Lis (15.03.15)

 

Bliski Wschód: Mundial 2022 przygotują nam niewolnicy. Nie tylko Katar jest winny. Drakońskie prawo stosują wszystkie kraje Zatoki Perskiej

Daria Krotoska, 13.03.2015
Robotnicy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich

Robotnicy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (fot. Human Rights Watch)

Arabskie słowo „kafeel” znaczy „opiekun”. Jednak obowiązujące w państwach Zatoki Perskiej prawo kafala nie ma z opieką nic wspólnego. Dziesiątki tysięcy robotników i pracownic domowych z krajów Azji Południowej są traktowani jak niewolnicy. – Pracujemy od świtu do nocy, nawet w pięćdziesięciostopniowych upałach. Karmią nas czym popadnie, płacą marnie – opowiadał w wywiadzie dla BBC jeden z robotników przygotowujących obiekty sportowe na Mistrzostwa Świata w Katarze.
Po głośnym reportażu BBC Sport o katarskich przygotowaniach do mistrzostw świata w piłkę nożną w 2022 roku pod adresem organizatora przetoczyła się fala krytyki. Okazało się, że robotnicy pracujący przy budowie obiektów na mistrzostwa są zmuszani do zbyt ciężkiej pracy, często nie dostają wynagrodzenia, a warunki, w których przebywają, są skandaliczne. Nawet jeśli chcą zerwać kontrakt i wrócić do domu, okazuje się, że nie jest to takie proste. Wszystko to jest możliwe za sprawą systemu prawnego kafala.

Współczesne niewolnictwo

Kafala jest systemem prawnym obowiązującym we wszystkich krajach Zatoki Perskiej. To rodzaj sponsoringu, który zobowiązuje pracodawcę do zagwarantowania przed władzami, że dany cudzoziemiec będzie przestrzegał wszystkich praw obowiązujących w konkretnym kraju. Automatycznie staje się on prawnie odpowiedzialny za osobę, którą zatrudnia. Ma nawet prawo skonfiskować jej paszport i wizę. – Związek między pracodawcą a pracobiorcą jest bardzo ścisły. W zasadzie życie takiego robotnika jest całkowicie zależne od osoby, która go zatrudnia – mówił dla TOK FM.pl dr George Yacoub, arabista z Wydziału Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego. – Samo słowo „kafeel” po arabsku oznacza „opiekun”, ale nikt nie będzie się kłócić, że w tym kontekście to daleko posunięte nadużycie – tłumaczył Yacoub. – Robotnicy budujący obiekty sportowe na mistrzostwa są jak niewolnicy w Egipcie, budują współczesne piramidy – dodał.

Koszmar niewolnika

Największe grupy imigrantów napływają do krajów Zatoki Perskiej z Nepalu, Filipin, Sri Lanki i Bangladeszu. Najczęściej są wykorzystywani jako tania siła robocza przy różnego rodzaju budowach albo jako pomoc domowa.

Amin Lamichhane, Nepalczyk pracujący dla jednej z firm budowlanych w wywiadzie dla BBC, skarży się na warunki, w jakich pracuje. – Nie dostajemy kasków ani żadnych zabezpieczeń. Pracujemy od świtu do nocy, nawet w pięćdziesięciostopniowych upałach. Firma nie dba o nas. Karmią nas czym popadnie, płacą marnie. Nikt nie rozumie, co czujemy, jesteśmy tylko robotnikami – mówił rozgoryczony chłopak. – To upokarzające, że mogą zabierać nam dokumenty, nie mogę nawet wrócić do domu – dodał.

Inny Nepalczyk, któremu udało się po trzech latach spędzonych w Katarze wrócić do domu, opowiada historię, kiedy podczas pracy jeden z jego kolegów spadł z budynku i zmarł, ponieważ nie był w żaden sposób zabezpieczony. – W Katarze jest się niewolnikiem. Moja firma nie zapłaciła mi za 11 miesięcy pracy, jakimś cudem udało mi się odzyskać paszport i wrócić do domu. Wielu moich kolegów nie miało tyle szczęścia – mówił.

Santos Tharu, młody chłopak, który doznał kontuzji podczas noszenia czterdziestokilogramowych ciężarów, nadal nie może wrócić do ojczyzny. – W końcu nabawiłem się urazu, który spowodował, że nie mogłem wstać z łóżka przez tydzień. Przez kontuzję zostałem skreślony z listy pracujących. Powiedzieli, że odeślą mnie do Nepalu w ciągu 10 dni. Minęły dwa miesiące, a ja wciąż jestem w Katarze bez pieniędzy i dokumentów. Jestem zdany na ich łaskę – mówił.

Kobiety przeżywają dramat

Imigrantki z Bangladeszu, Filipin czy Nepalu, które na podstawie fałszywych obietnic zdecydowały się na pracę w krajach Zatoki, są w jeszcze cięższej sytuacji niż robotnicy. Większość kobiet pracuje jako pomoc domowa. – Prawie wszystkie są przewożone do Kataru i innych państw, takich jak Kuwejt lub Zjednoczone Emiraty Arabskie, przez agencje pracy, a później kierowane do konkretnych pracodawców. Często dochodzi do strasznych nadużyć, kobiety są bite, zmuszane do pracy przez siedem dni w tygodniu i zamykane w domach na wiele miesięcy – mówiła dla TOK FM.pl Weronika Rokicka z Amnesty International.

W raporcie opublikowanym przez AI „Sen jest moją przerwą ” czytamy jedną z wypowiedzi byłej sprzątaczki, która ze względu na swoje bezpieczeństwo nie ujawniła swojego imienia. – Żona biła mnie prawie codziennie. Nazywała mnie zwierzęciem, mówiła, że jestem szalona. Mąż i dzieci byli dla mnie dobrzy. Ona biła mnie w twarz, kiedyś zrobiła to tak mocno, że miałam czarne siniaki. Kiedyś kopnęła mnie, upadłam, a ona nie przestawała kopać po głowie i brzuchu – opowiadała kobieta.

Rokicka zaznacza, że mimo nagłośnienia problemów pracowników-imigrantów w Katarze ze względu na mistrzostwa problem pracownic wciąż jest niezbadany. – Bardzo ciężko jest do nich dotrzeć, często są zastraszane i bite. Tak samo często nie mają prawa wyjść z domu pracodawcy – tłumaczyła. Według raportu wiele imigrantek jest napastowanych seksualnie przez pracodawców. Ambasady ich rodzimych krajów często dostają anonimowe telefony, a ze słuchawki słychać tylko „Chcę uciec” lub „Pomóżcie mi”.

Nie tylko Katar

Sytuacja nie jest wesoła w innych państwach regionu. Bahrajn, Oman, Kuwejt, Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie również korzystają z systemu prawnego kafala.

Według wyliczeń Human Rights Watch w Jordanii przebywa około 70 tys. imigrantek pracujących jako pomoc domowa, wiele z nich pracuje w takich samych warunkach jak te zatrudnione w Katarze.

Ta sama organizacja donosi , że Bahrajn jest jedynym wśród krajów Zatoki próbującym prawnie polepszyć sytuację imigrantów robotników. 77 proc siły roboczej w Bahrajnie to imigranci – to ponad 455 tys. ludzi. 1,8 tys. z nich wysłało formalną skargę do ministerstwa pracy, prosząc o interwencje w sprawie spóźniających się wiele miesięcy pensji i niskiej płacy.

– Za pierwszym razem, kiedy poszedłem do mojego pracodawcy, chciał ode mnie 1,3 tys. dolarów za mój paszport, żebym mógł wrócić do domu. Kiedy poszedłem do niego w tej samej sprawie dwa miesiące później, chciał już 2,5 tys. dolarów – opowiada Mukhtar, robotnik z Bangladeszu.

Jest nadzieja

Według dr. Yacouba jest szansa na zmianę. – Myślę, że potencjał do zmian jest duży. Nacisk na sprawę powinny położyć kraje Zachodu. Problem jednak polega na tym, że ostatecznie wszystkim zależy na zysku. Najlepszym przykładem tego jest FIFA, która postanowiła zignorować wszystkie apele organizacji chroniących prawa człowieka i przyznała organizowanie mistrzostw Katarowi. Wciąż jednak uważam, że przy odpowiednim nacisku ze strony Zachodu da się wiele zmienić. Pozostaje zadać sobie pytanie, czy temu osławionemu Zachodowi na tych ludziach w ogóle zależy – tłumaczył.

Zobacz także

TOK FM

Nałęcz u Olejnik: Życzyłbym panu Kaczyńskiemu i panu Dudzie tylu spotkań z Ojcem Świętym, ile miał Bronisław Komorowski

jg, 15.03.2015
Tomasz Nałęcz

Tomasz Nałęcz ($Fot. Stefan Romanik / Agencja Gazeta)

WYBORY PREZYDENCKIE 2015. – Komorowski jest człowiekiem głębokiej wiary. Będzie dziś na mszy. Życzyłbym panu Kaczyńskiemu i panu Dudzie tylu spotkań z Ojcem Świętym ile miał Bronisław Komorowski – mówił w programie Moniki Olejnik w Radiu ZET Tomasz Nałęcz.
Nałęcz odniósł się w ten sposób do słów Jarosława Kaczyńskiego, który Andrzeja Dudę reklamował jako „katolika i to intensywnego”. Doszło do tego wczoraj na antenie Radia Maryja. Duda – kandydat PiS na prezydenta był gościem stacji. Wśród dzwoniących w trakcie audycji słuchaczy pojawił się Jarosław Kaczyński, który zachwalał Dudę: – Andrzej jest człowiekiem zasad i bardzo głębokiej wiary. Mogę powiedzieć, że wywodzi się z bardzo katolickiej i porządnej rodziny.
Słowa Kaczyńskiego przypomniała dziś w Radiu ZET prowadząca audycję monika Olejnik. Wspominała też o stwierdzeniach Tomasza Terlikowskiego w portalu Fronda, który napisał, że prezydent, podpisując ustawę umożliwiającą ratyfikację konwencji antyprzemocjowej, „dokonał politycznej apostazji”.

„Co boskie bogu, co cesarskie cesarzowi”

Do tych słów odnosił się Tomasz Nałęcz z kancelarii prezydenta. – Komorowski jest człowiekiem głębokiej wiary. Będzie dziś na mszy. W piśmie jest powiedziane „co boskie bogu, co cesarskie cesarzowi”. Jeśli zapisy konwencji nie będą sprzeczne z konstytucją, a to jest właśnie badane, to prezydent ją podpisze. Źle jeśli kwestia wiary myli się z kwestią rządzenia. Polska jest krajem, gdzie jest przyjazny rozdział Kościoła od państwa, co akceptuje Watykan. Życzyłbym panu Kaczyńskiemu i panu Dudzie tylu spotkań z Ojcem Świętym, ile miał Bronisław Komorowski.

Jacek Sasin z PiS odpowiadał, że to nie jest żaden argument, bo „z Ojcem Świętym spotykają się ludzie różnej wiary i różnej kultury”. – Jeśli ktoś staje do wyborów, to powinien pokazywać twarz, a nie zmieniać poglądy w zależności od tego, jakie są sondaże – mówił. – Andrzej Duda jest atakowany za to, że mówi, co myśli, nie będzie oszukiwał Polaków. Komorowski ma poglądy takie, jak sondaże podpowiadają. Z jednej strony jest konserwatystą, z drugiej strony podpisuje ustawę, która umożliwi podpisanie skrajnie lewackiego dokumentu. Chce podpisać konwencję, która jest sprzeczna z konstytucją – mówił.

„Kto jest większym katolikiem”

Posłowi PSL Stanisławowi Żelichowskiemu nie spodobało się „licytowanie, kto jest większym katolikiem”. – Posłowie przysięgają „tak mi dopomóż Bóg”, a potem leją wszelkie pomyje na bliźniego swego. To mi się gryzie. Stwórca oceni, jaki jest stopień katolicyzmu i ściganie się o tym na antenach wygląda źle – mówił.

– To nie są wybory do episkopatu, tylko wybory prezydenckie – zauważyła Monika Olejnik.

Żelichowski: – Jeśli to jest ważne dla jakiej części episkopatu, to trzeba to przekazać. Nasz kandydat jest człowiekiem wierzącym, ale to nie znaczy, że będzie się ścigał na antenach, jakim jest wielkim katolikiem.

Z kolei według Krzysztofa Gawkowskiego z SLD zasada rozdziału państwa od Kościoła jest zachwiana w ubieganiu się o prezydenturę. – Ani to mądre, ani potrzebne, bo kolejny podział, który będzie budował mur między jedną częścią Polaków a drugą – mówił Gawkowski w Radiu ZET. – Wielu polityków prawicy przez lata nauczyło polskich hierarchów i episkopat, że przed nim klęka w najważniejszych sprawach. W kampanii wyborczej musimy odciąć pępowinę, która łączy politykę z Kościołem.

– A jak Leszek Miller klękał – zauważyła Olejnik.

Gawkowski: – Nie będę rozliczał się z tego, kto gdzie klękał. Prawicowi politycy nauczyli nas, że jeśli gdzieś trzeba klękać i schylać głowę, to przed episkopatem i hierarchami.

Nie zgodził się z nim Jarosław Gowin z Polski Razem: – Rola Kościoła w tej kampanii jest stosunkowo niewielka. Przez te 25 lat pozycja Kościoła w debacie publicznej nie była niestety tak słaba jak obecnie. A tematy światopoglądowe zahaczające o religię wysuwane są w kampanii nie przez obóz prawicowy. To nie my wychodzimy z kwestią in vitro i konwencji antyprzemocowej. To są wrzutki obozu szeroko rozumianej lewicy.

 gazeta.pl

 

Ukraina: Rebelianci mają 43 tys. żołnierzy, w tym blisko 9 tys. Rosjan. Jest też setka ochotników z Niemiec

mk, pap, 15.03.2015
Poza żołnierzami na wschodniej Ukrainie nadal jest kilkaset czołgów, do tego pojazdy opancerzone i inny sprzęt wojskowy

Poza żołnierzami na wschodniej Ukrainie nadal jest kilkaset czołgów, do tego pojazdy opancerzone i inny sprzęt wojskowy (Mstyslav Chernov / AP (AP Photo/Mstyslav Chernov))

Dziesiątki tysięcy ludzi, blisko 800 czołgów, ponad tysiąc pojazdów opancerzonych – tak wojują na Ukrainie rosyjscy żołnierze i rebelianci.
Informacje te podał w rozmowie z ukraińską telewizją Kanał 5 Wałentyn Fediczew, zastępca szefa operacji antyterrorystycznej prowadzonej przeciwko prorosyjskim rebeliantom w obwodzie donieckim i ługańskim.

Ogromna ilość sprzętu wojskowego

– Grupa wojsk rosyjskich w Donbasie liczy blisko 8,6 tys. żołnierzy. A w sumie rosyjskie siły wojskowe wraz z nielegalnymi grupami zbrojnymi Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej liczą ponad 43 tysięcy bojowników – przekonywał.

Dodał, że na zajętych przez rebeliantów terenach Donbasu znajduje się ogromna ilość sprzętu wojskowego. – Blisko 780 czołgów, ponad tysiąc pojazdów opancerzonych, blisko 500 sztuk artylerii, ponad 420 systemów artyleryjskich, siedem mobilnych miotaczy ognia „Buratino” i prawie 130 systemów obrony przeciwlotniczej – wyliczał.

Niech Niemcy nie jeżdżą mordować

W niedzielę niemiecki dziennik „Welt am Sonntag” poinformował, że po stronie rebeliantów walczy ponad stu Niemców. Chodzi głównie o ludzi, którzy po 1990 r. wyjechali do ówczesnego RFN z krajów byłego Związku Radzieckiego. Wielu z nich służyło w niemieckiej armii i mają wojskowe doświadczenie – pisze „Welt am Sonntag” powołując się na źródła w niemieckich służbach bezpieczeństwa.

Ambasador Ukrainy w Berlinie Andrij Melny, interweniował nawet w tej sprawie u władz niemieckich. Poprosił niemieckie MSZ o „podjęcie kroków zaradczych, żeby Niemcy nie jeździli na Wschód mordować”. Rzecznik niemieckiego MSW powiedział gazecie, że podejmie działania mające odwieść Niemców od podobnych wyjazdów, jednak przypomniał, że walka po stronie rebeliantów nie jest w Niemczech karalna.

Hiszpanie naruszają neutralność

Jak opisuje „Welt am Sonntag” w internecie można znaleźć zdjęcia i wpisy młodych Niemców walczących na wschodniej Ukrainie. Co najmniej jeden z nich zginął.

Nie tylko Niemców ciągnie do Donbasu. Pod koniec lutego w Hiszpanii aresztowano osiem osób oskarżonych o udział tamtejszych walkach po stronie rebeliantów. Według hiszpańskiego MSW, do aresztowań doszło jednocześnie w sześciu różnych regionach: Asturii, Nawarze, Katalonii, Estremadurze, w regionie Madrytu i Murcji. Zatrzymani są podejrzani o posiadanie broni, współpracę lub współudział w zabójstwie i naruszenie neutralności Hiszpanii.

Zobacz także

wyborcza.pl

 

Tajemnica trybun pod Kremlem rozwiązana. Wyczekiwanego oświadczenia nie będzie

Łukasz Woźnicki, 14.03.2015
Od piątku wyobraźnię tysięcy ludzi rozpalają stawiane nieopodal Kremla trybuny

Od piątku wyobraźnię tysięcy ludzi rozpalają stawiane nieopodal Kremla trybuny (fot. twitter)

Wyobraźnię tysięcy ludzi rozpalają od piątku ciężarówki widziane pod Kremlem. I stawiane nieopodal trybuny. Po tajemniczym zniknięciu prezydenta Rosji media obiegła plotka o ważnym oświadczeniu, które wydadzą niedługo oficjele z Kremla. Ale żadnego oświadczenia nie będzie, a trybuny posłużą widzom koncertu z okazji rocznicy aneksji Krymu
Władimir Putin zachorował. Nie tylko zachorował, ale i umarł. Nie tyle umarł, co zginął. Zabito go podczas puczu na Kremlu. To nie prawda, Putin żyje! Zniknął, aby przygotować nową wojnę. Nie, nie. Putin ma się dobrze. Niczego nie przygotowuje. Po prostu urodziło mu się dziecko. Dziecko się urodziło, owszem, ale to nie Putina.To z grubsza wszystkie teorie, jakie pojawiły się od czwartku, gdy media zorientowały się, że prezydenta Rosji nie ma od ponad tygodnia. Zniknięcie Putina jest faktem i właściwie nie ma co na ten temat dyskutować. Można podyskutować z plotkami, które pojawiły się na kanwie owego zniknięcia.

Od czwartku każdy, nawet najdrobniejszy detal z życia Moskwy urasta do rangi symbolu. Symptomatyczne, że rozpala wyobraźnię mediów zachodnich, a poważne media rosyjskie – w tym niezależne od Kremla – na ten temat milczą. Tak było z helikopterami, które w czwartek miały krążyć nad rosyjskim miastem. Nic, że rosyjscy korespondenci zastrzegali: – Wysocy urzędnicy Kremla i FSB nieraz korzystają z helikopterów, aby poruszać się po Moskwie.

Czekamy na coś, czego nie będzie

Dzień później internet obiegły zdjęcia tajemniczych ciężarówek, które zaparkowały przy Placu Czerwonym. Co przywiozły? Co jest w środku? Może wojsko albo chociaż sprzęt wojskowy? W ślad za nimi na Twitterze pojawiły się inne fotografie – wojskowych samochodów na Placu Czerwonym. Pochodzą z 1991 roku, gdy twardogłowi liderzy KPZR próbowali przejąć władzę w Związku Radzieckim. Ale to nie przeszkadza opisywać zdjęć słowami „Na Kremlu dzisiaj”.

Niestety ciężarówki przywiozły elementy trybun i sceny wznoszonych na Placu Czerwonym. No ale w takim razie, co to za scena i co za trybuny? Co będą oglądać ludzie, którzy na nich staną? I kto właściwie na nich stanie? Może to tam zostanie wygłoszone to zapowiadane nieoficjalnymi kanałami oświadczenie. – Nie wyjeżdżajcie z Moskwy, bo Kreml wygłosi ważne oświadczenie – miało apelować do dziennikarzy źródło ze służby prasowej administracji prezydenta Rosji. Problem w tym, że jako jedyny poinformował o tym mało znany rosyjski serwis. – To fałszywka – pisze na łamach Washington Post Julia Ioffe, była moskiewska korespondentka „Foreing Policy” i „The New Yorker”.

W sobotnie popołudnie padła ostatnia z konspiracyjnych teorii. Wydało się, do czego posłużą tajemnicze trybuny. Moskwa przygotowuje się do uroczystych obchodów przypadającej w przyszłym tygodniu pierwszej rocznicy przyłączenia Krymu do Rosji. Uroczystości odbędą się w środę. Tego dnia na Wasilewskim Spusku, będącym przedłużeniem Placu Czerwonego odbędzie się wielki koncert. Swój występ zapowiedziały gwiazdy rosyjskiej estrady, w tym ulubieni artyści prezydenta Rosji. Władimir Putin podobno też ma być.

Stalin i Gorbaczow też znikali

Cześć zamieszania wokół zniknięcia Putina na pewno zawdzięczamy Ukraińcom. To oni rozpropagowali w czwartek internetową akcję #Putinumar, która lotem błyskawicy obiegła Twittera. Ukraińscy internauci mogą odtrąbić pierwszy sukces w wojnie informacyjnej z Rosją. Nawet jeśli masowo dali się uwieść pobożnemu życzeniu, tak skutecznej akcji dezinformacyjnej nie mieli nigdy wcześniej.

Zniknięcie Putina może mieć przyczyny prozaiczne. Tyle, że – jak zauważa Julia Ioffe – jego rzecznik nie może tak po prostu ogłosić, że prezydent zachorował, ale dojdzie do siebie w ciągu kilku dni. Putin przez lata budował wizerunek człowieka który nie ulega słabościom. Twardziela, choć już 62-letniego, który nie przeprasza, ale za to potrafi latać myśliwcem, a na koniu galopuje z nagim torsem. Gdyby rzecznik Pieskow poinformował, że prezydenta trzyma w łóżku bardzo wysoka gorączka, nikt by mu zwyczajnie nie uwierzył.

Zniknięcia głów państwa nigdy nie kojarzyły się dobrze w Rosji. Józef Stalin także zniknął. W 1941 roku na 10 dni zamknął się w swojej daczy na wieść, że III Rzesza rozpoczęła marsz na Moskwę. Michaił Gorbaczow „zniknął” także. W 1991 roku zamknięto go w daczy na Krymie, gdy twardogłowi komuniści wyprowadzili na ulice Moskwy czołgi. Zatem paniczne reakcje, jakimi obrosła 9-dniowa nieobecność Władimira Putina, są w obecnej sytuacji całkowicie zrozumiałe.

Zobacz także

wyborcza.pl

Gdzie jest Putin? „W Pjongjangu”, „Zneutralizowany, ale żywy”, „To odwrócenie uwagi od wojny na Ukrainie”

Karolina Słowik, 15.03.2015
Zniknięcie Putina to

Zniknięcie Putina to „kontrolowana nieobecność”? (AP/ laaake.com)

„Putin umarł”, „Putin żyje” – takie informacje słyszymy cały tydzień. Kolejne wiadomości z Moskwy elektryzują opinię publiczną – zarówno rosyjską, jak i zachodnią. A co, jeśli to tylko gra? Odwrócenie uwagi od faktu, że na Mariupol jadą kolumny czołgów pod flagami Donieckiej Republiki Ludowej?
Gdzie się podziewa Putin? Internauci odliczają: nie ma już go 9 dni 20 godzin i 22 minuty. A odliczają w takt muzyki z baletu Piotra Czajkowskiego „Jezioro Łabędzie”. Właśnie ta melodia płynęła z rosyjskich telewizorów podczas Puczu Janajewa w 1991 roku. Wtedy jednak nie udało się „twardogłowym” przejąć władzy w chylącym się ku upadkowi ZSRR. Czy tym razem również chodzi o pucz i krwawą walkę o tron na Kremlu, jak sugerują niektórzy?Judo w Pjongjang. Ranking teorii spiskowych

Teorii spiskowych jest w bród. Na prorządowym portalu Sputnik pojawił się nawet ich ranking. Może Putinowi urodziło się dziecko w Szwajcarii? Może zachorował? Umarł? A może po prostu pojechał na zawody w judo do Korei Północnej?

Tak twierdzi służba prasowa Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Na dowód: zdjęcie Putina-judoki i oświadczenie, że rosyjski prezydent podczas obchodów „Dziesięciu czerwonych sztandarów zwycięstwa” będzie walczył z Kim Dzong Unem w Pjongjangu.

Prezydent obejrzy dziś dokument o przywróceniu Krymu na łono ojczyzny

Kolejnym dowodem na to, że #Putinżyw, ma być dzisiejszy komunikat kremlowskiej służby prasowej: prezydent wysłał telegramem gratulacje wiceprzewodniczącemu Rosyjskiej Akademii Nauk, fizykowi Żoresowi Ałfiorowi z okazji jego 85. urodzin.

Telegram to mało. Jak twierdzi rzecznik prasowy Putina, Dmitrij Pieskow, prezydent ma dziś obejrzeć „razem ze wszystkimi Rosjanami” premierę filmu dokumentalnego „Droga do ojczyzny” o „przywróceniu Rosji Krymu” – podaje rosyjska agencja prasowa RIA Novosti. Pieskow nie zdradził jednak gdzie Putin obejrzy premierę: w telewizji na Kremlu czy może w Pjongjangu.

Wenediktow: „Wszyscy się uspokójcie”

Opinię publiczną uspokajają nie tylko prorządowe źródła, ale i niezależni dziennikarze rosyjscy. Szef radiostacji „Echo Moskwy” Aleksiej Wenediktow napisał na swoim Twitterze: „Odnośnie Władimira Władimirowicza Putina – wszyscy się uspokójcie. Poczekajcie 48 godzin”.

Skąd u Wenediktowa taki spokój? Może uzyskał wiarygodne informacje od swojej byłej współpracownicy – Jekareiny Pawłowej, która pełniła rolę dyrektora generalnego stacji. Jest żoną Aleksieja Pawłowa – zastępcy szefa Departamentu Służby Prasowej Prezydenta i prawą ręka Pieskowa. Jednak przesłanek, które sugerują, że „coś się dzieje”, przybywa.

Wczoraj media żyły informacją o tajemniczych białych ciężarówkach, scenie, którą budowano na placu Czerwonym. W nocy na moskiewskich ulicach pojawiły się też czołgi. Wenediktow znowu uspokaja: to na paradę z okazji pierwszej rocznicy przyłączenia Krymu.

Główne uroczystości odbędą się w środę, w Moskwie i innych miastach zaplanowano uroczyste koncerty połączone z wiecami. Niewykluczone, że w stolicy pojawi się też Putin –mówią organizatorzy. Jeśli z ciężarówkami i czołgami się wyjaśniło, co z resztą spekulacji? Co z krwawym przejmowaniem władzy przez wojskowych?

Gen. Iwanow i jego „przewrót pałacowy”

„Po dwóch tygodniach ciężkiej walki pod dywanem ‚partia krwi i mamony’, poniósłszy ciężkie straty, wycofuje się na całej szerokości frontu pod naciskiem ‚partii wielkiej krwi'” – napisał trzy dni temu na swoim blogu były doradca gospodarczy Putina, obecnie jego przeciwnik Andriej Iłłarionow. „Innymi słowy, siłowe i finansowe filary ‚narodowego przywódcy’ [tak w Rosji określa się Putina – red.] zostały sparaliżowane” – dodał. Według niego zniknięcie Putina jest wynikiem „spisku generałów”, który zawiązał się w Moskwie.

Wówczas pojawiła się teoria, że to szef administracji prezydenta RF gen. Siergiej Iwanow miałby dokonać przewrotu i zastąpić Putina. „Iwanow, który od 27 lutego był nieobecny w przestrzeni publicznej, wrócił, utrwalając sojusz z Rosyjską Cerkwią Prawosławną lub co najmniej gwarantując sobie jej neutralność” – pisał amerykański think tank Cato Institute w swojej analizie. Pojawiły się domysły, że jeśli rzeczywiście gen. Iwanow przejmie władzę, Rosja wypowie Ukrainie otwartą wojnę.

Tymczasem Iwanow rzeczywiście objął nową funkcję. Bynajmniej nie o funkcję głowy państwa tu chodzi. Został przewodniczącym rady ds. koordynacji turystyki Nadwołżańskiego Okręgu Federalnego. Taką decyzję podjęto dwa dni temu na zebraniu Rady na Kremlu – podał dwa dni temu marginalny portal Centrum Biznesowego Republiki Tatarstan. Czyli jednak nie ma się czego bać?

„Putin jest zneutralizowany. Stracił władzę”Zaledwie wczoraj pojawiła się kolejna mocna opinia. – Myślę, że obecnie prezydent został zneutralizowany, ale najpewniej żyje i znajduje się pod kontrolą „siłowików” –powiedział rosyjski politolog, przewodniczący Islamskiego Komitetu Federacji Rosyjskiej Gejdar Dżemal. Według niego Putin faktycznie stracił władzę w wyniku przewrotu państwowego, a jego obowiązki w najbliższym czasie powinien przejąć Dmitrij Miedwiediew. Ta wypowiedź na nowo zelektryzowała opinię publiczną.

Oleg Kaszyn – niezależny bloger i dziennikarz rosyjski, który wyemigrował do Szwajcarii – początkowo był sceptyczny. #Putinżyw – pisał na Twitterze jeszcze na początku tygodnia. Jednak po wczorajszej wypowiedzi Dżemala, stwierdził: „Jak rozegra się polityka Federacji Rosyjskiej PO PUTINIE zależy od wiarygodności informacji Gejdara Dżemala”.

Kontrolowane zniknięcie? Odwrócenie uwagi od wojny na Ukrainie?

Co nam mówią te zmiany nastrojów? Zauważmy, że o zniknięciu Putina, o jego zneutralizowaniu, nowo narodzonym dziecku, pisze się na blogach, na Twitterze, Facebooku. Oficjalne rosyjskie media milczą bądź informują, że wszystko jest w porządku. W zachodnich mediach jest odwrotnie – o zniknięciu Putina czytamy na pierwszych stronach gazet.

– Wystarczy schować Putina na parę dni i cały świat jest przerażony. Wszyscy modlą się, żeby do władzy nie przyszedł Iwanow, lub inny „krwawy generał”. Jesteśmy zupełnie bezbronni – mówiła Justyna Prus-Wojciechowska z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia na antenie TVP Info.

Może ktoś chce, by zniknięcie Putina tak elektryzowało Zachód? Może ma to odwrócić naszą uwagę? Tego zdania jest rosyjski historyk i obrońca praw człowieka Nikita Pietrow. – To swoista gra. Gdybyśmy mieli do czynienia z wewnętrznymi konfrontacjami, to dochodziłby do nas inne oznaki. Niestety, w Rosji polityka nie jest transparentna, nie możemy przewidzieć, co dzieje się za murami Kremla. Ten brak przejrzystości daje władzy pole do manipulowania informacjami – mówił w programie „Sąsiedzi” Barbary Włodarczyk.

Te nastroje podobnie podsumował też dyrektor ośrodka Carnegie Moscow Center Dmitrij Trenin: „Zeszłotygodniowe spekulacje na temat Putina ilustrują zarówno obawy jak i nadzieje Zachodu”.

Wojna na Ukrainie. Czołgi jadą na Mariupol

Jeśli to tylko kolejna gra Kremla, to najbardziej ciekawym wątkiem pozostaje to, od czego nasza uwaga miałaby zostać odwrócona – czyli wojna na Ukrainie. Wczoraj ukraiński prezydent Petro Poroszenko oświadczył, że w Donbasie następuje stopniowa deeskalacja konfliktu – podaje BBC.

Jednak tego samego dnia ukraińskie media poinformowały, że w stronę Mariupola zmierza „ogromna kolumna czołgów i pojazdów pancernych”. Powiewają na nich flagi tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. Na wielu czołgach napisano sprayem „Na Mariupol”.

Dlaczego Mariupol jest ważny strategicznie, czytaj tutaj>>>

 

gazeta.pl

Sondaż: Komorowski w drugiej turze z Dudą, Ogórek trzecia

mk, 15.03.2015
Bronisław Komorowski i Andrzej Duda spotkają się w drugiej turze, Magdalena Ogórek tuż za nimi - wyniki sondażu

Bronisław Komorowski i Andrzej Duda spotkają się w drugiej turze, Magdalena Ogórek tuż za nimi – wyniki sondażu (Agencja Gazeta)

Gdyby wybory odbyły się w marcu, Bronisław Komorowski miałby 45 proc. poparcia. Na drugim miejscu byłby Andrzej Duda z 27 proc. głosów. Zmierzyliby się w drugiej turze – wynika z sondażu dla TVP.
Sondaż dla „Wiadomości” TVP1 przeprowadził TNS Polska. Wynika z niego, że poparcie dla rządzącego prezydenta spadło w ciągu miesiąca o 8 punktów procentowych. O tyle samo wzrosło poparcie dla kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Na trzecim miejscu znalazła się kandydatka SLD Magdalena Ogórek z 5-procentowym poparciem, takim samym jak przed miesiącem.Jarubas i Palikot po 1 proc.Czwarty w wyścigu do prezydentury jest Janusz Korwin-Mikke, lider partii KORWiN, który uzyskał 4-procentowe poparcie – to wynik o dwa punkty procentowe lepszy niż w lutym. Na 2 proc. głosów mógłby liczyć muzyk Paweł Kukiz.Kandydat PSL Adam Jarubas stracił jeden punkt procentowy i ma poparcie na poziomie 1 proc. Jednoprocentowe poparcie mają też Janusz Palikot (Twój Ruch), Wanda Nowicka (U) i Anna Grodzka (Zieloni).sondażMarzec

sondażMarzec1

http://e.infogr.am/tns_polska_dla_wiadomosci?src=embed

55 proc. na pewno pójdzie głosować

12 proc. respondentów pytanych, na kogo by zagłosowali, odpowiedziało „trudno powiedzieć”.

Autorzy sondażu zbadali też przewidywaną frekwencję. Zdecydowanych na udział w wyborach prezydenckich, których pierwsza tura odbędzie się 10 maja, było 55 proc. ankietowanych. 27 proc. na pytanie, czy pójdą na głosowanie, odpowiedziało „raczej tak”, po 7 proc. odpowiedziało „raczej nie” i „zdecydowanie nie”. 3 proc. nie wie, czy pójdzie głosować.

Sondaż przeprowadzono w dniach 10-11 marca 2015 r. na reprezentatywnej, 1000-osobowiej próbie dorosłych mieszkańców Polski. Metodą badania był wywiad telefoniczny.

Zobacz także

wyborcza.pl

Nowe drony, okręty i systemy przeciwrakietowe – MON idzie na zakupy

mk, pap, 15.03.2015
MON idzie na zakupy. Wojsko dostanie nowy ciężki sprzęt, drony, zmodernizuje wojsko pancerne

MON idzie na zakupy. Wojsko dostanie nowy ciężki sprzęt, drony, zmodernizuje wojsko pancerne (Fot. Wojciech Kardas / Agencja Gazeta)

Ministerstwo Obrony Narodowej wiosną wybierze nowy system przeciwrakietowy średniego zasięgu i bezzałogowe samoloty. Resort kupi też nowe okręty podwodne i zmodernizuje czołgi.
Wiosenne zakupy to część planu modernizacji technicznej, który na lata 2014-22 przewiduje zakup broni i sprzętu za 130 mld zł.Do końca kwietnia MON wybierze dostawcę zestawów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych – będzie wybierał pomiędzy amerykańskim Patriotem a europejskim systemem SAMP/T. Według MON póki co żaden z oferentów nie spełnia wszystkich wymogów, ale to ma się zmienić do 2022 r.W ramach modernizacji systemu obrony powietrznej, w tym przeciwrakietowej, oprócz sześciu baterii w programie Wisła i 11 zestawów krótkiego zasięgu, wojsko chce też kupić 77 samobieżnych zestawów przeciwlotniczych Poprad, 152 wyrzutnie z 486 rakietami Piorun oraz mobilne radary Soła i Bystra.Kupimy za granicą, ale poznamy technologięNa tym nie koniec zakupów – na przełomie kwietnia i maja wybrane zostaną dwa systemy dronów zdolnych przenosić uzbrojenie. Programów jest kilka: Zefir zakłada zakup czterech zestawów po trzy samoloty średniego pułapu i długiego trwania lotu (MALE), plus naziemne stacje naprowadzania; Gryf (bezzałogowce o zasięgu taktycznym) – 12 zestawów po cztery samoloty. Dostawców wybierzemy spośród producentów amerykańskich i izraelskich, ale kontrakt wygra tylko ten, kto udostępni technologię polskim producentom uczestniczącym w przetargu na bezzałogowce rozpoznawcze.

MON planuje tez zakup trzech okrętów podwodnych, które do 2025 r. zastąpią jednostki klasy Kobben i ORP Orzeł. Dostawą zainteresowane są stocznie z Francji, Niemiec i Szwecji. W grę wchodzą także producenci z Hiszpanii i Korei Południowej.

Z kolei zakupy pocisków manewrujących to część programu, któremu rząd nadał nazwę „polskie kły”. To pomysł na odstraszanie potencjalnych agresorów, w który wpisują się też zdolności rozpoznania i rażenia z użyciem latających bezzałogowców, a także zwiększanie zdolności bojowych wojsk specjalnych.

Czołgi mocniejsze, z lepszym systemem

Plany modernizacji Marynarki Wojennej przewidują też zamówienie trzech okrętów obrony wybrzeża Miecznik i takiej samej liczby patrolowców Czapla. Podobnie jak w przypadku mniejszych samolotów bezzałogowych, stroną kontraktu ma być polski przemysł.

Na ten rok ministerstwo zapowiada też rozstrzygnięcie przetargu na 70 śmigłowców wielozadaniowych. W lipcu ub.r. od analizy rynku rozpoczął się program Kruk, dotyczący wyposażenia Wojsk Lądowych w nowy śmigłowiec bojowy. Przetarg na 30 maszyn tej kategorii miał ruszyć w 2018 r., jednak przyspieszono go po rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Po latach przerw i problemów technicznych w 2016 r. wojsko ma otrzymać pierwsze armatohaubice Krab na nowym podwoziu. Ze 120 Krabów 36 będzie miało podwozia wyprodukowane w Korei Południowej, podwozia dla kolejnych 84 mają być wytwarzane na licencji w Polsce.

W lutym żołnierze wojsk pancernych pierwszy raz ćwiczyli na poligonie, wykorzystując czołgi Leopard 2A5. W ubiegłym roku Polska kupiła od Niemiec 119 takich wozów, w tym 105 w wersji 2A5 oraz 14 w wersji 2A4. W tym roku ma ruszyć ich od dawna oczekiwana modernizacja czołgów. Wojsko chce m.in. zmienić systemy kierowania ogniem, stabilizacji wieży i łączności, a także wzmocnić pancerz. Liderem modernizacji niemieckich czołgów ma być Bumar Łabędy należący do Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Zobacz także

wyborcza.pl

Krętacz Duda

Pan Andrzej Duda otworzył dziś „muzeum zgody” Bronisława Komorowskiego, którego to muzeum eksponaty wskazują, że Komorowski, zamiast być prezydentem zgody, jest prezydentem ignorowania woli Polaków, a więc jest zgody zaprzeczeniem. Bardzo mocny to zarzut, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę gigantyczne zasługi jakie dla narodowej zgody położyli idole Dudy, bracia Kaczyńscy oraz to, jak o interes zwykłego Polaka zabiegał sam Duda.

Wszyscy wszak wiemy, Komorowski przez pięć lat dzielił i judził, knuł i szczuł na siebie ludzi. Już wcześniej bracia Kaczyńscy podejmowali gigantyczny wysiłek, by podzielonych Polaków połączyć, ale Komorowski na głowie stawał, by wysiłek ten zmarnować, zniszczyć, zdeptać.

Pamiętamy to doskonale, gdy prezydentem był Lech Kaczyński, a premierem Jarosław Kaczyński, Polacy się kochali, we wszystkim się też zgadzali. Lech Kaczyński na przykład, we wszystkim zgadzał się z Jarosławem Kaczyńskim. I jak tylko osiągał jakiś sukces w dziele łączenia Polaków, to od razu meldował prezesowi „panie prezesie, melduję wykonanie zadania”.

Gdy opozycja próbowała podzielić Polaków, Jarosław Kaczyński rzucił słynne wezwanie do zjednoczenia „my stoimy tu gdzie staliśmy, oni tam, gdzie stało ZOMO”. Gdy Komorowski z Tuskiem próbowali Polaków podzielić, Lech z Jarosławem, przy wielkiej pomocy ojca dyrektora, próbowali ich połączyć.

Komorowski oczywiście tego nie doceniał. Na przykład gdy wybrali go na prezydenta, bezczelnie nie wyszedł do tłumów modlących się przed Pałacem Prezydenckim o powodzenie prezydentury Komorowskiego. Gdy Jarosław Kaczyński z panem Macierewiczem i innymi PiS-owskimi żonami i mężami stanu, razem z jakimś zaprzyjaźnionym księdzem odprawiali przed pałacem egzorcyzmy, by z pałacu szatana wypędzić i ułatwić Komorowskiemu rządzenie, ten nigdy nie wyszedł i nie podziękował. Taki jest. Butny, arogancki, bezczelny.

Tak to trwało latami. Komorowski bezczelnie nie zapraszał Kaczyńskiego na posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego, ale pan Jarosław, któremu dobro ojczyzny zawsze przyświecało, mimo to pukał do drzwi RBN, wiedział on bowiem, że Polska potrzebuje zgody. Niestety, Komoruski sam trzymał drzwi, by Jarosław nie mógł wejść do środka.

Dziś więc pan Andrzej Duda daje dowód klasy, rozsądku i dobrej pamięci celebrując niby – zasługi Komorowskiego dla narodowej zgody, choć dobrze Duda wie, że w ostatnim ćwierćwieczu nikt dla tej zgody nie zrobił tyle co Kaczyńscy.

Panu Dudzie na narodowej zgodzie zależy bardzo. I na losie zwykłych Polaków również. Dlatego gdy mistrz Dudy Lech Kaczyński dostał na biurko projekt ustawy, która miała poddać nieszczęsne SKOK-i nadzorowi KNF-u, dbający o interesy Polaków Duda pomógł dbającemu o interes zwykłych Polaków Kaczyńskiemu, by ich oszczędności jak najpóźniej były objęte jakąkolwiek ochroną państwa. Kaczyński i Duda stanęli na głowie, by bankrutujące później kolejne SKOK-i umoczyły wkłady zwykłych ludzi. Niestety nie udało im się, choć w imię zgody próbowali.

Duda chce zgody narodowej. Dlatego dziś, gdy okazuje się, że pan senator PiS Bierecki wypompowywał kasę ze SKOK-ów do swej spółki, Duda go broni. Słyszycie to naiwniacy, którzy oglądaliście aktora Żmijewskiego reklamującego SKOK-i i wpłacaliście tam swe życiowe oszczędności, nie wiedząc, że sponsorujecie Biereckiego? Jak nie słyszycie, tu usłyszcie, bo dbający o zgodę Duda, w zgodzie z fałszem, a nie z prawdą, raczej wam tego nie powie.

Duda jest za zgodą, moralnością i trwałością poglądów. Pewnie dlatego jak Unia Wolności był partią rządzącą, to Duda był działaczem Unii Wolności, a jak Unia wyleciała z parlamentu, to i Duda szybko o niej zapomniał. Jak władzę zdobyło PiS, to Duda się zakręcił wokół PiS i budował zgodę razem z ministrem Ziobro, który walczył z układem, każdym, tylko nie z tym jedynym prawdziwym, czyli PiS-owsko – SKOK-owym.

Zastanawiałem się jakiś czas, dlaczego prezes Kaczyński ze swego cylindra wyciągnął akurat kandydata Dudę. Teraz jest to chyba oczywiste. Wybrał człowieka bez kręgosłupa i bez jakichkolwiek właściwości, którego będzie mógł sobie lepić jak figurki z plasteliny. Wszystko w imię narodowej zgody, z którą tak wstrętnie i odrażająco przez pięć lat walczył Komorowski.

naTemat.pl

Dodaj komentarz