Putin (12.03.15)

 

Tajemnica trybun pod Kremlem rozwiązana. Wyczekiwanego oświadczenia nie będzie

Łukasz Woźnicki, 14.03.2015
Od piątku wyobraźnię tysięcy ludzi rozpalają stawiane nieopodal Kremla trybuny

Od piątku wyobraźnię tysięcy ludzi rozpalają stawiane nieopodal Kremla trybuny (fot. twitter)

Wyobraźnię tysięcy ludzi rozpalają od piątku ciężarówki widziane pod Kremlem. I stawiane nieopodal trybuny. Po tajemniczym zniknięciu prezydenta Rosji media obiegła plotka o ważnym oświadczeniu, które wydadzą niedługo oficjele z Kremla. Ale żadnego oświadczenia nie będzie, a trybuny posłużą widzom koncertu z okazji rocznicy aneksji Krymu
Władimir Putin zachorował. Nie tylko zachorował, ale i umarł. Nie tyle umarł, co zginął. Zabito go podczas puczu na Kremlu. To nie prawda, Putin żyje! Zniknął, aby przygotować nową wojnę. Nie, nie. Putin ma się dobrze. Niczego nie przygotowuje. Po prostu urodziło mu się dziecko. Dziecko się urodziło, owszem, ale to nie Putina.

To z grubsza wszystkie teorie, jakie pojawiły się od czwartku, gdy media zorientowały się, że prezydenta Rosji nie ma od ponad tygodnia. Zniknięcie Putina jest faktem i właściwie nie ma co na ten temat dyskutować. Można podyskutować z plotkami, które pojawiły się na kanwie owego zniknięcia.

Od czwartku każdy, nawet najdrobniejszy detal z życia Moskwy urasta do rangi symbolu. Symptomatyczne, że rozpala wyobraźnię mediów zachodnich, a poważne media rosyjskie – w tym niezależne od Kremla – na ten temat milczą. Tak było z helikopterami, które w czwartek miały krążyć nad rosyjskim miastem. Nic, że rosyjscy korespondenci zastrzegali: – Wysocy urzędnicy Kremla i FSB nieraz korzystają z helikopterów, aby poruszać się po Moskwie.

Czekamy na coś, czego nie będzie

Dzień później internet obiegły zdjęcia tajemniczych ciężarówek, które zaparkowały przy Placu Czerwonym. Co przywiozły? Co jest w środku? Może wojsko albo chociaż sprzęt wojskowy? W ślad za nimi na Twitterze pojawiły się inne fotografie – wojskowych samochodów na Placu Czerwonym. Pochodzą z 1991 roku, gdy twardogłowi liderzy KPZR próbowali przejąć władzę w Związku Radzieckim. Ale to nie przeszkadza opisywać zdjęć słowami „Na Kremlu dzisiaj”.

Niestety ciężarówki przywiozły elementy trybun i sceny wznoszonych na Placu Czerwonym. No ale w takim razie, co to za scena i co za trybuny? Co będą oglądać ludzie, którzy na nich staną? I kto właściwie na nich stanie? Może to tam zostanie wygłoszone to zapowiadane nieoficjalnymi kanałami oświadczenie. – Nie wyjeżdżajcie z Moskwy, bo Kreml wygłosi ważne oświadczenie – miało apelować do dziennikarzy źródło ze służby prasowej administracji prezydenta Rosji. Problem w tym, że jako jedyny poinformował o tym mało znany rosyjski serwis. – To fałszywka – pisze na łamach Washington Post Julia Ioffe, była moskiewska korespondentka „Foreing Policy” i „The New Yorker”.

W sobotnie popołudnie padła ostatnia z konspiracyjnych teorii. Wydało się, do czego posłużą tajemnicze trybuny. Moskwa przygotowuje się do uroczystych obchodów przypadającej w przyszłym tygodniu pierwszej rocznicy przyłączenia Krymu do Rosji. Uroczystości odbędą się w środę. Tego dnia na Wasilewskim Spusku, będącym przedłużeniem Placu Czerwonego odbędzie się wielki koncert. Swój występ zapowiedziały gwiazdy rosyjskiej estrady, w tym ulubieni artyści prezydenta Rosji. Władimir Putin podobno też ma być.

Stalin i Gorbaczow też znikali

Cześć zamieszania wokół zniknięcia Putina na pewno zawdzięczamy Ukraińcom. To oni rozpropagowali w czwartek internetową akcję #Putinumar, która lotem błyskawicy obiegła Twittera. Ukraińscy internauci mogą odtrąbić pierwszy sukces w wojnie informacyjnej z Rosją. Nawet jeśli masowo dali się uwieść pobożnemu życzeniu, tak skutecznej akcji dezinformacyjnej nie mieli nigdy wcześniej.

Zniknięcie Putina może mieć przyczyny prozaiczne. Tyle, że – jak zauważa Julia Ioffe – jego rzecznik nie może tak po prostu ogłosić, że prezydent zachorował, ale dojdzie do siebie w ciągu kilku dni. Putin przez lata budował wizerunek człowieka który nie ulega słabościom. Twardziela, choć już 62-letniego, który nie przeprasza, ale za to potrafi latać myśliwcem, a na koniu galopuje z nagim torsem. Gdyby rzecznik Pieskow poinformował, że prezydenta trzyma w łóżku bardzo wysoka gorączka, nikt by mu zwyczajnie nie uwierzył.

Zniknięcia głów państwa nigdy nie kojarzyły się dobrze w Rosji. Józef Stalin także zniknął. W 1941 roku na 10 dni zamknął się w swojej daczy na wieść, że III Rzesza rozpoczęła marsz na Moskwę. Michaił Gorbaczow „zniknął” także. W 1991 roku zamknięto go w daczy na Krymie, gdy twardogłowi komuniści wyprowadzili na ulice Moskwy czołgi. Zatem paniczne reakcje, jakimi obrosła 9-dniowa nieobecność Władimira Putina, są w obecnej sytuacji całkowicie zrozumiałe.

Zobacz także

wyborcza.pl

Natalia Przybysz: Jak to się stało, że zapomniałam o swoich piersiach?

Olga Święcicka, 14.03.2015
Natalia Przybysz - w 2001 r. z siostrą Pauliną założyła zespół Sistars. W 2006 rozpoczęła karierę solową. W listopadzie 2014 r. wydała nominowany do Fryderyka album

Natalia Przybysz – w 2001 r. z siostrą Pauliną założyła zespół Sistars. W 2006 rozpoczęła karierę solową. W listopadzie 2014 r. wydała nominowany do Fryderyka album „Prąd”. (ANNA BAJOREK I MARCIN MORAWICKI/WARNER MUSIC POLAND)

Nie umiem zachowywać się jak dziewczyna. Całe życie byłam chłopczycą. Kiedy idę z matką, czuję się jak jej syn. W moim domu nie było czasu na realizowanie swojej kobiecości. Kobiety to u nas heroiny, męczennice, które zawsze ratowały mężczyzn
Zadam pytanie z piosenki: „Jak to się stało, że zapomniałaś o swoich piersiach?”.

To pytanie? Tak od razu Mój nauczyciel śpiewu zawsze mi powtarzał, że na scenie najpierw jest mój biust, a dopiero potem moja twarz. Mówił: „Show your tits to the God”.

A ty chowałaś je dla siebie.

Dokładnie. Wyciągam w górę szyję i cała się zapadam. Wciąż, kiedy śpiewam, mam taki odruch łaszący. Nie stoję z dumnie wypiętą piersią, czekając, że ludzie do mnie podejdą, tylko trochę proszę ich, żeby mnie pokochali. Kiedyś nawet miałam większe piersi, jak karmiłam, ale niewiele to zmieniło. Trudniej było je po prostu ukryć podczas śpiewania. Małe cycki to w ogóle dziwna sprawa. Kobiety niewiele rozmawiają ze sobą na ten temat. Piersi zwykle pojawiają się w kontekście mężczyzn.

„Prąd” powstał podczas terapii. Dlaczego na nią poszłaś?

Dla towarzystwa. Bliski mi człowiek szedł na terapię personalną i poprosił mnie o wsparcie. Tyle że on się szybko wycofał i zostałam na niej sama. Najpierw poczułam się trochę wyrolowana, wrobiona w tę sytuację, a potem zrozumiałam, że tego potrzebowałam, że to wartościowe.

Wcześniej nigdy o tym nie myślałaś? W końcu dziś na terapię chodzą wszyscy.

Zawsze mi się wydawało, że ćwiczę jogę, biegam, dbam o czas tylko dla siebie i nie jest mi to potrzebne. W pewnym momencie przeczytałam wywiad z psychologiem i zrozumiałam, do czego to służy. Na taką terapię idzie się po to, żeby zostać dorosłym człowiekiem, przejść żałobę po dzieciństwie, którego się nie miało i którego już nigdy się nie będzie miało. Dopóki się nie zrobi terapii, to de facto, często nieświadomie, jest się takim dzieckiem, które cały czas chce czegoś od innych.

Posłuchajcie, a będziecie zgubieni

Ty chciałaś płyty.

Zdecydowanie. Planowałam w tym czasie nagranie płyty, ale nie sądziłam, że mi się połączy z terapią. Okazało się jednak, że przez gardło wychodzi wszystko. Po kilku pierwszych sesjach napisałam „Miód”, to taka piosenka zrodzona z samych pytań. Kiedy zaczyna się terapię, rodzi się w nas dużo wątpliwości. Jest się totalnie rozbitym, pełnym wyrzutów do otoczenia. Myślę, że trudno było ze mną wtedy wytrzymać. Po roku napisałam „Niebo” i wtedy dopiero zrozumiałam, o co mi w tym „Miodzie” chodziło. Znalazłam swoje odpowiedzi. Zrozumiałam, że moje problemy z akceptacją nie wynikają z otoczenia, tylko są we mnie. I tylko ja sama mogę je rozwiązać.

To może spróbujmy jeszcze raz, pytaniem z „Miodu”. Jak to się stało, że zapomniałaś o swoich piersiach?

Chyba nigdy o nich nie pamiętałam. Kiedy zaczęłam się zastanawiać nad swoim dzieciństwem, zrozumiałam, że nigdy nie czułam, że to fajne być kobietą. Mimo że otaczały mnie wspaniałe kobiety, które mi imponowały. Wybrałam więc strategiczną drogę i odpuściłam sobie. Całe życie byłam chłopczycą. Moja siostra zaliczała jakieś tańce na dyskotece, a ja nigdy nie miałam przyjaciółki. Byłam samotnym dzieckiem, które większość szkoły spędziło, stojąc w kącie i wygłupiając się. Gdybym dziś chodziła do podstawówki, toby mi dali na to jakieś leki. Miałam stany od euforii po głęboki smutek. Biłam się z chłopakami, łaknąc fizyczności i bliskości z kimkolwiek. Dzika byłam.

Mama nie reagowała?

Nie wiedziała. Do piątej klasy podstawówki mieszkałyśmy raczej u babci. Mały miałam z nią kontakt. Najważniejsze było, żebym jadła i spała. W domu starałam się być grzeczna, ale w szkole strasznie zbuntowana. Potem rodzice przenieśli nas do szkoły muzycznej i musiałam spokornieć. Wtedy też wróciłyśmy do rodziców, ale na gadanie było już chyba za późno.

„Joanna” sprawiła, że stanęłam na nogi. I nie mam na myśli nominacji do Oscara

Jeszcze w podstawówce mama zabrała nas do buddystów w Falenicy, gdzie ślubowałyśmy pięć wskazań buddyjskich. Jedno z nich to powstrzymanie się od substancji zmieniających świadomość. Pierwszy raz spróbowałam marihuany po rozpadzie Sistars, alkoholu też specjalnie nie piłam.

„Prąd” także o tym opowiada.

Poniekąd. W mojej rodzinie prawie wszyscy mężczyźni mają problem z alkoholem. Wychowałam się w różnych patologicznych sytuacjach. O tym opowiada trochę piosenka „Sto lat”. Ten toporny urodzinowy hymn nigdy nie był dla mnie fajny. Ten utwór to jest taka rodzinno-biesiadna historia. Stół, biały obrus i tabu butelki wódki, która tam stanie albo nie stanie.

W moim domu nie było czasu na realizowanie swojej kobiecości. Bycie kobietą nie było specjalnie lukratywne. Nie było strojenia się, malowania się, bycia księżniczką. Kobiety u nas to heroiny, męczennice, które zawsze ratowały mężczyzn.

Rozmawiałaś o tym z mamą, siostrą?

Tak, i były w szoku. Mówiły: „Daj spokój”. W zeszłym roku zabrałam mamę do Indii i powiedziałam jej wprost, że kiedy z nią jestem, to czuję się jak jej syn. Nawet nie umiem przy niej iść jak dziewczyna. Moja mama jest bardzo kobieca, seksowna, ma wielki, piękny i prężny biust. Moja siostra też taka jest. Kiedy jesteśmy we trzy, ja wymiękam. Jak razem stajemy na scenie, automatycznie zamieniam się w kolesia.

Może czas polubić w sobie tę chłopczycę.

Jestem kinestetykiem. Żeby coś robić, muszę czuć. To uczucie w ciele, że nie umiem poruszać się jak dziewczyna, zachowywać się jak dziewczyna, jest nie do wytrzymania, choć terapeutyczne piosenki trochę teraz pomagają. Świadomie zaczynam szukać w sobie kobiety. Przecież mam i kobiecy głos, i kobiecą wrażliwość, ale zawsze zakrywam ją pancerzem męskich zachowań. Dystansuję się. Nigdy nie umiałam mieć przyjaciółki od serca. Próbowałam. O jednej z nich jest piosenka „Królowa śniegu”. Zawsze jednak przyjaźń z kobietą wydawała mi się niebywale sztuczna. Jak jest wokół mnie dużo bab, to czuję się jak jedyny koleś w towarzystwie.

W zespole jest odwrotnie. Jesteś jedyną babą wśród kolesiów. Pomaga?

Może trochę, ale oni specjalnie mnie nie rozpieszczają. Zazdroszczę chłopakom, że mogą mówić sobie rzeczy wprost. Myślę, że jeśli którejkolwiek z moich koleżanek powiedziałabym, co naprawdę myślę, to byłaby obraza i pogrzeb znajomości. A kolesie mówią sobie najgorsze rzeczy i dalej mają luz. Wiele razy, jak miałam konflikty z kobietami, to potem mi się śniło, że je targam za kudły.

Testosteronowa jesteś. W domu też jesteś mężczyzną?

W domu mam partnerski układ, ale kiedy wracam z trasy, jest trudno. Jesteśmy już umówieni z moich chłopakiem na taką „dobę dekompresji”. On po tygodniach siedzenia z dziećmi jest taki łagodny, estrogenowy. Co jest zupełnie normalne, w końcu do dzieci trzeba mieć cierpliwość, żeby je ululać, przeczytać książeczkę. A ja jako lider grupy chłopaków zaczynam mówić głośno, konkretnie, a nie tylko sugerując. Po powrocie musimy znów zamienić się rolami. Trochę to trwa. Sporo konfliktów mieliśmy na tym tle. Mój chłopak mówił: „Wracasz taka dziwna. Grubym głosem mówisz”.

Znowu chłopak, a ja bym chciała jeszcze dowiedzieć się o tej dziewczynie. Jako nastolatka nie próbowałaś choć na chwilę być kobietą? Wiesz, szukanie sukienki na studniówkę, szmineczki, malowanie paznokci na matematyce.

Nie byłam na studniówce. Byłam wtedy w Stanach, w stanie Iowa. Był jakiś bal. Wbito mnie w sukienkę po japońskiej studentce z roku wcześniej. Znalazłam zdjęcia ostatnio. Leżę przebrana w okropną tiulową sukienkę, a obok mnie stoi kolega Chińczyk. Był tak niski, że fotograf zasugerował, żebym się położyła. Krępująca sytuacja wśród krepiny.

Co się dzieje, kiedy górnicy łączą siły z gejami?

Nie. Nigdy nie miałam takich potrzeb. Nie umiem nawet tańczyć w parze. Raz w życiu tylko mi się wydawało, że umiem, jak byłam z Pauliną w Meksyku. Wtedy czułam się jak królowa salsy i rumby, ale głównie dlatego, że byłam cały czas na lekkim tequilowym rauszu. Wtedy też pierwszy raz chodziłam na obcasach.

Córkę też wychowujesz na chłopczycę?

Nie. To ona wychowuje mnie na dziewczynkę. Anielka ma pięć lat i jest totalnie słodka. Na każdym kroku podkreśla swoją płciową odmienność. Ja nigdy tak nie miałam, że chciałam być księżniczką czy tancereczką.

Czego się od niej uczysz?

Ona mi sugeruje wiele rzeczy. Mówi: „Mamo, wyglądasz pięknie w tym szlafroku, jak królowa” albo „Mamo, musisz zapuścić włosy. Będziesz pięknie wyglądać, wiesz?”. Ona jest takim małym coachem. Stosuje na mnie pozytywne wzmocnienia.

Działa?

Chyba tak. Chcę jej pokazać, że jestem szczęśliwym człowiekiem, dlatego staram się jak najszybciej przejść ten proces dojrzewania. To spowoduje, że Aniela będzie widziała, że bycie kobietą może być ekstra, że wcale nie musi kojarzyć się z poświęcaniem i byciem w cieniu. Dzieci nas naśladują totalnie, więc dla nich trzeba jarać się życiem, spełniać swoje ambicje, robić rzeczy, które nas kręcą.

Terapia przyniosła skutki?

Jeśli chodzi o moje życie osobiste, to ten proces trwa i pewnie jeszcze trochę potrwa. Zawodowo wszyscy odetchnęli, że mój głos dotarł do szerszej grupy osób i ludzie przychodzą na moje koncerty. Moje starania spotkały się z odzewem. Kiedy śpiewałam piosenki z poprzedniej płyty, które oprócz jednej wszystkie były utworami Janis Joplin, to czułam, że to nie jest moje. Że brawa po koncercie są też dla niej, że muszę rozliczyć się z duchami.

Trudniej się pisze we własnym języku?

Zdecydowanie. To równie stresujące, jak ekscytujące. To jak list do Świętego Mikołaja, w którego znów zaczyna się wierzyć. Język jest taką mapą emocjonalną danej grupy ludzi, dlatego nie lubię tłumaczeń, robienia wariantów po angielsku. To się nie przekłada. W słowach jest mnóstwo emocjonalnych konotacji. Chciałabym, żeby piosenki powstawały z życia, z sytuacji, które czujemy. Nie ma na to szans po angielsku. Co nie zmienia faktu, że bardzo się bałam. Wiedziałam, że teraz to już naprawdę do ludzi dotrze, że usłyszą to w radiu i zrozumieją. Nawet zadzwoniłam do Nosowskiej, którą uważam za wspaniałą pisarkę, i zapytałam, czy przypadkiem nie ma dla mnie jakichś skitranych tekstów po szufladach.

Nie miała?

Może i miała, ale powiedziała mi, że jestem głupia, bo przecież potrafię pisać i mogę zrobić to sama. Kazała mi zaparzyć dużo herbaty, zamknąć się w pokoju i cisnąć. To była męka.

Przynajmniej twórcza.

Ja te teksty autentycznie rodziłam. Może też dlatego nie wyobrażam sobie, żeby kiedykolwiek oddać komuś swoją piosenkę. Jak już coś ze mnie wyjdzie, to jest moje. Poza tym kocham papier. Mam fetysz ołówków, flamastrów, kartek. Miałam kiedyś nawet erotyczny sen w papierniczym. Śniło mi się, że muszę kupić zeszyt, znajomi czekają przed sklepem, a ja nie mogę się zdecydować. Dotykam wszystkich kartek i mam orgazm. Teraz boję się pójść do tego sklepu.

Dobry sen. Akurat na kozetkę. Swoją drogą – puściłaś swoją płytę terapeutce?

Tak. „Miód” i „Królową śniegu”. Zrobiła im nawet małą psychoanalizę. W końcu te teksty dopełniały to, co jej opowiadałam w gabinecie. To, co powiedziała na ich temat, to absolutna prawda.

W opiniach o „Prądzie” przewijają się słowa „bunt”, „dojrzewanie”. Wyszalałaś się tą płytą?

Nie. To raczej takie chrząknięcie. Próba zwrócenia na siebie uwagi. Na następnej płycie powiem coś głośniej.

Czyli terapia to cisza przed burzą.

Raczej nie. Nie potrzebuję teraz huraganu. Mam wrażenie, że ludzie są trochę jak drzewa, połączeni gałęziami, a terapia jest od tego, żeby przy jak najmniejszej ingerencji z zewnątrz te gałęzie rozdzielić. Nie trzeba do tego burzy. Trzeba raczej nauczyć się dawać sobie radę w układzie, który się zastało. Nauczyć się dzielić problemami i nie brać ich od innych. To, co daje terapia, to raczej pokazuje strzałki do wyjścia. Z każdej relacji można wyjść, ale nie trzeba. I to jest fajne, że wie się, którędy wychodzić. A czy będę musiała skorzystać z tej drogi, to już inna historia.

Natalia Przybysz – ur. w 1983 r. w Warszawie. W 2001 r. z siostrą Pauliną założyła zespół Sistars. W 2006 rozpoczęła karierę solową, w ramach której wydała trzy płyty, m.in. „Kozmic Blues: Tribute to Janis Joplin” (2013). W listopadzie 2014 r. wydała nominowany do Fryderyka album „Prąd”. Informacje o trasie koncertowej: http://www.facebook.com/NataliaPrzybyszOfficial

Zobacz także

 

Wysokie Obcasy

DudaRM

Duda w Radiu Maryja i nagle telefon „Jarosława z Warszawy”: Andrzej to człowiek wiary

Wiktoria Beczek, 14.03.2015
Andrzej Duda, kandydat PiS na prezydenta gościł w sobotni wieczór w Radio Maryja. Wśród dzwoniących w trakcie audycji słuchaczy pojawił się Jarosław Kaczyński, który zachwalał Dudę: – Andrzej jest człowiekiem zasad i bardzo głębokiej wiary. Mogę powiedzieć, że wywodzi się z bardzo katolickiej i porządnej rodziny. Jest katolikiem i to intensywnym.
Andrzej Duda, jak wielu polityków PiS w okresie kampanii wyborczych, pojawił się w rozgłośni Tadeusza Rydzyka. Na antenie był prawie trzy godziny, w trakcie których pojawiło się wiele pytań i opinii od słuchaczy.
Jarosław Kaczyński zadzwonił do studia w ostatniej części programu. – Jarosław z Warszawy – przedstawił się. – Tych, którzy nie rozpoznali informuję, że był to prezes PiS – wyjaśnił prowadzący audycję ksiądz.

Kaczyński przekonywał, że Duda „wie, że wszystkich reguł trzeba przestrzegać i trzeba wiarę praktykować tak, jak nakazuje Kościół”. – Jeśli dziś Polsce potrzebny jest człowiek wiary i zasad, to Andrzej Duda takim człowiekiem jest – mówił na antenie prezes.

Dzwoni Rydzk: Prezydent nie słucha nawet Episkopatu!

Kolejny telefon był równie zaskakujący. Rozmówcą okazał się być sam Tadeusz Rydzyk, który zadzwonił, by zabrać głos w sprawie konwencji antyprzemocowej. Kilka godzin wcześniej prezydent ogłosił, że podpisał ustawę ws. ratyfikacji konwencji.

Rydzyk na antenie przytoczył duży fragment artykułu z portalu wPolityce.pl i komentował: – Jesteśmy świadkami niszczenia nie tylko gospodarki, kultury i tożsamości, ale też rodziny i cywilizacji łacińskiej. Takie skutki ma bowiem przynieść „neomarksistowska ideologia gender”.

Rydzyk przytoczył przykład Hiszpanii, gdzie „nawet do 80 proc. społeczeństwa jest za, nie przeszkadza im homoseksualizm, ten gender itp.” – Jeżeli mamy taki potężny walec, który zmienia mentalność, doprowadza do lenistwa myślowego, nierozumienia tej rzeczywistości, to będzie coś niesamowitego – stwierdził.

Chwilę później uderzył w Bronisława Komorowskiego. – Te jego hasła o bezpieczeństwie, to dajmy sobie spokój. Kłamstwo na kłamstwie. Co oni zrobili? Uważajmy na to wszystko. Prezydent Komorowski powiedział, że podpisze in vitro, bo jest za życiem. Gdzie tu jest za życiem? Nie słucha nawet głosu Episkopatu! – grzmiał Rydzyk.

Duda twierdzi, że „ktoś chce wykorzeniać jego rolę jako ojca”

W tym momencie spokojny i wyważony Duda trochę zaostrzył ton. – Ktoś chce wykorzeniać moją rolę jako ojca rodziny i męża. Ja się na to nie zgadzam. To jest skierowane przeciwko polskiemu społeczeństwu – nawiązywał do wypowiedzi Rydzyka.

– To wszystko jest podszyte tą ideą niby zapobiegania przemocy. To jest sprzeczne z naszą kulturą. Jak rozsądny człowiek może dopuścić, żeby takie wzorce były nam narzucane? – zastanawiał się i dodał, że „ideologie lewackie mają stworzyć nowego człowieka”.

Telefony słuchaczy: „Komorowski przysypia”

Na antenie pojawiło się też kilkunastu „zwykłych” słuchaczy. Poruszano kwestie bardzo różnorodne – od konwencji Bronisława Komorowskiego (na której „nie powiewały polskie flagi), aż po odzyskiwaniu żydowskiego mienia.

Jeden ze słuchaczy zasugerował, że Duda powinien „wykorzystywać słabości Komorowskiego, który przysypia”. – Powinno się zarządzać badań lekarskich, czy nasz obecny prezydent jest zdolny do kontynuowania prezydentury – mówił lekko rozbawiony głos.

Duda odciął się od tego i przypomniał, że podobne ataki były przypuszczane na Lecha Kaczyńskiego. Stwierdził, też, że wyborcy „obserwują kandydatów i potrafią wyciągać wnioski”.

– Czy uda się panu zmienić układ medialny w Polsce? – pytał natomiast polonus z Chicago. Duda odpowiedział, że „do wyborów nic się nie zmieni”. – Główne media wspierają Bronisława Komorowskiego. Obiektywizmu nie ma żadnego – dodał.

Kolejna słuchaczka zasugerowała natomiast, by opracować broszurki z informacją, „co zrobiła dotychczasowa władza, a co proponuje PiS”. Każdy Polak miałby dostać taką broszurkę do skrzynki pocztowej.

Inna zaproponowała krucjatę różańcową, która – jej zdaniem – przyniosła efekt w Austrii.

TOK FM

Archidiecezja nie chce płacić pół miliona za czyny księdza podejrzewanego o pedofilię

Karol Adamaszek, 12.03.2015
Sąd w Lublinie. Z lewej Piotr H., który twierdzi, że 20 lat temu został zgwałcony przez księdza

Sąd w Lublinie. Z lewej Piotr H., który twierdzi, że 20 lat temu został zgwałcony przez księdza (TOMASZ RYTYCH)

W czwartek w sądzie przedstawicielka archidiecezji lubelskiej nie zgodziła się na ugodę, która zakładała wypłatę 500 tys. zł 34-letniemu Piotrowi H. Mężczyzna twierdzi, że 20 lat temu został zgwałcony przez księdza, dziś emerytowanego już profesora KUL.
– Za długo milczałem, za długo ukrywałem żal. Jestem gotów doprowadzić tę sprawę do końca – powiedział chwilę po wyjściu z sali rozpraw Piotr H. Jego pełnomocnik mecenas Jarosław Głuchowski zadeklarował, że złoży przeciwko Archidiecezji Lubelskiej i księdzu S. pozew cywilny: – Najpierw jednak musimy zebrać dokumentację.W pozwie będzie domagał się najpewniej 500 tysięcy złotych solidarnie od Kościoła i księdza S., byłego już profesora KUL.

Duchowny nie przyszedł na rozprawę

W czwartek w sądzie na pierwszym i ostatnim posiedzeniu dotyczącym możliwej ugody duchownego nie było. Stawiła się za to prawniczka archidiecezji. Radczyni prawna Ewa Stepowicz-Lizut nie wyraziła zgody na zawarcie kompromisu, który oznaczałby wypłatę pół miliona dla 34-latka. – Nie ma przesłanek, by osoba prawna [archidiecezja] odpowiadała za czyny innej osoby – wyjaśniła. Dodała też, że wniosek adwokata Piotra H. jest bardzo lakoniczny. Oznacza to, że konieczny będzie proces cywilny, podczas którego sąd oceni dowody i krzywdy oraz straty jakie poniósł Piotr H przez księdza emeryta.

34-letni Piotr 14 listopada ubiegłego roku złożył w prokuraturze w Lublinie zawiadomienie dotyczące 81-letniego byłego już wykładowcy KUL. W latach 80. duchowny miał wielokrotnie dotykać, przytulać i całować Piotra, wtedy ucznia podstawówki. Do gwałtów doszło zaś dwukrotnie: w 1993 oraz 1994 r. Na poparcie swoich słów Piotr pokazał też opinie biegłego seksuologa. „Ks. S., stosując różne bezdotykowe i dotykowe formy o charakterze seksualnym wobec p. Piotra, stwarzał sytuacje, wobec których jego rodzice i ich syn zostali przyzwyczajeni do jego sposobu funkcjonowania i mogli to uważać za swoistą normę” – napisała biegła. Prokuratura śledztwa nie wszczęła z powodu przedawnienia.

„Byłem tylko przyjacielem jego rodziców”

13-letniego Piotra H. ksiądz S. miał zgwałcić po raz pierwszy latem 1993 r. Drugi raz rok później. Twierdził też, że kapłan osłabił czujność jego rodziców wahadełkiem. – Zapewniał, że odkrył, jakobym miał na niego wspaniały, prozdrowotny wpływ. Wyciągał przede mną rękę i machał. Mama się z niego śmiała, że to mu tylko ręka drży. Jeśli wahadełko pląsało w poprzek, to było źle, jeśli w przeciwnym kierunku, to dobrze. Mówił, że mam niesamowicie dobrą energię, wyczuwalną z odległości kilku metrów, i jestem medium. Za chwilę okazywało się, że mogę mu leczyć wrzody, potem wyrostek robaczkowy, prostatę – wspominał niedawno 34-latek.

Emerytowany profesor w rozmowie z „Wyborczą” nazwał te oskarżenia „oszczerstwami, hańbiącymi i zniesławiającymi”: – Byłem tylko przyjacielem jego rodziców. On sobie napyta więcej biedy, bo mój adwokat namawiał mnie już dawno, żeby go podać za to, co o mnie mówi, do prokuratury.

Watykan też zbada sprawę księdza S.

Przed rokiem Piotr H. napisał o gwałtach do metropolity lubelskiego arcybiskupa Stanisława Budzika. Rozpoczęło się wewnątrzkościelne postępowanie. Jak powiedział TOK FM ksiądz Krzysztof Podstawka, rzecznik archidiecezji kościelna komisja przesłała swoje ustalenia do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, a ta instytucja zdecyduje, co zrobić z emerytowanym naukowcem z KUL. Piotr H. zamierza dowodzić, że wiedza o skłonnościach duchownego w środowisku kościelnym była powszechna.

Zobacz także

gazeta.pl

„Zobaczyliśmy lecącą rakietę, potem była eksplozja”. Reuters dotarł do świadków katastrofy malezyjskiego boeinga

apa, reuters, 12.03.2015
Miejsce katastrofy malezyjskiego boeinga

Miejsce katastrofy malezyjskiego boeinga (MAXIM ZMEYEV/REUTERS)

Agencja Reuters dotarła do mieszkańców wsi Czerwonyj Żowteń, którzy 17 lipca ubiegłego roku widzieli moment zestrzelenia malezyjskiego boeinga nad Ukrainą.
Po południu 17 lipca Wałentyna Kowalenko zajęta była wykopywaniem ziemniaków koło swojego domu we wsi Czerwonyj Żowteń. Jak opowiada, usłyszała głośny dźwięk. Myślała, że to samolot. – Ale to była rakieta – opowiada. Lecącą rakietę widziała też jej 14-letnia córka Anastazja.Wszyscy widzieli rakietę i eksplozję30-letnia Olha Kraslinikowa też widziała rakietę między czwartą a piątą po południu. – Leciała tuż nade mną. Od tamtej strony – pokazuje dziennikarzom obrzeża miejscowości. – Widziałam dym na niebie, potem usłyszałam wybuch – dodaje.

– Moja matka i ja byliśmy na podwórku, kiedy to się stało – opisuje 58-letni Petro Fedotow. – Huk był tak straszny, że mimowolnie przysiedliśmy na ziemi. Byliśmy ciekawi, co się dzieje, więc pobiegliśmy na drugą stronę domu. Zobaczyliśmy lecącą rakietę, potem coś się od niej oddzieliło. Następnie w okolicach Łutyhine zobaczyliśmy spadający samolot – mówi. Jak dodaje, później dowiedział się o katastrofie boeinga.

Lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur Boeing 777 towarzystwa Malaysia Airlines rozbił się 17 lipca w obwodzie donieckim – na terenie pozostającym do dziś pod kontrolą rebeliantów. Jak się powszechnie przypuszcza, został trafiony rakietą ziemia-powietrze. W katastrofie zginęli wszyscy pasażerowie i członkowie załogi – 298 osób. Blisko dwie trzecie zabitych było obywatelami Holandii, co spowodowało przejęcie przez holenderskie władze śledztwa w tej sprawie.

Kijów i Zachód oskarżają prorosyjskich separatystów o zestrzelenie samolotu dostarczoną przez Rosjan rakietą Buk. Władze samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej zaprzeczyły tej wersji wydarzeń, zaprzecza jej też Moskwa i wskazuje na Kijów.

Zobacz także

wyborcza.pl

Sondaż CBOS: Duży wzrost poparcia dla PO: ma 46 proc. PiS – 27

dżek, Reuters, 12.03.2015
Ewa Kopacz i Janusz Piechociński podczas głosowań

Ewa Kopacz i Janusz Piechociński podczas głosowań (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

Gdyby wybory parlamentarne odbyły się w najbliższą niedzielę, wygrałaby je Platforma Obywatelska z 46-procentowym poparciem – wynika z najnowszego sondażu CBOS. PiS wg sondażowni może liczyć na 27 proc. głosów.
Gdyby wybory parlamentarne odbywały się w przyszłą niedzielę, na Platformę Obywatelską (PO) głos oddałoby 46 procent ankietowanych, a na Prawo i Sprawiedliwość (PiS) w bloku z Solidarną Polską i Polską Razem 27 procent, wynika z opublikowanego dziś sondażu CBOS.

Spory spadek PSL, KORWiN poniżej progu

Notowania PO poprawiły się w stosunku do sondażu z lutego o 8 pkt proc. Poparcie dla PiS – ujętego w sondażu wraz z Solidarną Polską, Polską Razem i Prawicą Rzeczypospolitej zmniejszyło się o 1 pkt proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem.

http://e.infogr.am/sondaz_cbos_0315?src=embed

Do Sejmu weszłyby także Sojusz Lewicy Demokratycznej z poparciem sześciu procent głosujących (spadek o 2 pkt. proc.), Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL) z poparciem pięciu procent (spadek o 6 pkt. proc.). Partia Koalicja Odnowy Rzeczypospolitej Wolność i Nadzieja (KORWiN) – nowe ugrupowanie Janusza Korwin-Mikkego – poparcie dla której zbadano po raz pierwszy, osiągnęłaby 4 proc. CBOS ocenia, że zapewne przejęła ona zwolenników Kongresu Nowej Prawicy (poprzedniej partii Korwin-Mikkego) – na KNP chciał zagłosować w marcu poparciem 1 proc. potencjalnych wyborców, czyli o 3 pkt proc. mniej niż w lutym.

Na Polską Partię Pracy – Sierpień’80 chciało zagłosować 2 proc. respondentów (1 pkt proc. więcej niż poprzednio), a na Twój Ruch i na Ruch Narodowy – po 1 proc. W przypadku partii Janusza Palikota oznacza to spadek notowań o 2 pkt proc. Ruch Narodowy ujęty został w sondaży pierwszy raz.

4 proc. ankietowanych (bez zmian) nie miało sprecyzowanych poglądów na kogo by głosowali. Innych odpowiedzi, niż o partie wymienione w sondażu, udzieliło 3 proc. badanych (bez zmian).

Kto chce iść na wybory?

Zamiar głosowania w wyborach parlamentarnych zadeklarowało w marcu 61 proc. respondentów (o 5 pkt proc. więcej niż lutym). 20 proc. respondentów na pewno nie wzięłoby udziału w wyborach (3 pkt proc. mniej), a 19 proc. nie miało zdania w tej kwestii (1 pkt proc. więcej).

Badanie przeprowadzono 5-11 marca 2015 roku na liczącej 1062 osoby reprezentatywnej próbie losowej dorosłych Polaków. Preferencje partyjne zbadano u 642 respondentów wybierających się na wybory.

Zobacz także

TOK FM

Wzmożony ruch helikopterów nad Moskwą? Internauci spekulują, czy ma to związek z Putinem

apa, 12.03.2015
Lądujący w Moskwie helikopter

Lądujący w Moskwie helikopter (YouTube)

W rosyjskim internecie pojawiają się kolejne wpisy i nagrania pokazujące helikoptery krążące nad Moskwą i lądujące w centrum miasta przy siedzibie Federalnej Służby Bezpieczeństwa i centrum antykryzysowym. Internauci plotkują o rzekomej chorobie Władimira Putina, który od tygodnia nie pokazuje się publicznie.
O śmigłowcach nad Moskwą piszą przede wszystkim użytkownicy mediów społecznościowych. Nie informują o tym oficjalne media. Nie komentują też towarzyszących tym informacjom – niekiedy zupełnie fantastycznych – hipotez.Faktem jest, że w centrum Moskwy nagrano i sfotografowano co najmniej dwa helikoptery. Część rosyjskich internautów pisze, że jest ich znacznie więcej. Jeden z nich to śmigłowiec służby Łączności Specjalnej prezydenta, który wylądował w pobliżu centrum antykryzysowego.Śmigłowiec w barwach wojskowych wylądował też na dachu budynku przy Łubiance, czyli siedzibie Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Śmigłowce miały się też pojawić nad ulicą Marii Uljanowoj, nad Kitaj-Gorodom i nad Nabrzeżem Preczisteńskim. Niektóre źródła piszą też o helikopterze na Kremlu.nowostiUkrainy

Ruch helikopterów nad Moskwą niektórym kojarzy się z krążącymi od kilku dni pogłoskami o pogorszeniu stanu zdrowia Władimira Putina. Prezydent od ubiegłego czwartku nie pokazuje się publicznie. Odwołano też jego wizytę w Kazachstanie (miał tam lecieć dzisiaj).

W dodatku opublikowane przez Kreml zdjęcia z wczorajszego spotkania Putina z gubernatorem Karelii Aleksandrem Chudiłajnenem, jak się okazało, pochodziły sprzed tygodnia. Wszystkie inne materiały z głową państwa w roli głównej także nagrano co najmniej tydzień temu. Rosjanie na Twitterze już zareagowali na tłumaczenia Kremla, masowo tagując swoje wpisy hasłem: „Putin nie żyje”.

Kreml zaprzecza plotkom

Rzecznik Władimira Putina Dmitrij Pieskow zaprzeczył dziś jednak plotkom, że stan Władimira Putina jest zły. Peskow powiedział radiu Echo Moskwy, że prezydent jest „absolutnie zdrowy” i dodał, że jego uścisk jest silny jak zwykle – „tak silny, że mógłby złamać rękę”. Rzecznik prezydenta stwierdził jednak, że Putin nie pojawi się na dorocznym rozszerzonym kolegium FSB, spotkaniu, które odbywa się dzisiaj wieczorem. To w tym wydarzeniu może kryć się tajemnica „nalotu helikopterów” na Moskwę. Zwłaszcza, że wszystkie śmigłowce pojawiają się w pobliżu budynków związanych ze służbami.

Zobacz także

wyborcza.pl

Dodaj komentarz