Gender

Wojciech Łazarowicz – Gender, biskupi i cykliści

Strasznie naiwny ten profesor Hartman, kiedy tłumaczy biskupom, że walka z ideologią gender nie ma sensu, bo taka ideologia nie istnieje. Biskupi nie są idiotami i właśnie dlatego podjęli walkę z ideologią gender, że ona nie istnieje.

Właściwie, to ten Hartman nie jest naiwny, tylko cwany – ot, polityk przed wyborami. Staje przed Bazyliką Mariacką i odczytuje manifest partii Palikota pt. „Prawda nas wyzwoli”. W manifeście mowa o tym, że polska rodzina ma całą masę innych problemów, ale nie problem z ideologią gender. Prof. Hartman, by wzmocnić wymowę listu dodaje, że wojnę z gender wymyślili biskupi by przykryć skandale pedofilskie: „skala rozpasania, zepsucia seksualnego wśród duchowieństwa katolickiego jest porażająca, a propagandziści Kościoła próbują bronić Kościoła poprzez atak, urządzając nową wersją polowania na czarownice”.

Z jednej strony biskupi twierdzą zatem, że polskiej rodzinie grozi gender, z drugiej politycy Palikota zapewniają, że to zwykła hucpa, bo prawdziwym skandalem jest pedofilia wśród księży. Jedni i drudzy straszą, walczą z wrogiem, mobilizują do oporu i zwierania szeregów – jedni w imię obrony moralności, drudzy rozumu. Dla każdego coś miłego. Jednym i drugim spada poparcie, więc robić coś trzeba, a najłatwiej ludzi mobilizować strasząc ich.

Biskupi od kilkunastu wieków z upodobaniem straszą ludzi opowiadając o piekle po śmierci, i o wrogach za życia. Niby wszyscy są braćmi, ale jakoś tak się składa, że zawsze część tych braci to kainowe plemię: innowiercy, Żydzi, masoni, cykliści – zawsze byli jacyś wrogowie, którymi można było straszyć, przed którymi można było chronić. Jednak nawet najbardziej konserwatywni katolicy zorientowali się, że walka z Żydami i masonami jest passé, więc jak manna z nieba spadła im ta ideologia gender. Gender na szatańskiego wroga nadaje się znakomicie, bo nikt tego gendera nie widział, więc strach może być tym większy. Dzieci niegrzeczne – gender winny, córka się puszcza – gender, wnuki nie szanują – gender. Jak w filmie Woody Allena – „Wszystko czego nie wiecie, a boicie się zapytać…” Można się śmiać, ale to naprawdę wróg idealny i biskupi musieli by być kretynami, by tej szansy nie podjąć. Przecież kilka lat temu straszyli z ambon Unią Europejską i co? Jak dzisiaj wyglądałaby Polska poza Unią, bez rosnącego eksportu, bez funduszy na inwestycje? Żadna grupa tak wiele nie zyskała na wejściu do Unii, jak polscy rolnicy, bo szalenie rośnie eksport polskiej żywności, i popyt na produkcje rolną. Dodatkowo, rolnicy od czasów gierkowskich kredytów nie widzieli takiej gotówki, jaką teraz dostają jako dopłaty. No i niech teraz jakiś wiejski proboszcz wyjdzie na ambonę i gardłuje za wystąpieniem z Unii! Wyśmieją go, wykpią, albo jeszcze gorzej. Taaak, z tą wojna przeciwko Unii, to była chwilowa koniunktura polskiego kościoła, która się skończyła i teraz lepiej nawet nie wspominać ludziom na wsi tych bzdur, którymi ich straszyli biskupi. Ale Gender jest świetny, bo nikt nie wie co to za diabeł! Wszystkie lęki, obawy, każde niemal cierpienie można tłumaczyć czymś, czego nikt nie widział. Wszystkie problemy rodziny tłumaczyć knowaniami ideologów gender, którzy demoralizują dzieci. A co, może dzieci nie są dziś zdemoralizowane? Wystarczy zapytać jakąś starszą panią, a chętnie Wam powie, że dzisiaj dziewczyny się nie szanują, bo za jej czasów…

Strasznie cyniczna jest ta walka przeciwko gender w obronie polskiej rodziny, bo biskupi nie są kretynami, i doskonale problemy polskich rodzin znają. Tu akurat w pełni się zgadzam z autorami listu odczytanego przez Hartmana przed Bazyliką Mariacką: polska rodzina ma problemy z biedą, bezrobociem, brakiem mieszkań, brakiem perspektyw dla dzieci, przemocą, bezdzietnością, rozwodami, alkoholizmem, uzależnieniem od internetu. Wyliczam w tej kolejności, w jakiej te problemy wymienili autorzy listu, ale ja widzę tę kolejność inaczej. Otóż w ciągu ostatnich lat zjeździłem setki tysięcy kilometrów jeżdżąc po Polsce i kręcąc zdjęcia do rozmaitych dokumentów, reportaży. I z pełnym przekonaniem zaręczam, że największym problemem który degraduje polskie rodziny jest alkoholizm i nadużywanie alkoholu. W każdej wsi, w każdym miasteczku są rodziny skazane przez wódkę na nędzę, upokorzenia, degrengoladę, ubóstwo. Mnóstwo jest dzieci zabiedzonych, zaniedbanych, a wręcz niedorozwiniętych z powodu ciągłego pijaństwa rodziców, wujków, itd. Wódka jest najbardziej dostępnym i najtańszym sposobem na poprawienie dojmującego poczucia beznadziei, która jest udziałem starszych oraz młodszych, którzy jeszcze nie wyjechali do Irlandii.

Biskupi tak naprawdę doskonale znają realia, bo wcale nie żyją wieży z kości słoniowej, ale wizytują parafie, bywają na odpustach, zajmują się problemami podległych proboszczów i ich wspólnot. Dlatego, jeśli w obronie polskiej rodziny wypowiadają wojnę ideologii gender, a nie polskiemu pijaństwu, to uważam to za skrajny cynizm i wyrachowanie. Ja wiem, że występując przeciwko pijaństwu podkopywali by jeden z filarów polskiej tradycji i obrzędowości, na której zasadza się polski fasadowy katolicyzm. Dość sobie wyobrazić wszystkie najświętsze sakramenty bez wódki. Czy przyjęcie „Pana Jezusa” było by tak atrakcyjne, jeśli nie towarzyszyłoby mu obżarstwo i pijaństwo? Czy naprawdę wyobrażacie sobie, by proboszczowie tak gorliwie walczyli z „nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu” podczas chrzcin, komunii, wesel, świąt, i styp? Przecież na polskich wsiach każdemu takiemu wydarzeniu towarzyszy picie wódy, nierzadko kończące się mordobiciem. Czy miejscowy proboszcz rzeczywiście zechce tak chętnie wypowiedzieć wojnę uświęconej tradycji picia wódki przy okazji uczestnictwa w sakramentach świętych? Czy zechce wystąpić przeciw ludowej tradycji, której sam zawdzięcza dość wygodną egzystencję? Czy stanie w niedzielny poranek naprzeciw swych parafian o obrzmiałych twarzach i wygarnie im prawdę o prawdziwej przyczynie zbydlęcenia ojców, skurwienia żon i córek, zabiedzenia dzieci? Zwłaszcza jeśli poprzedniego wieczora gościł na imieninach u swych parafian; jeśli chodząc po kolędzie sam pozwalał wozić się kierowcy, „bo przecież ksiądz nie odmówi…”,

Walka z prawdziwym problemem polskich rodzin byłaby dla biskupów naprawdę ciężka, bo to właśnie problem prawdziwy. Mogłaby się także okazać mordercza, bo zapijanie wódą hostii jest świętą tradycją polskiego ludowego katolicyzmu, a instytucja kościoła opiera się przede wszystkim na tradycji. Dlatego tak wspaniałym pomysłem jest walka z genderem, szatanem materializującym się we wszystkim co tradycji obce: pedalstwo, liberalizm, feminizm i cholera wie co jeszcze – wszystko co nie tak swojskie jak flaszka ze szwagrem na chrzcinach – wszystko da się pod ten gender podciągnąć.

Byłbym już chętny wpaść pod skrzydła Hartmana, a możne nawet Palikota, którzy obiecują bronić dzielnie przed cynicznym manipulatorstwem biskupów, gdyby nie… cynizm i manipulatorstwo samego Hartmana i Palikota. Wobec zbliżających się eurowyborów wpadają w objęcia Kwaśniewskiego i Siwca przekonując, że sanacja moralna narodu i całej Europy ziści się dzieki kompromitującemu się opilstwem i zarabianiem na reżimach antydemokratycznych Kwaśniewskiemu, czy bezideowemu karierowiczowi Siwcowi. Na marginesie: przyszła mi do głowy śmieszna myśl, jak kampanię przeciwko polskiemu pijaństwu prowadzić mogliby chory na filipińską grypę Kawśniewski i wzbogacony na Polmosie Palikot 🙂

Rozumiejąc płyciznę ideologiczną sojuszu Palikota i Kwaśniewskiego, Hartman występuje pod Bazyliką Mriacką grzmiąc: „skala rozpasania, zepsucia seksualnego wśród duchowieństwa katolickiego jest porażająca, a propagandziści Kościoła próbują bronić Kościoła poprzez atak, urządzając nową wersją polowania na czarownice.” No cóż, choć skandale pedofilskie napawają zrozumiałą i uzasadnioną odrazą, to głoszenie przed kościołem o porażającej skali rozpasania seksualnego wśród duchowieństwa jest tylko cynicznym chwytem propagandowym przed zbliżającymi się eurowyborami. Bo politycy Palikota doskonale zdają sobie sprawę, że zamiast mierzyć się z prawdziwymi problemami polskich rodzin, jak brak mieszkań, bezrobocie, czy brak opieki zdrowotnej, lepiej walczyć zapamiętale przeciwko rozpasaniu biskupów. I tak biskupi walczyć będą z ideologią gender, a Palikot ze skandalami pedofilskimi księży. I tak, nic się nie zmieni i wszystko zostanie po staremu:
„Ksiądz pana wini, pan księdza,
A nam prostym zewsząd nędza…”

wojciechlazarowicz.natemat.pl

Eliza Michalik – Gender to jest wojna kobiet

Biskupi mają rację – gender rzeczywiście jest zagrożeniem. Tyle, że nie dla społeczeństwa i rodziny, ale dla konkretnej uprzywilejowanej grupy mężczyzn – właśnie kleru katolickiego – bojących się stracić swoją pozycję i władzę. Stracą ją i tak, bo w cywilizowanym świecie to nie do uniknięcia, ale na razie walczą o to, by trwała jak najdłużej, nie przebierając w środkach, brutalnie i bezwzględnie. Na miejscu feministek wcale nie starałabym się wony z gender wyciszać, przeciwnie – rozdmuchałabym ją do niebotycznych rozmiarów. Bo wojna z gender, to tak naprawdę wojna nas, kobiet, o nas. Niepowtarzalna okazja, żeby podnieść głowy i zażądać od mężczyzn, także tych w sutannach, należnych nam praw, należnego nam miejsca w społeczeństwie,dla którego robimy przecież o niebo więcej niż księża katoliccy. Osobiście uważam, że wojnę kleru z gender każda z nas, kobiet, powinna odebrać jako zamach na siebie, swoje prawa i obywatelskie wolności, jako bezprecedensowy przykład nienawiści i pogardy, któremu – jeśli się nie przeciwstawimy, będziemy musiały ulec, pogarszając tym samym naszą – i tak już wystarczająco złą społeczną, psychologiczną, finansową i prawną sytuację.

W wojnie z gender widać, jak klerowi obcy jest zupełnie komunitaryzm, postawa i nurt myślenia podkreślające ogromną wartość wspólnot i działania w kategoriach społecznych, szeroko zresztą w tej chwili dyskutowany, zwłaszcza w krajach anglosaskich, a w Polsce zupełnie nieobecny w dyskursie publicznym, z ogromną szkodą dla obywateli i obywatelek.

Spora część hierarchów i księży katolickich to kompletnie aspołeczne jednostki, rozumujące w wąskich kategoriach interesów branżowych. Kompletnie nie rozumieją, że oni jako księża, ale też jednostki i obywatele, funkcjonują w ramach społeczności, której częscią są kobiety, mające takie sama prawa jak mężczyźni.

Nie odróżniają zdrowego egoizmu, mówiącego „ja i moja grupa zawodowa, płciowa i każda inna, jesteśmy ważni, ale tak samo ważni, ni mniej, ni więcej, ale właśnie tak samo, są inni ludzie i ich grupy, zawodowe czy płciowe oraz ich interesy” , od egoizmu chorego, który twierdzi „ja i moja grupa jesteśmy najważniejsi, nasze uczucia i interesy mają pierwszeństwo przed uczuciami i interesami innych ludzi i grup. Jesteśmy ważniejsi, więc zasługujemy na przywileje”.

Dla kleru katolickiego najważniejszy jest on sam i kropka.

Jednak co oczywiste dla kleru, nie jest już oczywiste dla oświeconych prawników, demokratów, myślicieli i filozofów, dla inteligencji, wreszcie – po prostu dla sporej grupy coraz bardziej wsciekłych na kler Polaków i Polek. Dla nich jest jasne, że kler katolicki w Polsce cieszy się ogromnymi przywilejami między innymi finansowymi i społecznym całkowicie niezasłużenie. Nie ma dla tych przywilejów usprawiedliwienia i są skrajnie nieprzejrzyste, zarówno jeśli chodzi o sposób ich przyznawania, jak korzystania z nich i rozliczania się. I jest jasne, że to właśnie w obronie tych przywilejów walczą księża, nazywając to „wojną z gender, które niszczy rodzinę”.

Jeśli spojrzymy na kler katolicki trzeźwo, bez otoczki ogłupiającej ideologii, zobaczymy grupę mężczyzn sprawujących konkretną władzę, mających wpływ na stanowione prawo, cieszących się pieniędzmi, które spadają z nieba (działalność kościelno – rządowej komisji majątkowej), kupujących poparcie polityków konkretnymi usługami świadczonymi na rzecz ich partii politycznych – na przykład agitacją polityczną i wyborczą prowadzoną w kościołach, od wieków traktujących kobiety jak służące, korzystających z ich nieodpłatnych usług i pracy. A także – bez większych ograniczeń – z ich ciał i ciał ich dzieci.

Z tego punktu widzenia staje się jasne dlaczego i w jaki sposób traktowanie kobiet tak samo – nie lepiej, nie gorzej, lecz dokładnie tak samo jak mężczyzn – zagraża żywotnym interesom kleru katolickiego i wszystkim mężczyznom uważającym się za radykałów prawicowych. A to przecież przede wszystkim postuluje gender, postulują feministki!

To feministki domagają się uznania prac domowych najczęściej wykonywanych przez kobiety za wartościowe i odpłatne, domagają się dla kobiet wolnego wyboru w sprawach światopoglądowych, np. w sprawie aborcji, co odebrałoby klerowi i mężczyznom w ogóle władzę nad ich ciałami (a władza nad ciałem jest istotną częścią władzy w każdej tyranii). Wyedukowane genderowo (czyli w kwestii swoich praw) katoliczki i niekatoliczki zaczną zadawać pytania, dlaczego pełnią w kościele i w społeczeństwie tylko funkcje podrzędne, służebne, a nie biorą udziału w podziale władzy.

Zaczną pytać, dlaczego właściwie mają rodzić w bólach, skoro mężczyzna poddający się zabiegowi operacji raka prostaty może korzystać z środków przeciwbólowych? Później zaczną interesować się, jaka część środków publicznych jest przeznaczana na sprawy służące mężczyznom, a jaka na sprawy ważne dla kobiet.

Zaczną domagać się ustaw uwzględniających ich potrzeby: społeczne, biologiczne, psychologiczne i finansowe, zażądają szacunku.

Dlatego wojna biskupów z gender tylko pozornie jest bajaniem o złych feministkach, mającym odwrócić uwagę od pedofilii w kościele. Naprawdę to krwawa i bezwzględna wojna z perspektywą równościową w życiu społecznym i politycznym, wypowiedziana kobietom (uosabianym przez feministki) właśnie przez kler katolicki – mężczyzn, choć w sutannach.

W świetle przemian zachodzących w świecie, czyli umacnianiu się w liberalnych demokracjach przekonania o konieczności zapewnienia kobietom równych praw na każdej płaszczyźnie życia (choćby przez powoływanie specjalnych pełnomocników genderowych, dbających o to, by konkretne rozwiązania prawne służyły nie tylko mężczyznom, ale także kobietom) agresywna i roszczeniowa postawa kleru katolickiego jest nie do zaakceptowania, a po ludzku – już po prostu coraz bardziej nie do zniesienia.

elizamichalik.natemat.pl

„Krzywdzące tezy”,”Zredagowany z zaciśniętymi zębami” – opinie o liście biskupów w sprawie gender

not. dom, 29.12.2013
Marcin Przecieszewski, szef KAI; Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocniczka ds. równego traktowania; biskup Grzegorz Ryś; Halina Bortnowska Marcin Przecieszewski, szef KAI; Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocniczka ds. równego traktowania; biskup Grzegorz Ryś; Halina Bortnowska (Fot. JAROSŁAW WOJTALEWICZ/EN,STANISŁAW KOWALCZUK/EN, Marek Lasyk/REPORTER, Danuta Wegiel/FOTONOVA)

– Choć poprawiony, nadal jest trudny do odczytania – mówi Halina Bortnowska o liście Episkopatu Polski, którego złagodzoną wersję czytano w niedzielę w kościołach

Zobacz także tekst Dominiki Wielowieyskiej Gender na niedzielę

Co mówią księża? „Społeczeństwo wymrze” – księża czytają i komentują list biskupów o gender

Halina Bortnowska, publicystka

Choć poprawiony, ów list jest nadal trudny do odczytania. Rzucając od ołtarza te wywody, każdy ksiądz musi się poczuć chyba nieswojo.

A słuchacze, zwłaszcza ci pełni dobrej woli, mogą się poczuć skonfundowani. W liście razi napięcie polemiczne. Czuje się, że to jest napisane i zredagowane z zaciśniętymi zębami.

Piszę od siebie, ale mam wrażenie, że niemal wszyscy pragną dziś duszpasterstwa z serdecznym uśmiechem, takiego, w którym zachęta przeważa nad napominaniem. Napięcie polemiczne sugeruje strach i gniew na tych, którzy naszym zdaniem ulegają błędom.

W miarę spokojne odczytanie tego listu we własnym domu, a nie w przestrzeni zgromadzenia liturgicznego, pozostawia mnie w przekonaniu, że krytykowane w nim osoby i ich poglądy zostały źle zrozumiane. W spokojnej lekturze nie da się nie zauważyć insynuacji, że mamy do czynienia z wrogim spiskiem przeciw katolicyzmowi, rodzinie i wręcz przeciw ojczyźnie. Nie ma jednak dowodów, że tak jest.

Nie wiem, czy starczy mi czasu, by się o tym dowiedzieć więcej. Mam inne pilne pytania, może jakoś związane z kwestią umownie nazwaną „gender”. Np. o solidarność społeczną, rodzinną i osobistą z tzw. seniorami. Albo o troskę o przeciwstawianie się dyskryminacji wobec tych, których określamy jako „innych”.

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocniczka ds. równego traktowania

Cieszę się, że list pasterski został złagodzony. To zaczątek dialogu, ale nadal jest w nim wiele tez, które są krzywdzące dla badaczy płci kulturowej. Powtarzane są nieprawdziwe tezy o jakiejś „ideologii gender”.

Rozumiem, że Kościół postanowił określać tym mianem wszelkie zło tego świata.

Natomiast gender w nauce i w polityce ma określone definicje odległe od tego, co przedstawia Kościół.

Prawo dotyczące równości płci nie ma nic wspólnego z zacieraniem różnic między kobietą i mężczyzną, natomiast wycofujemy się z pewnych stereotypów dotyczących np. władzy mężczyzn nad kobietami. Ze schematycznego postrzegania męskości i kobiecości, od tych klisz, że kobiety są miękkie, łagodne i nie mogą być liderami, a mężczyźni z natury są przywódcami.

Nieprawdą jest to, że programy unijne dotyczące równości płci promują ubieranie chłopców w sukienki. Te programy zakładają jedynie, że dziewczynki mogą się bawić samochodami i nie ma w tym nic złego.

Może to wymaga dyskusji – jaki to ma wpływ na dzieci. I ja na taką dyskusję jestem gotowa. Nie rozumiem jednak, po co wmawiać ludziom, że jakiś „zły gender” chce im seksualizować dzieci.

Seksualizacja dzieci jest problemem, bo tematyka seksualna atakuje dzieci zewsząd, ale nie dlatego, że gender to załatwił, tylko dlatego, że taki stał się świat, każdy ma dostęp do internetu i jest wielki popyt na te treści. Natomiast seksualizacja nie ma nic wspólnego z edukacją seksualną, która powinna młodym ludziom dostarczyć wiedzę na ten temat i także przygotować ich na ten zalew seksu.

Tracimy czas na wskazywanie fałszywych wrogów, przypisywanie drugiej stronie złych intencji, zamiast wspólnie zastanowić się poważnie, jak ochronić dzieci przed tymi zagrożeniami. Rozumiem, że zmiany kulturowe dotyczące ról kobiety i mężczyzny niepokoją Kościół, i ja jestem gotowa poważnie dyskutować o konsekwencjach tych zmian dla instytucji rodziny – na ile one zagrażają jej stabilności, co można zrobić, aby rodzinę wzmocnić. Ale trzeba do tego dobrej woli obu stron.

Marcin Przeciszewski, szef Katolickiej Agencji Informacyjnej

„Ideologia gender” nie jest ideologią jednolitą, wykracza daleko poza równouprawnienie kobiet i mężczyzn. Jej zwolennicy zgłaszają także bardzo radykalne postulaty, które słusznie budzą niepokój Kościoła katolickiego. Szczególnie chodzi o tę ideę, że płeć kulturowa ma dominować nad płcią naturalną.

Gdyby doszło w edukacji do realizacji tych postulatów, że człowiek na pewnym etapie rozwoju musi wybrać płeć – tę właściwą, w której chce się realizować – to będzie to prowadzić do zaburzeń u młodych ludzi. Może w Polsce dziś to margines, ale już są przedszkola, gdzie chłopców zmusza się do przebierania się w sukienki.

Natomiast jeśli chodzi o równouprawnienie kobiet i mężczyzn, to Kościół tego nie odrzuca. Tu olbrzymie zasługi miał Jan Paweł II, który stał się patronem feminizmu katolickiego. Ale równe prawa dla wszystkich nie są jednoznaczne z tym, że negujemy różnice między kobietami i mężczyznami.

Drugim niebezpieczeństwem dla rodziny są postulaty zalegalizowania związków partnerskich dla par hetero- i homoseksualnych. I ja się z biskupami zgadzam, bo rodzina to naturalna instytucja, która wymaga wsparcia, a nie osłabiania.

A jeżeli związki partnerskie będą miały takie same prawa i przywileje jak małżeństwa z rodzinami, to zniknie zachęta do zawierania małżeństw, do brania pełnej odpowiedzialności za rodzinę. Wytworzymy atmosferę sprzyjającą takim luźnym związkom bez zobowiązań. To bardzo groźne, bo niszczy rodzinę, niszczy więzi społeczne.

Osoby homoseksualne żyją w naszym społeczeństwie i Kościół nie chce ich potępiać ani prześladować, głosi potrzebę tolerancji. Podkreśla tylko, że instytucja małżeństwa jest dla państwa o wiele ważniejsza, bo to małżonkowie wychowują dzieci, wzbogacają i buduję siłę społeczeństwa. To inwestycja w przyszłość.

Tak dynamiczny rozwój Europa zawdzięczała temu, że otoczyła rodzinę troską. Jeśli będziemy wspierać finansowo także związki partnerskie, to rodziny dostaną mniejsze wsparcie i będzie to olbrzymi błąd. Zmiana tradycyjnego modelu rodziny nie ma uzasadnienia i może mieć fatalne skutki dla naszego kręgu cywilizacyjnego. Będziemy mieć coraz mniej dzieci, będziemy się czuli zwolnieni z odpowiedzialności za nie, bo przecież najważniejsza jest nasza wolność i nasza wygoda.

Grzegorz Ryś, biskup pomocniczy krakowski

W związku z trwającą od dłuższego czasu wymianą zdań (bo przecież nie dialogiem!) na temat gender nasuwa mi się wiele pytań, z których trzy ośmielę się zadać – mówi biskup Ryś w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego”.

Pierwsze pytanie zadaje tym, dla których „gender jest synonimem i dowolnie konfigurowanym zbiorem wszelkiego zła”. – Czy prawo naturalne nie jest porządkiem rozumnym (z samej definicji prawa), odkrywanym przez człowieka, nie stwarzanym przez niego, lecz zadanym mu przez Boga, to prawda (!), ale – skoro odkrywanym rozumem, kierującym się wiarą – to chyba nie bez związku z aktualną kulturą, która każdej rozumowej operacji dostarcza pojęć, form, sposobów wyrażania i przeżywania wartości? – pyta biskup.

Drugie pytanie kieruje do zwolenników teorii gender: – Od kiedy to kultura stała się jedynie narzędziem opresji i uciemiężenia człowieka? W którym momencie przestała być przede wszystkim wypowiedzią najwyższych przeczuć ludzkiego ducha, a stała się wyłącznie zbiorem kaleczących go i ograniczających kulturowych kalk i stereotypów? Od kiedy rozwój kultury stał się możliwy jedynie przez zaprzeczenie i odrzucenie wszystkich jej „tradycyjnych modeli”?

Trzecie pytanie dotyczy umiejętności podjęcia dialogu i bp Ryś kieruje je do obu stron konfliktu: – Czy cokolwiek wynika choćby z dwóch zdań, tak chętnie cytowanego przez wszystkich papieża Franciszka, zaczerpniętych na gorąco z adhortacji „Evangelii gaudium”: „Kościół jest powołany, by być na służbie trudnego dialogu”; „Dialog jest czymś znacznie większym niż komunikowanie prawdy”? Co zrobić z papieską zachętą do „gotowości do dialogu, cierpliwości, ciepła i przyjęcia wolnego od osądu”?

 

Wyborcza.pl

Komentarze

Dodaj komentarz