Klauzula (08.10.2015)

 

Koniec ustawy o uzgodnieniu płci. Nie udało się namówić PSL

Renata Grochal, 08.10.2015

Ewa Kopacz i Janusz Piechociński

Ewa Kopacz i Janusz Piechociński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Sejm nie będzie głosował w piątek nad prezydenckim wetem w sprawie ustawy o uzgodnieniu płci – dowiaduje się nieoficjalnie „Wyborcza”. PO nie zdołała namówić PSL, by zagłosowało za odrzuceniem weta.

Ważny polityk koalicji mówi nam, że ustawa nie wyjdzie z sejmowych komisji zdrowia oraz sprawiedliwości i praw człowieka, które zajmą się nią w czwartek po południu. Żeby Sejm mógł głosować nad wetem, musi mieć sprawozdanie komisji. Jeden z posłów ma wystąpić o dodatkowe ekspertyzy, co uniemożliwi przyjęcie sprawozdania, a także piątkowe głosowanie nad odrzuceniem weta.

Politycy PO już kilka dni temu mówili, że jeśli nie uda się namówić PSL do głosowania za odrzuceniem prezydenckiego weta, to głosowania w Sejmie nie będzie. Platforma nie chciała się narazić się na kolejną wizerunkową porażkę po niedawnym przegranym głosowaniu o Trybunał Stanu dla byłego ministra sprawiedliwości w rządzie PiS Zbigniewa Ziobry. A bez głosów PSL nie udałoby się odrzucić weta, bo Platforma z lewicą mają za mało głosów. Żeby odrzucić weto prezydenta, potrzeba większości trzech piątych głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, czyli 276 głosów.

Ludowców nie udało się namówić do głosowania za odrzuceniem weta. Uznali, że to byłoby dla nich zbyt kosztowne, bo walczą z PiS o głosy na wsi i mogliby się narazić konserwatywnym wyborcom. Dlatego zdecydowali, że jeśli dojdzie do głosowania nad odrzuceniem weta, to nie będzie u nich klubowej dyscypliny.

– Marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska obiecała, że Sejm zajmie się prezydenckim wetem i komisje się nim zajmują. Ale nie mogła odpowiadać za to, jaki będzie wynik głosowania. My w PSL w sprawach światopoglądowych mamy zasadę, że każdy głosuje zgodnie z własnym sumieniem, nigdy nie wprowadzamy dyscypliny – mówi nam wicemarszałek Sejmu z PSL Eugeniusz Grzeszczak.

Jeśli Sejm nie odrzuci w piątek weta prezydenta, to będzie oznaczało koniec ustawy o uzgodnieniu płci. To posiedzenie jest bowiem ostatnie w tej kadencji. A zgodnie z obowiązującą w Sejmie zasadą dyskontynuacji, jeśli Sejm nie zdąży przegłosować prezydenckiego weta do końca kadencji, to sprawa nie przechodzi na kolejną kadencję. Prace nad nią trzeba zaczynać od nowa.

Zobacz także

wSejmieKoniec

wyborcza.pl

Klauzula sumienia to w istocie „widzi-mi-się”, a Trybunał Konstytucyjny staje się Trybunałem Kanonicznym

Trybunał Konstytucyjny dzień po dniu wydał wyroki, które nakładają kajdany na wolności obywatelskie. Najpierw w sprawie obrazy uczuć religijnych. Nie można podnieść słowa na kult.

A następnego dnia zatwierdzając klauzulę sumienia, która ma bardzo konkretny kontekst i bohaterów. Chodzi o słynne zadanie cierpienia pacjentce przez ginekologa prof. Bogdana Chazana, który nie wskazał jej adresu, gdzie mogłaby dokonać aborcji. Chzan usprawiedliwiał się klauzulą sumienia.

Tym samym Trybunał przyznał racje lekarzom, którzy rok temu na Jasnej Górze wypowiedzieli się przeciw prawu polskiemu, a opowiedzieli się za prawem boskim, czyt. biskupim.

Można sobie dywagować, co w sumieniu komu gra, ale to nie jest ani wolność, ani klauzula. Są to uprzedzenia, które zostały sformułowane poprzez indoktrynację. W Polsce taką ideologię szerzy Kościół katolicki, instytucja reprezentująca tylko swoje interesy, bo nie interesy tamtego świata, czyli niebytu.

A wszystko to zawinięte jest w szeleszczący papierek wartości chrześcijańskich, które albo są wartościami uniwersalnymi, albo bezrozumu. Innego rozumienia nie ma.

Klauzula sumienia teraz może być rozszerzona i respektowana w każdym zawodzie, np. w aptece mogą nie sprzedać środków antykoncepcyjnych. Ale nie tylko w farmacji, w każdej innej branży.

Klauzula sumienia może być alibi wszędzie, a zwłaszcza tam, gdzie kontrowersje nie są regulowane prawem. W rzeczywistości wartość intelektualna klauzuli sumienia to „widzi-mi-się”.

Prawo w Polsce zaczyna przegrywać poprzez takie wyroki, jakie wydaje Trybunał Konstytucyjny, który zamienia się na Trybunał Kanoniczny. I tak może naprawdę być, bo kroi się perspektywa takiej władzy, która w imię prawa i sprawiedliwości uprawia rytuał klęczenia przed prawem boskim, czyli biskupim.

Ile można zyskać na nierozdawaniu cukierków

Wojciech Maziarski, 08.10.2015

Ryszard Petru

Ryszard Petru (Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Gazeta)

Zbliżający się termin wyborów sprawia, że i opozycji, i władzy mięknie serce. Politycy są skłonni głębiej sięgnąć do publicznej sakiewki, by dosypać ludowi grosza. Zrobią wszystko, byle tylko ten lud był zadowolony i zagłosował, jak należy.

>> Czym powinni się zająć politycy? Wypełnij ankietę

To zasada uniwersalna, dotycząca wszystkich kampanii we wszystkich częściach świata, jednak w tych tygodniach w Polsce manifestuje się w sposób szczególnie widowiskowy. A to za sprawą dwóch głównych partii – PiS i PO – które licytują się, kto będzie lepszym świętym Mikołajem narodu polskiego. Kto rozda fajniejsze cukierki – ustanowi lepszą godzinową stawkę minimalną, podniesie pensje, podaruje pięć stówek na dziecko, zafunduje temu dziecku darmowe podręczniki, ulży frankowiczom i tak dalej.

Tymczasem w cieniu tej kampanii niepostrzeżenie zaczęły rosnąć notowania partii Ryszarda Petru, która nie przyłączyła się do mikołajowo-choinkowej licytacji, a mimo to już od jakiegoś czasu pewnie lokuje się powyżej progu wyborczego. Wygląda na to, że znaczący odłam polskiej opinii publicznej ma już serdecznie dość populizmu i wcale nie oczekuje od państwa prezentów.

Dałbym sobie rękę uciąć, że notowania Petru dodatkowo się poprawią po ostatnim występie górniczych watażków związkowych, którzy na wiecu w Brzeszczach w asyście Beaty Szydło i Pawła Kukiza zapowiedzieli wojnę z rządem i obrzucili polityków PO wdzięcznymi epitetami „ch je”, domagając się dalszego dotowania firm wydobywających spod ziemi przede wszystkim gigantyczne straty finansowe. W pierwszym półroczu ten urobek wyniósł już prawie 1,5 mld zł, dwukrotnie więcej niż rok wcześniej.

I Szydło, i Kukiz, i Tomasz Kalita z lewicy oczywiście obiecali górnikom z deficytowych kopalń kolejne cukierki, mówiąc, że nie można pozwolić na bankructwo ich zakładów. Ewa Kopacz już od wielu miesięcy deklaruje, że nie będzie zamykać kopalń. Tylko Ryszard Petru spokojnie, lecz stanowczo powtórzył to, co mówi od początku: „Kopalnie już dawno trzeba było sprywatyzować”.

Myślę, że to lider Nowoczesnej dobrze zdiagnozował nastroje i oczekiwania Polaków. Wystarczy poczytać internetowe komentarze pod dowolnym artykułem na temat problemów polskich kopalń, by się zorientować, że większość obywateli ma już serdecznie dość awanturujących się działaczy górniczych, którzy wciąż żądają, by inni zrzucali się na ich utrzymanie.

W ciągu 25 lat polskiego kapitalizmu wszystkie pozostałe grupy zawodowe zdołały się dostosować do nowej rzeczywistości. Nawet rolnikom, niegdyś uchodzącym za symbol postaw antyrynkowych, udało się przeobrazić w dynamiczną grupę producentów i eksporterów żywności podbijających światowe rynki (właśnie poinformowano o otwarciu dla polskich jabłek rynku wietnamskiego). Tylko górniczy związkowcy wciąż palą opony i chcą, by reszta obywateli dopłacała do utrzymania deficytowych kopalń.

Szydło, Kukiz oraz lewica właśnie im to obiecują, Ewa Kopacz wcześniej obiecywała, teraz dyplomatycznie milczy. I tylko Petru mówi „nie”. Jak myślicie, kto na tym wygra? Obserwujcie sondaże.

Zobacz także

ileMożnaZyskać

wyborcza.pl

Macierewicz odsunięty? Rzecznik PiS się odcina, Szydło ogłasza Gowina kandydatem na szefa MON

klep, 08.10.2015
– Najbardziej prawdopodobnym kandydatem na szefa MON w moim rządzie jest Jarosław Gowin – powiedziała Beata Szydło podczas konferencji prasowej w siedzibie PiS. Ucięła tym samym spekulacje, jakoby resortem obrony miał pokierować Antoni Macierewicz. Rzeczniczka PiS wręcz się od niego odcięła.

Jarosław Gowin

Jarosław Gowin (Gazeta.pl)

 

Beata Szydło, kandydatka PiS na premiera, pytana była o kontrowersyjne wystąpienie Antoniego Macierewicza w Chicago. – Chcę raz na zawsze uciąć spekulacje. To nie media, to nie PO będzie decydowała o tym, kto będzie tworzył mój rząd – zaczęła polityk, by poinformować, że kandydatem PiS na szefa MON będzie najpewniej Jarosław Gowin z Polski Razem. Dotychczas spekulowano, że w przypadku wyborczego zwycięstwa PiS resort obrony objąłby Antoni Macierewicz. – Myślę że dosyć już zajmowania się przez polityków opcji aktualnie rządzącej kreowaniem rzeczywistości, której nie ma – stwierdziła Szydło.

Co z Macierewiczem?

Dziennikarze pytali jednak, jak kierownictwo PiS odnosi się do kontrowersyjnych słów Macierewicza, choćby o weryfikację służb. – Wszystkie tezy wypowiadane przez Antoniego Macierewicza są jego prywatnymi, osobistymi, indywidualnymi poglądami – stwierdziła Elżbieta Witek, rzeczniczka PiS. – W sprawie weryfikacji to również osobisty pogląd Antoniego Macierewicza. To nie jest pogląd PiS, to był indywidualny pogląd Antoniego Macierewicza – dodała.

Gowin ogłasza program obronny PiS

– Rząd Beaty Szydło w dziedzinie polityki obronnej będzie opierał się na trzech fundamentalnych założeniach – mówił Gowin, przedstawiając zarys programu ew. rządu PiS w dziedzinie obronności.

1. Newport plus

PiS chce budować koalicję na rzecz zwiększenia obecności wojsk NATO w naszej części Europy.

2. Większe wydatki na zbrojenia

– Będziemy konsekwentnie wzmacniać polską armię – zapowiedział Gowin. Jego zdaniem 2 proc. PKB wydatków na obronność „to minimum”. PiS chce także wzmocnić armię zawodową wolontariuszami z oddziałów obrony terytorialnej.

3. Modernizacja armii polskimi siłami

– Rozwój i modernizacja polskiej armii będzie oparta na zasobach polskiego przemysłu i polskiej nauki – zaznaczył Gowin, nazywając obecny MON „centrum zagranicznych zakupów”.

macierewiczOdsunięty

gazeta.pl

Beata Szydło: Jarosław Gowin jest najbardziej prawdopodobnym kandydatem na szefa MON

08.10.2015

– Jarosław Gowin jest najbardziej prawdopodobnym kandydatem na ministra obrony w rządzie PiS – oświadczyła dzisiaj kandydatka tej partii na premiera Beata Szydło.

 

Beata Szydło

Foto: Maciej Kulczyński / PAP Beata Szydło

Na konferencji prasowej Szydło powiedziała, że chce raz na zawsze przeciąć pojawiające się spekulacje. – To nie media i nie PO będzie decydować o tym, kto będzie tworzył mój rząd – powiedziała Szydło, informując, że to Gowin jest najbardziej prawdopodobnym kandydatem na szefa MON, jeśli rząd będzie tworzyło PiS.

Dotychczas pojawiały się w mediach spekulacje, że tekę ministra obrony może w rządzie PiS objąć Antoni Macierewicz.

Jarosław Gowin zapowiedział, że jego działania jako szefa MON będą opierały się na trzech filarach. Po pierwsze podejmie starania, których celem będzie stała obecność wojsk NATO w środkowej Europie. Po drugie będzie dążył do wzmacniania polskiej armii. – Chcemy, aby armia zawodowa była wzmocniona przez oddziały obrony terytorialnej – zapowiedział Gowin.

Po trzecie, rozwój polskiej armii będzie się opierał na zasobach polskiego przemysłu i polskiej nauki. – Pora skończyć z tym, żeby MON był centrum zakupów uzbrojenia zagranicznego – powiedział Jarosław Gowin.

 

onet.pl

Szydło dereguluje ministra obrony in spe – z Macierewicza reguluje się na Gowina

Wpadka PiS z Antonim Macierewiczem w Chicago (PO jako Bierut, Tusk jako Stasi), obudziły śpiącą Beatę Szydło.

Obudziła ją zmora ministra obrony in spe Macierewicza. O, nie! Zakrzyknęła przez sen – czy co?

W każdym razie Szydło przeciera oczy – nie wiem, jak z umysłem – ze śpiochów, ubiera się w jakiś strój domowy, podomkę pisowską (chowa Macierewicza do szafy), bo oto oświadcza, że najprawdopodbniej w rządzie PiS ministrem obrony będzie Jarosław Gowin.

Czyli po panice nastąpiła deregulacja ministrów in spe.

Ten powszechnie znany deregulator jest jak pchła. Skacze z partii do partii, z ministerstwa na ministerstwo.

Co mógłby Gowin robić z Wojskiem Polskim? Jak Andrzej Duda nakazać codzienną mszę, zwiększyć liczebność kapelanów. Wszak Gowin to polityk proboszczowaty, nie tylko w mimice i retoryce, ale w rozumie.

Szydło deregulacją ministrów zapowiada deregulację premierów PiS. Coś mi to wygląda, że Szydło się zderegulowała na Jarosława Kaczyńskiego, u którego ministrem obrony będzie Macierewicz. Ktoś musi przeprowadzić te wszystkie rzeczy, które wiceprezes PiS Macierewicz zapowiedział w Chicago, choćby publikację aneksu WSI. No, nie?

Więcej >>>

Po wyroku TK w sprawie klauzuli sumienia: Grozi nam państwo alternatywnych systemów prawnych. Sumienie staje się bogiem

Ewa Siedlecka, 08.10.2015

Trybunał Konstytucyjny

Trybunał Konstytucyjny (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego otwiera innym grupom zawodowym prawo odmowy świadczenia obowiązków w razie powołania się na sumienie. Bo konstytucyjna wolność przysługuje każdemu.

W ciągu dwóch dni Trybunał Konstytucyjny wydał dwa wyroki, w których zwyciężczynią okazała się wolność sumienia i wyznania. W pierwszym uznał za dopuszczalne, by ścigać prawem karnym obrazę uczuć religijnych. W drugim poszerzył klauzulę sumienia. Kilka miesięcy wcześniej, w sprawie o ubój rytualny, orzekł niemal bezwarunkowy priorytet wolności wyznania i obowiązek tolerowania wszystkiego, co wyznawcy uznają za sposób uprawiania kultu.

W sprawie o klauzulę sumienia przedstawiciel wnioskodawców – Naczelnej Rady Lekarskiej – mec. Michał Królikowski (były wiceminister sprawiedliwości) podkreślał, że wolność sumienia jest prawem, którego ograniczać nie wolno. Gdyby Trybunał tę interpretacje podzielił, to takie akty wypowiedzenia posłuszeństwa prawu, jakie demonstrowali lekarze rok temu, składając na Jasnej Górze deklarację, że nie obowiązuje ich prawo ludzkie, tylko boskie, przestałyby być ekscesem. A grupy wyznawców uzyskałyby prawo wyznaczania dla siebie alternatywnych systemów prawnych.

Tak daleko Trybunał się nie posunął. Ale orzekł, że lekarska klauzula sumienia ma bezpośrednie zakorzenienie w konstytucji – w wolności sumienia i wyznania – i obowiązywałaby, nawet gdyby nie było jej w ustawie o zawodzie lekarza.

Takie stwierdzenie ma konsekwencje równoważne uznaniu, że wolność sumienia jest wartością absolutną. Otwiera innym grupom zawodowym prawo odmowy świadczenia obowiązków w razie powołania się na sumienie. Bo konstytucyjna wolność przysługuje każdemu.

I tak Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich od dawna walczy o prawo do odmowy sprzedawania środków antykoncepcyjnych czy pigułek „dzień po”. Katoliccy urzędnicy stanu cywilnego – o prawo odmowy wydawania dokumentów, które mogłyby posłużyć do zawarcia związku jednopłciowego za granicą (może do tego służyć zaświadczenie o stanie cywilnym, bo dokumenty do zawarcia ślubu za granicą są zarezerwowane dla par hetero). Część nauczycieli odmawia przekazywania uczniom treści równościowych i uczenia o antykoncepcji.

Można snuć fantazje, jakie jeszcze grupy zechcą odmawiać jakich obowiązków. Nie mówiąc już o tym, że uprawomocnia to dzisiejszą praktykę, gdzie lekarze odmawiają stosowania antykoncepcji czy wykonywania badań, które mogłyby dać wskazania do aborcji. Albo respektowania woli pacjentów do nieratowania im życia.

A więc, pośrednio, efekt alternatywnych systemów prawnych ogłaszanych przez wyznawców zostanie osiągnięty. I w przeciwieństwie do lekarskiej klauzuli sumienia nie będzie można ich zaskarżyć do Trybunału, by wyznaczył granice, bo nie będą zamieszczone w żadnej ustawie.

Nie jest obojętne, w jakich warunkach społeczno-politycznych taki wyrok zapada. Władze dbające równo o wszystkich obywateli zadbałyby odpowiednimi przepisami i decyzjami, żeby wszyscy, niezależnie od swojego światopoglądu, mogli korzystać z należnych im świadczeń. W Polsce bym na to nie liczyła. Szczególnie wobec szykującej się zmiany władzy.

Zobacz także

poWyrokuTK

wyborcza.pl