Smoleńsk (10.04.15)

 

Fantastyka smoleńska – polska tragedia według niemieckiego dziennikarza

Bartosz T. Wieliński, 10.04.2015
Wrak prezydenckiego Tu-154, który runął przed lotniskiem w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku

Wrak prezydenckiego Tu-154, który runął przed lotniskiem w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku (Fot. Mikhail Metzel ASSOCIATED PRESS)

Książka „Tajne akta S.” autorstwa dziennikarza śledczego Jürgena Rotha, która właśnie ukazała się w Niemczech (w Polsce będzie dostępna w maju), błąd ma już na okładce. Brakuje na niej nazwiska Antoniego Macierewicza, bo to on w zasadzie ją napisał.
W skrócie wygląda to tak. Donald Tusk i Władimir Putin wspólnie zaplanowali morderstwo Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku. Zamach wykonała rosyjska FSB, wykorzystując agentów polskiej WSI, bo ktoś musiał wnieść materiały wybuchowe na pokład tupolewa. A zbrodnia ta była wstępem do rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie.

„Jeśli chodzi o katastrofę smoleńską, Polska to polityczne i kulturalne pole minowe” – uprzedza na początku książki Roth, dziennikarz śledczy z ponad 40-letnim stażem. Za sprawę Smoleńska zabrał się dawno temu, ale na początku 2014 r. dał sobie spokój. Jak sam pisze, wokół śmierci Lecha Kaczyńskiego było zbyt wiele teorii spiskowych – choćby ta, że samolot z prezydentem uprowadzono w nieznane miejsce, a w Smoleńsku wysadzono w powietrze podstawionego tupolewa. Gdy rok temu Putin napadł jednak na Ukrainę, Roth stwierdził, że te sprawy się ze sobą łączą.

Jak podkreśla, ma tajny raport agenta niemieckiego wywiadu BND, to jedyna „nowość” dotycząca katastrofy. W marcu 2014 r. agent miał alarmować szefów, że po rozmowie z wysokiej rangi członkiem polskiego rządu oraz ważnym funkcjonariuszem rosyjskiej FSB zdobył informację, że 10 kwietnia 2010 r. „z dużym prawdopodobieństwem doszło do zamachu z użyciem materiałów wybuchowych”. Stała za tym komórka FSB z ukraińskiej Połtawy, kierowana przez generała Jurija D. z Moskwy. W informacje BND można wierzyć albo nie, ale wpisują się one w układankę faktów i poszlak – pisze Roth.

Skanu dokumentu z BND nie publikuje, nie przytacza też jego brzmienia w całości. Są tylko cytaty. Wynika z nich, że „zlecenie” na Lecha Kaczyńskiego wyszło od wysokiego rangą polskiego polityka. Brudną robotę wykonała 15-osobowa grupa operacyjna FSB działająca pod przykrywką agentów ukraińskiej służby bezpieczeństwa. Roth przypuszcza, że materiały wybuchowe dostarczył generał Jurij D., który do 2011 r. miał być doradcą ds. bezpieczeństwa afgańskiego prezydenta Hamida Karzaja i miał do nich swobodny dostęp. Kaczyński musiał zginąć, bo sprzeciwiał się skrajnie niekorzystnym umowom na dostawy rosyjskiego gazu dla Polski.

Autor nie wyjaśnia, jak generał FSB mógł zostać doradcą Karzaja, który Rosjan nienawidził, a w Kabulu są oni – delikatnie mówiąc – niemile widziani z powodu brutalnej interwencji w Afganistanie w latach 70. i 80. XX w. Nie tłumaczy, dlaczego BND twierdzi, że umowa z Gazpromem wymagała podpisu prezydenta Kaczyńskiego, skoro nie wymagała – był to dokument rządowy. Rzecznik niemieckich służb stwierdził zresztą niedawno, że takiego raportu w archiwach BND nie ma.

Roth nie ukrywa, że prawdę o katastrofie smoleńskiej ustalał, rozmawiając z Macierewiczem w jego gabinecie („w jego biurze rzucają się w oczy święte obrazy i krzyż dowodzące jego głębokiej religijności”) oraz z Anitą Gargas z „Gazety Polskiej” („doświadczona dziennikarka śledcza, długoletni pracownik TVP, zwolniona po dojściu do władzy Donalda Tuska”). Są też płk Andrzej Kowalski, szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który z Rothem spotyka się w konspiracji gdzieś pod Warszawą i przestrzega go, że „prawda jest tak straszliwa, iż nikt nie odważy się o niej głośno mówić”. A także por. Artur Wosztyl, pilot jaka-40, który 10 kwietnia cudem wylądował w Smoleńsku z dziennikarzami na pokładzie. Też boi się mówić o zamachu, ale przyznaje Rothowi, że słyszał wybuch.

Dziennikarz nie próbuje sprawdzać swoich informatorów ani ich tez. Gdyby to zrobił, dowiedziałby się np. o tym, że płk Kowalski został odwołany z funkcji w 2007 r., a nie odszedł z niej po 2011 r. zniesmaczony ukręcaniem łba śledztwu smoleńskiemu. Powtarza więc to, co od rozmówców usłyszał: że na pokładzie tupolewa doszło do wybuchu i że istnieje film, na którym słychać, jak Rosjanie dobijają pasażerów, którzy przeżyli katastrofę.

Jeden z moich niemieckich rozmówców tak scharakteryzował Rotha: – Mam wątpliwości, czy prowadzi śledztwo czy pisze powieść. W efekcie przegrał kilka spraw sądowych.

Nawet część „niepokornych” w Polsce ma o Rocie nie najlepsze zdanie. Najdosadniej ujął to w środę Jerzy Targalski w serwisie Niezalezna.pl: – To, że jakiś generał czy jakaś grupa z Polski miała zamówić u Rosjan zamach, jest dowodem na niekompetencję tych, którzy to czytają. Sługa, który żyje na kolanach u cara, nic nie zrobi. Sługus ma wiedzieć, że to car nim rządzi.

Przeczytaj relację Piotra Kraśki, bezpośredniego świadka wydarzeń na lotnisku w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku >>

Zobacz także

wyborcza.pl

Akolici zamachu

Monika Olejnik, „Kropka nad i” TVN 24, „Gość Radia Zet”, 10.04.2015
Jarosław Gowin

Jarosław Gowin (MATEUSZ SKWARCZEK)

Od pięciu lat żyjemy we mgle smoleńskiej. Brak procedur, bałagan i nasz polski tumiwisizm doprowadziły do największej katastrofy w dziejach Polski i nie tylko.
W cywilizowanych krajach nie zdarzyło się, żeby w katastrofie lotniczej zginął prezydent. W cywilizowanych krajach nie zdarzyłoby się zapewne, by zginął kwiat lotnictwa, jak to się stało w 2008 r. podczas katastrofy samolotu CASA w Mirosławcu, gdzie zginęło 20 osób. Wydawało się, że będzie to wstrząs, ale nie był.Katastrofa smoleńska jest wykorzystywana do gier politycznych, wmawia się ludziom, że to był zamach, ale przez te pięć lat nieudolności prokuratury można zwątpić w działanie państwa.

Jarosław Gowin, kiedy był ministrem sprawiedliwości, powiedział: „To nie był zamach. Ciut więcej wiem na ten temat niż zwykły obywatel”. Teraz niezwykły zwykły obywatel, bo tylko przewodniczący partii, nie wyklucza zamachu. Kiedyś opowiadał o tym, że z powodu jego braku wiary w zamach nazywano go ruskim agentem i – jak mówił – „musiał zaciskać zęby, żeby nie odwarknąć”. Teraz Jarosław Gowin stał się akolitą Jarosława Kaczyńskiego, uznał nawet, że Jürgen Roth jest świetnym pisarzem i nie należy wykluczać jego teorii.

Roth na podstawie notatki niemieckich służb twierdzi, że na pokładzie samolotu był zdalnie sterowany ładunek trotylu. Zamachu dokonały siły rosyjskie, a rozkaz przyszedł z Polski. Były minister sprawiedliwości nie wierzy niemieckim służbom, iż taka notatka nie istnieje.

No cóż, wybory parlamentarne wkrótce.

Gowin nawet nie wierzy w to, że gen. Błasik był w kokpicie, chociaż kiedy był ministrem sprawiedliwości, nie miał zastrzeżeń do raportu Jerzego Millera. Tym samym zbliża się do wiary wdowy po generale Ewy Błasik. Ją można zrozumieć, bo cierpi z powodu straty męża i za wszelką cenę go broni: „Nie ma takich możliwości, by mój mąż ingerował w przebieg pracy pilotów. Ja jestem świadkiem jego podróży powietrznych i mówię, że to jest niemożliwe”.

Co innego twierdzi matka kapitana Arkadiusza Protasiuka, pilota Tu-154. „Mój syn został kozłem ofiarnym” – mówi „Faktowi”. Rodzina Protasiuków od początku twierdziła, że załoga była pod wpływem dowódcy sił powietrznych, czyli gen. Błasika. Mama kapitana Protasiuka też cierpi.

Wkurzające jest to, że w prawie 40-milionowym kraju mamy prokuraturę wojskową, która jest bezradna w sprawie zakończenia śledztwa. Różne interpretacje prokuratury pozwalają na teorie spiskowe.

Paliwo smoleńskie kręci się od pięciu lat, wypełza z każdego kąta, bo wszystkim jest do czegoś potrzebne.

Nie uspokajają też biskupi. Bp Antoni Dydycz grzmiał nawet podczas homilii: „Zabroniono nam nawet myśleć o zamachu”. Kto biskupowi zabrania? Wystarczy otworzyć prawicowe gazety.

Zbigniew Brzeziński o tych, którzy mówią o zamachu, powiedział: „Wredna robota osób cierpiących na psychologiczne trudności”.

A może najwięksi krzykacze mają wyrzuty sumienia?

Gdyby zapytać tych, którzy jątrzą, to zapewne znaliby tylko kilka nazwisk osób, które zginęły 10 kwietnia a było ich 96.

Zobacz także

wyborcza.pl

Żakowski: Smoleńska mgła opadła, zastąpiła ją mgła pisowska. Nie wolno robić małpiarni z tej tragedii

dżek, 10.04.2015
Jacek Żakowski

Jacek Żakowski (Fot. Bartłomiej Barczyk/ Agencja Gazeta)

– Tylu wybitnych, cennych, sympatycznych ludzi zginęło. Będziemy z tym bólem żyć bez końca. Jedno, czego nie wolno, to robić z tego małpiarni, cyrku i pola niezdrowych zmagań – mówił w Poranku Radia TOK FM Jacek Żakowski. Dziś 5. rocznica katastrofy smoleńskiej.
– W gazetach dużo o zamachu smoleńskim – westchnął w TOK FM Jacek Żakowski przeglądając dzisiejsze wydania gazet, w których dominuje katastrofa smoleńska. – Wiele osób dałoby wiele, żeby o nim już nie słyszeć. Krążymy w kółko, zakonserwowały się postawy, oceny i poglądy. Dobrze widać, że żadna wiedza nie ma wpływu na to, kto co w tej sprawie sądzi. Zawsze można z poważną miną powtarzać, że tragedia, że fatalnie, że cios dla narodu i że będziemy z tym bólem żyć bez końca – mówił publicysta.- 5. rocznica to moment wymuszający refleksję. Jarosław Kurski pisze dziś w „GW” –„To była nasza wspólna tragedia” . I wciąż jest. Bo tragedia życia i śmierci zamienia się w tragedię polityczną dzielącą Polskę. Z fatalnym skutkiem. Cena za ten podział, podtrzymywany przez paranoje i legendy smoleńskie, jest coraz wyższa i dezorganizuje polską demokrację, bo odbiera jej racjonalność – mówił Żakowski.

– Mamy do czynienia z pierwszym w historii świata zamachem, na który nie ma dowodów – cytował prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Żakowski mówił o „smoleńskiej mgle, która opadła, a zastąpiła ją mgła pisowska”. – Ten polityczny pył opada, jak się patrzy na listy ofiar ze zdjęciami. Tylu wybitnych, sympatycznych, cennych, mądrych, zasłużonych ludzi, z którymi żyliśmy przez lata. I już ich nie ma. I nie będzie – dodał zasmucony. – Jedno, czego nie wolno, to robić z tego małpiarni, cyrku i pola niezdrowych zmagań – powiedział.

Dziś mija piąta rocznica katastrofy smoleńskiej. Zginęło w niej 96 osób, w tym para prezydencka i parlamentarzyści.

Od pięciu lat żyjemy w politycznym matriksie kręcącym się wokół kokpitu samolotu, którego wrak nie wraca do Polski [BLOG]

TOK FM

Katastrofa smoleńska. Godz. 8.41 zmieniła wszystko. Dziś mija 5 lat od tragicznego lotu Tu-154M

Piotr Markiewicz, PAP, 10.04.2015
Uroczystości pogrzebowe ofiar katastrofy smoleńskiej na Okęciu

Uroczystości pogrzebowe ofiar katastrofy smoleńskiej na Okęciu (WOJCIECH OLKUŚNIK)

Katastrofa smoleńska. Dzisiaj mija 5 lat od jednej z największych tragedii w dziejach III RP. Pod Smoleńskiem, w wyniku wypadku, zginęło 96 osób. Parlamentarzystów, dowódców, cywilów. Polska tego dnia straciła prezydenta.

Godzina 8.41. 10 kwietnia 2010 roku.
TAWS: PULL UP. Załoga jednak słyszy tylko odgłos zderzenia z drzewami. Drugi pilot krzyczy: „K…a mać!”. Maszyna uderza o ziemię. A wszystko 200 metrów przed lotniskiem.
Na miejsce katastrofy biegną pracownicy okolicznych warsztatów. Są na miejscu przed strażakami i milicją. Widzą pożar i szczątki samolotu ciągnące się na odcinku ponad kilometra. Niektórzy wyciągają telefony komórkowe i nagrywają. Wkrótce przepędza ich milicja.

Rozbity samolot to Tu-154M, lecący z delegacją z Polski na obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej. Wśród pasażerów byli prezydent Lech Kaczyński, jego żona i wielu wysokich rangą urzędników państwowych i dowódców wojskowych. Nikt nie przeżył.

Od tej tragedii mija właśnie pięć lat.

Przyczyny

Określeniem przyczyn tragedii zajęły się niemal od razu komisje badania wypadków lotniczych. Swoje wnioski przedstawiły jeszcze w 2011 r.

Jako pierwszy – w styczniu 2011 r. – swoje ustalenia przekazał opinii publicznej Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK), który zajmuje się m.in. badaniem wypadków w transporcie lotniczym na terenie 12 państw byłego ZSRR. Zdaniem MAK winę za katastrofę ponosi strona polska.Żadne z wytkniętych w raporcie uchybień nie obciążyło strony rosyjskiej. MAK uznał m.in., że obecność dowódcy Sił Powietrznych RP, gen. Andrzeja Błasika, w kabinie pilotów aż do momentu zderzenia tupolewa z ziemią wywierała presję psychologiczną na dowódcę samolotu, kapitana Arkadiusza Protasiuka.

Tezy zaprezentowane przez MAK spotkały się z krytyką ze strony polskiej. Polskie władze uznały ten raport za niepełny i jednostronny. Jeszcze tego samego dnia Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod kierownictwem ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera wskazała na błędy w organizacji ruchu powietrznego na lotnisku w Smoleńsku. Zdaniem strony polskiej do katastrofy przyczyniły się brak decyzji o skierowaniu samolotu na lotnisko zapasowe, brak informacji o widzialności pionowej i spóźniona komenda odejścia.

Końcowy raport z badania katastrofy polska komisja opublikowała w lipcu 2011 r. Wskazano w nim na liczne nieprawidłowości po polskiej stronie oraz na odpowiedzialność rosyjskich kontrolerów i złe wyposażenie lotniska. Komisja podkreśliła, że przyczyną katastrofy był splot okoliczności. Raport wskazał m.in., że załoga chciała wykonać jedynie próbne podejście do lądowania, nie wykonała zaś automatycznego odejścia m.in. z powodu braków w wyszkoleniu.

Niezależnie od badań komisji wyjaśnianiem przyczyn tragedii i ich oceną prawno-karną zajmują się prokuratury. Główne polskie śledztwo ws. katastrofy prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Jeszcze w sierpniu 2011 r. postawiła ona zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dwóm oficerom, którzy w 2010 r. zajmowali dowódcze stanowiska w 36. specpułku. Chodziło o organizację lotu w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu. Podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. 24 marca 2015 r. WPO wydała zaś postanowienie o postawienie zarzutów dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska. Jednemu zarzuca się sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, a drugiemu – nieumyślne sprowadzenie katastrofy. Formalnie grozi im do ośmiu lat więzienia.

Jednocześnie WPO przyznała, iż biegli oceniający dla prokuratury kwestię katastrofy wskazali, że bezpośrednimi jej przyczynami są m.in. niewłaściwe działanie załogi Tu-154, naruszenie reguł określonych w instrukcji użytkowania samolotu oraz nieprawidłowości w związku z wyznaczeniem do lotu „osób bez ważnych uprawnień, lub wręcz bez uprawnień, do wykonywania lotów na tym typie samolotu”.

Śledztwo WPO jest przedłużone do 10 października, ale prokuratura już podała, że nie zakończy się ono w 2015 r. Nie ma natomiast informacji, jak długo potrwa równolegle prowadzone rosyjskie śledztwo w sprawie katastrofy.

Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej w czwartek zarzucił Polsce, że ta nie odpowiedziała na kilka wniosków o pomoc prawną w śledztwie ws. katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem. Nie pozwala to na podjęcie decyzji procesowej w tym dochodzeniu – dodano.

Wrak

Wciąż pozostaje nierozwiązana kwestia wraku prezydenckiego Tu-154M. Ten, pięć lat po katastrofie, nadal znajduje się w Smoleńsku i jest w gestii rosyjskiej prokuratury. Polskie władze i prokuratura zabiegają nieprzerwanie o jego zwrot. Śledczy zastrzegają jednak, że nie jest to konieczne do zakończenia śledztwa.

Sprawę zwrotu wraku oraz tzw. czarnych skrzynek na różnych szczeblach dyplomatycznych podejmowali różni polscy oficjele, m.in. prezydent, premier, ambasadorowie i ministrowie. Ale Rosjanie są nieugięci – konsekwentnie deklarowali oddanie wraku, ale dopiero po zakończeniu swojego postępowania w sprawie katastrofy.

Dzień przed rocznicą zmienił się język Rosjan. Komitet Śledczy oświadczył, że wrak tupolewa jest dowodem rzeczowym w śledztwie i że jego przekazanie stronie polskiej „zostanie rozważone”po zakończeniu dochodzenia.

Gdzie mielibyśmy trzymać wrak, jeśli polskiej stronie uda się go odzyskać? Wg planów z 2013 roku prokuratura wojskowa chce przeznaczyć na ten cel bazę lotniczą w Mińsku Mazowieckim. Został tam przygotowany specjalny hangar na złożenie szczątków maszyny.

Macierewicz i zamachSą też teorie spiskowe. I one – głównie przez działania polityków – dzielą najbardziej. Najpopularniejszą tezą, lansowaną przez prawicę, jest ta dotycząca możliwego zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie ma jednak rzeszy zwolenników – według badania Millward Brown dla „Gazety Wyborczej” wierzy w nią tylko 22,4 proc. respondentów. Więcej osób uważa, że najbardziej prawdopodobnymi przyczynami katastrofy są odpowiednio: naciski na pilotów (36,6 proc.), błąd pilotów (33,9 proc.) czy ogólny bałagan w instytucjach odpowiedzialnych za lot (29,3 proc.).

„Wyborcza” podkreśla, że procent respondentów wskazujących na trzy ww. przyczyny powiększył się w ciągu roku, podczas gdy wierzących w teorię o zamachu nieznacznie ubyło (z 22,6 proc. do 22,4 proc.).

Antoni Macierewicz, polityk Prawa i Sprawiedliwości, szef zespołu polityków, którzy twierdzą, że badają katastrofę, sam wzbrania się przed słowem „zamach”. Nie przeszkadza mu to jednak w powtarzaniu wszędzie, że na pokładzie Tu-154M doszło do wybuchu albo i wybuchów. To, czego on nie mówi wprost, dopowiada prawicowa prasa, która nawet na okładkach konfabuluje na ten temat.

Ostatnio bohaterem prawicy stał się niemiecki dziennikarz Jürgen Roth, który w swojej nowej książce przekonuje, że to oficer rosyjskiej FSB podłożył ładunki wybuchowe w polskim samolocie prezydenckim.

Pomnik

Czarny mur długości ponad 100 metrów i wysokości około dwóch. Na nim nazwiska ofiar katastrofy Tu-154M. Tak w założeniu miał wyglądać pomnik pod Smoleńskiem, poświęcony pamięci tych, którzy zginęli w wypadku prezydenckiego samolotu. Odsłonięcie planowano na rok 2013. Prace do tej pory jednak nie ruszyły.

Rok temu, w kwietniu 2014 roku, resort kultury przekonywał nawet, że do Polski już sprowadzono kamień potrzebny do budowy pomnika. Ale to nie takie proste. Aby odsłonić pomnik w danym roku, decyzje pozwalające na rozpoczęcie prac musiałyby zapaść do końca maja roku poprzedzającego odsłonięcie. Polska musiałaby mieć też zagwarantowany dostęp do terenu nieopodal Smoleńska, gdzie miałby być wzniesiony pomnik.

W październiku 2014 roku Rosja uznała jednak, że ponadstumetrowy pomnik jest za duży i zaproponowała zmniejszenie jego rozmiarów – o dwie trzecie. Polski resort kultury został zaskoczony – w końcu projekt pomnika został wybrany w międzynarodowym konkursie, w składzie sądu konkursowego znaleźli się dwaj przedstawiciele Federacji Rosyjskiej, a decyzja jurorów dotycząca zwycięskiego projektu była jednomyślna.

Temat wrócił niedawno. Pod koniec marca minister kultury Rosji wspomniał o „wymianie pomników”. Chodziło mu o budowę pomnika w Smoleńsku oraz pomnika w Krakowie, upamiętniającego czerwonoarmistów z 1920 roku. Jego resort podkreślił, że „w ostatnim tygodniu kwietnia w Smoleńsku zbiorą się członkowie grupy roboczej – ze strony rosyjskiej i polskiej – i omówią szczegóły projektu; wówczas, zapewne, zostanie ostatecznie podjęta decyzja o stworzeniu i zlokalizowaniu pomnika na lotnisku w Smoleńsku”.

Rodziny

A rodziny ofiar są dzisiaj podzielone. I zmęczone. Po publikacji nowych stenogramów z rozmów w Tu-154M mówią wprost: tu chodzi tylko o dzielenie społeczeństwa.

Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska: – Dziś nie angażuję się tak osobiście w słuchanie i czytanie wszystkiego. Odżegnuję się od komentowania każdej nowinki, która pojawia się w mediach. Nie mam takiej ochoty, chęci na wieczne komentowanie każdego kroku, ruchu.

Alina Wojtas: – Nie mnie osądzać te dokumenty, bo nie jestem absolutnie specjalistką w tej dziedzinie. Ale wzbudzają one tylko niepotrzebne emocje. Największe – wśród rodzin ofiar; pogłębiają w nas rany, które i tak mamy głębokie.

Zobacz także

TOK FM

Prokurator Andrzej Seremet o katastrofie smoleńskiej: Zamach jest wykluczony

Agnieszka Kublik, Mariusz Jałoszewski, 10.04.2015
Punkt identyfikacji rzeczy osobistych znalezionych na terenie<br />
katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem, 11 kwietnia 2010 r.

Punkt identyfikacji rzeczy osobistych znalezionych na terenie katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem, 11 kwietnia 2010 r. (FILIP KLIMASZEWSKI)

– Mamy do czynienia z pierwszym w historii świata zamachem, na który nie ma dowodów. Żadnych! – mówi prokurator generalny Andrzej Seremet.
AGNIESZKA KUBLIK, MARIUSZ JAŁOSZEWSKI: Dlaczego 27 marca wojskowa prokuratura, przedstawiając ostateczne wnioski biegłych, nie ujawniła odczytanych na nowo stenogramów z kokpitu?ANDRZEJ SEREMET: Przypomnę, że na tej konferencji prokuratorzy wojskowi dokładnie podali przyczyny katastrofy wynikające z opinii zespołu biegłych, wykluczyli zamach, poinformowali o zarzutach dla rosyjskich kontrolerów. Powiedzieli również, że biegli odczytali ok. 30 proc. więcej zapisów z rejestratora mowy. Ponieważ opinie ekspertów fonoskopów wymagają uzupełnienia i wyjaśnienia stopnia kategoryzacji przypisania niektórych wypowiedzi – prokuratorzy zdecydowali, że w tej sytuacji nie można opinii publicznej przedstawić tego dowodu.

Zwróćmy uwagę, że prokuratorzy zapoznają opinię publiczną z dowodami śledztwa, jeżeli są one pełne i kompletne. Tak było z opinią wybuchową – prokuratorzy zażądali jej uzupełnienia i dopiero wówczas przedstawili ją opinii publicznej.

Prokuratorzy nie powiedzieli, że gen. Błasik w kabinie zjawił się o godz. 8.22, by patrzeć załodze na ręce. Nie ujawnili, że potem generał zachęcał pilota: „Zmieścisz się śmiało”, domyślnie – w ścieżce lądowania.

– W opinii kompleksowej biegli stwierdzili, że gen. Błasik był w kokpicie do ostatnich chwil lotu. Natomiast gdy idzie o jego rolę i wypowiedzi, kwestia ta wymaga dalszych analiz. Przestrzegam przy tym przed wyciąganiem jednoznacznych wniosków z wypowiedzi wyrwanych z jakiegokolwiek kontekstu jak np. podawana przez państwa fraza.

Zakładając, że została ona wypowiedziana przez DSP (dowódcę sił powietrznych), ani wcześniejsze, ani późniejsze zapisy stenogramów nie uprawniają do formułowania jednoznacznych wniosków, że chodzi o ścieżkę lądowania. Równie dobrze wypowiedź ta mogła być skierowana do kogoś, kto wchodził lub wychodził z kokpitu. Prokurator nie może pozwolić sobie na tego rodzaju dowolną interpretację. Uwaga ta dotyczy wszystkich fraz przypisywanych DSP.

Prokuratorzy twierdzili, że nie została złamana zasada sterylnego kokpitu, ponieważ załoga mogła zaprosić gości. Z nowych odczytów wynika, że ich wypraszała, przez ostatnie 20 min lotu do kokpitu wchodziły różne osoby, które ktoś kilkakrotnie próbował uciszać. Dlaczego prokuratorzy wprowadzali opinię publiczną w błąd?

– To nieprawda. Prokuratorzy wskazali jednoznacznie, że została złamana zasada sterylnego kokpitu, ale wskazali też, że zgodnie z regulacjami zasada ta nie obowiązywała bezwzględnie. Zatem dopuszczając do obecności osób trzecich w kokpicie, nie naruszono żadnej procedury.

Prokuratorzy wskazali przepisy, zgodnie z którymi dowódca załogi miał prawo wydawać pasażerom określone polecenia, a ci byli zobligowani się do nich stosować. Inną sprawą jest, jak dowódca załogi ze swojego uprawnienia korzystał. Obecność dowódcy sił powietrznych w kokpicie nie miała wpływu na decyzje pilota?

– Biegli w kompleksowej opinii dostrzegają taki wpływ, głównie w aspekcie psychologicznym. Zwróćmy jednak uwagę, że zgodnie z przepisami to na dowódcy załogi ciążył obowiązek podejmowania samodzielnych decyzji dotyczących lotu. Przypomnę, że zdarzały się wcześniej sytuacje, kiedy dowódca załogi odmawiał wręcz wykonywania polecenia pochodzącego od zwierzchnika sił zbrojnych.

Mówi pan o tzw. incydencie gruzińskim. W 2008 r. pilot odmówił wykonania rozkazu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który mimo trwającej wojny Gruzji z Rosją chciał lecieć bezpośrednio do Tbilisi zamiast – jak wcześniej ustalono – do miejscowości Gandża w Azerbejdżanie. Zdaniem biegłych ten incydent mógł mieć wpływ na zachowanie kpt. Protasiuka i załogi?

– Zdaniem biegłego psychologa, członka zespołu przygotowującego kompleksową opinię – tak.

Czy z na nowo odczytanych nagrań już wiadomo, kto o 8.36 mówi „generałowie”? Zaraz potem członkowie załogi powtarzają: „Witam, dzień dobry”. O 8.37,51 męski niezidentyfikowany głos zachęca: „Siadajcie, siadaj”. O 8.39,02: „Tadek, proszę”. Czy załoga mogła się zwrócić do generałów per ty? Czy prokuratorzy już rozszyfrowali, jaki Tadek był w kokpicie? Czy chodzi o gen. Tadeusza Buka?

– W związku z tym, że prokuratorzy podjęli decyzję o opublikowaniu obu załączników fonoskopijnych, każdy będzie miał możliwość zapoznania się ze stanowiskiem biegłych w tym zakresie.

Kto rozpoznał głos Błasika?

– Jeden ze świadków pracujący dla komisji Millera.

Niektórzy piloci twierdzą, że „siadajcie” może oznaczać „lądujcie”.

– Oczywiście, fraza ta może oznaczać „lądujcie”, ale równie dobrze może być zaproszeniem do zajęcia miejsca.

Na pewno nikt z załogi nie zwracał się per ty do generała.

– Przestrzegam przed wyciąganiem jednoznacznych wniosków z wypowiedzi wyrwanych z kontekstu. Prokuratorzy nie mogą pozwolić sobie na dowolną interpretację.

Co to za zastosowana przez biegłych „nowatorska metoda wielokrotnego odczytu taśmy z tego samego magnetofonu połączona z zaawansowaną analizą cyfrowego sygnału”?– Chodzi o zaawansowaną technikę konwersji sygnału analogowego na cyfrowy.

Są zarzuty dla dwóch rosyjskich kontrolerów. Na wieży były wtedy cztery osoby.

– Zarzuty zostały postawione dwóm osobom z grupy kierowania lotami. Jednemu zarzut nieumyślnego sprowadzenia katastrofy, a drugiemu – umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy. Zarzuty się różnią, ponieważ ich obowiązki były różne i ich czynności inne. Sama obecność na wieży nie może stanowić podstawy odpowiedzialności karnej. Istotą jest to, jaką rolę odgrywała taka osoba i jak realizowała obowiązki wynikające z tej roli. Prokuratura wojskowa wysłała wezwania do tych dwóch osób do stawienia się na przesłuchanie w charakterze podejrzanych.

A oni się nie stawią.

– Wówczas prokuratorzy podejmą odpowiednie kroki.

List gończy?

– Jest to możliwe.

Będzie skandal dyplomatyczny.

– Pewnie będzie. My musimy realizować to, co wynika z przepisów prawa. Ale mamy świadomość, że zgodnie ze swoją konstytucją Rosja nie wydaje swoich obywateli.

Pułkownik Nikołaj Krasnokucki, który 10 kwietnia dowodził załogą na wieży, nie dostał zarzutu. Dlaczego?

– Prokuratorzy nie stwierdzili, żeby jego sposób wykonywania obowiązków pozwalał postawić zarzut karny.

Był przesłuchany?

– Tak, oczywiście, wszyscy byli przesłuchani.

O 8.31 padają ważne słowa na wieży: „No, tak powiedzieli, cholera, sprowadzać na razie”. Kto kazał sprowadzać tupolewa?

– Prokuratura nie ma materiałów, które wskazywałyby na to, że ktoś spoza grupy kierowania lotem kazał sprowadzać tupolewa.

Będzie więcej zarzutów dla Rosjan?

– Prokuratura co do zasady nie wypowiada się w kwestii ewentualnych przyszłych zarzutów.

Rosjanie są współwinni katastrofie. Winna jest też załoga samolotu?

– Prokurator wypowie się ostatecznie w decyzji końcowej. Mogę powiedzieć tylko tyle, że biegli wskazują jako przyczynę katastrofy, z jednej strony nieprawidłowy sposób pilotowania statkiem powietrznym, z drugiej zaś niedopełnienie procedur przez członków grupy kierowania lotami w Smoleńsku.

Pilotowała załoga.– Tak.

Jaka jest odpowiedzialność 36. specpułku?

– Można tu mówić o tzw. przestępstwie urzędniczym. Nikomu nie postawiono zarzutu karnego sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy. Natomiast już wcześniej prokuratorzy postawili zarzut niedopełnienia obowiązków z art. 231 kk dwóm osobom z dowództwa pułku. Teraz uzupełniono zarzut o pewne dane, które wynikają z dokładnej analizy wszystkich przepisów przeprowadzonej przez biegłych.

A konkretnie?

– Chodzi chociażby o kwestię wyznaczenia do składu załogi osób nieposiadających uprawnień do wykonywania tego lotu. Jak podali prokuratorzy na konferencji prasowej, tylko jeden spośród czterech członków załogi posiadał ważne uprawnienia.

Jaka jest odpowiedzialność dowódcy sił powietrznych gen. Błasika za nieprzestrzeganie procedur w 36. specpułku?

– Prokuratorzy na konferencji podali, że biegli w swej opinii zawarli szereg negatywnych ocen dotyczących funkcjonowania 36. specpułku podlegającego bezpośrednio dowódcy sił powietrznych. Uznali jednocześnie za konieczne uzupełnienie opinii w tym zakresie. Dopiero po tym będzie można dokonywać ocen prawnokarnych. Oczywiście, nie dotyczy to ówczesnego dowódcy sił powietrznych – gen. Błasik przecież nie żyje.

Pięć lat już trwa smoleńskie śledztwo. Nie za długo?

– Nie. To czas, który uznaję za odpowiadający powadze zdarzenia. Katastrofę concorde’a pod Paryżem w 2000 r. badano 12 lat, a przecież nie wchodziły w grę takie utrudnienia jak to, że do zdarzenia doszło w innym kraju.

Prokuratorzy skrupulatnie badają każdą okoliczność, która może mieć znaczenie. W sprawie występuje blisko 200 pokrzywdzonych, większość ma profesjonalnych pełnomocników, z których część jest aktywna, zgłasza określone wnioski i te wnioski muszą być rozważone, a wiele jest uwzględnianych.

Zasadnicza część materiałów zostanie udostępniona opinii publicznej. Prokuratorzy nie chcą, żeby kiedyś oskarżano ich, że prowadzą śledztwo powierzchownie, niedbale albo pomijając istotne wątki.

Będę sugerował po zakończeniu postępowania wydanie czegoś w rodzaju białej księgi. To jest nie tylko w interesie opinii publicznej, która by chciała poznać jak najwięcej szczegółów, ale także w interesie prokuratury.

Jesteśmy niesłusznie, niesprawiedliwie posądzani, że manipulujemy materiałem postępowania czy terminami ogłaszania naszych ustaleń. Odrzucamy te zarzuty, ale nie ukrywam, że są one dla nas krzywdzące. Każdy, kto zechce, zapozna się z białą księgą i zobaczy stopień komplikacji tej sprawy. Przekona się, z jaką starannością pracują prokuratorzy, jakie trudności pokonywali. Damy to wszystkim na talerzu.

„Byliśmy naiwni wobec Rosji, a oddanie śledztwa było błędem” – mówił na początku kwietnia szef MSZ Grzegorz Schetyna. Zgadza się pan z nim? Gdyby dziś zaczynał pan śledztwo, poprowadziłby je pan inaczej?

– Śledztwo jest skomplikowane, jest wywierana na nas ogromna presja ze wszystkich stron. Ale zrobiliśmy wszystko, co można było wtedy zrobić. Mam wysoką ocenę działań prokuratury wojskowej i jej nie zmienię mimo krytyki.

Na zarzuty ministra odpowiem pytaniem: Jak miałoby wyglądać to międzynarodowe śledztwo? Wzywamy specjalistów z UE i NATO. I co oni mają robić? Przesłuchiwać świadków, zbierać dowody? Ci eksperci mieliby prowadzić śledztwo karne i stawiać zarzuty? A na jakiej podstawie prawnej? Zgodnie z polskim porządkiem prawnym jest to niemożliwe.

Śledztwo zostało przedłużone do 10 października. Czego nam jeszcze potrzeba?

– Przede wszystkim musimy dokończyć opiniowanie sądowo-medyczne co do każdej z ofiar tej katastrofy. Chcemy, by każda miała swoją „księgę medyczną”, w której będzie zgromadzona cała zebrana dokumentacja lekarska i sądowo-medyczna. Brakuje danych kilkunastu osób. Sądzimy, że do końca roku te opinie będą skompletowane, zatem ta data październikowa jest zagrożona. Śledztwo zapewne zostanie przedłużone do 10 kwietnia 2016 r.

Nadal oczekujemy na realizację wniosku wysłanego do Stanów Zjednoczonych – chodzi o uzupełnienie informacji technicznych dotyczących urządzeń TAWS i FMS. Czekamy na protokoły z wideokonferencji przeprowadzonej z przedstawicielami strony amerykańskiej z udziałem polskich biegłych. Nie są to przesądzające informacje, ale uzupełniające i kompletujące. Rzecz jasna, stale dopominamy się o rejestratory i wrak tupolewa.

Jesteśmy blisko zakończenia śledztwa. Oceniam, że 90 proc. materiału jest zgromadzone. Myślę, że bliska perspektywa zakończenia będzie stymulatorem dla rosyjskiego śledztwa i że szybko oddadzą nam wrak. Teraz tłumaczą, że ich przepisy wymagają dysponowania dowodami rzeczowymi do końca śledztwa, włączając w to jeszcze ewentualnie kontrolę sądową. I tak faktycznie jest.Przedstawiłem propozycję, wydaje mi się rozsądną, by zwrócili nam wrak i rejestratory, a my gwarantujemy, że zostaną zabezpieczone w hangarze w Mińsku Mazowieckim i że ile razy Rosjanie będą chcieli mieć do nich dostęp, tyle razy będą go mieli.

Odmówili?

– Powiedzieli, że to nie byłby właściwy sposób prowadzenia śledztwa, że powinni mieć jednak wrak i rejestratory do własnej dyspozycji. I tego się trzymają.

Ciekawe, jak często badają wrak.

– Nie wiem.

Czekamy jeszcze na jakieś wnioski wysłane do Rosji?

– Najistotniejsze z punktu widzenia ustalenia przyczyn katastrofy otrzymaliśmy. Jedynie nie przysłano instrukcji wykonywania lotów na lotnisku w Smoleńsku, powołano się przy tym na bezpieczeństwo państwa.

Natomiast rosyjskie wnioski realizujemy na bieżąco. Dotychczas przekazaliśmy ponad 280 tomów akt, czyli ponad 35 tys. kart, nie licząc nośników elektronicznych. Oczywiście są postulaty, których nie spełniliśmy z przyczyn obiektywnych. Na przykład przesłania kompleksowej opinii biegłych, którą otrzymaliśmy 6 marca, bo – jak mówiłem – wymaga ona uzupełnienia.

Czy jakieś hipotezy wykluczono?

– Według opinii biegłych bezpośrednią przyczyną katastrofy były błędy załogi podczas lotu oraz naruszenie procedur przez rosyjskich kontrolerów w sprowadzaniu samolotu. Zamach biegli wykluczyli.

Antoni Macierewicz ma inne zdanie.

– Skoro biegli orzekli na podstawie wszystkich racjonalnych przesłanek i dowodów, którymi dysponowali i które sami zgromadzili, że nic nie wskazuje na zamach, to zamach jest wykluczony. Eksplozji nie było. Ani jednej, ani dwóch. To jest trochę tak, jakbyśmy poszukiwali zbrodni, której nie popełniono i której przeczą wszystkie poszlaki i dowody układające się w jeden logiczny, nierozerwalny ciąg zdarzeń.

Czasami, zastanawiając się nad hipotezą zamachową, myślę sobie, że mamy do czynienia chyba z pierwszym w historii świata zamachem, na który nie ma żadnych dowodów ani najmniejszych poszlak.

Tylko że po konferencji prokuratury zawsze jest konferencja Macierewicza, który mówi, iż ma inne dowody i wnioski. Może warto, by prokuratura zbadała dla świętego spokoju wszystkie teorie spiskowe i się do nich odniosła? Również do pseudosensacyjnej książki niemieckiego autora Jürgena Rotha o Smoleńsku.

– Zdążyliśmy już przywyknąć do różnych sensacyjnych teorii. Myślę, że apogeum mieliśmy w 2011 r., kiedy oskarżano nas o zdradę, o to, że jesteśmy organem niepolskim.

Nie siedzimy od rana do wieczora i nie sprawdzamy najbardziej fantastycznych teorii, które są owocem wybujałej wyobraźni internautów. Natomiast prokuratorzy muszą procesowo rozstrzygać wnioski dowodowe stron.

I już wiemy, że w przypadku książki Rotha, w której autor powołuje się na rzekomą notatkę niemieckiego wywiadu, że w Smoleńsku miało dojść do zamachu, mec. Stefan Hambura planuje złożyć wniosek dowodowy. Jeżeli wpłynie, to prokurator rozpatrzy go zgodnie z procedurą.

Czyli weryfikujecie wszystkie teorie spiskowe?

– Przede wszystkim te, które przyjmują postać wniosków dowodowych. Była już podobna książka, rok po katastrofie smoleńskiej, w której jeden z publicystów twierdził, że wie, iż istnieje notatka ABW – może nawet ją ma – wskazująca, że pasażerowie przeżyli katastrofę. Ale on tego nie może ujawnić, bo boi się o życie. Dziś mamy podobny scenariusz.

Scenariusz, na który nabrała się część obywateli. Może za słabo tłumaczycie, co robicie, jakie są dowody?– Jeśli ktoś nie chce słuchać argumentów, tylko żyje we własnym świecie urojeń, to się go nie przekona. W USA nadal wielu ludzi nie wierzy, że Amerykanie wylądowali na Księżycu. Ale to też jest rola mediów.

Czy politycy, obywatele piszą do pana w sprawie śledztwa smoleńskiego? Czego chcą?

– Piszą głównie politycy. Mniej jest rad, więcej krytyki. Pisze głównie grupa senatorów i europoseł Janusz Wojciechowski (PiS). Zasypują mnie emocjonalnymi oświadczeniami. Ze spokojem odpowiadamy na zarzuty.

A z rządu nie było oczekiwań? Tusk, Kopacz nie dzwonili z krytyką?

– Nigdy. Jeśli już rozmawiamy na ten temat, to w duchu troski, żebyśmy rzetelnie robili swoje.

Czy ktoś pana straszył, że jak PiS wygra wybory, to pana rozliczą?

– Tak.

Kto?

– Nie powiem.

Polityk?

– Znany polityk partii opozycyjnej. Nie traktuję tego jako groźby bezprawnej, raczej jako wyraz silnych emocji, które nim miotają.

685 tomów akt w śledztwie smoleńskim

Śledztwo prowadzi pięciu prokuratorów pod kierownictwem ppłk. Karola Kopczyka i ppłk. Jarosława Seja (pozostali się zmieniają). Bywało, że gdy trzeba było wykonać pilnie jakieś czynności, np. na początku śledztwa identyfikację ofiar, pracowało nawet 70 prokuratorów. Zgromadzono 562 tomy plus 123 tajne, przesłuchano ponad 1200 świadków. Jest olbrzymi materiał dokumentacji technicznej samolotu – zajmuje całą szafę. W aktach jest też cała dokumentacja dotycząca organizacji lotu, szkolenia załogi i sposobu postępowania w 36. Pułku z lat 2005-10. Złożono 36 wniosków o międzynarodową pomoc prawną: 26 do Rosji, trzy do USA, trzy do Białorusi, dwa do Danii (o dane satelitarne). Śledztwo do tej pory kosztowało 7 mln zł.

Zobacz także

wyborcza.pl

Dodaj komentarz