Duda 2 (27.03.15)

 

Finowie nie chcą przedmiotów w szkołach. Czy to początek rewolucji w edukacji?

Daria Krotoska, 27.03.2015
Egzamin gimnazjalny w Olsztynie

Egzamin gimnazjalny w Olsztynie (Fot. Tomasz Waszczuk / AG)

Finowie reformują szkolnictwo. Każdy uczeń szkoły podstawowej będzie miał obowiązek wybrać sobie co najmniej jedne zajęcia w roku, które będą łączyły w sobie elementy tradycyjnych przedmiotów. Przykładem może być moduł z Unii Europejskiej obejmujący historie państw członkowskich, ekonomię, geografię. – Jeżeli Finom uda się wprowadzić takie zmiany i całkowicie przerzucić się na multidyscyplinarny system na wszystkich poziomach szkolnictwa, to będzie to wielki krok dla edukacji – mówiła Tokfm.pl Aleksandra Pezda, dziennikarka i ekspertka ds. oświaty.
Fiński system edukacyjny od dawna jest uznawany za jeden z najbardziej efektywnych na świecie. Finlandia od lat znajduje się w pierwszej piątce krajów z najlepszymi notami w międzynarodowych rankingach edukacyjnych. Fińska młodzież spędza stosunkowo mało godzin w szkole, prac domowych zadaje się niewiele, a mimo to uczniowie radzą sobie świetnie na różnego rodzaju egzaminach.Na czym polega geniusz fińskiego systemu? Po pierwsze nauczyciele nie muszą podążać za ściśle określonym programem nauczania. Mają pełną dowolność, jeżeli chodzi o kolejność przerabianych tematów oraz czas, jaki im poświęcają. Po drugie zajęcia mają angażować uczniów i zachęcać ich do kreatywnego myślenia i współpracy poprzez pracę w niewielkich grupach. Finowie zrezygnowali również ze szkół prywatnych. Powód jest prosty: płatne szkoły pogłębiają nierówności wśród uczniów. Kogoś stać na prywatną, lepszą szkołę, a kogoś nie.

Zmiany mimo wszystko

Mimo dobrze działającego systemu Finowie zdecydowali się na reformy. Wprowadzane powoli innowacje mają szanse zrewolucjonizować podejście do edukacji nie tylko w Finlandii, ale i na całym świecie. Jedno z głównych unowocześnień to wprowadzenie interdyscyplinarnych modułów zajęć w podstawówkach [7-16 lat]. Każdy uczeń będzie miał obowiązek wybrać sobie co najmniej jedne zajęcia w roku, które będą łączyły w sobie elementy tradycyjnych przedmiotów. Przykładem może być moduł z Unii Europejskiej obejmujący historie państw członkowskich, ekonomię, geografię itd.

Strzał w dziesiątkę

Reforma zostanie wprowadzona najpierw w Helsinkach. Jeśli odniesie zamierzony efekt, ministerstwo wdroży ją w całym kraju. Zdaniem wielu orędowników reformy system oparty na tradycyjnych przedmiotach jest przestarzały. – Stary system był odpowiedni w XX wieku, teraz musimy przygotować dzieci i pomóc im zdobyć umiejętności przydatne dziś i jutro – opowiadała w rozmowie z „The Independent”, które nagłośniło sprawę Marjo Kyllonen, dyrektor do spraw oświaty w Helsinkach.

– Koncepcja jest świetna – mówiła Tokfm.pl Aleksandra Pezda, dziennikarka i specjalistka ds. szkolnictwa. – Wielu ekspertów potwierdza, że reformowanie tradycyjnego systemu nauczania jest konieczne. Łączenie wiedzy z różnych zakresów jest bardzo ważną umiejętnością, niewątpliwie potrzebną w dzisiejszym świecie. Jeżeli Finom uda się wprowadzić takie zmiany i całkowicie przerzucić się na multidyscyplinarny system na wszystkich poziomach szkolnictwa, to będzie wielki krok dla edukacji. Na razie są to jednak tylko spekulacje – dodała.

Independent

Całe zamieszanie wokół sprawy wynika z niefortunnego artykułu w „The Independent”, który sprawę nakreślił jako rewolucyjną, pisząc że Finowie już teraz całkowicie rezygnują z tradycyjnych przedmiotów. Według gazety wszystkie szkoły w Helsinkach od podstawówek do liceów miały przejść na system multidyscyplinarny już w 2016 roku. Tę informacje zdementowało fińskie Ministerstwo Edukacji zaznaczając, że zmiany będą wprowadzane etapami, a sama reforma – jak na razie – dotyczy tylko podstawówek w zakresie jednego modułu rocznie.

Polskie trzy grosze

W Polsce do czasu „reformy 6-latków” z 2011 roku w klasach 1-3 obowiązywało nauczanie zintegrowane. W założeniach przypominało ono pomysły, które wprowadzają w życie Finowie. Wszystkie dzieci w od 7. do 9. roku życia uczyły się bez podziału na przedmioty. – W obawie przed słabymi wynikami z przedmiotów ścisłych, szczególnie z matematyki wycofano się z tej koncepcji – komentowała Pezda.

Zobacz także

TOK FM

On siewcą, ona glebą, czyli edukacja seksualna po polsku

Maciej Orłowski, Justyna Suchecka, 27.03.2015
„Jeśli zdecydujesz się pomóc koleżance z geometrii, zdobądź się na cierpliwość, choć może cię irytuje, że tak wolno myśli”. „Brak ojca powoduje niską samoocenę i wpływa na kolizję z prawem”. „Zamiast dezodorantów wielu specjalistów doradza raczej stosowanie ziół”. M.in. tego uczą się dzieci z polecanych przez MEN podręczników.
Ministerstwo Edukacji Narodowej dopuściło do użytku tylko cztery podręczniki do przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie (WDŻ). To seria podręczników do podstawówki, gimnazjum i liceum „Wędrując ku dorosłości” Teresy Król i „Wychowanie do życia w rodzinie” Felicji Kalinowskiej.Ich treść oceniła Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wraz z Grupą Edukatorów Seksualnych „Ponton”. Podręczniki były badane pod kątem takich zagadnień, jak asertywność, przemoc seksualna, wiedza o własnym ciele czy antykoncepcja, ciąża i aborcja. Wyniki są druzgocące.

– To szalenie niepokojące, co wmawiamy młodzieży. W podręcznikach nie ma wiedzy, tylko jest światopogląd – mówi dr Maria Pawłowska z Pontonu, wykładowczyni PAN. – Autorzy nie dają uczniom narzędzi do podejmowania samodzielnych decyzji, tylko przekazują jedynie słuszny, zalecany przez Kościół pogląd na seksualność. To nie jest coś, co powinno się dziać w świeckich szkołach, w jedynych dopuszczonych do użytku podręcznikach.

Seks? Tylko po ślubie

Jako przykłady podaje cytaty z podręczników. – Osoby współżyjące wymiennie nazywane są kobietą i mężczyzną oraz mężem i żoną. Założenie, że seks uprawiają tylko heteroseksualne pary po ślubie, nijak ma się do rzeczywistości, gdy wiek inicjacji seksualnej w naszym kraju to 17-18 lat – mówi Pawłowska.

Podobnie jest z antykoncepcją. – W podręczniku czytamy, że „skuteczność prezerwatyw w zapobieganiu ciąży jest niezbyt wysoka, z powodu częstych wad technicznych (nieszczelność, pękanie)”. To była nieprawda 100 lat temu, a już na pewno nie jest prawdą dziś, gdy poprawnie używane prezerwatywy mają ponad 90-procentową skuteczność i żadne nie są nieszczelne.

– To świetnie, że przy naturalnej metodzie planowania rodziny uczymy dzieci swojego ciała. Jednak to nie jest metoda zapobiegania ciąży. A nawet przy tej metodzie autorka pisze, że to nie kobieta, ale jej mąż powinien kontrolować cykle. Za to w dni płodne zalecana jest abstynencja, a nie prezerwatywa – zgodnie z nauką Kościoła, a nie medycyny – podkreśla Pawłowska.

Ustąp miejsca płodowi

Jednak najwięcej zastrzeżeń wśród edukatorów budzi powielanie stereotypów.

– Kobieta sprowadzona jest do roli matki do tego stopnia, że radzi się ustępować miejsca ciężarnej nie dlatego, że jest jej ciężko, ale w „dowodzie szacunku dla życia, które ona nosi”. Albo dalej: „Dziewczyna powinna zdawać sobie sprawę, że więcej niż chłopiec płaci za nietrafny wybór. On jest dawcą życia, ‚siewcą’, natomiast jej ciało ‚glebą’. Postawa chłopców, którzy stają się ojcami, jest różna” – i tego uczy się dzieci w kraju, który ma najniższą w UE ściągalność alimentów – oburza się Pawłowska.

W podręcznikach można też przeczytać, że „dzisiejsze dziewczyny nie lubią się ruszać”, a chłopcom „nie trzeba polecać ‚Młodego Technika’, bo znają go od dawna”.

– Przekazywanie wiedzy powinno się odbywać zgodnie z wiedzą naukową: medyczną, psychologiczną, seksuologiczną czy socjologiczną. Jeżeli podajemy jakieś informacje jako fakty, to powinniśmy podać źródło – mówi Anna Grzywacz z Pontonu.

Wina rzeczoznawców

Samo ministerstwo tłumaczy, że o dopuszczeniu podręcznika do użytku decydują rzeczoznawcy, na których wybór ma znikomy wpływ. – MEN jest tylko notariuszem w tym procesie. Jeśli kandydat na rzeczoznawcę przedstawi wniosek i rekomendację wymienionej w przepisach instytucji, to zostaje nim automatycznie. Potem MEN wyznacza rzeczoznawców do podręcznika, kierując się ich dyspozycyjnością i bezstronnością – mówi rzeczniczka ministerstwa Joanna Dębek. I dodaje: – Też chcielibyśmy, aby podręczników do WDŻ było więcej, ale to nie my je piszemy. Decyzja o ich publikacji należy do wydawców.

Dowodem, że rzeczoznawcy mogą mieć realny wpływ na to, czego uczą się dzieci, może być przykład rządowego elementarza. To pod wpływem jego recenzentki dr Iwony Chmury-Rutkowskiej z UAM w podręczniku pojawiły się wątki równościowe, uczuliła ona autorkę na problemy osób niepełnosprawnych.

Rzeczoznawcy: Chazan i Lew-Starowicz

Recenzenci podręczników nie piszą, ale mogą sugerować zmiany lub przymykać oko na pewne rzeczy. Na liście rzeczoznawców jest np. prof. Chazan, który w latach 2009-13 zrecenzował trzy podręczniki do WDŻ. Wpisano go na nią w 2007 r. na podstawie decyzji wiceministra Mirosława Orzechowskiego z LPR, który pracował w MEN, gdy ministrem edukacji w rządzie PiS był Roman Giertych. Rekomendował go Instytut Matki i Dziecka w Warszawie.

A inni rzeczoznawcy? Na przykład prof. Aleksander Nalaskowski z UMK w Toruniu na portalu wPolityce.pl nazywał edukację seksualną „zbiorowym molestowaniem młodzieży”, a dr Urszula Dudziak z KUL, która na portalu Duchowy.pl zachęcała do przeciwdziałania „demoralizującym oddziaływaniom edukacyjnym” propagowanym przez „ludzi o poglądach laicko-permisywnych”. Choć na liście jest też np. znany seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz.

MEN w wyjątkowych przypadkach może usunąć budzących kontrowersje rzeczoznawców ze swoich list. Resort zrobił tak w 2013 r., gdy się okazało, że rzeczoznawcą jest nauczycielka, która w przeszłości skatowała dziecko (ujawniliśmy to w tekście Mariusza Szczygła w „Dużym Formacie”).

Ponton zbada przepisy

Monitoring treści podręczników do wychowania do życia w rodzinie to pierwszy etap realizowanego przez Federację i Ponton projektu finansowanego z funduszy norweskich przyznanych przez Norwegię nowym krajom Unii. Dalszym etapem będą analiza prawna przepisów dotyczących tego przedmiotu oraz wywiady z nauczycielami i uczniami. Projekt potrwa do 2016 r.

Ponton to grupa edukatorów przy Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Prowadzi m.in. pogadanki z uczniami o edukacji seksualnej i młodzieżowy telefon zaufania. Uczniowie pytają najczęściej o własne zdrowie, wizyty u ginekologa czy urologa. Podręczniki na ten temat milczą.

Wychowanie do życia w rodzinie to proteza edukacji seksualnej – 14 godzin w ciągu roku szkolnego, w tym pięć z podziałem na grupy męskie i żeńskie. Zajęcia są nieobowiązkowe, a przez to – podobnie jak etyka – często traktowane po macoszemu (np. prowadzone wcześnie rano lub po lekcjach). Uczestnictwo w nich nie wymaga pisemnej zgody, ale jedynie pisemnego sprzeciwu, jeśli rodzice nie chcą, by ich dziecko brało w nich udział.

Edukatorzy udzielają porad w każdy piątek w godz. 16-20 pod numerem telefonu 22 635 93 92

Justyna Suchecka: Interesują Cię tematy związane z edukacją? Lubisz o nich czytać i dyskutować? Zapraszam na mój profil na Facebooku!

Zobacz także

wyborcza.pl

Kościół jest zafascynowany ojcem Rydzykiem

27.03.2015

— Nie wiedziałem, że Kościół jest aż tak zafascynowany ojcem Rydzykiem — mówi Marcin Wójcik, reporter, autor książki „W rodzinie ojca mego”, który przez kilka lat obserwował od środka, jak wygląda serce imperium ojca Tadeusza Rydzyka.

 

Marcin Wójcik, były dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, w swojej książce „W rodzinie ojca mego” opisuje fenomen toruńskiego imperium medialnego skupiającego kilkanaście milionów katolików. „W rodzinie…” to opowieść o różnych środowiskach kościelnych, które nazywają siebie Rodziną Radia Maryja. Wójcik rozmawia z kapłanami, kościelnymi prominentami, cytuje treść kazań księdza Piotra Natanka. W końcu zapisuje się na studia na uczelni ojca Rydzyka. Wszystko po to, by pokazać prawdziwe oblicze jednego z najbardziej charyzmatycznych księży w polskim kościele.

Damian Gajda: Co Pana zaskoczyło podczas pracy nad książką „W rodzinie ojca mego”?

Marcin Wójcik: To, że zacząłem myśleć jak ojciec Tadeusz Rydzyk.

Proszę?

Przez dwa lata byłem blisko Rodziny Radia Maryja. Musiałbym być ze stali, żeby myślenie tego środowiska nie przeszło na mnie. Żebym się poważnie nie zastanowił, czy w Smoleńsku faktycznie nie było zamachu albo czy Unia Europejska nie postawiła sobie za cel zniszczenie Polski. Ale nie broniłem się przed takim „wsiąkaniem”, ono było twórcze.

W książce pisze Pan, że nie spodziewał się, że Kościół do tego stopnia jest zafascynowany ojcem Rydzkiem.

Biskupi całują go po rękach, modlą się za niego, żeby starczyło mu sił do walki z prześladowcami. Jestem głęboko przekonany, że dla niektórych biskupów ojciec Rydzyk jest większym autorytetem niż papież Franciszek.

Zbierając materiały, przeniknął Pan do środowiska bliskiego ojcu Rydzykowi. Kim są ci ludzie?

Zwolenników ojca Rydzyka podzieliłbym na trzy grupy. Są to emeryci, elita i młodzi.

 

Tadeusz Rydzyk, fot. Sławomir Kamiński Tadeusz Rydzyk, fot. Sławomir Kamiński

Zacznijmy od emerytów, bo to chyba najliczniejsza grupa jego wyznawców.

Emerytów spotykałem na pielgrzymkach i protestach. Przez dwa lata stałem z nimi pod oknami Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji na Żytniej, gdzie domagali się przyznania miejsca na multipleksie dla Telewizji Trwam.

Jak to wyglądało?

Przychodzili na dwunastą, od poniedziałku do piątku, odmawiali różaniec, koronkę, śpiewali, tańczyli. Ojciec Rydzyk zadzwonił kiedyś do nich i pobłogosławił na głośnomówiącym. Do budowania swojego imperium od lat wykorzystuje ludzi samotnych, opuszczonych. I chyba głównie o samotności tych ludzi jest moja książka, a nie o ojcu Rydzyku.

A elita i młodzi?

To ci, którzy swoim autorytetem społecznym wspierają ojca Rydzyka. Będą to posłowie Prawa i Sprawiedliwości, ludzie nauki i biznesu, ale także artyści, tacy jak Jerzy Zelnik, Halina Łabonarska, Halina Frąckowiak, Andrzej Rosiewicz. A jeśli chodzi o młodych, są to głównie studenci z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Przez semestr studiowałem tam podyplomową retorykę. Na roku byli ze mną studenci różnych profesji – radny miejski z Warszawy, leśniczy, psychiatra, bibliotekarka. Wszyscy zafascynowani „dziełami toruńskimi”.

Poznał Pan osobiście ojca Rydzyka?

Miałem z nim wykłady z mass mediów. Na zajęciach zadawałem mu pytania o rolę mediów katolickich, ale nic kontrowersyjnego, bo bałem się, że mnie wyrzuci ze szkoły.

Na szczęście podobno ma krótką pamięć.

To prawda (śmiech). Podszedł kiedyś na korytarzu do mnie i kilku kolegów i zapytał, co studiujemy. Odpowiedzieliśmy, że retorykę. Na co ojciec: „To dobrze. Trzeba dziś być wygadanym, żeby się bronić”.  Kiedy odszedłem ze szkoły, wysłałem do niego list polecony. Napisałem, że chciałbym się spotkać, bo przygotowuję książkę o środowisku Radia Maryja.

 

Tadeusz Rydzyk, fot. PAP/Jacek Turczyk Tadeusz Rydzyk, fot. PAP/Jacek Turczyk Foto: Onet

Jak zareagował?

Długo nie było odpowiedzi, więc wysłałem jeszcze jeden list, ale również nie doczekałem się informacji zwrotnej. Nie dziwi mnie to. Czy widział pan kiedyś ojca Rydzyka, który jest gościem programu publicystycznego w TVP lub Polsacie? Czy słyszał pan o wywiadzie, którego udzielił „Gazecie Wyborczej”, „Onetowi” czy nawet „Tygodnikowi Powszechnemu”? Ojciec Rydzyk zamknął się w twierdzy, którą tworzą jego media i zwolennicy, tam czuje się bezpiecznie, wie, że nikt mu nie zagrozi, nie zada trudnych pytań. Wszyscy, którzy ośmielą się wywołać go z tej twierdzy, są wrogami i należy z nimi walczyć. To nie jest chrześcijańskie.

W takim razie, jakie cechy jego osobowości sprawiły, że stał się idolem rzeszy polskich katolików?

Odwrócę pytanie i powiem tak: „Wszyscy jesteśmy ojcami Rydzykami”. Tym dużym uogólnieniem chcę powiedzieć, że to nasze narodowe cechy wykarmiły ojca Rydzyka. We Francji, w Niemczech, w Anglii ojciec Rydzyk nie wyrósłby na przywódcę. Ale oczywiście ma również cechy, które pozwoliły mu objąć rząd dusz.

To znaczy?

Oprócz zdolności manipulacyjnych będą to wykoślawione pojęcie chrześcijaństwa i patriotyzmu, ksenofobia, antysemityzm. Choć słyszałem, że ojciec Rydzyk toleruje Żydów. Ale antysemityzm dobrze się sprzedaje na antenie.

 

Tadeusz Rydzyk, fot. Cezary Aszkiełowicz Tadeusz Rydzyk, fot. Cezary Aszkiełowicz Foto: Agencja Gazeta

Czy ojciec Rydzyk zdaje sobie sprawę z opinii, które na jego temat mają liberalne środowiska katolickie?

Ojciec Rydzyk uważa, że nie ma czegoś takiego jak „katolik liberał”. Jest tylko „katolik”, czyli ten chrześcijanin, który wpisuje się w myślenie mediów toruńskich. Przecież taki prezydent Bronisław Komorowski nie jest katolikiem, tylko gorszycielem, odszczepieńcem, bo przyjmuje komunię świętą, a popiera in vitro. No, ale gdyby powiedział, że z pasją słucha Radia Maryja, nawet in vitro by mu darowano. Tak jak darowano Jarosławowi Kaczyńskiemu to, że nie udzielił poparcia dla zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych.

Nie wiem, czy nawet papież Franciszek jest katolikiem. Znam wielu ludzi z Rodziny Radia Maryja, którzy uważają, że Franciszek jest największym zagrożeniem dla Kościoła. Jeżeli papież kazałby usunąć w cień ojca Rydzyka, to mamy gotową schizmę w Kościele.

Kto Pana zdaniem będzie następcą ojca Rydzyka?

Przez lata ojciec Rydzyk eliminował ze swojego otoczenia zagrażających mu ludzi. Był u jego boku pewien ojciec, który mógł przejąć Radio Maryja i zapewne miałoby dzisiaj inną twarz. Ale ojciec Rydzyk pozbył się go, potem dyskredytował w oczach redemptorystów.

Ojciec dyrektor uchodzi za osobę w polskim Kościele niemal bezkarną. Jaka jest postawa Episkopatu wobec jego działalności?

Więcej niż połowa biskupów popiera ojca Rydzyka. Jest on dla biskupów ostoją Kościoła, człowiekiem, który tamuje falę zła płynącą z Zachodu. Gdybyśmy mieli inny Episkopat, to nie byłoby już Radia Maryja, stałoby się z nim to, co z niemieckim Radiem Maria. Działało ono w latach 80. Szerzyło ksenofobię, antysemityzm, angażowało się w politykę. Episkopat Niemiec powiedział dość i zlikwidował radio. A jako ciekawostkę dodam, że tuż przed zamknięciem radia jego częstym gościem był ojciec Rydzyk, który mieszkał w pobliżu. To były czasy, kiedy bez wiedzy przełożonych uciekł z Polski.

„W rodzinie ojca mego” Marcin Wójcik

„W rodzinie ojca mego” to zbiór reportaży o zwartych szeregach środowisk kościelnych, które same nazywają siebie Rodziną Radia Maryja.

Jaki wpływ ma obecnie Radio Maryja na polską scenę polityczną? Czy prawicowi politycy nadal liczyć się muszą ze zdaniem ojca dyrektora?

Roman Giertych przestał się liczyć ze zdaniem ojca dyrektora i został zepchnięty w polityczny niebyt. Podobny los spotkał Marka Jurka i Andrzeja Leppera. Prawo i Sprawiedliwość liczy się ze zdaniem ojca dyrektora i ma się dobrze. Ale uznanie ojca kosztuje. W czasach, gdy rządził PiS, ojciec Rydzyk dostał jedne z największych dotacji na szkołę i geotermię.

A co z przyszłością Radia Maryja?

Obecnie w Rodzinie Radia Maryja jest kryzys. Bo nie ma wyraźnego wroga, a tym, co scala rodzinę, jest wróg. Telewizja Trwam dostała miejsce na multipleksie, więc rząd i Krajowa Rada już nie są tymi, co „mordują wolność katolickiego słowa”. Jeszcze długo po przyznaniu miejsca na multipleksie, ojciec Rydzyk drukował w „Naszym Dzienniku” cegiełki, które czytelnicy mieli wysyłać do Krajowej Rady, żądając multipleksu dla Trwam. Chciał jak najdłużej utrzymać poczucie prześladowania.

A teraz jest cisza. Wypala się tzw. paliwo smoleńskie, wypala się temat zlaicyzowanej Unii Europejskiej, wypalił się multipleks. Ten spokój martwi ojca Rydzyka, bo spokój oznacza mniejsze datki na prześladowane radio i telewizję.

ROZMAWIAŁ: DAMIAN GAJDA

Onet.pl

 

„Newsweek” zapowiada, że pokaże zdjęcie łączące polityków PiS ze SKOK-iem Wołomin

"Newsweek" zapowiada publikację zdjęć łączących polityków PiS ze SKOK-iem Wołomin.
„Newsweek” zapowiada publikację zdjęć łączących polityków PiS ze SKOK-iem Wołomin. Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

Prawo i Sprawiedliwość zrobiło polityczny oręż ze zdjęcia Bronisława Komorowskiego z szefami SKOK-u Wołomin. Wkrótce przekonają się, że to obosieczna broń. Tomasz Lis zapowiedział w TOK FM, że wkrótce ukaże się zdjęcie pokazujące związki polityków partii Jarosława Kaczyńskiego z oszustami, którzy wyprowadzili miliony złotych z wołomińskiej Kasy.

– W ciągu kilkudziesięciu godzin, to już wiem skądinąd, będą kolejne zdjęcia, które to zdjęcie prezentowane dzisiaj uczyni całkiem zabawnym – powiedział dość zagadkowo w TOK FM Tomasz Lis. Pozostali uczestnicy porannej dyskusji publicystów spekulowali, że chodzi o poniedziałkowe wydanie tygodnika „Newsweek”, a Lis temu nie zaprzeczył.

– To inne zdjęcia panów ze SKOK-ów z panami politykami, które niekoniecznie muszą być przyjemne dla panów z PiS – mówił Lis w audycji Jacka Żakowskiego. Być może chodzi o zdjęcia, o których kilka dni temu mówił gen. Marek Dukaczewski, były szef WSI.

W redakcji „Newsweeka” udało nam się tylko potwierdzić, że rzeczywiście tygodnik opublikuje zdjęcia polityków PiS z szefami SKOK-u Wołomin. Na więcej informacji trzeba będzie poczekać do weekendu, kiedy tygodniki publikują zapowiedzi nowego numeru i okładkę. Jednak jeśli zapowiedzi się potwierdzą, sztab Andrzeja Dudy już powinien zastanawiać się nad odpowiedzią.

naTemat.pl

Ścięte głowy Koptów na katechezie w liceum. Temat lekcji: „męczeńska śmierć”

TOMASZ MACIEJEWSKI, 27.03.2015
Kadr z filmu, na którym zarejestrowano egzekucję 21 Koptów

Kadr z filmu, na którym zarejestrowano egzekucję 21 Koptów (x)

Film z krwawej egzekucji 21 egipskich chrześcijan obejrzeli podczas lekcji religii uczniowie LO XIV w Szczecinie. Bez cenzury, zamazywania obrazu. Odcięte głowy na piasku, morze krwi. – Teraz nasza córka nie może spać – mówią oburzeni rodzice jednej z uczennic. Szkoła tłumaczy, że tematem katechezy była „męczeńska śmierć”
Wiadomość o zamordowaniu 21 Koptów (21 egipskich chrześcijan zostało porwanych na początku roku w libijskim mieście Syrta) obiegła świat w połowie lutego. Film z egzekucji umieścili w sieci bojownicy tzw. Państwa Islamskiego. Zamaskowani mężczyźni prowadzą jeńców w charakterystycznych pomarańczowych strojach. Zbrodni dokonują na plaży. Trzymając noże nad głowami ofiar, wznoszą bojowe hasła. Później ścinają wszystkich. Nagranie kończy ujęcie morza pełnego krwi.Na religii zobaczyli więcej, niż pokazały serwisy

W serwisach informacyjnych na całym świecie pokazywano fragmenty filmu. Były apele, by go nie rozpowszechniać. W internecie można go jednak znaleźć w całości.

Pięciominutowe nagranie postanowił pokazać uczniom klasy Ia XIV LO w Szczecinie ks. Krzysztof Jeruzalski. Podczas katechezy. Do redakcji „Wyborczej” zadzwoniła mama jednej z uczennic.

– Córka nie może spać. Tak się zdenerwowała tym „seansem” – opowiada. – Niewyobrażalne okrucieństwo. Jaki cel ma pokazywanie tego nastolatkom? W szkole!

Chcieliśmy o to zapytać katechetę. Dzwoniliśmy do biura parafialnego Sanktuarium Najświętszego Pana Jezusa, bo tam pełni posługę ks. Jeruzalski. Odebrała siostra zakonna. Katechety nie było.

Ksiądz uprzedził, że będzie drastycznie

Skontaktowaliśmy się z dyrekcją szkoły. – Dziwne, że rodzice tej nastolatki nie zwrócili się najpierw do wychowawcy, pedagoga, psychologa. Uczennica otrzymałaby wsparcie. Czy dyskutowanie o tym na forum publicznym jest dobrym sposobem na uspokojenie wrażliwej dziewczynki? – stwierdziła Anna Kowalczyk, dyrektor XIV LO.

Po interwencji „Wyborczej” poszła do klasy I a porozmawiać o czwartkowej lekcji religii. – Pokazali mi film, który oglądali z księdzem. Tłumaczyli, że katecheza dotyczyła męczeńskiej śmierci. Że ksiądz wprowadził w temat. Że uprzedził, jak drastyczne sceny są w filmie. Nikt nie zgłosił zastrzeżeń.

– A później zamykali oczy. Byli przerażeni – komentuje matka uczennicy.

Uczniowi trudno sprzeciwić się katechecie

Psycholog Anna Leźnicka wyjaśnia: – Uczniowi jest trudno powiedzieć „nie” w takiej sytuacji. Działa autorytet nauczyciela i autorytet Kościoła. Trudno ocenić tę lekcję. Nie wiem, jak ksiądz ją poprowadził. Ale wcześniej należało porozmawiać z rodzicami, wychowawcą.

Czy tak okrutne, krwawe obrazy powinno pokazywać się w szkole?

Dyrektorka: – To są licealiści, nie szkoła podstawowa. Rozumiem, że granica wrażliwości mogła zostać naruszona. Ale nie jesteśmy w stanie uchronić młodych ludzi przed pewnymi informacjami. Ten film to fakty. Przekazywane w serwisach.

Na argument, że drastyczne sceny nie były pokazywane w telewizji, odpowiada, że nastolatkowie, którzy chcą, bez problemu wyszukają cały film w internecie. I nagrania z innych egzekucji. – Oglądanie ich samemu jest gorsze niż to, co zaproponował ksiądz – przekonuje Kowalczyk.

Ale przyznaje, że na swoich lekcjach (WOS) by takiego nagrania nie pokazała. – Na pewno czeka mnie dłuższa rozmowa z katechetą – podsumowuje.

Ani miejski wydział oświaty, ani kuratorium nie miały skarg w tej sprawie.

– Zgodnie z prawem nadzór pedagogiczny i merytoryczny nad lekcjami religii w szkole, sprawuje kuria – mówi Robert Grabowski z Urzędu Miasta.

Psycholog zaleca konsultacje z uczniami

– Prezentacja tego filmu była ryzykowna. I niepotrzebna. Ten sam temat można przedyskutować z młodzieżą w inny sposób. 16-17 lat to szczególny etap w rozwoju psychicznym, emocjonalnym. „Burzą się” struktury dziecięce, tworzą struktury dorosłe – wyjaśnia psycholog Leźnica.

Podkreśla, że temat śmierci jest podejmowany w szkole tylko w wyjątkowych sytuacjach. I sugeruje konsultacje psychologiczne z uczniami, którzy uczestniczyli w katechezie. – Nawet jeśli większość z nich mówi, że nic się nie stało. Bagatelizowanie problemu może być sposobem dystansowania się od trudnych emocji – tłumaczy.

szczecin.gazeta.pl

Masakra Terlikiem mechanicznym i mózg Angeliny

26.03.2015
Tomasz Terlikowski, który wydał właśnie książkę pod tytułem: „Masakra piłą mechaniczną w domu Terlikowskich” namawia Angelinę Jolie na amputację mózgu. W sumie… jest żywym dowodem na to, że nie jest to organ do życia niezbędny.

Niektóre wiadomości powodują u dorosłego człowieka chęć ssania kciuka oraz udania się na natychmiastową emigrację do Nepalu, by żyć tam w charakterze kozy. W ciągu kilku ostatnich dni dyżurny wesołek kato-prawicy dwukrotnie spowodował u nas zwarcie obwodów.

Tytuł książki, która napisał wraz z małżonką Małgorzatą naprawdę brzmi „Masakra piłą mechaniczną w domu Terlikowskich” – to nie jest news z Aszdziennika. Pomijając szereg niesmacznych skojarzeń, którymi się nie podzielimy, bo mamy litość w sercu, to jesteśmy zdumione, że ktoś tak wrażliwy na punkcie własnych uczuć religijnych zupełnie bez czci podchodzi do kultowego dzieła. Wyznawcy Leatherface’a mogą się poczuć mocno dotknięci.

Pozostając w klimacie gore – pan Tomasz błysnął myślą odnośnie kolejnej prewencyjnej operacji, której poddała się Angelina Jolie. W ramach profilaktyki raka aktorka dwa lata temu usunęła sobie piersi, a teraz zdecydowała się na wycięcie jajników. Terlikowski widzi to tak:

To jest zapewne ta słynna miłość bliźniego (według Terlikowskiego), o której tyle się słyszy. Niech już lepiej ta głupia kobieta przestanie walczyć o życie (ma przecież tylko sześcioro dzieci, to jeszcze żadna wielodzietność, bez przesady) i po prostu umrze z godnością. To znaczy najlepiej w bólu, bo tylko ból jest godny.

Idziemy po naszą piłę mechaniczną  – WRRRRUM!

What The Foch?!

Życie dostarcza wielu zabawnych, dziwnych, zastanawiających drobiazgów, które powodują chwilowe zwarcie w obwodach. Czasami komentarze są zbędne albo jedyne, co potrafimy powiedzieć to WHAT THE FOCH?! (tzn. najpierw mówimy brzydziej w języku ojczystym, ale po co to powtarzać?) Tutaj będziemy gromadzić takie przypadki, licząc na Waszą elokwencję!

Zobacz także

Foch.pl

Rosja: kontrolerzy ze Smoleńska nie dopuścili się naruszeń

olg, PAP, 27.03.2015
Wrak prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem

Wrak prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem (Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta)

Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej oświadczył, że nie dopatrzył się jakichkolwiek naruszeń w postępowaniu grupy kierowania lotami na lotnisku w Smoleńsku w dniu katastrofy polskiego Tu-154M.
W ten sposób Komitet Śledczy odniósł się do informacji o sformułowaniu przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w
Warszawie zarzutów wobec dwóch rosyjskich kontrolerów.

– W Komitecie Śledczym trwa postępowanie karne wszczęte w sprawie danej katastrofy. Na podstawie jego rezultatów – jak dotąd – żadnych nieprawidłowości w postępowaniu grupy kierowania lotami nie stwierdzono – oświadczył rzecznik Komitetu Śledczego generał Władimir Markin, którego cytuje agencja TASS.

Markin podkreślił, że „działali oni w ścisłej zgodzie tak z instrukcjami, jak i międzynarodowymi normami”.

„Załoga zignorowała ostrzeżenia”

Rzecznik Komitetu Śledczego zauważył, że stenogramy rozmów z punktu kierowania lotami lotniska w Smoleńsku od dawna są publicznie dostępne.

– W pełni odzwierciedlają one przekazane załodze ostrzeżenia o braku warunków do przyjęcia statku powietrznego, o wyznaczeniu 100 metrów jako wysokości podjęcia decyzji i potwierdzeniu przez załogę gotowości do odejścia z tej wysokości na drugi krąg, a także późniejsze ostrzeżenia ze strony kontrolerów o zbliżaniu się samolotu do ziemi i konieczności odejścia na drugi krąg – oznajmił.

Markin podkreślił, że „wszystkie te ostrzeżenia zostały całkowicie zignorowane przez załogę, która zgodnie z międzynarodowymi normami lotnictwa cywilnego ponosi pełną odpowiedzialność za wykonanie lotu i za podjęcie decyzji o lądowaniu samolotu”.

Rzecznik przypomniał, że Komisja Techniczna Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) w toku swojego badania także nie dopatrzyła się nieprawidłowości w działaniach kontrolerów.

Markin podkreślił, że „na wnioski strony polskiej śledczy Komitetu Śledczego przesłuchali osoby, dysponujące jakimikolwiek informacjami o katastrofie, w tym członków grupy kierowania lotami”. – Wszystkie stenogramy we właściwym czasie przekazano polskiej prokuraturze – dodał.

Rzecznik Komitetu Śledczego oznajmił, że strona rosyjska „nadal realizuje napływające z Polski wnioski o pomoc prawną i gotowa jest dalej przekazywać niezbędne informacje w interesach śledztwa”.

Rosyjskie media o zarzutach dla kontrolerów

Wiadomość o postawieniu przez stronę polską zarzutów dwóm kontrolerom ze Smoleńska w związku z katastrofą polskiego Tu-154M była dziś jednym z głównych tematów programów informacyjnych w rosyjskich stacjach telewizyjnych i radiowych.

Podawały one tę informację za państwowymi agencjami TASS i RIA-Nowosti, nie komentując tych doniesień. Radio Echo Moskwy zaznaczyło, że za główną przyczynę katastrofy prokuratura w Warszawie uznała jednak działania załogi polskiego samolotu.

RIA-Nowosti przytoczyła wypowiedzi rosyjskich prawników, którzy wyrazili pogląd, że Rosja nie wyda Polsce oskarżonych kontrolerów.

– Jeśli dobrze zrozumiałem, zarzuty postawiono zaocznie. Polskie władze mogą zażądać ekstradycji, jednak wydawania rosyjskich obywateli zabrania nasza konstytucja – powiedział adwokat Dmitrij Agronowski.

Zauważył on również, że strona polska może zechcieć ścigać kontrolerów za pośrednictwem Interpolu. – W każdym przypadku oskarżeni mogą napotkać problemy przy podróżach do Europy” – wskazał.

Adwokatka Anna Stawicka oświadczyła, że prawo dopuszcza wszczynanie śledztw przeciwko cudzoziemcom, jeśli państwo uważa, że popełnili oni przestępstwo; dopuszcza też stawianie im zarzutów.

– A dalej zaczyna się procedura współdziałania dwóch państw. Polska może zebrać dowody winy i zwrócić się do Rosji o wydanie, jednak Rosja odmówi, gdyż zgodnie z naszym ustawodawstwem nie ma prawa wydawać swoich obywateli innym krajom – zaznaczyła.

TOK FM

Macierewicz zaszkodzi Dudzie w kampanii? „Lepiej, żeby siedział w szafie”, „Wygaszone”, „Niewyobrażalnie głupie”

WB, 27.03.2015
Konferencja prasowa Antoniego Macierewicza

Konferencja prasowa Antoniego Macierewicza (Fot. Franciszek Mazur / Agencja)

Konferencja Antoniego Macierewicza i planowana na 10 kwietnia publikacja raportu na temat katastrofy smoleńskiej wzbudziła wiele komentarzy. Część komentatorów ocenia, że może to poważnie zaszkodzić kampanii wyborczej Andrzeja Dudy.
– Ustalenia prokuratury ws. przyczyn katastrofy w Smoleńsku nie mają nic wspólnego z ustalonymi dotychczas faktami. Jej działania mają podłoże polityczne – powiedział na konferencji prasowej szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz.
Wcześniej prokuratura wojskowa poinformowała, że jako bezpośrednią przyczynę katastrofy biegli wskazali m.in. niewłaściwe działanie załogi polegające na zniżaniu samolotu poniżej warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia.

Raport Macierewicza miesiąc przed wyborami

Wielu komentatorów i internautów, również tych otwarcie popierających PiS i Andrzeja Dudę, oceniło, że Antoni Macierewicz może tylko zaszkodzić Dudzie. Szczególne emocje wzbudziła publikacja raportu na temat katastrofy smoleńskiej planowana na jej piątą rocznicę 10 kwietnia, a więc również na miesiąc przed wyborami prezydenckimi.

„Agent obcego wywiadu”

„Mocno pomógł Komorowskiemu”

Zobacz także

TOK FM

Macierewicz: Ustalenia prokuratury nie mają nic wspólnego z faktami, cofają nas do raportu Anodiny

past, pap, 27.03.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,103085,17668996,video.html?embed=0&autoplay=1
Działania prokuratury mają podłoże polityczne – powiedział szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz. Stwierdził też, że fakt, iż rodziny ofiar dowiadują się o nowych ustaleniach dopiero na konferencji, jest „okrucieństwem”.
Prokuratura przedstawiła dziś najnowsze ustalenia w sprawie katastrofy smoleńskiej. Jako jedną z przyczyn katastrofy podano niewłaściwe działania załogi samolotu. Postawiono także zarzuty dwóm rosyjskim kontrolerom lotu. Zdaniem śledczych, kapitan samolotu nie miał prawa w tak złej widoczności schodzić poniżej wysokości 120 metrów.
W odpowiedzi na ustalenia prokuratury Antoni Macierewicz zwołał konferencję prasową, na której przedstawił swoje teorie dotyczące tego, co stało się pod Smoleńskiem i ostro skrytykował prokuraturę. Powtarzał, że opinia publiczna „jest wprowadzana w błąd”.

– Już dawno – myślę, że od raportu pani Anodiny – nie mieliśmy do czynienia z materiałem tak dalece nieodzwierciedlającym rzeczywistość – powiedział na konferencji prasowej Macierewicz, komentując wnioski przedstawione przez prokuraturę wojskową w piątek.

Dodał, że jego zdaniem ustalenia prokuratury cofają nas do, można by powiedzieć, „wczesnej Anodiny”, a cała analiza przebiegu wydarzeń nie ma nic wspólnego z ustalonymi dotychczas faktami. W jego opinii naganne jest, że rodziny ofiar katastrofy dowiadują się o nowych ustaleniach z konferencji prasowej.

Relacja na żywo z dzisiejszych konferencji>>>

„To okrutne i niespotykane, że rodziny dowiadują się o ustaleniach z konferencji prasowej”

– Jest sprawą powszechnie na całym świecie stosowaną, że rodziny ofiar jako pierwsze dowiadują się o szczegółach nowych ekspertyz. Nie znam takiej sytuacji na świecie, w której rodziny ofiar dowiadują się o nowych ustaleniach i nowych ekspertyzach z konferencji prasowej prokuratury – stwierdził polityk PiS.

– To jest rzecz nie tylko niespotykana, nie tylko okrutna, ale też świadcząca o politycznej manipulacji i politycznym podłożu działań prokuratury. Ubolewam nad tym, że mogło się coś takiego po raz kolejny zdarzyć właśnie polskiej prokuraturze wojskowej, bo odium tego spada na nas wszystkich jako Polaków – powiedział Macierewicz.

Archeolodzy znaleźli ślady wybuchu? Dziennikarz: W raporcie się o tym nie wypowiadali

Jeden z dziennikarzy obecnych na konferencji zaczął wytykać Macierewiczowi błędy w uzasadnieniu jego tez. Chodziło o przytoczony przez Macierewicza raport archeologów, w którym mieli wskazywać, że elementy tupolewa były nadpalone, co wg posła miałoby świadczyć o eksplozji.

– Czy w raporcie archeologów cokolwiek napisano o eksplozji? Wie pan, kiedy archeolodzy się tam znaleźli? W październiku. Dlaczego pan mówi, że archeolodzy dają dowód na eksplozję? Oni w raporcie na ten temat się nie wypowiadali – pytał dziennikarz.

Stwierdził też, że wśród „60 tys. szczątków”, o których mówił Macierewicz, są „główki nitów, kawałki sztućców, filiżanek”. – Pan używa wielkich liczb, ale dobrze pan wie, że tych 60 tys. szczątków to były np. kawałki izolacji samolotu – mówi mężczyzna.

– Pan się myli. Jeśli chodzi o spalone elementy samolotu, październikowa data pojawienia się archeologów nie wpłynęła na ustalenia – odpowiadał Macierewicz. Wcześniej przedstawiał teorię, jakoby „doszło do eksplozji rozrzucającej szczątki samolotu” – Nie ma w historii lotnictwa podobnego przypadku tak drastycznego rozszczepienia samolotu – twierdził Macierewicz.

– Jeżeli jest, jak chciała prokuratura, jeśli samolot upadł na skutek błędu pilotów, to gdzie jest krater, który musiałby zostać wyryty przez maszynę? – pytał polityk.

Oskarżenia wobec kontrolerów lotu, do katastrofy przyczynili się także piloci

Prokuratura wojskowa poinformowała, że jako bezpośrednią przyczynę katastrofy biegli wskazali m.in. niewłaściwe działanie załogi polegające na zniżaniu samolotu poniżej warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia.

Wnioski biegłych dostarczyły podstaw do wydania postanowień o postawieniu zarzutów popełnienia przestępstwa wobec dwóch rosyjskich kontrolerów, członków grupy kierowania lotami – poinformowała prokuratura.

– Pierwszemu z nich zarzuca się sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym , wobec drugiego wydano postanowienie o przedstawieniu zarzutu nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym – powiedział szef warszawskiej WPO płk Ireneusz Szeląg.

WPO wszczęła śledztwo w dniu tragedii 10 kwietnia 2010 r. Jest ono prowadzone w sprawie „nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, w wyniku której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samolotu Tu-154 Sił Powietrznych RP, numer boczny 101, w tym prezydent RP Lech Kaczyński oraz członkowie załogi”. Prokuratura informowała, że śledztwo nie zakończy się w tym roku.

Przeczytaj rozmowy Teresy Torańskiej o katastrofie w Smoleńsku >>

Zobacz także

TOK FM

Katastrofa smoleńska. Zarzuty spowodowania katastrofy Tu-154 dla dwóch rosyjskich kontrolerów [PODSUMOWANIE]

jagor, ks, PAP, 27.03.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,103085,17667402,series.html?embed=0&autoplay=1
– Wnioski biegłych dostarczyły podstaw do wydania postanowień o postawieniu zarzutów popełnienia przestępstwa wobec dwóch rosyjskich kontrolerów, członków grupy kierowania lotami – podała Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej, które trwa już pięć lat, zostało przedłużone do 10 października 2015 r. na wniosek Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie – poinformował rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, ppłk Janusz Wójcik, na dzisiejszej konferencji prasowej. Prokuratorzy zapewniają, że termin przedstawienia ich ustaleń nie ma związku z trwającą kampanią prezydencką. – Nie działamy zgodnie z kalendarzem politycznym, tylko ściennym – mówił rzecznik. Co zostało ustalone?
1. Zarzuty dla dwóch rosyjskich kontrolerów– Pierwszemu z nich zarzuca się sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym (…), wobec drugiego wydano postanowienie o przedstawieniu zarzutu nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym – powiedział szef warszawskiej WPO płk Ireneusz Szeląg. Dodał, że fakt nieodesłania Tu-154 na lotnisko zapasowe w ostatniej fazie lotu nie jest objęty zarzutami dla rosyjskich kontrolerów.Prokuratura „w oparciu o zapisy europejskiej konwencji o pomocy w sprawach karnych uruchomiła procedurę zmierzającą do możliwości ogłoszenia obywatelom rosyjskim postanowień o przedstawieniu zarzutów i przesłuchania ich w charakterze podejrzanych”. Wyjaśnił, że do czasu tych czynności prokuratura nie będzie informować o szczegółowej treści zarzutów.Postanowienia o przedstawieniu zarzutów – jak poinformowała prokuratura – zapadły 24 marca. Zgodnie z Kodeksem karnym „kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”. Także jeżeli następstwem nieumyślnego sprowadzenia katastrofy jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.2. Jedną z przyczyn katastrofy – niewłaściwe działanie załogi

Biegli wykluczyli, by uszkodzenia samolotu powstały z innych przyczyn niż zderzenia z przeszkodami terenowymi. – Ani stan zdrowia załogi, ani stan techniczny samolotu nie miały wpływu na katastrofę Tu-154″ – podkreślił rzecznik. Biegli uznali również, że nie była zachowana tzw. sterylność kokpitu i że niewykluczona jest obecność w kabinie gen. Błasika.

– Praca fonoskopów wskazuje na możliwość przebywania w kabinie pilotów gen. Błasika. Istnieją okoliczności wskazujące na to, że gen. Błasik przebywał w kokpicie bądź też jego bezpośrednim sąsiedztwie. Ale ówczesne przepisy nie wymagały bezwzględnej sterylności – mówił rzecznik. – Żadni biegli nie odczytali z nagrań rejestratorów lotu, by piloci kogokolwiek zapraszali bądź wypraszali z kokpitu – dodał.

Biegli – na podstawie badań zasadniczych elementów konstrukcyjnych samolotu – stwierdzili, że nie ma na nich jakichkolwiek śladów oddziaływania ognia. Zderzenie z ziemią było kompletne – co oznacza, że samolot zderzył się z nią, będąc w jednym kawałku.

– Jako pierwszą bezpośrednią przyczynę katastrofy biegli wskazali niewłaściwe działanie załogi, polegające na zniżaniu samolotu przez dowódcę statku powietrznego poniżej własnych warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia na drugie zajście – mówił płk Szeląg. Dodał, że było to „działanie nieadekwatne do panującej na lotnisku sytuacji meteorologicznej”.

3. Dowódca nie miał uprawnień, by zejść poniżej 120 m

– Dowódca samolotu nie miał prawa, wobec braku widzialności ziemi, zejść poniżej 120 m. Zakazu tego nie zmieniała zgoda wieży smoleńskiej na zejście do 100 m – wskazał płk Szeląg. Ponadto, jak dodał prokurator, jako przyczynę katastrofy biegli wskazali „naruszenie reguł określonych w instrukcji użytkowania Tu-154 w locie” oraz „instrukcji współdziałania i technologii pracy członków załogi samolotu”.

Inną z przyczyn wskazanych przez biegłych – jak poinformowała WPO – były także nieprawidłowości w związku z wyznaczeniem do lotu „osób bez ważnych uprawnień lub wręcz bez uprawnień, do wykonywania lotów na tym typie samolotu”. – Jak wynika z opinii, spośród załogi jedynie technik pokładowy posiadał ważne uprawnienia do wykonywania tego lotu w tym dniu – zaznaczył płk Szeląg.

Pięcioletnie śledztwo nie zakończy się w tym roku

Śledztwo prowadzone jest w sprawie „nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, w wyniku której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samolotu Tu-154 Sił Powietrznych RP, numer boczny 101, w tym prezydent RP Lech Kaczyński oraz członkowie załogi”. WPO na konferencji prasowej potwierdziło, że śledztwo nie zakończy się w tym roku.

W sierpniu 2011 r. WPO postawiło zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dwóm oficerom, którzy w 2010 r. zajmowali dowódcze stanowiska w ówczesnym 36. specpułku. Chodzi o organizację lotu Tu-154 w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu. Podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Za zarzucany czyn grozi im do trzech lat więzienia.

Powołany latem 2011 r. ponaddwudziestoosobowy zespół biegłych miał się wypowiedzieć co do: odtworzenia i rekonstrukcji lotu Tu-154, oceny sprawności technicznej i formalnej samolotu w trakcie lotu i w okresie go poprzedzającym, przygotowania do lotu, stanu wyszkolenia i przygotowania załogi, prawidłowości procesu szkolenia członków załogi, prawidłowości eksploatacji samolotu 10 kwietnia, prawidłowości pracy załogi w czasie lotu, prawidłowości zabezpieczenia meteorologicznego i nawigacyjnego lotu, prawidłowości przygotowania lotniska Smoleńsk Północny i pracy służb zabezpieczenia lotów na tym lotnisku.

Ponadto w opinii tej znalazła się m.in. analiza ponownych kopii nagrań z kokpitu Tu-154. Polscy biegli ponownie skopiowali zapisy czarnej skrzynki w lutym 2014 r. w Moskwie. Jak informowała wówczas NPW, biegli liczyli, że przy użyciu nowej metodologii i sprzętu uda się dokonać skuteczniejszego odsłuchu zapisu czarnej skrzynki.

Zobacz także

TOK FM

Żakowski zaprasza Dudę do rozmowy o SKOK-ach. By kandydat PiS uniknął określenia „Duda-obłuda”

Anna Siek, 27.03.2015
Kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda

Kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda (Agencja Gazeta)

– W prawdziwej kampanii po publikacjach o SKOK-ach ludzie Komorowskiego byliby już na etapie „domordowywania” politycznego Dudy. A to prezydent jest w defensywie. Świadczy to o daleko idącej amatorszczyźnie – mówił Tomasz Lis w TOK FM. Jego zdaniem przez to dojdzie do drugiej tury, w której znajdą się „polityk, który w sondażach ma ponad 70 proc. zaufania i ktoś, kto, jeśli chodzi o autonomię polityczną i intelektualną, jest poniżej Piotra Glińskiego”.
– Zastanawiam się, czy państwo wokół prezydenta zakończą wreszcie serial pt. „Jesteśmy na turnusie w Ciechocinku” i zabiorą się do realnej roboty. Z profesjonalnego punktu widzenia kampania Bronisława Komorowskiego jest po prostu słaba – uważa Tomasz Lis.PO: Duda mógł brać udział w nielegalnym wpływaniu na proces legislacyjny ws. SKOK >>>

Zdaniem redaktora naczelnego „Newsweeka” słabość kampanii obecnego prezydenta widać w zestawieniu z tym, co robi jego najgroźniejszy kandydat Andrzej Duda. – To bardzo sprawna kampania bardzo słabego kandydata. Np. to, co kandydat PiS mówi o euro, to są kompletne brednie, zawstydzające z intelektualnego punktu widzenia, ale spot jest dobry i może przekonać całkiem wielu ludzi – wskazywał.

SKOK spada z nieba. A sztabowcy nie reagują

Zdaniem publicysty autorzy kampanii Bronisława Komorowskiego nie potrafią skutecznie reagować nawet na tematy, które „spadają z nieba”. I mogłyby dać prezydentowi wzrost notowań. Takim tematem jest sprawa zaangażowania Andrzeja Dudy i całego PiS w ochronę SKOK-ów. Faktem jest, że to Prawo i Sprawiedliwość nie godziło się na objęcie spółdzielczych kas nadzorem KNF.

Pierwszą ustawę w tej sprawie, przypomnijmy, zablokował w 2010 roku prezydent Lech Kaczyński. Ministrem w prezydenckiej kancelarii był wtedy Andrzej Duda.

„Gazeta Wyborcza” informuje, że przed złożeniem przez prezydenta Kaczyńskiego wniosku do TK w sprawie ustawy o SKOK-ach, kancelarię trzy razy odwiedził szef kas Grzegorz Bierecki. Okazuje się też, że kluczową opinię prawną, która posłużyła do napisania wniosku do Trybunału Konstytucyjnego, przyniósł Duda. Analiza była anonimowa, ale z informacji „GW” wynika, że dokument powstał wcześniej na zamówienie SKOK-ów.

– W prawdziwej kampanii, po publikacji dotyczących SKOK-ów i zdjęcia prezydenta Komorowskiego z szefem SKOK-u Wołomin, ludzie kandydata Komorowskiego byliby już na etapie „domordowywania” politycznego Dudy. A jak oglądałem wczoraj w telewizji program z udziałem prezydenckiego ministra prof. Tomasza Nałęcza i byłego rzecznika PiS Adama Hofmana, to widziałem, że to Komorowski jest w defensywie. To kompletna paranoja! Świadczy to o daleko idącej politycznej amatorszczyźnie – podsumował Tomasz Lis.

Niech się wytłumaczy

Zdaniem Jacka Żakowskiego afera SKOK-ów jest tak poważna i ważna, że powinna być wyjaśniona przez sejmową komisję śledczą.

O powołaniu takiej komisji głośno mówiła Platforma Obywatelska, ale na razie skończyło się na powołaniu przed tygodniem specjalnej sejmowej podkomisji do wyjaśnienia sprawy spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Na jej czele stoi poseł PO Marcin Święcicki.

– Po tekście „GW” widać, że sprawa przypomina to, co znamy z przeszłości. Ekspertyzy pojawiające się nie wiadomo skąd, przynoszone do pałacu prezydenckiego późną nocą. To sprawa w stylu „lub czasopisma” [afera Rywina – przyp. red.] – mówił Żakowski.

Dlatego Jacek Żakowski zaprasza Andrzeja Dudę do „Poranka Radia TOK FM”. – Sprawa SKOK-ów to żelazny argument przeciwko jego kandydaturze. Trzeba o to pytać, póki się nie oczyści z zarzutów. Panie pośle, zapraszam na przyszły piątek – mówił prowadzący audycję.

Dla Tomasza Lisa przekonujące wytłumaczenie się kandydata PiS z podejrzeń dotyczących wspierania SKOK-ów pozwoli mu uniknąć pojawienia się „zbitki Duda-obłuda”.

SKOK to sprawa prezydenta

Andrzej Duda w sprawie politycznego parasola nad spółdzielczymi kasami mówi głosem PiS. Czyli przekonuje, że to problem Platformy Obywatelskiej i Bronisława Komorowskiego, który – jak widać na fotografii z premiery filmu „1920 Bitwa Warszawska” – znał rządzących SKOK-iem Wołomin.

Według narracji Prawa i Sprawiedliwości za aferą wołomińskiej kasy stoją byli funkcjonariusze WSI z Piotrem P. na czele. Mężczyzna był szefem rady nadzorczej SKOK Wołomin.

Śledztwo w sprawie tej kasy jest najpoważniejszym prowadzonym obecnie przez prokuratorów. Szkody, wyrządzone przez podejrzanych szefów SKOK-u Wołomin wynoszą 1,5 miliarda złotych.

W sumie prowadzone jest ponad 2200 śledztw dotyczących spółdzielczych kas.

Politycy chętnie wyciągali ręce po pieniądze SKOK-Wołomin. Współpracował m.in. Jacek Sasin, Janusz Korwin-Mikke i Marta Kaczyńska>>>>

Zobacz także

TOK FM

Zielone ludziki prezesa Kaczyńskiego. Kurski i Hofman powiedzą to, czego PiS nie może

Adam Hofman i Jacek Kurski to "zielone ludziki" prezesa Kaczyńskiego.
Adam Hofman i Jacek Kurski to „zielone ludziki” prezesa Kaczyńskiego. Fot. Zrzut ekranu z TVM24 i RMF FM

Adam Hofman dołączył do Jacka Kurskiego i obaj najostrzej z całej prawicy atakują Bronisława Komorowskiego sprawą SKOK-ów. Są jak zielone ludziki. To oczywiste, że działają na rzecz PiS-u i Andrzeja Dudy, ale kiedy ktoś oficjalnie pyta powtarzają „nie jesteśmy z PiS-u”. No i PiS może się od nich odciąć, kiedy przekroczą granicę.

Adam Hofman w czwartkowej „Kropce nad i” wypomniał Bronisławowi Komorowskiemu, że w jego komitecie poparcia jest Andrzej Kleszczewski, jeden z szefów SKOK Wołomin. Przekonywał, że „prezydent się sam wplata w WSI” i ma ciemne sprawy z tym związane. – Według mojej wiedzy, a to jest wiedza z dość pewnych źródeł, związki prezydenta ze SKOK-iem Wołomin są dużo głębsze – mówił były rzecznik PiS.

To najmocniejsze uderzenie w Bronisława Komorowskiego od czasu słynnego zdjęcia z premiery filmu „1920. Bitwa Warszawska”. To z kolei dzieło Jacka Kurskiego, także poza PiS-em. Te skuteczne ataki mocno osłabiają w urzędującego prezydenta, przede wszystkim piętrząc kolejne wątpliwości i znaki zapytania.

To oczywiste działanie na korzyść Prawa i Sprawiedliwości i Andrzeja Dudy. A jednocześnie zarówno Hofman, jak i Kurski formalnie w PiS-ie nie są. Akcentował to sam Adam Hofman. W razie potrzeby PiS może się od nich odciąć, kiedy pójdą w swoich atakach zbyt daleko. Dokładnie tak, jak Putin odcina się od „zielonych ludzików” na wschodzie Ukrainy.

naTemat.pl

PO: Duda mógł brać udział w nielegalnym wpływaniu na proces legislacyjny ws. SKOK. Powinien zawiesić członkostwo i kampanię

jagor, PAP, 27.03.2015
Kancelaria Lecha Kaczyńskiego żadnych zewnętrznych opinii w sprawie SKOK nie zamawiała. Trzy pochodziły od SKOK. Najobszerniejsza, anonimowa, dostarczona Kancelarii Prezydenta przez ministra Andrzeja Dudę, fragmentami pokrywała się co do słowa z wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego. N/z: prezydent Lech Kaczyński i minister Andrzej Duda w styczniu 2008 r.

Kancelaria Lecha Kaczyńskiego żadnych zewnętrznych opinii w sprawie SKOK nie zamawiała. Trzy pochodziły od SKOK. Najobszerniejsza, anonimowa, dostarczona Kancelarii Prezydenta przez ministra Andrzeja Dudę, fragmentami pokrywała się co do słowa z wnioskiem do… (FOT. SŁAWOMIR KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA)

Andrzej Duda mógł brać udział w nielegalnym wpływaniu na proces legislacyjny ws. ustawy o SKOK. Chodzi o pisanie skargi konstytucyjnej złożonej przez Lecha Kaczyńskiego – tak uważają politycy PO. Zdaniem Platformy kwestią powinna zająć się prokuratura, a Duda powinien zawiesić kampanię i członkostwo w PiS.
Politycy PO uważają też, że nie jest wykluczone powołanie sejmowej komisji śledczej – jeszcze w tej kadencji Sejmu – która zajęłaby się wyjaśnieniem sprawy SKOK-ów.
Duda w Pałacu Prezydenckim spotykał się BiereckimDzisiejsza „Gazeta Wyborcza” opisała, jak powstawała skarga konstytucyjna, którą na ustawę o SKOK-ach złożył w 2009 roku prezydent Lech Kaczyński, a nadzorował jego ówczesny prawnik, a obecny kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda. Chodziło o to, by Kasy nie podlegały realnej kontroli Komisji Nadzoru Finansowego, jak przewidywała uchwalona ustawa.Jak zauważa „Wyborcza”, Duda nie zamówił niezależnych ekspertyz w sprawie SKOK-ów, ponieważ wystarczyły mu te sporządzone w interesie Krajowej Kasy SKOK, a które uznawały kontrolę KNF nad SKOK-ami za niekonstytucyjną. Według „GW” Duda przyniósł też pozbawioną autorstwa opinię prawną, której fragmenty wstawiono do prezydenckiego wniosku do Trybunału. W czasie prac nad skargą prezydencki minister – jak informuje dziennik – przyjął w Pałacu prezesa Kasy Krajowej Grzegorza Biereckiego i szefa rady nadzorczej SKOK Adama Jedlińskiego.„Duda musi publicznie odnieść się do tych zarzutów”Szef klubu PO Rafał Grupiński powiedział na konferencji, że Duda musi publicznie odnieść się do kwestii opisanych w „GW”. Jak wyliczał, Duda musi odpowiedzieć m.in. na pytania: kto napisał wniosek do TK zaskarżający ustawę o nadzorze finansowym nad SKOK-ami, a także czy i w jakim celu przyjmował ludzi odpowiedzialnych za Krajową Kasę SKOK, w tym Jedlińskiego i Biereckiego.Zdaniem Grupińskiego prokuratura powinna z urzędu zająć się sprawami opisanymi w „Wyborczej”, a – jak zaznaczył – jeśli prokuratura nie zajmie się tymi kwestiami, odpowiednie wnioski złoży Platforma Obywatelska.

„Lobbyści w pałacu prezydenta Kaczyńskiego”

– Mamy do czynienia z nielegalnym wpływaniem na proces legislacyjny – mówił Grupiński. – Wyraźnie widać, że w pałacu prezydenta Kaczyńskiego lobbyści pracowali nad zablokowaniem bardzo ważnej ustawy, która miała ochronić oszczędności 2,5 miliona Polaków. Wyłania się z tego ciemny obraz związków polityków PiS z zapleczem finansowych SKOK-ów, wyłania się afera Andrzeja Dudy – przekonywał szef klubu PO.

Dlatego – jak dodał – wraca pytanie, czy mimo krótkiego czasu, który pozostał do końca kadencji parlamentu, nie warto zdecydować o powołaniu sejmowej komisji śledczej ds. SKOK-ów.

– W świetle doniesień prasowych wiemy, że udział Dudy w kwestiach związanych ze sprzyjaniem SKOK-om oraz w blokowaniu objęcia SKOK-ów nadzorem [państwowym – red.] był bardzo poważny, być może okaże się, że będziemy mieć do czynienia z aferą Dudy – podkreślił z kolei poseł PO Mariusz Witczak. Jak ocenił, Duda powinien zawiesić swoje członkostwo w PiS – do czasu wyjaśnienia kwestii opisanych w mediach.

„Doniesienia absolutnie szokujące, Duda powinien zawiesić kampanię”

W ocenie eurodeputowanego PO Adama Szejnfelda doniesienia medialne na temat Dudy są „absolutnie szokujące”, ponieważ „wskazują na to, że cały proces legislacyjny(…) mógł być prowadzony nielegalnie”. Jak ocenił, konieczne jest wyjaśnienie, kto zlecał i płacił za ekspertyzy, na podstawie których skierowano ustawę do TK. Jego zdaniem Duda powinien zawiesić też swoją kampanię wyborczą – do momentu wyjaśniania spraw opisanych w mediach.

Po tym, gdy w grudniu 2009 r. Lech Kaczyński skierował ustawę do TK, Kancelaria Prezydenta informowała, że zastrzeżenia budziły m.in. przepisy dotyczące tworzenia Spółdzielczych Kas, co miało następować w trybie zezwolenia Komisji Nadzoru Finansowego. Prezydent Kaczyński uważał, że przesłanki odmowy wydania zezwolenia są nieostre. Ponadto – zdaniem Lecha Kaczyńskiego – ustawa zbyt daleko ingerowała w samorządność i autonomię Kas.

W marcu 2011 r. prezydent Bronisław Komorowski zdecydował o ograniczeniu skierowanego przez Lecha Kaczyńskiego wniosku do TK. Komorowski wycofał zastrzeżenia wobec przepisów ustanawiających nad działalnością SKOK-ów nadzór KNF. Jak podało wówczas biuro prasowe Kancelarii Prezydenta, podstawową zaletą wzmocnienia nadzoru nad Spółdzielczymi Kasami Oszczędnościowo-Kredytowymi jest zapewnienie większego bezpieczeństwa ulokowanych tam pieniędzy.

W styczniu 2012 TK uznał, że dwa pozostałe przepisy ustawy o SKOK-ach, które zaskarżył prezydent Kaczyński, są niezgodne z konstytucją, ale nie na tyle, by ustawa nie mogła wejść w życie.

Zobacz także

TOK FM

Dodaj komentarz