na czele której stał Antoni Macierewicz. Zespół, w skład którego wchodzą politycy PiS, omawiał – jak ogłosił kierujący jego pracami poseł Bartosz Kownacki – „powiązania Bronisława Komorowskiego ze SKOK Wołomin”.
Podczas prezentacji zwrócono uwagę, że w radzie nadzorczej SKOK-u Wołomin zasiadał m.in. Piotr P. – były oficer WSI, powiązany wcześniej z fundacją „Pro Civili”. Osób powiązanych z „Pro Civili”, które znalazły się potem w SKOK Wołomin – jak podkreślają politycy PiS – jest więcej.

Podczas posiedzenia przytoczono informacje zawarte w raporcie z weryfikacji WSI. Zgodnie nimi fundacja „Pro Civili” oraz powiązane z nią firmy były tzw. pralnią pieniędzy, które mogły pochodzić z działalności grup przestępczych. Fundacja miała też realizować fikcyjne zamówienia kosztem Wojskowej Akademii Technicznej.

„Gdyby państwo działało, nie doszłoby do sytuacji w SKOK Wołomin”

Według Kownackiego „kontynuacją procederu” Piotra P. było powołanie SKOK Wołomin. – Te same osoby. Ten sam sposób działania: fałszywe dokumenty, ewentualnie zawyżana wartość gruntów i usług – podkreślił.

– Udowodniliśmy, że gdyby instytucje państwa polskiego działały w sposób sprawny, gdyby przez ostatnie 7 lat, nie zajmowano się dyskredytowaniem komisji weryfikacyjnej WSI, gdyby PO i politycy tej partii zajmowali się tym, do czego są powołani, nie doszłoby do sytuacji w SKOK Wołomin – powiedział po zakończeniu spotkania zespołu Kownacki.

– Odpowiedzialne za to, że ponad 1 miliard złotych wyparował ze SKOK Wołomin, są instytucje państwowe, które nie robiły nic w tej sprawie, pozwoliły, że osoby, w sprawie których prowadzone było śledztwo dotyczące „Pro Civili”, spokojnie funkcjonowały i zakładały kolejne procedery – dodał.

Wśród instytucji, które powinny nadzorować działania SKOK Wołomin, poseł wymienił Komisję Nadzoru Finansowego i ABW.

Podczas prezentacji pojawiła się informacja, że w 2012 roku kasa krajowa SKOK poinformowała KNF o nieprawidłowościach w SKOK Wołomin. – Czy to jest tylko bezczynność, czy wynika to ze związków polityków PO z WSI? – pytał Kownacki.

Podczas rozmowy z dziennikarzami, i wcześniej w trakcie omawiania prezentacji, poseł zwrócił uwagę, że Bronisław Komorowski w latach 2000-2001 roku był ministrem obrony narodowej i nadzorował WSI. Wtedy – jak mówił poseł – WSI „nakazały” Centralnemu Biuru Śledczemu, aby ludzi z WSI powiązanych z fundacją „Pro Civili” nie ścigać.

– Dlaczego minister obrony narodowej nic w tej sprawie nie robił? Czy prawdą jest, że prezydent Bronisław Komorowski, jak mówią media, spotykał się z Piotrem P., o którym wiedział, że jest zaangażowany w przestępczy proceder? Czy rzeczywiście spotykał się w Pałacu Prezydenckim? – to niektóre z pytań, które zadał szef zespołu Bartosz Kownacki.

Politycy PiS pytali też, jakie były relacje polityków PO, prezydenta z władzami SKOK Wołomin i fundacji „Pro Civili”. Prezentacja przedstawiona dziennikarzom i politykom PiS zawierała m.in. zdjęcia szefostwa fundacji SKOK Wołomin z Bronisławem Komorowskim i obecnym europosłem PO Dariuszem Rosatim.

PO: Wychodzi prawdziwe zaplecze (kandydata Dudy) – czyli Antoni Macierewicz

Poseł PO Mariusz Witczak – komentując zarzuty PiS wobec Platformy i prezydenta – powiedział, że „wychodzi prawdziwe zaplecze (kandydata na prezydenta Andrzeja Dudy) – czyli Antoni Macierewicz”. – To zasłona dymna ze strony PiS, każde dziecko wie, że sprawa SKOK-ów środowiskowo i politycznie dotyczy tylko jednej partii politycznej – Prawa i Sprawiedliwości, bo granice między PiS i SKOK-ami są niejasne – podkreślił polityk Platformy.

Jak dodał, mówienie o politykach PO w kontekście SKOK-ów to „próba odwracania uwagi, zaciemniania prawdziwego obrazu sytuacji”, a wciąganie w tę kwestię prezydenta – „to uderzenie kulą w płot”.

Wipler zawiadamia prokuraturę ws. SKOK-ów

Przemysław Wipler (niezrz.) zapowiedział, że w czwartek złoży dwa zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstw w sprawie SKOK-ów. Jak wyjaśnił, chodzi o niedopełnienie obowiązku nadzoru KNF nad SKOK Wołomin oraz przekroczenie uprawnień przez członków KNF.

– Pierwsze przestępstwo zostało moim zdaniem popełnione przez członków władz KNF, którzy nie dopełnili obowiązków, do których byli zobowiązani jako przedstawiciele nadzoru nad SKOK-ami. SKOK Wołomin był zarządzany przez zorganizowaną grupę przestępczą – powiedział Wipler w czwartek na konferencji prasowej w Sejmie. Jak ocenił, w wyniku zaniechań członków KNF Bankowy Fundusz Gwarancyjny stracił 700 milionów złotych, a kilkaset rodzin straciło dużą część oszczędności.

Śledztwo dotyczące działania na szkodę SKOK Wołomin zostało wszczęte przez Prokuraturę Okręgową w Gorzowie Wlkp. w maju 2013 roku, po tym jak podczas innego postępowania dot. wyłudzenia kredytów z gorzowskiego oddziału PKO ustalono, że wielomilionowe kredyty na podstawie nierzetelnej dokumentacji wyłudzano także ze SKOK Wołomin.

Z ustaleń śledczych wynika, że za wiedzą osób z kierownictwa SKOK Wołomin podstawione osoby przedkładały podrobione zaświadczenia o zatrudnieniu i wysokości zarobków oraz akty notarialne stanowiące zabezpieczenie pożyczek i kredytów na nieruchomościach o znacznie zawyżonej wartości. To pozwalało uzyskiwać wysokie kredyty i pożyczki. Pierwsze z zaciąganych kredytów były spłacane, a następne były już spłacane kolejnymi, zaciąganymi nielegalnie kredytami – wynika z ustaleń śledztwa.

W kwietniu ub.r. gorzowski sąd aresztował wiceprezes SKOK Wołomin Joannę P. i mężczyznę związanego z tą instytucją Piotra P. Joanna P. usłyszała zarzut działania na szkodę firmy, natomiast Piotr P. zarzut udziału w wyłudzaniu kredytów. Obojgu zarzucono też udział w zorganizowanej grupie przestępczej.Wipler poinformował, że drugie zawiadomienie dotyczy podejrzenia popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień przez członków KNF, którzy – jego zdaniem – prowadzą kampanię polityczną i medialną przeciw senatorowi Grzegorzowi Biereckiemu. Jak dodał, członkowie KNF przekazują mediom informacje wrażliwe, które zostały uzyskane w ramach nadzoru nad SKOK-ami. – Z tych informacji nie wynikają żadne nieprawidłowości prawne czy przestępstwa, a które są wykorzystywane do kampanii pomówień przeciw senatorowi Biereckiemu – zaznaczył.

Majątek zamiast do SKOK-ów trafił do spółki

Według ubiegłotygodniowych publikacji „Wprost” i „Gazety Wyborczej”, z materiałów zgromadzonych przez Komisję Nadzoru Finansowego wynika, że majątek zlikwidowanej w 2010 r. Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych, która kontrolowała system SKOK-ów i której prezesem był Grzegorz Bierecki, przekazany został do spółki będącej własnością kilku osób, w tym Biereckiego, mającego w niej najwięcej udziałów, nie zaś do instytucji w systemie SKOK, np. do Kasy Krajowej.

Sprawie tej poświęcone było pismo szefa KNF Andrzeja Jakubiaka, które otrzymali: premier Ewa Kopacz, marszałek Senatu oraz szefowie CBA i ABW. Zdaniem premier „sytuacja jest bardzo poważna” i należy ją wyjaśnić.

Bierecki: To kłamstwa i brudna kampania

Zdaniem Biereckiego wszystkie zarzuty podnoszone w artykułach „Wprost” i „GW” to kłamstwa. – Kłamią na mój temat również politycy PO, z premier Ewą Kopacz na czele, prowadząc w ten sposób brudną kampanię wyborczą – oświadczył Bierecki.

Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe stały się jednym z głównych tematów politycznego sporu. PO wskazuje na patologie w kasach, wykazane w raportach Komisji Nadzoru Finansowego. PiS uważa, że temat jest instrumentalnie wykorzystywany w kampanii wyborczej. W środę o sytuacji w SKOK-ach 9 godzin dyskutowali posłowie z sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Z przedstawionych posłom informacji Komisji Finansów Publicznych wynika, że sektor SKOK odnotował stratę w wysokości ok. 126 mln zł, a niedobór funduszy własnych to ok. 300 mln zł.

Pod koniec 2014 r. 41 kas było objętych postępowaniem naprawczym. W stosunku do dwóch – SKOK Wołomin i SKOK Wspólnota – musiała zostać ogłoszona upadłość. Dwie kasy zostały przejęte przez banki.

Zobacz także

TOK FM

Wojciech Sadurski: Powrót do Konstytucji

Ma absolutnie rację Katarzyna Lubnauer: to obecność religii w szkołach publicznych wymagałaby mocnego uzasadnienia, nie zaś jej nieobecność. Niestety, istnieje coś takiego, co teoretycy prawa nazywają „normatywną siłą faktów”: stan istniejący zaczyna być traktowany jako coś normalnego, niewymagającego obrony, zaś to tylko zmiana wymusza ciężar argumentacji. Tak tworzy się swoisty szantaż: chcecie „wyprowadzić religię ze szkół”, to udowodnijcie, że nie jesteście wrogami wiary!

Nie warto takiemu szantażowi ulegać. Religia w szkołach publicznych to aberracja, która zatruwa zarówno samą edukację jak i religię.

Ale ma też – i to jest mój główny niepokój – demoralizujący, negatywny wpływ na cały ustrój konstytucyjny państwa, zasadniczo podważając zasadę bezstronności państwa wobec religii czy, szerzej, rozdziału kościołów od państwa. Wprowadzona cichaczem, niewłaściwym instrumentem prawnym, bez odpowiedniej debaty społecznej, dla czysto oportunistycznych celów, religia w szkołach stała się konstytucyjną trucizną, wypaczającą relacje między państwem a największym polskim Kościołem. Także – dziwnie paraliżującą Trybunał Konstytucyjny, który w tej akurat sprawie okazał się osobliwie spłoszony.

Przypomnijmy kilka epizodów:

1. Styczeń 1991, TK ocenia, na wniosek RPO (bo taką mieliśmy wówczas szczęście mieć RPO!), konstytucyjność wprowadzenia religii do szkół mocą ministerialnej instrukcji (z 3 sierpnia 1990). Trybunał nie widzi problemu, bo przecież religia nie stała się obowiązkowa! Trybunał nie widzi też nic złego w składaniu przez rodziców oświadczeń woli o uczestnictwie ich dzieci w lekcjach religii: nie jest to sprzeczne z prawem do zachowania milczenia o swym wyznaniu, bo… „ustawowego prawa do zachowania milczenia nie można traktować jak nakazu milczenia”. (NB logika tego argumentu wręcz poraża). Poza tym, rodzice nie muszą przecież składać deklaracji „negatywnych” (o nie-uczestniczeniu), ale jedynie ‘pozytywne”. Kolejny majstersztyk argumentacyjny…

2. Kwiecień 1993: dalsze regulacje państwowe dotyczące nauczania religii, dalsze moszczenie się religii w szkołach. Kolejny wniosek RPO, kolejna odpowiedz Trybunału. Zatrudnianie szkolnych katechetów wyznaczanych przez Kościół i opłacanych przez państwo?  Nie ma problemu, nie jest to subsydiowanie Kościoła, bo nauczyciel to nie Kościół. Stopnie z religii na maturze? Proste, wszak matury mają odzwierciedlać pełen  przebieg kształcenia, w tym także przedmioty nieobowiązkowe. Katecheci w radach pedagogicznych? No i bardzo dobrze, to prosta konsekwencja obowiązku szkoły organizowania nauczania religii, jeśli taka jest wola rodziców. Krzyże i modlitwy w szkołach? To tylko możliwość, a nie obowiązek po stronie szkół. A brak modlitwy podważałby prawo do uczestnictwa w obrzędach religijnych. (jak by nie było innych miejsc kultu, poza szkołami publicznymi…)

3. Grudzień 2009 (przeskoczyłem kilka klatek filmowych): włączanie ocen z religii do średniej maturalnej. Znów, no problem, to przecież tylko konsekwencja miejsca nauczania religii w programie szkolnym. Przy okazji TK usłużnie deklaruje, nawet niespecjalnie pytany, że wcale nie musimy mówić o zasadzie państwa świeckiego. W trybunalskiej mowie: „Zdaniem Trybunału Konstytucyjnego, określenie, w odniesieniu do państw demokratycznych, jakiegoś rozwiązania prawnego, bądź rozwiązań prawnych, za pomocą pojęcia „państwa świeckiego” – nie jest współcześnie niezbędne, a niekiedy może nawet być mylące”. Dodajmy: i denerwujące hierarchów.

Na kwestię „religia w szkołach” można patrzyć z różnych punktów widzenia: edukacyjnego, religijnego, budżetowego czy – jak zgodnie z moim profesjonalnym odchyleniem – konstytucyjnego. Konstytucja, realizowana i interpretowana przez Trybunał, zawiodła srogo w tej dziedzinie. Polityczna decyzja z roku 1990, podjęta niezgodnie z Konstytucją i bez żadnej publicznej deliberacji, przez lata paraliżowała myślenie Trybunału o tym problemie. Dziś jest czas na demokratyczne, ustawowe rozwiązanie, skoro na TK nie można było przez tyle lat liczyć. Konstytucja powinna wrócić do suwerena, jeśli sędziowski arbiter nie zdobył się na jej kompetentne wyrażanie w tej akurat sprawie. Dlatego popieram inicjatywę Liberté!

tokfm.pl/blogi/liberte

Dodaj komentarz