Bociany (16.02.15)
„Czy zadzwoniłby pan do Putina?”. Zamieszanie na konferencji Andrzeja Dudy
Magdalena Ogórek oświadczyła, że gdyby była głową państwa, to „podniosłaby słuchawkę, by do prezydenta Rosji zadzwonić”. Deklaracja kandydatki SLD zaintrygowała dziennikarzy do tego stopnia, że podczas konferencji Andrzeja Dudy zapytali, czy i on zatelefonowałby do Władimira Putina. Pytanie było powtarzane wiele razy, ale nie doczekało się jasnej odpowiedzi.
Gdy pytanie o telefon do Putina padło po raz pierwszy, Duda zaczął mówić o roli prezydenta, który powinien służyć Polsce i dbać o jej interesy. Mało konkretna odpowiedź nie zadowoliła dziennikarzy stacji TVN24, więc kolejny z nich ponowił pytanie.
Odnosząc się do niego, kandydat PiS poddał analizie politykę wschodnią rządów PO-PSL, ale znowu nie powiedział „tak” albo „nie”.
–Polska polityka zagraniczna poddała sprawę Ukrainy. I to jest jasno i wyraźnie widoczne. Nie istniejemy dzisiaj na europejskiej scenie politycznej, jeżeli o tą sprawę chodzi. A dotyczy to naszego interesu i bezpieczeństwa Polski. (…). Ta sprawa została poddana zarówno przez rząd, jak i przez prezydenta. Gdybyśmy byli liczącym się graczem w tej sprawie, być może, że telefon polskiego prezydenta do Władimira Putina byłby skuteczny, ale dzisiaj, niestety, nie jesteśmy – powiedział europoseł.
Reporterzy w dalszym ciągu nie wiedzieli jednak, czy prezydent Duda podniósłby dzisiaj słuchawkę i zadzwonił do Władimira Putina. Dlatego pytanie padło raz jeszcze.
W tym przypadku kandydat PiS również zachował wstrzemięźliwość. – Prezydent Duda prowadziłby w tej sprawie zupełnie inną politykę od samego początku – zadeklarował.
Europoseł nie zdołał zatrzymać w ten sposób dziennikarskiej ofensywy, więc pytanie znów wybrzmiało w sejmowej sali. – Od samego początku prowadziłbym aktywna polską politykę międzynarodowa. W tym kontekście, kraju liczącego się w ustalaniu planu pokojowego dla Ukrainy, być może, że taki telefon byłby uzasadniony – odparł kandydat.
Taka odpowiedź rozjaśniła nieco sytuację, ale reporterzy chcieli mieć pewność absolutną . – No dobrze, więc pytam. Czy teraz byłby uzasadniony? – naciskał jeden z nich. Duda ponownie zaczął kluczyć, zaznaczając, że „w tym momencie Polska nie bierze udziału w tych negocjacjach”.
– No niech pan odpowie po prostu „tak” albo „nie”, bo ja nie rozumiem – kontynuował podirytowany dziennikarz.
– Najwyraźniej pan nie rozumie – wtrącił wspierający kandydata Marcin Mastalerek, rzecznik PiS.
– Jak pan nie rozumie, to dlaczego pan pyta? – dorzucił rozbawiony Duda, który po chwili zreflektował się jednak i zamknął temat ostatnią odpowiedzią.
– Gdyby Polska polityka zagraniczna była aktywna i działała w sprawie Ukrainy, być może byłby dzisiaj adekwatny taki telefon prezydenta – powiedział kandydat PiS.
Podczas poniedziałkowej konferencji Duda po raz kolejny zachęcił Bronisława Komorowskiego do wzięcia udziału w przedwyborczej debacie.
Papież Franciszek reformuje kurię. „Wzmacnia przy tym grupę reformatorów w kolegium kardynalskim” [KOMENTARZ]
Kto purpuratem?
Spektakularna jest nominacja jednego z nielicznych Europejczyków, Włocha Franzisco Montenegro, do którego archidiecezji na Sycylii należy śródziemnomorska wyspa Lampedusa, którą papież odwiedził w lecie 2013 roku, by solidaryzować się z nędzarzami-uciekinierami z Afryki.
Lwia część nominatów pochodzi jednak z peryferiów Kościoła. Wśród nich znajdują się biskupi z krajów, które nigdy nie miały swojego kardynała: Wysp Zielonego Przylądka, Wietnamu, Mozambiku, archipelagu Wysp Tonga na południowym Pacyfiku, czy Republiki Związku Mjanmy (dawnej Burmy). Istotne jest i to, że nowi kardynałowie nigdy nie orbitowali wokół rzymskiej kurii.
A reforma kurii to obecnie priorytet dla papieża Franciszka. Dlatego na początku minionego tygodnia nad zmianami kościelnej centrali pochylił się jego nieformalny rząd, czyli grupa ośmiu zaufanych kardynałów, funkcjonująca jakby w opozycji do kurii. W piątek rzeczona grupa K-8 przedłożyła 34-stronicowy projekt zmian całemu kolegium kardynalskiemu, które w liczbie 164 z ogólnej 227 purpuratów, w tym nowo kreowanych, zjawiło się na konsystorzu w Rzymie.
Napięta sytuacja w kolegium
Z wewnętrznych doniesień wynika, że sytuacja w kolegium kardynalskim jest napięta. Ale chodzi przecież o nic innego, jak tylko o radykalne zerwanie z dotychczasowym statusem kurii, rozumianym jako naczelne dowództwo Kościoła. Co wielu konserwatywnym kurialistom, drżącym o swoje wpływy, przysparza bezsennych nocy.
Projekt grupy K-8 formalnie stanowi rewizję Konstytucji Apostolskiej „Pastor Bonus”, wydanej w 1988 roku przez papieża Jana Pawła II, a regulującej strukturę kościelnej centrali. Z przecieków wynika, że zmiany polegają na zmniejszeniu liczby watykańskich ministerstw (kongregacji i rad papieskich) i na lepszej koordynacji ich pracy. To brzmi mało rewolucyjnie, ale de facto oznacza wprowadzanie na miejsce autorytarnego sposobu podejmowania decyzji zasad konsultacji.
Zmiany uderzają też w najbardziej prestiżowy organ Kurii – sekretariat stanu. Od pontyfikatu papieża Pawła VI (1963-78) nabrał on cech urzędu kanclerskiego, sterując nie tylko polityką zagraniczną Stolicy Apostolskiej, ale i podporządkowując sobie wszystkie inne watykańskie ministerstwa. W przypadku sekretarza stanu papieża Benedykta XVI, kardynała Tarcisio Bertone, urząd przerodził się w instytucję wicepapieża. Kardynał Bertone posunął się bowiem tak daleko, że np. blokował spotkania w cztery oczy szefów poszczególnych kongregacji z Benedyktem XVI. Na tete-a-tete z Najwyższym Kapłanem czekali oni w tygodniowych kolejkach.
Taki model funkcjonowania sekretariatu stanu obecny projekt wyrzuca na śmietnik. Projekt reformy kurii zawiera też propozycję wzmocnienia pozycji świeckich w Kościele poprzez powołanie odrębnej kongregacji „ds. świeckich, rodziny i życia” oraz wyniesienie na kluczowe stanowiska w kurii osób świeckich, w tym także kobiet, co obecnie zarezerwowane jest wyłącznie dla duchownych w randze kardynałów lub arcybiskupów.
Petryfikacja Watykanu
U podstaw zmian sugerowanych przez grupę K-8 leży postulat zmiany mentalności urzędników kurii. Siłą napędową ma być dla nich nie „wyścig szczurów”, a „duchowość w służbie wspólnoty”. Postulat, którego wdrożenie będzie graniczyć z cudem.
Spetryfikowane networki w Watykanie, powiązane silnie z korupcyjną polityką włoską, bronią się bowiem przed szatańskimi pomysłami pozbawienia ich dotychczasowych wpływów. Nic dziwnego, że grupy konserwatywnych kardynałów i kurialistów tworzą front oporu. Jeden z ich liderów, niemiecki kardynał Gerhard Ludwig Müller, zarazem prefekt najważniejszej kongregacji, Doktryny i Nauki Wiary, na łamach watykańskiej gazety „Osservatore Romano”, półoficjalnego organu Stolicy Apostolskiej, napisał, że reforma kurii nie może podlegać kryteriom, które obowiązują w przypadku centralnych instytucji świeckich. A już oddanie wyższych stanowisk w kurii rzymskiej świeckim byłoby sakrilegiem, podobnie jak przekazanie większej władzy w ręce narodowych episkopatów. Wielu uważa, że wywody Müllera stanowią kontrpropozycję dla projektu grupy K-8.
Reformą kurii papież chce uczynić zmiany w Kościele nieodwracalnymi. A nominacjami kardynalskimi pragnie zamienić proporcje w kolegium, które wybierze nową głowę Kościoła. Bo wydaje się wątpliwe, by on sam zebrał wszystkie owoce swoich reform. Wybór jego następcy przesądzi o trwałości zmiany kursu, zainicjowanej przez papieża z Argentyny.
„Newsweek”: „Kaczyński ma problemy ze zdrowiem”. PiS broni prezesa. „Jego kondycja? Znakomita”
Zdaniem „Newsweeka” tajemnicą poliszynela jest w partii to, że Kaczyński ma poważne problemy zdrowotne: zasłabł podczas spotkania z wyborcami, odchorowuje każdy stres i wysiłek związany z aktywnością polityczną. Prezes PiS ma też cierpieć na cukrzycę i coraz częściej przysypiać na spotkaniach. Tym doniesieniom zaprzecza jednak wiceszef ugrupowania Adam Lipiński. – Kondycja prezesa? Znakomita. To on nas goni do roboty – zapewnia. Jak dodaje, w partii „może ustąpić każdy, ale nie prezes. Jego odejście doprowadziłoby do fermentu”.
Lech Kaczyński był „nieudacznikiem”? Michalski ostro o byłym prezydencie. „Nie nadawał się do polityki”
1. Michalski przypomina sprawę karykatur Kaczyńskiego w niemieckiej gazecie. Publicysta krytykuje, że „żałosny pamflet” sprowokował prezydenta do zerwania szczytu Trójkąta Weimarskiego i sparaliżowania kontaktów Polski z Niemcami i Francją.
2. Według Michalskiego polityka zagraniczna Kaczyńskiego, a zwłaszcza walka o pozycję Polski w Unii Europejskiej, była „serią porażek”.
3. „Fikcją” nazywa Michalski zdolność Kaczyńskiego do rozwiązywania konfliktów społecznych. Choć prezydent miał stanowić „lewą nogę” obozu rządzącego, w ogóle zdaniem publicysty nie reagował na konflikty różnych grup społecznych z rządem.
4. „Jedyną polityczną treść dla rządów PiS i prezydentury zapewniał Jarosław Kaczyński” – zaznacza Michalski. Jego zdaniem Lech „był obciążeniem nawet dla brata”. Publicysta pisze, że przez zbytnią wrażliwość i wpływ otoczenia podejmował fatalne decyzje personalne, nie tylko z punktu widzenia Polski, ale i PiS.
Mit zastąpił prezydenta
„Lech Kaczyński do polityki w ogóle się nie nadawał” – podkreśla Michalski. Zaznacza, że wiedzą to prawicowi dziennikarze i politycy. „Dlatego 10 kwietnia 2010 uwolnił ich z niewygodnej prawdy, wyposażając za to w użyteczny mit wielkiego poległego prezydenta” – pisze. Posługując się tym mitem, Jarosław Kaczyński niemal został prezydentem, a Andrzej Duda chce za jego pomocą co najmniej wejść do drugiej tury wyborów.
Nowy sondaż: Komorowski wygrywa w pierwszej turze, Duda dostaje 15 proc
Z poprzedniego sondażu, przygotowanego przez IBRiS na zlecenie Prawa i Sprawiedliwości, wynikało, że Komorowski nie zdobędzie 50 proc. głosów i będzie musiał powalczyć w drugiej turze z Andrzejem Dudą, który w pierwszej zdobędzie 26 proc. Czytaj więcej >>>
W styczniowym w sondażu Milliward Brown dla „Faktów” TVN Komorowski zdobywał 65 proc. głosów, a Duda – 21.
Wysoka frekwencja
Spośród zdeklarowanych uczestników majowego głosowania 8 proc. jeszcze nie wie, na kogo oddałoby swój głos.
70 proc. uprawnionych do głosowania zapowiada, że 10 maja pójdzie do urn wyborczych. 20 proc. nie wie jeszcze, czy będzie głosować, a 10 proc. z góry to wyklucza.
CBOS przeprowadził sondaż w dniach 5-11 lutego 2015 roku na liczącej 1003 osoby reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski.
Insynuacje „Wprost” o Durczoku zaszkodzą TVN-owi? „Może tak komuś się wydawało, ale nie sądzę”
Gość TOK FM podkreślił: – Nikt nikomu nie udowodnił przestępstwa, nie widzę też jakiegokolwiek wpływu na jakość programu.
„Miniskandalik”
– Rozmowa o transakcji związanej z TVN to rozmowa o dużych pieniądzach pomiędzy dużymi i rozgarniętymi partnerami, którzy miarę wartości spółki medialnej mają w odniesieniu do innych wskaźników niż jakaś tocząca się sprawa dotycząca gwiazdy tej firmy medialnej – stwierdził z kolei Maciej Grelowski, przewodniczący Rady Głównej BCC. – Nie sądzę, żeby to miało jakieś znaczenie. Być może komuś się tak wydawało, ale nie sądzę – dodał.
Zdaniem Grelowskiego w Polsce nie jest trudne „wywołanie zamieszania i miniskandaliku”. Skrytykował przy tym media, które stosują te metody. – Pewną regułą jest, że niedomówienie, pomówienie i spekulacja jest pożywką do budowania całych obfitych treści na temat niektórych ludzi lub zdarzeń. Jeżeli sami dziennikarze to piętnują, to jestem bardzo zadowolony, że taka dyskusja się toczy – bo może te cytaty trzeba będzie kiedyś przytoczyć – stwierdził.
Cały wątek podsumował Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej: – To nie wpłynie w żaden sposób na transakcję sprzedaży TVN. Materiał „Wprost” to nie jest żaden materiał, który mógłby być podstawą jakichkolwiek oskarżeń. Stacja TVN bez pana Kamila Durczoka da sobie dalej radę, gdyby odszedł. Natomiast takie argumenty, jeżeli chodzi o cenie ostatecznej, mogą być wykorzystane, no bo wszystkiego negocjatorzy się chwytają, żeby zyskać najkorzystniejszą cenę – stwierdził.
Durczok po publikacji „Wprost”: Nigdy nikogo nie molestowałem. Jestem zdemolowany psychicznie
Usłyszałeś od swoich szefów, że jeśli komisja potwierdzi niejako twoją winę, możesz stracić pracę?
– Jeśli komisja miałaby potwierdzić moją winę albo znaleźć w moim postępowaniu w tym zespole, bardzo dobrym, doskonałym zespole, jakiekolwiek niewłaściwe zachowania, sam będę wiedział, co mam zrobić. Natychmiast złożę odpowiedni wniosek do mojego szefa.
Molestowanie to nie tylko fizyczne napastowanie. Granica między życiem prywatnym a regułami dotyczącymi mobbingu i molestowania jest płynna.
– Otóż to! Jeśli ktoś bardzo będzie chciał postawić mi taki zarzut i znaleźć coś z mojego życia prywatnego, co będzie świadczyło na rzecz tezy, że kogoś molestowałem, to być może to znajdzie. Ja wiem, co robiłem w życiu. Nie jestem bezgrzeszny. Popełniałem mnóstwo rozmaitych życiowych, prywatnych błędów. Mam ich świadomość, zapłaciłem dość wysoką osobistą cenę. Rozstałem się z moją żoną. Nie jesteśmy po rozwodzie, ale nie mieszkamy razem. Ale nigdy świadomie nie wyrządziłem nikomu żadnej krzywdy. Nigdy nie doprowadziłem do sytuacji, w którejś ktoś miał taką zarysowaną alternatywę: albo idziesz do łóżka z szefem, albo z firmy wylatujesz, nie awansujesz, nie możesz liczyć na podwyżkę. Nigdy czegoś takiego nie było.
Możesz mieć poczucie, że takiej presji nie było. Ale podwładne mogły tę presję odczuwać.
– Mogły. Nie możemy wejść w głowę ludzi, z którymi rozmawiamy i odczytać, co tam jest, czy poczuły się skrzywdzone. Czytając ten tekst dwa tygodnie temu pomyślałem, że jeśli wyczerpuje to znamiona z kodeksu karnego, są instytucje, do których taki ktoś może się zgłosić. A nie mogłem się bronić przed tym artykułem także dlatego, że tam nie padło moje nazwisko.
Padło w portalach.
– Na początku nie sądziłem nawet, że to może być artykuł o mnie. To potworny rodzaj dziennikarstwa, jak z hybrydową wojną. Dziennikarstwo hybrydowe. Putin wysyła żołnierzy, ale oficjalnie ich tam nie ma. „Wprost” pisał artykuły o znanym reżyserze, który miał molestować młodocianych chłopców, potem o gwiazdorze telewizyjnym, który miał robić casting na męskie prostytutki. Ale nie podaje nazwisk. Teraz robi tekst o znanym dziennikarzu, który miał molestować, ale nie podaje nazwiska. Przez dwa tygodnie tworzy grunt do fali spekulacji. Przed czym mam się bronić?
Co z dzisiejszą publikacją „Wprost”?
– Powiem to jedno zdanie, choć uważam, że to moja absolutnie prywatna sprawa. W wolnym, prywatnym czasie odwiedziłem mieszkanie jednej z moich znajomych ze środowiska medialnego. To, co tam zrobiłem, to jest absolutnie moja prywatna sprawa. To nie było złamanie prawa. Nie wiem, czy policja się tym zajmuje. Mnie łatwo znaleźć.
Czy biały proszek, o którym pisze „Wprost”, to były narkotyki?
– Skąd ja mam wiedzieć, co tam w ogóle było? Tam przyjechała policja, była w środku. Ja byłem na zewnątrz, policjanci wyszli i tyle.
Rozważasz kroki prawne przeciw blogerom i „Wprost”?
– Tak. Piszemy pismo procesowe ws. blogera, który wprost napisał, że to ja molestowałem. Ws. tygodnika… Mój prawnik, obudzony bladym świtem, zaczął nad tym pracować. To są za poważne sprawy, walczę teraz o swoją twarz. Muszę to skierować na drogę prawną.
Poprowadzisz jeszcze „Fakty”?
– Dziś myślę o tym, jak przeżyć do jutra. Pracuję w mediach od 25 lat, widziałem wszystko albo prawie wszystko. Jestem zdemolowanym psychicznie facetem, który trzyma się dzięki temu, że żona, z którą się rozstałem, jest dla mnie oparciem. Bardzo bym chciał jeszcze poprowadzić „Fakty”.
„Najmłodszy polski milioner” Piotr K. ma problemy z prawem. Zakaz wyjeżdżania z kraju
Piotr K., „najmłodszy polski milioner” (fot. gazeta.tv)
Na koncie pod swoim nazwiskiem wstrzymał działalność w marcu zeszłego roku, pisząc: „Wraz z tym postem, ograniczam swoją aktywność na facebooku, do momentu aż nie uda mi się podbić całej Europy. Nie umiem opisać jak wiele pracy przede mną, potrzebuję spokoju, koncentracji i wyciszenia. Prywatnie i zawodowo, ponieważ za 3 lata chciałbym założyć rodzinę i cieszyć się tym na co pracowałem po nocach.”
Piotr K.: „Jestem samozwańczym królem botoksu i dzieckiem rosyjskiego miliardera”
Krytykowaliście kampanię na temat sekstingu? No, to zobaczcie ten film
Kadr spotu kampanii „Myślę, więc nie ślę”
Dowiemy się z niego, że Julka, bo tak ma na imię główna bohaterka kampanii, jest nie tylko ofiarą. Jest też sprawczynią przemocy. Bo gdy w sieci ląduje jej półnagie zdjęcie, od razu oskarża chłopaka. Zupełnie zapominając, że tę samą fotografię wysłała koleżance. Pod wpływem impulsu wrzuca do sieci roznegliżowaną fotkę Mateusza – to taki rodzaj internetowej zemsty. Efekt? Wiele osób cierpi, choć jeszcze niedawno przyjaźnili się, kochali, ufali sobie.
I o tym jest akcja FDN. Nie o tym, że dziewczyny nie powinny wysyłać zdjęć chłopakom, ale o tym, że ludzkie związki zmieniają się. Że ludzie popełniają błędy pod wpływem emocji, a ich konsekwencje mogą być naprawdę przykre. I też o tym, niestety, że w internecie wszystko jest wieczne. Bo gdy bohaterka filmu zmienia szkoły, kompromitujące zdjęcia podążają za nią.
Tak jak w prawdziwym życiu – bo przecież wykradzione w zeszłym roku nagie zdjęcia gwiazd Hollywood trafiły do sieci nie dlatego, że ktoś bliski zawiódł ich zaufanie, lecz dlatego, że ktoś włamał się na ich konta w chmurze.
Potrzebna lekcja
Czy naprawdę musimy podawać to nastolatkom w tak dosadny sposób? Niestety tak. Bo w wielu szkołach niemal wcale nie rozmawia się nie tylko o sekstingu, ale również o relacjach międzyludzkich, nie mówiąc już o bezpieczeństwie w sieci. Godzina lekcji wychowawczej w tygodniu to po prostu na to znacznie za mało.
Optymistycznie można założyć, że to tematy na rozmowy w domu. Ale ja w to nie wierzę, skoro w ciągu pięciu lat pod numer telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży zadzwoniło ponad 600 tys. osób. One w domu nie znajdowały partnerów do dyskusji.
Dlatego uważam, że ten spot był potrzebny. 30 sekund to ledwie zaczepienie kogoś, by zainteresować go tematem. Młodych może nie zatrzyma, ale mam nadzieję, że trafi do ich rodziców i nauczycieli, a oni z kolei nie zatrzymają się jedynie na być może nieco niefortunnym haśle promującym akcję. Sięgną po dłuższy film i po scenariusze lekcji – w końcu po to zrobiono tę kampanię. Nikt przecież chyba nie wierzył, że po krótkim klipie nastolatki przestaną sobie przesyłać nagie zdjęcia. Grunt, żeby wiedziały, jakie to może nieść konsekwencje. I o tym jest „Myślę, więc nie ślę”.
Justyna Suchecka: Interesują Cię tematy związane z edukacją? Lubisz o nich czytać i dyskutować? Zapraszam na mój profil na Facebooku!
„Wprost” uderza w Kamila Durczoka. Śledztwo na temat „ciemnej strony” dziennikarza
Publikacja okładki
O poniedziałkowej okładce mówiło się już od kilku dni. Pojawiały się doniesienia, że ma się na niej znaleźć szef „Faktów”. W niedzielę ok. 18 „Wprost” wrzucił do sieci zdjęcie okładki. Błyskawicznie rozniosła się ona w mediach społecznościowych. Niektóre portale od razu zaczęły spekulować na temat treści materiału, a dziennikarze tygodnika radzili, by z domysłami poczekać do publikacji całości tekstu.
Gazeta.pl od początku powstrzymała się od pochopnych ocen. Opisujemy jedynie reakcję mediów na zaistniałą sytuacje.
Głos na Twitterze zabrał m.in. Jarosław Kuźniar, który codziennie rano przeprowadza w TVN24 przegląd prasy.
Materiał o zajściu w mieszkaniu
Najnowszy „Wprost” (16.02) miał być opublikowany dopiero o 6 rano, jednak przez krótki czas był dostępny dla osób, które wykupiły prenumeratę cyfrową tygodnika.
We wstępniaku redaktor naczelny „Wprost” Sylwester Latkowski pisze, że tygodnik „od wielu tygodni prowadzi dziennikarskie śledztwo dotyczące molestowania i mobbingu”, a także, że zebrany materiał będzie sukcesywnie publikowany. „Nie damy się zastraszyć. Nie odpuścimy tematu molestowania i mobbingu” – dodaje Latkowski. I zastrzega, że historie przedstawione dotąd we „Wprost” i te, które dopiero się ukażą, „nie są wytworem czyjejś wyobraźni”.
Jednak okładkowy materiał nie dotyczy ani molestowania, ani mobbingu. Dziennikarze „Wprost”, Sylwester Latkowski, Michał Majewski i Olga Wasilewska, opisują zajście, do którego miało dojść 16 stycznia na warszawskim Mokotowie. Wg „Wprost” uczestniczył w nim Kamil Durczok, szef „Faktów” TVN.
W historii pojawia się postać 29-latki, która miała wynajmować mieszkanie od biznesmena-informatora redakcji tygodnika. W mieszkaniu miały znajdować się m.in. prywatne rzeczy Durczoka i „biały proszek”. Wezwana na miejsce policja miała spisać Durczoka na klatce schodowej apartamentowca jako – jak mówi sam dziennikarz – „świadka czegoś tam”. Informację potwierdził rzecznik Komendy Głównej Policji.
Śledztwo dotyczące molestowania
Po publikacji Olgi Wasilewskiej i Marcina Dzierżanowskiego na temat molestowania (01.02, „Wprost”) w środowisku medialnym huczało od plotek. Pojawiały się domysły, kto może być „bardzo popularną twarzą telewizyjną, szefem zespołu jednej ze stacji”.
Jedną z osób, która zabrała głos publicznie była prezenterka TVN Omenaa Mensah. – Jak większość osób wiem, o kogo chodzi – mówiła. O sprawę pytaliśmy dyrektora programowego TVN Edwarda Miszczaka. – Nie będę komentował plotek, ja nie znam faktów – powiedział i dodał: – Omenaa też nie mówi faktów, tylko insynuuje, że wszyscy coś wiedzą.
Niedługo później wszyscy pracownicy TVN otrzymali zbiór zasad dotyczących dyskryminacji, mobbingu i molestowania seksualnego. Powołano także komisję „w celu zweryfikowania rozpowszechnianych publicznie twierdzeń, że osoby zatrudnione w TVN mogły być przedmiotem mobbingu lub molestowania w miejscu pracy”. Warto zauważyć, że żadna inna stacja ogólnopolska stacja nie podjęła podobnej decyzji. Do czasu przedstawienia wniosków komisji zarządowi, stacja nie będzie komentować spekulacji medialnych.
Po publikacji okładki „Wprost” nie udało nam się skontaktować z Kamilem Durczokiem. Będzie on gościem Poranka TOK FM dziś o godzinie 8.
„Mówiłam, że wolność słowa jest iluzją. Wtedy padły strzały”. Nagranie BBC z Kopenhagi [AUDIO]
Szef izraelskiego MSZ wzywa do „bezpardonowej wojny”
Do kolejnej strzelaniny, tym razem w pobliżu synagogi, doszło w Kopenhadze kilkanaście godzin po opisanych wyżej wydarzeniach. Później w pobliżu dworca funkcjonariusze zastrzelili mężczyznę, który otworzył do nich ogień. Policja twierdzi, że to on był sprawcą ataków na kawiarnię i synagogę.
Funkcjonariusze podali, że napastnik to 22-latek urodzony w Danii. Policji znany był już wcześniej, ponieważ powiązany był z gangami. Miał też zarzuty nielegalnego posiadania broni.
Pod synagogą zginął młody Żyd, a pięć osób zostało rannych. Po tych doniesieniach izraelski minister spraw zagranicznych Awigdor Lieberman wezwał do podjęcia „bezpardonowej wojny” przeciwko islamskiemu terroryzmowi.
„Terroryzm jest wymierzony przeciwko Żydom”
– Seria ataków terrorystycznych w Kopenhadze potwierdza to, co od lat powtarzamy: ten terroryzm jest wymierzony w pierwszym rzędzie przeciwko Izraelowi i Żydom, ponieważ to oni są na pierwszej linii tej wojny – powiedział Lieberman, cytowany przez elektroniczne wydanie „Jedijot Achronot”. – Izrael i Żydzi są frontem wojny, który terroryzm prowadzi przeciwko Zachodowi i wolnemu światu – dodał izraelski minister.
Zwracając się do wspólnoty międzynarodowej, ostrzegł: – Wspólnota międzynarodowa nie powinna zadowalać się składaniem deklaracji i protestami przeciwko terroryzmowi, lecz pozbyć się politycznej poprawności i wydać prawdziwą wojnę bez wytchnienia islamskiemu terroryzmowi i jego korzeniom.
Tuż po strzelaninie w Kopenhadze polska artystka wygłosiła wykład. Bo „nie można żyć na kolanach”
– O naszym festiwalu. Jesienią w Londynie odbędzie się już siódma edycja. Mamy artystów z całego świata: Europa, USA, Iran, Afganistan, Pakistan. Rzeźby, obrazy, fotografie, grafiki, rysunki, performance, instalacje… Do tego część filmowa. Zadajemy artystom trzy pytania: czy jest wolność, jak łatwo ją stracić i jak trudno odzyskać. Zapraszamy gości specjalnych – w 2013 r. np. Firoozeh Bazrafkan, artystkę z Danii irańskiego pochodzenia, której grożono śmiercią, bo stwierdziła, że muzułmanie źle traktują kobiety.
Niektóre uniwersytety nie chcą zapraszać Vilksa, bo uważają, że jest zbyt kontrowersyjny i obawiają się o bezpieczeństwo gości. Czy po zamachu wzięłaby pani udział w kolejnej takiej debacie?
– Julie Lenarz, szefowa Human Security Centre, skomentowała na Facebooku, że ludzie w Paryżu zginęli, bo korzystali czynnie z wolności słowa. A w Kopenhadze chcieli tylko o niej porozmawiać! To idzie za daleko.
Jestem Polką, żyłam w komunie. Cierpiałam z powodu braku wolności słowa, znam ludzi, którzy cierpieli. Jestem z Katowic, spod kopalni Wujek. Pamiętam, jak komuniści filmowali ludzi idących na mszę świętą za zabitych górników. Teraz mam deja vu. Tylko gorsze, bo ci ludzie są szaleni. To religijny motłoch, który nie ma szacunku dla życia i wartości. Życie ludzkie jest ważniejsze niż wymyślone idee. Nie będę nikogo za to przepraszać.
Grecy czekają na cud i narzekają na Unię
Na czele państw obwinianych przez Greków o kryzys niezmiennie znajdują się Niemcy, największy wierzyciel kraju. SYRIZA doskonale zdaje sobie z tego sprawę i podnosi sprawę reparacji wojennych podczas okupacji nazistowskiej. Ale Berlin nie zamierza iść jej na rękę, i to nie tylko w tej kwestii. Nie zgadza się również na umorzenie części długu. Angela Merkel przypomniała niedawno, że „umów zawartych przez poprzednie rządy należy przestrzegać”.
– Z drugiej strony Grexit nie będzie na rękę żadnemu z państw strefy euro. Osłabi to Unię nie tylko ekonomicznie, ale przede wszystkim politycznie. I Tsipras tą kartą będzie grał. Jednak największym dramatem jest to, że żadna partia nie chce mówić o prawdziwych źródłach kryzysu i o tym, jak zreformować naszą niewydolną gospodarkę i wzmocnić państwo, które Grecy przez lata nauczyli się oszukiwać – mówi prof. Thanos Veremis.
Polskie bociany gościły w restauracji dla sępów. „Są w RPA. Na razie im się do domu nie spieszy”
Przyloty i odloty pod okiem kamery
Dolata podobnie jak tysiące internautów z całego świata wypatruje bocianów. Ornitolog szykuje się właśnie do dziesiątego już sezonu projektu „Blisko bocianów”. O co w nim chodzi? Dzięki zamontowanym w bocianim gnieździe kamerom wiosną po raz kolejny będziemy mogli oglądać losy bocianów z Przygodzic nieopodal Ostrowa Wielkopolskiego. To właśnie tam znajduje się najbardziej znany ptasi dom w Polsce.
Przygodzickie boćki w świecie przyrodników są już prawdziwymi celebrytami – dotąd ich losy podziwiało już ponad 5 mln miłośników przyrody z ok. 200 krajów świata (w tym nawet tak egzotycznych jak Czad czy Mikronezja). Internauci zazwyczaj z wypiekami na twarzach śledzą bocianie historie – przyloty, miłości, narodziny, odloty.
Ale nawet tego gniazda nie ominęły bocianie tragedie. W 2010 roku właśnie z powodu zimna i intensywnych opadów nie przetrwało żadne z piątki tamtejszych piskląt. Przyrodnicy i strażacy próbowali jeszcze ratować młode. Na specjalnym wysięgniku dostali się nawet do gniazda, w którym wciąż stała bardzo zimna woda. Dla boćków było już za późno.
Widzowie z całego świata mają nadzieję, że w tym roku przygodzickie bociany będą miały więcej szczęścia. A specjaliści szacują, że w domu powinny pojawić się pod koniec marca lub na początku kwietnia.
Polska nie bez powodów nazywana jest czasem „bocianim rajem”. Nasza populacja bociana białego liczy ok. 49 tys. par – najwięcej na świecie. W niektórych regionach bocianie gniazda są niemałą atrakcją turystyczną.
KOLEJĄ DOOKOŁA USA. PRZYGODA ŻYCIA
15.02.2015
Pociąg Coast Starlight nie ruszył jeszcze ze stacji King Street w Seattle, kiedy w głośnikach zaskrzeczał głos konduktora: „Zgodnie z prawem obowiązującym w stanie Waszyngton palenie papierosów w pociągu jest zabronione. Osoby, które będą palić, zostaną wysłane czarterowym samolotem CIA do jednego z tajnych więzień w Europie Wschodniej”.
Jest przygoda…
– Ale niespodzianka! Jestem z Polski! – powiedziałem głośno. Usłyszał to uśmiechnięty starszy mężczyzna siedzący przede mną. Zaproponował nagranie rozmowy dla włoskiej stacji TV na potrzeby powstającego filmu dokumentalnego. Okazało się, że jednym z autorów dokumentu o podróży amerykańską koleją od Portland na wschodzie USA do Portland na zachodzie USA jest Beppe Severgnini. – Znajdziesz informacje o mnie w Internecie – powiedział. Poszukałem i faktycznie znalazłem. To jeden z popularniejszych włoskich dziennikarzy prasowych. Co ciekawe, bywał również w Polsce – na początku lat 80-tych i później w trakcie obrad okrągłego stołu. „No i jest jakaś przygoda…” pomyślałem.
Początki wielkiej przygody
Bo o przygodę w tej podróży chodziło. A wszystko zaczęło się kilka lat temu na dworcu w Tarnowie. Jechałem pociągiem do Krakowa. Razem ze mną w przedziale melduje się kilkuosobowa rodzina. Mama, tato, dwóch chłopców i dziewczynka. Jeszcze dobrze nie usiedli, a już zaszeleściła folia aluminiowa, w która zapakowano kanapki i cicho syknęła, otwierana z namaszczeniem, oranżada. Chociaż to pierwsza w nocy, to dzieci nie mają chwili wytchnienia. Trudno w to uwierzyć, ale pociągiem jadą pierwszy raz w życiu. Muszą wszystko obejrzeć i wszystkiego dotknąć. Zadają dziesiątki pytań. Po prostu, urocza ciekawość świata wieku dziecięcego. Jednak po kilkunastu minutach zmęczenie daje znać o sobie. Maluchy układają się do snu. Chłopcy zasypiają po już po chwili. Ich siostra nie. Wierci się, układa w coraz dziwniejsze pozy. W końcu uczula rodziców na bardzo ważną rzecz:
– Obudźcie mnie, jak będzie jakaś przygoda…
Koleją przez USA
Pojechałem do USA żeby kolekcjonować takie przygody. Rozmowy z nowopoznanymi ludźmi, obrazy przewijające się za oknem wagonu. Fragmenty życia, które złożą się na większą całość. Nie miałem problemu z zaplanowaniem trasy – pierwszym celem była podróż dookoła USA, drugim zobaczyć, jak najwięcej w określonych ramach czasowych. Ograniczał mnie bowiem USA Rail Pass ważny przez 15 dni od momentu rozpoczęcia podróży.
Ułożyłem więc taki plan, aby do maksimum wykorzystać możliwości biletu. Podróż podzieliłem na cztery etapy – Nowy Jork – Chicago – Seattle – Los Angeles – Nowy Orlean – Nowy Jork. 7 pełnych dni spędzonych tylko w pociągach, ogółem 13 dni w podróży i do pokonania prawie 13 tysięcy kilometrów. Szczęśliwa siódemka i dwie – rzekomo – pechowe trzynastki ostatecznie złożyły się na kumulację w postaci udanej wyprawy. Dobrego wrażenia nie zmąciły wiecznie opóźnione pociągi oraz brudne toalety w wagonach. Obsługa, nie licząc jednej sytuacji z początku podróży, była miła i pomocna. Najważniejsi byli jednak ludzie, których spotkałem. Prawdziwi Amerykanie, w swoim naturalnym środowisku. Bez udawania, ciekawi świata. Jak blisko 50-letni Paul, kibic hokejowej drużyny Los Angeles Kings, który nie mógł uwierzyć, że w Polsce też gra się w hokeja na lodzie, a do Reading, gdzie mieszkam, do centrum miasta najlepiej udać się spacerem. – Pieszo? Ach tak, to Europa – krótko podsumował rozmowę.
Dziesiątki takich rozmów, połączonych z bezkresem prerii na północnych rubieżach USA lub spaloną słońcem pustynią w Arizonie, umocniły moją fascynację Stanami Zjednoczonymi i odkrywaniem tego kraju dzięki kolei. Do czego zachęcam również czytelników goforworld.com…
Autor: Jakub Górski